LITWO OJCZYZNO MOJA TY JESTEŚ JAK ZDROWIE
ILE CIĘ TRZEBA CENIĆ TEN TYLKO SIĘ DOWIE
KTO CIĘ STRACIŁ DZIŚ PIĘKNOŚĆ TWĄ W CAŁEJ OZDOBIE
WIDZĘ I OPISUJĘ BO TĘSKNIĘ PO TOBIE
PANNO ŚWIĘTA CO JASNEJ BRONISZ CZĘSTOCHOWY
I W OSTREJ ŚWIECISZ BRAMIE TY CO GRÓD ZAMKOWY
NOWOGRÓDZKI OCHRANIASZ Z JEGO WIERNYM LUDEM
JAK MNIE DZIECKO DO ZDROWIA POWRÓCIŁAŚ CUDEM
GDY OD PŁACZĄCEJ MATKI POD TWOJĄ OPIEKĘ
OFIAROWANY MARTWĄ PODNIOSŁEM POWIEKĘ
I ZARAZ MOGŁEM PIESZO DO TWYCH ŚWIĄTYŃ PROGU
IŚĆ ZA WRÓCONE ŻYCIE PODZIĘKOWAĆ BOGU
TAK NAS POWRÓCISZ CUDEM NA OJCZYZNY ŁONO
TYMCZASEM PRZENOŚ MOJĄ DUSZĘ UTĘSKNIONĄ
DO TYCH PAGÓRKÓW LEŚNYCH DO TYCH ŁĄK ZIELONYCH
SZEROKO NAD BŁĘKITNYM NIEMNEM ROZCIĄGNIONYCH
DO TYCH PÓL MALOWANYCH ZBOŻEM ROZMAITEM
WYZŁACANYCH PSZENICĄ POSREBRZANYCH ŻYTEM
GDZIE BURSZTYNOWY ŚWIERZOP GRYKA JAK ŚNIEG BIAŁA
GDZIE PANIEŃSKIM RUMIEŃCEM DZIĘCIELINA PAŁA
A WSZYSTKO PRZEPASANE JAKBY WSTĘGĄ MIEDZĄ
ZIELONĄ NA NIEJ Z RZADKA CICHE GRUSZE SIEDZĄ
ŚRÓD TAKICH PÓL PRZED LATY NAD BRZEGIEM RUCZAJU
NA PAGÓRKU NIEWIELKIM WE BRZOZOWYM GAJU
STAŁ DWÓR SZLACHECKI Z DRZEWA LECZ PODMUROWANY
ŚWIECIŁY SIĘ Z DALEKA POBIELANE ŚCIANY
TYM BIELSZE ŻE ODBITE OD CIEMNEJ ZIELENI
TOPOLI CO GO BRONIĄ OD WIATRÓW JESIENI
DOM MIESZKALNY NIEWIELKI LECZ ZEWSZĄD CHĘDOGI
I STODOŁĘ MIAŁ WIELKĄ I PRZY NIEJ TRZY STOGI
UŻĄTKU CO POD STRZECHĄ ZMIEŚCIĆ SIĘ NIE MOŻE
WIDAĆ ŻE OKOLICA OBFITA WE ZBOŻE
I WIDAĆ Z LICZBY KOPIC CO WZDŁUŻ I WSZERZ SMUGÓW
ŚWIECĄ GĘSTO JAK GWIAZDY WIDAĆ Z LICZBY PŁUGÓW
ORZĄCYCH WCZEŚNIE ŁANY OGROMNE UGORU
CZARNOZIEMNE ZAPEWNE NALEŻNE DO DWORU
UPRAWNE DOBRZE NA KSZTAŁT OGRODOWYCH GRZĄDEK
ŻE W TYM DOMU DOSTATEK MIESZKA I PORZĄDEK
BRAMA NA WCIĄŻ OTWARTA PRZECHODNIOM OGŁASZA
ŻE GOŚCINNA I WSZYSTKICH W GOŚCINĘ ZAPRASZA
WŁAŚNIE DWUKONNĄ BRYKĄ WJECHAŁ MŁODY PANEK
I OBIEGŁSZY DZIEDZINIEC ZAWRÓCIŁ PRZED GANEK
WYSIADŁ Z POWOZU KONIE PORZUCONE SAME
SZCZYPIĄC TRAWĘ CIĄGNĘŁY POWOLI POD BRAMĘ
WE DWORZE PUSTO BO DRZWI OD GANKU ZAMKNIĘTO
ZASZCZEPKAMI I KOŁKIEM ZASZCZEPKI PRZETKNIĘTO
PODRÓŻNY DO FOLWARKU NIE BIEGŁ SŁUG ZAPYTAĆ
ODEMKNĄŁ WBIEGŁ DO DOMU PRAGNĄŁ GO POWITAĆ
DAWNO DOMU NIE WIDZIAŁ BO W DALEKIM MIEŚCIE
KOŃCZYŁ NAUKI KOŃCA DOCZEKAŁ NARESZCIE
WBIEGA I OKIEM CHCIWIE ŚCIANY STARODAWNE
OGLĄDA CZULE JAKO SWE ZNAJOME DAWNE
TEŻ SAME WIDZI SPRZĘTY TEŻ SAME OBICIA
Z KTÓRYMI SIĘ ZABAWIAĆ LUBIŁ OD POWICIA
LECZ MNIEJ WIELKIE MNIEJ PIĘKNE NIŻ SIĘ DAWNIEJ ZDAŁY
I TEŻ SAME PORTRETY NA ŚCIANACH WISIAŁY
TU KOŚCIUSZKO W CZAMARCE KRAKOWSKIEJ Z OCZYMA
PODNIESIONYMI W NIEBO MIECZ OBURĄCZ TRZYMA
TAKIM BYŁ GDY PRZYSIĘGAŁ NA STOPNIACH OŁTARZÓW
ŻE TYM MIECZEM WYPĘDZI Z POLSKI TRZECH MOCARZÓW
ALBO SAM NA NIM PADNIE DALEJ W POLSKIEJ SZACIE
SIEDZI REJTAN ŻAŁOŚNY PO WOLNOŚCI STRACIE
W RĘKU TRZYMNA NÓŻ OSTRZEM ZWRÓCONY DO ŁONA
A PRZED NIM LEŻY FEDON I ŻYWOT KATONA
DALEJ JASIŃSKI MŁODZIAN PIĘKNY I POSĘPNY
OBOK KORSAK TOWARZYSZ JEGO NIEODSTĘPNY
STOJĄ NA SZAŃCACH PRAGI NA STOSACH MOSKALI
SIEKĄC WROGÓW A PRAGA JUŻ SIĘ WKOŁO PALI
NAWET STARY STOJĄCY ZEGAR KURANTOWY
W DREWNIANEJ SZAFIE POZNAŁ U WNIŚCIA ALKOWY
I Z DZIECINNĄ RADOŚCIĄ POCIĄGNĄŁ ZA SZNUREK
BY STARY DĄBROWSKIEGO POSŁYSZEĆ MAZUREK
BIEGAŁ PO CAŁYM DOMU I SZUKAŁ KOMNATY
GDZIE MIESZKAŁ DZIECKIEM BĘDĄC PRZED DZIESIĘCIU LATY
WCHODZI COFNĄŁ SIĘ TOCZYŁ ZDUMIONE ŹRENICE
PO ŚCIANACH W TEJ KOMNACIE MIESZKANIE KOBIECE
KTÓŻ BY TU MIESZKAŁ STARY STRYJ NIE BYŁ ŻONATY
A CIOTKA W PETERSBURGU MIESZKAŁA PRZED LATY
TO NIE BYŁ OCHMISTRZYNI POKÓJ FORTEPIANO
NA NIM NUTY I KSIĄŻKI WSZYSTKO PORZUCANO
NIEDBALE I BEZŁADNIE NIEPORZĄDEK MIŁY
NIESTARE BYŁY RĄCZKI CO JE TAK RZUCIŁY
TUŻ I SUKIENKA BIAŁA ŚWIEŻO Z KOŁKA ZDJĘTA
DO UBRANIA NA KRZESŁA PORĘCZU ROZPIĘTA
A NA OKNACH DONICE Z PACHNĄCYMI ZIOŁKI
GERANIUM LEWKONIJA ASTRY I FIJOŁKI
PODRÓŻNY STANĄŁ W JEDNYM Z OKIEN NOWE DZIWO
W SADZIE NA BRZEGU NIEGDYŚ ZAROSŁYM POKRZYWĄ
BYŁ MALEŃKI OGRÓDEK ŚCIEŻKAMI PORZNIĘTY
PEŁEN BUKIETÓW TRAWY ANGIELSKIEJ I MIĘTY
DREWNIANY DROBNY W CYFRĘ POWIĄZANY PŁOTEK
POŁYSKAŁ SIĘ WSTĄŻKAMI JASKRAWYCH STOKROTEK
GRZĄDKI WIDAĆ ŻE BYŁY ŚWIEŻO POLEWANE
TUŻ STAŁO WODY PEŁNE NACZYNIE BLASZANE
ALE NIGDZIE NIE WIDAĆ BYŁO OGRODNICZKI
TYLKO CO WYSZŁA JESZCZE KOŁYSZĄ SIĘ DRZWICZKI
ŚWIEŻO TRĄCONE BLISKO DRZWI ŚLAD WIDAĆ NÓŻKI
NA PIASKU BEZ TRZEWIKA BYŁA I POŃCZOSZKI
NA PIASKU DROBNYM SUCHYM BIAŁYM NA KSZTAŁT ŚNIEGU
ŚLAD WYRAŹNY LECZ LEKKI ODGADNIESZ ŻE W BIEGU
CHYBKIM BYŁ ZOSTAWIONY NÓŻKAMI DROBNEMI
OD KOGOŚ CO ZALEDWIE DOTYKAŁ SIĘ ZIEMI
PODRÓŻNY DŁUGO W OKNIE STAŁ PATRZĄC DUMAJĄC
WONNYMI POWIEWAMI KWIATÓW ODDYCHAJĄC
OBLICZE AŻ NA KRZAKI FIJOŁKOWE SKŁONIŁ
OCZYMA CIEKAWYMI PO DROŻYNACH GONIŁ
I ZNOWU JE NA DROBNYCH ŚLADACH ZATRZYMYWAŁ
MYŚLAŁ O NICH I CZYJE BYŁY ODGADYWAŁ
PRZYPADKIEM OCZY PODNIÓSŁ I TUŻ NA PARKANIE
STAŁA MŁODA DZIEWCZYNA BIAŁE JEJ UBRANIE
WYSMUKŁĄ POSTAĆ TYLKO AŻ DO PIERSI KRYJE
ODSŁANIAJĄC RAMIONA I ŁABĘDZIĄ SZYJĘ
W TAKIM LITWINKA TYLKO CHODZIĆ ZWYKŁA Z RANA
W TAKIM NIGDY NIE BYWA OD MĘŻCZYZN WIDZIANA
WIĘC CHOĆ ŚWIADKA NIE MIAŁA ZAŁOŻYŁA RĘCE
NA PIERSIACH PRZYDAWAJĄC ZASŁONY SUKIENCE
WŁOS W PUKLE NIE ROZWITY LECZ W WĘZEŁKI MAŁE
POKRĘCONY SCHOWANY W DROBNE STRĄCZKI BIAŁE
DZIWNIE OZDABIAŁ GŁOWĘ BO OD SŁOŃCA BLASKU
ŚWIECIŁ SIĘ JAK KORONA NA ŚWIĘTYCH OBRAZKU
TWARZY NIE BYŁO WIDAĆ ZWRÓCONA NA POLE
SZUKAŁA KOGOŚ OKIEM DALEKO NA DOLE
UJRZAŁA ZAŚMIAŁA SIĘ I KLASNĘŁA W DŁONIE
JAK BIAŁY PTAK ZLECIAŁA Z PARKANU NA BŁONIE
I WIONĘŁA OGRODEM PRZEZ PŁOTKI PRZEZ KWIATY
I PO DESCE OPARTEJ O ŚCIANĘ KOMNATY
NIM SPOSTRZEGŁ SIĘ WLECIAŁA PRZEZ OKNO ŚWIECĄCA
NAGŁA CICHA I LEKKA JAK ŚWIATŁOŚĆ MIESIĄCA
NUCĄC CHWYCIŁA SUKNIE BIEGŁA DO ZWIERCIADŁA
WTEM UJRZAŁA MŁODZIEŃCA I Z RĄK JEJ WYPADŁA
SUKNIA A TWARZ AD STRACHU I DZIWU POBLADŁA
TWARZ PODRÓŻNEGO BARWĄ SPŁONĘŁA RUMIANĄ
JAK OBŁOK GDY Z JUTRZENKĄ NAPOTKA SIĘ RANĄ
SKROMNY MŁODZIENIEC OCZY ZMRUŻYŁ I PRZYSŁONIŁ
CHCIAŁ COŚ MÓWIĆ PRZEPRASZAĆ TYLKO SIĘ UKŁONIŁ
I COFNĄŁ DZIEWICA KRZYKNĘŁA BOLEŚNIE
NIEWYRAŹNIE JAK DZIECKO PRZESTRASZONE WE ŚNIE
PODRÓŻNY ZLĄKŁ SIĘ SPÓJRZAŁ LECZ JUŻ JEJ NIE BYŁO
WYSZEDŁ ZMIESZANY I CZUŁ ŻE SERCE MU BIŁO
GŁOŚNO I SAM NIE WIEDZIAŁ CZY GO MIAŁO ŚMIESZYĆ
TO DZIWACZNE SPOTKANIE CZY WSTYDZIĆ CZY CIESZYĆ
TYMCZASEM NA FOLWARKU NIE USZŁO BACZNOŚCI
ŻE PRZED GANEK ZAJECHAŁ KTÓRYŚ Z NOWYCH GOŚCI
JUŻ KONIE W STAJNIĘ WZIĘTO JUŻ IM HOJNIE DANO
JAKO W PORZĄDNYM DOMU I OBROK I SIANO
BO SĘDZIA NIGDY NIE CHCIAŁ WEDŁUG NOWEJ MODY
ODSYŁAĆ KONIE GOŚCI ŻYDOM DO GOSPODY
SŁUDZY NIE WYSZLI WITAĆ ALE NIE MYŚL WCALE
ABY W DOMU SĘDZIEGO SŁUŻONO NIEDBALE
SŁUDZY CZEKAJĄ NIM SIĘ PAN WOJSKI UBIERZE
KTÓRY TERAZ ZA DOMEM URZĄDZAŁ WIECZERZĘ
ON PANA ZASTĘPUJE I ON W NIEBYTNOŚCI
PANA ZWYKŁ SAM PRZYJMOWAĆ I ZABAWIAĆ GOŚCI
DALEKI KREWNY PAŃSKI I PRZYJACIEL DOMU
WIDZĄC GOŚCIA NA FOLWARK DĄŻYŁ PO KRYJOMU
BO NIE MÓGŁ WYJŚĆ SPOTYKAĆ W TKACKIM PUDERMANIE
WDZIAŁ WIĘC JAK MÓGŁ NAJPRĘDZEJ NIEDZIELNE UBRANIE
NAGOTOWANE Z RANA BO OD RANA WIEDZIAŁ
ŻE U WIECZERZY BĘDZIE Z MNÓSTWEM GOŚCI SIEDZIAŁ
PAN WOJSKI POZNAŁ Z DALA RĘCE ROZKRZYŻOWAŁ
I Z KRZYKIEM PODRÓŻNEGO ŚCISKAŁ I CAŁOWAŁ
ZACZĘŁA SIĘ TA PRĘDKA ZMIESZANA ROZMOWA
W KTÓREJ LAT KILKU DZIEJE CHCIANO ZAMKNĄĆ W SŁOWA
KRÓTKIE I POPLĄTANE W CIĄG POWIEŚCI PYTAŃ
WYKRZYKNIKÓW I WESTCHNIEŃ I NOWYCH POWITAŃ
GDY SIĘ PAN WOJSKI DOSYĆ NAPYTAŁ NABADAŁ
NA SAMYM KOŃCU DZIEJE TEGO DNIA POWIADAŁ
DOBRZE MÓJ TADEUSZU BO TAK NAZYWANO
MŁODZIEŃCA KTÓRY NOSIŁ KOŚCIUSZKOWSKIE MIANO
NA PAMIĄTKĘ ŻE W CZASIE WOJNY SIĘ URODZIŁ
DOBRZE MÓJ TADEUSZU ŻEŚ SIĘ DZIŚ NAGODZIŁ
DO DOMU WŁAŚNIE KIEDY MAMY PANIEN WIELE
STRYJASZEK MYŚLI WKRÓTCE SPRAWIĆ CI WESELE
JEST Z CZEGO WYBRAĆ U NAS TOWARZYSTWO LICZNE
OD KILKU DNI ZBIERA SIĘ NA SĄDY GRANICZNE
DLA SKOŃCZENIA DAWNEGO Z PANEM HRABIĄ SPORU
I PAN HRABIA MA JUTRO SAM ZJECHAĆ DO DWORU
PODKOMORZY JUŻ ZJECHAŁ Z ŻONĄ I Z CÓRKAMI
MŁODZIEŻ POSZŁA DO LASU BAWIĆ SIĘ STRZELBAMI
A STARZY I KOBIETY ŻNIWO OGLĄDAJĄ
POD LASEM I TAM PEWNIE NA MŁODZIEŻ CZEKAJĄ
PÓJDZIEMY JEŚLI ZECHCESZ I WKRÓTCE SPOTKAMY
STRYJASZKA PODKOMORSTWO I SZANOWNE DAMY
PAN WOJSKI Z TADEUSZEM IDĄ POD LAS DROGĄ
I JESZCZE SIĘ DO WOLI NAGADAĆ NIE MOGĄ
SŁOŃCE OSTATNICH KRESÓW NIEBA DOCHODZIŁO
MNIEJ SILNIE ALE SZERZEJ NIŻ WE DNIE ŚWIECIŁO
CAŁE ZACZERWIENIONE JAK ZDROWE OBLICZE
GOSPODARZA GDY PRACE SKOŃCZYWSZY ROLNICZE
NA SPOCZYNEK POWRACA JUŻ KRĄG PROMIENISTY
SPUSZCZA SIĘ NA WIERZCH BORU I JUŻ POMROK MGLISTY
NAPEŁNIAJĄC WIERZCHOŁKI I GAŁĘZIE DRZEWA
CAŁY LAS WIĄŻE W JEDNO I JAKOBY ZLEWA
I BÓR CZERNIŁ SIĘ NA KSZTAŁT OGROMNEGO GMACHU
SŁOŃCE NAD NIM CZERWONE JAK POŻAR NA DACHU
WTEM ZAPADŁO DO GŁĘBI JESZCZE PRZEZ KONARY
BŁYSNĘŁO JAKO ŚWIECA PRZEZ OKIENIC SZPARY
I ZGASŁO I WNET SIERPY GROMADNIE DZWONIĄCE
WE ZBOŻACH I GRABLISKA SUWANE PO ŁĄCE
UCICHŁY I STANĘŁY TAK PAN SĘDZIA KAŻE
U NIEGO ZE DNIEM KOŃCZĄ PRACE GOSPODARZE
PAN ŚWIATA WIE JAK DŁUGO PRACOWAĆ POTRZEBA
SŁOŃCE JEGO ROBOTNIK KIEDY ZNIDZIE Z NIEBA
CZAS I ZIEMIANINOWI USTĘPOWAĆ Z POLA
TAK ZWYKŁ MAWIAĆ PAN SĘDZIA A SĘDZIEGO WOLA
BYŁA EKONOMOWI POCZCIWEMU ŚWIĘTĄ
BO NAWET WOZY W KTÓRE JUŻ SKŁADAĆ ZACZĘTO
KOPĘ ŻYTA NIEPEŁNE JADĄ DO STODOŁY
CIESZĄ SIĘ Z NADZWYCZAJNEJ ICH LEKKOŚCI WOŁY
WŁAŚNIE Z LASU WRACAŁO TOWARZYSTWO CAŁE
WESOŁO LECZ W PORZĄDKU NAPRZÓD DZIECI MAŁE
Z DOZORCĄ POTEM SĘDZIA SZEDŁ Z PODKOMORZYNĄ
OBOK PAN PODKOMORZY OTOCZON RODZINĄ
PANNY TUŻ ZA STARSZYMI A MŁODZIEŻ NA BOKU
PANNY SZŁY PRZED MŁODZIEŻĄ O JAKIE PÓŁ KROKU
TAK KAŻE PRZYZWOITOŚĆ NIKT TAM NIE ROZPRAWIAŁ
O PORZĄDKU NIKT MĘŻCZYZN I DAM NIE USTAWIAŁ
A KAŻDY MIMOWOLNIE PORZĄDKU PILNOWAŁ
BO SĘDZIA W DOMU DAWNE OBYCZAJE CHOWAŁ
I NIGDY NIE DOZWALAŁ BY CHYBIANO WZGLĘDU
DLA WIEKU URODZENIA ROZUMU URZĘDU
TYM ŁADEM MAWIAŁ DOMY I NARODY SŁYNĄ
Z JEGO UPADKIEM DOMY I NARODY GINĄ
WIĘC DO PORZĄDKU WYKLI DOMOWI I SŁUDZY
I PRZYJEZDNY GOŚĆ KREWNY ALBO CZŁOWIEK CUDZY
GDY SĘDZIEGO NAWIEDZIŁ SKORO POBYŁ MAŁO
PRZEJMOWAŁ ZWYCZAJ KTÓRYM WSZYSTKO ODDYCHAŁO
KRÓTKIE BYŁY SĘDZIEGO Z SYNOWCEM WITANIA
DAŁ MU POWAŻNIE RĘKĘ DO POCAŁOWANIA
I W SKROŃ UCAŁOWAWSZY UPRZEJMIE POZDROWIŁ
A CHOĆ PRZEZ WZGLĄD NA GOŚCI NIEWIELE Z NIM MÓWIŁ
WIDAĆ BYŁO Z ŁEZ KTÓRE WYLOTEM KONTUSZA
OTARŁ PRĘDKO JAK KOCHAŁ PANA TADEUSZA
W ŚLAD GOSPODARZA WSZYSTKO ZE ŻNIWA I Z BORU
I Z ŁĄK I Z PASTWISK RAZEM WRACAŁO DO DWORU
TU OWIEC TRZODA BECZĄC W ULICE SIĘ TŁOCZY
I WZNOSI CHMURĘ PYŁU DALEJ Z WOLNA KROCZY
STADO CIELIC TYROLSKICH Z MOSIĘŻNYMI DZWONKI
TAM KONIE RŻĄCE LECĄ ZE SKOSZONEJ ŁĄKI
WSZYSTKO BIEŻY KU STUDNI KTÓREJ RAMIĘ Z DRZEWA
RAZ W RAZ SKRZYPI I NAPÓJ W KORYTA ROZLEWA
SĘDZIA CHOĆ UTRUDZONY CHOCIAŻ W GRONIE GOŚCI
NIE UCHYBIŁ GOSPODARSKIEJ WAŻNEJ POWINNOŚCI
UDAŁ SIĘ SAM KU STUDNI NAJLEPIEJ Z WIECZORA
GOSPODARZ WIDZI W JAKIM STANIE JEST OBORA
DOZORU TEGO NIGDY SŁUGOM NIE PORUCZY
BO SĘDZIA WIE ŻE OKO PAŃSKIE KONIA TUCZY
WOJSKI Z WOŹNYM PROTAZYM ZE ŚWIECAMI W SIENI
STALI I ROZPRAWIALI NIECO PORÓŻNIENI
BO W NIEBYTNOŚĆ WOJSKIEGO WOŹNY PO KRYJOMU
KAZAŁ STOŁY Z WIECZERZĄ POWYNOSIĆ Z DOMU
I USTAWIĆ CO PRĘDZEJ W POŚRODKU ZAMCZYSKA
KTÓREGO WIDNE BYŁY POD LASEM ZWALISKA
PO CÓŻ TE PRZENOSINY PAN WOJSKI SIĘ KRZYWIŁ
I PRZEPRASZAŁ SĘDZIEGO SĘDZIA SIĘ ZADZIWIŁ
LECZ STAŁO SIĘ JUŻ PÓŹNO I TRUDNO ZARADZIĆ
WOLAŁ GOŚCI PRZEPROSIĆ I W PUSTKI PROWADZIĆ
PO DRODZE WOŹNY CIĄGLE SĘDZIEMU TŁUMACZYŁ
DLACZEGO URZĄDZENIE PAŃSKIE PRZEINACZYŁ
WE DWORZE ŻADNA IZBA NIE MA OBSZERNOŚCI
DOSTATECZNEJ DLA TYLU TAK SZANOWNYCH GOŚCI
W ZAMKU SIEŃ WIELKA JESZCZE DOBRZE ZACHOWANA
SKLEPIENIE CAŁE WPRAWDZIE PĘKŁA JEDNA ŚCIANA
OKNA BEZ SZYB LECZ LATEM NIC TO NIE ZAWADZI
BLISKOŚĆ PIWNIC WYGODNA SŁUŻĄCEJ CZELADZI
TAK MÓWIĄC NA SĘDZIEGO MRUGAŁ WIDAĆ Z MINY
ŻE MIAŁ I TAIŁ INNE WAŻNIEJSZE PRZYCZYNY
O DWA TYSIĄCE KROKÓW ZAMEK STAŁ ZA DOMEM
OKAZAŁY BUDOWĄ POWAŻNY OGROMEM
DZIEDZICTWO STAROŻYTNEJ RODZINY HORESZKÓW
DZIEDZIC ZGINĄŁ BYŁ W CZASIE KRAJOWYCH ZAMIESZKÓW
DOBRA CAŁE ZNISZCZONE SEKWESTRAMI RZĄDU
BEZŁADNOŚCIĄ OPIEKI WYROKAMI SĄDU
W CZĄSTCE SPADŁY DALEKIM KREWNYM PO KĄDZIELI
A RESZTĘ ROZDZIELONO MIĘDZY WIERZYCIELI
ZAMKU ŻADEN WZIĄŚĆ NIE CHCIAŁ BO W SZLACHECKIM STANIE
TRUDNO BYŁO WYŁOŻYĆ KOSZT NA UTRZYMANIE
LECZ HRABIA SĄSIAD BLISKI GDY WYSZEDŁ Z OPIEKI
PANICZ BOGATY KREWNY HORESZKÓW DALEKI
PRZYJECHAWSZY Z WOJAŻU UPODOBAŁ MURY
TŁUMACZĄC ŻE GOTYCKIEJ SĄ ARCHITEKTURY
CHOĆ SĘDZIA Z DOKUMENTÓW PRZEKONYWAŁ O TEM
ŻE ARCHITEKT BYŁ MAJSTREM Z WILNA NIE ZAŚ GOTEM
DOŚĆ ŻE HRABIA CHCIAŁ ZAMKU WŁAŚNIE I SĘDZIEMU
PRZYSZŁA NAGLE TAŻ CHĘTKA NIE WIADOMO CZEMU
ZACZĘLI PROCES W ZIEMSTWIE POTEM W GŁÓWNYM SĄDZIE
W SENACIE ZNOWU W ZIEMSTWIE I W GUBERSKIM RZĄDZIE
WRESZCIE PO WIELU KOSZTACH I UKAZACH LICZNYCH
SPRAWA WRÓCIŁA ZNOWU DO SĄDÓW GRANICZNYCH
SŁUSZNIE WOŹNY POWIADAŁ ŻE W ZAMKOWEJ SIENI
ZMIEŚCI SIĘ I PALESTRA I GOŚCIE PROSZENI
SIEŃ WIELKA JAK REFEKTARZ Z WYPUKŁYM SKLEPIENIEM
NA FILARACH PODŁOGA WYSŁANA KAMIENIEM
ŚCIANY BEZ ŻADNYCH OZDÓB ALE MUR CHĘDOGI
STERCZAŁY WKOŁO SARNIE I JELENIE ROGI
Z NAPISAMI GDZIE KIEDY TE ŁUPY ZDOBYTE
TUŻ MYŚLIWCÓW HERBOWNE KLEJNOTY WYRYTE
I STOI WYPISANY KAŻDY PO IMIENIU
HERB HORESZKÓW PÓŁKOZIC JAŚNIAŁ NA SKLEPIENIU
GOŚCIE WESZLI W PORZĄDKU I STANĘLI KOŁEM
PODKOMORZY NAJWYŻSZE BRAŁ MIEJSCE ZA STOŁEM
Z WIEKU MU I Z URZĘDU TEN ZASZCZYT NALEŻY
IDĄC KŁANIAŁ SIĘ DAMOM STARCOM I MŁODZIEŻY
PRZY NIM STAŁ KWESTARZ SĘDZIA TUŻ PRZY BERNARDYNIE
BERNARDYN ZMÓWIŁ KRÓTKI PACIERZ PO ŁACINIE
MĘŻCZYZNOM DANO WÓDKĘ WTENCZAS WSZYSCY SIEDLI
I CHOŁODZIEC LITEWSKI MILCZĄC ŻWAWO JEDLI
PAN TADEUSZ CHOĆ MŁODZIK ALE PRAWEM GOŚCIA
WYSOKO SIADŁ PRZY DAMACH OBOK JEGOMOŚCIA
MIĘDZY NIM I STRYJASZKIEM JEDNO POZOSTAŁO
PUSTE MIEJSCE JAK GDYBY NA KOGOŚ CZEKAŁO
STRYJ NIERAZ NA TO MIEJSCE I NA DRZWI POGLĄDAŁ
JAKBY CZYJEGOŚ PRZYJŚCIA BYŁ PEWNY I ŻĄDAŁ
I TADEUSZ WZROK STRYJA KU DRZWIOM ODPROWADZAŁ
I Z NIM NA MIEJSCU PUSTYM OCZY SWE OSADZAŁ
DZIWNA RZECZ MIEJSCA WKOŁO SĄ SIEDZENIEM DZIEWIC
NA KTÓRE MÓGŁBY SPÓJRZEĆ BEZ WSTYDU KRÓLEWIC
WSZYSTKIE ZACNIE ZRODZONE KAŻDA MŁODA ŁADNA
TADEUSZ TAM POGLĄDA GDZIE NIE SIEDZI ŻADNA
TO MIEJSCE JEST ZAGADKĄ MŁÓDŹ LUBI ZAGADKI
ROZTARGNIONY DO SWOJEJ NADOBNEJ SĄSIADKI
LEDWIE SŁÓW KILKA WYRZEKŁ DO PODKOMORZANKI
NIE ZMIENIA JEJ TALERZÓW NIE NALEWA SZKLANKI
I PANIEN NIE ZABAWIA PRZEZ ROZMOWY GRZECZNE
Z KTÓRYCH BY WYCHOWANIE POZNANO STOŁECZNE
TO JEDNO PUSTE MIEJSCE NĘCI GO I MAMI
JUŻ NIE PUSTE BO ON JE NAPEŁNIŁ MYŚLAMI
PO TYM MIEJSCU BIEGAŁO DOMYSŁÓW TYSIĄCE
JAKO PO DESZCZU ŻABKI PO SAMOTNEJ ŁĄCE
ŚRÓD NICH JEDNA KRÓLUJE POSTAĆ JAK W POGODĘ
LILIA JEZIOR SKROŃ BIAŁĄ WZNOSZĄCA NAD WODĘ
DANO TRZECIĄ POTRAWĘ WTEM PAN PODKOMORZY
WLAWSZY KROPELKĘ WINA W SZKLANKĘ PANNY RÓŻY
A MŁODSZEJ PRZYSUNĄWSZY Z TALERZEM OGÓRKI
RZEKŁ MUSZĘ JA WAM SŁUŻYĆ MOJE PANNY CÓRKI
CHOĆ STARY I NIEZGRABNY ZATEM SIĘ RZUCIŁO
KILKU MŁODYCH OD STOŁU I PANNOM SŁUŻYŁO
SĘDZIA Z BOKU RZUCIWSZY WZROK NA TADEUSZA
I POPRAWIWSZY NIECO WYLOTÓW KONTUSZA
NALAŁ WĘGRZYNA I RZEKŁ DZIŚ NOWYM ZWYCZAJEM
MY NA NAUKĘ MŁODZIEŻ DO STOLICY DAJEM
I NIE PRZECZYM ŻE NASI SYNOWIE I WNUKI
MAJĄ OD STARYCH WIĘCEJ KSIĄŻKOWEJ NAUKI
ALE CO DZIEŃ POSTRZEGAM JAK MŁÓDŹ CIERPI NA TEM
ŻE NIE MA SZKÓŁ UCZĄCYCH ŻYĆ Z LUDŹMI I ŚWIATEM
DAWNIEJ NA DWORY PAŃSKIE JACHAŁ SZLACHCIC MŁODY
JA SAM LAT DZIESIĘĆ BYŁEM DWORSKIM WOJEWODY
OJCA PODKOMORZEGO MOŚCIWEGO PANA
MÓWIĄC PODKOMORZEMU ŚCISNĄŁ ZA KOLANA
ON MNIE RADĄ DO USŁUG PUBLICZNYCH SPOSOBIŁ
Z OPIEKI NIE WYPUŚCIŁ AŻ CZŁOWIEKIEM ZROBIŁ
W MYM DOMU WIECZNIE BĘDZIE JEGO PAMIĘĆ DROGA
CO DZIEŃ ZA DUSZĘ JEGO PROSZĘ PANA BOGA
JEŚLIM TYLE NA JEGO NIE KORZYSTAŁ DWORZE
JAK DRUDZY I WRÓCIWSZY W DOMU ZIEMIĘ ORZĘ
GDY INNI WIĘCEJ GODNI WOJEWODY WZGLĘDÓW
DOSZLI POTEM NAJWYŻSZYCH KRAJOWYCH URZĘDÓW
PRZYNAJMNIEJ TOM SKORZYSTAŁ ŻE MI W MOIM DOMU
NIKT NIGDY NIE ZARZUCI BYM UCHYBIŁ KOMU
W UCZCIWOŚCI W GRZECZNOŚCI A JA POWIEM ŚMIAŁO
GRZECZNOŚĆ NIE JEST NAUKĄ ŁATWĄ ANI MAŁĄ
NIEŁATWĄ BO NIE NA TYM KOŃCZY SIĘ JAK NOGĄ
ZRĘCZNIE WIERZGNĄĆ Z UŚMIECHEM WITAĆ LADA KOGO
BO TAKA GRZECZNOŚĆ MODNA ZDA MI SIĘ KUPIECKA
ALE NIE STAROPOLSKA ANI TEŻ SZLACHECKA
GRZECZNOŚĆ WSZYSTKIM NALEŻY LECZ KAŻDEMU INNA
BO NIE JEST BEZ GRZECZNOŚCI I MIŁOŚĆ DZIECINNA
I WZGLĄD MĘŻA DLA ŻONY PRZY LUDZIACH I PANA
DLA SŁUG SWOICH A W KAŻDEJ JEST PEWNA ODMIANA
TRZEBA SIĘ DŁUGO UCZYĆ AŻEBY NIE ZBŁĄDZIĆ
I KAŻDEMU POWINNĄ UCZCIWOŚĆ WYRZĄDZIĆ
I STARZY SIĘ UCZYLI U PANÓW ROZMOWA
BYŁA TO HISTORYJA ŻYJĄCA KRAJOWA
A MIĘDZY SZLACHTĄ DZIEJE DOMOWE POWIATU
DAWANO PRZEZ TO POZNAĆ SZLACHCICOWI BRATU
ŻE WSZYSCY O NIM WIEDZĄ LEKCE GO NIE WAŻĄ
WIĘC SZLACHCIC OBYCZAJE SWE TRZYMAŁ POD STRAŻĄ
DZIŚ CZŁOWIEKA NIE PYTAJ CO ZACZ KTO GO RODZI
Z KIM ON ŻYŁ CO PORABIAŁ KAŻDY GDZIE CHCE WCHODZI
BYLE NIE SZPIEG RZĄDOWY I BYLE NIE W NĘDZY
JAK ÓW WESPAZYJANUS NIE WĄCHAŁ PIENIĘDZY
I NIE CHCIAŁ WIEDZIEĆ SKĄD SĄ Z JAKICH RĄK I KRAJÓW
TAK NIE CHCĄ ZNAĆ CZŁOWIEKA RODU OBYCZAJÓW
DOŚĆ ŻE WAŻNY I ŻE SIĘ STEMPEL NA NIM WIDZI
WIĘC SZANUJĄ PRZYJACIÓŁ JAK PIENIĄDZE ŻYDZI
TO MÓWIĄC SĘDZIA GOŚCI OBEJRZAŁ PORZĄDKIEM
BO CHOĆ ZAWSZE I PŁYNNIE MÓWIŁ I Z ROZSĄDKIEM
WIEDZIAŁ ŻE NIECIERPLIWA MŁODZIEŻ TERAŹNIEJSZA
ŻE JĄ NUDZI RZECZ DŁUGA CHOĆ NAJWYMOWNIEJSZA
ALE WSZYŚCY SŁUCHALI W MILCZENIU GŁĘBOKIEM
SĘDZIA PODKOMORZEGO ZDAŁ SIĘ RADZIĆ OKIEM
PODKOMORZY POCHWAŁĄ RZECZY NIE PRZERYWAŁ
ALE CZĘSTYM SKINIENIEM GŁOWY POTAKIWAŁ
SĘDZIA MILCZAŁ ON JESZCZE SKINIENIEM PRZYZWALAŁ
WIĘC SĘDZIA JEGO PUCHAR I SWÓJ KIELICH NALAŁ
I DALEJ MÓWIŁ GRZECZNOŚĆ NIE JEST RZECZĄ MAŁĄ
KIEDY SIĘ CZŁOWIEK UCZY WAŻYĆ JAK PRZYSTAŁO
DRUGICH WIEK URODZENIE CNOTY OBYCZAJE
WTENCZAS I SWOJĄ WAŻNOŚĆ ZARAZEM POZNAJE
JAK NA SZALACH ŻEBYŚMY NASZ CIĘŻAR POZNALI
MUSIM KOGOŚ POSADZIĆ NA PRZECIWNEJ SZALI
ZAŚ GODNA JEST WASZMOŚCIÓW UWAGI OSOBNEJ
GRZECZNOŚĆ KTÓRĄ POWINNA MŁÓDŹ DLA PŁCI NADOBNEJ
ZWŁASZCZA GDY ZACNOŚĆ DOMU FORTUNY SZCZODROTY
OBJAŚNIAJĄ WRODZONE WDZIĘKI I PRZYMIOTY
STĄD DROGA DO AFEKTÓW I STĄD SIĘ KOJARZY
WSPANIAŁY DOMÓW SOJUSZ TAK MYŚLILI STARZY
A ZATEM TU PAN SĘDZIA NAGŁYM ZWROTEM GŁOWY
SKINĄŁ NA TADEUSZA RZUCIŁ WZROK SUROWY
ZNAĆ BYŁO ŻE PRZYCHODZIŁ JUŻ DO WNIOSKÓW MOWY
WTEM BRZĄKNĄŁ W TABAKIERKĘ ZŁOTĄ PODKOMORZY
I RZEKŁ MÓJ SĘDZIO DAWNIEJ BYŁO JESZCZE GORZEJ
TERAZ NIE WIEM CZY MODA I NAS STARYCH ZMIENIA
CZY MŁODZIEŻ LEPSZA ALE WIDZĘ MNIEJ ZGORSZENIA
ACH JA PAMIĘTAM CZASY KIEDY DO OJCZYZNY
PIERWSZY RAZ ZAWITAŁA MODA FRANCUSZCZYZNY
GDY RAPTEM PANICZYKI MŁODE Z CUDZYCH KRAJÓW
WTARGNĘLI DO NAS HORDĄ GORSZĄ OD NOGAJÓW
PRZEŚLADUJĄC W OJCZYŹNIE BOGA PRZODKÓW WIARĘ
PRAWA I OBYCZAJE NAWET SUKNIE STARE
ŻAŁOŚNIE BYŁO WIDZIEĆ WYŻÓŁKŁYCH MŁOKOSÓW
GADAJĄCYCH PRZEZ NOSY A CZĘSTO BEZ NOSÓW
OPATRZONYCH W BROSZURKI I W RÓŻNE GAZETY
GŁOSZĄCYCH NOWE WIARY PRAWA TOALETY
MIAŁA NAD UMYSŁAMI WIELKĄ MOC TA TŁUSZCZA
BO PAN BÓG KIEDY KARĘ NA NARÓD PRZEPUSZCZA
ODBIERA NAPRZÓD ROZUM OD OBYWATELI
I TAK MĘDRSI FIRCYKOM OPRZEĆ SIĘ NIE ŚMIELI
I ZLĄKŁ ICH SIĘ JAK DŻUMY JAKIEJ CAŁY NARÓD
BO JUŻ SAM WEWNĄTRZ SIEBIE CZUŁ CHOROBY ZARÓD
KRZYCZANO NA MODNISIÓW A BRANO Z NICH WZORY
ZMIENIANO WIARĘ MOWĘ PRAWA I UBIORY
BYŁA TO MASZKARADA ZAPUSTNA SWAWOLA
PO KTÓREJ MIAŁ PRZYJŚĆ WKRÓTCE WIELKI POST NIEWOLA
PAMIĘTAM CHOCIAŻ BYŁEM WTENCZAS MAŁE DZIECIĘ
KIEDY DO OJCA MEGO W OSZMIAŃSKIM POWIECIE
PRZYJECHAŁ PAN PODCZASZYC NA FRANCUSKIM WÓZKU
PIERWSZY CZŁOWIEK CO W LITWIE CHODZIŁ PO FRANCUSKU
BIEGALI WSZYSCY ZA NIM JAKBY ZA RAROGIEM
ZAZDROSZCZONO DOMOWI PRZED KTÓREGO PROGIEM
STANĘŁA PODCZASZYCA DWUKOLNA DRYNDULKA
KTÓRA SIĘ PO FRANCUSKU ZWAŁA KARYJULKA
ZAMIAST LOKAJÓW W KIELNI SIEDZIAŁY DWA PIESKI
A NA KOZŁACH NIEMCZYSKO CHUDE NA KSZTAŁT DESKI
NOGI MIAŁ DŁUGIE CIENKIE JAK OD CHMIELU TYKI
W POŃCZOCHACH ZE SREBRNYMI KLAMRAMI TRZEWIKI
PERUKA Z HARBAJTELEM ZAWIĄZANYM W MIECHU
STARZY NA ON EKWIPAŻ PARSKALI ZE ŚMIECHU
A CHŁOPI ŻEGNALI SIĘ MÓWIĄC ŻE PO ŚWIECIE
JEŹDZI WENECKI DIABEŁ W NIEMIECKIEJ KARECIE
SAM PODCZASZYC JAKI BYŁ OPISYWAĆ DŁUGO
DOSYĆ ŻE NAM SIĘ ZDAWAŁ MAŁPĄ LUB PAPUGĄ
W WIELKIEJ PERUCE KTÓRĄ DO ZŁOTEGO RUNA
ON LUBIŁ PORÓWNYWAĆ A MY DO KOŁTUNA
JEŚLI KTO I CZUŁ WTENCZAS ŻE POLSKIE UBRANIE
PIĘKNIEJSZE JEST NIŻ OBCEJ MODY MAŁPOWANIE
MILCZAŁ BOBY KRZYCZAŁA MŁODZIEŻ ŻE PRZESZKADZA
KULTURZE ŻE TAMUJE PROGRESY ŻE ZDRADZA
TAKA BYŁA PRZESĄDÓW OWOCZESNYCH WŁADZA
PODCZASZYC ZAPOWIEDZIAŁ ŻE NAS REFORMOWAĆ
CYWILIZOWAĆ BĘDZIE I KONSTYTUOWAĆ
OGŁOSIŁ NAM ŻE JACYŚ FRANCUZI WYMOWNI
ZROBILI WYNALAZEK IŻ LUDZIE SĄ ROWNI
CHOĆ O TYM DAWNO W PAŃSKIM PISANO ZAKONIE
I KAŻDY KSIĄDZ TOŻ SAMO GADA NA AMBONIE
NAUKA DAWNĄ BYŁA SZŁO O JEJ PEŁNIENIE
LECZ WTENCZAS PANOWAŁO TAKIE OŚLEPIENIE
ŻE NIE WIERZONO RZECZOM NAJDAWNIEJSZYM W ŚWIECIE
JEŚLI ICH NIE CZYTANO W FRANCUSKIEJ GAZECIE
PODCZASZYC MIMO RÓWNOŚĆ WZIĄŁ TYTUŁ MARKIŻA
WIADOMO ŻE TYTUŁY PRZYCHODZĄ Z PARYŻA
A NATENCZAS TAM W MODZIE BYŁ TYTUŁ MARKIŻA
JAKOŻ KIEDY SIĘ MODA ODMIENIŁA Z LATY
TENŻE SAM MARKIŻ PRZYBRAŁ TYTUŁ DEMOKRATY
WRESZCIE Z ODMIENNĄ MODĄ POD NAPOLEONEM
DEMOKRATA PRZYJECHAŁ Z PARYŻA BARONEM
GDYBY ŻYŁ DŁUŻEJ MOŻE NOWĄ ALTERNATĄ
Z BARONA PRZECHRZCIŁBY SIĘ KIEDYŚ DEMOKRATĄ
BO PARYŻ CZĘSTĄ MODY ODMIANĄ SIĘ CHLUBI
A CO FRANCUZ WYMYŚLI TO POLAK POLUBI
CHWAŁA BOGU ŻE TERAZ JEŚLI NASZA MŁODZIEŻ
WYJEŻDŻA ZA GRANICĘ TO JUŻ NIE PO ODZIEŻ
NIE SZUKAĆ PRAWODAWSTWA W DRUKARSKICH KRAMARNIACH
LUB WYMOWY UCZYĆ SIĘ W PARYSKICH KAWIARNIACH
BO TERAZ NAPOLEON CZŁEK MĄDRY A PRĘDKI
NIE DAJE CZASU SZUKAĆ MODY I GAWĘDKI
TERAZ GRZMI ORĘŻ A NAM STARYM SERCA ROSNĄ
ŻE ZNOWU O POLAKACH TAK NA ŚWIECIE GŁOŚNO
JEST SŁAWA A WIĘC BĘDZIE I RZECZPOSPOLITA
ZAWŻDY Z WAWRZYNÓW DRZEWO WOLNOŚCI WYKWITA
TYLKO SMUTNO ŻE NAM ACH TAK SIĘ LATA WLEKĄ
W NIECZYNNOŚCI A ONI TAK ZAWSZE DALEKO
TAK DŁUGO CZEKAĆ NAWET TAK RZADKA NOWINA
OJCZE ROBAKU CISZEJ RZEKŁ DO BERNARDYNA
SŁYSZAŁEM ŻEŚ ZZA NIEMNA ODEBRAŁ WIADOMOŚĆ
MOŻE TEŻ CO O NASZYM WOJSKU WIE JEGOMOŚĆ
NIC A NIC ODPOWIEDZIAŁ ROBAK OBOJĘTNIE
WIDAĆ BYŁO ŻE SŁUCHAŁ ROZMOWY NIECHĘTNIE
MNIE POLITYKA NUDZI JEŻELI Z WARSZAWY
MAM LIST TO RZECZ ZAKONNA TO SĄ NASZE SPRAWY
BERNARDYŃSKIE CÓŻ O TYM GADAĆ U WIECZERZY
SĄ TU ŚWIECCY DO KTÓRYCH NIC TO NIE NALEŻY
TAK MÓWIĄC SPÓJRZAŁ ZYZEM GDZIE ŚRÓD BIESIADNIKÓW
SIEDZIAŁ GOŚĆ MOSKAL BYŁ TO PAN KAPITAN RYKÓW
STARY ŻOŁNIERZ STAŁ W BLISKIEJ WIOSCE NA KWATERZE
PAN SĘDZIA GO PRZEZ GRZECZNOŚĆ PROSIŁ NA WIECZERZĘ
RYKÓW JADŁ SMACZNO MAŁO WDAWAŁ SIĘ W ROZMOWĘ
LECZ NA WZMIANKĘ WARSZAWY RZEKŁ PODNIÓSŁSZY GŁOWĘ
PAN PODKOMORZY OJ WY PAN ZAWSZE CIEKAWY
O BONAPARTA ZAWSZE WAM TAM DO WARSZAWY
HE OJCZYZNA JA NIE SZPIEG A PO POLSKU UMIEM
OJCZYZNA JA TO CZUJĘ WSZYSTKO JA ROZUMIEM
WY POLAKI JA RUSKI TERAZ SIĘ NIE BIJEM
JEST ARMISTYCJUM TO MY RAZEM JEMY PIJEM
CZĘSTO NA AWANPOSTACH NASZ Z FRANCUZEM GADA
PIJE WÓDKĘ JAK KRZYKNĄ URA KANONADA
RUSKIE PRZYSŁOWIE Z KIM SIĘ BIJĘ TEGO LUBIĘ
GŁADŹ DRUŻKĘ JAK PO DUSZY A BIJ JAK PO SZUBIE
JA MÓWIĘ BĘDZIE WOJNA U NAS DO MAJORA
PŁUTA ADIUTANT SZTABU PRZYJECHAŁ ZAWCZORA
GOTOWAĆ SIĘ DO MARSZU PÓJDZIEM CZY POD TURKA
CZY NA FRANCUZA OJ TEN BONAPART FIGURKA
BEZ SUWOROWA TO ON MOŻE NAS WYTUZA
U NAS W PUŁKU GADANO JAK SZLI NA FRANCUZA
ŻE BONAPART CZAROWAŁ NO TAK I SUWARÓW
CZAROWAŁ TAK I BYŁY CZARY PRZECIW CZARÓW
RAZ W BITWIE GDZIE PODZIAŁ SIĘ SZUKAĆ BONAPARTA
A ON ZMIENIŁ SIĘ W LISA TAK SUWARÓW W CHARTA
TAK BONAPARTE ZNOWU W KOTA SIĘ PRZERZUCA
DALEJ DRZEĆ PAZURAMI A SUWARÓW W KUCA
OBACZCIEŻ CO SIĘ STAŁO W KOŃCU Z BONAPARTĄ
TU RYKÓW PRZERWAŁ I JADŁ WTEM Z POTRAWĄ CZWARTĄ
WSZEDŁ SŁUŻĄCY I RAPTEM BOCZNE DRZWI OTWARTO
WESZŁA NOWA OSOBA PRZYSTOJNA I MŁODA
JEJ ZJAWIENIE SIĘ NAGŁE JEJ WZROST I URODA
JEJ UBIÓR ZWRÓCIŁ OCZY WSZYSCY JĄ WITALI
PRÓCZ TADEUSZA WIDAĆ ŻE JĄ WSZYSCY ZNALI
KIBIĆ MIAŁA WYSMUKŁĄ KSZTAŁTNĄ PIERŚ POWABNĄ
SUKNIĘ MATERYJALNĄ RÓŻOWĄ JEDWABNĄ
GORS WYCIĘTY KOŁNIERZYK Z KORONEK RĘKAWKI
KRÓTKIE W RĘKU KRĘCIŁA WACHLARZ DLA ZABAWKI
BO NIE BYŁO GORĄCA WACHLARZ POZŁOCISTY
POWIEWAJĄC ROZLEWAŁ DESZCZ ISKIER RZĘSISTY
GŁOWA DO WŁOSÓW WŁOSY POZWIJANE W KRĘGI
W PUKLE I PRZEPLATANE RÓŻOWYMI WSTĘGI
POŚRÓD NICH BRYLANT NIBY ZAKRYTY OD OCZU
ŚWIECIŁ SIĘ JAKO GWIAZDA W KOMETY WARKOCZU
SŁOWEM UBIÓR GALOWY SZEPTALI NIEJEDNI
ŻE ZBYT WYKWINTNY NA WIEŚ I NA DZIEŃ POWSZEDNI
NÓŻEK CHOĆ SUKNIA KRÓTKA OKO NIE ZOBACZY
BO BIEGŁA BARDZO SZYBKO SUWAŁA SIĘ RACZÉJ
JAKO OSÓBKI KTÓRE NA TRZYKRÓLSKIE ŚWIĘTA
PRZESUWAJĄ W JASEŁKACH UKRYTE CHŁOPIĘTA
BIEGŁA I WSZYSTKICH LEKKIM WITAJĄC UKŁONEM
CHCIAŁA USIEŚĆ NA MIEJSCU SOBIE ZOSTAWIONEM
TRUDNO BYŁO BO KRZESEŁ DLA GOŚCI NIE STAŁO
NA CZTERECH ŁAWACH CZTERY ICH RZĘDY SIEDZIAŁO
TRZEBA BYŁO RZĘD RUSZYĆ LUB ŁAWĘ PRZESKOCZYĆ
ZRĘCZNIE MIĘDZY DWIE ŁAWY UMIAŁA SIĘ WTŁOCZYĆ
A POTEM MIĘDZY RZĘDEM SIEDZĄCYCH I STOŁEM
JAK BILARDOWA KULA TOCZYŁA SIĘ KOŁEM
W BIEGU DOTKNĘŁA BLISKO NASZEGO MŁODZIANA
UCZEPIWSZY FALBANĄ O CZYJEŚ KOLANA
POŚLIZNĘŁA SIĘ NIECO I W TYM ROZTARGNIENIU
NA PANA TADEUSZA WSPARŁA SIĘ RAMIENIU
PRZEPROSIWSZY GO GRZECZNIE NA MIEJSCU SWYM SIADŁA
POMIĘDZY NIM I STRYJEM ALE NIC NIE JADŁA
TYLKO SIĘ WACHLOWAŁA TO WACHLARZA TRZONEK
KRĘCIŁA TO KOŁNIERZYK Z BRABANCKICH KORONEK
POPRAWIAŁA TO LEKKIM DOTKNIENIEM SIĘ RĘKI
MUSKAŁA WŁOSÓW PUKLE I WSTĄG JASNYCH PĘKI
TA PRZERWA ROZMÓW TRWAŁA JUŻ MINUT ZE CZTERY
TYMCZASEM W KOŃCU STOŁA NAPRZÓD CICHE SZMERY
A POTEM SIĘ ZACZĘŁY WPÓŁGŁOŚNE ROZMOWY
MĘŻCZYŹNI ROZSĄDZALI SWE DZISIEJSZE ŁOWY
ASESORA Z REJENTEM WZMOGŁA SIĘ UPARTA
CORAZ GŁOŚNIEJSZA KŁÓTNIA O KUSEGO CHARTA
KTÓREGO POSIADANIEM PAN REJENT SIĘ SZCZYCIŁ
I UTRZYMYWAŁ ŻE ON ZAJĄCA POCHWYCIŁ
ASESOR ZAŚ DOWODZIŁ NA ZŁOŚĆ REJENTOWI
ŻE TA CHWAŁA NALEŻY CHARTU SOKOŁOWI
PYTANO ZDANIA INNYCH WIĘC WSZYSCY DOKOŁA
BRALI STRONĘ KUSEGO ALBO TEŻ SOKOŁA
CI JAK ZNAWCY CI ZNOWU JAK NAOCZNE ŚWIADKI
SĘDZIA NA DRUGIM KOŃCU DO NOWEJ SĄSIADKI
RZEKŁ PÓŁGŁOSEM PRZEPRASZAM MUSIELIŚMY SIADAĆ
NIEPODOBNA WIECZERZY NA PÓŹNIEJ ODKŁADAĆ
GOŚCIE GŁODNI CHODZILI DALEKO NA POLE
MYŚLIŁEM ŻE DZIŚ Z NAMI NIE BĘDZIESZ PRZY STOLE
TO RZEKŁSZY Z PODKOMORZYM PRZY PEŁNYM KIELICHU
O POLITYCZNYCH SPRAWACH ROZMAWIAŁ PO CICHU
GDY TAK BYŁY ZAJĘTE STOŁU STRONY OBIE
TADEUSZ PRZYGLĄDAŁ SIĘ NIEZNANEJ OSOBIE
PRZYPOMNIAŁ ŻE ZA PIERWSZYM NA MIEJSCE WEJRZENIEM
ODGADNĄŁ ZARAZ CZYIM MIAŁO BYĆ SIEDZENIEM
RUMIENIŁ SIĘ SERCE MU BIŁO NADZWYCZAJNIE
WIĘC ROZWIĄZANE WIDZIAŁ SWYCH DOMYSŁÓW TAJNIE
WIĘC BYŁO PRZEZNACZONO BY PRZY JEGO BOKU
USIADŁA OWA PIĘKNOŚĆ WIDZIANA W POMROKU
WPRAWDZIE ZDAŁA SIĘ TERAZ WZROSTEM DORODNIEJSZA
BO UBRANA A UBIÓR POWIĘKSZA I ZMNIEJSZA
I WŁOS U TAMTEJ WIDZIAŁ KRÓTKI JASNOZŁOTY
A U TEJ KRUCZE DŁUGIE ZWIJAŁY SIĘ SPLOTY
KOLOR MUSIAŁ POCHODZIĆ OD SŁOŃCA PROMIENI
KTÓRYMI PRZY ZACHODZIE WSZYSTKO SIĘ CZERWIENI
TWARZY WÓWCZAS NIE DOSTRZEGŁ NAZBYT RYCHŁO ZNIKŁA
ALE MYŚL TWARZ NADOBNĄ ODGADYWAĆ ZWYKŁA
MYŚLIŁ ŻE PEWNIE MIAŁA CZARNIUTKIE OCZĘTA
BIAŁĄ TWARZ USTA KRAŚNE JAK WIŚNIE BLIŹNIĘTA
U TEJ ZNALAZŁ PODOBNE OCZY USTA LICA
W WIEKU MOŻE BY BYŁA NAJWIĘKSZA RÓŻNICA
OGRODNICZKA DZIEWCZYNKĄ ZDAWAŁA SIĘ MAŁĄ
A PANI TA NIEWIASTĄ JUŻ W LATACH DOJRZAŁĄ
LECZ MŁODZIEŻ O PIĘKNOŚCI METRYKĘ NIE PYTA
BO MŁODZIEŃCOWI MŁODĄ JEST KAŻDA KOBIÉTA
CHŁOPCOWI KAŻDA PIĘKNOŚĆ ZDA SIĘ RÓWIENNICĄ
A NIEWINNEMU KAŻDA KOCHANKA DZIEWICĄ
TADEUSZ CHOCIAŻ LICZYŁ LAT BLISKO DWADZIEŚCIE
I OD DZIECIŃSTWA MIESZKAŁ W WILNIE WIELKIM MIEŚCIE
MIAŁ ZA DOZORCĘ KSIĘDZA KTÓRY GO PILNOWAŁ
I W DAWNEJ SUROWOŚCI PRAWIDŁACH WYCHOWAŁ
TADEUSZ ZATEM PRZYWIÓZŁ W STRONY SWE RODZINNE
DUSZĘ CZYSTĄ MYŚL ŻYWĄ I SERCE NIEWINNE
ALE RAZEM NIEMAŁĄ CHĘTKĘ DO SWYWOLI
Z GÓRY JUŻ ROBIŁ PROJEKT ŻE SOBIE POZWOLI
UŻYWAĆ NA WSI DŁUGO WZBRONIONEJ SWOBODY
WIEDZIAŁ ŻE BYŁ PRZYSTOJNY CZUŁ SIĘ RZEŚKI MŁODY
A W SPADKU PO RODZICACH WZIĄŁ CZERSTWOŚĆ I ZDROWIE
NAZYWAŁ SIĘ SOPLICA WSZYSCY SOPLICOWIE
SĄ JAK WIADOMO KRZEPCY OTYLI I SILNI
DO ŻOŁNIERKI JEDYNI W NAUKACH MNIEJ PILNI
TADEUSZ SIĘ OD PRZODKÓW SWOICH NIE ODRODZIŁ
DOBRZE NA KONIU JEŹDZIŁ PIESZO DZIELNIE CHODZIŁ
TĘPY NIE BYŁ LECZ MAŁO W NAUKACH POSTĄPIŁ
CHOĆ STRYJ NA WYCHOWANIE NICZEGO NIE SKĄPIŁ
ON WOLAŁ Z FLINTY STRZELAĆ ALBO SZABLĄ ROBIĆ
WIEDZIAŁ ŻE GO MYŚLANO DO WOJSKA SPOSOBIĆ
ŻE OJCIEC W TESTAMENCIE WYRZEKŁ TAKĄ WOLĘ
USTAWICZNIE DO BĘBNA TĘSKNIŁ SIEDZĄC W SZKOLE
ALE STRYJ NAGLE PIERWSZE ZAMIARY ODMIENIŁ
KAZAŁ ABY PRZYJECHAŁ I ABY SIĘ ŻENIŁ
I OBJĄŁ GOSPODARSTWO PRZYRZEKŁ NA POCZĄTEK
DAĆ MAŁĄ WIEŚ A POTEM CAŁY SWÓJ MAJĄTEK
TE WSZYSTKIE TADEUSZA CNOTY I ZALETY
ŚCIĄGNĘŁY WZROK SĄSIADKI UWAŻNEJ KOBIETY
ZMIERZYŁA JEGO POSTAĆ KSZTAŁTNĄ I WYSOKĄ
JEGO RAMIONA SILNE JEGO PIERŚ SZEROKĄ
I W TWARZ SPÓJRZAŁA Z KTÓREJ WYTRYSKAŁ RUMIENIEC
ILEKROĆ Z JEJ OCZYMA SPOTKAŁ SIĘ MŁODZIENIEC
BO Z PIERWSZEJ LĘKLIWOŚCI CAŁKIEM JUŻ OCHŁONĄŁ
I PATRZYŁ WZROKIEM ŚMIAŁYM W KTÓRYM OGIEŃ PŁONĄŁ
RÓWNIEŻ PATRZYŁA ONA I CZTERY ŹRENICE
GORZAŁY PRZECIW SOBIE JAK RORATNE ŚWIÉCE
PIERWSZA Z NIM PO FRANCUSKU ZACZĘŁA ROZMOWĘ
WRACAŁ Z MIASTA ZE SZKOŁY WIĘC O KSIĄŻKI NOWE
O AUTORÓW PYTAŁA TADEUSZA ZDANIA
I ZE ZDAŃ WYCIĄGAŁA NA NOWO PYTANIA
CÓŻ GDY POTEM ZACZĘŁA MÓWIĆ O MALARSTWIE
O MUZYCE O TAŃCACH NAWET O RZEŹBIARSTWIE
DOWIODŁA ŻE ZNA RÓWNIE PĘDZEL NUTY DRUKI
AŻ OSŁUPIAŁ TADEUSZ NA TYLE NAUKI
LĘKAŁ SIĘ BY NIE ZOSTAŁ POŚMIEWISKA CELEM
I JĄKAŁ SIĘ JAK ŻACZEK PRZED NAUCZYCIELEM
SZCZĘŚCIEM ŻE NAUCZYCIEL ŁADNY I NIESROGI
ODGADNĘŁA SĄSIADKA POWÓD JEGO TRWOGI
WSZCZĘŁA RZECZ O MNIEJ TRUDNYCH I MĄDRYCH PRZEDMIOTACH
O WIEJSKIEGO POŻYCIA NUDACH I KŁOPOTACH
I JAK BAWIĆ SIĘ TRZEBA I JAK CZAS PODZIELIĆ
BY ŻYCIE UPRZYJEMNIĆ I WIEŚ ROZWESELIĆ
TADEUSZ ODPOWIADAŁ ŚMIELEJ SZŁA RZECZ DALÉJ
W PÓŁ GODZINY JUŻ BYLI Z SOBĄ POUFALI
ZACZĘLI NAWET MAŁE ŻARCIKI I SPRZECZKI
W KOŃCU STAWIŁA PRZED NIM TRZY Z CHLEBA GAŁECZKI
TRZY OSOBY NA WYBÓR WZIĄŁ NAJBLIŻSZĄ SOBIE
PODKOMORZANKI NA TO ZMARSZCZYŁY SIĘ OBIE
SĄSIADKA ZAŚMIAŁA SIĘ LECZ NIE POWIEDZIAŁA
KOGO OWA SZCZĘŚLIWSZA GAŁKA OZNACZAŁA
INACZEJ BAWIONO SIĘ W DRUGIM KOŃCU STOŁA
BO TAM WZMÓGŁSZY SIĘ NAGLE STRONNICY SOKOŁA
NA PARTYJĘ KUSEGO BEZ LITOŚCI WSIEDLI
SPÓR BYŁ WIELKI JUŻ POTRAW OSTATNICH NIE JEDLI
STOJĄC I PIJĄC OBIE KŁÓCIŁY SIĘ STRONY
A NAJSTRASZNIEJ PAN REJENT BYŁ ZACIETRZEWIONY
JAK RAZ ZACZĄŁ BEZ PRZERWY RZECZ SWOJĘ TOKOWAŁ
I GESTAMI JĄ BARDZO DOBITNIE MALOWAŁ
BYŁ DAWNIEJ ADWOKATEM PAN REJENT BOLESTA
ZWANO GO KAZNODZIEJĄ ŻE ZBYT LUBIŁ GESTA
TERAZ RĘCE PRZY BOKU MIAŁ W TYŁ WYGIĄŁ ŁOKCIE
SPOD RAMION WYTKNĄŁ PALCE I DŁUGIE PAZNOKCIE
PRZEDSTAWIAJĄC DWA SMYCZE CHARTÓW TYM OBRAZEM
WŁAŚNIE RZECZ KOŃCZYŁ WYCZHA PUŚCILIŚMY RAZEM
JA I ASESOR RAZEM JAKOBY DWA KURKI
JEDNYM PALCEM SPUSZCZONE U JEDNEJ DWURURKI
WYCZHA POSZLI A ZAJĄC JAK STRUNA SMYK W POLE
PSY TUŻ TO MÓWIĄC RĘCE CIĄGNĄŁ WZDŁUŻ PO STOLE
I PALCAMI RUCH CHARTÓW PRZEDZIWNIE UDAWAŁ
PSY TUŻ I HEC OD LASU ODSADZILI KAWAŁ
SOKOŁ SMYK NAPRZÓD RĄCZY PIES LECZ ZAGORZALEC
WYSADZIŁ SIĘ PRZED KUSYM O TYLE O PALEC
WIEDZIAŁEM ŻE SPUDŁUJE SZARAK GRACZ NIE LADA
CZCHAŁ NIBY PROSTO W POLE ZA NIM PSÓW GROMADA
GRACZ SZARAK SKORO POCZUŁ WSZYSTKIE CHARTY W KUPIE
PSTRĘK NA PRAWO KOZIOŁKA Z NIM W PRAWO PSY GŁUPIE
A ON ZNOWU FAJT W LEWO JAK WYTNIE DWA SUSY
PSY ZA NIM FAJT NA LEWO ON W LAS A MÓJ KUSY
CAP TAK KRZYCZĄC PAN REJENT NA STÓŁ POCHYLONY
Z PALCAMI SWYMI ZABIEGŁ AŻ DO DRUGIEJ STRONY
I CAP TADEUSZOWI WRZASNĄŁ TUŻ NAD UCHEM
TADEUSZ I SĄSIADKA TYM GŁOSU WYBUCHEM
ZNIENACKA PRZESTRASZENI WŁAŚNIE W PÓŁ ROZMOWY
ODSTRYCHNĘLI OD SIEBIE MIMOWOLNIE GŁOWY
JAKO WIERZCHOŁKI DRZEWA POWIĄZANE SPOŁEM
GDY JE WICHER ROZERWIE I RĘCE POD STOŁEM
BLISKO SIEBIE LEŻĄCE WSTECZ NAGLE UCIEKŁY
I DWIE TWARZE W JEDEN SIĘ RUMIENIEC OBLEKŁY
TADEUSZ BY NIE ZDRADZIĆ SWEGO ROZTARGNIENIA
PRAWDA RZEKŁ MÓJ REJENCIE PRAWDA BEZ WĄTPIENIA
KUSY PIĘKNY CHART Z KSZTAŁTU JEŚLI RÓWNIE CHWYTNY
CHWYTNY KRZYKNĄŁ PAN REJENT MÓJ PIES FAWORYTNY
ŻEBY NIE MIAŁ BYĆ CHWYTNY WIĘC TADEUSZ ZNOWU
CIESZYŁ SIĘ ŻE TAK PIĘKNY PIES NIE MA NAROWU
ŻAŁOWAŁ ŻE GO TYLKO WIDZIAŁ IDĄC Z LASU
I ŻE PRZYMIOTÓW JEGO POZNAĆ NIE MIAŁ CZASU
NA TO ZADRŻAŁ ASESOR PUŚCIŁ Z RĄK KIELISZEK
UTOPIŁ W TADEUSZA WZROK JAK BAZYLISZEK
ASESOR MNIEJ KRZYKLIWY I MNIEJ BYŁ RUCHAWY
OD REJENTA SZCZUPLEJSZY I MAŁY Z POSTAWY
LECZ STRASZNY NA REDUCIE BALU I SEJMIKU
BO POWIADANO O NIM MA ŻĄDŁO W JĘZYKU
TAK DOWCIPNE ŻARCIKI UMIAŁ KOMPONOWAĆ
IŻBY JE W KALENDARZU MOŻNA WYDRUKOWAĆ
WSZYSTKIE ZŁOŚLIWE OSTRE DAWNIEJ CZŁEK DOSTATNI
SCHEDĘ OJCA SWOJEGO I MAJĄTEK BRATNI
WSZYSTKO STRWONIŁ NA WIELKIM FIGURUJĄC ŚWIECIE
TERAZ WSZEDŁ W SŁUŻBĘ RZĄDU BY ZNACZYĆ W POWIECIE
LUBIŁ BARDZO MYŚLISTWO JUŻ TO DLA ZABAWY
JUŻ TO ŻE ODGŁOS TRĄBKI I WIDOK OBŁAWY
PRZYPOMINAŁ MU JEGO LATA MŁODOCIANE
KIEDY MIAŁ STRZELCÓW LICZNYCH I PSY ZAWOŁANE
TERAZ MU Z CAŁEJ PSIARNI DWA CHARTY ZOSTAŁY
I JESZCZE Z TYCH JEDNEMU CHCIANO PRZECZYĆ CHWAŁY
WIĘC ZBLIŻYŁ SIĘ I Z WOLNA GŁADZĄC FAWORYTY
RZEKŁ Z UŚMIECHEM A BYŁ TO UŚMIECH JADOWITY
CHART BEZ OGONA JEST JAK SZLACHCIC BEZ URZĘDU
OGON TEŻ ZNACZNIE CHARTOM POMAGA DO PĘDU
A PAN KUSOŚĆ UWAŻASZ ZA DOWÓD DOBROCI
ZRESZTĄ ZDAĆ SIĘ MOŻEMY NA SĄD PAŃSKIEJ CIOCI
CHOĆ PANI TELIMENA MIESZKAŁA W STOLICY
I BAWI SIĘ NIEDAWNO W NASZEJ OKOLICY
LEPIEJ ZNA SIĘ NA ŁOWACH NIŻ MYŚLIWI MŁODZI
TAK TO NAUKA SAMA Z LATAMI PRZYCHODZI
TADEUSZ NA KTÓREGO NIESPODZIANIE SPADAŁ
GROM TAKI WSTAŁ ZMIESZANY CHWILĘ NIC NIE GADAŁ
LECZ PATRZYŁ NA RYWALA CORAZ STRASZNIEJ SROŻÉJ
WTEM WIELKIM SZCZĘŚCIEM DWAKROĆ KICHNĄŁ PODKOMORZY
WIWAT KRZYKNĘLI WSZYSCY ON SIĘ WSZYSTKIM SKŁONIŁ
I Z WOLNA W TABAKIERĘ PALCAMI ZADZWONIŁ
TABAKIERA ZE ZŁOTA Z BRYLANTÓW OPRAWA
A W ŚRODKU JEJ BYŁ PORTRET KRÓLA STANISŁAWA
OJCU PODKOMORZEGO SAM KRÓL JĄ DAROWAŁ
PO OJCU PODKOMORZY GODNIE JĄ PIASTOWAŁ
GDY W NIĘ DZWONIŁ ZNAK DAWAŁ ŻE MIAŁ GŁOS ZABIERAĆ
UMILKLI WSZYSCY I UST NIE ŚMIELI OTWIERAĆ
ON RZEKŁ WIELMOŻNI SZLACHTA BRACIA DOBRODZIEJE
FORUM MYŚLIWSKIM TYLKO SĄ ŁĄKI I KNIEJE
WIĘC JA W DOMU PODOBNYCH SPRAW NIE DECYDUJĘ
I POSIEDZENIE NASZE NA JUTRO SOLWUJĘ
I DALSZYCH REPLIK STRONOM DZISIAJ NIE DOZWOLĘ
WOŹNY ODWOŁAJ SPRAWĘ NA JUTRO NA POLE
JUTRO I HRABIA Z CAŁYM MYŚLISTWEM TU ZJEDZIE
I WASZEĆ Z NAMI RUSZYSZ SĘDZIO MÓJ SĄSIEDZIE
I PANI TELIMENA I PANNY I PANIE
SŁOWEM ZROBIM NA URZĄD WIELKIE POLOWANIE
I WOJSKI TOWARZYSTWA NAM TEŻ NIE ODMÓWI
TO MÓWIĄC TABAKIERĘ PODAWAŁ STARCOWI
WOJSKI NA OSTRYM KOŃCU ŚRÓD MYŚLIWYCH SIEDZIAŁ
SŁUCHAŁ ZMRUŻYWSZY OCZY SŁOWA NIE POWIEDZIAŁ
CHOĆ MŁODZIEŻ NIERAZ JEGO ZASIĘGAŁA ZDANIA
BO NIKT LEPIEJ NAD NIEGO NIE ZNAŁ POLOWANIA
ON MILCZAŁ SZCZYPTĘ WZIĘTĄ Z TABAKIERY WAŻYŁ
W PALCACH I DŁUGO DUMAŁ NIM JĄ W KOŃCU ZAŻYŁ
KICHNĄŁ AŻ CAŁA IZBA ROZLEGŁA SIĘ ECHEM
I POTRZĄSAJĄC GŁOWĄ RZEKŁ Z GORZKIM UŚMIECHEM
O JAK MNIE TO STAREGO I SMUCI I DZIWI
CÓŻ BY TO O TYM STARZY MÓWILI MYŚLIWI
WIDZĄC ŻE W TYLU SZLACHTY W TYLU PANÓW GRONIE
MAJĄ SĄDZIĆ SIĘ SPORY O CHARCIM OGONIE
CÓŻ BY RZEKŁ NA TO STARY REJTAN GDYBY OŻYŁ
WRÓCIŁBY DO LACHOWICZ I W GRÓB SIĘ POŁOŻYŁ
CO BY RZEKŁ WOJEWODA NIESIOŁOWSKI STARY
KTÓRY MA DOTĄD PIERWSZE NA ŚWIECIE OGARY
I DWIESTU STRZELCÓW TRZYMA OBYCZAJEM PAŃSKIM
I MA STO WOZÓW SIECI W ZAMKU WOROŃCZAŃSKIM
A OD TYLU LAT SIEDZI JAK MNICH NA SWYM DWORZE
NIKT GO NA POLOWANIE UPROSIĆ NIE MOŻE
BIAŁOPIOTROWICZOWI SAMEMU ODMÓWIŁ
BO CÓŻ BY ON NA WASZYCH POLOWANIACH ŁOWIŁ
PIĘKNA BYŁABY SŁAWA AŻEBY PAN TAKI
WEDLE DZISIEJSZEJ MODY JEŹDZIŁ NA SZARAKI
ZA MOICH PANIE CZASÓW W JĘZYKU STRZELECKIM
DZIK NIEDŹWIEDŹ ŁOŚ WILK ZWANY BYŁ ZWIERZEM SZLACHECKIM
A ZWIERZĘ NIE MAJĄCE KŁÓW ROGÓW PAZURÓW
ZOSTAWIANO DLA PŁATNYCH SŁUG I DWORSKICH CIURÓW
ŻADEN PAN NIGDY PRZYJĄĆ NIE CHCIAŁBY DO RĘKI
STRZELBY KTÓRĄ ZHAŃBIONO SYPIĄC W NIĄ ŚRUT CIENKI
TRZYMANO WPRAWDZIE CHARTÓW BO Z ŁOWÓW WRACAJĄC
TRAFIA SIĘ ŻE SPOD KONIA MKNIE SIĘ BIEDAK ZAJĄC
PUSZCZANO WTENCZAS ZA NIM DLA ZABAWKI SMYCZE
I NA KONIKACH MAŁE GONIŁY PANICZE
PRZED OCZAMI RODZICÓW KTÓRZY TE POGONIE
LEDWIE RACZYLI WIDZIEĆ CÓŻ KŁÓCIĆ SIĘ O NIE
WIĘC NIECH JAŚNIE WIELMOŻNY PODKOMORZY RACZY
ODWOŁAĆ SWE ROZKAZY I NIECH MI WYBACZY
ŻE NIE MOGĘ NA TAKIE JECHAĆ POLOWANIE
I NIGDY NA NIM NOGA MOJA NIE POSTANIE
NAZYWAM SIĘ HRECZECHA A OD KRÓLA LECHA
ŻADEN ZA ZAJĄCAMI NIE JEŹDZIŁ HRECZECHA
TU ŚMIECH MŁODZIEŻY MOWĘ WOJSKIEGO ZAGŁUSZYŁ
WSTANO OD STOŁU PIERWSZY PODKOMORZY RUSZYŁ
Z WIEKU MU I Z URZĘDU TEN ZASZCZYT NALEŻY
IDĄC KŁANIAŁ SIĘ DAMOM STARCOM I MŁODZIEŻY
ZA NIM SZEDŁ KWESTARZ SĘDZIA TUŻ PRZY BERNARDYNIE
SĘDZIA U PROGU RĘKĘ DAŁ PODKOMORZYNIE
TADEUSZ TELIMENIE ASESOR KRAJCZANCE
A PAN REJENT NA KOŃCU WOJSKIEJ HRECZESZANCE
TADEUSZ Z KILKU GOŚĆMI POSZEDŁ DO STODOŁY
A CZUŁ SIĘ POMIESZANY ZŁY I NIEWESOŁY
ROZBIERAŁ MYŚLĄ WSZYSTKIE DZISIEJSZE WYPADKI
SPOTKANIE SIĘ WIECZERZĘ PRZY BOKU SĄSIADKI
A SZCZEGÓLNIEJ MU SŁOWO CIOCIA KOŁO UCHA
BRZĘCZAŁO CIĄGLE JAKO NAPRZYKRZONA MUCHA
PRAGNĄŁBY U WOŹNEGO LEPIEJ SIĘ WYPYTAĆ
O PANI TELIMENIE LECZ GO NIE MÓGŁ SCHWYTAĆ
WOJSKIEGO TEŻ NIE WIDZIAŁ BO ZARAZ Z WIECZERZY
WSZYSCY POSZLI ZA GOŚĆMI JAK SŁUGOM NALEŻY
URZĄDZAJĄC WE DWORZE IZBY DO SPOCZYNKU
STARSI I DAMY SPAŁY WE DWORSKIM BUDYNKU
MŁODZIEŻ TADEUSZOWI PROWADZIĆ KAZANO
W ZASTĘPSTWIE GOSPODARZA W STODOŁĘ NA SIANO
W PÓŁ GODZINY TAK BYŁO GŁUCHO W CAŁYM DWORZE
JAKO PO ZADZWONIENIU NA PACIERZ W KLASZTORZE
CISZĘ PRZERYWAŁ TYLKO GŁOS NOCNEGO STRÓŻA
USNĘLI WSZYSCY SĘDZIA SAM OCZU NIE ZMRUŻA
JAKO WÓDZ GOSPODARSTWA OBMYŚLA WYPRAWĘ
W POLE I W DOMU PRZYSZŁĄ URZĄDZA ZABAWĘ
DAŁ ROZKAZ EKONOMOM WÓJTOM I GUMIENNYM
PISARZOM OCHMISTRZYNI STRZELCOM I STAJENNYM
I MUSIAŁ WSZYSTKIE DZIENNE RACHUNKI PRZEZIERAĆ
NARESZCIE RZEKŁ WOŹNEMU ŻE SIĘ CHCE ROZBIERAĆ
WOŹNY PAS MU ODWIĄZAŁ PAS SŁUCKI PAS LITY
PRZY KTÓRYM ŚWIECĄ GĘSTE KUTASY JAK KITY
Z JEDNEJ STRONY ZŁOTOGŁÓW W PURPUROWE KWIATY
NA WYWRÓT JEDWAB CZARNY POSREBRZANY W KRATY
PAS TAKI MOŻNA RÓWNIE KŁAŚĆ NA STRONY OBIE
ZŁOTĄ NA DZIEŃ GALOWY A CZARNĄ W ŻAŁOBIE
SAM WOŹNY UMIAŁ PAS TEN ODWIĄZYWAĆ SKŁADAĆ
WŁAŚNIE TYM SIĘ ZATRUDNIAŁ I KOŃCZYŁ TAK GADAĆ
CÓŻ ZŁEGO ŻE PRZENIOSŁEM STOŁY DO ZAMCZYSKA
NIKT NA TYM NIC NIE STRACIŁ A PAN MOŻE ZYSKA
BO PRZECIEŻ O TEN ZAMEK DZIŚ TOCZY SIĘ SPRAWA
MY OD DZISIAJ DO ZAMKU NABYLIŚMY PRAWA
I MIMO CAŁĄ STRONY PRZECIWNEJ ZAJADŁOŚĆ
DOWIODĘ ŻE ZAMCZYSKO WZIĘLIŚMY W POSIADŁOŚĆ
WSZAKŻE KTO GOŚCI PROSI W ZAMEK NA WIECZERZĘ
DOWODZI ŻE POSIADŁOŚĆ TAM MA ALBO BIERZE
NAWET STRONY PRZECIWNE WEŹWIEMY NA ŚWIADKI
PAMIĘTAM ZA MYCH CZASÓW PODOBNE WYPADKI
JUŻ SĘDZIA SPAŁ WIĘC WOŹNY CICHO WSZEDŁ DO SIENI
SIADŁ PRZY ŚWIECY I DOBYŁ KSIĄŻECZKĘ Z KIESZENI
KTÓRA MU JAK OŁTARZYK ZŁOTY ZAWSZE SŁUŻY
KTÓREJ NIGDY NIE RZUCA W DOMU I W PODRÓŻY
BYŁA TO TRYBUNALSKA WOKANDA TAM RZĘDEM
STAŁY SPISANE SPRAWY KTÓRE PRZED URZĘDEM
WOŹNY SAM GŁOSEM SWOIM PRZED LATY WYWOŁAŁ
ALBO O KTÓRYCH PÓŹNIEJ DOWIEDZIEĆ SIĘ ZDOŁAŁ
PROSTYM LUDZIOM WOKANDA ZDA SIĘ IMION SPISEM
WOŹNEMU JEST OBRAZÓW WSPANIAŁYCH ZARYSEM
CZYTAŁ WIĘC I ROZMYŚLAŁ OGIŃSKI Z WIZGIRDEM
DOMINIKANIE Z RYMSZĄ RYMSZA Z WYSOGIRDEM
RADZIWIŁŁ Z WERESZCZAKĄ GIEDROJCIE Z RDUŁTOWSKIM
OBUCHOWICZ Z KAHAŁEM JURAHA Z PIOTROWSKIM
MALESKI Z MICKIEWICZEM A NA KONIEC HRABIA
Z SOPLICĄ I CZYTAJĄC Z TYCH IMION WYWABIA
PAMIĘĆ SPRAW WIELKICH WSZYSTKIE PROCESU WYPADKI
I STAJĄ MU PRZED OCZY SĄD STRONY I ŚWIADKI
I OGLĄDA SAM SIEBIE JAK W ŻUPANIE BIAŁYM
W GRANATOWYM KONTUSZU STAŁ PRZED TRYBUNAŁEM
JEDNA RĘKA NA SZABLI A DRUGĄ DO STOŁA
PRZYWOŁAWSZY DWIE STRONY UCISZCIE SIĘ WOŁA
MARZĄC I KOŃCZĄC PACIERZ WIECZORNY POMAŁU
USNĄŁ OSTATNI W LITWIE WOŹNY TRYBUNAŁU
TAKIE BYŁY ZABAWY SPORY W ONE LATA
ŚRÓD CICHEJ WSI LITEWSKIEJ KIEDY RESZTA ŚWIATA
WE ŁZACH I KRWI TONĘŁA GDY ÓW MĄŻ BÓG WOJNY
OTOCZON CHMURĄ PUŁKÓW TYSIĄCEM DZIAŁ ZBROJNY
WPRZĄGŁSZY W SWÓJ RYDWAN ORŁY ZŁOTE OBOK SREBRNYCH
OD PUSZCZ LIBIJSKICH LATAŁ DO ALPÓW PODNIEBNYCH
CISKAJĄC GROM PO GROMIE W PIRAMIDY W TABOR
W MARENGO W ULM W AUSTERLITZ ZWYCIĘSTWO I ZABOR
BIEGŁY PRZED NIM I ZA NIM SŁAWA CZYNÓW TYLU
BRZEMIENNA IMIONAMI RYCERZY OD NILU
SZŁA HUCZĄC KU PÓŁNOCY AŻ U NIEMNA BRZEGÓW
ODBIŁASIĘ JAK OD SKAŁ OD MOSKWY SZEREGÓW
KTÓRE BRONIŁY LITWĘ MURAMI ŻELAZA
PRZED WIEŚCIĄ DLA ROSYI STRASZNĄ JAK ZARAZA
PRZECIEŻ NIERAZ NOWINA NIBY KAMIEŃ Z NIEBA
SPADAŁA W LITWĘ NIERAZ DZIAD ŻEBRZĄCY CHLEBA
BEZ RĘKI LUB BEZ NOGI PRZYJĄWSZY JAŁMUŻNĘ
STANĄŁ I OCZY WKOŁO OBRACAŁ OSTRÓŻNE
GDY NIE WIDZIAŁ WE DWORZE ROSYJSKICH ŻOŁNIERZY
ANI JARMUŁEK ANI CZERWONYCH KOŁNIERZY
WTENCZAS KIM BYŁ WYZNAWAŁ BYŁ LEGIJONISTĄ
PRZYNOSIŁ KOŚCI STARE NA ZIEMIĘ OJCZYSTĄ
KTÓREJ JUŻ BRONIĆ NIE MÓGŁ JAK GO WTENCZAS CAŁA
RODZINA PAŃSKA JAK GO CZELADKA ŚCISKAŁA
ZANOSZĄC SIĘ OD PŁACZU ON ZA STOŁEM SIADAŁ
I DZIWNIEJSZE OD BAŚNI HISTORYJE GADAŁ
ON OPOWIADAŁ JAKO JENERAŁ DĄBROWSKI
Z ZIEMI WŁOSKIEJ STARA SIĘ PRZYCIĄGNĄĆ DO POLSKI
JAK ON RODAKÓW ZBIERA NA LOMBARDZKIM POLU
JAK KNIAZIEWICZ ROZKAZY DAJE Z KAPITOLU
I ZWYCIĘZCA WYDARTYCH POTOMKOM CEZARÓW
RZUCIŁ W OCZY FRANCUZÓW STO KRWAWYCH SZTANDARÓW
JAK JABŁONOWSKI ZABIEGŁ AŻ KĘDY PIEPRZ ROŚNIE
GDZIE SIĘ CUKIER WYTAPIA I GDZIE W WIECZNEJ WIOŚNIE
PACHNĄCE KWITNĄ LASY Z LEGIJĄ DUNAJU
TAM WÓDZ MURZYNY GROMI A WZDYCHA DO KRAJU
MOWY STARCA KRĄŻYŁY WE WSI PO KRYJOMU
CHŁOPIEC CO JE POSŁYSZAŁ ZNIKAŁ NAGLE Z DOMU
LASAMI I BAGNAMI SKRADAŁ SIĘ TAJEMNIE
ŚCIGANY OD MOSKALI SKAKAŁ KRYĆ SIĘ W NIEMNIE
I NURKIEM PŁYNĄŁ NA BRZEG KSIĘSTWA WARSZAWSKIEGO
GDZIE USŁYSZAŁ GŁOS MIŁY WITAJ NAM KOLEGO
LECZ NIM ODSZEDŁ WYSKOCZYŁ NA WZGÓREK Z KAMIENIA
I MOSKALOM PRZEZ NIEMEN RZEKŁ DO ZOBACZENIA
TAK PRZEKRADŁ SIĘ GORECKI PAC I OBUCHOWICZ
PIOTROWSKI OBOLEWSKI ROŻYCKI JANOWICZ
MIERZEJEWSCY BROCHOCKI I BERNATOWICZE
KUPŚĆ GEDYMIN I INNI KTÓRYCH NIE POLICZĘ
OPUSZCZALI RODZICÓW I ZIEMIĘ KOCHANĄ
I DOBRA KTÓRE NA SKARB CARSKI ZABIERANO
CZASEM DO LITWY KWESTARZ Z OBCEGO KLASZTORU
PRZYSZEDŁ I KIEDY BLIŻEJ POZNAŁ PANÓW DWORU
GAZETĘ IM POKAZAŁ WYPRUTĄ Z SZKAPLERZA
TAM STAŁA WYPISANA I LICZBA ŻOŁNIERZA
I NAZWISKO KAŻDEGO WODZA LEGIJONU
I KAŻDEGO Z NICH OPIS ZWYCIĘSTWA LUB ZGONU
PO WIELU LATACH PIERWSZY RAZ MIAŁA RODZINA
WIEŚĆ O ŻYCIU O CHWALE I O ŚMIERCI SYNA
BRAŁ DOM ŻAŁOBĘ ALE POWIEDZIEĆ NIE ŚMIANO
PO KIM BYŁA ŻAŁOBA TYLKO ZGADYWANO
W OKOLICY I TYLKO CICHY SMUTEK PANÓW
LUB CICHA RADOŚĆ BYŁA GAZETĄ ZIEMIANÓW
TAKIM KWESTARZEM TAJNYM BYŁ ROBAK PODOBNO
CZĘSTO ON Z PANEM SĘDZIĄ ROZMAWIAŁ OSOBNO
PO TYCH ROZMOWACH ZAWSZE JAKOWAŚ NOWINA
ROZESZŁA SIĘ W SĄSIEDZTWIE POSTAĆ BERNARDYNA
WYDAWAŁA ŻE MNICH TEN NIE ZAWSZE W KAPTURZE
CHODZIŁ I NIE W KLASZTORNYM ZESTARZAŁ SIĘ MURZE
MIAŁ ON NAD PRAWYM UCHEM NIECO WYŻEJ SKRONI
BLIZNĘ WYCIĘTEJ SKÓRY NA SZEROKOŚĆ DŁONI
I W BRODZIE ŚLAD NIEDAWNY LANCY LUB POSTRZAŁU
RAN TYCH NIE DOSTAŁ PEWNIE PRZY CZYTANIU MSZAŁU
ALE NIE TYLKO GROŹNE WEJRZENIE I BLIZNY
LECZ SAM RUCH I GŁOS JEGO MIAŁ COŚ ŻOŁNIERSZCZYZNY
PRZY MSZY GDY Z WZNIESIONYMI ZWRACAŁ SIĘ RĘKAMI
OD OŁTARZA DO LUDU BY MÓWIĆ PAN Z WAMI
TO NIERAZ TAK SIĘ ZRĘCZNIE SKRĘCIŁ JEDNYM RAZEM
JAKBY PRAWO W TYŁ ROBIŁ ZA WODZA ROZKAZEM
I SŁOWA LITURGIJI TAKIM WYRZEKŁ TONEM
DO LUDU JAK OFICER STOJĄC PRZED SZWADRONEM
POSTRZEGALI TO CHŁOPCY SŁUŻĄCY MU DO MSZY
SPRAW TAKŻE POLITYCZNYCH BYŁ ROBAK ŚWIADOMSZY
NIŹLI ŻYWOTÓW ŚWIĘTYCH A JEŻDŻĄC PO KWEŚCIE
CZĘSTO ZASTANAWIAŁ SIĘ W POWIATOWYM MIEŚCIE
MIAŁ PEŁNO INTERESÓW TO LISTY ODBIERAŁ
KTÓRYCH NIGDY PRZY OBCYCH LUDZIACH NIE OTWIERAŁ
TO WYSYŁAŁ POSŁAŃCÓW ALE GDZIE I PO CO
NIE POWIADAŁ CZĘSTOKROĆ WYMYKAŁ SIĘ NOCĄ
DO DWORÓW PAŃSKICH Z SZLACHTĄ USTAWICZNIE SZEPTAŁ
I OKOLICZNE WIOSKI DOKOŁA WYDEPTAŁ
I W KARCZMACH Z WIEŚNIAKAMI ROZPRAWIAŁ NIEMAŁO
A ZAWSZE O TYM CO SIĘ W CUDZYCH KRAJACH DZIAŁO
TERAZ SĘDZIEGO KTÓRY JUŻ SPAŁ OD GODZINY
PRZYCHODZI BUDZIĆ PEWNIE MA JAKIEŚ NOWINY
KTO Z NAS TYCH LAT NIE POMNI GDY MŁODE PACHOLĘ
ZE STRZELBĄ NA RAMIENIU ŚWISZCZĄC SZEDŁ NA POLE
GDZIE ŻADEN WAŁ PŁOT ŻADEN NOGI NIE UTRUDZA
GDZIE PRZESTĘPUJĄC MIEDZĘ NIE POZNASZ ŻE CUDZA
BO NA LITWIE MYŚLIWIEC JAK OKRĘT NA MORZU
GDZIE CHCESZ JAKĄ CHCESZ DROGĄ BUJA PO PRZESTWORZU
CZYLI JAK PROROK PATRZY W NIEBO GDZIE W OBŁOKU
WIELE JEST ZNAKÓW WIDNYCH STRZELECKIEMU OKU
CZY JAK CZAROWNIK GADA Z ZIEMIĄ KTÓRA GŁUCHA
DLA MIESZCZAN MNÓSTWEM GŁOSÓW SZEPCE MU DO UCHA
TAM DERKACZ WRZASNĄŁ Z ŁĄKI SZUKAĆ GO DAREMNIE
BO ON SZYBUJE W TRAWIE JAKO SZCZUPAK W NIEMNIE
TAM OZWAŁ SIĘ NAD GŁOWĄ RANNY WIOSNY DZWONEK
RÓWNIEŻ GŁĘBOKO W NIEBIE SCHOWANY SKOWRONEK
ÓWDZIE ORZEŁ SZEROKIM SKRZYDŁEM PRZEZ OBSZARY
ZASZUMIAŁ STRASZĄC WRÓBLE JAK KOMETA CARY
ZAŚ JASTRZĄB POD JASNYMI WISZĄCY BŁĘKITY
TRZEPIE SKRZYDŁEM JAK MOTYL NA SZPILCE PRZYBITY
AŻ UJRZAWSZY ŚRÓD ŁĄKI PTAKA LUB ZAJĄCA
RUNIE NAŃ Z GÓRY JAKO GWIAZDA SPADAJĄCA
KIEDYŻ NAM PAN BÓG WRÓCIĆ Z WĘDRÓWKI DOZWOLI
I ZNOWU DOM ZAMIESZKAĆ NA OJCZYSTEJ ROLI
I SŁUŻYĆ W JEŹDZIE KTÓRA WOJUJE SZARAKI
ALBO W PIECHOCIE KTÓRA NOSI BROŃ NA PTAKI
NIE ZNAĆ INNYCH PRÓCZ KOSY I SIERPA RYNSZTUNKÓW
I INNYCH GAZET OPROCZ DOMOWYCH RACHUNKÓW
NAD SOPLICOWEM SŁOŃCE WESZŁO I JUŻ PADŁO
NA STRZECHY I PRZEZ SZPARY W STODOŁĘ SIĘ WKRADŁO
I PO CIEMNOZIELONYM ŚWIEŻYM WONNYM SIANIE
Z KTÓREGO MŁODZIEŻ SOBIE ZROBIŁA POSŁANIE
ROZPŁYWAŁY SIĘ ZŁOTE MIGAJĄCE PRĘGI
Z OTWORU CZARNEJ STRZECHY JAK Z WARKOCZA WSTĘGI
I SŁOŃCE USTA SENNYCH PROMYKIEM PORANKA
DRAŹNI JAK DZIEWCZĘ KŁOSEM BUDZĄCE KOCHANKA
JUŻ WRÓBLE SKACZĄC ŚWIERKAĆ ZACZĘŁY POD STRZECHĄ
JUŻ TRZYKROĆ GĘGNĄŁ GĘSIOR A ZA NIM JAK ECHO
ODEZWAŁY SIĘ CHOREM KACZKI I INDYKI
I SŁYCHAĆ BYDŁA W POLE IDĄCEGO RYKI
WSTAŁA MŁODZIEŻ TADEUSZ JESZCZE SENNY LEŻY
BO TEŻ NAJPÓŹNIEJ ZASNĄŁ Z WCZORAJSZEJ WIECZERZY
WRÓCIŁ TAK NIESPOKOJNY ŻE O KURÓW PIANIU
JESZCZE OCZU NIE ZMRUŻYŁ A NA SWYM POSŁANIU
TAK KRĘCIŁ SIĘ ŻE W SIANO JAK W WODĘ UTONĄŁ
I SPAŁ TWARDO AŻ ZIMNY WIATR W OCZY MU WIONĄŁ
GDY SKRZYPIĄCE STODOŁY DRZWI OTWARTO Z TRZASKIEM
I BERNARDYN KSIĄDZ ROBAK WSZEDŁ Z WĘZLASTYM PASKIEM
SURGE PUER WOŁAJĄC I PONAD BARKAMI
RUBASZNIE WYWIJAJĄC PASEK Z OGÓRKAMI
JUŻ NA DZIEDZIŃCU SŁYCHAĆ MYŚLIWSKIE OKRZYKI
WYPROWADZAJĄ KONIE ZAJEŻDŻAJĄ BRYKI
LEDWIE DZIEDZINIEC TAKĄ GROMADĘ OGARNIE
ODEZWAŁY SIĘ TRĄBY OTWORZONO PSIARNIE
ZGRAJA CHARTÓW WYPADŁSZY WESOŁO SKOWYCZE
WIDZĄC RUMAKI SZCZWACZÓW DOJEŻDŻACZÓW SMYCZE
PSY JAK SZALONE CWAŁEM ŚMIGAJĄ PO DWORZE
POTEM BIEGĄ I KŁADĄ SZYJE NA OBROŻE
WSZYSTKO TO BARDZO DOBRE POLOWANIE WRÓŻY
NARESZCIE PODKOMORZY DAŁ ROZKAZ PODRÓŻY
RUSZYLI SZCZWACZE Z WOLNA JEDEN TUŻ ZA DRUGIM
ALE ZA BRAMĄ RZĘDEM ROZBIEGLI SIĘ DŁUGIM
W ŚRODKU JECHALI OBOK ASESOR Z REJENTEM
A CHOĆ NA SIEBIE CZASEM PATRZYLI ZE WSTRĘTEM
ROZMAWIALI PRZYJAŹNIE JAK LUDZIE HONORU
IDĄC NA ROZSTRZYGNIENIE ŚMIERTELNEGO SPORU
NIKT ZE SŁÓW ZAWZIĘTOŚCI ICH POZNAĆ NIE ZDOŁA
PAN REJENT WIÓDŁ KUSEGO ASESOR SOKOŁA
Z TYŁU DAMY W POJAZDACH MŁODZIEŃCY STRONAMI
CZWAŁUJĄC TUŻ PRZY KOŁACH GADALI Z DAMAMI
KSIĄDZ ROBAK PO DZIEDZIŃCU WOLNYM CHODZIŁ KROKIEM
KOŃCZĄC RANNE PACIERZE ALE RZUCAŁ OKIEM
NA PANA TADEUSZA MARSZCZYŁ SIĘ UŚMIECHAŁ
WRESZCIE KIWNĄŁ NAŃ PALCEM TADEUSZ PODJECHAŁ
ROBAK PALCEM PO NOSIE DAWAŁ MU ZNAK GROŹBY
LECZ MIMO TADEUSZA PYTANIA I PROŚBY
AŻEBY MU WYRAŹNIE CO CHCE WYTŁUMACZYŁ
BERNARDYN ODPOWIEDZIEĆ NI SPÓJRZEĆ NIE RACZYŁ
KAPTUR TYLKO NASUNĄŁ I PACIERZ SWÓJ KOŃCZYŁ
WIĘC TADEUSZ ODJECHAŁ I Z GOŚĆMI SIĘ ZŁĄCZYŁ
WŁAŚNIE WTENCZAS MYŚLIWI SMYCZE ZATRZYMALI
I WSZYSCY NIERUCHOMI W MIEJSCACH SWOICH STALI
JEDEN DRUGIEMU RĘKĄ DAWAŁ ZNAK MILCZENIA
A WSZYSCY OBRÓCILI OCZY DO KAMIENIA
NAD KTÓRYM STAŁ PAN SĘDZIA ON ZWIERZA OBACZYŁ
I RĄK SKINIENIEM SWOJE ROZKAZY TŁUMACZYŁ
POJĘLI WSZYSCY STOJĄ A ŚRODKIEM PO ROLI
ASESOR I PAN REJENT KŁUSUJĄ POWOLI
TADEUSZ BĘDĄC BLIŻSZY OBUDWU WYPRZEDZIŁ
STANĄŁ OBOK SĘDZIEGO I OCZYMA ŚLEDZIŁ
DAWNO JUŻ NIE BYŁ W POLU NA SZAREJ PRZESTRZENI
TRUDNO DOJRZEĆ SZARAKA ZWŁASZCZA ŚRÓD KAMIENI
POKAZAŁ MU PAN SĘDZIA SIEDZIAŁ BIEDNY ZAJĄC
PŁASZCZĄC SIĘ POD KAMIENIEM USZY NADSTAWIAJĄC
OKIEM CZERWONYM SPOTKAŁ MYŚLIWCÓW WEJRZENIE
I JAKBY URZECZONY CZUJĄC PRZEZNACZENIE
ZE STRACHU OD ICH OCZU NIE MÓGŁ ZWRÓCIĆ OKA
I POD OPOKĄ SIEDZIAŁ MARTWY JAK OPOKA
TYMCZASEM KURZ NA ROLI ROŚNIE CORAZ BLIŻEJ
PĘDZI NA SMYCZY KUSY ZA NIM SOKOŁ CHYŻY
TUŻ ASESOR Z REJENTEM RAZEM WRZAŚLI Z TYŁU
WYCZHA WYCZHA I Z PSAMI ZNIKLI W KŁĘBACH PYŁU
KIEDY TAK ZA SZARAKIEM GONIONO TYMCZASEM
UKAZAŁ SIĘ PAN HRABIA POD ZAMKOWYM LASEM
WIEDZIANO W OKOLICY ŻE TEN PAN NIE MOŻE
NIGDY NIGDZIE STAWIĆ SIĘ W NAZNACZONEJ PORZE
I DZIŚ ZASPAŁ PORANEK WIĘC NA SŁUGI ZRZĘDZIŁ
WIDZĄC MYŚLIWCÓW W POLU CZWAŁEM DO NICH PĘDZIŁ
SURDUT SWÓJ ANGIELSKIEGO KROJU BIAŁY DŁUGI
POŁAMI NA WIATR PUŚCIŁ Z TYŁU KONNO SŁUGI
W KAPELUSZACH JAK GRZYBKI CZARNYCH LŚNIĄCYCH MAŁYCH
W KURTKACH W BUTACH STRYFLASTYCH W PANTALONACH BIAŁYCH
SŁUGI KTÓRE PAN HRABIA TYM KSZTAŁTEM ODZIEJE
NAZYWAJĄ SIĘ W JEGO PAŁACU DŻOKEJE
CZWAŁUJĄCA CZEREDA ZLECIAŁA NA BŁONIA
GDY HRABIA UJRZAŁ ZAMEK I ZATRZYMAŁ KONIA
PIERWSZY RAZ WIDZIAŁ ZAMEK Z RANA I NIE WIERZYŁ
ŻE TO BYŁY TEŻ SAME MURY TAK ODŚWIEŻYŁ
I UPIĘKNIŁ PORANEK ZARYSY BUDOWY
ZADZIWIŁ SIĘ PAN HRABIA NA WIDOK TAK NOWY
WIEŻA ZDAŁA SIĘ DWAKROĆ WYŻSZA BO STERCZĄCA
NAD MGŁĄ RANNĄ DACH Z BLACHY ZŁOCIŁ SIĘ OD SŁOŃCA
POD NIM BŁYSZCZAŁA W KRATACH RESZTA SZYB WYBITYCH
ŁAMIĄC PROMIENIE WSCHODU W TĘCZACH ROZMAITYCH
NIŻSZE PIĘTRA OBLAŁA TUMANU POWŁOKA
ROZPADLINY I SZCZERBY ZAKRYŁA OD OKA
KRZYK DALEKICH MYŚLIWCÓW WIATRAMI PRZYGNANY
ODBIJAŁ SIĘ KILKAKROĆ O ZAMKOWE ŚCIANY
PRZYSIĄGŁBYŚ ŻE KRZYK Z ZAMKU ŻE POD MGŁY ZASŁONĄ
MURY ODBUDOWANO I ZNÓW ZALUDNIONO
HRABIA LUBIŁ WIDOKI NIEZWYKŁE I NOWE
ZWAŁ JE ROMANSOWYMI MAWIAŁ ŻE MA GŁOWĘ
ROMANSOWĄ W ISTOCIE BYŁ WIELKIM DZIWAKIEM
NIERAZ PĘDZĄC ZA LISEM ALBO ZA SZARAKIEM
NAGLE STAWAŁ I W NIEBO POGLĄDAŁ ŻAŁOŚNIE
JAK KOT GDY UJRZY WRÓBLE NA WYSOKIEJ SOŚNIE
CZĘSTO BEZ PSA BEZ STRZELBY BŁĄKAŁ SIĘ PO GAJU
JAK REKRUT ZBIEGŁY CZĘSTO SIADAŁ PRZY RUCZAJU
NIERUCHOMY SCHYLIWSZY GŁOWĘ NAD POTOKIEM
JAK CZAPLA WSZYSTKIE RYBY CHCĄCA POZRZEĆ OKIEM
TAKIE BYŁY HRABIEGO DZIWNE OBYCZAJE
WSZYSCY MÓWILI ŻE MU CZEGOŚ NIE DOSTAJE
SZANOWANO GO PRZECIEŻ BO PAN Z PRAPRADZIADÓW
BOGACZ DOBRY DLA CHŁOPÓW LUDZKI DLA SĄSIADÓW
NAWET DLA ŻYDÓWHRABSKI KOŃ ZWRÓCONY Z DROGI
PROSTO KŁUSOWAŁ POLEM AŻ POD ZAMKU PROGI
HRABIA SAMOTNY WZDYCHAŁ POGLĄDAŁ NA MURY
WYJĄŁ PAPIER OŁÓWEK I KREŚLIŁ FIGURY
WTEM SPÓJRZAWSZY W BOK UJRZAŁ O DWADZIEŚCIE KROKÓW
CZŁOWIEKA KTÓRY RÓWNIE MIŁOŚNIK WIDOKÓW
Z GŁOWĄ ZADARTĄ RĘCE WŁOŻYWSZY W KIESZENIE
ZDAWAŁO SIĘ ŻE LICZYŁ OCZYMA KAMIENIE
POZNAŁ GO ZARAZ ALE MUSIAŁ KILKA RAZY
KRZYKNĄĆ NIM GŁOS HRABIEGO USŁYSZAŁ GERWAZY
SZLACHCIC TO BYŁ SŁUŻĄCY DAWNYCH ZAMKU PANÓW
POZOSTAŁY OSTATNI Z HORESZKI DWORZANÓW
STARZEC WYSOKI SIWY TWARZ MIAŁ CZERSTWĄ ZDROWĄ
MARSZCZKAMI POORANĄ POSĘPNĄ SUROWĄ
DAWNIEJ POMIĘDZY SZLACHTĄ Z WESOŁOŚCI SŁYNĄŁ
ALE OD BITWY W KTÓREJ DZIEDZIC ZAMKU ZGINĄŁ
GERWAZY SIĘ ODMIENIŁ I JUŻ OD LAT WIELU
ANI BYŁ NA KIERMASZU ANI NA WESELU
ODTĄD JEGO DOWCIPNYCH ŻARTÓW NIE SŁYSZANO
I UŚMIECHU NA JEGO TWARZY NIE WIDZIANO
ZAWSZE NOSIŁ HORESZKÓW LIBERYJĄ DAWNĄ
KURTĘ Z POŁAMI ŻÓŁTĄ GALONEM OPRAWNĄ
KTÓRY DZIŚ ŻÓŁTY DAWNIEJ ZAPEWNE BYŁ ZŁOTY
WKOŁO SZYTE JEDWABIEM HERBOWNE KLEJNOTY
PÓŁKOZICE I STĄD TEŻ CAŁA OKOLICA
PÓŁKOZICEM PRZEZWAŁA STAREGO SZLACHCICA
CZASEM TEŻ OD PRZYSŁOWIA KTÓRE BEZ USTANKU
POWTARZAŁ NAZYWANO GO TAKŻE MOPANKU
CZASEM SZCZERBCEM ŻE CAŁĄ ŁYSINĘ MIAŁ W SZCZERBACH
LECZ ON ZWAŁ SIĘ RĘBAJŁO A O JEGO HERBACH
NIE WIADOMO KLUCZNIKIEM SIEBIE TYTUŁOWAŁ
IŻ TEN URZĄD NA ZAMKU PRZED LATY PIASTOWAŁ
I DOTĄD NOSIŁ WIELKI PĘK KLUCZÓW ZA PASEM
UWIĄZANY NA TAŚMIE ZE SREBRNYM KUTASEM
CHOĆ NIE MIAŁ CO OTWIERAĆ BO ZAMKU PODWOJE
STAŁY OTWOREM PRZECIEŻ WYNALAZŁ DRZWI DWOJE
SAM JE WŁASNYM NAKŁADEM NAPRAWIŁ I WSTAWIŁ
I DRZWI TYCH ODMYKANIEM CODZIENNIE SIĘ BAWIŁ
W JEDNEJ Z IZB PUSTYCH OBRAŁ MIESZKANIE DLA SIEBIE
MOGĄC ŻYĆ U HRABIEGO NA ŁASKAWYM CHLEBIE
NIE CHCIAŁ BO WSZĘDZIE TĘSKNIŁ I CZUŁ SIĘ NIEZDROWYM
JEŻELI NIE ODDYCHAŁ POWIETRZEM ZAMKOWYM
SKORO UJRZAŁ HRABIEGO CZAPKĘ Z GŁOWY SCHWYCIŁ
I KREWNEGO SWYCH PANÓW UKŁONEM ZASZCZYCIŁ
CHYLĄC ŁYSINĘ WIELKĄ ŚWIECĄCĄ Z DALEKA
I NACIĘTĄ OD LICZNYCH KORDÓW JAK NASIEKA
GŁADZIŁ JĄ RĘKĄ PODSZEDŁ I JESZCZE RAZ NISKO
SKŁONIWSZY SIĘ RZEKŁ SMUTNIE MOPANKU PANISKO
DARUJ MI ŻE TAK MÓWIĘ JAŚNIE GRAFIE PANIE
TO JEST MÓJ ZWYCZAJ NIE ZAŚ NIEUSZANOWANIE
MOPANKU POWIADALI WSZYSCY HORESZKOWIE
OSTATNI STOLNIK PAN MÓJ MIAŁ TAKIE PRZYSŁOWIE
CZYŻ TO PRAWDA MOPANKU ŻE PAN GROSZA SKĄPISZ
NA PROCES I TEN ZAMEK SOPLICOM USTĄPISZ
NIE WIERZYŁEM LECZ W CAŁYM POWIECIE TAK SŁYCHAĆ
TU POGLĄDAJĄC W ZAMEK NIE PRZESTAWAŁ WZDYCHAĆ
CÓŻ DZIWNEGO RZEKŁ HRABIA KOSZT WIELKI A NUDA
JESZCZE WIĘKSZA CHCĘ SKOŃCZYĆ LECZ SZLACHCIC MARUDA
UPIERA SIĘ PRZEWIDZIAŁ ŻE MIĘ ZNUDZIĆ MOŻE
DŁUŻEJ TEŻ NIE WYTRZYMAM I DZISIAJ BROŃ ZŁOŻĘ
PRZYJMĘ WARUNKI ZGODY JAKIE MI SĄD PODA
ZGODY KRZYKNĄŁ GERWAZY Z SOPLICAMI ZGODA
Z SOPLICAMI MOPANKU TO MÓWIĄC WYKRZYWIŁ
USTA JAKBY NAD WŁASNĄ MOWĄ SIĘ ZADZIWIŁ
ZGODA I SOPLICOWIE MOPANKU PANISKO
PAN ŻARTUJE CO ZAMEK HORESZKÓW SIEDLISKO
MA PÓJŚĆ W RĘCE SOPLICÓW NIECH PAN TYLKO RACZY
ZSIĄŚĆ Z KONIA PÓDŹMY W ZAMEK NIECH NO PAN OBACZY
PAN SAM NIE WIE CO ROBI NIECH SIĘ PAN NIE WZBRANIA
ZSIADAJ PAN I PRZYTRZYMAŁ STRZEMIĘ DO ZSIADANIA
WESZLI W ZAMEK GERWAZY STANĄŁ W PROGU SIENI
TU RZEKŁ DAWNI PANOWIE DWOREM OTOCZENI
CZĘSTO SIADALI W KRZESŁACH W POOBIEDNIEJ PORZE
PAN GODZIŁ SPORY WŁOŚCIAN LUB W DOBRYM HUMORZE
GOŚCIOM RÓŻNE CIEKAWE HISTORYJE PRAWIŁ
ALBO ICH POWIEŚCIAMI I ŻARTY SIĘ BAWIŁ
A MŁODZIEŻ NA DZIEDZIŃCU BIŁA SIĘ W PALCATY
LUB UJEŻDŻAŁA PAŃSKIE TURECKIE BACHMATY
WESZLI W SIEŃ RZEKŁ GERWAZY W TEJ OGROMNEJ SIENI
BRUKOWANEJ NIE ZNAJDZIESZ PAN TYLE KAMIENI
ILE TU PĘKŁO BECZEK WINA W DOBRYCH CZASACH
SZLACHTA CIĄGNĘŁA KUFY Z PIWNICY NA PASACH
SPROSZONA NA SEJM ALBO SEJMIK POWIATOWY
ALBO NA IMIENINY PAŃSKIE LUB NA ŁOWY
PODCZAS UCZTY NA CHORZE TYM KAPELA STAŁA
I W ORGAN I W ROZLICZNE INSTRUMENTY GRAŁA
A GDY WNOSZONO ZDROWIE TRĄBY JAK W DNIU SĄDNYM
GRZMIAŁY Z CHORU WIWATY SZŁY CIĄGIEM PORZĄDNYM
PIERWSZY WIWAT ZA ZDROWIE KRÓLA JEGOMOŚCI
POTEM PRYMASA POTEM KRÓLOWEJ JEJMOŚCI
POTEM SZLACHTY I CAŁEJ RZECZYPOSPOLITEJ
A NA KONIEC PO PIĄTEJ SZKLENICY WYPITEJ
WNOSZONO KOCHAJMY SIĘ WIWAT BEZ PRZESTANKU
KTÓRY DNIEM OKRZYKNIONY BRZMIAŁ AŻ DO PORANKU
A JUŻ GOTOWE STAŁY CUGI I PODWODY
ABY KAŻDEGO ODWIEŹĆ DO JEGO GOSPODY
PRZESZLI JUŻ KILKA KOMNAT GERWAZY W MILCZENIU
TU WZROK NA ŚCIANIE WSTRZYMAŁ ÓWDZIE NA SKLEPIENIU
PRZYWOŁUJĄC PAMIĄTKĘ TU SMUTNĄ TAM MIŁĄ
CZASEM JAKBY CHCIAŁ MÓWIĆ WSZYSTKO SIĘ SKOŃCZYŁO
KIWNĄŁ ŻAŁOŚNIE GŁOWĄ CZASEM MACHNĄŁ RĘKĄ
WIDAĆ ŻE MU WSPOMNIENIE SAMO BYŁO MĘKĄ
I ŻE JE CHCIAŁ ODPĘDZIĆ AŻ SIĘ ZATRZYMALI
NA GÓRZE W WIELKIEJ NIEGDYŚ ZWIERCIADLANEJ SALI
DZIŚ WYDARTYCH ZWIERCIADEŁ STAŁY PUSTE RAMY
OKNA BEZ SZYB Z KRUŻGANKIEM WPROST NAPRZECIW BRAMY
TU WSZEDŁSZY STARZEC GŁOWĘ ZADUMANĄ SKŁONIŁ
I TWARZ ZAKRYŁ RĘKAMI A GDY JĄ ODSŁONIŁ
MIAŁA WYRAZ ŻAŁOŚCI WIELKIEJ I ROZPACZY
HRABIA CHOCIAŻ NIE WIEDZIAŁ CO TO WSZYSTKO ZNACZY
POGLĄDAJĄC W TWARZ STARCA CZUŁ JAKIEŚ WZRUSZENIE
RĘKĘ MU ŚCISNĄŁ CHWILĘ TRWAŁO TO MILCZENIE
PRZERWAŁ JE STARZEC TRZĘSĄC WZNIESIONĄ PRAWICĄ
NIE MASZ ZGODY MOPANKU POMIĘDZY SOPLICĄ
I KRWIĄ HORESZKÓW W PANU KREW HORESZKÓW PŁYNIE
JESTEŚ KREWNYM STOLNIKA PO MATCE ŁOWCZYNIE
KTÓRA SIĘ RODZI Z DRUGIEJ CÓRKI KASZTELANA
KTÓRY BYŁ JAK WIADOMO WUJEM MEGO PANA
SŁUCHAJ PAN HISTORYI SWEJ WŁASNEJ RODZINNEJ
KTÓRA SIĘ STAŁA WŁAŚNIE W TEJ IZBIE NIE INNEJ
NIEBOSZCZYK PAN MÓJ STOLNIK PIERWSZY PAN W POWIECIE
BOGACZ I FAMILIJANT MIAŁ JEDYNE DZIECIĘ
CÓRKĘ PIĘKNĄ JAK ANIOŁ WIĘC SIĘ ZALECAŁO
STOLNIKÓWNIE I SZLACHTY I PANIĄT NIEMAŁO
MIĘDZY SZLACHTĄ BYŁ JEDEN WIELKI PALIWODA
KŁÓTNIK JACEK SOPLICA ZWANY WOJEWODA
PRZEZ ŻART W ISTOCIE WIELE ZNACZYŁ W WOJEWÓDZTWIE
BO RODZINĘ SOPLICÓW MIAŁ JAKBY W DOWÓDZTWIE
I TRZYSTU ICH KRESKAMI RZĄDZIŁ WEDLE WOLI
CHOĆ SAM NIC NIE POSIADAŁ PRÓCZ KAWAŁKA ROLI
SZABLI I WIELKICH WĄSÓW OD UCHA DO UCHA
OWOŻ PAN STOLNIK NIERAZ WZYWAŁ TEGO ZUCHA
I UGASZCZAŁ W PAŁACU ZWŁASZCZA W CZAS SEJMIKÓW
POPULARNY DLA JEGO KREWNYCH I STRONNIKÓW
WĄSAL TAK WZBIŁ SIĘ W DUMĘ ŁASKAWYM PRZYJĘCIEM
ŻE MU SIĘ UROIŁO ZOSTAĆ PAŃSKIM ZIĘCIEM
DO ZAMKU NIEPROSZONY CORAZ CZĘŚCIEJ JEŹDZIŁ
W KOŃCU U NAS JAK W SWOIM DOMU SIĘ ZAGNIEŹDZIŁ
I JUŻ MIAŁ SIĘ OŚWIADCZAĆ LECZ POMIARKOWANO
I CZARNĄ MU POLEWKĘ DO STOŁU PODANO
PODOBNO STOLNIKÓWNIE WPADŁ SOPLICA W OKO
ALE PRZED RODZICAMI TAIŁA GŁĘBOKO
BYŁO TO ZA KOŚCIUSZKI CZASÓW PAN POPIERAŁ
PRAWO TRZECIEGO MAJA I JUŻ SZLACHTĘ ZBIERAŁ
ABY KONFEDERATOM CIĄGNĄĆ KU POMOCY
GDY NAGLE MOSKWA ZAMEK OPASAŁA W NOCY
LEDWIE BYŁ CZAS Z MOŻDZERZA NA TRWOGĘ WYPALIĆ
PODWOJE DOLNE ZAMKNĄĆ I RYGLEM ZAWALIĆ
W ZAMKU CAŁYM BYŁ TYLKO PAN STOLNIK JA PANI
KUCHMISTRZ I DWÓCH KUCHCIKÓW WSZYSCY TRZEJ PIJANI
PROBOSZCZ LOKAJ HAJDUCY CZTEREJ LUDZIE ŚMIALI
WIĘC ZA STRZELBY DO OKIEN AŻ TU TŁUM MOSKALI
KRZYCZĄC URA OD BRAMY WALI PO TARASIE
MY IM ZE STRZELB DZIESIĘCIU PALNĘLI A ZASIE
NIC TAM NIE BYŁO WIDAĆ SŁUDZY BEZ USTANKU
STRZELALI Z DOLNYCH PIĘTER A JA I PAN Z GANKU
WSZYSTKO SZŁO PIĘKNYM ŁADEM CHOĆ W TAK WIELKIEJ TRWODZE
DWADZIEŚCIE STRZELB LEŻAŁO TU NA TEJ PODŁODZE
WYSTRZELILIŚMY JEDNĄ PODAWANO DRUGĄ
KSIĄDZ PROBOSZCZ ZATRUDNIAŁ SIĘ CZYNNIE TĄ USŁUGĄ
I PANI I PANIENKA I NADWORNE PANNY
TRZECH BYŁO STRZELCÓW A SZEDŁ OGIEŃ NIEUSTANNY
GRAD KUL SYPAŁY Z DOŁU MOSKIEWSKIE PIECHURY
MY Z RZADKA ALE CELNIEJ DOGRZEWALI Z GÓRY
TRZY RAZY AŻ PODE DRZWI TO CHŁOPSTWO SIĘ WPARŁO
ALE ZA KAŻDYM RAZEM TRZECH NOGI ZADARŁO
WIĘC UCIEKLI POD LAMUS A JUŻ BYŁ PORANEK
PAN STOLNIK WESOŁ WYSZEDŁ ZE STRZELBĄ NA GANEK
I SKORO SPOD LAMUSA MOSKAL ŁEB WYCHYLIŁ
ON DAWAŁ ZARAZ OGNIA A NIGDY NIE MYLIŁ
ZA KAŻDYM RAZEM CZARNY KASZKIET W TRAWĘ PADAŁ
I JUŻ SIĘ RZADKO KTÓRY ZZA ŚCIANY WYKRADAŁ
STOLNIK WIDZĄC STRWOŻONE SWE NIEPRZYJACIELE
MYŚLIŁ ZROBIĆ WYCIECZKĘ PORWAŁ KARABELĘ
I Z GANKU KRZYCZĄC SŁUGOM WYDAWAŁ ROZKAZY
OBRÓCIWSZY SIĘ DO MNIE RZEKŁ ZA MNĄ GERWAZY
WTEM STRZELONO SPOD BRAMY STOLNIK SIĘ ZAJĄKNĄŁ
ZACZERWIENIŁ SIĘ ZBLADNĄŁ CHCIAŁ MÓWIĆ KRWIĄ CHRZĄKNĄŁ
POSTRZEGŁEM WTENCZAS KULĘ WPADŁA W PIERSI SAME
PAN SŁANIAJĄC SIĘ PALCEM UKAZAŁ NA BRAMĘ
POZNAŁEM TEGO ŁOTRA SOPLICĘ POZNAŁEM
PO WZROŚCIE I PO WĄSACH JEGO TO POSTRZAŁEM
ZGINĄŁ STOLNIK WIDZIAŁEM ŁOTR JESZCZE DO GÓRY
WZNIESIONĄ TRZYMAŁ STRZELBĘ JESZCZE DYM SZEDŁ Z RURY
WZIĄŁEM GO NA CEL ZBÓJCA STAŁ JAK SKAMIENIAŁY
DWA RAZY DAŁEM OGNIA I OBA WYSTRZAŁY
CHYBIŁY CZYM ZE ZŁOŚCI CZY Z ŻALU ŹLE MIERZYŁ
USŁYSZAŁEM WRZASK KOBIET SPÓJRZAŁEM PAN NIE ŻYŁ
TU GERWAZY UMILKNĄŁ I ŁZAMI SIĘ ZALAŁ
POTEM RZEKŁ KOŃCZĄC MOSKAL JUŻ WROTA WYWALAŁ
BO PO ŚMIERCI STOLNIKA STAŁEM BEZPRZYTOMNIE
I NIE WIEDZIAŁEM CO SIĘ DZIAŁO WOKOŁO MNIE
SZCZĘŚCIEM NA ODSIECZ PRZYSZEDŁ NAM PARAFIANOWICZ
PRZYWIODŁSZY MICKIEWICZÓW DWIESTU Z HORBATOWICZ
KTÓRZY SĄ SZLACHTA LICZNA I DZIELNA CZŁEK W CZŁEKA
A NIENAWIDZĄ RODU SOPLICÓW OD WIEKA
TAK ZGINĄŁ PAN POTĘŻNY POBOŻNY I PRAWY
KTÓRY MIAŁ W DOMU KRZESŁA WSTĘGI I BUŁAWY
OJCIEC WŁOŚCIAN BRAT SZLACHTY I NIE MIAŁ PO SOBIE
SYNA KTÓRY BY ZEMSTĘ POPRZYSIĄGŁ NA GROBIE
ALE MIAŁ SŁUGI WIERNE JA W KREW JEGO RANY
OBMOCZYŁEM MÓJ RAPIER SCYZORYKIEM ZWANY
ZAPEWNE PAN O MOIM SŁYSZAŁ SCYZORYKU
SŁAWNYM NA KAŻDYM SEJMIE TARGU I SEJMIKU
PRZYSIĄGŁEM WYSZCZERBIĆ GO NA SOPLICÓW KARKACH
ŚCIGAŁEM ICH NA SEJMACH ZAJAZDACH JARMARKACH
DWÓCH ZARĄBAŁEM W KŁÓTNI DWÓCH NA POJEDYNKU
JEDNEGO PODPALIŁEM W DREWNIANYM BUDYNKU
KIEDYŚMY ZAJEŻDŻALI Z RYMSZĄ KORELICZE
UPIEKŁ SIĘ TAM JAK PISKORZ A TYCH NIE POLICZĘ
KTÓRYM USZY OBCIĄŁEM JEDEN TYLKO ZOSTAŁ
KTÓRY DOTĄD ODE MNIE PAMIĄTKI NIE DOSTAŁ
RODZONIUTKI BRACISZEK OWEGO WĄSALA
ŻYJE DOTĄD I Z SWOICH BOGACTW SIĘ PRZECHWALA
ZAMKU HORESZKÓW TYKA SWYCH KOPCÓW KRAWĘDZIĄ
SZANOWANY W POWIECIE MA URZĄD JEST SĘDZIĄ
I PAN MU ZAMEK ODDASZ NIECNE JEGO NOGI
MAJĄ KREW PANA MEGO ZETRZEĆ Z TEJ PODŁOGI
O NIE PÓKI GERWAZY MA CHOĆ ZA GROSZ DUSZY
I TYLE SIŁ ŻE JEDNYM MAŁYM PALCEM RUSZY
SCYZORYK SWÓJ WISZĄCY DOTYCHCZAS NA ŚCIANIE
PÓTY SOPLICA TEGO ZAMKU NIE DOSTANIE
O KRZYKNĄŁ HRABIA RĘCE PODNOSZĄC DO GÓRY
DOBRE MIAŁEM PRZECZUCIE ŻEM LUBIŁ TE MURY
CHOĆ NIE WIEDZIAŁEM ŻE W NICH TAKI SKARB SIĘ MIEŚCI
TYLE SCEN DRAMATYCZNYCH I TYLE POWIEŚCI
SKORO ZAMEK MYCH PRZODKÓW SOPLICOM ZAGRABIĘ
CIEBIE OSADZĘ W MURACH JAK MEGO BURGRABIĘ
TWOJA POWIEŚĆ GERWAZY ZAJĘŁA MIĘ MOCNO
SZKODA ŻEŚ MIĘ NIE PRZYWIÓDŁ TU W GODZINĘ NOCNĄ
UDRAPOWANY PŁASZCZEM SIADŁBYM NA RUINACH
A TY BYŚ MI O KRWAWYCH ROZPOWIADAŁ CZYNACH
SZKODA ŻE MASZ NIEWIELKI DAR OPOWIADANIA
NIERAZ TAKIE SŁYSZAŁEM I CZYTAM PODANIA
W ANGLIJI I W SZKOCYI KAŻDY ZAMEK LORDÓW
W NIEMCZECH KAŻDY DWÓR GRAFÓW BYŁ TEATREM MORDÓW
W KAŻDEJ DAWNEJ SZLACHETNEJ POTĘŻNEJ RODZINIE
JEST WIEŚĆ O JAKIMŚ KRWAWYM LUB ZDRADZIECKIM CZYNIE
PO KTÓRYM ZEMSTA SPŁYWA NA DZIEDZICÓW W SPADKU
W POLSZCZE PIERWSZY RAZ SŁYSZĘ O TAKIM WYPADKU
CZUJĘ ŻE WE MNIE MĘŻNYCH KREW HORESZKÓW PŁYNIE
WIEM CO WINIENEM SŁAWIE I MOJEJ RODZINIE
TAK MUSZĘ ZERWAĆ WSZELKIE Z SOPLICĄ UKŁADY
CHOĆBY DO PISTOLETÓW PRZYSZŁO LUB DO SZPADY
HONOR KAŻE RZEKŁ RUSZYŁ UROCZYSTYM KROKIEM
A GERWAZY SZEDŁ Z TYŁU W MILCZENIU GŁĘBOKIEM
PRZED BRAMĄ STANĄŁ HRABIA SAM DO SIEBIE GADAŁ
POGLĄDAJĄC NA ZAMEK PRĘDKO NA KOŃ WSIADAŁ
TAK SAMOTNĄ ROZMOWĘ KOŃCZĄC ROZTARGNIONY
SZKODA ŻE TEN SOPLICA STARY NIE MA ŻONY
LUB CÓRKI PIĘKNEJ KTÓREJ UBÓSTWIAŁBYM WDZIĘKI
KOCHAJĄC I NIE MOGĄC OTRZYMAĆ JEJ RĘKI
NOWA BY SIĘ W POWIEŚCI ZROBIŁA ZAWIŁOŚĆ
TU SERCE TAM POWINNOŚĆ TU ZEMSTA TAM MIŁOŚĆ
TAK SZEPCĄC SPIĄŁ OSTROGI KOŃ LECIAŁ DO DWORU
GDY Z DRUGIEJ STRONY STRZELCY WYJEŻDŻALI Z BORU
HRABIA LUBIŁ MYŚLISTWO LEDWIE STRZELCÓW ZOCZYŁ
ZAPOMNIAWSZY O WSZYSTKIM PROSTO KU NIM SKOCZYŁ
MIJAJĄC BRAMĘ OGRÓD PŁOTY GDY W ZAWROCIE
OBEJRZAŁ SIĘ I KONIA ZATRZYMAŁ PRZY PŁOCIE
BYŁ SAD DRZEWA OWOCNE ZASADZONE W RZĘDY
OCIENIAŁY SZEROKIE POLE SPODEM GRZĘDY
TU KAPUSTA SĘDZIWE SCHYLAJĄC ŁYSINY
SIEDZI I ZDA SIĘ DUMAĆ O LOSACH JARZYNY
TAM PLĄCZĄC STRĄKI W MARCHWI ZIELONEJ WARKOCZU
WYSMUKŁY BÓB OBRACA NA NIĄ TYSIĄC OCZU
OWDZIE PODNOSI ZŁOTĄ KITĘ KUKURUZA
GDZIENIEGDZIE OTYŁEGO WIDAĆ BRZUCH HARBUZA
KTÓRY OD SWEJ ŁODYGI AŻ W DALEKĄ STRONĘ
WTOCZYŁ SIĘ JAK GOŚĆ MIĘDZY BURAKI CZERWONE
GRZĘDY ROZJĘTE MIEDZĄ NA KAŻDYM PRZYKOPIE
STOJĄ JAKBY NA STRAŻY W SZEREGACH KONOPIE
CYPRYSY JARZYN CICHE PROSTE I ZIELONE
ICH LIŚCIE I WOŃ SŁUŻĄ GRZĘDOM ZA OBRONĘ
BO PRZEZ ICH LIŚCIE NIE ŚMIE PRZECISNĄĆ SIĘ ŹMIJA
A ICH WOŃ GĄSIENICE I OWAD ZABIJA
DALEJ MAKÓW BIAŁAWE GÓRUJĄ BADYLE
NA NICH MYŚLISZ IŻ ROJEM USIADŁY MOTYLE
TRZEPIOCĄC SKRZYDEŁKAMI NA KTÓRYCH SIĘ MIENI
Z ROZMAITOŚCIĄ TĘCZY BLASK DROGICH KAMIENI
TYLĄ FARB ŻYWYCH RÓŻNYCH MAK ŹRENICĘ MAMI
W ŚRODKU KWIATÓW JAK PEŁNIA POMIĘDZY GWIAZDAMI
KRĄGŁY SŁONECZNIK LICEM WIELKIEM GOREJĄCEM
OD WSCHODU DO ZACHODU KRĘCI SIĘ ZA SŁOŃCEM
POD PŁOTEM WĄSKIE DŁUGIE WYPUKŁE PAGÓRKI
BEZ DRZEW KRZEWÓW I KWIATÓW OGRÓD NA OGÓRKI
PIĘKNIE WYROSŁY LIŚCIEM WIELKIM ROZŁOŻYSTYM
OKRYŁY GRZĘDY JAKBY KOBIERCEM FAŁDZISTYM
POŚRODKU SZŁA DZIEWCZYNA W BIELIZNĘ UBRANA
W MAJOWEJ ZIELONOŚCI TONĄC PO KOLANA
Z GRZĄD ZNIŻAJĄC SIĘ W BRUZDY ZDAŁA SIĘ NIE STĄPAĆ
ALE PŁYWAĆ PO LIŚCIACH W ICH BARWIE SIĘ KĄPAĆ
SŁOMIANYM KAPELUSZEM OSŁONIŁA GŁOWĘ
OD SKRONI POWIEWAŁY DWIE WSTĄŻKI RÓŻOWE
I KILKA PUKLÓW ŚWIATŁYCH ROZWITYCH WARKOCZY
NA RĘKU MIAŁA KOSZYK W DÓŁ SPUŚCIŁA OCZY
PRAWĄ RĘKĘ PODNIOSŁA NIBY DO CHWYTANIA
JAKO DZIEWCZĘ GDY RYBKI W KĄPIELI UGANIA
BAWIĄCE SIĘ Z JEJ NÓŻKĄ TAK ONA CO CHWILA
Z RĘKAMI I KOSZYKIEM PO OWOC SIĘ SCHYLA
KTÓRY STOPĄ NATRĄCI LUB DOSTRZEŻE OKIEM
PAN HRABIA ZACHWYCONY TAK CUDNYM WIDOKIEM
STAŁ CICHO SŁYSZĄC TĘTENT TOWARZYSZÓW W DALI
RĘKĄ DAŁ ZNAK AŻEBY WSTRZYMAĆ KONIE STALI
ON PATRZYŁ Z WYCIĄGNIĘTĄ SZYJĄ JAK DZIOBATY
ŻURAW Z DALA OD STADA GDY ODPRAWIA CZATY
STOJĄC NA JEDNEJ NODZE Z CZUJNYMI OCZYMA
I BY NIE ZASNĄĆ KAMIEŃ W DRUGIEJ NODZE TRZYMA
ZBUDZIŁ HRABIEGO SZELEST NA PLECACH I SKRONI
BYŁ TO BERNARDYN KWESTARZ ROBAK A MIAŁ W DŁONI
PODNIESIONE DO GÓRY WĘZŁOWATE SZNURKI
OGÓRKÓW CHCESZ WAŚĆ KRZYKNĄŁ OTO MASZ OGÓRKI
WARA PANIE OD SZKODY NA TUTEJSZEJ GRZĘDZIE
NIE DLA WASZECI OWOC NIC Z TEGO NIE BĘDZIE
POTEM PALCEM POGROZIŁ KAPTURA POPRAWIŁ
I ODSZEDŁ HRABIA JESZCZE CHWILĘ W MIEJSCU BAWIŁ
ŚMIEJĄC SIĘ I KLNĄC RAZEM TEJ NAGŁEJ PRZESZKODZIE
OKIEM POWRÓCIŁ W OGRÓD ALE JUŻ W OGRODZIE
NIE BYŁO JEJ MIGNĘŁA TYLKO ŚRÓD OKIENKA
JEJ RÓŻOWA WSTĄŻECZKA I BIAŁA SUKIENKA
WIDAĆ NA GRZĘDACH JAKĄ PRZELECIAŁA DROGĄ
BO LIŚĆ ZIELONY W BIEGU POTRĄCONY NOGĄ
PODNOSIŁ SIĘ DRŻAŁ CHWILĘ AŻ SIĘ USPOKOIŁ
JAK WODA KTÓRĄ PTASZEK SKRZYDŁAMI ROZKROIŁ
A NA MIEJSCU GDZIE STAŁA TYLKO PORZUCONY
KOSZYK MAŁY Z ROKITY DENKIEM WYWRÓCONY
POGUBIWSZY OWOCE NA LIŚCIACH ZAWISAŁ
I WŚRÓD FALI ZIELONEJ JESZCZE SIĘ KOŁYSAŁ
PO CHWILI WSZĘDZIE BYŁO SAMOTNIE I GŁUCHO
HRABIA OCZY W DOM UTKWIŁ I NATĘŻYŁ UCHO
ZAWSZE DUMAŁ A STRZELCY ZAWSZE NIERUCHOMIE
ZA NIM STALI AŻ W CICHYM I SAMOTNYM DOMIE
WSZCZĄŁ SIĘ NAPRZÓD SZMER POTEM GWAR I KRZYK WESOŁY
JAK W ULU PUSTYM KIEDY WEŃ WLATUJĄ PSZCZOŁY
BYŁ TO ZNAK ŻE WRACALI GOŚCIE Z POLOWANIA
I KRZĄTAŁA SIĘ SŁUŻBA OKOŁO ŚNIADANIA
JAKOŻ PO WSZYSTKICH IZBACH PANOWAŁ RUCH WIELKI
ROZNOSZONO POTRAWY SZTUĆCE I BUTELKI
MĘŻCZYŹNI TAK JAK WESZLI W SWYCH ZIELONYCH STROJACH
Z TALERZAMI Z SZKLANKAMI CHODZĄC PO POKOJACH
JEDLI PILI LUB WSPARCI NA OKIEN USZAKACH
ROZPRAWIALI O FLINTACH CHARTACH I SZARAKACH
PODKOMORSTWO I SĘDZIA PRZY STOLE A W KĄTKU
PANNY SZEPTAŁY Z SOBĄ NIE BYŁO PORZĄDKU
JAKI SIĘ PRZY OBIADACH I WIECZERZACH CHOWA
BYŁA TO W STAROPOLSKIM DOMIE MODA NOWA
PRZY ŚNIADANIACH PAN SĘDZIA CHOĆ NIERAD POZWALAŁ
NA TAKI NIEPORZĄDEK LECZ GO NIE POCHWALAŁ
RÓŻNE TEŻ BYŁY DLA DAM I MĘŻCZYZN POTRAWY
TU ROZNOSZONO TACE Z CAŁĄ SŁUŻBĄ KAWY
TACE OGROMNE W KWIATY ŚLICZNIE MALOWANE
NA NICH KURZĄCE WONNIE IMBRYKI BLASZANE
I Z PORCELANY SASKIEJ ZŁOTE FILIŻANKI
PRZY KAŻDEJ GARNUSZECZEK MAŁY DO ŚMIETANKI
TAKIEJ KAWY JAK W POLSZCZE NIE MA W ŻADNYM KRAJU
W POLSZCZE W DOMU PORZĄDNYM Z DAWNEGO ZWYCZAJU
JEST DO ROBIENIA KAWY OSOBNA NIEWIASTA
NAZYWA SIĘ KAWIARKA TA SPROWADZA Z MIASTA
LUB Z WICIN BIERZE ZIARNA W NAJLEPSZYM GATUNKU
I ZNA TAJNE SPOSOBY GOTOWANIA TRUNKU
KTÓRY MA CZARNOŚĆ WĘGLA PRZEJRZYSTOŚĆ BURSZTYNU
ZAPACH MOKI I GĘSTOŚĆ MIODOWEGO PŁYNU
WIADOMO CZYM DLA KAWY JEST DOBRA ŚMIETANA
NA WSI NIE TRUDNO O NIĘ BO KAWIARKA Z RANA
PRZYSTAWIWSZY IMBRYKI ODWIEDZA MLECZARNIE
I SAMA LEKKO ŚWIEŻY NABIAŁU KWIAT GARNIE
DO KAŻDEJ FILIŻANKI W OSOBNY GARNUSZEK
ABY KAŻDĄ Z NICH UBRAĆ W OSOBNY KOŻUSZEK
PANIE STARSZE JUŻ WCZEŚNIEJ WSTAWSZY PIŁY KAWĘ
TERAZ DRUGĄ DLA SIEBIE ZROBIŁY POTRAWĘ
Z GORĄCEGO ŚMIETANĄ BIELONEGO PIWA
W KTÓRYM TWARÓG GRUZŁAMI POSIEKANY PŁYWA
ZAŚ DLA MĘŻCZYZN WIĘDLINY LEŻĄ DO WYBORU
PÓŁGĘSKI TŁUSTE KUMPIA SKRZYDLIKI OZORU
WSZYSTKIE WYBORNE WSZYSTKIE SPOSOBEM DOMOWYM
UWĘDZONE W KOMINIE DYMEM JAŁOWCOWYM
W KOŃCU WNIESIONO ZRAZY NA OSTATNIE DANIE
TAKIE BYWAŁO W DOMU SĘDZIEGO ŚNIADANIE
WE DWÓCH IZBACH DWA RÓŻNE SKUPIŁY SIĘ GRONA
STARSZYZNA PRZY STOLIKU MAŁYM ZGROMADZONA
MÓWIŁA O SPOSOBACH NOWYCH GOSPODARSKICH
O NOWYCH CORAZ SROŻSZYCH UKAZACH CESARSKICH
PODKOMORZY KRĄŻĄCE O WOJNIE POGŁOSKI
OCENIAŁ I WYCIĄGAŁ POLITYCZNE WNIOSKI
PANNA WOJSKA WŁOŻYWSZY OKULARY SINE
ZABAWIAŁA KABAŁĄ Z KART PODKOMORZYNĘ
W DRUGIEJ IZBIE TOCZYŁA MŁODZIEŻ RZECZ O ŁOWACH
W SPOKOJNIEJSZYCH I CISZSZYCH NIŻ ZWYKLE ROZMOWACH
BO ASESOR I REJENT OBA MÓWCY WIELCY
PIERWSI ZNAWCY MYŚLISTWA I NAJLEPSI STRZELCY
SIEDZIELI PRZECIW SOBIE MRUKLIWI I GNIEWNI
OBA DOBRZE POSZCZULI OBA BYLI PEWNI
ZWYCIĘSTWA SWOICH CHARTÓW GDY POŚRÓD RÓWNINY
ZNALAZŁ SIĘ ZAGON CHŁOPSKIEJ NIE ZŻĘTEJ JARZYNY
TAM WPADŁ ZAJĄC JUŻ KUSY JUŻ GO SOKÓŁ IMAŁ
GDY SĘDZIA DOJEŻDŻACZY NA MIEDZY ZATRZYMAŁ
MUSIELI BYĆ POSŁUSZNI CHOCIAŻ W WIELKIM GNIEWIE
PSY POWRÓCIŁY SAME I NIKT PEWNIE NIE WIE
CZY ŹWIERZ USZEDŁ CZY WZIĘTY NIKT ZGADNĄĆ NIE ZDOŁA
CZY WPADŁ W PASZCZĘ KUSEGO CZYLI TEŻ SOKOŁA
CZYLI OBUDWU RAZEM RÓŻNIE SĄDZĄ STRONY
I SPÓR NA DALSZE CZASY TRWAŁ NIE ROZSTRZYGNIONY
WOJSKI STARY OD IZBY DO IZBY PRZECHODZIŁ
PO OBU STRONACH OCZY ROZTARGNIONE WODZIŁ
NIE MIESZAŁ SIĘ W MYŚLIWYCH NI W STARCÓW ROZMOWĘ
I WIDAĆ ŻE CZYM INNYM ZAJĘTĄ MIAŁ GŁOWĘ
NOSIŁ SKÓRZANĄ PLACKĘ CZASEM W MIEJSCU STANIE
DUMA DŁUGO I MUCHĘ ZABIJE NA ŚCIANIE
TADEUSZ Z TELIMENĄ POMIĘDZY IZBAMI
STOJĄC WE DRZWIACH NA PROGU ROZMAWIALI SAMI
NIEWIELKI ODDZIELAŁ ICH OD SŁUCHACZÓW PRZEDZIAŁ
WIĘC SZEPTALI TADEUSZ TERAZ SIĘ DOWIEDZIAŁ
ŻE CIOCIA TELIMENA JEST BOGATA PANI
ŻE NIE SĄ KANONICZNIE Z SOBĄ POWIĄZANI
ZBYT BLISKIM POKREWIEŃSTWEM I NAWET NIEPEWNO
CZY CIOCIA TELIMENA JEST SYNOWCA KREWNĄ
CHOĆ JĄ STRYJ ZOWIE SIOSTRĄ BO WSPÓLNI RODZICE
TAK ICH KIEDYŚ NAZWALI MIMO LAT RÓŻNICĘ
ŻE POTEM ONA ŻYJĄC W STOLICY CZAS DŁUGI
WYRZĄDZIŁA NIEŹMIERNE SĘDZIEMU PRZYSŁUGI
STĄD JĄ SĘDZIA SZANOWAŁ BARDZO I PRZED ŚWIATEM
LUBIŁ MOŻE Z PRÓŻNOŚCI NAZYWAĆ SIĘ BRATEM
CZEGO MU TELIMENA PRZEZ PRZYJAŹŃ NIE WZBRANIA
ULŻYŁY TADEUSZA SERCU TE WYZNANIA
WIELE TEŻ INNYCH RZECZY SOBIE OŚWIADCZYLI
A WSZYSTKO TO SIĘ STAŁO W JEDNEJ KRÓTKIEJ CHWILI
ALE W IZBIE NA PRAWO KUSZĄC ASESORA
RZEKŁ REJENT MIMOJAZDEM JA MÓWIŁEM WCZORA
ŻE POLOWANIE NASZE UDAĆ SIĘ NIE MOŻE
JESZCZE ZBYT WCZEŚNIE JESZCZE NA PNIU STOI ZBOŻE
I MNÓSTWO SZNURÓW CHŁOPSKIEJ NIE ZŻĘTEJ JARZYNY
STĄD I HRABIA NIE PRZYBYŁ MIMO ZAPROSINY
HRABIA NA POLOWANIU BARDZO DOBRZE ZNA SIĘ
NIERAZ GADAŁ O ŁOWÓW I MIEJSCU I CZASIE
HRABIA CHOWAŁ SIĘ W OBCYCH KRAJACH OD DZIECIŃSTWA
I POWIADA ŻE TO JEST ZNAKIEM BARBARZYŃSTWA
POLOWAĆ TAK JAK U NAS BEZ ŻADNEGO WZGLĘDU
NA ARTYKUŁY USTAW PRZEPISY URZĘDU
NIE SZANUJĄC NICZYICH KOPCÓW ANI MIEDZY
JEŹDZIĆ PO CUDZYM GRUNCIE BEZ DZIEDZICA WIEDZY
WIOSNĄ RÓWNIE JAK LATEM ZBIEGAĆ POLA KNIEJE
ZABIJAĆ NIERAZ LISA WŁAŚNIE GDY LINIEJE
ALBO CIERPIEĆ IŻ KOTNĄ SAMICĘ ZAJĘCZĄ
CHARTY W RUNI USZCZUJĄ A RACZEJ ZAMĘCZĄ
Z WIELKĄ SZKODĄ ŹWIERZYNY STĄD SIĘ HRABIA ŻALI
ŻE CYWILIZACYJA WIĘKSZA U MOSKALI
BO TAM O POLOWANIU SĄ UKAZY CARA
I DOZOR POLICYI I NA WINNYCH KARA
TELIMENA KU LEWEJ IŹBIE OBRÓCONA
WACHLUJĄC BATYSTOWĄ CHUSTECZKĄ RAMIONA
JAK MAMĘ KOCHAM RZEKŁA HRABIA SIĘ NIE MYLI
ZNAM JA DOBRZE ROSYJĄ PAŃSTWO NIE WIERZYLI
GDY IM NIERAZ MÓWIŁAM JAK TAM Z WIELU WZGLĘDÓW
GODNA POCHWAŁY CZUJNOŚĆ I SROGOŚĆ URZĘDÓW
BYŁAM JA W PETERBURKU NIE RAZ NIE DWA RAZY
MIŁE WSPOMNIENIA WDZIĘCZNE PRZESZŁOŚCI OBRAZY
CO ZA MIASTO NIKT Z PANÓW NIE BYŁ W PETERBURKU
CHCECIE MOŻE PLAN WIDZIEĆ MAM PLAN MIASTA W BIURKU
LATEM ŚWIAT PETERSBURSKI ZWYKŁ MIESZKAĆ NA DACZY
TO JEST W PAŁACACH WIEJSKICH DACZA WIOSKĘ ZNACZY
MIESZKAŁAM W PAŁACYKU TUŻ NAD NEWĄ RZEKĄ
NIEZBYT BLISKO OD MIASTA I NIEZBYT DALEKO
NA NIEWIELKIM UMYŚLNIE SYPANYM PAGÓRKU
ACH CO TO BYŁ ZA DOMEK PLAN MAM DOTĄD W BIURKU
OTÓŻ NA ME NIESZCZĘŚCIE NAJĄŁ DOM W SĄSIEDZTWIE
JAKIŚ MAŁY CZYNOWNIK SIEDZĄCY NA ŚLEDZTWIE
TRZYMAŁ KILKORO CHARTÓW CO TO ZA MĘCZARNIE
GDY BLISKO MIESZKA MAŁY CZYNOWNIK I PSIARNIE
ILEKROĆ Z KSIĄŻKĄ WYSZŁAM SOBIE DO OGRODU
UŻYĆ KSIĘŻYCA BLASKU WIECZORNEGO CHŁODU
ZARAZ I PIES PRZYLECIAŁ I KRĘCIŁ OGONEM
I STRZYGŁ USZAMI WŁAŚNIE JAKBY BYŁ SZALONYM
NIERAZ SIĘ NALĘKAŁAM SERCE MI WRÓŻYŁO
Z TYCH PSÓW JAKIEŚ NIESZCZĘŚCIE TAK SIĘ TEŻ ZDARZYŁO
BO GDYM SZŁA DO OGRODU PEWNEGO PORANKA
CHART U NÓG MYCH ZADŁAWIŁ MOJEGO KOCHANKA
BONOŃCZYKA ACH BYŁA TO ROZKOSZNA PSINA
MIAŁAM JĄ W PODARUNKU OD KSIĘCIA SUKINA
NA PAMIĄTKĘ ROZUMNA ŻYWA JAK WIEWIÓRKA
MAM JEJ PORTRECIK TYLKO NIE CHCĘ IŚĆ DO BIURKA
WIDZĄC JĄ ZADŁAWIONĄ Z WIELKIEJ ALTERACJI
DOSTAŁAM MDŁOŚCI SPAZMÓW SERCA PALPITACJI
MOŻE BY GORZEJ JESZCZE Z MOIM ZDROWIEM BYŁO
SZCZĘŚCIEM NADJECHAŁ WŁAŚNIE Z WIZYTĄ KIRYŁO
GAWRYLICZ KOZODUSIN WIELKI ŁOWCZY DWORU
PYTA SIĘ O PRZYCZYNĘ TAK ZŁEGO HUMORU
KAŻE WNET URZĘDNIKA PRZYCIĄGNĄĆ ZA USZY
STAJE POBLADŁY DRŻĄCY I PRAWIE BEZ DUSZY
JAK ŚMIESZ KRZYKNĄŁ KIRYŁO PIORUNOWYM GŁOSEM
SZCZUĆ WIOSNĄ ŁANIĘ KOTNĄ TUŻ POD CARSKIM NOSEM
OSŁUPIAŁY CZYNOWNIK DARMO SIĘ ZAKLINAŁ
ŻE POLOWANIA DOTĄD JESZCZE NIE ZACZYNAŁ
ŻE Z WIELKIEGO ŁOWCZEGO WIELKIM POZWOLENIEM
ZWIERZ USZCZUTY ZDA MU SIĘ BYĆ PSEM NIE JELENIEM
JAK TO KRZYKNĄŁ KIRYŁO TO ŚMIAŁBYŚ HULTAJU
ZNAĆ SIĘ LEPIEJ NA ŁOWACH I ŹWIERZĄT RODZAJU
NIŻLI JA KOZODUSIN CARSKI JEGERMAJSTER
NIECHAJŻE NAS ROZSĄDZI ZARAZ POLICMAJSTER
WOŁAJĄ POLICMAJSTRA KAŻĄ SPISAĆ ŚLEDZTWO
JA RZECZE KOZODUSIN WYDAJĘ ŚWIADECTWO
ŻE TO ŁANI ON PLECIE ŻE TO PIES DOMOWY
ROZSĄDŹ NAS KTO ZNA LEPIEJ ŹWIERZYNĘ I ŁOWY
POLICMAJSTER POWINNOŚĆ SŁUŻBY SWEJ ROZUMIAŁ
BARDZO SIĘ NAD ZUCHWALSTWEM CZYNOWNIKA ZDUMIAŁ
I ODWIÓDŁSZY NA STRONĘ PO BRATERSKU RADZIŁ
BY PRZYZNAŁ SIĘ DO WINY I TYM GRZECH SWÓJ ZGŁADZIŁ
ŁOWCZY UDOBRUCHANY PRZYRZEKŁ ŻE SIĘ WSTAWI
DO CESARZA I WYROK NIECO UŁASKAWI
SKOŃCZYŁO SIĘ ŻE CHARTY POSZŁY NA POWROZY
A CZYNOWNIK NA CZTERY TYGODNIE DO KOZY
ZABAWIŁA NAS CAŁY WIECZOR TA PUSTOTA
ZROBIŁA SIĘ NAZAJUTRZ Z TEGO ANEGDOTA
ŻE W SĄDY O MYM PIESKU WIELKI ŁOWCZY WDAŁ SIĘ
I NAWET WIEM Z PEWNOŚCIĄ ŻE SAM CESARZ ŚMIAŁ SIĘ
ŚMIECH POWSTAŁ W OBU IZBACH SĘDZIA Z BERNARDYNEM
GRAŁ W MARIASZA I WŁAŚNIE Z WYŚWIECONYM WINEM
MIAŁ COŚ WAŻNEGO ZADAĆ JUŻ KSIĄDZ LEDWIE DYSZAŁ
KIEDY SĘDZIA POCZĄTEK POWIEŚCI USŁYSZAŁ
I TAK NIĄ BYŁ ZAJĘTY ŻE Z ZADARTĄ GŁOWĄ
I Z KARTĄ PODNIESIONĄ DO BICIA GOTOWĄ
SIEDZIAŁ CICHO I TYLKO BERNARDYNA TRWOŻYŁ
AŻ GDY SKOŃCZONO POWIEŚĆ PAMFILA POŁOŻYŁ
I RZEKŁ ŚMIEJĄC SIĘ NIECH TAM SOBIE KTO CHCE CHWALI
NIEMCÓW CYWILIZACJĄ PORZĄDEK MOSKALI
NIECHAJ WIELKOPOLANIE UCZĄ SIĘ OD SZWABÓW
PRAWOWAĆ SIĘ O LISA I PRZYZYWAĆ DRABÓW
BY WZIĄŚĆ W ARESZT OGARA ŻE WPADŁ W CUDZE GAJE
NA LITWIE CHWAŁA BOGU STARE OBYCZAJE
MAMY DOSYĆ ZWIERZYNY DLA NAS I SĄSIEDZTWA
I NIE BĘDZIEMY NIGDY O TO ROBIĆ ŚLEDZTWA
I ZBOŻA MAMY DOSYĆ PSY NAS NIE OGŁODZĄ
ŻE PO JARZYNACH ALBO PO ŻYCIE POCHODZĄ
NA MORGACH CHŁOPSKICH BRONIĘ ROBIĆ POLOWANIE
EKONOM Z LEWEJ IZBY RZEKŁ NIE DZIW MOSPANIE
BO TEŻ PAN DROGO PŁACI ZA TAKĄ ZWIERZYNĘ
CHŁOPY I RADZI TEMU KIEDY W ICH JARZYNĘ
WSKOCZY CHART NIECH OTRZĄŚNIE DZIESIĘĆ KŁOSKÓW ŻYTA
TO PAN MU KOPĘ ODDASZ I JESZCZE NIE KWITA
CZĘSTO CHŁOPI TALARA W PRZYDATKU DOSTALI
WIERZ MI PAN ŻE SIĘ CHŁOPSTWO BARDZO ROZZUCHWALI
JEŚLI RESZTĘ DOWODÓW PANA EKONOMA
NIE MÓGŁ USŁYSZEĆ SĘDZIA BO POMIĘDZY DWOMA
ROZPRAWAMI WSZCZĘŁO SIĘ DZIESIĘĆ ROZGOWORÓW
ANEGDOT OPOWIADAŃ I NA KONIEC SPORÓW
TADEUSZ Z TELIMENĄ CAŁKIEM ZAPOMNIANI
PAMIĘTALI O SOBIE RADA BYŁA PANI
ŻE JEJ DOWCIP TAK BARDZO TADEUSZA BAWIŁ
MŁODZIENIEC JEJ NAWZAJEM KOMPLEMENTY PRAWIŁ
TELIMENA MÓWIŁA CORAZ WOLNIEJ CISZEJ
I TADEUSZ UDAWAŁ ŻE JEJ NIE DOSŁYSZY
W TŁUMIE ROZMÓW WIĘC SZEPCĄC TAK ZBLIŻYŁ SIĘ DO NIEJ
ŻE UCZUŁ TWARZĄ LUBĄ GORĄCOŚĆ JEJ SKRONI
WSTRZYMUJĄC ODDECH USTY CHWYTAŁ JEJ WESTCHNIENIE
I OKIEM ŁOWIŁ WSZYSTKIE JEJ WZROKU PROMIENIE
WTEM POMIĘDZY ICH USTA MIGNĘŁA ZNIENACKA
NAPRZÓD MUCHA A ZA NIĄ TUŻ WOJSKIEGO PLACKA
NA LITWIE MUCH DOSTATEK JEST POMIĘDZY NIMI
GATUNEK MUCH OSOBNY ZWANYCH SZLACHECKIMI
BARWĄ I KSZTAŁTEM CAŁKIEM PODOBNE DO INNYCH
ALE PIERŚ MAJĄ SZERSZĄ BRZUCH WIĘKSZY OD GMINNYCH
LATAJĄC BARDZO HUCZĄ I NIEZNOŚNIE BRZĘCZĄ
A TAK SILNE ŻE TKANKĘ PRZEBIJĄ PAJĘCZĄ
LUB JEŚLI KTÓRA WPADNIE TRZY DNI BĘDZIE BZYKAĆ
BO Z PAJĄKIEM SAM NA SAM MOŻE SIĘ BORYKAĆ
WSZYSTKO TO WOJSKI ZBADAŁ I JESZCZE DOWODZIŁ
ŻE SIĘ Z TYCH MUCH SZLACHECKICH POMNIEJSZY LUD RODZIŁ
ŻE ONE TYM SĄ MUCHOM CZYM DLA ROJU MATKI
ŻE Z ICH WYBICIEM ZGINĄ OWADÓW OSTATKI
PRAWDA ŻE OCHMISTRZYNI ANI PLEBAN WIOSKI
NIE UWIERZYLI NIGDY W TE WOJSKIEGO WNIOSKI
I TRZYMALI INACZEJ O MUSZYM RODZAJU
LECZ WOJSKI NIE ODSTĄPIŁ DAWNEGO ZWYCZAJU
LEDWIE DOSTRZEGŁ TAKOWĄ MUCHĘ WNET JĄ GONIŁ
WŁAŚNIE TERAZ MU SZLACHCIC NAD UCHEM ZADZWONIŁ
PO DWAKROĆ WOJSKI MACHNĄŁ ZDZIWIŁ SIĘ ŻE CHYBIŁ
TRZECI RAZ MACHNĄŁ TYLKO CO OKNA NIE WYBIŁ
AŻ MUCHA ODURZONA OD TYLA ŁOSKOTU
WIDZĄC DWÓCH LUDZI W PROGU BRONIĄCYCH ODWROTU
RZUCIŁA SIĘ Z ROZPACZĄ POMIĘDZY ICH LICA
I TAM ZA NIĄ MIGNĘŁA WOJSKIEGO PRAWICA
RAZ TAK BYŁ TĘGI ŻE DWIE ODSKOCZYŁY GŁOWY
JAK ROZDARTE PIORUNEM DWIE DRZEWA POŁOWY
UDERZYŁY SIĘ MOCNO OBOJE W USZAKI
TAK ŻE OBOJGU SINE ZOSTAŁY SIĘ ZNAKI
SZCZĘŚCIEM NIKT NIE UWAŻAŁ BO DOTYCHCZASOWA
ŻYWA GŁOŚNA LECZ DOSYĆ PORZĄDNA ROZMOWA
ZAKOŃCZYŁA SIĘ NAGŁYM WYBUCHEM HAŁASU
JAK STRZELCY GDY NA LISA ZACIĄGNĄ DO LASU
SŁYCHAĆ GDZIENIEGDZIE TRZASK DRZEW STRZAŁY PSIARNI GRANIE
A WTEM DOJEŻDŻACZ DZIKA RUSZYŁ NIESPODZIANIE
DAŁ ZNAK I WRZASK POWSTAJE W STRZELCÓW I PSÓW TŁUSZCZY
JAK GDYBY SIĘ OZWAŁY WSZYSTKIE DRZEWA PUSZCZY
TAK DZIEJE SIĘ Z ROZMOWĄ Z WOLNA SIĘ POMYKA
AŻ NATRAFI NA PRZEDMIOT WIELKI JAK NA DZIKA
DZIKIEM ROZMÓW STRZELECKICH BYŁ ÓW SPÓR ZAŻARTY
REJENTA Z ASESOREM O SŁAWNE ICH CHARTY
KRÓTKO TRWAŁ LECZ ZROBILI WIELE W JEDNĄ CHWLLĘ
BO RAZEM WYRZUCILI SŁÓW I OBELG TYLE
ŻE WYCZERPNĘLI SPORU ZWYCZAJNE TRZY CZĘŚCI
PRZYCINKI GNIEW WYZWANIE I SZŁO JUŻ DO PIĘŚCI
WIĘC KU NIM Z DRUGIEJ IZBY WSZYSCY SIĘ PORWALI
I TOCZĄC SIĘ PRZEZE DRZWI NA KSZTAŁT BYSTREJ FALI
UNIEŚLI MŁODĄ PARĘ STOJĄCĄ NA PROGU
PODOBNĄ JANUSOWI DWULICEMU BOGU
TADEUSZ Z TELIMENĄ NIM NA SKRONIACH WŁOSY
POPRAWILI JUŻ GROŹNE UCICHŁY ODGŁOSY
SZMER ZMIESZANY ZE ŚMIECHEM ŚRÓD CIŻBY SIĘ SZERZYŁ
NASTĄPIŁ ROZEJM KŁÓTNI KWESTARZ JĄ UŚMIERZYŁ
CZŁOWIEK STARY LECZ KRĘPY I BARDZO PLECZYSTY
WŁAŚNIE KIEDY ASESOR PODBIEGŁ DO JURYSTY
GDY JUŻ SOBIE GESTAMI GROZILI SZERMIERZE
ON RAPTEM PORWAŁ OBU Z TYŁU ZA KOŁNIERZE
I DWAKROĆ UDERZYWSZY GŁOWY OBIE MOCNE
JEDNĄ O DRUGĄ JAKO JAJA WIELKANOCNE
ROZKRZYŻOWAŁ RAMIONA NA KSZTAŁT DROGOSKAZU
I WE DWA KĄTY IZBY RZUCIŁ ICH OD RAZU
CHWILĘ Z ROZCIĄGNIONYMI STAŁ W MIEJSCU RĘKAMI
I PAX PAX PAX VOBISCUM KRZYCZAŁ POKÓJ Z WAMI
ZDZIWIŁY SIĘ ZAŚMIAŁY NAWET STRONY OBIE
PRZEZ SZACUNEK NALEŻNY DUCHOWNEJ OSOBIE
NIE ŚMIANO ŁAJAĆ MNICHA A PO TAKIEJ PROBIE
NIKT TEŻ NIE MIAŁ OCHOTY ZACZYNAĆ Z NIM ZWADĘ
ZAŚ KWESTARZ ROBAK SKORO UCISZYŁ GROMADĘ
WIDAĆ BYŁO ŻE WCALE TRYUMFU NIE SZUKAŁ
ANI GROZIŁ KŁÓTNIKOM WIĘCEJ ANI FUKAŁ
TYLKO POPRAWIŁ KAPTUR I RĘCE ZA PASEM
ZATKNĄWSZY WYSZEDŁ CICHO Z POKOJU TYMCZASEM
PODKOMORZY I SĘDZIA MIĘDZY DWIEMA STRONY
PLAC ZAJĘLI PAN WOJSKI JAKBY PRZEBUDZONY
Z GŁĘBOKIEGO DUMANIA W ŚRODKU SIĘ POSTAWIŁ
WĄSY SIWE POKRĘCIŁ KAPOTY POPRAWIŁ
ISKRZYŁY MU SIĘ OCZY ZAWŻDY POSTRZEGANO
TEN BLASK NIEZWYKŁY KIEDY O ŁOWACH GADANO
OBIEGAŁ ZGROMADZENIE OGNISTĄ ŹRENICĄ
I GDZIE SZMER JESZCZE SŁYSZAŁ JAK KSIĄDZ KROPIELNICĄ
TAM UCISZAJĄC MACHAŁ SWĄ PLACKĄ ZE SKÓRY
WRESZCIE PODNIOSŁSZY TRZONEK Z POWAGĄ DO GÓRY
JAK LASKĘ MARSZAŁKOWSKĄ NAKAZAŁ MILCZENIE
UCISZCIE SIĘ POWTARZAŁ MIEJCIE TEŻ BACZENIE
WY CO JESTEŚCIE PIERWSI MYŚLIWI W POWIECIE
Z GORSZĄCEJ KŁÓTNI WASZEJ CO BĘDZIE CZY WIECIE
OTO MŁODZIEŻ NA KTÓREJ OJCZYZNY NADZIEJE
KTÓRA MA WSŁAWIAĆ NASZE OSTĘPY I KNIEJE
KTÓRA NIESTETY I TAK ZANIEDBUJE ŁOWY
MOŻE DO ICH WZGARDZENIA WEŹMIE POCHOP NOWY
WIDZĄC ŻE CI CO INNYM MAJĄ DAĆ PRZYKŁADY
Z ŁOWÓW PRZYNOSZĄ TYLKO POSWARKI I ZWADY
MIEJCIE TEŻ WZGLĄD POWINNY DLA MYCH WŁOSÓW SIWYCH
BO ZNAŁEM WIĘKSZYCH DAWNIEJ NIŹLI WY MYŚLIWYCH
A SĄDZIŁEM ICH NIERAZ SĄDEM POLUBOWNYM
KTÓŻ BYŁ W LASACH LITEWSKICH REJTANOWI RÓWNYM
CZY OBŁAWĘ ZACIĄGNĄĆ CZY SPOTKAĆ SIĘ Z ŹWIERZEM
KTO Z BIAŁOPIOTROWICZEM PORÓWNA SIĘ JERZYM
GDZIE JEST DZIŚ TAKI STRZELEC JAK SZLACHCIC ŻEGOTA
CO KULĄ Z PISTOLETU W BIEGU TRAFIAŁ KOTA
TERAJEWICZA ZNAŁEM CO IDĄC NA DZIKI
NIE BRAŁ NIGDY INNEGO ORĘŻA PRÓCZ PIKI
BUDREWICZA CO CHODZIŁ Z NIEDŹWIEDZIEM W ZAPASY
TAKICH MĘŻÓW WIDZIAŁY NIEGDYŚ NASZE LASY
JEŚLI DO SPORU PRZYSZŁO JAKŻE SPÓR GODZILI
OTO OBRALI SĘDZIÓW I ZAKŁAD STAWILI
OGIŃSKI STO WŁÓK LASU RAZ PRZEGRAŁ O WILKA
NIESIOŁOWSKIEMU BORSUK KOSZTOWAŁ WSI KILKA
I WY PANOWIE PÓJDŹCIE ZA STARYCH PRZYKŁADEM
I ROZSTRZYGNIJCIE SPÓR WASZ CHOĆ MNIEJSZYM ZAKŁADEM
SŁOWO WIATR W SPORACH SŁOWNYCH NIGDY NIE MASZ KOŃCA
SZKODA UST DŁUŻEJ SUSZYĆ KŁÓTNIĄ O ZAJĄCA
WIĘC POLUBOWNYCH SĘDZIÓW NAJPIERWEJ OBIERZCIE
A CO WYRZEKĄ TEMU SUMIENNIE ZAWIERZCIE
JA UPROSZĘ SĘDZIEGO AŻEBY NIE BRONIŁ
DOJEŻDŻACZOWI CHOĆBY PO PSZENICY GONIŁ
I TUSZĘ ŻE TĘ ŁASKĘ OTRZYMAM OD PANA
TO WYRZEKŁSZY SĘDZIEGO ŚCISNĄŁ ZA KOLANA
KONIA ZAWOŁAŁ REJENT STAWIĘ KONIA Z RZĘDEM
I OPISZĘ SIĘ JESZCZE PRZED ZIEMSKIM URZĘDEM
IŻ TEN PIERŚCIEŃ SĘDZIEMU W SALARIJUM ZŁOŻĘ
JA RZEKŁ ASESOR STAWIĘ ME ZŁOTE OBROŻE
JASZCZUREM WYKŁADANE Z KÓŁKAMI ZE ZŁOTA
I SMYCZ TKANY JEDWABNY KTÓREGO ROBOTA
RÓWNIE CUDNA JAK KAMIEŃ CO SIĘ NA NIM ŚWIECI
CHCIAŁEM TEN SPRZĘT ZOSTAWIĆ W DZIEDZICTWIE DLA DZIECI
JEŚLIBYM SIĘ OŻENIŁ TEN SPRZĘT MNIE DAROWAŁ
KSIĄŻĘ DOMINIK KIEDYM Z NIM RAZEM POLOWAŁ
I Z MARSZAŁKIEM SANGUSZKĄ KSIĘCIEM Z JENERAŁEM
MEJENEM I GDY WSZYSTKICH NA CHARTY WYZWAŁEM
TAM BEZPRZYKŁADNĄ W DZIEJACH POLOWANIA SZTUKĄ
USZCZUŁEM SZEŚĆ ZAJĘCY POJEDYŃCZĄ SUKĄ
POLOWALIŚMY WTENCZAS NA KUPISKIM BŁONIU
KSIĄŻĘ RADZIWIŁŁ NIE MÓGŁ DOSIEDZIEĆ NA KONIU
ZSIADŁ I OBJĄWSZY SŁAWNĄ MĄ CHARCICĘ KANIĘ
TRZYKROĆ JEJ W SAMĄ GŁOWĘ DAŁ POCAŁOWANIE
A POTEM TRZYKROĆ RĘKĄ KLASNĄWSZY PO PYSKU
RZEKŁ MIANUJĘ CIĘ ODTĄD KSIĘŻNĄ NA KUPISKU
TAK NAPOLEON DAJE WODZOM SWOIM KSIĘSTWA
OD MIEJSC NA KTÓRYCH WIELKIE ODNIEŚLI ZWYCIĘSTWA
TELIMENA ZNUDZONA ZBYT DŁUGIMI SWARY
CHCIAŁA WYJŚĆ NA DZIEDZINIEC LECZ SZUKAŁA PARY
WZIĘŁA KOSZYCZEK Z KOŁKA PANOWIE JAK WIDZĘ
CHCECIE ZOSTAĆ W POKOJU JA IDĘ NA RYDZE
KTO ŁASKA PROSZĘ ZA MNĄ RZEKŁA KOŁO GŁOWY
OBWIJAJĄC CZERWONY SZAL KASZEMIROWY
CÓRECZKĘ PODKOMORSTWA WZIĘŁA W JEDNĄ RĘKĘ
A DRUGĄ PODCHYLIŁA DO KOSTEK SUKIENKĘ
TADEUSZ MILCZKIEM ZA NIĄ NA GRZYBY POŚPIESZYŁ
ZAMIAR PRZECHADZKI BARDZO SĘDZIEGO UCIESZYŁ
WIDZIAŁ SPOSÓB ROZJĘCIA KRZYKLIWEGO SPORU
A WIĘC KRZYKNĄŁ PANOWIE PO GRZYBY DO BORU
KTO Z NAJPIĘKNIEJSZYM RYDZEM DO STOŁU PRZYBĘDZIE
TEN OBOK NAJPIĘKNIEJSZEJ PANIENKI USIĘDZIE
SAM JĄ SOBIE WYBIERZE JEŚLI ZNAJDZIE DAMA
NAJPIĘKNIEJSZEGO CHŁOPCA WEŹMIE SOBIE SAMA
HRABIA WRACAŁ DO SIEBIE LECZ KONIA WSTRZYMYWAŁ
GŁOWĄ CORAZ W TYŁ KRĘCIŁ W OGRÓD SIĘ WPATRYWAŁ
I RAZ MU SIĘ ZDAWAŁO ŻE ZNOWU Z OKIENKA
BŁYSNĘŁA TAJEMNICZA BIELUCHNA SUKIENKA
I COŚ LEKKIEGO ZNOWU UPADŁO Z WYSOKA
I PRZELECIAWSZY CAŁY OGRÓD W MGNIENIU OKA
POMIĘDZY ZIELONYMI ŚWIECIŁO OGÓRKI
JAKO PROMIEŃ SŁONECZNY WYKRADŁSZY SIĘ Z CHMURKI
KIEDY ŚRÓD ROLI PADNIE NA KRZEMIENIA SKIBĘ
LUB ŚRÓD ZIELONEJ ŁĄKI W DROBNĄ WODY SZYBĘ
HRABIA ZSIADŁ Z KONIA SŁUGI ODPRAWIŁ DO DOMU
A SAM KU OGRODOWI RUSZYŁ PO KRYJOMU
DOBIEGŁ WKRÓTCE PARKANU ZNALAZŁ W NIM OTWORY
WCISNĄŁ SIĘ PO CICHU JAK WILK DO OBORY
NIESZCZĘŚCIEM TRĄCIŁ KRZAKI SUCHEGO AGRESTU
OGRODNICZKA JAK GDYBY ZLĘKŁA SIĘ SZELESTU
OGLĄDAŁA SIĘ WKOŁO LECZ NIC NIE SPOSTRZEGŁA
PRZECIEŻ KU DRUGIEJ STRONIE OGRODU POBIEGŁA
A HRABIA BOKIEM MIĘDZY WIELKIE KOŃSKIE SZCZAWIE
MIĘDZY LIŚCIE ŁOPUCHU NA RĘKACH PO TRAWIE
SKACZĄC JAK ŻABA CICHO PRZYCZOŁGAŁ SIĘ BLISKO
WYTKNĄŁ GŁOWĘ I UJRZAŁ CUDNE WIDOWISKO
W TEJ CZĘŚCI SADU ROSŁY TU I ÓWDZIE WIŚNIE
ŚRÓD NICH ZBOŻE W GATUNKACH ZMIESZANYCH UMYŚLNIE
PSZENICA KUKURUZA BÓB JĘCZMIEŃ WĄSATY
PROSO GROSZEK A NAWET KRZEWINY I KWIATY
DOMOWEMU TO PTASTWU TAKI OCHMISTSZYNI
WYMYŚLIŁA OGRÓDEK SŁAWNA GOSPODYNI
ZWAŁA SIĘ KOKOSZNICKA Z DOMU JENDYKOWI
CZÓWNA JEJ WYNALAZEK EPOKĘ STANOWI
W DOMOWYM GOSPODARSTWIE DZIŚ POWSZECHNIE ZNANY
LECZ W OWYCH CZASACH JESZCZE ZA NOWOŚĆ PODANY
PRZYJĘTY POD SEKRETEM OD NIEWIELU OSÓB
NIM GO WYDAŁ KALENDARZ POD TYTUŁEM SPOSÓB
NA JASTRZĘBIE I KANIE ALBO NOWY ŚRODEK
WYCHOWYWANIA DROBIU BYŁ TO ÓW OGRODEK
JAKOŻ ZALEDWIE KOGUT CO ODPRAWIA WARTY
STANIE I NIERUCHOMIE DZIERŻĄC DZIÓB ZADARTY
I GŁOWĘ GRZEBIENIASTĄ POCHYLIWSZY BOKIEM
ABY TYM ŁACNIEJ W NIEBO MÓGŁ CELOWAĆ OKIEM
DOSTRZEŻE WISZĄCEGO JASTRZĘBIA ŚRÓD CHMURY
KRZYKNIE ZARAZ W TEN OGRÓD CHOWAJĄ SIĘ KURY
NAWET GĘSI I PAWIE I W NAGŁYM PRZESTRACHU
GOŁĘBIE GDY NIE MOGĄ SCHRONIĆ SIĘ NA DACHU
TERAZ W NIEBIE ŻADNEGO NIE WIDZIANO WROGA
TYLKO SKWARZYŁA SŁOŃCA LETNIEGO POŻOGA
OD NIEJ PTAKI W ZBOŻOWYM UKRYŁY SIĘ LASKU
TAMTE LEŻĄ W MURAWIE TE KĄPIĄ SIĘ W PIASKU
ŚRÓD PTASZYCH GŁÓW STERCZAŁY GŁÓWKI LUDZKIE MAŁE
ODKRYTE WŁOSY NA NICH KRÓTKIE JAK LEN BIAŁE
SZYJE NAGIE DO RAMION A POMIĘDZY NIMI
DZIEWCZYNA GŁOWĄ WYŻSZA Z WŁOSAMI DŁUŻSZYMI
TUŻ ZA DZIEĆMI PAW SIEDZIAŁ I PIÓR SWYCH OBRĘCZE
SZEROKO ROZPRZESTRZENIŁ W RÓŻNOFARBNĄ TĘCZĘ
NA KTÓREJ GŁÓWKI BIAŁE JAK NA TLE OBRAZKU
RZUCONE W CIEMNY BŁĘKIT NABIERAŁY BLASKU
OBRYSOWANE WKOŁO KRĘGIEM PAWICH OCZU
JAK WIANKIEM GWIAZD ŚWIECIŁY W ZBOŻU JAK W PRZEZROCZU
POMIĘDZY KUKURUZY ZŁOCISTYMI LASKI
I ANGIELSKĄ TRAWICĄ POSREBRZANĄ W PASKI
I SZCZYREM KORALOWYM I ZIELONYM ŚLAZEM
KTÓRYCH KSZTAŁTY I BARWY MIESZAŁY SIĘ RAZEM
NIBY KRATA ZE SREBRA I ZŁOTA PLECIONA
A POWIEWNA OD WIATRU JAK LEKKA ZASŁONA
NAD GĘSTWĄ RÓŻNOFARBNYCH KŁOSÓW I BADYLÓW
WISIAŁA JAK BALDAKIM JASNA MGŁA MOTYLÓW
ZWANYCH BABKAMI KTÓRYCH POCZWÓRNE SKRZYDEŁKA
LEKKIE JAK PAJĘCZYNA PRZEJRZYSTE JAK SZKIEŁKA
GDY W POWIETRZU ZAWISNĄ ZALEDWIE WIDOME
I CHOCIAŻ BRZĘCZĄ MYŚLISZ ŻE SĄ NIERUCHOME
DZIEWCZYNA POWIEWAŁA PODNIESIONĄ W RĘKU
SZARĄ KITKĄ PODOBNĄ DO PIÓR STRUSICH PĘKU
NIĄ ZDAŁA SIĘ OGANIAĆ GŁÓWKI NIEMOWLĘCE
OD ZŁOTEGO MOTYLÓW DESZCZU W DRUGIEJ RĘCE
COŚ U NIEJ ROGATEGO ZŁOCISTEGO ŚWIECI
ZDAJE SIĘ ŻE NACZYNIE DO KARMIENIA DZIECI
BO JE ZBLIŻAŁA DZIECIOM DO UST PO KOLEI
MIAŁO ZAŚ KSZTAŁT ZŁOTEGO ROGU AMALTEI
TAK ZATRUDNIONA PRZECIEŻ OBRACAŁA GŁOWĘ
NA PAMIĘTNE SZELESTEM KRZAKI AGRESTOWE
NIE WIDZĄC ŻE NAPASTNIK JUŻ Z PRZECIWNEJ STRONY
ZBLIŻYŁ SIĘ CZOŁGAJĄC SIĘ JAK WĄŻ PRZEZ ZAGONY
AŻ WYSKOCZYŁ Z ŁOPUCHU SPÓJRZAŁA STAŁ BLISKO
O CZTERY GRZĘDY OD NIEJ I KŁANIAŁ SIĘ NISKO
JUŻ GŁOWĘ ODWRÓCIŁA I WZNIOSŁA RAMIONA
I ZRYWAŁA SIĘ LECIEĆ JAK KRASKA SPŁOSZONA
I JUŻ LEKKIE JEJ STOPY WIONĘŁY NAD LIŚCIEM
KIEDY DZIECI PRZELĘKŁE PODRÓŻNEGO WNIŚCIEM
I UCIECZKĄ DZIEWCZYNY WRZASNĘŁY OKROPNIE
POSŁYSZAŁA UCZUŁA ŻE JEST NIEROZTROPNIE
DZIATWĘ MAŁĄ PRZELĘKŁĄ I SAMĄ PORZUCIĆ
WRACAŁA WSTRZYMUJĄC SIĘ LECZ MUSIAŁA WRÓCIĆ
JAK NIECHĘTNY DUCH WRÓŻKA PRZYZWANY ZAKLĘCIEM
PRZYBIEGŁA Z NAJKRZYKLIWSZYM BAWIĆ SIĘ DZIECIĘCIEM
SIADŁA PRZY NIM NA ZIEMI WZIĘŁA JE NA ŁONO
DRUGIE GŁASKAŁA RĘKĄ I MOWĄ PIESZCZONĄ
AŻ SIĘ USPOKOIŁY OBJĄWSZY W RĄCZĘTA
JEJ KOLANA I TULĄC GŁÓWKI JAK PISKLĘTA
POD SKRZYDŁO MATKI ONA RZEKŁA CZY TO PIĘKNIE
TAK KRZYCZEĆ CZY TO GRZECZNIE TEN PAN WAS SIĘ ZLĘKNIE
TEN PAN NIE PRZYSZEDŁ STRASZYĆ TO NIE DZIAD SZKARADNY
TO GOŚĆ DOBRY PAN PATRZCIE TYLKO JAKI ŁADNY
SAMA SPOJRZAŁA HRABIA UŚMIECHNĄŁ SIĘ MILE
I WIDOCZNIE BYŁ WDZIĘCZEN JEJ ZA POCHWAŁ TYLE
POSTRZEGŁA SIĘ UMILKŁA OCZY OPUŚCIŁA
I JAKO RÓŻY PĄCZEK CAŁA SIĘ SPŁONIŁA
W ISTOCIE BYŁ TO PIĘKNY PAN SŁUSZNEJ URODY
TWARZ MIAŁ POCIĄGŁĄ BLADE LECZ ŚWIEŻE JAGODY
OCZY MODRE ŁAGODNE WŁOS DŁUGI BIAŁAWY
NA WŁOSACH LISTKI ZIELA I KOSMYKI TRAWY
KTÓRE HRABIA OBERWAŁ PEŁZNĄC PRZEZ ZAGONY
ZIELENIŁY SIĘ JAKO WIENIEC ROZPLECIONY
O TY RZEKŁ JAKIMKOLWIEK UCZCZĘ CIĘ IMIENIEM
BÓSTWEM JESTEŚ CZY NIMFĄ DUCHEM CZY WIDZENIEM
MÓW WŁASNALI CIĘ WOLA NA ZIEMIĘ SPROWADZA
OBCALI WIĘZI CIEBIE NA PADOLE WŁADZA
ACH DOMYŚLAM SIĘ PEWNIE WZGARDZONY MIŁOŚNIK
JAKI PAN MOŻNY ALBO OPIEKUN ZAZDROŚNIK
W TYM CIĘ PARKU ZAMKOWYM JAK ZAKLĘTĄ STRZEŻE
GODNA BY O CIĘ BRONIĄ WALCZYLI RYCERZE
BYŚ ZOSTAŁA ROMANSÓW HEROINĄ SMUTNYCH
ODKRYJ MI PIĘKNA TAJNIE TWYCH LOSÓW OKRUTNYCH
ZNAJDZIESZ WYBAWICIELA ODTĄD TWYM SKINIENIEM
JAK RZĄDZISZ SERCEM MOIM TAK RZĄDŹ MYM RAMIENIEM
WYCIĄGNĄŁ RAMIĘONA Z RUMIEŃCEM DZIEWICZYM
ALE Z ROZWESELONYM SŁUCHAŁA OBLICZEM
JAK DZIECIĘ LUBI WIDZIEĆ OBRAZKI JASKRAWE
I W LICZMANACH BŁYSZCZĄCYCH ZNAJDUJE ZABAWĘ
NIM ROZEZNA ICH WARTOŚĆ TAK SIĘ SŁUCH JEJ PIEŚCI
Z DŹWIĘCZNYMI SŁOWY KTÓRYCH NIE POJĘŁA TREŚCI
NA KONIEC ZAPYTAŁA SKĄD TU PAN PRZYCHODZI
I CZEGO TU PO GRZĘDACH SZUKA PAN DOBRODZIÉJ
HRABIA OCZY ROZTWORZYŁ ZMIESZANY ZDZIWIONY
MILCZAŁ WRESZCIE ZNIŻAJĄC SWEJ ROZMOWY TONY
PRZEPRASZAM RZEKŁ PANIENKO WIDZĘ ŻEM POMIESZAŁ
ZABAWY ACH PRZEPRASZAM JAM WŁAŚNIE POŚPIESZAŁ
NA ŚNIADANIE JUŻ PÓŹNO CHCIAŁEM NA CZAS ZDĄŻYĆ
PANIENKA WIE ŻE DROGĄ TRZEBA WKOŁO KRĄŻYĆ
PRZEZ OGRÓD ZDAJE MI SIĘ JEST DO DWORU PROŚCIÉJ
DZIEWCZYNA RZEKŁA TĘDY DROGA JEGOMOŚCI
TYLKO GRZĄD PSUĆ NIE TRZEBA TAM MIĘDZY MURAWĄ
ŚCIEŻKA W LEWO ZAPYTAŁ HRABIA CZY NA PRAWO
OGRODNICZKA PODNIOSŁSZY BŁĘKITNE OCZĘTA
ZDAWAŁA SIĘ GO BADAĆ CIEKAWOŚCIĄ ZDJĘTA
BO DOM O TYSIĄC KROKÓW WIDNY JAK NA DŁONI
A HRABIA DROGI PYTA ALE HRABIA DO NIÉJ
CHCIAŁ KONIECZNIE COŚ MÓWIĆ I SZUKAŁ POWODU
ROZMOWY PANNA MIESZKA TU BLISKO OGRODU
CZY NA WSI JAK TO BYŁO ŻEM PANNY WE DWORZE
NIE WIDZIAŁ CZY NIEDAWNO TU PRZYJEZDNA MOŻE
DZIEWCZĘ WSTRZĄSNĘŁO GŁOWĄ PRZEPRASZAM PANIENKO
CZY NIE TAM POKÓJ PANNY GDZIE OWE OKIENKO
MYŚLIŁ ZAŚ W DUCHU JEŚLI NIE JEST HEROINĄ
ROMANSÓW JEST MŁODZIUCHNĄ PRZEŚLICZNĄ DZIEWCZYNĄ
ZBYT CZĘSTO WIELKA DUSZA MYŚL WIELKA UKRYTA
W SAMOTNOŚCI JAK RÓŻA ŚRÓD LASÓW ROZKWITA
DOSYĆ JĄ WYNIEŚĆ NA ŚWIAT POSTAWIĆ PRZED SŁOŃCEM
ABY WIDZÓW ZDZIWIŁA JASNYCH BARW TYSIĄCEM
OGRODNICZKA TYMCZASEM POWSTAŁA W MILCZENIU
PODNIOSŁA JEDNO DZIECIĘ ZWISŁE NA RAMIENIU
DRUGIE WZIĘŁA ZA RĘKĘ A KILKORO PRZODEM
ZAGANIAJĄC JAK GĄSKI SZŁA DALEJ OGRODEM
ODWRÓCIWSZY SIĘ RZEKŁA CZY TEŻ PAN NIE MOŻE
ROZBIEGŁE MOJE PTASTWO WPĘDZIĆ NAZAD W ZBOŻE
JA PTASTWO PĘDZAĆ KRZYKNĄŁ HRABIA Z ZADZIWIENIEM
ONA TYMCZASEM ZNIKŁA ZAKRYTA DRZEW CIENIEM
CHWILĘ JESZCZE Z SZPALERU PRZEZ MAJOWE ZWOJE
PRZEŚWIECAŁO COŚ NA WSKRÓŚ JAKBY OCZU DWOJE
SAMOTNY HRABIA DŁUGO JESZCZE STAŁ W OGRODZIE
DUSZA JEGO JAK ZIEMIA PO SŁOŃCA ZACHODZIE
OSTYGAŁA POWOLI BARWY BRAŁA CIEMNE
ZACZĄŁ MARZYĆ LECZ SNY MIAŁ BARDZO NIEPRZYJEMNE
ZBUDZIŁ SIĘ SAM NIE WIEDZĄC NA KOGO SIĘ GNIEWAŁ
NIESTETY MAŁO ZNALAZŁ NADTO SIĘ SPODZIEWAŁ
BO GDY ZAGONEM PEŁZNĄŁ KU OWEJ PASTERCE
PALIŁO MU SIĘ W GŁOWIE SKAKAŁO W NIM SERCE
TYLE WDZIĘKÓW W TAJEMNEJ NIMFIE UPATRYWAŁ
W TYLE JĄ CUDÓW UBRAŁ TYLE ODGADYWAŁ
WSZYSTKO ZNALAZŁ INACZEJ PRAWDA ŻE TWARZ ŁADNĄ
KIBIĆ MIAŁA WYSMUKŁĄ ALE JAK NIESKŁADNĄ
A OWA PULCHNOŚĆ LICÓW I RUMIEŃCA ŻYWOŚĆ
MALUJĄCA ZBYTECZNĄ PROSTACKĄ SZCZĘŚLIWOŚĆ
ZNAK ŻE MYŚL JESZCZE DRZEMIE ŻE SERCE NIECZYNNE
I OWE ODPOWIEDZI TAK WIEJSKIE TAK GMINNE
PO CÓŻ SIĘ ŁUDZIĆ KRZYKNĄŁ ZGADUJĘ PO CZASIE
MOJA NIMFA TAJEMNA PONO GĘSI PASIE
Z NIMFY ZNIKNIENIEM CAŁE CZAROWNE PRZEZROCZE
ZMIENIŁO SIĘ TE WSTĘGI TE KRATY UROCZE
ZŁOTE SREBRNE NIESTETY WIĘC TO BYŁA SŁOMA
HRABIA Z ZAŁAMANYMI POGLĄDAŁ RĘKOMA
NA SNOPEK UWIĄZANEJ TRAWAMI MIETLICY
KTÓRĄ BRAŁ ZA PĘK STRUSICH PIÓR W RĘKU DZIEWICY
NIE ZAPOMNIAŁ NACZYNIA ZŁOCISTA KONEWKA
ÓW RÓŻEK AMALTEI BYŁA TO MARCHEWKA
WIDZIAŁ JĄ W USTACH DZIECKA POŻERANĄ CHCIWIE
WIĘC BYŁO PO UROKU PO CZARACH PO DZIWIE
TAK CHŁOPIEC KIEDY UJRZY CYKORYI KWIATY
WABIĄCE DŁOŃ MIĘKKIMI LEKKIMI BŁAWATY
CHCE JE PIEŚCIĆ ZBLIŻA SIĘ DMUCHNIE I Z PODMUCHEM
CAŁY KWIAT NA POWIETRZU ROZLECI SIĘ PUCHEM
A W RĘKU WIDZI TYLKO BADACZ ZBYT CIEKAWY
NAGĄ ŁODYGĘ SZAROZIELONAWEJ TRAWY
HRABIA WCISNĄŁ NA OCZY KAPELUSZ I WRACAŁ
TAMTĘDY KĘDY PRZYSZEDŁ ALE DROGĘ SKRACAŁ
STĄPAJĄC PO JARZYNACH KWIATACH I AGREŚCIE
AŻ PRZESKOCZYWSZY PARKAN ODETCHNĄŁ NAREŚCIE
PRZYPOMNIAŁ ŻE DZIEWCZYNIE MÓWIŁ O ŚNIADANIU
MOŻE JUŻ WSZYSCY WIEDZĄ O JEGO SPOTKANIU
W OGRODZIE BLISKO DOMU MOŻE SZUKAĆ WYŚLĄ
POSTRZEGLI ŻE UCIEKAŁ KTO WIE CO POMYŚLĄ
WIĘC WYPADAŁO WRÓCIĆ CHYLĄC SIĘ U PŁOTÓW
OKOŁO MIEDZ I ZIELSKA PO TYSIĄCACH ZWROTÓW
RAD BYŁ PRZECIEŻ ŻE WYSZEDŁ W KOŃCU NA GOŚCINIEC
KTÓRY PROSTO PROWADZIŁ NA DWORSKI DZIEDZINIEC
SZEDŁ PRZY PŁOCIE A GŁOWĘ ODWRACAŁ OD SADU
JAK ZŁODZIEJ OD ŚPICHLERZA ABY NIE DAĆ ŚLADU
ŻE GO MYŚLI NAWIEDZIĆ ALBO JUŻ NAWIEDZIŁ
TAK HRABIA BYŁ OSTRÓŻNY CHOĆ GO NIKT NIE ŚLEDZIŁ
PATRZYŁ W STRONĘ PRZECIWNĄ OGRODU NA PRAWO
BYŁ GAJ Z RZADKA ZAROSŁY WYSŁANY MURAWĄ
PO JEJ KOBIERCACH NA WSKROŚ BIAŁYCH PNIÓW BRZOZOWYCH
POD NAMIOTEM OBWISŁYCH GAŁĘZI MAJOWYCH
SNUŁO SIĘ MNÓSTWO KSZTAŁTÓW KTÓRYCH DZIWNE RUCHY
NIBY TAŃCE I DZIWNY UBIÓR ISTNE DUCHY
BŁĄDZĄCE PO KSIĘŻYCU TAMCI W CZARNYCH CIASNYCH
CI W DŁUGICH ROZPUSZCZONYCH SZATACH JAK ŚNIEG JASNYCH
TAMTEN POD KAPELUSZEM JAK OBRĘCZ SZEROKIM
TEN Z GOŁĄ GŁOWĄ INNI JAK GDYBY OBŁOKIEM
OBWIANI IDĄC NA WIATR PUSZCZAJĄ ZASŁONY
CIĄGNĄCE SIĘ ZA GŁOWĄ JAK KOMET OGONY
KAŻDY W INNEJ POSTAWIE TEN PRZYROSŁ DO ZIEMI
TYLKO OCZYMA KRĘCI NA DÓŁ SPUSZCZONEMI
ÓW PATRZĄC WPROST PRZED SIEBIE NIBY SENNY KROCZY
JAK PO LINIE NI W PRAWO NI W LEWO NIE ZBOCZY
WSZYSCY ZAŚ CIĄGLE W RÓŻNE SCHYLAJĄ SIĘ STRONY
AŻ DO ZIEMI JAK GDYBY WYBIJAĆ POKŁONY
JEŻELI SIĘ PRZYBLIŻĄ ALBO SIĘ SPOTKAJĄ
ANI MÓWIĄ DO SIEBIE ANI SIĘ WITAJĄ
GŁĘBOKO ZADUMANI W SOBIE POGRĄŻENI
HRABIA WIDZIAŁ W NICH OBRAZ ELIZEJSKICH CIENI
KTÓRE CHOCIAŻ BOLEŚCIOM TROSKOM NIEDOSTĘPNE
BŁĄKAJĄ SIĘ SPOKOJNE CICHE LECZ POSĘPNE
KTÓŻ BY ZGADNĄŁ ŻE OWI TAK MAŁO RUCHOMI
OWI MILCZĄCY LUDZIE SĄ NASI ZNAJOMI
SĘDZIOWSCY TOWARZYSZE Z HUCZNEGO ŚNIADANIA
WYSZLI NA UROCZYSTY OBRZĘD GRZYBOBRANIA
JAKO LUDZIE ROZSĄDNI UMIEJĄ MIARKOWAĆ
MOWY I RUCHY SWOJE ABY JE STOSOWAĆ
W KAŻDEJ OKOLICZNOŚCI DO MIEJSCA I CZASU
DLATEGO NIM RUSZYLI ZA SĘDZIĄ DO LASU
WZIĘLI POSTAWY TUDZIEŻ UBIORY ODMIENNE
SŁUŻĄCE DO PRZECHADZKI OPOŃCZE PŁÓCIENNE
KTÓRYMI OSŁANIAJĄ PO WIERZCHU KONTUSZE
A NA GŁOWY SŁOMIANE WDZIALI KAPELUSZE
STĄD BIALI WYGLĄDAJĄ JAK CZYSCOWE DUSZE
MŁODZIEŻ TAKŻE PRZEBRANA OPROCZ TELIMENY
I KILKU PO FRANCUSKU CHODZĄCYCHTEJ SCENY
HRABIA NIE POJĄŁ NIE ZNAŁ WIEJSKIEGO ZWYCZAJU
WIĘC ZDZIWIONY NIEZMIERNIE BIEGŁ PĘDEM DO GAJU
GRZYBÓW BYŁO W BRÓD CHŁOPCY BIORĄ KRASNOLICE
TYLE W PIEŚNIACH LITEWSKICH SŁAWIONE LISICE
CO SĄ GODŁEM PANIEŃSTWA BO CZERW ICH NIE ZJADA
I DZIWNA ŻADEN OWAD NA NICH NIE USIADA
PANIENKI ZA WYSMUKŁYM GONIĄ BOROWIKIEM
KTÓREGO PIEŚŃ NAZYWA GRZYBÓW PUŁKOWNIKIEM
WSZYSCY DYBIĄ NA RYDZA TEN WZROSTEM SKROMNIEJSZY
I MNIEJ SŁAWNY W PIOSENKACH ZA TO NAJSMACZNIEJSZY
CZY ŚWIEŻY CZY SOLONY CZY JESIENNEJ PORY
CZY ZIMĄ ALE WOJSKI ZBIERAŁ MUCHOMORY
INNE POSPÓLSTWO GRZYBÓW POGARDZONE W BRAKU
DLA SZKODLIWOŚCI ALBO NIEDOBREGO SMAKU
LECZ NIE SĄ BEZ UŻYTKU ONE ZWIERZA PASĄ
I GNIAZDEM SĄ OWADÓW I GAJÓW OKRASĄ
NA ZIELONYM OBRUSIE ŁĄK JAKO SZEREGI
NACZYŃ STOŁOWYCH STERCZĄ TU Z KRĄGŁYMI BRZEGI
SUROJADKI SREBRZYSTE ŻÓŁTE I CZERWONE
NIBY CZARECZKI RÓŻNYM WINEM NAPEŁNIONE
KOŹLAK JAK PRZEWRÓCONE KUBKA DNO WYPUKŁE
LEJKI JAKO SZAMPAŃSKIE KIELISZKI WYSMUKŁE
BIELAKI KRĄGŁE BIAŁE SZEROKIE I PŁASKIE
JAKBY MLEKIEM NALANE FILIŻANKI SASKIE
I KULISTA CZARNIAWYM PYŁKIEM NAPEŁNIONA
PURCHAWKA JAK PIEPRZNICZKA ZAŚ INNYCH IMIONA
ZNANE TYLKO W ZAJĘCZYM LUB WILCZYM JĘZYKU
OD LUDZI NIE OCHRZCZONE A JEST ICH BEZ LIKU
NI WILCZYCH NI ZAJĘCZYCH NIKT DOTKNĄĆ NIE RACZY
A KTO SCHYLA SIĘ KU NIM GDY BŁĄD SWÓJ OBACZY
ZAGNIEWANY GRZYB ZŁAMIE ALBO NOGĄ KOPNIE
TAK SZPECĄC TRAWĘ CZYNI BARDZO NIEROZTROPNIE
TELIMENA NI WILCZYCH NI LUDZKICH NIE ZBIERA
ROZTARGNIONA ZNUDZONA DOKOŁA SPOZIERA
Z GŁOWĄ W GÓRĘ ZADARTĄ WIĘC PAN REJENT W GNIEWIE
MÓWIŁ O NIEJ ŻE GRZYBÓW SZUKAŁA NA DRZEWIE
ASESOR JĄ ZŁOŚLIWIEJ RÓWNAŁ DO SAMICY
KTÓRA MIEJSCA NA GNIAZDO SZUKA W OKOLICY
JAKOŻ ZDAŁA SIĘ SZUKAĆ SAMOTNOŚCI CISZY
ODDALAŁA SIĘ Z WOLNA OD SWYCH TOWARZYSZY
I SZŁA LASEM NA WZGÓREK POCHYŁO WYNIOSŁY
OCIENIONY BO DRZEWA GĘŚCIEJ NA NIM ROSŁY
W ŚRODKU SZARZAŁ SIĘ KAMIEŃ STRUMIEŃ SPOD KAMIENIA
SZUMIAŁ TRYSKAŁ I ZARAZ JAKBY SZUKAŁ CIENIA
CHOWAŁ SIĘ MIĘDZY GĘSTE I WYSOKIE ZIOŁA
KTÓRE WODĄ POJONE BUJAŁY DOKOŁA
TAM ÓW BYSTRY SWAWOLNIK SPOWIJANY W TRAWY
I LIŚCIEM PODESŁANY BEZ RUCHU BEZ WRZAWY
NIEWIDZIALNY I LEDWIE DOSŁYSZANY SZEPCE
JAKO DZIECIĘ KRZYKLIWE ZŁOŻONE W KOLEBCE
GDY MATKA NAD NIM ZWIĄŻE FIRANKI MAJOWE
I LIŚCIA MAKOWEGO NASYPIE POD GŁOWĘ
MIEJSCE PIĘKNE I CICHE TU SIĘ CZĘSTO SCHRANIA
TELIMENA ZOWIĄC JE ŚWIĄTYNIĄ DUMANIA
STANĄWSZY NAD STRUMIENIEM RZUCIŁA NA TRAWNIK
Z RAMION SWÓJ SZAL POWIEWNY CZERWONY JAK KRWAWNIK
I PODOBNA PŁYWACZCE KTÓRA DO KĄPIELI
ZIMNEJ SCHYLA SIĘ NIM SIĘ ZANURZYĆ OŚMIELI
KLĘKNĘŁA I POWOLI CHYLIŁA SIĘ BOKIEM
WRESZCIE JAKBY PORWANA KORALU POTOKIEM
UPADŁA NAŃ I CAŁA WZDŁUŻ SIĘ ROZPOSTARŁA
ŁOKCIE NA TRAWIE SKRONIE NA DŁONIACH OPARŁA
Z GŁOWĄ W DÓŁ SKŁONIONĄ NA DOLE U GŁOWY
BŁYSNĄŁ FRANCUSKIEJ KSIĄŻKI PAPIER WELINOWY
NAD ALABASTROWYMI STRONICAMI KSIĘGI
WIŁY SIĘ CZARNE PUKLE I RÓŻOWE WSTĘGI
W SZMARAGDZIE BUJNYCH TRAW NA KRWAWNIKOWYM SZALU
W SUKNI DŁUGIEJ JAK GDYBY W POWŁOCE KORALU
OD KTÓREJ ODBIJAŁ SIĘ WŁOS Z JEDNEGO KOŃCA
Z DRUGIEGO CZARNY TRZEWIK PO BOKACH BŁYSZCZĄCA
ŚNIEŻNĄ POŃCZOSZKĄ CHUSTKĄ BIAŁOŚCIĄ RĄK LICA
WYDAWAŁA SIĘ Z DALA JAK PSTRA GĄSIENICA
GDY WPEŁŹNIE NA ZIELONY LIŚĆ KLONUNIESTETY
WSZYSTKIE TEGO OBRAZU WDZIĘKI I ZALETY
DARMO CZEKAŁY ZNAWCÓW NIKT NIE ZWAŻAŁ NA NIE
TAK MOCNO ZAJMOWAŁO WSZYSTKICH GRZYBOBRANIE
TADEUSZ PRZECIEŻ ZWAŻAŁ I W BOK STRZELAŁ OKIEM
I NIE ŚMIEJĄC IŚĆ PROSTO PRZYSUWAŁ SIĘ BOKIEM
JAK STRZELEC GDY W RUCHOMEJ GAŁĘZISTEJ SZOPIE
USIADŁSZY NA DWÓCH KOŁACH PODJEŻDŻA NA DROPIE
ALBO NA SIEWKI IDĄC PRZY KONIU SIĘ KRYJE
STRZELBĘ ZŁOŻY NA SIODLE LUB POD KOŃSKĄ SZYJĘ
NIBY TO BRONĘ WŁÓCZY NIBY JEDZIE MIEDZĄ
A CORAZ SIĘ PRZYBLIŻA KĘDY PTAKI SIEDZĄ
TAK SKRADAŁ SIĘ TADEUSZSĘDZIA CZATY ZMIESZAŁ
I PRZECIĄWSZY MU DROGĘ DO ŹRÓDŁA POŚPIESZAŁ
Z WIATREM IGRAŁY BIAŁE POŁY SZARAFANA
I WIELKA CHUSTKA W PASIE KOŃCEM UWIĄZANA
SŁOMIANY PODWIĄZANY KAPELUSZ OD RUCHU
NAGŁEGO CHWIAŁ SIĘ Z WIATREM JAKO LIŚĆ ŁOPUCHU
SPADAJĄC TO NA BARKI TO ZNOWU NA OCZY
W RĘKU OGROMNA LASKA TAK PAN SĘDZIA KROCZY
SCHYLIWSZY SIĘ I RĘCE OBMYWSZY W STRUMIENIU
USIADŁ PRZED TELIMENĄ NA WIELKIM KAMIENIU
I WSPARŁSZY SIĘ OBURĄCZ NA GAŁKĘ SŁONIOWĄ
TRZCINY OGROMNEJ Z TAKĄ OZWAŁ SIĘ PRZEMOWĄ
WIDZI AŚĆKA OD CZASU JAK TU U NAS GOŚCI
TADEUSZEK NIEMAŁO MAM NIESPOKOJNOŚCI
JESTEM BEZDZIETNY STARY TEN DOBRY CHŁOPCZYNA
WSZAK TO MOJA NA ŚWIECIE POCIECHA JEDYNA
PRZYSZŁY DZIEDZIC FORTUNKI MOJEJ Z ŁASKI NIEBA
ZOSTAWIĘ MU KĘS NIEZŁY SZLACHECKIEGO CHLEBA
JUŻ MU TEŻ CZAS OBMYŚLEĆ LOS POSTANOWIENIE
ALE ZWAŻAJ NO AŚĆKA MOJE UTRAPIENIE
WIESZ ŻE PAN JACEK BRAT MÓJ TADEUSZA OCIEC
DZIWNY CZŁOWIEK ZAMIARÓW JEGO TRUDNO DOCIEC
NIE CHCE WRACAĆ DO KRAJU BÓG WIE GDZIE SIĘ KRYJE
NAWET NIE CHCE SYNOWI OZNAJMIĆ ŻE ŻYJE
A CIĄGLE NIM ZARZĄDZA NAPRZÓD W LEGIJONY
CHCIAŁ GO POSYŁAĆ BYŁEM OKROPNIE ZMARTWIONY
POTEM ZGODZIŁ SIĘ PRZECIE BY W DOMU POZOSTAŁ
I ŻEBY SIĘ OŻENIŁ JUŻBYĆ ŻONY DOSTAŁ
PARTYJĘ UPATRZYŁEM NIKT Z OBYWATELI
NIE WYRÓWNA Z IMIENIA ANI Z PARENTELI
PODKOMORZEMU JEGO STARSZA CÓRKA ANNA
JEST NA WYDANIU PIĘKNA I POSAŻNA PANNA
CHCIAŁEM ZAGAIĆ NA TO TELIMENA ZBLADŁA
ZŁOŻYŁA KSIĄŻKĘ WSTAŁA NIECO I USIADŁA
JAK MAMĘ KOCHAM RZEKŁA CZY TO PANIE BRACIE
JEST W TYM SENS JAKI CZY WY BOGA W SERCU MACIE
TO MYŚLISZ TADEUSZA ZOSTAĆ DOBRODZIEJEM
JEŚLI MŁODEGO CHŁOPCA ZROBISZ GRYKOSIEJEM
ŚWIAT MU ZAWIĄŻESZ WIERZ MI KLĄĆ WAS KIEDYŚ BĘDZIE
ZAKOPAĆ TAKI TALENT W LASACH I NA GRZĘDZIE
WIERZ MI ILE POZNAŁAM POJĘTNE TO DZIECIĘ
WARTO ŻEBY NA WIELKIM PRZETARŁO SIĘ ŚWIECIE
DOBRZE BRAT ZROBI GDY GO DO STOLICY WYŚLE
NA PRZYKŁAD DO WARSZAWY LUB WIE BRAT CO MYŚLĘ
ŻEBY DO PETERBURKA JA PEWNIE TEJ ZIMY
POJADĘ TAM DLA SPRAWY RAZEM UŁOŻYMY
CO ZROBIĆ Z TADEUSZEM ZNAM TAM WIELE OSÓB
MAM WPŁYWY TO NAJLEPSZY KREACYI SPOSÓB
ZA MĄ POMOCĄ ZNAJDZIE WSTĘP W NAJPIERWSZE DOMY
A KIEDY BĘDZIE WAŻNYM OSOBOM ZNAJOMY
DOSTANIE URZĄD ORDER WTENCZAS NIECH PORZUCI
SŁUŻBĘ JEŻELI ZECHCE NIECH DO DOMU WRÓCI
MAJĄC JUŻ I ZNACZENIE I ZNAJOMOŚĆ ŚWIATA
I CÓŻ BRAT MYŚLI O TYM JUŻCI W MŁODE LATA
RZEKŁ SĘDZIA NIEŹLE CHŁOPCU TROCHĘ SIĘ PRZEWIETRZYĆ
OBEJRZEĆ SIĘ NA ŚWIECIE MIĘDZY LUDŹMI PRZETRZEĆ
JA ZA MŁODU NIEMAŁO ŚWIATA OBJECHAŁEM
BYŁEM W PIOTRKOWIE W DUBNIE TO ZA TRYBUNAŁEM
JADĄC JAKO PALESTRANT TO WŁASNE SWE SPRAWY
FORYTUJĄC JEŹDZIŁEM NAWET DO WARSZAWY
CZŁEK NIEMAŁO SKORZYSTAŁ CHCIAŁBYM I SYNOWCA
WYSŁAĆ POMIĘDZY LUDZIE PROSTO JAK WĘDROWCA
JAK CZELADNIKA KTÓRY TERMINUJE LATA
AŻEBY NABYŁ TROCHĘ ZNAJOMOŚCI ŚWIATA
NIE DLA RANG NI ORDERÓW PROSZĘ UNIŻENIE
RANGA MOSKIEWSKA ORDER CÓŻ TO ZA ZNACZENIE
KTÓRYŻ TO Z DAWNYCH PANÓW BA NAWET DZISIEJSZYCH
MIĘDZY SZLACHTĄ W POWIECIE NIECO ZAMOŻNIEJSZYCH
DBA O PODOBNE FRASZKI PRZECIEŻ SĄ W ESTYMIE
U LUDZI BO SZANUJEM W NICH RÓD DOBRE IMIĘ
ALBO URZĄD LECZ ZIEMSKI PRZYZNANY WYBOREM
OBYWATELSKIM NIE ZAŚ CZYIMŚ TAM FAWOREM
TELIMENA PRZERWAŁA JEŚLI BRAT TAK MYŚLI
TYM LEPIEJ WIĘC GO JAKO WOJAŻERA WYŚLIJ
WIDZI SIOSTRA RZEKŁ SĘDZIA SKROBIĄC SMUTNIE GŁOWĘ
CHCIAŁBYM BARDZO CÓŻ KIEDY MAM TRUDNOŚCI NOWE
PAN JACEK NIE WYPUSZCZA Z OPIEKI SWEJ SYNA
I PRZYSŁAŁ MI TU WŁAŚNIE NA KARK BERNARDYNA
ROBAKA KTÓRY PRZYBYŁ Z TAMTEJ STRONY WISŁY
PRZYJACIEL BRATA WSZYSTKIE WIE JEGO ZAMYSŁY
A WIĘC O TADEUSZA JUŻ WYRZEKLI LOSIE
I CHCĄ BY SIĘ OŻENIŁ ABY POJĄŁ ZOSIĘ
WYCHOWANKĘ WAĆ PANI OBOJE DOSTANĄ
OPROCZ FORTUNKI MOJEJ Z ŁASKI JACKA WIANO
W KAPITAŁACH WIESZ AŚĆKA ŻE MA KAPITAŁY
I Z ŁASKI JEGO MAM TEŻ FUNDUSZ PRAWIE CAŁY
MA WIĘC PRAWO ROZRZĄDZAĆ AŚĆKA POMYŚL O TEM
ŻEBY SIĘ TO ZROBIŁO Z NAJMNIEJSZYM KŁOPOTEM
TRZEBA ICH Z SOBĄ POZNAĆ PRAWDA BARDZO MŁODZI
SZCZEGÓLNIE ZOSIA MAŁA LECZ TO NIC NIE SZKODZI
CZAS BY JUŻ ZOŚKĘ WRESZCIE WYDOBYĆ Z ZAMKNIĘCIA
BO WSZAKCI TO JUŻ PONO WYRASTA Z DZIECIĘCIA
TELIMENA ZDZIWIONA I PRAWIE WYLĘKŁA
PODNOSIŁA SIĘ CORAZ NA SZALU UKLĘKŁA
ZRAZU SŁUCHAŁA PILNIE POTEM DŁONI RUCHEM
PRZECZYŁA RĘKĄ ŻWAWO WSTRZĄSAJĄC NAD UCHEM
ODPĘDZAJĄC JAK OWAD NIEPRZYJEMNE SŁOWA
NA POWRÓT W USTA MÓWCYA A TO RZECZ NOWA
CZY TO TADEUSZOWI SZKODZI CZY NIE SZKODZI
RZEKŁA Z GNIEWEM SĄDŹ O TYM SAM WAĆ PAN DOBRODZIEJ
MNIE NIC DO TADEUSZA SAMI O NIM RADŹCIE
ZRÓBCIE GO EKONOMEM LUB W KARCZMIE POSADŹCIE
NIECH SZYNKUJE LUB Z LASU NIECH ŹWIERZYNĘ ZNOSI
Z NIM SOBIE CO ZECHCECIE ZRÓBCIE LECZ DO ZOSI
CO WAĆ PAŃSTWU DO ZOSI JA JEJ RĘKĄ RZĄDZĘ
JA SAMA ŻE PAN JACEK DAWAŁ BYŁ PIENIĄDZE
NA WYCHOWANIE ZOSI I ŻE JEJ WYZNACZYŁ
MAŁĄ PENSYJKĘ ROCZNĄ WIĘCEJ PRZYRZEC RACZYŁ
TOĆ JEJ JESZCZE NIE KUPIŁ ZRESZTĄ PAŃSTWO WIECIE
I DOTĄD JESZCZE O TYM WIADOMO NA ŚWIECIE
ŻE HOJNOŚĆ PAŃSTWA DLA NAS NIE JEST BEZ POWODU
WINNI COŚ SOPLICOWIE DLA HORESZKÓW RODU
TEJ CZĘŚCI MOWY SĘDZIA SŁUCHAŁ Z NIEPOJĘTEM
POMIESZANIEM ŻAŁOŚCIĄ I WIDOCZNYM WSTRĘTEM
JAKBY LĘKAŁ SIĘ RESZTY MOWY GŁOWĘ SKŁONIŁ
I RĘKĄ POTAKUJĄC MOCNO SIĘ ZAPŁONIŁ
TELIMENA KOŃCZYŁA BYŁAM JEJ PIASTUNKĄ
JESTEM KREWNĄ JEDYNĄ ZOSI OPIEKUNKĄ
NIKT OPRÓCZ MNIE NIE BĘDZIE MYŚLIŁ O JEJ SZCZĘŚCIU
A JEŚLI ONA SZCZĘŚCIE ZNAJDZIE W TYM ZAMĘŚCIU
RZEKŁ SĘDZIA WZROK PODNOSZĄC JEŚLI TADEUSZKA
PODOBA CZY PODOBA TO NA WIERZBIE GRUSZKA
PODOBA NIE PODOBA A TO MI RZECZ WAŻNA
ZOSIA NIE BĘDZIE PRAWDA PARTYJA POSAŻNA
ALE TEŻ NIE JEST Z LADA WSI LADA SZLACHCIANKA
IDZIE Z JAŚNIE WIELMOŻNYCH JEST WOJEWODZIANKA
RODZI SIĘ Z HORESZKÓWNY MAŁŻONKA DOSTANIE
STARALIŚMY SIĘ TYLE O JEJ WYCHOWANIE
CHYBABY TU ZDZICZAŁA SĘDZIA PILNIE SŁUCHAŁ
PATRZĄC W OCZY ZDAŁO SIĘ ŻE SIĘ UDOBRUCHAŁ
BO RZEKŁ DOSYĆ WESOŁO NO TO I CÓŻ ROBIĆ
BÓG WIDZI SZCZERZE CHCIAŁEM INTERESU DOBIĆ
TYLKO BEZ GNIEWU JEŚLI AŚĆKA SIĘ NIE ZGODZI
AŚĆKA MA PRAWO SMUTNO GNIEWAĆ SIĘ NIE GODZI
RADZIŁEM BO BRAT KAZAŁ NIKT TU NIE PRZYMUSZA
GDY AŚĆKA REKUZUJE PANA TADEUSZA
ODPISUJĘ JACKOWI ŻE NIE Z MOJEJ WINY
NIE DOJDĄ TADEUSZA Z ZOSIĄ ZARĘCZYNY
TERAZ SAM BĘDĘ RADZIĆ PONO Z PODKOMORZYM
ZAGAIMY SWATOSTWO I RESZTĘ UŁOŻYM
PRZEZ TEN CZAS TELIMENA OSTYGŁA Z ZAPAŁU
JA NIC NIE REKUZUJĘ BRACISZKU POMAŁU
SAM MÓWIŁEŚ ŻE JESZCZE ZA WCZEŚNIE ZBYT MŁODZI
ROZPATRZMY SIĘ CZEKAJMY NIC TO NIE ZASZKODZI
POZNAJMY Z SOBĄ PAŃSTWA MŁODYCH BĘDZIEM ZWAŻAĆ
NIE MOŻNA SZCZĘŚCIA DRUGICH TAK NA TRAF NARAŻAĆ
OSTRZEGAM TYLKO WCZEŚNIE NIECH BRAT TADEUSZA
NIE NAMAWIA KOCHAĆ SIĘ W ZOSI NIE PRZYMUSZA
BO SERCE NIE JEST SŁUGA NIE ZNA CO TO PANY
I NIE DA SIĘ PRZEMOCĄ OKUWAĆ W KAJDANY
ZA CZYM SĘDZIA POWSTAWSZY ODSZEDŁ ZAMYŚLONY
PAN TADEUSZ Z PRZECIWNEJ PRZYBLIŻAŁ SIĘ STRONY
UDAJĄC ŻE SZUKANIE GRZYBÓW TAM GO ZWABIA
W TYMŻE KIERUNKU Z WOLNA POSUWAŁ SIĘ HRABIA
HRABIA PODCZAS SĘDZIEGO SPORÓW Z TELIMENĄ
STAŁ ZA DRZEWAMI MOCNO ZDZIWIONY TĄ SCENĄ
DOBYŁ Z KIESZENI PAPIER I OŁÓWEK SPRZĘTY
KTÓRE ZAWSZE MIAŁ Z SOBĄ I NA PIEŃ WYGIĘTY
ROZPIĄWSZY KARTKĘ WIDAĆ ŻE OBRAZ MALOWAŁ
MÓWIĄC SAM Z SOBĄ JAKBYŚ UMYŚLNIE GRUPOWAŁ
TEN NA GŁAZIE TA W TRAWIE GRUPA MALOWNICZA
GŁOWY CHARAKTEROWE Z KONTRASTEM OBLICZA
PODCHODZIŁ WSTRZYMYWAŁ SIĘ LORNETKĘ PRZECIERAŁ
OCZY CHUSTKĄ OBWIEWAŁ I CORAZ SPOZIERAŁ
MIAŁOŻBY TO CUDOWNE ŚLICZNE WIDOWISKO
ZGINĄĆ ALBO ZMIENIĆ SIĘ GDY PODEJDĘ BLISKO
TEN AKSAMIT TRAW BĘDZIEŻ TO MAK I BOTWINIE
W NIMFIE TEJ CZYŻ OBACZĘ JAKĄ OCHMISTRZYNIĘ
CHOĆ HRABIA TELIMENĘ JUŻ DAWNIEJ WIDYWAŁ
W DOMU SĘDZIEGO W KTÓRYM DOSYĆ CZĘSTO BYWAŁ
LECZ MAŁO JĄ UWAŻAŁ ZADZIWIŁ SIĘ ZRAZU
ROZEZNAJĄC W NIEJ MODEL SWOJEGO OBRAZU
MIEJSCA PIĘKNOŚĆ POSTAWY WDZIĘK I GUST UBRANIA
ZMIENIŁY JĄ ZALEDWIE BYŁA DO POZNANIA
W OCZACH ŚWIECIŁY JESZCZE NIEZAGASŁE GNIEWY
TWARZ OŻYWIONA WIATRU ŚWIEŻYMI POWIEWY
SPOREM Z SĘDZIĄ I NAGŁYM PRZYBYCIEM MŁODZIEŃCÓW
NABRAŁA MOCNYCH ŻYWSZYCH NIŻ ZWYKLE RUMIEŃCÓW
PANI RZEKŁ HRABIA RACZ MEJ ŚMIAŁOŚCI DAROWAĆ
PRZYCHODZĘ I PRZEPRASZAĆ I RAZEM DZIĘKOWAĆ
PRZEPRASZAĆ ŻE JEJ KROKÓW ŚLEDZIŁEM UKRADKIEM
I DZIĘKOWAĆ ŻE BYŁEM JEJ DUMANIA ŚWIADKIEM
TYLE JĄ OBRAZIŁEM WINIENEM JEJ TYLE
PRZERWAŁEM CHWILE DUMAŃ WINIENEM CI CHWILE
NATCHNIENIA CHWILE BŁOGIE POTĘPIAJ CZŁOWIEKA
ALE SZTUKMISTRZ TWOJEGO PRZEBACZENIA CZEKA
NA WIELEM SIĘ ODWAŻYŁ NA WIĘCEJ ODWAŻĘ
SĄDŹ TU UKLĄKŁ I PODAŁ SWOJE PEIZAŻE
TELIMENA SĄDZIŁA MALOWANIA PROBY
TONEM GRZECZNEJ LECZ SZTUKĘ ZNAJĄCEJ OSOBY
SKĄPA W POCHWAŁY LECZ NIE SZCZĘDZIŁA ZACHĘTU
BRAWO RZEKŁA WINSZUJĘ NIEMAŁO TALENTU
TYLKO PAN NIE ZANIEDBUJ SZCZEGÓLNIEJ POTRZEBA
SZUKAĆ PIĘKNEJ NATURY O SZCZĘŚLIWE NIEBA
KRAJÓW WŁOSKICH RÓŻOWE CEZARÓW OGRODY
VVY KLASYCZNE TYBURU SPADAJĄCE WODY
I STRASZNE PAUZYLIPU SKALISTE WYDROŻE
TO HRABIO KRAJ MALARZÓW U NAS ŻAL SIĘ BOŻE
DZIECKO MUZ W SOPLICOWIE ODDANE NA MAMKI
UMRZE PEWNIE MÓJ HRABIO OPRAWIĘ TO W RAMKI
ALBO W ALBUM UMIESZCZĘ DO RYSUNKÓW ZBIORKU
KTÓRE ZEWSZĄD SKUPIAŁAM MAM ICH DOSYĆ W BIURKU
ZACZĘLI WIĘC ROZMOWĘ O NIEBIOS BŁĘKITACH
MORSKICH SZUMACH I WIATRACH WONNYCH I SKAŁ SZCZYTACH
MIESZAJĄC TU I ÓWDZIE PODRÓŻNYCH ZWYCZAJEM
ŚMIECH I URĄGANIE SIĘ NAD OJCZYSTYM KRAJEM
A PRZECIEŻ WOKOŁO NICH CIĄGNĘŁY SIĘ LASY
LITEWSKIE TAK POWAŻNE I TAK PEŁNE KRASY
CZEREMCHY OPLATANE DZIKICH CHMIELÓW WIEŃCEM
JARZĘBINY ZE ŚWIEŻYM PASTERSKIM RUMIEŃCEM
LESZCZYNA JAK MENADA Z ZIELONYMI BERŁY
UBRANYMI JAK W GRONA W ORZECHOWE PERŁY
A NIŻEJ DZIATWA LEŚNA GŁÓG W OBJĘCIU KALIN
OŻYNA CZARNE USTA TULĄCA DO MALIN
DRZEWA I KRZEWY LIŚĆMI WZIĘŁY SIĘ ZA RĘCE
JAK DO TAŃCA STAJĄCE PANNY I MŁODZIEŃCE
WKOŁO PARY MAŁŻONKÓW STOI POŚRÓD GRONA
PARA NAD CAŁĄ LEŚNĄ GROMADĄ WZNIESIONA
WYSMUKŁOŚCIĄ KIBICI I BARWY POWABEM
BRZOZA BIAŁA KOCHANKA Z MAŁŻONKIEM SWYM GRABEM
A DALEJ JAKBY STARCE NA DZIECI I WNUKI
PATRZĄ SIEDZĄC W MILCZENIU TU SĘDZIWE BUKI
TAM MATRONY TOPOLE I MCHAMI BRODATY
DĄB WŁOŻYWSZY PIĘĆ WIEKÓW NA SWÓJ KARK GARBATY
WSPIERA SIĘ JAK NA GROBÓW POŁAMANYCH SŁUPACH
NA DĘBÓW PRZODKÓW SWOICH SKAMIENIAŁYCH TRUPACH
PAN TADEUSZ KRĘCIŁ SIĘ NUDZĄC NIEPOMAŁU
DŁUGĄ ROZMOWĄ W KTÓREJ NIE MÓGŁ BRAĆ UDZIAŁU
AŻ GDY ZACZĘTO SŁAWIĆ CUDZOZIEMSKIE GAJE
I WYLICZAĆ Z KOLEI WSZYSTKICH DRZEW RODZAJE
POMARAŃCZE CYPRYSY OLIWKI MIGDAŁY
KAKTUSY ALOESY MAHONIE SANDAŁY
CYTRYNY BLUSZCZ ORZECHY WŁOSKIE NAWET FIGI
WYSŁAWIAJĄC ICH KSZTAŁTY KWIATY I ŁODYGI
TADEUSZ NIE PRZESTAWAŁ DĄSAĆ SIĘ I ZŻYMAĆ
NA KONIEC NIE MÓGŁ DŁUŻEJ OD GNIEWU WYTRZYMAĆ
BYŁ ON PROSTAK LECZ UMIAŁ CZUĆ WDZIĘK PRZYRODZENIA
I PATRZĄC W LAS OJCZYSTY RZEKŁ PEŁEN NATCHNIENIA
WIDZIAŁEM W BOTANICZNYM WILEŃSKIM OGRODZIE
OWE SŁAWIONE DRZEWA ROSNĄCE NA WSCHODZIE
I NA POŁUDNIU W OWEJ PIĘKNEJ WŁOSKIEJ ZIEMI
KTÓREŻ RÓWNAĆ SIĘ MOŻE Z DRZEWAMI NASZEMI
CZY ALOES Z DŁUGIMI JAK KONDUKTOR PAŁKI
CZY CYTRYNA KARLICA Z ZŁOCISTYMI GAŁKI
Z LIŚCIEM LAKIEROWANYM KRÓTKA I PĘKATA
JAKO KOBIETA MAŁA BRZYDKA LECZ BOGATA
CZY ZACHWALONY CYPRYS DŁUGI CIENKI CHUDY
CO ZDAJE SIĘ BYĆ DRZEWEM NIE SMUTKU LECZ NUDY
MÓWIĄ ŻE BARDZO SMUTNIE WYGLĄDA NA GROBIE
JEST TO JAK LOKAJ NIEMIEC WE DWORSKIEJ ŻAŁOBIE
NIE ŚMIEJĄCY RĄK PODNIEŚĆ ANI GŁOWY SKRZYWIĆ
ABY SIĘ ETYKIECIE NICZYM NIE SPRZECIWIĆ
CZYŻ NIE PIĘKNIEJSZA NASZA POCZCIWA BRZEZINA
KTÓRA JAKO WIEŚNIACZKA KIEDY PŁACZE SYNA
LUB WDOWA MĘŻA RĘCE ZAŁAMIE ROZTOCZY
PO RAMIONACH DO ZIEMI STRUMIENIE WARKOCZY
NIEMA Z ŻALU POSTAWĄ JAK WYMOWNIE SZLOCHA
CZEMUŻ PAN HRABIA JEŚLI W MALARSTWIE SIĘ KOCHA
NIE MALUJE DRZEW NASZYCH POŚRÓD KTÓRYCH SIEDZI
PRAWDZIWIE BĘDĄ Z PANA ŻARTOWAĆ SĄSIEDZI
ŻE MIESZKAJĄC NA ŻYZNEJ LITEWSKIEJ RÓWNINIE
MALUJESZ TYLKO JAKIEŚ SKAŁY I PUSTYNIE
PRZYJACIELU RZEKŁ HRABIA PIĘKNE PRZYRODZENIE
JEST FORMĄ TŁEM MATERIĄ A DUSZĄ NATCHNIENIE
KTÓRE NA WYOBRAŹNI UNOSI SIĘ SKRZYDŁACH
POLERUJE SIĘ GUSTEM WSPIERA NA PRAWIDŁACH
NIE DOŚĆ JEST PRZYRODZENIA NIE DOSYĆ ZAPAŁU
SZTUKMISTRZ MUSI ULECIEĆ W SFERY IDEAŁU
NIE WSZYSTKO CO JEST PIĘKNE WYMALOWAĆ DA SIĘ
DOWIESZ SIĘ O TYM WSZYSTKIM Z KSIĄŻEK W SWOIM CZASIE
CO SIĘ TYCZE MALARSTWA DO OBRAZU TRZEBA
PUNKTÓW WIDZENIA GRUPY ENSEMBLU I NIEBA
NIEBA WŁOSKIEGO STĄD TEŻ W KUNSZCIE PEIZAŻÓW
WŁOCHY BYŁY SĄ BĘDĄ OJCZYZNĄ MALARZÓW
STĄD TEŻ OPROCZ BREJGELA LECZ NIE VAN DER HELLE
ALE PEIZAŻYSTY BO SĄ DWAJ BREJGELE
I OPROCZ RUISDALA NA CAŁEJ PÓŁNOCY
GDZIEŻ BYŁ PEIZAŻYSTA KTÓRY PIERWSZEJ MOCY
NIEBIOS NIEBIOS POTRZEBA NASZ MALARZ ORŁOWSKI
PRZERWAŁA TELIMENA MIAŁ GUST SOPLICOWSKI
TRZEBA WIEDZIEĆ ŻE TO JEST SOPLICÓW CHOROBA
ŻE IM OPROCZ OJCZYZNY NIC SIĘ NIE PODOBA
ORŁOWSKI KTÓRY ŻYCIE STRAWIŁ W PETERBURKU
SŁAWNY MALARZ MAM JEGO KILKA SZKICÓW W BIURKU
MIESZKAŁ TUŻ PRZY CESARZU NA DWORZE JAK W RAJU
A NIE UWIERZY HRABIA JAK TĘSKNIŁ PO KRAJU
LUBIŁ CIĄGLE WSPOMINAĆ SWEJ MŁODOŚCI CZASY
WYSŁAWIAŁ WSZYSTKO W POLSZCZE ZIEMIĘ NIEBO LASY
I MIAŁ ROZUM ZAWOŁAŁ TADEUSZ Z ZAPAŁEM
TE PAŃSTWA NIEBO WŁOSKIE JAK O NIM SŁYSZAŁEM
BŁĘKITNE CZYSTE WSZAK TO JAK ZAMARZŁA WODA
CZYŻ NIE PIĘKNIEJSZE STOKROĆ WIATR I NIEPOGODA
U NAS DOŚĆ GŁOWĘ PODNIEŚĆ ILEŻ TO WIDOKÓW
ILEŻ SCEN I OBRAZÓW Z SAMEJ GRY OBŁOKÓW
BO KAŻDA CHMURA INNA NA PRZYKŁAD JESIENNA
PEŁŹNIE JAK ŻÓŁW LENIWA ULEWĄ BRZEMIENNA
I Z NIEBA AŻ DO ZIEMI SPUSZCZA DŁUGIE SMUGI
JAK ROZWITE WARKOCZE TO SĄ DESZCZU STRUGI
CHMURA Z GRADEM JAK BALON SZYBKO Z WIATREM LECI
KRĄGŁA CIEMNOBŁĘKITNA W ŚRODKU ŻÓŁTO ŚWIECI
SZUM WIELKI SŁYCHAĆ WKOŁO NAWET TE CODZIENNE
PATRZCIE PAŃSTWO TE BIAŁE CHMURKI JAK ODMIENNE
ZRAZU JAK STADA DZIKICH GĘSI LUB ŁABĘDZI
A Z TYŁU WIATR JAK SOKOŁ DO KUPY JE PĘDZI
ŚCISKAJĄ SIĘ GRUBIEJĄ ROSNĄ NOWE DZIWY
DOSTAJĄ KRZYWYCH KARKÓW ROZPUSZCZAJĄ GRZYWY
WYSUWAJĄ NÓG RZĘDY I PO NIEBIOS SKLEPIE
PRZELATUJĄ JAK TABUN RUMAKÓW PO STEPIE
WSZYSTKIE BIAŁE JAK SREBRO ZMIESZAŁY SIĘ NAGLE
Z ICH KARKÓW ROSNĄ MASZTY Z GRZYW SZEROKIE ŻAGLE
TABUN ZMIENIA SIĘ W OKRĘT I WSPANIALE PŁYNIE
CICHO Z WOLNA PO NIEBIOS BŁĘKITNEJ RÓWNINIE
HRABIA I TELIMENA POGLĄDALI W GÓRĘ
TADEUSZ JEDNĄ RĘKĄ POKAZAŁ IM CHMURĘ
A DRUGĄ ŚCISNĄŁ Z LEKKA RĄCZKĘ TELIMENY
KILKA JUŻ UPŁYNĘŁO MINUT CICHEJ SCENY
HRABIA ROZŁOŻYŁ PAPIER NA SWYM KAPELUSZU
I WYDOBYŁ OŁÓWEK WTEM PRZYKRY DLA USZU
ODEZWAŁ SIĘ DZWON DWORSKI I ZARAZ ŚRÓD LASU
CICHEGO PEŁNO BYŁO KRZYKU I HAŁASU
HRABIA KIWNĄWSZY GŁOWĄ RZEKŁ POWAŻNYM TONEM
TAK TO NA ŚWIECIE WSZYSTKO LOS ZWYKŁ KOŃCZYĆ DZWONEM
RACHUNKI MYŚLI WIELKIEJ PLANY WYOBRAŹNI
ZABAWKI NIEWINNOŚCI UCIECHY PRZYJAŹNI
WYLANIA SIĘ SERC CZUŁYCH GDY ŚPIŻ Z DALA RYKNIE
WSZYSTKO MIESZA SIĘ ZRYWA MĄCI SIĘ I NIKNIE
TU OBRÓCIWSZY CZUŁY WZROK KU TELIMENIE
CÓŻ ZOSTAJE A ONA MU RZEKŁA WSPOMNIENIE
I CHCĄC HRABIEGO NIECO UŁAGODZIĆ SMUTEK
PODAŁA MU URWANY KWIATEK NIEZABUDEK
HRABIA GO UCAŁOWAŁ I NA PIERŚ PRZYSZPILAŁ
TADEUSZ Z DRUGIEJ STRONY KRZAK ZIELA ROZCHYLAŁ
WIDZĄC ŻE SIĘ KU NIEMU TYM ZIELEM PRZEWIJA
COŚ BIAŁEGO BYŁA TO RĄCZKA JAK LILIJA
POCHWYCIŁ JĄ CAŁOWAŁ I USTY PO CICHU
UTONĄŁ W NIEJ JAK PSZCZOŁA W LILIJI KIELICHU
UCZUŁ NA USTACH ZIMNO ZNALAZŁ KLUCZ I BIAŁY
PAPIER W TRĄBKĘ ZWINIONY BYŁ TO LISTEK MAŁY
PORWAŁ SCHOWAŁ W KIESZENIE NIE WIE CO KLUCZ ZNACZY
LECZ MU TO OWA BIAŁA KARTKA WYTŁUMACZY
DZWON WCIĄŻ DZWONIŁ I ECHEM Z GŁĘBI CICHYCH LASÓW
ODEZWAŁO SIĘ TYSIĄC KRZYKÓW I HAŁASÓW
ODGŁOS TO BYŁ SZUKANIA I NAWOŁYWANIA
HASŁO ZAKOŃCZONEGO NA DZIŚ GRZYBOBRANIA
ODGŁOS NIE SMUTNY WCALE ANI POGRZEBOWY
JAK SIĘ HRABIEMU ZDAŁO OWSZEM OBIADOWY
DZWON TEN W KAŻDE POŁUDNIE KRZYCZĄCY Z PODDASZA
GOŚCI I CZELADŹ DOMU NA OBIAD ZAPRASZA
TAK BYŁO W DAWNYCH LICZNYCH DWORACH WE ZWYCZAJU
I ZOSTAŁO SIĘ W DOMU SĘDZIEGO WIĘC Z GAJU
WYCHODZIŁA GROMADA NIOSĄCA KROBECZKI
KOSZYKI UWIĄZANE KOŃCAMI CHUSTECZKI
PEŁNE GRZYBÓW A PANNY W JEDNYM RĘKU NIOSŁY
JAKO WACHLARZ ZWINIONY BOROWIK ROZROSŁY
W DRUGIM ZWIĄZANE RAZEM JAKBY POLNE KWIATKI
OPIEŃKI I ROZLICZNEJ BARWY SUROJADKI
WOJSKI NIÓSŁ MUCHOMORA Z PRÓŻNYMI PRZYCHODZI
RĘKAMI TELIMENA Z NIĄ PANICZE MŁODZI
GOŚCIE WESZLI W PORZĄDKU I STANĘLI KOŁEM
PODKOMORZY NAJWYŻSZE BRAŁ MIEJSCE ZA STOŁEM
Z WIEKU MU I Z URZĘDU TEN ZASZCZYT NALEŻY
IDĄC KŁANIAŁ SIĘ STARCOM DAMOM I MŁODZIEŻY
OBOK STAŁ KWESTARZ SĘDZIA TUŻ PRZY BERNARDYNIE
BERNARDYN ZMÓWIŁ KRÓTKI PACIERZ PO ŁACINIE
PODANO W KOLEJ WÓDKĘ ZA CZYM WSZYSCY SIEDLI
I CHOŁODZIEC LITEWSKI MILCZKIEM ŻWAWO JEDLI
OBIADOWANO CISZEJ NIŻ SIĘ ZWYKLE ZDARZA
NIKT NIE GADAŁ POMIMO WEZWAŃ GOSPODARZA
STRONY BIORĄCE UDZIAŁ W WIELKIEJ O PSÓW ZWADZIE
MYŚLIŁY O JUTRZEJSZEJ WALCE I ZAKŁADZIE
MYŚL WIELKA ZWYKLE USTA DO MILCZENIA ZMUSZA
TELIMENA MÓWIĄCA WCIĄŻ DO TADEUSZA
MUSIAŁA KU HRABIEMU NIERAZ SIĘ ODWRÓCIĆ
NAWET NA ASESORA NIERAZ OKIEM RZUCIĆ
TAK PTASZNIK PATRZY W SIDŁO KĘDY SZCZYGŁY ZWABIA
I RAZEM W PASTKĘ WRÓBLĄ TADEUSZ I HRABIA
OBADWA RADZI Z SIEBIE OBADWA SZCZĘŚLIWI
OBA PEŁNI NADZIEI WIĘC NIEGADATLIWI
HRABIA NA KWIATEK DUMNE OPUSZCZAŁ WEJRZENIE
A TADEUSZ UKRADKIEM SPOZIERAŁ W KIESZENIE
CZY ÓW KLUCZYK NIE UCIEKŁ RĘKĄ NAWET CHWYTAŁ
I KRĘCIŁ KARTKĘ KTÓREJ DOTĄD NIE PRZECZYTAŁ
SĘDZIA PODKOMORZEMU WĘGRZYNA SZAMPANA
DOLEWAŁ SŁUŻYŁ PILNIE ŚCISKAŁ ZA KOLANA
ALE DO ROZMAWIANIA Z NIM NIE MIAŁ OCHOTY
I WIDAĆ ŻE CZUŁ JAKIEŚ TAJEMNE KŁOPOTY
PRZEMIJAŁY W MILCZENIU TALERZE I DANIA
PRZERWAŁ NARESZCIE NUDNY TOK OBIADOWANIA
GOŚĆ NIESPODZIANY SZYBKO WPADAJĄC GAJOWY
NIE ZWAŻAŁ NAWET ŻE CZAS WŁAŚNIE OBIADOWY
PODBIEGŁ DO PANA WIDAĆ Z POSTAWY I Z MINY
ŻE WAŻNEJ I NIEZWYKŁEJ JEST POSŁEM NOWINY
KU NIEMU OCZY CAŁE ZWRÓCIŁO ZEBRANIE
ON ODETCHNĄWSZY NIECO RZEKŁ NIEDŹWIEDŹ MOSPANIE
RESZTĘ WSZYSCY ODGADLI ŻE ZWIERZ Z MATECZNIKA
WYSZEDŁ ŻE W ZANIEMEŃSKĄ PUSZCZĘ SIĘ PRZEMYKA
ŻE GO TRZEBA WNET ŚCIGAĆ WSZYSCY WRAZ UZNALI
CHOĆ ANI SIĘ RADZILI ANI NAMYŚLALI
SPÓLNĄ MYŚL WIDAĆ BYŁO Z UCIĘTYCH WYRAZÓW
Z GESTÓW ŻYWYCH Z WYDANYCH ROZLICZNYCH ROZKAZÓW
KTÓRE WYCHODZĄC TŁUMNIE RAZEM Z UST TAK WIELU
DĄŻYŁY PRZECIEŻ WSZYSTKIE DO JEDNEGO CELU
NA WIEŚ ZAWOŁAŁ SĘDZIA HEJ KONNO SETNIKA
JUTRO NA BRZASK OBŁAWA LECZ NA OCHOTNIKA
KTO WYSTĄPI Z OSZCZEPEM TEMU Z ROBOCIZNY
WYTRĄCIĆ DWA SZARWARKI I PIĘĆ DNI PAŃSZCZYZNY
W SKOK KRZYKNĄŁ PODKOMORZY OKULBACZYĆ SIWĄ
DOBIEC W CWAŁ DO MOJEGO DWORU WZIĄĆ CO ŻYWO
DWIE PJAWKI KTÓRE W CAŁEJ OKOLICY SŁYNĄ
PIES ZOWIE SIĘ SPRAWNIKIEM A SUKA STRAPCZYNĄ
ZAKNEBLOWAĆ IM PYSKI ZAWIĄZAĆ JE W MIECHU
I PRZYSTAWIĆ JE TUTAJ KONNO DLA POŚPIECHU
WAŃKA KRZYKNĄŁ NA CHŁOPCA ASESOR PO RUSKU
TASAK MÓJ SANGUSZOWSKI POCIĄGNĄĆ NA BRUSKU
WIESZ TASAK CO OD KSIĘCIA MIAŁEM W PODARUNKU
PAS OPATRZYĆ CZY KULA JEST W KAŻDYM ŁADUNKU
STRZELBY KRZYKNĘLI WSZYSCY MIEĆ NA POGOTOWIU
ASESOR WOŁAŁ CIĄGLE OŁOWIU OŁOWIU
FORMĘ DO KUL MAM W TORBIE DO KSIĘDZA PLEBANA
DAĆ ZNAĆ DODAŁ PAN SĘDZIA ŻEBY JUTRO Z RANA
MSZĘ MIAŁ W KAPLICY LEŚNEJ KRÓCIUCHNA OFERTA
ZA MYŚLIWYCH MSZA ZWYKŁA ŚWIĘTEGO HUBERTA
PO WYDANYCH ROZKAZACH NASTAŁO MILCZENIE
KAŻDY DUMAŁ I RZUCAŁ DOKOŁA WEJRZENIE
JAK GDYBY KOGOŚ SZUKAŁ Z WOLNA WSZYSTKICH OCZY
SĘDZIWA TWARZ WOJSKIEGO CIĄGNIE I JEDNOCZY
ZNAK TO BYŁ ŻE SZUKAJĄ NA PRZYSZŁĄ WYPRAWĘ
WODZA I ŻE WOJSKIEMU ODDAJĄ BUŁAWĘ
WOJSKI POWSTAŁ ZROZUMIAŁ TOWARZYSZÓW WOLĘ
I UDERZYWSZY RĘKĄ POWAŻNIE PO STOLE
POCIĄGNĄŁ ZŁOCISTEGO Z ZANADRZA ŁAŃCUSZKA
NA KTÓRYM WISIAŁ GRUBY ZEGAREK JAK GRUSZKA
JUTRO RZEKŁ PÓŁ DO PIĄTEJ PRZY LEŚNEJ KAPLICY
STAWIĄ SIĘ BRACIA STRZELCY WIARA OBŁAWNICY
RZEKŁ I RUSZYŁ OD STOŁU ZA NIM SZEDŁ GAJOWY
ONI OBMYŚLIĆ MAJĄ I URZĄDZIĆ ŁOWY
TAK WODZE GDY NA JUTRO BITWĘ ZAPOWIEDZĄ
ŻOŁNIERZE PO OBOZIE BROŃ CZYSZCZĄ I JEDZĄ
LUB NA PŁASZCZACH I SIODŁACH ŚPIĄ PRÓŻNI KŁOPOTU
A WODZE ŚRÓD CICHEGO DUMAJĄ NAMIOTU
PRZERWAŁ SIĘ OBIAD DZIEŃ ZSZEDŁ NA KOWANIU KONI
KARMIENIU PSÓW ZBIERANIU I CZYSZCZENIU BRONI
U WIECZERZY ZALEDWIE KTO PRZYSIADŁ DO STOŁA
NAWET STRONA KUSEGO Z PARTYJĄ SOKOŁA
PRZESTAŁA DAWNYM WIELKIM ZATRUDNIAĆ SIĘ SPOREM
POBRAWSZY SIĘ POD RĘCE REJENT Z ASESOREM
WYSZUKUJĄ OŁOWIU RESZTA SPRACOWANA
SZŁA SPAĆ WCZEŚNIE AŻEBY PRZEBUDZIĆ SIĘ Z RANA
RÓWIENNIKI LITEWSKICH WIELKICH KNIAZIÓW DRZEWA
BIAŁOWIEŻY ŚWITEZI PONAR KUSZELEWA
KTÓRYCH CIEŃ SPADAŁ NIEGDYŚ NA KORONNE GŁOWY
GROŹNEGO WITENESA WIELKIEGO MINDOWY
I GIEDYMINA KIEDY NA PONARSKIEJ GÓRZE
PRZY OGNISKU MYŚLIWSKIM NA NIEDŹWIEDZIEJ SKÓRZE
LEŻAŁ SŁUCHAJĄC PIEŚNI MĄDREGO LIZDEJKI
A WILIJI WIDOKIEM I SZUMEM WILEJKI
UKOŁYSANY MARZYŁ O WILKU ŻELAZNYM
I ZBUDZONY ZA BOGÓW ROZKAZEM WYRAŹNYM
ZBUDOWAŁ MIASTO WILNO KTÓRE W LASACH SIEDZI
JAK WILK POŚRODKU ŻUBRÓW DZIKÓW I NIEDŹWIEDZI
Z TEGO TO MIASTA WILNA JAK Z RZYMSKIEJ WILCZYCY
WYSZEDŁ KIEJSTUT I OLGIERD I OLGIERDOWICY
RÓWNIE MYŚLIWI WIELCY JAK SŁAWNI RYCERZE
CZYLI WROGA ŚCIGALI CZYLI DZIKIE ŹWIERZĘ
SEN MYŚLIWSKI NAM ODKRYŁ TAJNIE PRZYSZŁYCH CZASÓW
ŻE LITWIE TRZEBA ZAWSZE ŻELAZA I LASÓW
KNIEJE DO WAS OSTATNI PRZYJEŻDŻAŁ NA ŁOWY
OSTATNI KRÓL CO NOSIŁ KOŁPAK WITOLDOWY
OSTATNI Z JAGIELLONÓW WOJOWNIK SZCZĘŚLIWY
I OSTATNI NA LITWIE MONARCHA MYŚLIWY
DRZEWA MOJE OJCZYSTE JEŚLI NIEBO ZDARZY
BYM WRÓCIŁ WAS OGLĄDAĆ PRZYJACIELE STARZY
CZYLI WAS ZNAJDĘ JESZCZE CZY DOTĄD ŻYJECIE
WY KOŁO KTÓRYCH NIEGDYŚ PEŁZAŁEM JAK DZIECIĘ
CZY ŻYJE WIELKI BAUBLIS W KTÓREGO OGROMIE
WIEKAMI WYDRĄŻONYM JAKBY W DOBRYM DOMIE
DWUNASTU LUDZI MOGŁO WIECZERZAĆ ZA STOŁEM
CZY KWITNIE GAJ MENDOGA POD FARNYM KOŚCIOŁEM
I TAM NA UKRAINIE CZY SIĘ DOTĄD WZNOSI
PRZED HOŁOWIŃSKICH DOMEM NAD BRZEGAMI ROSI
LIPA TAK ROZROŚNIONA ŻE POD JEJ CIENIAMI
STU MŁODZIEŃCÓW STO PANIEN SZŁO W TANIEC PARAMI
POMNIKI NASZE ILEŻ CO ROK WAS POŻERA
KUPIECKA LUB RZĄDOWA MOSKIEWSKA SIEKIERA
NIE ZOSTAWIA PRZYTUŁKU NI LEŚNYM ŚPIEWAKOM
NI WIESZCZOM KTÓRYM CIEŃ WASZ TAK MIŁY JAK PTAKOM
WSZAK LIPA CZARNOLASKA NA GŁOS JANA CZUŁA
TYLE RYMÓW NATCHNĘŁA WSZAK ÓW DĄB GADUŁA
KOZACKIEMU WIESZCZOWI TYLE CUDÓW ŚPIEWA
JA ILEŻ WAM WINIENEM O DOMOWE DRZEWA
BŁAHY STRZELEC UCHODZĄC SZYDERSTW TOWARZYSZY
ZA CHYBIONĄ ŹWIERZYNĘ ILEŻ W WASZEJ CISZY
UPOLOWAŁEM DUMAŃ GDY W DZIKIM OSTĘPIE
ZAPOMNIAWSZY O ŁOWACH USIADŁEM NA KĘPIE
A KOŁO MNIE SREBRZYŁ SIĘ TU MECH SIWOBRODY
ZLANY GRANATEM CZARNEJ ZGNIECIONEJ JAGODY
A TAM SIĘ CZERWIENIŁY WRZOSISTE PAGÓRKI
STROJNE W BRUSZNICE JAKBY W KORALÓW PACIORKI
WOKOŁO BYŁA CIEMNOŚĆ GAŁĘZIE U GÓRY
WISIAŁY JAK ZIELONE GĘSTE NISKIE CHMURY
WICHER KĘDYŚ NAD SKLEPEM SZALAŁ NIERUCHOMYM
JĘKIEM SZUMAMI WYCIEM ŁOSKOTAMI GROMEM
DZIWNY ODURZAJĄCY HAŁAS MNIE SIĘ ZDAŁO
ŻE TAM NAD GŁOWĄ MORZE WISZĄCE SZALAŁO
NA DOLE JAK RUINY MIAST TU WYWROT DĘBU
WYSTERKA Z ZIEMI NA KSZTAŁT OGROMNEGO ZRĘBU
NA NIM OPARTE JAK ŚCIAN I KOLUMN OBŁAMY
TAM GAŁĘZISTE KŁODY TU WPÓŁ ZGNIŁE TRAMY
OGRODZONE PARKANEM TRAW W ŚRODEK TARASU
ZAJRZEĆ STRASZNO TAM SIEDZĄ GOSPODARZE LASU
DZIKI NIEDŹWIEDZIE WILKI U WRÓT LEŻĄ KOŚCI
NA PÓŁ ZGRYZIONE JAKICHŚ NIEOSTROŻNYCH GOŚCI
CZASEM WYMKNĄ SIĘ W GÓRĘ PRZEZ TRAWY ZIELENIE
JAKBY DWA WODOTRYSKI DWA ROGI JELENIE
I MIGNIE MIĘDZY DRZEWA ŹWIERZ ŻÓŁTAWYM PASEM
JAK PROMIEŃ KIEDY WPADŁSZY GAŚNIE MIĘDZY LASEM
I ZNOWU CICHOŚĆ W DOLE DZIĘCIOŁ NA JEDLINIE
STUKA Z LEKKA I DALEJ ODLATUJE GINIE
SCHOWAŁ SIĘ ALE DZIOBEM NIE PRZESTAJE PUKAĆ
JAK DZIECKO GDY SCHOWANE WOŁA BY GO SZUKAĆ
BLIŻEJ SIEDZI WIEWIÓRKA ORZECH W ŁAPKACH TRZYMA
GRYZIE GO ZAWIESIŁA KITKĘ NAD OCZYMA
JAK PIÓRO NAD SZYSZAKIEM U KIRASYJERA
CHOCIAŻ TAK OSŁONIONA DOKOŁA SPOZIERA
DOSTRZEGŁSZY GOŚCIA SKACZE GAJÓW TANECZNICA
Z DRZEW NA DRZEWA MIGA SIĘ JAKO BŁYSKAWICA
NA KONIEC W NIEWIDZIALNY OTWÓR PNIA PRZEPADA
JAK WRACAJĄCA W DRZEWO RODZIME DRYJADA
ZNOWU CICHOWTEM GAŁĄŹ WSTRZĄSŁA SIĘ TRĄCONA
I POMIĘDZY JARZĘBIN ROZSUNIONE GRONA
KRAŚNIEJSZE OD JARZĘBIN ZAJAŚNIAŁY LICA
TO JAGÓD LUB ORZECHÓW ZBIERACZKA DZIEWICA
W KROBECZCE Z PROSTEJ KORY PODAJE ZEBRANE
BRUŚNICE ŚWIEŻE JAKO JEJ USTA RUMIANE
OBOK MŁODZIENIEC IDZIE LESZCZYNĘ NAGINA
CHWYTA W LOT MIGAJĄCE ORZECHY DZIEWCZYNA
WTEM USŁYSZELI ODGŁOS ROGÓW I PSÓW GRANIE
ZGADUJĄ ŻE SIĘ KU NIM ZBLIŻA POLOWANIE
I POMIĘDZY GAŁĘZI GĘSTWĘ PEŁNI TRWOGI
ZNIKNĘLI NAGLE Z OCZU JAKO LEŚNE BOGI
W SOPLICOWIE RUCH WIELKI LECZ NI PSÓW HAŁASY
ANI RŻĄCE RUMAKI SKRZYPIĄCE KOLASY
NI ODGŁOS TRĄB DAJĄCYCH HASŁO POLOWANIA
NIE MOGŁY TADEUSZA WYCIĄGNĄĆ Z POSŁANIA
UBRANY PADŁSZY W ŁÓŻKO SPAŁ JAK BOBAK W NORZE
NIKT Z MŁODZIEŻY NIE MYŚLIŁ SZUKAĆ GO PO DWORZE
KAŻDY SOBĄ ZAJĘTY ŚPIESZYŁ GDZIE KAZANO
O TOWARZYSZU SENNYM CAŁKIEM ZAPOMNIANO
ON CHRAPAŁ SŁOŃCE W OTWÓR CO ŚRÓD OKIENICY
WYRZNIĘTY BYŁ W KSZTAŁT SERCA WPADŁO DO CIEMNICY
SŁUPEM OGNISTYM PROSTO SENNEMU NA CZOŁO
ON JESZCZE CHCIAŁ ZADRZEMAĆ I KRĘCIŁ SIĘ W KOŁO
CHRONIĄC SIĘ BLASKU NAGLE USŁYSZAŁ STUKNIENIE
PRZEBUDZIŁ SIĘ WESOŁE BYŁO PRZEBUDZENIE
CZUŁ SIĘ RZEŹWYM JAK PTASZEK Z LEKKOŚCIĄ ODDYCHAŁ
CZUŁ SIĘ SZCZĘŚLIWYM SAM SIĘ DO SIEBIE UŚMIECHAŁ
MYŚLĄC O WSZYSTKIM CO MU WCZORA SIĘ ZDARZYŁO
RUMIENIŁ SIĘ I WZDYCHAŁ I SERCE MU BIŁO
SPÓJRZAŁ W OKNO O DZIWY W PROMIENI PRZEZROCZU
W OWYM SERCU BŁYSZCZAŁO DWOJE JASNYCH OCZU
SZEROKO OTWORZONYCH JAK ZWYKLE WEJRZENIE
KIEDY Z JASNOŚCI DZIENNEJ PRZEDZIERA SIĘ W CIENIE
UJRZAŁ I MAŁĄ RĄCZKĘ NIBY WACHLARZ Z BOKU
NADSTAWIONĄ KU SŁOŃCU DLA OCHRONY WZROKU
PALCE DROBNE ZWRÓCONE NA ŚWIATŁO RÓŻOWE
CZERWIENIŁY SIĘ NA WSKROŚ JAKBY RUBINOWE
USTA WIDZIAŁ CIEKAWE ROZTULONE NIECO
I ZĄBKI CO JAK PERŁY ŚRÓD KORALÓW ŚWIECĄ
I LICA CHOĆ OD SŁOŃCA ZASŁANIANE DŁONIĄ
RÓŻOWĄ SAME CAŁE JAK RÓŻE SIĘ PŁONIĄ
TADEUSZ SPAŁ POD OKNEM SAM UKRYTY W CIENIU
LEŻĄC NA WZNAK CUDNEMU DZIWIŁ SIĘ ZJAWIENIU
I MIAŁ JE TUŻ NAD SOBĄ LEDWIE NIE NA TWARZY
NIE WIEDZIAŁ CZY TO JAWA CZYLI MU SIĘ MARZY
JEDNA Z TYCH MIŁYCH JASNYCH TWARZYCZEK DZIECINNYCH
KTÓRE POMNIM WIDZIANE WE ŚNIE LAT NIEWINNYCH
TWARZYCZKA SCHYLIŁA SIĘ UJRZAŁ DRŻĄC Z BOJAŹNI
I RADOŚCI NIESTETY UJRZAŁ NAJWYRAŹNIEJ
PRZYPOMNIAŁ POZNAŁ WŁOS ÓW KRÓTKI JASNOZŁOTY
W DROBNE JAKO ŚNIEG BIAŁE ZWITY PAPILOTY
NIBY SREBRZYSTE STRĄCZKI CO OD SŁOŃCA BLASKU
ŚWIECIŁY JAK KORONA NA ŚWIĘTYCH OBRAZKU
ZERWAŁ SIĘ I WIDZENIE ZARAZ ULECIAŁO
PRZESTRASZONE ŁOSKOTEM CZEKAŁ NIE WRACAŁO
TYLKO USŁYSZAŁ ZNOWU TRZYKROTNE STUKANIE
I SŁOWA NIECH PAN WSTAJE CZAS NA POLOWANIE
PAN ZASPAŁ SKOCZYŁ Z ŁÓŻKA I OBU RĘKAMI
PCHNĄŁ OKIENICĘ ŻE AŻ TRZASŁA ZAWIASAMI
I ROZWARŁSZY SIĘ W OBIE UDERZYŁA ŚCIANY
WYSKOCZYŁ PATRZYŁ WKOŁO ZDUMIONY ZMIESZANY
NIC NIE WIDZIAŁ NIE DOSTRZEGŁ NICZYJEGO ŚLADU
NIEDALEKO OD OKNA BYŁ PARKAN OD SADU
NA NIM CHMIELOWE LIŚCIE I KWIECISTE WIEŃCE
CHWIAŁY SIĘ CZY JE LEKKIE POTRĄCIŁY RĘCE
CZY WIATR RUSZYŁ TADEUSZ DŁUGO PATRZYŁ NA NIE
NIE ŚMIAŁ IŚĆ W OGRÓD TYLKO WSPARŁ SIĘ NA PARKANIE
OCZY PODNIÓSŁ I Z PALCEM DO UST PRZYCIŚNIONYM
KAZAŁ SAM SOBIE MILCZEĆ BY SŁOWEM KWAPIONYM
NIE ROZERWAŁ MYŚLENIA POTEM W CZOŁO STUKAŁ
NIBY DO WSPOMNIEŃ DAWNYCH UŚPIONYCH W NIM PUKAŁ
NA KONIEC GRYZĄC PALCE DO KRWI SIĘ ZADRASNĄŁ
I NA CAŁY GŁOS DOBRZE DOBRZE MI TAK WRZASNĄŁ
WE DWORZE GDZIE PRZED CHWILĄ TYLE BYŁO KRZYKU
TERAZ PUSTO I GŁUCHO JAK NA MOGILNIKU
WSZYSCY RUSZYLI W POLE TADEUSZ NADSTAWIŁ
USZU I RĘCE DO NICH JAK TRĄBKI PRZYPRAWIŁ
SŁUCHAŁ AŻ MU WIATR PRZYNIÓSŁ WIEJĄCY OD PUSZCZY
ODGŁOSY TRĄB I WRZASKI POLUJĄCEJ TŁUSZCZY
KOŃ TADEUSZA W STAJNI CZEKAŁ OSIODŁANY
WZIĄŁ WIĘC FLINTĘ SKOCZYŁ NAŃ I JAK OPĘTANY
PĘDZIŁ KU KARCZMOM KTÓRE STAŁY PRZY KAPLICY
KĘDY MIELI SIĘ RANKIEM ZEBRAĆ OBŁAWNICY
DWIE CHYLIŁY SIĘ KARCZMY PO DWÓCH STRONACH DROGI
OKNAMI WZAJEM SOBIE GROŻĄC JAKO WROGI
STARA NALEŻY Z PRAWA DO ZAMKU DZIEDZICA
NOWĄ NA ZŁOŚĆ ZAMKOWI POSTAWIŁ SOPLICA
W TAMTEJ JAK W SWYM DZIEDZICTWIE REJ WODZIŁ GERWAZY
W TEJ NAJWYŻSZE ZA STOŁEM BRAŁ MIEJSCE PROTAZY
NOWA KARCZMA NIE BYŁA CIEKAWA Z POZORU
STARA WEDLE DAWNEGO ZBUDOWANA WZORU
KTÓRY BYŁ WYMYŚLONY OD TYRYJSKICH CIEŚLI
A POTEM GO ŻYDOWIE PO ŚWIECIE ROZNIEŚLI
RODZAJ ARCHITEKTURY OBCYM BUDOWNICZYM
WCALE NIE ZNANY MY GO OD ŻYDÓW DZIEDZICZYM
KARCZMA Z PRZODU JAK KORAB Z TYŁU JAK ŚWIĄTYNIA
KORAB ISTNA NOEGO CZWOROGRANNA SKRZYNIA
ZNANY DZIŚ POD PROSTACKIM NAZWISKIEM STODOŁY
TAM RÓŻNE SĄ ZWIERZĘTA KONIE KROWY WOŁY
KOZY BRODATE W GÓRZE ZAŚ PTASTWA GROMADY
I PŁAZÓW CHOĆ PO PARZE SĄ TEŻ I OWADY
CZĘŚĆ TYLNIA NA KSZTAŁT DZIWNEJ ŚWIĄTYNI STAWIONA
PRZYPOMINA Z POZORU ÓW GMACH SALOMONA
KTÓRY PIERWSI ĆWICZENI W BUDOWAŃ RZEMIEŚLE
HIRAMSCY NA SYJONIE WYSTAWILI CIEŚLE
ŻYDZI GO NAŚLADUJĄ DOTĄD WE SWYCH SZKOŁACH
A SZKOŁ RYSUNEK WIDNY W KARCZMACH I STODOŁACH
DACH Z DRANIC I ZE SŁOMY ŚPICZASTY ZADARTY
POGIĘTY JAKO KOŁPAK ŻYDOWSKI PODARTY
ZE SZCZYTU WYTRYSKAJĄ KRUŻGANKU KRAWĘDZIE
OPARTE NA DREWNIANYM LICZNYCH KOLUMN RZĘDZIE
KOLUMNY CO JAK WIELKIE ARCHITEKTÓW DZIWO
TRWAŁE CHOCIAŻ WPÓŁ ZGNIŁE I STAWIONE KRZYWO
JAKO W WIEŻY PIZAŃSKIEJ NIE PODŁUG MODELÓW
GRECKICH BO SĄ BEZ PODSTAW I BEZ KAPITELÓW
NAD KOLUMNAMI BIEGĄ WPÓŁOKRĄGŁE ŁUKI
TAKŻE Z DRZEWA GOTYCKIEJ NAŚLADOWSTWO SZTUKI
Z WIERZCHU OZDOBY SZTUCZNE NIE RYLCEM NIE DŁUTEM
ALE ZRĘCZNIE CIESIELSKIM WYRZEZANE SKLUTEM
KRZYWE JAK SZABASOWYCH RAMIONA ŚWIECZNIKÓW
NA KOŃCU WISZĄ GAŁKI COŚ NA KSZTAŁT GUZIKÓW
KTÓRE ŻYDZI MODLĄC SIĘ NA ŁBACH ZAWIESZAJĄ
I KTÓRE PO SWOJEMU CYCES NAZYWAJĄ
SŁOWEM Z DALEKA KARCZMA CHWIEJĄCA SIĘ KRZYWA
PODOBNA JEST DO ŻYDA GDY SIĘ MODLĄC KIWA
DACH JAK CZAPKA JAK BRODA STRZECHA ROZTRZĘŚNIONA
ŚCIANY DYMNE I BRUDNE JAK CZARNA OPONA
A Z PRZODU RZEŹBA STERCZY JAK CYCES NA CZOLE
W ŚRODKU KARCZMY JEST PODZIAŁ JAK W ŻYDOWSKIEJ SZKOLE
JEDNA CZĘŚĆ PEŁNA IZBIC CIASNYCH I PODŁUŻNYCH
SŁUŻY DLA DAM WYŁĄCZNIE I PANÓW PODRÓŻNYCH
W DRUGIEJ OGROMNA SALA KOŁO KAŻDEJ ŚCIANY
CIĄGNIE SIĘ WIELONOŻNY STÓŁ WĄSKI DREWNIANY
PRZY NIM STOŁKI CHOĆ NIŻSZE PODOBNE DO STOŁA
JAKO DZIECI DO OJCANA STOŁKACH DOKOŁA
SIEDZIAŁY CHŁOPY CHŁOPKI TUDZIEŻ SZLACHTA DROBNA
WSZYSCY RZĘDEM EKONOM SAM SIEDZIAŁ Z OSOBNA
PO RANNEJ MSZY Z KAPLICY ŻE BYŁA NIEDZIELA
ZABAWIĆ SIĘ I WYPIĆ PRZYSZLI DO JANKIELA
PRZED KAŻDYM JUŻ SZUMIAŁA SIWĄ WÓDKĄ CZARKA
PONAD WSZYSTKIMI Z BUTLĄ BIEGAŁA SZYNKARKA
W ŚRODKU ARENDARZ JANKIEL W DŁUGIM AŻ DO ZIEMI
SZARAFANIE ZAPIĘTYM HAFTKAMI SREBRNEMI
RĘKĘ JEDNĄ ZA CZARNY PAS JEDWABNY WSADZIŁ
DRUGĄ POWAŻNIE SOBIE SIWĄ BRODĘ GŁADZIŁ
RZUCAJĄC WKOŁO OKIEM ROZKAZY WYDAWAŁ
WITAŁ WCHODZĄCYCH GOŚCI PRZY SIEDZĄCYCH STAWAŁ
ZAGAJAJĄC ROZMOWĘ KŁÓTLIWYCH ZAGADZAŁ
LECZ NIE SŁUŻYŁ NIKOMU TYLKO SIĘ PRZECHADZAŁ
ŻYD STARY I POWSZECHNIE ZNANY Z POCZCIWOŚCI
OD LAT WIELU DZIERŻAWIŁ KARCZMĘ A NIKT Z WŁOŚCI
NIKT ZE SZLACHTY NIE ZANIÓSŁ NAŃ SKARGI DO DWORU
O CÓŻ SKARŻYĆ MIAŁ TRUNKI DOBRE DO WYBORU
RACHOWAŁ SIĘ OSTROŻNIE LECZ BEZ OSZUKAŃSTWA
OCHOTY NIE ZABRANIAŁ NIE CIERPIAŁ PIJAŃSTWA
ZABAW WIELKI MIŁOŚNIK U NIEGO WESELE
I CHRZCINY OBCHODZONO ON W KAŻDĄ NIEDZIELĘ
KAZAŁ DO SIEBIE ZE WSI PRZYCHODZIĆ MUZYCE
PRZY KTÓREJ I BASETLA BYŁA I KOZICE
MUZYKĘ ZNAŁ SAM SŁYNĄŁ MUZYCZNYM TALENTEM
Z CYMBAŁAMI NARODU SWEGO INSTRUMENTEM
CHADZAŁ NIEGDYŚ PO DWORACH I GRANIEM ZDUMIEWAŁ
I PIEŚNIAMI BO BIEGLE I UCZENIE ŚPIEWAŁ
CHOCIAŻ ŻYD DOSYĆ CZYSTĄ MIAŁ POLSKĄ WYMOWĘ
SZCZEGÓLNIEJ ZAŚ POLUBIŁ PIEŚNI NARODOWE
PRZYWOZIŁ MNÓSTWO Z KAŻDEJ ZA NIEMEN WYPRAWY
KOŁOMYJEK Z HALICZA MAZURÓW Z WARSZAWY
WIEŚĆ NIE WIEM CZYLI PEWNA W CAŁEJ OKOLICY
GŁOSIŁA ŻE ON PIERWSZY PRZYWIÓZŁ Z ZAGRANICY
I UPOWSZECHNIŁ WÓWCZAS W TAMECZNYM POWIECIE
OWĄ PIOSENKĘ SŁAWNĄ DZIŚ NA CAŁYM ŚWIECIE
A KTÓRĄ PO RAZ PIERWSZY NA ZIEMI AUZONÓW
WYGRAŁY WŁOCHOM POLSKIE TRĄBY LEGIJONÓW
TALENT ŚPIEWANIA BARDZO NA LITWIE POPŁACA
JEDNA MIŁOŚĆ U LUDZI WSŁAWIA I WZBOGACA
JANKIEL ZROBIŁ MAJĄTEK SYT ZYSKÓW I CHWAŁY
ZAWIESIŁ DŹWIĘCZNOSTRUNNE NA ŚCIANIE CYMBAŁY
OSIADŁSZY Z DZIEĆMI W KARCZMIE ZATRUDNIAŁ SIĘ SZYNKIEM
PRZY TYM W POBLISKIM MIEŚCIE BYŁ TEŻ PODRABINKIEM
A ZAWSZE MIŁYM WSZĘDZIE GOŚCIEM I DOMOWYM
DORADCĄ ZNAŁ SIĘ DOBRZE NA HANDLU ZBOŻOWYM
NA WICINNYM POTRZEBNA JEST ZNAJOMOŚĆ TAKA
NA WSI MIAŁ TAKŻE SŁAWĘ DOBREGO POLAKA
ON PIERWSZY ZGODZIŁ KŁÓTNIE CZĘSTO NAWET KRWAWE
MIĘDZY DWIEMA KARCZMAMI OBIE WZIĄŁ W DZIERŻAWĘ
SZANOWALI GO RÓWNIE I STARZY STRONNICY
HORESZKOWSCY I SŁUDZY SĘDZIEGO SOPLICY
ON SAM POWAGĘ UMIAŁ UTRZYMAĆ NAD GROŹNYM
KLUCZNIKIEM HORESZKOWSKIM I KŁÓTLIWYM WOŹNYM
PRZED JANKIELEM TŁUMILI DAWNE SWE URAZY
GERWAZY GROŹNY RĘKĄ JĘZYKIEM PROTAZY
GERWAZEGO NIE BYŁO RUSZYŁ NA OBŁAWĘ
NIE CHCĄC ABY TAK WAŻNĄ I TRUDNĄ WYPRAWĘ
ODBYŁ SAM HRABIA MŁODY I NIEDOŚWIADCZONY
POSZEDŁ WIĘC Z NIM DLA RADY TUDZIEŻ DLA OBRONY
DZIŚ MIEJSCE GERWAZEGO NAJDALSZE OD PROGU
MIĘDZY DWIEMA ŁAWAMI W SAMYM KARCZMY ROGU
ZWANE POKUCIEM KWESTARZ KSIĄDZ ROBAK ZAJMOWAŁ
JANKIEL GO TAM POSADZIŁ WIDAĆ ŻE SZANOWAŁ
WYSOKO BERNARDYNA BO SKORO DOSTRZEGAŁ
UBYTEK W JEGO SZKLANCE NATYCHMIAST PODBIEGAŁ
I ROZKAZAŁ DOLEWAĆ LIPCOWEGO MIODU
SŁYCHAĆ ŻE Z BERNARDYNEM ZNALI SIĘ ZA MŁODU
KĘDYŚ TAM W CUDZYCH KRAJACH ROBAK CZĘSTO CHADZAŁ
NOCĄ DO KARCZMY TAJNIE Z ŻYDEM SIĘ NARADZAŁ
O WAŻNYCH RZECZACH SŁYCHAĆ BYŁO ŻE TOWARY
KSIĄDZ PRZEMYCAŁ LECZ POTWARZ TA NIEGODNA WIARY
ROBAK WSPARTY NA STOLE WPÓŁGŁOŚNO ROZPRAWIAŁ
TŁUM SZLACHTY GO OTACZAŁ I USZY NADSTAWIAŁ
I NOSY KU KSIĘDZOWSKIEJ CHYLIŁ TABAKIERZE
BRANO Z NIEJ I KICHAŁA SZLACHTA JAK MOŻDZERZE
REVERENDISSIME RZEKŁ KICHNĄWSZY SKOŁUBA
TO MI TABAKA CO TO IDZIE AŻ DO CZUBA
OD CZASU JAK NOS DŹWIGAM TU GŁASNĄŁ NOS DŁUGI
TAKIEJ NIE ZAŻYWAŁEM TU KICHNĄŁ RAZ DRUGI
PRAWDZIWA BERNARDYNKA PEWNIE Z KOWNA RODEM
MIASTA SŁAWNEGO W ŚWIECIE TABAKĄ I MIODEM
BYŁEM TAM LAT JUŻ ROBAK PRZERWAŁ MU NA ZDROWIE
WSZYSTKIM WASZMOŚCIOM MOI MOŚCIWI PANOWIE
CO SIĘ TABAKI TYCZE HEM ONA POCHODZI
Z DALSZEJ STRONY NIŻ MYŚLI SKOŁUBA DOBRODZIEJ
POCHODZI Z JASNEJ GÓRY KSIĘŻA PAULINOWIE
TABAKĘ TAKĄ ROBIĄ W MIEŚCIE CZĘSTOCHOWIE
KĘDY JEST OBRAZ TYLU CUDAMI WSŁAWIONY
BOGARODZICY PANNY KRÓLOWEJ KORONY
POLSKIEJ ZOWIĄ JĄ DOTĄD I KSIĘŻNĄ LITEWSKĄ
KORONĘĆ JESZCZE DOTĄD PIASTUJE KRÓLEWSKĄ
LECZ NA LITEWSKIM KSIĘSTWIE TERAZ SYZMA SIEDZI
Z CZĘSTOCHOWY RZEKŁ WILBIK BYŁEM TAM W SPOWIEDZI
KIEDYM NA ODPUST CHODZIŁ LAT TEMU TRZYDZIEŚCIE
CZY TO PRAWDA ŻE FRANCUZ GOŚCI TERAZ W MIEŚCIE
ŻE CHCE KOŚCIÓŁ ROZWALAĆ I SKARBIEC ZABIERZE
BO TO WSZYSTKO W LITEWSKIM STOI KURYJERZE
NIEPRAWDA RZEKŁ BERNARDYN NIE PAN NAJJAŚNIEJSZY
NAPOLEON KATOLIK JEST NAJPRZYKŁADNIEJSZY
WSZAK GO PAPIEŻ NAMAŚCIŁ ŻYJĄ Z SOBĄ W ZGODZIE
I NAWRACAJĄ LUDZI W FRANCUSKIM NARODZIE
KTÓRY SIĘ TROCHĘ POPSUŁ PRAWDA Z CZĘSTOCHOWY
ODDANO WIELE SREBRA NA SKARB NARODOWY
DLA OJCZYZNY DLA POLSKI SAM PAN BÓG TAK KAŻE
SKARBCEM OJCZYZNY ZAWSZE SĄ JEGO OŁTARZE
WSZAKŻE W WARSZAWSKIM KSIĘSTWIE MAMY STO TYSIĘCY
WOJSKA POLSKIEGO MOŻE WKRÓTCE BĘDZIE WIĘCÉJ
A KTÓŻ WOJSKO OPŁACI CZY NIE WY LITWINI
WY TYLKO GROSZ DAJECIE DO MOSKIEWSKIEJ SKRZYNI
KAT BY DAŁ KRZYKNĄŁ WILBIK GWAŁTEM OD NAS BIORĄ
OJ DOBRODZIEJU CHŁOPEK OZWAŁ SIĘ Z POKORĄ
POKŁONIWSZY SIĘ KSIĘDZU I SKROBIĄC SIĘ W GŁOWĘ
JUŻ TO SZLACHCIE TO JESZCZE BIEDA PRZEZ POŁOWĘ
LECZ NAS DRĄ JAK NA ŁYKA CHAM SKOŁUBA KRZYKNĄŁ
GŁUPI TOBIEĆ TO LEPIEJ TYŚ CHŁOPIE PRZYWYKNĄŁ
JAK WĘGORZ DO ODARCIA LECZ NAM URODZONYM
NAM WIELMOŻNYM DO ZŁOTYCH SWOBÓD WZWYCZAJONYM
ACH BRACIA WSZAK TO DAWNIEJ SZLACHCIC NA ZAGRODZIE
TAK TAK KRZYKNĘLI WSZYSCY ROWNY WOJEWODZIE
DZIŚ NAM SZLACHECTWA PRZECZĄ KAŻĄ NAM DRABOWAĆ
PAPIERY I SZLACHECTWA PAPIEREM PROBOWAĆ
JESZCZE WASZECI MNIEJSZA ZAWOŁAŁ JURAHA
WASZEĆ Z PRADZIADÓW CHŁOPÓW USZLACHCONY SZLACHA
ALE JA Z KNIAZIÓW PYTAĆ U MNIE O PATENTA
KIEDYM ZOSTAŁ SZLACHCICEM SAM BÓG TO PAMIĘTA
NIECHAJ MOSKAL W LAS IDZIE PYTAĆ SIĘ DĘBINY
KTO JEJ DAŁ PATENT ROSNĄĆ NAD WSZYSTKIE KRZEWINY
KNIAZIU RZEKŁ ŻAGIEL ŚWIEĆ WAŚĆ BAKI LADA KOMU
TU ZNAJDZIESZ PONO MITRY I W NIEJEDNYM DOMU
WAŚĆ MA KRZYŻ W HERBIE WOŁAŁ PODHAJSKI TO SKRYTA
ALUZYJA ŻE W RODZIE BYWAŁ NEOFITA
FAŁSZ PRZERWAŁ BIRBASZ PRZECIEŻ JA Z TATARSKICH HRABIÓW
POCHODZĘ A MAM KRZYŻE NAD HERBEM KORABIÓW
PORAJ KRZYKNĄŁ MICKIEWICZ Z MITRĄ W POLU ZŁOTYM
HERB KSIĄŻĘCY STRYJKOWSKI GĘSTO PISZE O TYM
ZA CZYM WIELKIE POWSTAŁY W CAŁEJ KARCZMIE SZMERY
KSIĄDZ BERNARDYN UCIEKŁ SIĘ DO SWEJ TABAKIERY
W KOLEJ CZĘSTOWAŁ MÓWCÓW GWAR ZARAZ UCICHNĄŁ
KAŻDY ZAŻYŁ PRZEZ GRZECZNOŚĆ I KILKAKROĆ KICHNĄŁ
BERNARDYN KORZYSTAJĄC Z PRZERWY MÓWIŁ DALÉJ
OJ WIELCY LUDZIE OD TEJ TABAKI KICHALI
CZY UWIERZYCIE PAŃSTWO ŻE Z TEJ TABAKIERY
PAN JENERAŁ DĄBROWSKI ZAŻYŁ RAZY CZTERY
DĄBROWSKI ZAWOŁALI TAK TAK ON JENERAŁ
BYŁEM W OBOZIE GDY ON GDAŃSK NIEMCOM ODBIERAŁ
MIAŁ COŚ PISAĆ BOJĄC SIĘ AŻEBY NIE ZASNĄŁ
ZAŻYŁ KICHNĄŁ DWAKROĆ MIĘ PO RAMIENIU KLASNĄŁ
KSIĘŻE ROBAKU MÓWIŁ KSIĘŻE BERNARDYNIE
OBACZYMY SIĘ W LITWIE MOŻE NIM ROK MINIE
POWIEDZ LITWINOM NIECH MIĘ CZEKAJĄ Z TABAKĄ
CZĘSTOCHOWSKĄ NIE BIORĘ INNEJ TYLKO TAKĄ
MOWA KSIĘDZA WZBUDZIŁA TAKIE ZADZIWIENIE
TAKĄ RADOŚĆ ŻE CAŁE HUCZNE ZGROMADZENIE
MILCZAŁO CHWILĘ POTEM NA PÓŁ CICHE SŁOWA
POWTARZANO TABAKA Z POLSKI CZĘSTOCHOWA
DĄBROWSKI Z ZIEMI WŁOSKIEJ AŻ NA KONIEC RAZEM
JAKBY MYŚL Z MYŚLĄ WYRAZ SAM ZBIEGŁ SIĘ Z WYRAZEM
WSZYSCY JEDYNOGŁOŚNIE JAK NA DANE HASŁO
KRZYKNĘLI DĄBROWSKIEGO WSZYSTKO RAZEM WRZASŁO
WSZYSTKO SIĘ UŚCISNĘŁO CHŁOP Z TATARSKIM HRABIĄ
MITRA Z KRZYŻEM PORAJE Z GRYFEM I Z KORABIĄ
ZAPOMNIELI WSZYSTKIEGO NAWET BERNARDYNA
TYLKO ŚPIEWALI KRZYCZĄC WÓDKI MIODU WINA
DŁUGO SIĘ PRZYSŁUCHIWAŁ KSIĄDZ ROBAK PIOSENCE
NA KONIEC CHCIAŁ JĄ PRZERWAĆ WZIĄŁ W OBIEDWIE RĘCE
TABAKIERKĘ KICHANIEM MELODYJĘ ZMIESZAŁ
I NIM SIĘ NASTROILI TAK MÓWIĆ POŚPIESZAŁ
CHWALICIE MĄ TABAKĘ MOŚCI DOBRODZIEJE
OBACZCIEŻ CO SIĘ WEWNĄTRZ TABAKIERKI DZIEJE
TU WYCIERAJĄC CHUSTKĄ ZABRUDZONE DENKO
POKAZAŁ MALOWANĄ ARMIJĘ MALENKĄ
JAK RÓJ MUCH W ŚRODKU JEDEN CZŁOWIEK NA RUMAKU
WIELKI JAKO CHRZĄSZCZ SIEDZIAŁ PEWNIE WÓDZ ORSZAKU
SPINAŁ KONIA JAK GDYBY CHCIAŁ SKAKAĆ W NIEBIOSA
JEDNĘ RĘKĘ NA CUGLACH DRUGĄ MIAŁ U NOSA
PRZYPATRZCIE SIĘ RZEKŁ ROBAK TEJ GROŹNEJ POSTAWIE
ZGADNIJCIE CZYJA WSZYSCY PATRZYLI CIEKAWIE
WIELKI TO CZŁOWIEK CESARZ ALE NIE MOSKALI
ICH CAROWIE TABAKI NIGDY NIE BIERALI
WIELKI CZŁOWIEK ZAWOŁAŁ CYDZIK A W KAPOCIE
JA MYŚLIŁEM ŻE WIELCY LUDZIE CHODZĄ W ZŁOCIE
BO U MOSKALÓW LADA JENERAŁ MOSPANIE
TO TAK ŚWIECI SIĘ W ZŁOCIE JAK SZCZUPAK W SZAFRANIE
BA PRZERWAŁ RYMSZA PRZECIEŻ WIDZIAŁEM ZA MŁODU
KOŚCIUSZKĘ NACZELNIKA NASZEGO NARODU
WIELKI CZŁOWIEK A CHODZIŁ W KRAKOWSKIEJ SUKMANIE
TO JEST CZAMARCE W JAKIEJ CZAMARCE MOSPANIE
ODPARŁ WILBIK TO PRZECIEŻ ZWANO TARATATKĄ
ALE TAMTA Z FRĘZLAMI TA JEST CAŁKIEM GŁADKĄ
KRZYKNĄŁ MICKIEWICZ ZATEM WSZCZYNAŁY SIĘ SWARY
O RÓŻNYCH TARATATKI KSZTAŁTACH I CZAMARY
PRZEMYŚLNY ROBAK WIDZĄC ŻE SIĘ TAK ROZPRYSKA
ROZMOWA JĄŁ JĄ ZNOWU ZBIERAĆ DO OGNISKA
DO SWOJEJ TABAKIERY CZĘSTOWAŁ KICHALI
ŻYCZYLI SOBIE ZDROWIA ON RZECZ CIĄGNĄŁ DALEJ
GDY CESARZ NAPOLEON W POTYCZCE ZAŻYWA
RAZ PO RAZ TO ZNAK PEWNY ŻE BITWĘ WYGRYWA
NA PRZYKŁAD POD AUSTERLIC FRANCUZI TAK STALI
Z ARMATAMI A NA NICH BIEGŁA ĆMA MOSKALI
CESARZ PATRZYŁ I MILCZAŁ CO FRANCUZI STRZELĄ
TO MOSKALE PUŁKAMI JAK TRAWA SIĘ ŚCIELĄ
PUŁK ZA PUŁKIEM CWAŁOWAŁ I SPADAŁ Z KULBAKI
CO PUŁK SPADNIE TO CESARZ ZAŻYJE TABAKI
AŻ W KOŃCU ALEKSANDER ZE SWOIM BRACISZKIEM
KONSTANTYM I Z NIEMIECKIM CESARZEM FRANCISZKIEM
W NOGI Z POLA WIĘC CESARZ WIDZĄC ŻE PO WALCE
SPOJRZAŁ NA NICH ZAŚMIAŁ SIĘ I OTRZĄSNĄŁ PALCE
OTOŻ JEŚLI KTO Z PANÓW COŚCIE TU PRZYTOMNI
BĘDZIE W WOJSKU CESARZA NIECH TO SOBIE WSPOMNI
ACH ZAWOŁAŁ SKOŁUBA MÓJ KSIĘŻE KWESTARZU
KIEDYŻ TO BĘDZIE WSZAK TO ILE W KALENDARZU
JEST ŚWIĄT NA KAŻDE ŚWIĘTO FRANCUZÓW NAM WRÓŻĄ
WYGLĄDA CZŁEK WYGLĄDA AŻ SIĘ OCZY MRUŻĄ
A MOSKAL JAK NAS TRZYMAŁ TAK TRZYMA ZA SZYJĘ
PONO NIM SŁOŃCE WNIDZIE ROSA OCZY WYJE
MOSPANIE RZEKŁ BERNARDYN BABSKA RZECZ NARZEKAĆ
A ŻYDOWSKA RZECZ RĘCE ZAŁOŻYWSZY CZEKAĆ
NIM KTO W KARCZMĘ ZAJEDZIE I DO DRZWI ZAPUKA
Z NAPOLEONEM POBIĆ MOSKALÓW NIE SZTUKA
JUŻCI ON SZWABOM SKÓRĘ TRZY RAZY WYMŁÓCIŁ
BRZYDKIE PRUSACTWO ZDEPTAŁ ANGLIKÓW WYRZUCIŁ
HET ZA MORZE MOSKALOM ZAPEWNE WYGODZI
ALE CO STĄD WYNIKNIE WIE ASAN DOBRODZIÉJ
OTO SZLACHTA LITEWSKA WTENCZAS NA KOŃ WSIĘDZIE
I SZABLE WEŹMIE KIEDY BIĆ SIĘ Z KIM NIE BĘDZIE
NAPOLEON SAM WSZYSTKICH POBIWSZY NARESZCIE
POWIE OBEJDĘ SIĘ JA BEZ WAS KTO JESTEŚCIE
WIĘC NIE DOŚĆ GOŚCIA CZEKAĆ NIE DOŚĆ I ZAPROSIĆ
TRZEBA CZELADKĘ ZEBRAĆ I STOŁY POWNOSIĆ
A PRZED UCZTĄ POTRZEBA DOM OCZYŚCIĆ Z ŚMIECI
OCZYŚCIĆ DOM POWTARZAM OCZYŚCIĆ DOM DZIECI
NASTĄPIŁO MILCZENIE POTEM GŁOSY W TŁUMIE
JAKŻE TO DOM OCZYŚCIĆ JAK TO KSIĄDZ ROZUMIE
JUŻCI MY WSZYSTKO ZROBIM NA WSZYSTKO GOTOWI
TYLKO NIECH KSIĄDZ DOBRODZIEJ JAŚNIEJ SIĘ WYSŁOWI
KSIĄDZ POGLĄDAŁ ZA OKNO PRZERWAWSZY ROZMOWĘ
UJRZAŁ COŚ CIEKAWEGO Z OKNA WYTKNĄŁ GŁOWĘ
PO CHWILI RZEKŁ POWSTAJĄC DZIŚ CZASU NIE MAMY
POTEM O TEM OBSZERNIEJ Z SOBĄ POGADAMY
JUTRO BĘDĘ DLA SPRAWY W POWIATOWYM MIEŚCIE
I DO WASZMOŚCIÓW Z DROGI ZAJADĘ PO KWEŚCIE
NIECH TEŻ DO NIEHRYMOWA KSIĄDZ NA NOCLEG ZDĄŻY
RZEKŁ EKONOM RAD BĘDZIE KSIĘDZU PAN CHORĄŻY
WSZAKŻE NA LITWIE STARE POWIADA PRZYSŁOWIE
SZCZĘŚLIWY CZŁOWIEK JAKO KWESTARZ W NIEHRYMOWIE
I DO NAS RZEKŁ ZUBKOWSKI WSTĄP JEŻELI ŁASKA
ZNAJDZIE SIĘ TAM PÓŁSZTUCZEK PŁÓTNA MASŁA FASKA
BARAN LUB KRÓWKA WSPOMNIJ KSIĘŻE NA TE SŁOWA
SZCZĘŚLIWY CZŁOWIEK TRAFIŁ JAK KSIĄDZ DO ZUBKOWA
I DO NAS RZEKŁ SKOŁUBA DO NAS TERAJEWICZ
ŻADEN BERNARDYN GŁODNY NIE WYSZEDŁ Z PUCEWICZ
TAK CAŁA SZLACHTA PROŚBĄ I OBIETNICAMI
PRZEPROWADZAŁA KSIĘDZA ON JUŻ BYŁ ZA DRZWIAMI
ON JUŻ PIERWEJ PRZEZ OKNO UJRZAŁ TADEUSZA
KTÓRY LECIAŁ GOŚCIŃCEM W CWAŁ BEZ KAPELUSZA
Z GŁOWĄ SCHYLONĄ BLADYM POSĘPNYM OBLICZEM
A KONIA USTAWICZNIE BODŁ I KROPIŁ BICZEM
TEN WIDOK BARDZO KSIĘDZA BERNARDYNA ZMIESZAŁ
WIĘC ZA MŁODZIEŃCEM KROKI SZYBKIMI POŚPIESZAŁ
DO WIELKIEJ PUSZCZY KTÓRA JAKO OKO SIĘGA
CZERNIŁA SIĘ NA CAŁYM BRZEGU WIDNOKRĘGA
KTÓŻ ZBADAŁ PUSZCZ LITEWSKICH PRZEPASTNE KRAINY
AŻ DO SAMEGO ŚRODKA DO JĄDRA GĘSTWINY
RYBAK LEDWIE U BRZEGÓW NAWIEDZA DNO MORZA
MYŚLIWIEC KRĄŻY KOŁO PUSZCZ LITEWSKICH ŁOŻA
ZNA JE LEDWIE PO WIERZCHU ICH POSTAĆ ICH LICE
LECZ OBCE MU ICH WNĘTRZNE SERCA TAJEMNICE
WIEŚĆ TYLKO ALBO BAJKA WIE CO SIĘ W NICH DZIEJE
BO GDYBYŚ PRZESZEDŁ BORY I PODSZYTE KNIEJE
TRAFISZ W GŁĘBI NA WIELKI WAŁ PNIÓW KŁÓD KORZENI
OBRONNY TRZĘSAWICĄ TYSIĄCEM STRUMIENI
I SIECIĄ ZIELSK ZAROSŁYCH I KOPCAMI MROWISK
GNIAZDAMI OS SZERSZENIÓW KŁĘBAMI WĘŻOWISK
GDYBYŚ I TE ZAPORY ZMÓGŁ NADLUDZKIM MĘSTWEM
DALEJ SPOTKAĆ SIĘ Z WIĘKSZYM MASZ NIEBEZPIECZEŃSTWEM
DALEJ CO KROK CZYHAJĄ NIBY WILCZE DOŁY
MAŁE JEZIORKA TRAWĄ ZAROSŁE NA POŁY
TAK GŁĘBOKIE ŻE LUDZIE DNA ICH NIE DOŚLEDZĄ
WIELKIE JEST PODOBIEŃSTWO ŻE DIABŁY TAM SIEDZĄ
WODA TYCH STUDNI SKLNI SIĘ PLAMISTA RDZĄ KRWAWĄ
A Z WNĘTRZA CIĄGLE DYMI ZIONĄC WOŃ PLUGAWĄ
OD KTÓREJ DRZEWA WKOŁO TRACĄ LIŚĆ I KORĘ
ŁYSE SKARŁOWACIAŁE ROBACZLIWE CHORE
POCHYLIWSZY KONARY MCHEM KOŁTUNOWATE
I PNIE GARBIĄC BRZYDKIMI GRZYBAMI BRODATE
SIEDZĄ WOKOŁO WODY JAK CZAROWNIC KUPA
GRZEJĄCA SIĘ NAD KOTŁEM W KTÓRYM WARZĄ TRUPA
ZA TYMI JEZIORKAMI JUŻ NIE TYLKO KROKIEM
ALE DAREMNIE NAWET ZAPUSZCZAĆ SIĘ OKIEM
BO TAM JUŻ WSZYSTKO MGLISTYM ZAKRYTE OBŁOKIEM
CO SIĘ WIECZNIE ZE TRZĘSKICH OPARZELISK WZNOSI
A ZA TĄ MGŁĄ NA KONIEC JAK WIEŚĆ GMINNA GŁOSI
CIĄGNIE SIĘ BARDZO PIĘKNA ŻYZNA OKOLICA
GŁÓWNA KRÓLESTWA ZWIERZĄT I ROŚLIN STOLICA
W NIEJ SĄ ZŁOŻONE WSZYSTKICH DRZEW I ZIÓŁ NASIONA
Z KTÓRYCH SIĘ ROZRASTAJĄ NA ŚWIAT ICH PLEMIONA
W NIEJ JAK W ARCE NOEGO Z WSZELKICH ZWIERZĄT RODU
JEDNA PRZYNAJMNIEJ PARA CHOWA SIĘ DLA PŁODU
W SAMYM ŚRODKU JAK SŁYCHAĆ MAJĄ SWOJE DWORY
DAWNY TUR ŻUBR I NIEDŹWIEDŹ PUSZCZ IMPERATORY
OKOŁO NICH NA DRZEWACH GNIEŹDZI SIĘ RYŚ BYSTRY
I ŻARŁOCZNY ROSOMAK JAK CZUJNE MINISTRY
DALEJ ZAŚ JAK PODWŁADNI SZLACHETNI WASALE
MIESZKAJĄ DZIKI WILKI I ŁOSIE ROGALE
NAD GŁOWAMI SOKOŁY I ORŁOWIE DZICY
ŻYJĄCY Z PAŃSKICH STOŁÓW DWORSCY ZAUSZNICY
TE PARY ZWIERZĄT GŁOWNE I PATRYJARCHALNE
UKRYTE W JĄDRZE PUSZCZY ŚWIATU NIEWIDZIALNE
DZIECI SWE ŚLĄ DLA OSAD ZA GRANICĘ LASU
A SAMI WE STOLICY UŻYWAJĄ WCZASU
NIE GINĄ NIGDY BRONIĄ SIECZNĄ ANI PALNĄ
LECZ STARZY UMIERAJĄ ŚMIERCIĄ NATURALNĄ
MAJĄ TEŻ I SWÓJ SMĘTARZ KĘDY BLISCY ŚMIERCI
PTAKI SKŁADAJĄ PIÓRA CZWORONOGI SIERCI
NIEDŹWIEDŹ GDY ZJADŁSZY ZĘBY STRAWY NIE PRZEŻUWA
JELEŃ ZGRZYBIAŁY GDY JUŻ LEDWIE NOGI SUWA
ZAJĄC SĘDZIWY GDY MU JUŻ KREW W ŻYŁACH KRZEPNIE
KRUK GDY JUŻ POSIWIEJE SOKOŁ GDY OŚLEPNIE
ORZEŁ GDY MU DZIÓB STARY TAK SIĘ W KABŁĄK SKRZYWI
ŻE ZAMKNIĘTY NA WIEKI JUŻ GARDŁA NIE ŻYWI
IDĄ NA SMĘTARZ NAWET MNIEJSZY ZWIERZ RANIONY
LUB CHORY BIEŻY UMRZEĆ W SWE OJCZYSTE STRONY
STĄD TO W MIEJSCACH DOSTĘPNYCH KĘDY CZŁOWIEK GOŚCI
NIE ZNAJDUJĄ SIĘ NIGDY MARTWYCH ZWIERZĄT KOŚCI
SŁYCHAĆ ŻE TAM W STOLICY MIĘDZY ZWIERZĘTAMI
DOBRE SĄ OBYCZAJE BO RZĄDZĄ SIĘ SAMI
JESZCZE CYWILIZACJĄ LUDZKĄ NIE POPSUCI
NIE ZNAJĄ PRAW WŁASNOŚCI KTÓRA ŚWIAT NASZ KŁÓCI
NIE ZNAJĄ POJEDYNKÓW NI WOJENNEJ SZTUKI
JAK OJCE ŻYŁY W RAJU TAK DZIŚ ŻYJĄ WNUKI
DZIKIE I SWOJSKIE RAZEM W MIŁOŚCI I ZGODZIE
NIGDY JEDEN DRUGIEGO NIE KĄSA NI BODZIE
NAWET GDYBY TAM CZŁOWIEK WPADŁ CHOCIAŻ NIEZBROJNY
TOBY ŚRODKIEM BESTYI PRZECHODZIŁ SPOKOJNY
ONE BY NAŃ PATRZYŁY TYM WZROKIEM ZDZIWIENIA
JAKIM W OWYM OSTATNIM SZÓSTYM DNIU STWORZENIA
OJCE ICH PIERWSZE CO SIĘ W OGRÓJCU GNIEŹDZIŁY
PATRZYŁY NA ADAMA NIM SIĘ Z NIM SKŁÓCIŁY
SZCZĘŚCIEM CZŁOWIEK NIE ZBŁĄDZI DO TEGO OSTĘPU
BO TRUD I TRWOGA I ŚMIERĆ BRONIĄ MU PRZYSTĘPU
CZASEM TYLKO W POGONI ZACIEKŁE OGARY
WPADŁSZY NIEBACZNIE MIĘDZY BAGNA MCHY I JARY
WNĘTRZNEJ ICH OKROPNOŚCI RAŻONE WIDOKIEM
UCIEKAJĄ SKOWYCZĄC Z OBŁĄKANYM WZROKIEM
I DŁUGO POTEM RĘKĄ PANA JUŻ GŁASKANE
DRŻĄ JESZCZE U NÓG JEGO STRACHEM OPĘTANE
TE PUSZCZ STOŁECZNE LUDZIOM NIE ZNANE TAJNIKI
W JĘZYKU SWOIM STRZELCY ZOWIĄ MATECZNIKI
GŁUPI NIEDŹWIEDZIU GDYBYŚ W MATECZNIKU SIEDZIAŁ
NIGDY BY SIĘ O TOBIE WOJSKI NIE DOWIEDZIAŁ
ALE CZYLI PASIEKI ZWABIŁA CIĘ WONNOŚĆ
CZY UCZUŁEŚ DO OWSA DOJRZAŁEGO SKŁONNOŚĆ
WYSZEDŁEŚ NA BRZEG PUSZCZY GDZIE SIĘ LAS PRZERZEDZIŁ
I TAM ZARAZ LEŚNICZY BYTNOŚĆ TWĄ WYŚLEDZIŁ
I ZARAZ OBSACZNIKI CHYTRE NASŁAŁ SZPIEGI
BY POZNAĆ GDZIE POPASASZ I GDZIE MASZ NOCLEGI
TERAZ WOJSKI Z OBŁAWĄ JUŻ OD MATECZNIKA
POSTAWIWSZY SZEREGI ODWRÓT CI ZAMYKA
TADEUSZ SIĘ DOWIEDZIAŁ ŻE NIEMAŁO CZASU
JUŻ PRZESZŁO JAK OGARY WPADŁY W OTCHŁAŃ LASU
CICHO PRÓŻNO MYŚLIWI NATĘŻAJĄ UCHA
PRÓŻNO JAK NAJCIEKAWSZEJ MOWY KAŻDY SŁUCHA
MILCZENIA DŁUGO W MIEJSCU NIERUCHOMY CZEKA
TYLKO MUZYKA PUSZCZY GRA DO NICH Z DALEKA
PSY NURTUJĄ PO PUSZCZY JAK POD MORZEM NURKI
A STRZELCY OBRÓCIWSZY DO LASU DWURURKI
PATRZĄ WOJSKIEGO UKLĄKŁ ZIEMIĘ UCHEM PYTA
JAKO W TWARZY LEKARZA WZROK PRZYJACIÓŁ CZYTA
WYROK ŻYCIA LUB ZGONU MIŁEJ IM OSOBY
TAK STRZELCY UFNI W SZTUKI WOJSKIEGO SPOSOBY
TOPILI W NIM SPOJRZENIA NADZIEI I TRWOGI
JEST JEST WYRZEKŁ PÓŁGŁOSEM ZERWAŁ SIĘ NA NOGI
ON SŁYSZAŁ ONI JESZCZE SŁUCHALI NARESZCIE
SŁYSZĄ JEDEN PIES WRZASNĄŁ POTEM DWA DWADZIEŚCIE
WSZYSTKIE RAZEM OGARY ROZPIERZCHNIONĄ ZGRAJĄ
DOŁAWIAJĄ SIĘ WRZESZCZĄ WPADLI NA TROP GRAJĄ
UJADAJĄ JUŻ NIE JEST TO POWOLNE GRANIE
PSÓW GONIĄCYCH ZAJĄCA LISA ALBO ŁANIE
LECZ WCIĄŻ WRZASK KRÓTKI CZĘSTY UCINANY ZJADŁY
TO NIE NA ŚLAD DALEKI OGARY NAPADŁY
NA OKO GONIĄ NAGLE USTAŁ KRZYK POGONI
DOSZLI ZWIERZA WRZASK ZNOWU SKOWYT ZWIERZ SIĘ BRONI
I ZAPEWNE KALECZY ŚRÓD OGARÓW GRANIA
SŁYCHAĆ CORAZ TO CZĘŚCIEJ JĘK PSIEGO KONANIA
STRZELCY STALI I KAŻDY ZE STRZELBĄ GOTOWĄ
WYGIĄŁ SIĘ JAK ŁUK NAPRZÓD Z WCIŚNIONĄ W LAS GŁOWĄ
NIE MOGĄ DŁUŻEJ CZEKAĆ JUŻ ZE STANOWISKA
JEDEN ZA DRUGIM ZMYKA I W PUSZCZĘ SIĘ WCISKA
CHCĄ PIERWSI SPOTKAĆ ZWIERZA CHOĆ WOJSKI OSTRZEGAŁ
CHOĆ WOJSKI STANOWISKA NA KONIU OBIEGAŁ
KRZYCZĄC ŻE CZY KTO PROSTYM CHŁOPEM CZY PANICZEM
JEŻELI Z MIEJSCA ZEJDZIE DOSTANIE W GRZBIET SMYCZEM
NIE BYŁO RADY WSZYSCY POMIMO ZAKAZU
W LAS POBIEGLI TRZY STRZELBY HUKNĘŁY OD RAZU
POTEM WCIĄŻ KANONADA AŻ GŁOŚNIEJ NAD STRZAŁY
RYKNĄŁ NIEDŹWIEDŹ I ECHEM NAPEŁNIŁ LAS CAŁY
RYK OKROPNY BOLEŚCI WŚCIEKŁOŚCI ROZPACZY
ZA NIM WRZASK PSÓW KRZYK STRZELCÓW TRĄBY DOJEŻDŻACZY
GRZMIAŁY ZE ŚRODKA PUSZCZY STRZELCY CI W LAS ŚPIESZĄ
TAMCI KURKI ODWODZĄ A WSZYSCY SIĘ CIESZĄ
JEDEN WOJSKI W ŻAŁOŚCI KRZYCZY ŻE CHYBIONO
STRZELCY I OBŁAWNICY POSZLI JEDNĄ STRONĄ
NA PRZEŁAJ ZWIERZA MIĘDZY OSTĘPEM I PUSZCZĄ
A NIEDŹWIEDŹ ODSTRASZONY PSÓW I LUDZI TŁUSZCZĄ
ZWRÓCIŁ SIĘ NAZAD W MIEJSCA MNIEJ PILNIE STRZEŻONE
KU POLOM SKĄD JUŻ ZESZŁY STRZELCY ROZSTAWIONE
GDZIE TYLKO POZOSTALI Z MNOGICH ŁOWCZYCH SZYKÓW
WOJSKI TADEUSZ HRABIA Z KILKĄ OBŁAWNIKÓW
TU LAS BYŁ RZADSZY SŁYCHAĆ Z GŁĘBI RYK TRZASK ŁOMU
AŻ Z GĘSTWY JAK Z CHMUR WYPADŁ NIEDŹWIEDŹ NA KSZTAŁT GROMU
WKOŁO PSY GONIĄ STRASZĄ RWĄ ON WSTAŁ NA NOGI
TYLNE I SPOJRZAŁ WKOŁO RYKIEM STRASZĄC WROGI
I PRZEDNIMI ŁAPAMI TO DRZEWA KORZENIE
TO PNIAKI OSMALONE TO WROSŁE KAMIENIE
RWAŁ WALĄC W PSÓW I W LUDZI AŻ WYŁAMAŁ DRZEWO
KRĘCĄC NIM JAK MACZUGĄ NA PRAWO NA LEWO
RUNĄŁ WPROST NA OSTATNICH STRAŻNIKÓW OBŁAWY
HRABIĘ I TADEUSZA ONI BEZ OBAWY
STOJĄ W KROKU NA ŹWIERZA WYTKNĘLI FLINT RURY
JAKO DWA KONDUKTORY W ŁONO CIEMNEJ CHMURY
AŻ OBA JEDNYM RAZEM POCIĄGNĘLI KURKI
NIEDOŚWIADCZENI RAZEM ZAGRZMIAŁY DWURURKI
CHYBILI NIEDŹWIEDŹ SKOCZYŁ ONI TUŻ UTKWIONY
OSZCZEP JEDEN CHWYCILI CZTEREMA RAMIONY
WYDZIERALI GO SOBIE SPOJRZĄ AŻ TU Z PYSKA
WIELKIEGO CZERWONEGO DWA RZĘDY KŁÓW BŁYSKA
I ŁAPA Z PAZURAMI JUŻ SIĘ NA ŁBY SPUSZCZA
POBLEDLI W TYŁ SKOCZYLI I GDZIE RZADNIE PUSZCZA
ZMYKALI ZWIERZ ZA NIMI WSPIĄŁ SIĘ JUŻ PAZURY
ZAHACZAŁ CHYBIŁ PODBIEGŁ WSPIĄŁ SIĘ ZNÓW DO GÓRY
I CZARNĄ ŁAPĄ SIĘGAŁ HRABIEGO WŁOS PŁOWY
ZDARŁBY MU CZASZKĘ Z MOZGÓW JAK KAPELUSZ Z GŁOWY
GDY ASESOR Z REJENTEM WYSKOCZYLI Z BOKÓW
A GERWAZY BIEGŁ Z PRZODU O JAKIE STO KROKÓW
Z NIM ROBAK CHOĆ BEZ STRZELBY I TRZEJ W JEDNEJ CHWILI
JAK GDYBY NA KOMENDĘ RAZEM WYSTRZELILI
NIEDŹWIEDŹ WYSKOCZYŁ W GÓRĘ JAK KOT PRZED CHARTAMI
I GŁOWĄ NA DÓŁ RUNĄŁ I CZTERMA ŁAPAMI
PRZEWRÓCIWSZY SIĘ MŁYŃCEM CIELSKA KRWAWE BRZEMIĘ
WALĄC TUŻ POD HRABIEGO ZBIŁ GO Z NÓG NA ZIEMIĘ
JESZCZE RYCZAŁ CHCIAŁ JESZCZE POWSTAĆ GDY NAŃ WSIADŁY
ROZJUSZONA STRAPCZYNA I SPRAWNIK ZAJADŁY
NATENCZAS WOJSKI CHWYCIŁ NA TAŚMIE PRZYPIĘTY
SWÓJ RÓG BAWOLI DŁUGI CĘTKOWANY KRĘTY
JAK WĄŻ BOA OBURĄCZ DO UST GO PRZYCISNĄŁ
WZDĄŁ POLICZKI JAK BANIĘ W OCZACH KRWIĄ ZABŁYSNĄŁ
ZASUNĄŁ WPÓŁ POWIEKI WCIĄGNĄŁ W GŁĄB PÓŁ BRZUCHA
I DO PŁUC WYSŁAŁ Z NIEGO CAŁY ZAPAS DUCHA
I ZAGRAŁ RÓG JAK WICHER WIROWATYM DECHEM
NIESIE W PUSZCZĘ MUZYKĘ I PODWAJA ECHEM
UMILKLI STRZELCY STALI SZCZWACZE ZADZIWIENI
MOCĄ CZYSTOŚCIĄ DZIWNĄ HARMONIJĄ PIENI
STARZEC CAŁY KUNSZT KTÓRYM NIEGDYŚ W LASACH SŁYNĄŁ
JESZCZE RAZ PRZED USZAMI MYŚLIWCÓW ROZWINĄŁ
NAPEŁNIŁ WNET OŻYWIŁ KNIEJE I DĄBROWY
JAKBY PSIARNIĘ W NIE WPUŚCIŁ I ROZPOCZĄŁ ŁOWY
BO W GRANIU BYŁA ŁOWÓW HISTORYJA KRÓTKA
ZRAZU ODZEW DŹWIĘCZĄCY RZEŚKI TO POBUDKA
POTEM JĘKI PO JĘKACH SKOMLĄ TO PSÓW GRANIE
A GDZIENIEGDZIE TON TWARDSZY JAK GRZMOT TO STRZELANIE
TU PRZERWAŁ LECZ RÓG TRZYMAŁ WSZYSTKIM SIĘ ZDAWAŁO
ŻE WOJSKI WCIĄŻ GRA JESZCZE A TO ECHO GRAŁO
ZADĄŁ ZNOWU MYŚLIŁBYŚ ŻE RÓG KSZTAŁTY ZMIENIAŁ
I ŻE W USTACH WOJSKIEGO TO GRUBIAŁ TO CIENIAŁ
UDAJĄC GŁOSY ZWIERZĄT TO RAZ W WILCZĄ SZYJĘ
PRZECIĄGAJĄC SIĘ DŁUGO PRZERAŹLIWIE WYJE
ZNOWU JAKBY W NIEDŹWIEDZIE ROZWARŁSZY SIĘ GARŁO
RYKNĄŁ POTEM BECZENIE ŻUBRA WIATR ROZDARŁO
TU PRZERWAŁ LECZ RÓG TRZYMAŁ WSZYSTKIM SIĘ ZDAWAŁO
ŻE WOJSKI WCIĄŻ GRA JESZCZE A TO ECHO GRAŁO
WYSŁUCHAWSZY ROGOWEJ ARCYDZIEŁO SZTUKI
POWTARZAŁY JE DĘBY DĘBOM BUKOM BUKI
DMIE ZNOWU JAKBY W ROGU BYŁY SETNE ROGI
SŁYCHAĆ ZMIESZANE WRZASKI SZCZWANIA GNIEWU TRWOGI
STRZELCÓW PSIARNI I ZWIERZĄT AŻ WOJSKI DO GÓRY
PODNIÓSŁ RÓG I TRYUMFU HYMN UDERZYŁ W CHMURY
TU PRZERWAŁ LECZ RÓG TRZYMAŁ WSZYSTKIM SIĘ ZDAWAŁO
ŻE WOJSKI WCIĄŻ GRA JESZCZE A TO ECHO GRAŁO
ILE DRZEW TYLE ROGÓW ZNALAZŁO SIĘ W BORU
JEDNE DRUGIM PIEŚŃ NIOSĄ JAK Z CHORU DO CHORU
I SZŁA MUZYKA CORAZ SZERSZA CORAZ DALSZA
CORAZ CICHSZA I CORAZ CZYSTSZA DOSKONALSZA
AŻ ZNIKŁA GDZIEŚ DALEKO GDZIEŚ NA NIEBIOS PROGU
WOJSKI OBIEDWIE RĘCE ODJĄWSZY OD ROGU
ROZKRZYŻOWAŁ RÓG OPADŁ NA PASIE RZEMIENNYM
CHWIAŁ SIĘ WOJSKI Z OBLICZEM NABRZMIAŁYM PROMIENNYM
Z OCZYMA WZNIESIONYMI STAŁ JAKBY NATCHNIONY
ŁOWIĄC UCHEM OSTATNIE ZNIKAJĄCE TONY
A TYMCZASEM ZAGRZMIAŁO TYSIĄCE OKLASKÓW
TYSIĄCE POWINSZOWAŃ I WIWATNYCH WRZASKÓW
UCISZONO SIĘ Z WOLNA I OCZY GAWIEDZI
ZWRÓCIŁY SIĘ NA WIELKI ŚWIEŻY TRUP NIEDŹWIEDZI
LEŻAŁ KRWIĄ OPRYSKANY KULAMI PRZESZYTY
PIERSIAMI W GĘSZCZE TRAWY WPLĄTANY I WBITY
ROZPRZESTRZENIŁ SZEROKO PRZEDNIE KRZYŻEM ŁAPY
DYSZAŁ JESZCZE WYLEWAŁ STRUMIEŃ KRWI PRZEZ CHRAPY
OTWIERAŁ JESZCZE OCZY LECZ GŁOWY NIE RUSZY
PJAWKI PODKOMORZEGO DZIERŻĄ GO POD USZY
Z LEWEJ STRONY STRAPCZYNA A Z PRAWEJ ZAWISAŁ
SPRAWNIK I DUSZĄC GARDZIEL KREW CZARNĄ WYSYSAŁ
ZA CZYM WOJSKI ROZKAZAŁ KIJ ŻELAZNY WŁOŻYĆ
PSOM MIĘDZY ZĘBY I TAK PASZCZĘKI ROZTWORZYĆ
KOLBAMI PRZEWRÓCONO NA WZNAK ZWIERZA ZWŁOKI
I ZNÓW TRZYKROTNY WIWAT UDERZYŁ W OBŁOKI
A CO KRZYKNĄŁ ASESOR KRĘCĄC STRZELBY RURĄ
A CO FUZYJKA MOJA GÓRĄ NASI GÓRĄ
A CO FUZYJKA MOJA NIEWIELKA PTASZYNA
A JAK SIĘ POPISAŁA TO JEJ NIE NOWINA
NIE PUŚCI ONA NA WIATR ŻADNEGO ŁADUNKU
OD KSIĄŻĘCIA SANGUSZKI MAM JĄ W PODARUNKU
TU POKAZYWAŁ STRZELBĘ PRZEDZIWNEJ ROBOTY
CHOĆ MALEŃKĄ I ZACZĄŁ WYLICZAĆ JEJ CNOTY
JA BIEGŁEM PRZERWAŁ REJENT OTARŁSZY POT Z CZOŁA
BIEGŁEM TUŻ ZA NIEDŹWIEDZIEM A PAN WOJSKI WOŁA
STÓJ NA MIEJSCU JAK TAM STAĆ NIEDŹWIEDŹ W POLE WALI
RWĄC Z KOPYTA JAK ZAJĄC CORAZ DALEJ DALEJ
AŻ MI DUCHA NIE STAŁO DOBIEC NI NADZIEI
AŻ SPOJRZĘ W PRAWO SADZI A TU RZADKO W KNIEI
JAK TEŻ WZIĄŁEM NA OKO POSTÓJŻE MARUCHA
POMYŚLIŁEM I BASTA OT LEŻY BEZ DUCHA
TĘGA STRZELBA PRAWDZIWA TO SAGALASÓWKA
NAPIS SAGALAS LONDON À BAŁABANÓWKA
SŁAWNY TAM MIESZKAŁ ŚLUSARZ POLAK KTÓRY ROBIŁ
POLSKIE STRZELBY ALE JE PO ANGIELSKU ZDOBIŁ
JAK TO PARSKNĄŁ ASESOR DO KROĆSET NIEDŹWIEDZI
TO TO NIBY PAN ZABIŁ CO TEŻ TO PAN BREDZI
SŁUCHAJ NO ODPARŁ REJENT TU PANIE NIE ŚLEDZTWO
TU OBŁAWA TU WSZYSTKICH WEZWIEM NA ŚWIADECTWO
WIĘC KŁÓTNIA MIĘDZY ZGRAJĄ WSZCZĘŁA SIĘ ZAWZIĘTA
CI STRONĘ ASESORA CI BRALI REJENTA
O GERWAZYM NIE WSPOMNIAŁ NIKT BO WSZYSCY BIEGLI
Z BOKÓW I CO SIĘ Z PRZODU DZIAŁO NIE POSTRZEGLI
WOJSKI GŁOS ZABRAŁ TERAZ JEST PRZYNAJMNIEJ ZA CO
BO TO PANOWIE NIE JEST ÓW SZARAK LADACO
TO NIEDŹWIEDŹ TU JUŻ NIE ŻAL POSZUKAĆ ODWETU
CZY SZARPETYNĄ CZYLI NAWET Z PISTOLETU
SPÓR WASZ TRUDNO POGODZIĆ WIĘC DAWNYM ZWYCZAJEM
NA POJEDYNEK NASZE POZWOLENIE DAJEM
PAMIĘTAM ZA MYCH CZASÓW ŻYŁO DWÓCH SĄSIADÓW
OBA LUDZIE UCZCIWI SZLACHTA Z PRAPRADZIADÓW
MIESZKALI PO DWÓCH STRONACH NAD RZEKĄ WILEJKĄ
JEDEN ZWAŁ SIĘ DOMEYKO A DRUGI DOWEYKO
DO NIEDŹWIEDZICY OBA RAZEM WYSTRZELILI
KTO ZABIŁ TRUDNO DOCIEC STRASZNIE SIĘ SKŁÓCILI
I PRZYSIĘGLI STRZELAĆ SIĘ PRZEZ NIEDŹWIEDZIĄ SKÓRĘ
TO MI TO PO SZLACHECKU PRAWIE RURA W RURĘ
POJEDYNEK TEN WIELE NAROBIŁ HAŁASU
PIEŚNI O NIM ŚPIEWANO ZA OWEGO CZASU
JA BYŁEM SEKUNDANTEM JAK SIĘ WSZYSTKO DZIAŁO
OPOWIEM OD POCZĄTKU HISTORYJĘ CAŁĄ
NIM WOJSKI ZACZĄŁ MÓWIĆ GERWAZY SPÓR ZGODZIŁ
ON NIEDŹWIEDZIA Z UWAGĄ DOKOŁA OBCHODZIŁ
NARESZCIE DOBYŁ TASAK ROZCIĄŁ PYSK NA DWOJE
I W TYLCU GŁOWY MÓZGU ROZKROIWSZY SŁOJE
ZNALAZŁ KULĘ WYDOBYŁ SUKNIĄ OCHĘDOŻYŁ
PRZYMIERZYŁ DO ŁADUNKU DO FLINTY PRZYŁOŻYŁ
A POTEM DŁOŃ PODNOSZĄC I KULĘ NA DŁONI
PANOWIE RZEKŁ TA KULA NIE JEST Z WASZEJ BRONI
ONA Z TEJ HORESZKOWSKIEJ WYSZŁA JEDNORURKI
TU PODNIÓSŁ FLINTĘ STARĄ OBWIĄZANĄ W SZNURKI
LECZ NIE JA WYSTRZELIŁEM O TRZEBA TAM BYŁO
ODWAGI STRASZNO WSPOMNIEĆ W OCZACH MI SIĘ ĆMIŁO
BO PROSTO BIEGLI KU MNIE OBA PANICZOWIE
A NIEDŹWIEDŹ Z TYŁU JUŻ JUŻ NA HRABIEGO GŁOWIE
OSTATNIEGO Z HORESZKÓW CHOCIAŻ PO KĄDZIELI
JEZUS MARIA KRZYKNĄŁEM I PAŃSCY ANIELI
ZESŁALI MI NA POMOC KSIĘDZA BERNARDYNA
ON NAS WSZYSTKICH ZAWSTYDZIŁ OJ DZIELNY KSIĘŻYNA
GDYM DRŻAŁ GDYM SIĘ DO CYNGLA DOTKNĄĆ NIE OŚMIELIŁ
ON MI Z RĄK FLINTĘ WYRWAŁ WYCELIŁ WYSTRZELIŁ
MIĘDZY DWIE GŁOWY STRZELIĆ STO KROKÓW NIE CHYBIĆ
I W SAM ŚRODEK PASZCZĘKI TAK MU ZĘBY WYBIĆ
PANOWIE DŁUGO ŻYJĘ JEDNEGO WIDZIAŁEM
CZŁOWIEKA CO MÓGŁ TAKIM POPISAĆ SIĘ STRZAŁEM
ÓW GŁOŚNY NIEGDYŚ U NAS Z TYLU POJEDYNKÓW
ÓW CO KORKI KOBIETOM WYSTRZELAŁ Z PATYNKÓW
ÓW ŁOTR NAD ŁOTRY SŁAWNY W CZASY WIEKOPOMNE
ÓW JACEK VULGO WĄSAL NAZWISKA NIE WSPOMNĘ
ALE MU NIE CZAS TERAZ DOJEŻDŻAĆ NIEDŹWIEDZI
PEWNIE PO SAME WĄSY HULTAJ W PIEKLE SIEDZI
CHWAŁA KSIĘDZU DWOM LUDZIOM ON ŻYCIE OCALIŁ
MOŻE I TRZEM GERWAZY NIE BĘDZIE SIĘ CHWALIŁ
ALE GDYBY OSTATNIE Z KRWI HORESZKÓW DZIECIĘ
WPADŁO W BESTYI PASZCZĘ NIE BYŁBYM NA ŚWIECIE
I MOJE BY TAM STARE POGRYZŁ NIEDŹWIEDŹ KOŚCI
PÓJDŹ KSIĘŻE WYPIJEMY ZDROWIE JEGOMOŚCI
PRÓŻNO SZUKANO KSIĘDZA WIEDZĄ TYLKO TYLE
ŻE PO ZABICIU ŹWIERZA ZJAWIŁ SIĘ NA CHWILĘ
POSKOCZYŁ KU HRABIEMU I TADEUSZOWI
A WIDZĄC ŻE OBADWA CALI SĄ I ZDROWI
PODNIOSŁ KU NIEBU OCZY CICHO PACIERZ ZMÓWIŁ
I POBIEGŁ W POLE SZYBKO JAKBY GO KTO ŁOWIŁ
TYMCZASEM NA WOJSKIEGO ROZKAZ PĘKI WRZOSU
SUCHE CHRUSTY I PNIAKI RZUCONO DO STOSU
BUCHA OGIEŃ WYRASTA SZARA SOSNA DYMU
I ROZSZERZA SIĘ W GÓRZE NA KSZTAŁT BALDAKIMU
NAD PŁOMIENIEM OSZCZEPY ZŁOŻONO W KOZIOŁKI
NA GROTACH ZAWIESZONO BRZUCHATE KOCIOŁKI
Z WOZÓW NIOSĄ JARZYNY MĄKI I PIECZYSTE
I CHLEBSĘDZIA OTWORZYŁ PUZDERKO ZAMCZYSTE
W KTÓRYM RZĘDAMI FLASZEK BIAŁE STERCZĄ GŁOWY
WYBIERA Z NICH NAJWIĘKSZY KUFEL KRYSZTAŁOWY
DOSTAŁ GO SĘDZIA W DARZE OD KSIĘDZA ROBAKA
WÓDKA TO GDAŃSKA NAPÓJ MIŁY DLA POLAKA
NIECH ŻYJE KRZYKNĄŁ SĘDZIA W GÓRĘ WZNOSZĄC FLASZĘ
MIASTO GDAŃSK NIEGDYŚ NASZE BĘDZIE ZNOWU NASZE
I LAŁ SREBRZYSTY LIKWOR W KOLEJ AŻ NA KOŃCU
ZACZĘŁO ZŁOTO KAPAĆ I BŁYSKAĆ NA SŁOŃCU
W KOCIOŁKACH BIGOS GRZANO W SŁOWACH WYDAĆ TRUDNO
BIGOSU SMAK PRZEDZIWNY KOLOR I WOŃ CUDNĄ
SŁÓW TYLKO BRZĘK USŁYSZY I RYMÓW PORZĄDEK
ALE TREŚCI ICH MIEJSKI NIE POJMIE ŻOŁĄDEK
ABY CENIĆ LITEWSKIE PIEŚNI I POTRAWY
TRZEBA MIEĆ ZDROWIE NA WSI ŻYĆ WRACAĆ Z OBŁAWY
PRZECIEŻ I BEZ TYCH PRZYPRAW POTRAWĄ NIE LADA
JEST BIGOS BO SIĘ Z JARZYN DOBRYCH SZTUCZNIE SKŁADA
BIERZE SIĘ DOŃ SIEKANA KWASZONA KAPUSTA
KTÓRA WEDLE PRZYSŁOWIA SAMA IDZIE W USTA
ZAMKNIĘTA W KOTLE ŁONEM WILGOTNYM OKRYWA
WYSZUKANEGO CZĄSTKI NAJLEPSZE MIĘSIWA
I PRAŻY SIĘ AŻ OGIEŃ WSZYSTKIE Z NIEJ WYCIŚNIE
SOKI ŻYWNE AŻ Z BRZEGÓW NACZYNIA WAR PRYŚNIE
I POWIETRZE DOKOŁA ZIONIE AROMATEM
BIGOS JUŻ GOTÓW STRZELCY Z TRZYKROTNYM WIWATEM
ZBROJNI ŁYŻKAMI BIEGĄ I BODĄ NACZYNIE
MIEDŹ GRZMI DYM BUCHA BIGOS JAK KAMFORA GINIE
ZNIKNĄŁ ULECIAŁ TYLKO W CZELUŚCIACH SAGANÓW
WRE PARA JAK W KRATERZE ZAGASŁYCH WULKANÓW
KIEDY SIĘ JUŻ DO WOLI NAPILI NAJEDLI
ZWIERZA NA WÓZ ZŁOŻYLI SAMI NA KOŃ SIEDLI
RADZI WSZYSCY ROZMOWNI OPRÓCZ ASESORA
I REJENTA CI BYLI GNIEWLIWSI NIŻ WCZORA
KŁÓCĄC SIĘ O ZALETY TEN SWEJ SANGUSZKÓWKI
A TEN BAŁABANOWSKIEJ SWEJ SAGALASÓWKI
HRABIA TEŻ I TADEUSZ JADĄ NIEWESELI
WSTYDZĄC SIĘ ŻE CHYBILI I ŻE SIĘ COFNĘLI
BO NA LITWIE KTO ŹWIERZA WYPUŚCI Z OBŁAWY
DŁUGO MUSI PRACOWAĆ NIM POPRAWI SŁAWY
HRABIA MÓWIŁ ŻE PIERWSZY DO OSZCZEPU GODZIŁ
I ŻE SPOTKANIU Z ZWIERZEM TADEUSZ PRZESZKODZIŁ
TADEUSZ UTRZYMYWAŁ ŻE BĘDĄC SILNIEJSZY
I DO ROBIENIA CIĘŻKIM OSZCZEPEM ZRĘCZNIEJSZY
CHCIAŁ WYRĘCZYĆ HRABIEGO TAK SOBIE NIEKIEDY
PRZYMAWIALI ŚRÓD GWARU I WRZASKU CZEREDY
WOJSKI JECHAŁ POŚRODKU STARUSZEK SZANOWNY
WESOŁY BYŁ NADZWYCZAJ I BARDZO ROZMOWNY
CHCĄC KŁÓTNIKÓW ZABAWIĆ I DO ZGODY DOWIEŚĆ
KOŃCZYŁ IM O DOWEYCE I DOMEYCE POWIEŚĆ
ASESORZE JEŻELI CHCIAŁEM BYŚ Z REJENTEM
POJEDYNKOWAŁ NIE MYŚL ŻE JESTEM ZAWZIĘTYM
NA KREW LUDZKĄ BROŃ BOŻE CHCIAŁEM WAS ZABAWIĆ
CHCIAŁEM WAM KOMEDYJĘ NIBY TO WYPRAWIĆ
WZNOWIĆ KONCEPT KTÓRY JA LAT TEMU CZTERDZIEŚCIE
WYMYŚLIŁEM PRZEDZIWNY WY MŁODZI JESTEŚCIE
NIE PAMIĘTACIE O NIM LECZ ZA MOICH CZASÓW
GŁOŚNY BYŁ OD TEJ PUSZCZY DO POLESKICH LASÓW
DOMEYKI I DOWEYKI WSZYSTKIE SPRZECIWIEŃSTWA
POCHODZIŁY RZECZ DZIWNA Z NAZWISK PODOBIEŃSTWA
BARDZO NIEWYGODNEGO BO GDY W CZAS SEJMIKÓW
PRZYJACIELE DOWEYKI SKARBILI STRONNIKÓW
SZEPNĄŁ KTOŚ DO SZLACHCICA DAJ KRESKĘ DOWEYCE
A TEN NIE DOSŁYSZAWSZY DAŁ KRESKĘ DOMEYCE
GDY NA UCZCIE WNIÓSŁ ZDROWIE MARSZAŁEK RUPEYKO
WIWAT DOWEYKO DRUDZY KRZYKNĘLI DOMEYKO
A KTO SIEDZIAŁ W POŚRODKU NIE TRAFIŁ DO ŁADU
ZWŁASZCZA PRZY NIEWYRAŹNEJ MOWIE W CZAS OBIADU
GORZEJ BYŁO RAZ W WILNIE JAKIŚ SZLACHCIC PJANY
BIŁ SIĘ W SZABLE Z DOMEYKĄ I DOSTAŁ DWIE RANY
POTEM ÓW SZLACHCIC Z WILNA WRACAJĄC DO DOMU
DZIWNYM TRAFEM Z DOWEYKĄ ZJECHAŁ SIĘ U PROMU
GDY WIĘC NA JEDNYM PROMIE PŁYNĘLI WILEJKĄ
PYTA SĄSIADA KTO ON ODPOWIE DOWEYKO
NIE CZEKAJĄC DOBYWA RAPIER SPOD KIREJKI
CZACH CZACH I ZA DOMEYKĘ PODCIĄŁ WĄS DOWEYKI
WRESZCIE JAK NA DOBITKĘ TRZEBA JESZCZE BYŁO
ŻEBY NA POLOWANIU TAK SIĘ WYDARZYŁO
ŻE STALI BLISKO SIEBIE OBA IMIENNICY
I DO JEDNEJ STRZELILI RAZEM NIEDŹWIEDZICY
PRAWDA ŻE PO ICH STRZALE UPADŁA BEZ DUCHU
ALE JUŻ PIERWEJ NIOSŁA Z DZIESIĄTEK KUL W BRZUCHU
STRZELBY Z JEDNYM KALIBREM MIAŁO WIELE OSÓB
KTO ZABIŁ NIEDŹWIEDZICĘ DOJDŹŻE JAKI SPOSÓB
TU JUŻ KRZYKNĘLI DOSYĆ TRZEBA RAZ RZECZ SKOŃCZYĆ
BÓG NAS CZY DIABEŁ ZŁĄCZYŁ TRZEBA SIĘ ROZŁĄCZYĆ
DWÓCH NAS JAK DWÓCH SŁOŃC PONO ZANADTO NA ŚWIECIE
A WIĘC DO SZERPETYNEK I STAJĄ NA MECIE
OBA SZANOWNI LUDZIE CO ICH SZLACHTA GODZĄ
TO ONI NA SIĘ JESZCZE ZAPALCZYWIEJ GODZĄ
ZMIENILI BROŃ OD SZABEL SZŁO NA PISTOLETY
STAJĄ KRZYCZYM ŻE NADTO PRZYBLIŻYLI METY
ONI NA ZŁOŚĆ PRZYSIĘGLI PRZEZ NIEDŹWIEDZIĄ SKÓRĘ
STRZELAĆ SIĘ ŚMIERĆ NIECHYBNA PRAWIE RURA W RURĘ
OBA TĘGO STRZELALI SEKUNDUJ HRECZECHA
ZGODA RZEKŁEM NIECH ZARAZ DÓŁ WYKOPIE KLECHA
BO TAKI SPÓR NIE MOŻE SKOŃCZYĆ SIĘ NA NICZYM
LECZ BIJCIE SIĘ SZLACHECKIM TRYBEM NIE RZEŹNICZYM
DOSYĆ JUŻ METY ZBLIŻAĆ WIDZĘ ŻEŚCIE ZUCHY
CHCECIE STRZELAĆ SIĘ RURY OPARŁSZY NA BRZUCHY
JA NIE POZWOLĘ ZGODA ŻE NA PISTOLETY
LECZ STRZELAĆ SIĘ NIE Z DALSZEJ ANI Z BLIŻSZEJ METY
JAK PRZEZ SKÓRĘ NIEDŹWIEDZIĄ JA RĘKAMI MEMI
JAKO SEKUNDANT SKÓRĘ ROZCIĄGNĘ NA ZIEMI
I JA SAM WAS USTAWIĘ WAŚĆ PO JEDNEJ STRONIE
STANIE NA KOŃCU PYSKA A WAŚĆ NA OGONIE
ZGODA WRZAŚLI CZAS JUTRO MIEJSCE KARCZMA USZA
ROZJECHALI SIĘ JA ZAŚ DO WIRGILIJUSZA
TU WOJSKIEMU PRZERWAŁ KRZYK WYCZHA TUŻ SPOD KONI
SMYKNĄŁ SZARAK JUŻ KUSY JUŻ GO SOKOŁ GONI
PSY WZIĘTO NA OBŁAWĘ WIEDZĄC ŻE Z POWROTEM
NA POLU ŁATWO MOŻNA NAPOTKAĆ SIĘ Z KOTEM
BEZ SMYCZY SZŁY PRZY KONIACH GDY KOTA SPOSTRZEGŁY
WPRZÓD NIM STRZELCY POSZCZULI JUŻ ZA NIM POBIEGŁY
REJENT TEŻ I ASESOR CHCIELI KOŃMI NATRZEĆ
LECZ WOJSKI WSTRZYMAŁ KRZYCZĄC WARA STAĆ I PATRZEĆ
NIKOMU KROKIEM RUSZYĆ Z MIEJSCA NIE DOZWOLĘ
STĄD WIDZIM WSZYSCY DOBRZE ZAJĄC IDZIE W POLE
W ISTOCIE KOT CZUŁ Z TYŁU MYŚLIWYCH I PSIARNIE
RWAŁ W POLE SŁUCHY WYTKNĄŁ JAK DWA RÓŻKI SARNIE
SAM SZARZAŁ SIĘ NAD ROLĄ DŁUGI WYCIĄGNIĘTY
SKOKI POD NIM STERCZAŁY JAKBY CZTERY PRĘTY
RZEKŁBYŚ ŻE ICH NIE RUSZA TYLKO ZIEMIĘ TRĄCA
PO WIERZCHU JAK JASKÓŁKA WODĘ CAŁUJĄCA
PYŁ ZA NIM PSY ZA PYŁEM Z DALEKA SIĘ ZDAŁO
ŻE ZAJĄC PYŁ I CHARTY JEDNE TWORZĄ CIAŁO
JAKBY JAKAŚ PRZEZ POLE SUWAŁA SIĘ ŻMIJA
KOT JAK GŁOWA PYŁ Z TYŁU JAKBY MODRA SZYJA
A PSAMI JAK PODWÓJNYM OGONEM WYWIJA
REJENT ASESOR PATRZĄ OTWORZYLI USTA
DECH WSTRZYMALI WTEM REJENT POBLADNĄŁ JAK CHUSTA
ZBLADŁ I ASESOR WIDZĄ FATALNIE SIĘ DZIEJE
OWA ŻMIJA IM DALEJ TYM BARDZIEJ DŁUŻEJE
JUŻ RWIE SIĘ WPÓŁ JUŻ ZNIKŁA OWA SZYJA PYŁU
GŁOWA JUŻ BLISKO LASU OGONY GDZIE Z TYŁU
GŁOWA NIKNIE RAZ JESZCZE JAKBY KTO KUTASEM
MIGNĄŁ W LAS WPADŁA OGON URWAŁ SIĘ POD LASEM
BIEDNE PSY OGŁUPIAŁE BIEGAŁY POD GAJEM
ZDAWAŁY SIĘ NARADZAĆ OSKARŻAĆ NAWZAJEM
WRESZCIE WRACAJĄ Z WOLNA SKACZĄC PRZEZ ZAGONY
SPUŚCIŁY USZY TULĄ DO BRZUCHA OGONY
I PRZYBIEGŁSZY ZE WSTYDU NIE ŚMIEJĄ WZNIEŚĆ OCZU
I ZAMIAST IŚĆ DO PANÓW STAŁY NA UBOCZU
REJENT SPUŚCIŁ KU PIERSIOM ZASĘPIONE CZOŁO
ASESOR RZUCAŁ OKIEM ALE NIEWESOŁO
POTEM ZACZĘLI OBA SŁUCHACZOM WYWODZIĆ
JAK ICH CHARTY BEZ SMYCZA NIE NAWYKŁY CHODZIĆ
JAK KOT ZNIENACKA WYPADŁ JAK ŹLE BYŁ POSZCZUTY
NA ROLI GDZIE PSOM CHYBA TRZEBA BY WDZIAĆ BUTY
TAK PEŁNO WSZĘDZIE GŁAZÓW I OSTRYCH KAMIENI
MĄDRZE RZECZ WYŁUSZCZALI SZCZWACZE DOŚWIADCZENI
MYŚLIWI Z TYCH MÓW WIELE MOGLIBY KORZYSTAĆ
LECZ NIE SŁUCHALI PILNIE CI ZACZĘLI ŚWISTAĆ
CI ŚMIAĆ SIĘ W GŁOS CI MAJĄC NIEDŹWIEDZIA W PAMIĘCI
GADALI O NIM ŚWIEŻĄ OBŁAWĄ ZAJĘCI
WOJSKI LEDWIE RAZ OKIEM ZA ZAJĄCEM RZUCIŁ
WIDZĄC ŻE UCIEKŁ GŁOWĘ OBOJĘTNIE ZWRÓCIŁ
I KOŃCZYŁ RZECZ PRZERWANĄ NA CZYM WIĘC STANĄŁEM
AHA NA TYM ŻE OBU ZA SŁOWO UJĄŁEM
IŻ BĘDĄ STRZELALI SIĘ PRZEZ NIEDŹWIEDZIĄ SKÓRĘ
SZLACHTA W KRZYK TOŻ ŚMIERĆ PEWNA PRAWIE RURA W RURĘ
A JA W ŚMIECH BO MNIE UCZYŁ MÓJ PRZYJACIEL MARO
ŻE SKÓRA ŹWIERZA NIE JEST LADA JAKĄ MIARĄ
WSZAK WIECIE WAĆPANOWIE JAK KRÓLOWA DYDO
PRZYPŁYNĘŁA DO LIBÓW I TAM Z WIELKĄ BIÉDĄ
WYTARGOWAŁA SOBIE TAKI ZIEMI KAWAŁ
KTÓRY BY SIĘ WOŁOWĄ SKÓRĄ NAKRYĆ DAWAŁ
NA TYM KAWAŁKU ZIEMI STANĘŁA KARTAGO
WIĘC JA TO SOBIE W NOCY ROZBIERAM Z UWAGĄ
LEDWIE DNIAŁO JUŻ Z JEDNEJ STRONY TARADEJKĄ
JEDZIE DOWEYKO Z DRUGIEJ NA KONIU DOMEYKO
PATRZĄ AŻ TU PRZEZ RZEKĘ LEŻY MOST KOSMATY
PAS ZE SKÓRY NIEDŹWIEDZIEJ PORZNIĘTEJ NA SZMATY
POSTAWIŁEM DOWEYKĘ NA ŹWIERZA OGONIE
Z JEDNEJ STRONY DOMEYKĘ ZAŚ NA DRUGIEJ STRONIE
PUKAJCIE TERAZ RZEKŁEM CHOĆ PRZEZ CAŁE ŻYCIE
LECZ PÓTY WAS NIE SPUSZCZĘ AŻ SIĘ POGODZICIE
ONI W ZŁOŚĆ A TU SZLACHTA KŁADNIE SIĘ NA ZIEMI
OD ŚMIECHU A JA Z KSIĘDZEM SŁOWY POWAŻNEMI
NUŻ IM Z EWANIELIJI Z STATUTÓW DOWODZIĆ
NIE MA RADY ŚMIELI SIĘ I MUSIELI ZGODZIĆ
SPÓR ICH POTEM W DOZGONNĄ PRZYJAŹŃ SIĘ ZAMIENIŁ
I DOWEYKO SIĘ Z SIOSTRĄ DOMEYKI OŻENIŁ
DOMEYKO POJĄŁ SIOSTRĘ SZWAGRA DOWEYKÓWNĘ
PODZIELILI MAJĄTEK NA DWIE CZĘŚCI RÓWNE
A W MIEJSCU GDZIE SIĘ ZDARZYŁ TAK DZIWNY PRZYPADEK
POBUDOWAWSZY KARCZMĘ NAZWALI NIEDŹWIADEK
WOJSKI CHLUBNIE SKOŃCZYWSZY ŁOWY WRACA Z BORU
A TELIMENA W GŁĘBI SAMOTNEGO DWORU
ZACZYNA POLOWANIE WPRAWDZIE NIERUCHOMA
SIEDZI Z ZAŁOŻONYMI NA PIERSIACH RĘKOMA
LECZ MYŚLĄ GONI ŹWIERZÓW DWÓCH SZUKA SPOSOBU
JAK BY RAZEM OBSACZYĆ I UŁOWIĆ OBU
HRABIĘ I TADEUSZA HRABIA PANICZ MŁODY
WIELKIEGO DOMU DZIEDZIC POWABNEJ URODY
JUŻ TROCHĘ ZAKOCHANY CÓŻ MOŻE SIĘ ZMIENIĆ
POTEM CZY SZCZERZE KOCHA CZY SIĘ ZECHCE ŻENIĆ
Z KOBIETĄ KILKU LATY STARSZĄ NIEBOGATĄ
CZY MU KREWNI POZWOLĄ CO ŚWIAT POWIE NA TO
TELIMENA TAK MYŚLĄC Z SOFY SIĘ PODNIOSŁA
I STANĘŁA NA PALCACH RZEKŁBYŚ IŻ PODROSŁA
ODKRYŁA NIECO PIERSI WYGIĘŁA SIĘ BOKIEM
I SAMA SIEBIE PILNYM OBEJRZAŁA OKIEM
I ZNOWU ZAPYTAŁA O RADĘ ZWIERCIADŁA
PO CHWILI WZROK SPUŚCIŁA WESTCHNĘŁA I SIADŁA
HRABIA PAN ZMIENNI W GUSTACH SĄ LUDZIE MAJĘTNI
HRABIA BLONDYN BLONDYNI NIE SĄ ZBYT NAMIĘTNI
A TADEUSZ PROSTACZEK POCZCIWY CHŁOPCZYNA
PRAWIE DZIECKO RAZ PIERWSZY KOCHAĆ SIĘ ZACZYNA
PILNOWANY NIEŁACNO ZERWIE PIERWSZE ZWIĄZKI
PRZY TYM DLA TELIMENY MA JUŻ OBOWIĄZKI
MĘŻCZYŹNI PÓKI MŁODZI CHOCIAŻ W MYŚLACH ZMIENNI
W UCZUCIACH SĄ OD DZIADÓW STALSI BO SUMIENNI
DŁUGO SERCE MŁODZIEŃCA PROSTE I DZIEWICZE
CHOWA WDZIĘCZNOŚĆ ZA PIERWSZE MIŁOŚCI SŁODYCZE
ONO ROZKOSZ I WITA I ŻEGNA Z WESELEM
JAK SKROMNĄ UCZTĘ KTÓRĄ DZIELIM Z PRZYJACIELEM
TYLKO STARY PJANICA GDY JUŻ SPALI TRZEWA
BRZYDZI SIĘ TRUNKIEM KTÓRYM NAZBYT SIĘ ZALEWA
WSZYSTKO TO TELIMENA DOKŁADNIE WIEDZIAŁA
BO I ROZUM I WIELKIE DOŚWIADCZENIE MIAŁA
LECZ CO POWIEDZĄ LUDZIE MOŻNA IM ZEJŚĆ Z OCZU
W INNE STRONY WYJECHAĆ MIESZKAĆ NA UBOCZU
LUB CO LEPSZA WYNIEŚĆ SIĘ CAŁKIEM Z OKOLICY
NA PRZYKŁAD ZROBIĆ MAŁĄ PODRÓŻ DO STOLICY
MŁODEGO CHŁOPCA NA ŚWIAT WIELKI WYPROWADZIĆ
KROKI JEGO KIEROWAĆ POMAGAĆ MU RADZIĆ
SERCE MU KSZTAŁCIĆ MIEĆ W NIM PRZYJACIELA BRATA
NARESZCIE UŻYĆ ŚWIATA PÓKI SŁUŻĄ LATA
TAK MYŚLĄC PO ALKOWIE ŚMIAŁO I WESOŁO
PRZESZŁA SIĘ KILKA RAZY ZNÓW SPUŚCIŁA CZOŁO
WARTO BY TEŻ POMYŚLIĆ O HRABIEGO LOSIE
CZYBY SIĘ NIE UDAŁO PODSUNĄĆ MU ZOSIĘ
NIEBOGATA LECZ ZA TO URODZENIEM RÓWNA
Z DOMU SENATORSKIEGO JEST DYGNITARZÓWNA
JEŻELIBY DO SKUTKU PRZYSZŁO OŻENIENIE
TELIMENA W ICH DOMU MIAŁABY SCHRONIENIE
NA PRZYSZŁOŚĆ KREWNA ZOSI I HRABIEGO SWATKA
DLA MŁODEGO MAŁŻEŃSTWA BYŁABY JAK MATKA
PO TEJ Z SOBĄ ODBYTEJ STANOWCZEJ NARADZIE
WOŁA PRZEZ OKNO ZOSIĘ BAWIĄCĄ SIĘ W SADZIE
ZOSIA W PORANNYM STROJU I Z GŁOWĄ ODKRYTĄ
STAŁA TRZYMAJĄC W RĘKU PODNIESIONE SITO
DO NÓG JEJ BIEGŁO PTASTWO STĄD KURY SZURPATE
TOCZĄ SIĘ KŁĘBKIEM STAMTĄD KOGUTKI CZUBATE
WSTRZĄSAJĄC KORALOWE NA GŁOWACH SZYSZAKI
I WIOSŁUJĄC SKRZYDŁAMI PRZEZ BRUZDY I KRZAKI
SZEROKO WYCIĄGAJĄ OSTROŻASTE PIĘTY
ZA NIMI Z WOLNA INDYK SUNIE SIĘ ODĘTY
SARKAJĄC NA GDERANIE SWEJ KRZYKLIWEJ ŻONY
ÓWDZIE PAWIE JAK TRATWY DŁUGIMI OGONY
STERUJĄ SIĘ PO ŁĄCE A GDZIENIEGDZIE Z GÓRY
UPADA JAK KIŚĆ ŚNIEGU GOŁĄB SREBRNOPIÓRY
W POŚRODKU ZIELONEGO OKRĘGU MURAWY
ŚCISKA SIĘ OKRĄG PTASTWA KRZYKLIWY RUCHAWY
OPASANY GOŁĘBI SZNUREM NA KSZTAŁT WSTĘGI
BIAŁEJ ŚRODKIEM PSTROKATY W GWIAZDY W CĘTKI W PRĘGI
TU DZIOBY BURSZTYNOWE TAM CZUBKI Z KORALI
WZNOSZĄ SIĘ Z GĘSTWI PIERZA JAK RYBY SPOD FALI
WYSUWAJĄ SIĘ SZYJE I W RUCHACH ŁAGODNYCH
CHWIEJĄ SIĘ CIĄGLE NA KSZTAŁT TULIPANÓW WODNYCH
TYSIĄCE OCZU JAK GWIAZD BŁYSKAJĄ KU ZOSI
ONA W ŚRODKU WYSOKO NAD PTASTWEM SIĘ WZNOSI
SAMA BIAŁA I W DŁUGĄ BIELIZNĘ UBRANA
KRĘCI SIĘ JAK BIJĄCA ŚRÓD KWIATÓW FONTANNA
CZERPIE Z SITA I SYPIE NA SKRZYDŁA I GŁOWY
RĘKĄ JAK PERŁY BIAŁĄ GĘSTY GRAD PERŁOWY
KRUP JĘCZMIENNYCH TO ZIARNO GODNE PAŃSKICH STOŁÓW
ROBI SIĘ DLA ZAPRAWY LITEWSKICH ROSOŁÓW
ZOSIA JE WYKRADAJĄC Z SZAFEK OCHMISTRZYNI
DLA SWEGO DROBIU SZKODĘ W GOSPODARSTWIE CZYNI
USŁYSZAŁA WOŁANIE ZOSIU TO GŁOS CIOCI
SYPNĘŁA RAZEM PTASTWU OSTATEK ŁAKOCI
A SAMA KRĘCĄC SITO JAKO TANECZNICA
BĘBENEK I W TAKT BIJĄC SWAWOLNA DZIEWICA
JĘŁA SKAKAĆ PRZEZ PAWIE GOŁĘBIE I KURY
ZMIESZANE PTASTWO TŁUMNIE FURKNĘŁO DO GÓRY
ZOSIA STOPAMI LEDWIE DOTYKAJĄC ZIEMI
ZDAWAŁA SIĘ NAJWYŻEJ BUJAĆ MIĘDZY NIEMI
PRZODEM GOŁĘBIE BIAŁE KTÓRE W BIEGU PŁOSZY
LECIAŁY JAK PRZED WOZEM BOGINI ROZKOSZY
ZOSIA PRZEZ OKNO Z KRZYKIEM DO ALKOWY WPADŁA
I NA KOLANACH CIOTKI ZADYSZANA SIADŁA
TELIMENA CAŁUJĄC I GŁASZCZĄC POD BRODĘ
Z RADOŚCIĄ ZWAŻA DZIECKA ŻYWOŚĆ I URODĘ
BO PRAWDZIWIE KOCHAŁA SWĄ WYCHOWANICĘ
ALE ZNOWU POWAŻNIE NASTROIŁA LICE
WSTAŁA I PRZECHODZĄC SIĘ WSZERZ I WZDŁUŻ ALKOWY
DZIERŻĄC PALEC PRZY USTACH TYMI RZEKŁA SŁOWY
KOCHANA ZOSIU JUŻ TEŻ CAŁKIEM ZAPOMINASZ
I NA STAN I NA WIEK TWÓJ WSZAK TO DZIŚ ZACZYNASZ
ROK CZTERNASTY CZAS RZUCIĆ INDYKI I KURKI
FI TO GODNA ZABAWKA DYGNITARSKIEJ CÓRKI
I Z UMURZANĄ DZIATWĄ CHŁOPSKĄ JUŻ DO WOLI
NAPIEŚCIŁAŚ SIĘ ZOSIU PATRZĄC SERCE BOLI
OPALIŁAŚ OKROPNIE PŁEĆ CZYSTA CYGANKA
A CHODZISZ I RUSZASZ SIĘ JAK PARAFIJANKA
JUŻ JA TEMU WSZYSTKIEMU NA PRZYSZŁOŚĆ ZARADZĘ
OD DZIŚ ZACZNĘ DZIŚ CIEBIE NA ŚWIAT WYPROWADZĘ
DO SALONU DO GOŚCI GOŚCI MAMY SIŁA
PATRZAJŻEŻ AŻEBYŚ MNIE WSTYDU NIE ZROBIŁA
ZOSIA SKOCZYŁA Z MIEJSCA I KLASNĘŁA W DŁONIE
I CIOTCE ZAWISNĄWSZY OBURĄCZ NA ŁONIE
PŁAKAŁA I ŚMIAŁA SIĘ NA PRZEMIAN Z RADOŚCI
ACH CIOCIU JUŻ TAK DAWNO NIE WIDZIAŁAM GOŚCI
OD CZASU JAK TU ŻYJĘ Z KURY I INDYKI
JEDEN GOŚĆ CO WIDZIAŁAM TO BYŁ GOŁĄB DZIKI
JUŻ MI TROSZECZKĘ NUDNO TAK SIEDZIEĆ W ALKOWIE
PAN SĘDZIA NAWET MÓWI ŻE TO ŹLE NA ZDROWIE
SĘDZIA PRZERWAŁA CIOTKA CIĄGLE MI DOKUCZAŁ
ŻEBY CIĘ NA ŚWIAT WYWIEŚĆ CIĄGLE POD NOS MRUCZAŁ
ŻE JUŻ JESTEŚ DOROSŁA SAM NIE WIE CO PLECIE
DZIADUŚ NIGDY NA WIELKIM NIEBYWAŁY ŚWIECIE
JA WIEM LEPIEJ JAK DŁUGO TRZEBA SIĘ SPOSOBIĆ
PANIENCE BY WYSZEDŁSZY NA ŚWIAT EFEKT ZROBIĆ
WIEDZ ZOSIU ŻE KTO ROŚNIE NA WIDOKU LUDZI
CHOĆ PIĘKNY CHOĆ ROZUMNY EFEKTÓW NIE WZBUDZI
GDY GO WSZYSCY PRZYWYKNĄ WIDZIEĆ OD MALEŃKA
LECZ NIECHAJ UKSZTAŁCONA DOROSŁA PANIENKA
NAGLE NI STĄD NI ZOWĄD PRZED ŚWIATEM ZABŁYŚNIE
WTENCZAS KAŻDY SIĘ DO NIEJ PRZEZ CIEKAWOŚĆ CIŚNIE
WSZYSTKIE JEJ RUCHY RZUTY OCZU JEJ UWAŻA
SŁOWA JEJ PODSŁUCHIWA I DRUGIM POWTARZA
A KIEDY WEJDZIE W MODĘ RAZ MŁODA OSOBA
KAŻDY JĄ CHWALIĆ MUSI CHOĆ I NIE PODOBA
ZNALEŹĆ SIĘ SPODZIEWAM SIĘ ŻE UMIESZ W STOLICY
UROSŁAŚ CHOĆ DWA LATA MIESZKASZ W OKOLICY
NIE ZAPOMNIAŁAŚ JESZCZE CAŁKIEM PETERBURKA
NO ZOSIU TOALETĘ RÓB DOSTAŃ TAM Z BIURKA
NAGOTOWANE ZNAJDZIESZ WSZYSTKO DO UBRANIA
SPIESZ SIĘ BO LADA CHWILA WRÓCĄ Z POLOWANIA
WEZWANO POKOJOWĘ I SŁUŻĄCĄ DZIEWKĘ
W NACZYNIE SREBRNE WODY WYLANO KONEWKĘ
ZOSIA JAK WRÓBEL W PIASKU TRZEPIOCE SIĘ MYJE
Z POMOCĄ SŁUGI RĘCE OBLICZE I SZYJĘ
TELIMENA OTWIERA PETERSBURSKIE SKŁADY
DOBYWA FLASZKI PERFUM SŁOIKI POMADY
POKRAPIA ZOSIĘ WKOŁO WYBORNĄ PERFUMĄ
WOŃ NAPEŁNIŁA IZBĘ WŁOS NAMASZCZA GUMĄ
ZOSIA KŁADNIE POŃCZOSZKI BIAŁE AŻUROWE
I TRZEWIKI WARSZAWSKIE BIAŁE ATŁASOWE
TYMCZASEM POKOJOWA SZNUROWAŁA STANIK
POTEM RZUCIŁA NA GORS PANNIE PUDERMANIK
ZACZĘTO PRZYPIECZONE ZBIERAĆ PAPILOTY
PUKLE ŻE NAZBYT KRÓTKIE UWITO W DWA SPLOTY
ZOSTAWUJĄC NA CZOLE I SKRONIACH WŁOS GŁADKI
POKOJOWA ZAŚ ŚWIEŻO ZEBRANE BŁAWATKI
UWIĄZAWSZY W PLECIONKĘ DAJE TELIMENIE
TA JĄ DO GŁOWY ZOSI PRZYSZPILA UCZENIE
Z PRAWEJ STRONY NA LEWO KWIAT OD BLADYCH WŁOSÓW
ODBIJAŁ BARDZO PIĘKNIE JAK OD ZBOŻA KŁOSÓW
ZDJĘTO PUDERMAN CAŁE UBRANIE GOTOWE
ZOSIA BIAŁĄ SUKIENKĘ WRZUCIŁA PRZEZ GŁOWĘ
CHUSTECZKĘ BATYSTOWĄ BIAŁĄ W RĘKU ZWIJA
I TAK CAŁA WYGLĄDA BIAŁA JAK LILIJA
POPRAWIWSZY RAZ JESZCZE I WŁOSÓW I STROJU
KAZANO JEJ WZDŁUŻ I WSZERZ PRZEJŚĆ SIĘ PO POKOJU
TELIMENA UWAŻA ZNAWCZYNI OCZYMA
MUSZTRUJE SIOSTRZENICĘ GNIEWA SIĘ I ZŻYMA
AŻ NA DYGNIENIE ZOSI KRZYKNĘŁA Z ROZPACZY
JA NIESZCZĘŚLIWA ZOSIU WIDZISZ CO TO ZNACZY
ŻYĆ Z GĘŚMI Z PASTUCHAMI TAK NOGI ROZSZERZASZ
JAK CHŁOPIEC OKIEM W PRAWO I W LEWO UDERZASZ
CZYSTA ROZWÓDKA DYGNIJ PATRZ JAKA NIEZWINNA
ACH CIOCIU RZEKŁA SMUTNIE ZOSIA CÓŻ JA WINNA
CIOTKA MNIE ZAMYKAŁA NIE BYŁO Z KIM TAŃCZYĆ
LUBIŁAM Z NUDY PTASTWO PAŚĆ I DZIECI NIAŃCZYĆ
ALE POCZEKAJ CIOCIU NIECH NO SIĘ POBAWIĘ
TROCHĘ Z LUDŹMI OBACZYSZ JAK SIĘ JA POPRAWIĘ
JUŻ RZEKŁA CIOTKA Z DWOJGA ZŁEGO LEPIEJ Z PTASTWEM
NIŻ Z TYM CO U NAS DOTĄD GOŚCIŁO PLUGASTWEM
PRZYPOMNIJ TYLKO SOBIE KTO TU U NAS BYWAŁ
PLEBAN CO PACIERZ MRUCZAŁ LUB W WARCABY GRYWAŁ
I PALESTRA Z FAJKAMI TO MI KAWALERY
NABRAŁABYŚ SIĘ OD NICH PIĘKNEJ MANIJERY
TERAZ TO POKAZAĆ SIĘ JEST PRZYNAJMNIEJ KOMU
MAMY PRZECIEŻ UCZCIWE TOWARZYSTWO W DOMU
UWAŻAJ DOBRZE ZOSIU JEST TU HRABIA MŁODY
PAN DOBRZE WYCHOWANY KREWNY WOJEWODY
PAMIĘTAJ BYĆ MU GRZECZNĄSŁYCHAĆ RŻENIE KONI
I GWAR MYŚLIWCÓW JUŻ SĄ POD BRAMĄ TO ONI
WZIĄWSZY ZOSIĘ POD RĘKĘ POBIEGŁA DO SALI
MYŚLIWI NA POKOJE JESZCZE NIE WCHADZALI
MUSIELI PO KOMNATACH ODMIENIAĆ SWĄ ODZIEŻ
NIE CHCĄC WNIŚĆ DO DAM W KURTKACH PIERWSZA WPADŁA MŁODZIEŻ
PAN TADEUSZ I HRABIA CO ŻYWO PRZEBRANI
TELIMENA SPRAWUJE OBOWIĄZKI PANI
WITA WCHODZĄCYCH SADZA ROZMOWĄ ZABAWIA
I SIOSTRZENICĘ WSZYSTKIM Z KOLEI PRZEDSTAWIA
NAPRZÓD TADEUSZOWI JAKO KREWNĄ BLISKĄ
ZOSIA GRZECZNIE DYGNĘŁA ON SKŁONIŁ SIĘ NISKO
CHCIAŁ COŚ DO NIEJ PRZEMÓWIĆ JUŻ USTA OTWORZYŁ
ALE SPOJRZAWSZY W OCZY ZOSI TAK SIĘ STRWOŻYŁ
ŻE STOJĄC NIEMY PRZED NIĄ TO PŁONĄŁ TO BLADNĄŁ
CO BYŁO W JEGO SERCU ON SAM NIE ODGADNĄŁ
UCZUŁ SIĘ NIESZCZĘŚLIWYM BARDZO POZNAŁ ZOSIĘ
PO WZROŚCIE I PO WŁOSACH ŚWIATŁYCH I PO GŁOSIE
TĘ KIBIĆ I TĘ GŁÓWKĘ WIDZIAŁ NA PARKANIE
TEN WDZIĘCZNY GŁOS ZBUDZIŁ GO DZIŚ NA POLOWANIE
AŻ WOJSKI TADEUSZA WYRWAŁ Z ZAMIĘSZANIA
WIDZĄC ŻE BLEDNIE I ŻE NA NOGACH SIĘ SŁANIA
RADZIŁ MU ODEJŚĆ DO SWEJ IZBY DLA SPOCZYNKU
TADEUSZ STANĄŁ W KĄCIE WSPARŁ SIĘ NA KOMINKU
NIC NIE MÓWIĄC SZEROKIE OBŁĘDNE ŹRENICE
OBRACAŁ TO NA CIOTKĘ TO NA SIOSTRZENICĘ
DOSTRZEGŁA TELIMENA IŻ PIERWSZE SPOJRZENIE
ZOSI TAK WIELKIE NA NIM ZROBIŁO WRAŻENIE
NIE ODGADŁA WSZYSTKIEGO PRZECIEŻ POMIESZANA
BAWI GOŚCI A Z OCZU NIE SPUSZCZA MŁODZIANA
WRESZCIE CZAS UPATRZYWSZY KU NIEMU PODBIEGA
CZY ZDRÓW DLACZEGO SMUTNY PYTA SIĘ NALEGA
NAPOMYKA O ZOSI ZACZYNA Z NIM ŻARTY
TADEUSZ NIERUCHOMY NA ŁOKCIU OPARTY
NIC NIE GADAJĄC MARSZCZYŁ BRWI I USTA KRZYWIŁ
TYM BARDZIEJ TELIMENĘ POMIESZAŁ I ZDZIWIŁ
ZMIENIŁA WIĘC NATYCHMIAST TWARZ I TON ROZMOWY
POWSTAŁA ZAGNIEWANA I OSTRYMI SŁOWY
POCZĘŁA NAŃ PRZYMÓWKI SYPAĆ I WYRZUTY
PORWAŁ SIĘ I TADEUSZ JAK ŻĄDŁEM UKŁUTY
SPOJRZAŁ KRZYWO NIE MÓWIĄC ANI SŁOWA SPLUNĄŁ
KRZESŁO NOGĄ ODEPCHNĄŁ I Z POKOJU RUNĄŁ
TRZASNĄWSZY DRZWI ZA SOBĄ SZCZĘŚCIEM ŻE TEJ SCENY
NIKT Z GOŚCI NIE UWAŻAŁ OPRÓCZ TELIMENY
WYLECIAWSZY PRZEZ BRAMĘ BIEGŁ PROSTO NA POLE
JAK SZCZUPAK GDY MU OŚCIEŃ SKROŚ PIERSI PRZEKOLE
PLUSKA SIĘ I NURTUJE MYŚLĄC ŻE UCIECZE
ALE WSZĘDZIE ŻELAZO I SZNUR Z SOBĄ WLECZE
TAK I TADEUSZ CIĄGNĄŁ ZA SOBĄ ZGRYZOTY
SUWAJĄC SIĘ PRZEZ ROWY I SKACZĄC PRZEZ PŁOTY
BEZ CELU I BEZ DROGI AŻ NIEMAŁO CZASU
NABŁĄKAWSZY SIĘ W KOŃCU WSZEDŁ W GŁĘBINĘ LASU
I TRAFIŁ CZY UMYŚLNIE CZYLI TEŻ PRZYPADKIEM
NA WZGÓREK CO BYŁ WCZORA SZCZĘŚCIA JEGO ŚWIADKIEM
GDZIE DOSTAŁ ÓW BILECIK ZADATEK KOCHANIA
MIEJSCE JAK WIEMY ZWANE ŚWIĄTYNIĄ DUMANIA
GDY OKIEM WKOŁO RZUCA POSTRZEGA TO ONA
TELIMENA SAMOTNA W MYŚLACH POGRĄŻONA
OD WCZORAJSZEJ POSTACIĄ I STROJEM ODMIENNA
W BIELIŹNIE NA KAMIENIU SAMA JAK KAMIENNA
TWARZ SCHYLONĄ W OTWARTE UTULIŁA DŁONIE
CHOĆ NIE SŁYSZYSZ SZLOCHANIA ZNAĆ ŻE WE ŁZACH TONIE
DAREMNIE BRONIŁO SIĘ SERCE TADEUSZA
ULITOWAŁ SIĘ UCZUŁ ŻE GO ŻAL PORUSZA
DŁUGO POGLĄDAŁ NIEMY UKRYTY ZA DRZEWEM
NA KONIEC WESTCHNĄŁ I RZEKŁ SAM DO SIEBIE Z GNIEWEM
GŁUPI CÓŻ ONA WINNA ŻE SIĘ JA POMYLIŁ
WIĘC Z WOLNA GŁOWĘ KU NIEJ ZZA DRZEWA WYCHYLIŁ
GDY NAGLE TELIMENA ZRYWA SIĘ Z SIEDZENIA
RZUCA SIĘ W PRAWO W LEWO SKACZE SKROŚ STRUMIENIA
ROZKRZYŻOWANA Z WŁOSEM ROZPUSZCZONYM BLADA
PĘDZI W LAS PODSKAKUJE PRZYKLĘKA UPADA
I NIE MOGĄC JUŻ POWSTAĆ KRĘCI SIĘ PO DARNI
WIDAĆ Z JEJ RUCHÓW W JAKIEJ STRASZNEJ JEST MĘCZARNI
CHWYTA SIĘ ZA PIERŚ SZYJĘ ZA STOPY KOLANA
SKOCZYŁ TADEUSZ MYŚLĄC ŻE JEST POMIESZANA
LUB MA WIELKĄ CHOROBĘ LECZ Z INNEJ PRZYCZYNY
POCHODZIŁY TE RUCHYU BLISKIEJ BRZEZINY
BYŁO WIELKIE MROWISKO OWAD GOSPODARNY
SNUŁ SIĘ WKOŁO PO TRAWIE RUCHAWY I CZARNY
NIE WIEDZIEĆ CZY Z POTRZEBY CZY Z UPODOBANIA
LUBIŁ SZCZEGÓLNIE ZWIEDZAĆ ŚWIĄTYNIĘ DUMANIA
OD STOŁECZNEGO WZGÓRKA AŻ PO ŹRÓDŁA BRZEGI
WYDEPTAŁ DROGĘ KTÓRĄ WIODŁ SWOJE SZEREGI
NIESZCZĘŚCIEM TELIMENA SIEDZIAŁA ŚRÓD DRÓŻKI
MRÓWKI ZNĘCONE BLASKIEM BIELUCHNEJ POŃCZOSZKI
WBIEGŁY GĘSTO ZACZĘŁY ŁASKOTAĆ I KĄSAĆ
TELIMENA MUSIAŁA UCIEKAĆ OTRZĄSAĆ
NA KONIEC NA MURAWIE SIĄŚĆ I OWAD ŁOWIĆ
NIE MÓGŁ JEJ SWEJ POMOCY TADEUSZ ODMÓWIĆ
OCZYSZCZAJĄC SUKIENKĘ AŻ DO NÓG SIĘ ZNIŻYŁ
USTA TRAFEM KU SKRONIOM TELIMENY ZBLIŻYŁ
W TAK PRZYJAZNEJ POSTAWIE CHOĆ NIC NIE MÓWILI
O RANNYCH KŁÓTNIACH SWOICH PRZECIEŻ SIĘ ZGODZILI
I NIE WIEDZIEĆ JAK DŁUGO TRWAŁABY ROZMOWA
GDYBY ICH NIE PRZEBUDZIŁ DZWONEK Z SOPLICOWA
HASŁO WIECZERZY PORA POWRACAĆ DO DOMU
ZWŁASZCZA ŻE SŁYCHAĆ BYŁO OPODAL TRZASK ŁOMU
MOŻE SZUKAJĄ RAZEM WRACAĆ NIE WYPADA
WIĘC TELIMENA W PRAWO POD OGRÓD SIĘ SKRADA
A TADEUSZ NA LEWO BIEGŁ DO WIELKIEJ DROGI
OBOJE W TYM ODWROCIE MIELI NIECO TRWOGI
TELIMENIE ZDAŁO SIĘ ŻE RAZ SPOZA KRZAKA
BŁYSŁA ZAKAPTURZONA CHUDA TWARZ ROBAKA
TADEUSZ WIDZIAŁ DOBRZE JAK MU RAZ I DRUGI
POKAZAŁ SIĘ NA LEWO CIEŃ BIAŁY I DŁUGI
CO TO BYŁO NIE WIEDZIAŁ ALE MIAŁ PRZECZUCIE
ŻE TO BYŁ HRABIA W DŁUGIM ANGIELSKIM SURDUCIE
WIECZERZANO W ZAMCZYSKU UPARTY PROTAZY
NIE DBAJĄC NA WYRAŹNE SĘDZIEGO ZAKAZY
W NIEBYTNOŚĆ PAŃSTWA ZNOWU DO ZAMKU SZTURMOWAŁ
I KREDENS DOŃ JAK MÓWI ZAINTROMITOWAŁ
GOŚCIE WESZLI W PORZĄDKU I STANĘLI KOŁEM
PODKOMORZY NAJWYŻSZE BRAŁ MIEJSCE ZA STOŁEM
Z WIEKU MU I Z URZĘDU TEN ZASZCZYT NALEŻY
IDĄC KŁANIAŁ SIĘ DAMOM STARCOM I MŁODZIEŻY
KWESTARZ NIE BYŁ U STOŁU MIEJSCE BERNARDYNA
PO PRAWEJ STRONIE MĘŻA MA PODKOMORZYNA
SĘDZIA KIEDY JUŻ GOŚCI JAK TRZEBA USTAWIŁ
ŻEGNAJĄC PO ŁACINIE STÓŁ POBŁOGOSŁAWIŁ
MĘŻCZYZNOM DANO WÓDKĘ ZA CZYM WSZYSCY SIEDLI
I CHŁODNIK ZABIELANY MILCZĄC ŻWAWO JEDLI
PO CHŁODNIKU SZŁY RAKI KURCZĘTA SZPARAGI
W TOWARZYSTWIE KIELICHÓW WĘGRZYNA MALAGI
JEDZĄ PIJĄ A MILCZĄ WSZYSCY NIGDY PONO
OD CZASU JAKO MURY ZAMKU PODŹWIGNIONO
KTÓRY URACZAŁ HOJNIE TYLU SZLACHTY BRATÓW
TYLE WESOŁYCH SŁYSZAŁ I ODBIŁ WIWATÓW
NIE PAMIĘTANO TAKIEJ POSĘPNEJ WIECZERZY
TYLKO PUKANIE KORKÓW I BRZĘKI TALERZY
ODBIJAŁA ZAMKOWA SIEŃ WIELKA I PUSTA
RZEKŁBYŚ IŻ ZŁY DUCH GOŚCIOM ZASZNUROWAŁ USTA
MNOGIE BYŁY POWODY MILCZENIA MYŚLIWI
POWRÓCILI Z OSTĘPU DOSYĆ GADATLIWI
LECZ GDY ZAPAŁ OCHŁONĄŁ MYŚLĄC NAD OBŁAWĄ
POSTRZEGAJĄ ŻE WYSZLI Z NIEJ NIE Z WIELKĄ SŁAWĄ
TRZEBAŻ BYŁO AŻEBY JEDEN KAPTUR POPI
WYRWAWSZY SIĘ BÓG WIE SKĄD JAK FILIP Z KONOPI
PRZEPISAŁ WSZYSTKICH STRZELCÓW POWIATU O WSTYDZIE
CÓŻ O TYM BĘDĄ GADAĆ W OSZMIANIE I LIDZIE
KTÓRE OD WIEKÓW WALCZĄ Z TUTEJSZYM POWIATEM
O PIERWSZEŃSTWO W STRZELECTWIE MYŚLILI WIĘC NAD TEM
ZAŚ ASESOR I REJENT PRÓCZ WSPÓLNYCH NIECHĘCI
ŚWIEŻĄ HAŃBĘ SWYCH CHARTÓW MIELI NA PAMIĘCI
W OCZACH IM STOI NIECNY KOT SKOKI WYCIĄGA
I OMYKIEM SPOD GAJU KIWAJĄC URĄGA
I TYM OMYKIEM ĆWICZY PO SERCACH JAK BICZEM
SIEDZIELI Z POCHYLONYM KU MISIE OBLICZEM
ASESOR NOWE JESZCZE MIAŁ POWODY ŻALÓW
PATRZĄC NA TELIMENĘ I NA SWYCH RYWALÓW
DO TADEUSZA SIEDZI TELIMENA BOKIEM
POMIESZANA ZALEDWIE ŚMIE NAŃ RZUCIĆ OKIEM
CHCIAŁA ZASĘPIONEGO HRABIEGO ZABAWIĆ
WYZWAĆ W DŁUŻSZĄ ROZMOWĘ W LEPSZY HUMOR WPRAWIĆ
BO HRABIA DZIWNIE KWAŚNY POWRÓCIŁ Z PRZECHADZKI
A RACZEJ JAKO MYŚLIŁ TADEUSZ Z ZASADZKI
SŁUCHAJĄC TELIMENY CZOŁO PODNIÓSŁ HARDO
BRWI ZMARSZCZYŁ SPOJRZAŁ NA NIĄ LEDWIE NIE Z POGARDĄ
POTEM PRZYSIADŁ SIĘ JAK MÓGŁ NAJBLIŻEJ DO ZOSI
NALEWA JEJ DO SZKLANKI TALERZE PRZYNOSI
PRAWI TYSIĄC GRZECZNOŚCI KŁANIA SIĘ UŚMIECHA
CZASEM OCZY WYWRACA I GŁĘBOKO WZDYCHA
WIDAĆ PRZECIEŻ POMIMO TAK ZRĘCZNE ŁUDZENIE
ŻE UMIZGAŁ SIĘ TYLKO NA ZŁOŚĆ TELIMENIE
BO GŁOWĘ ODWRACAJĄC NIBY NIEUMYŚLNIE
CORAZ KU TELIMENIE GROŹNYM OKIEM BŁYŚNIE
TELIMENA NIE MOGŁA POJĄĆ CO TO ZNACZY
RUSZYWSZY RAMIONAMI MYŚLIŁA DZIWACZY
WRESZCIE NOWYM ZALOTOM HRABIEGO DOŚĆ RADA
ZWRÓCIŁA SIĘ DO SWEGO DRUGIEGO SĄSIADA
TADEUSZ TEŻ POSĘPNY NIC NIE JADŁ NIC NIE PIŁ
ZDAWAŁ SIĘ SŁUCHAĆ ROZMÓW OCZY W TALERZ WLEPIŁ
TELIMENA MU LEJE WINO ON SIĘ GNIEWA
NA NATRĘTNOŚĆ PYTANY O ZDROWIE POZIEWA
MA ZA ZŁE TAK SIĘ ZMIENIŁ JEDNEGO WIECZORA
ŻE TELIMENA ZBYTNIE DO ZALOTÓW SKORA
GORSZY SIĘ ŻE JEJ SUKNIA TAK WCIĘTA GŁĘBOKO
NIESKROMNIE A DOPIERO KIEDY PODNIÓSŁ OKO
AŻ PRZELĄKŁ SIĘ BYSTRZEJSZE TERAZ MIAŁ ŹRENICE
LEDWIE SPOJRZAŁ W RUMIANE TELIMENY LICE
ODKRYŁ OD RAZU WIELKĄ STRASZNĄ TAJEMNICĘ
PRZEBÓG NARÓŻOWANACZY RÓŻ W ZŁYM GATUNKU
CZY JAKOŚ NA OBLICZU PRZETARŁ SIĘ Z TREFUNKU
GDZIENIEGDZIE ZRZEDNIAŁ NA WSKROŚ GRUBSZĄ PŁEĆ ODSŁANIA
MOŻE TO SAM TADEUSZ W ŚWIĄTYNI DUMANIA
ROZMAWIAJĄC ZA BLISKO OMUSKNĄŁ Z BIELIDŁA
KARMIN LŻEJSZY OD PYŁKÓW MOTYLEGO SKRZYDŁA
TELIMENA WRACAŁA NAZBYT ŚPIESZNO Z LASU
I POPRAWIĆ KOLORY SWE NIE MIAŁA CZASU
OKOŁO UST SZCZEGÓLNIEJ WIDNE BYŁY PIEGI
NUŻ OCZY TADEUSZA JAKO CHYTRE SZPIEGI
ODKRYWSZY JEDNĄ ZDRADĘ POCZNĄ W KOLEJ ZWIEDZAĆ
RESZTĘ WDZIĘKÓW I WSZĘDZIE JAKIŚ FAŁSZ WYŚLEDZAĆ
DWÓCH ZĘBÓW BRAKNIE W USTACH NA CZOLE NA SKRONI
ZMARSZCZKI TYSIĄCE ZMARSZCZKÓW POD BRODĄ SIĘ CHRONI
NIESTETY CZUŁ TADEUSZ JAK JEST NIEPOTRZEBNIE
RZECZ PIĘKNĄ NAZBYT ŚCIŚLE ZWAŻAĆ JAK HANIEBNIE
BYĆ SZPIEGIEM SWEJ KOCHANKI NAWET JAK SZKARADNIE
ODMIENIAĆ SMAK I SERCE LECZ KTÓŻ SERCEM WŁADNIE
DARMO CHCE BRAK MIŁOŚCI ZASTĄPIĆ SUMNIENIEM
CHŁÓD DUSZY OGRZAĆ ZNOWU JEJ WZROKU PROMIENIEM
JUŻ TEN WZROK JAKO KSIĘŻYC ŚWIATŁY A BEZ CIEPŁA
BŁYSKAŁ PO WIERZCHU DUSZY KTÓRA DO DNA KRZEPŁA
TAKIE ROBIĄC SAM SOBIE WYRZUTY I SKARGI
POCHYLIŁ W TALERZ GŁOWĘ MILCZAŁ I GRYZŁ WARGI
TYMCZASEM ZŁY DUCH NOWĄ POKUSĄ GO WABI
PODSŁUCHIWAĆ CO ZOSIA MÓWIŁA DO HRABI
DZIEWCZYNA UPRZEJMOŚCIĄ HRABIEGO UJĘTA
ZRAZU RUMIENIŁA SIĘ SPUŚCIWSZY OCZĘTA
POTEM ŚMIAĆ SIĘ ZACZĘLI W KOŃCU ROZMAWIALI
O JAKIMŚ NIESPODZIANYM W OGRODZIE SPOTKANIU
O JAKIMŚ PO ŁOPUCHACH I GRZĘDACH STĄPANIU
TADEUSZ WYCIĄGNĄWSZY CO NAJDŁUŻEJ USZY
POŁYKAŁ GORZKIE SŁOWA I PRZETRAWIAŁ W DUSZY
OKROPNĄ MIAŁ BIESIADĘ JAK W OGRODZIE ŻMIJA
DWOISTYM ŻĄDŁEM ZIOŁO ZATRUTE WYPIJA
POTEM SKRĘCI SIĘ W KŁĘBEK I NA DRODZE LEGNIE
GROŻĄC STOPIE CO NA NIĄ NIEOSTROŻNIE BIEGNIE
TAK TADEUSZ OPIŁY TRUCIZNĄ ZAZDROŚCI
ZDAWAŁ SIĘ OBOJĘTNY A PĘKAŁ ZE ZŁOŚCI
W NAJWESELSZYM ZEBRANIU NIECH SIĘ KILKU GNIEWA
ZARAZ SIĘ ICH PONUROŚĆ NA RESZTĘ ROZLEWA
STRZELCY DAWNIEJ MILCZELI DRUGA STOŁU STRONA
UMILKŁA TADEUSZA ŻÓŁCIĄ ZARAŻONA
NAWET PAN PODKOMORZY NADZWYCZAJ PONURY
NIE MIAŁ OCHOTY GADAĆ WIDZĄC SWOJE CÓRY
POSAŻNE I NADOBNE PANNY W WIEKU KWIECIE
ZDANIEM WSZYSTKICH NAJPIERWSZE PARTYJE W POWIECIE
MILCZĄCE ZANIEDBANE OD MILCZĄCEJ MŁODZI
GOŚCINNEGO SĘDZIEGO RÓWNIEŻ TO OBCHODZI
WOJSKI ZAŚ UWAŻAJĄC ŻE TAK WSZYSCY MILCZĄ
NAZYWAŁ TĘ WIECZERZĘ NIE POLSKĄ LECZ WILCZĄ
HRECZECHA NA MILCZENIE MIAŁ SŁUCH BARDZO CZUŁY
SAM GAWĘDZIŁ I LUBIŁ NIEZMIERNIE GADUŁY
NIE DZIW ZE SZLACHTĄ STRAWIŁ ŻYCIE NA BIESIADACH
NA POLOWANIACH ZJAZDACH SEJMIKOWYCH RADACH
PRZYWYKŁ ŻEBY MU ZAWSZE COŚ BĘBNIŁO W UCHO
NAWET WTENCZAS GDY MILCZAŁ LUB Z PLACKĄ ZA MUCHĄ
SKRADAŁ SIĘ LUB ZAMKNĄWSZY OCZY SIADAŁ MARZYĆ
W DZIEŃ SZUKAŁ ROZMÓW W NOCY MUSIANO MU GWARZYĆ
PACIERZE RÓŻAŃCOWE ALBO GADAĆ BAJKI
STĄD TEŻ NIEPRZYJACIELEM ZABITYM BYŁ FAJKI
WYMYŚLONEJ OD NIEMCÓW BY NAS SCUDZOZIEMCZYĆ
MAWIAŁ POLSKĘ ONIEMIĆ JEST TO POLSKĘ ZNIEMCZYĆ
STARZEC WIEK PRZEGWARZYWSZY CHCIAŁ SPOCZYWAĆ W GWARZE
MILCZENIE GO BUDZIŁO ZE SNU TAK MŁYNARZE
UŚPIENI KÓŁ TARKOTEM LEDWIE STANĄ OSIE
BUDZĄ SIĘ KRZYCZĄC Z TRWOGĄ A SŁOWO STAŁO SIĘ
WOJSKI UKŁONEM DAWAŁ ZNAK PODKOMORZEMU
A RĘKĄ OD UST LEKKO SKINĄŁ KU SĘDZIEMU
PROSZĄC O GŁOS PANOWIE NA TEN UKŁON NIEMY
ODKŁONILI SIĘ OBA CO ZNACZY PROSIEMY
WOJSKI ZAGAIŁŚMIAŁBYM UPRASZAĆ MŁODZIEŻY
AŻEBY PO STAREMU BAWIĆ U WIECZERZY
NIE MILCZEĆ I ŻUĆ CZY MY OJCE KAPUCYNI
KTO MILCZY MIĘDZY SZLACHTĄ TO WŁAŚNIE TAK CZYNI
JAKO MYŚLIWIEC KTÓRY NABÓJ RDZAWI W STRZELBIE
DLATEGO JA ROZMOWNOŚĆ NASZYCH PRZODKÓW WIELBIĘ
PO ŁOWACH SZLI DO STOŁU NIE TYLKO BY JADAĆ
ALE ABY NAWZAJEM MOGLI SIĘ WYGADAĆ
CO KAŻDY MIAŁ NA SERCU NAGANY POCHWAŁY
STRZELCÓW I OBŁAWNIKÓW OGARY WYSTRZAŁY
WYWOŁYWANO NA PLAC POWSTAWAŁA WRZAWA
MIŁA UCHU MYŚLIWCÓW JAK DRUGA OBŁAWA
WIEM WIEM O CO WAM IDZIE TA CZARNYCH TROSK CHMURA
PONO Z ROBAKOWEGO WZNIOSŁA SIĘ KAPTURA
WSTYDZICIE SIĘ SWYCH PUDEŁ NIECH WAS WSTYD NIE PALI
ZNAŁEM MYŚLIWYCH LEPSZYCH OD WAS A CHYBIALI
TRAFIAĆ CHYBIAĆ POPRAWIAĆ TO KOLEJ STRZELECKA
JA SAM CHOCIAŻ ZE STRZELBĄ WŁÓCZĘ SIĘ OD DZIECKA
CHYBIAŁEM CHYBIAŁ SŁAWNY ÓW STRZELEC TUŁOSZCZYK
NAWET NIE ZAWSZE TRAFIAŁ PAN REJTAN NIEBOSZCZYK
O REJTANIE OPOWIEM PÓŹNIEJ CO SIĘ TYCZE
WYPUSZCZENIA Z OBŁAWY ŻE OBA PANICZE
ŹWIERZOWI JAK NALEŻY KROKU NIE DOSTALI
CHOĆ MIELI OSZCZEP W RĘKU TEGO NIKT NIE CHWALI
ANI GANI BO ZMYKAĆ MAJĄC NABÓJ W RURZE
ZNACZYŁO PO STAREMU BYĆ TCHÓRZEM NAD TCHÓRZE
TOŻ WYSTRZELIĆ NA OŚLEP JAK TO ROBI WIELU
NIE PRZYPUŚCIWSZY ŹWIERZA NIE WZIĄWSZY DO CELU
JEST RZECZ HANIEBNA ALE KTO DOBRZE WYMIERZY
KTO PRZYPUŚCI DO SIEBIE ŹWIERZA JAK NALEŻY
JEŚLI CHYBIŁ COFNĄĆ SIĘ MOŻE BEZ SROMOTY
ALBO WALCZYĆ OSZCZEPEM LECZ Z WŁASNEJ OCHOTY
A NIE Z MUSU GDYŻ OSZCZEP STRZELCOM PORUCZONY
NIE DLA NATARCIA ALE TYLKO DLA OBRONY
TAK BYŁO PO STAREMU A WIĘC MNIE ZAWIERZCIE
I WASZEJ REJTERADY DO SERCA NIE BIERZCIE
KOCHANY TADEUSZKU I WIELMOŻNY GRAFIE
ILEKROĆ ZAŚ WSPOMNICIE O DZISIEJSZYM TRAFIE
WSPOMNIJCIE TEŻ STAREGO WOJSKIEGO PRZESTROGĘ
NIGDY JEDEN DRUGIEMU NIE ZACHODZIĆ W DROGĘ
NIGDY WE DWÓCH NIE STRZELAĆ DO JEDNEJ ŹWIERZYNY
WŁAŚNIE WOJSKI WYMAWIAŁ TO SŁOWO ŹWIERZYNY
GDY ASESOR PÓŁGĘBKIEM PODSZEPNĄŁ DZIEWCZYNY
BRAWO KRZYKNĘŁA MŁODZIEŻ POWSTAŁ SZMER I ŚMIECHY
POWTARZANO Z KOLEI PRZESTROGĘ HRECZECHY
MIANOWICIE OSTATNIE SŁOWO CI ŹWIERZYNY
A DRUDZY W GŁOS ŚMIEJĄC SIĘ KRZYCZELI DZIEWCZYNY
REJENT SZEPNĄŁ KOBIETY ASESOR KOKIETY
UTKWIWSZY W TELIMENIE OCZY JAK SZTYLETY
NIE MYŚLIŁ WCALE WOJSKI PRZYMAWIAĆ NIKOMU
ANI UWAŻAŁ CO TAM SZEPCĄ PO KRYJOMU
RAD BARDZO ŻE MÓGŁ DAMY I MŁODZIEŻ ROZŚMIESZYĆ
ZWRÓCIŁ SIĘ KU MYŚLIWCOM CHCĄC I TYCH POCIESZYĆ
I ZACZĄŁ NALEWAJĄC SOBIE KIELICH WINA
NADAREMNIE OCZYMA SZUKAM BERNARDYNA
CHCIAŁBYM MU OPOWIEDZIEĆ WYPADEK CIEKAWY
PODOBNY DO ZDARZENIA DZISIEJSZEJ OBŁAWY
KLUCZNIK MÓWIŁ ŻE TYLKO ZNAŁ JEDNEGO CZŁEKA
CO TAK CELNIE JAK ROBAK MÓGŁ STRZELIĆ Z DALEKA
JA ZAŚ ZNAŁEM DRUGIEGO RÓWNIE TRAFNYM STRZAŁEM
OCALIŁ ON DWÓCH PANÓW SAM JA TO WIDZIAŁEM
KIEDY DO NALIBOCKICH ZACIĄGNĘLI LASÓW
TADEUSZ REJTAN POSEŁ I KSIĄŻĘ DENASSOW
NIE ZAZDROŚCILI SŁAWIE SZLACHCICA PANOWIE
OWSZEM U STOŁU PIERWSI WNIEŚLI JEGO ZDROWIE
NADAWALI MU WIELKICH PREZENTÓW BEZ LIKU
I SKÓRĘ ZABITEGO DZIKA O TYM DZIKU
I O STRZALE POWIEM WAM JAK NAOCZNY ŚWIADEK
BO TO BYŁ DZISIEJSZEMU PODOBNY PRZYPADEK
A ZDARZYŁ SIĘ NAJWIĘKSZYM STRZELCOM ZA MYCH CZASÓW
POSŁOWI REJTANOWI I KSIĘCIU DENASSOW
A WTEM OZWAŁ SIĘ SĘDZIA NALEWAJĄC CZASZĘ
PIJĘ ZDROWIE ROBAKA WOJSKI W RĘCE WASZE
JEŚLI DATKIEM NIE MOŻEM KWESTARZA ZBOGACIĆ
POSTARAMY SIĘ PRZECIEŻ ZA PROCH MU ZAPŁACIĆ
URĘCZAMY ŻE NIEDŹWIEDŹ ZABITY DZIŚ W BORU
PRZEZ DWA LATA WYSTARCZY NA KUCHNIĘ KLASZTORU
LECZ SKÓRY KSIĘDZU NIE DAM LUB GWAŁTEM ZABIORĘ
ALBO JĄ MNICH USTĄPIĆ MUSI PRZEZ POKORĘ
ALBO JĄ KUPIĘ CHOĆBY DZIESIĄTKIEM SOBOLI
SKÓRĄ TĄ ROZPORZĄDZIMY WEDLE NASZEJ WOLI
PIERWSZY WIENIEC I SŁAWĘ JUŻ WZIĄŁ SŁUGA BOŻY
SKÓRĘ JAŚNIE WIELMOŻNY PAN NASZ PODKOMORZY
TEMU DA KTO NA DRUGĄ NAGRODĘ ZASŁUŻYŁ
PODKOMORZY POGŁADZIŁ CZOŁO I BRWI ZMRUŻYŁ
STRZELCY ZACZĘLI SZEMRAĆ KAŻDY COŚ POWIADAŁ
TAMTEN JAK ŹWIERZA ZNALAZŁ TEN JAK RANĘ ZADAŁ
TAMTEN PSIARNIĘ NAWOŁAŁ ÓW ŹWIERZA NAWRÓCIŁ
ZNOWU W OSTĘP ASESOR Z REJENTEM SIĘ KŁÓCIŁ
JEDEN WIELBIĄC PRZYMIOTY SWOJEJ SANGUSZKÓWKI
DRUGI BAŁABANOWSKIEJ SWEJ SAGALASÓWKI
SĘDZIO SĄSIEDZIE WRESZCIE WYRZEKŁ PODKOMORZY
PIERWSZĄ NAGRODĘ SŁUSZNIE ZYSKAŁ SŁUGA BOŻY
LECZ NIEŁACNO ROZSĄDZIĆ KTO JEST PO NIM DRUGI
BO WSZYSCY ZDAJĄ MI SIĘ MIEĆ RÓWNE ZASŁUGI
WSZYSCY RÓWNI ZRĘCZNOŚCIĄ BIEGŁOŚCIĄ I MĘSTWEM
PRZECIEŻ DWÓCH DZIŚ ODZNACZYŁ LOS NIEBEZPIECZEŃSTWEM
DWAJ BYLI NIEDŹWIEDZIEGO NAJBLIŻSI PAZURA
TADEUSZ I PAN HRABIA IM NALEŻY SKÓRA
PAN TADEUSZ USTĄPI JESTEM TEGO PEWNY
JAKO MŁODSZY I JAKO GOSPODARZA KREWNY
WIĘC SPOLIA OPIMA WEŹMIESZ MOŚCI HRABIA
NIECH TEN ŁUP TWĄ STRZELECKĄ KOMNATĘ OZDABIA
NIECHAJ PAMIĄTKĄ BĘDZIE DZISIEJSZEJ ZABAWY
GODŁEM SZCZĘŚCIA ŁOWCZEGO BODŹCEM PRZYSZŁEJ SŁAWY
UMILKNĄŁ WESÓŁ MYŚLĄC ŻE HRABIĘ UCIESZYŁ
NIE WIEDZIAŁ JAK BOLEŚNIE SERCE JEGO PRZESZYŁ
BO HRABIA NA STRZELECKIEJ KOMNATY WSPOMNIENIE
MIMOWOLNIE WZROK PODNIÓSŁ A TE ŁBY JELENIE
TE GAŁĘZISTE ROGI JAKBY LAS WAWRZYNÓW
ZASIANY RĘKĄ OJCÓW NA WIEŃCE DLA SYNÓW
TE RZĘDAMI PORTRETÓW ZDOBIONE FILARY
TEN W SKLEPIENIU BŁYSZCZĄCY HERB PÓŁKOZIC STARY
OZWAŁY SIĘ DOŃ ZEWSZĄD GŁOSAMI PRZESZŁOŚCI
ZBUDZIŁ SIĘ Z MARZEŃ WSPOMNIAŁ GDZIE U KOGO GOŚCI
DZIEDZIC HORESZKÓW GOŚCIEM ŚRÓD SWYCH WŁASNYCH PROGÓW
BIESIADNIKIEM SOPLICÓW SWYCH ODWIECZNYCH WROGÓW
A PRZY TYM ZAWIŚĆ KTÓRĄ CZUŁ DO TADEUSZA
TYM MOCNIEJ HRABIĘ PRZECIW SOPLICOM PORUSZA
RZEKŁ WIĘC Z GORZKIM UŚMIECHEM MÓJ DOMEK ZBYT MAŁY
NIE MA GODNEGO MIEJSCA NA DAR TAK WSPANIAŁY
NIECH LEPIEJ NIEDŹWIEDŹ CZEKA POŚRÓD TYCH ROGACZY
AŻ MI GO SĘDZIA RAZEM Z ZAMKIEM ODDAĆ RACZY
PODKOMORZY ZGADUJĄC NA CO SIĘ ZANOSI
ZADZWONIŁ W TABAKIERĘ ZŁOTĄ O GŁOS PROSI
GODZIENEŚ POCHWAŁ RZECZE HRABIO MÓJ SĄSIEDZIE
ŻE DBASZ O INTERESA NAWET PRZY OBIEDZIE
NIE TAK JAK MODNI WIEKU TWOJEGO PANICZE
ŻYJĄCY BEZ RACHUNKU JA TUSZĘ I ŻYCZĘ
ZGODĄ ZAKOŃCZYĆ MOJE SĄDY PODKOMORSKIE
DOTĄD JEDYNA TRUDNOŚĆ JEST O FUNDUM DWORSKIE
MAM JUŻ PROJEKT ZAMIANY FUNDUM WYNAGRODZIĆ
ZIEMIĄ W SPOSÓB NASTĘPNY TU ZACZĄŁ WYWODZIĆ
PORZĄDNIE JAK ZWYKŁ ZAWSZE PLAN PRZYSZŁEJ ZAMIANY
JUŻ BYŁ W POŁOWIE RZECZY GDY RUCH NIESPODZIANY
WSZCZĄŁ SIĘ NA KOŃCU STOŁA JEDNI COŚ POSTRZEGLI
WSKAZUJĄ PALCEM DRUDZY OCZYMA TAM BIEGLI
AŻ WRESZCIE WSZYSTKIE GŁOWY JAK KŁOSY SCHYLONE
WSTECZNYM WIATREM W PRZECIWNĄ ZWRÓCIŁY SIĘ STRONĘ
W KĄTZ KĄTA KĘDY WISIAŁ PORTRET NIEBOSZCZYKA
OSTATNIEGO Z RODZINY HORESZKÓW STOLNIKA
Z MAŁYCH DRZWICZEK UKRYTYCH POMIĘDZY FILARY
WYSUNĘŁA SIĘ CICHO POSTAĆ NA KSZTAŁT MARY
GERWAZY POZNANO GO PO WZROŚCIE PO LICACH
PO SREBRZYSTYCH NA ŻÓŁTEJ KURCIE PÓŁKOZICACH
STĄPAŁ JAKO SŁUP PROSTO NIEMY I SUROWY
NIE ZDJĄWSZY CZAPKI NAWET NIE SCHYLIWSZY GŁOWY
W RĘKU TRZYMAŁ BŁYSZCZĄCY KLUCZ JAKBY PUGINAŁ
ODEMKNĄŁ SZAFĘ I W NIEJ COŚ KRĘCIĆ ZACZYNAŁ
STAŁY W DWÓCH KĄTACH SIENI WSPARTE O FILARY
DWA KURANTOWE W SZAFACH ZAMKNIĘTE ZEGARY
DZIWAKI STARE DAWNO ZE SŁOŃCEM W NIEZGODZIE
POŁUDNIE WSKAZYWAŁY CZĘSTO O ZACHODZIE
GERWAZY NIE PRZYBRAŁ SIĘ MACHINĘ NAPRAWIĆ
ALE BEZ NAKRĘCENIA NIE CHCIAŁ JEJ ZOSTAWIĆ
DRĘCZYŁ KLUCZEM ZEGARY KAŻDEGO WIECZORA
WŁAŚNIE TERAZ PRZYPADŁA NAKRĘCANIA PORA
GDY PODKOMORZY SPRAWĄ ZAJMOWAŁ UWAGĘ
STRON INTERESOWANYCH ON POCIĄGNĄŁ WAGĘ
ZGRZYTNĘŁY WYSZCZERBIONYM ZĘBEM KOŁA RDZAWE
WZDRYGNĄŁ SIĘ PODKOMORZY I PRZERWAŁ ROZPRAWĘ
BRACIE RZEKŁ ODŁÓŻ NIECO TWĄ PILNĄ ROBOTĘ
I KOŃCZYŁ PLAN ZAMIANY LECZ KLUCZNIK NA PSOTĘ
JESZCZE SILNIEJ POCIĄGNĄŁ DRUGIEGO CIĘŻARU
I WNET GIL KTÓRY SIEDZIAŁ NA WIERZCHU ZEGARU
TRZEPIOCĄC SKRZYDŁEM ZACZĄŁ CIĄĆ KURANTÓW NUTY
PTAK SZTUCZNIE WYROBIONY SZKODA ŻE POPSUTY
ZAJĄKAŁ SIĘ I PISZCZAŁ IM DALEJ TYM GORZEJ
GOŚCIE W ŚMIECH MUSIAŁ PRZERWAĆ ZNOWU PODKOMORZY
MOŚCI KLUCZNIKU KRZYKNĄŁ LUB RACZEJ PUSZCZYKU
JEŚLI DZIOB TWÓJ SZANUJESZ DOŚĆ MI TEGO KRZYKU
ALE GERWAZY GROŹBĄ WCALE SIĘ NIE STRWOŻYŁ
PRAWĄ RĘKĘ POWAŻNIE NA ZEGAR POŁOŻYŁ
A LEWĄ WZIĄŁ SIĘ POD BOK TAK OBURĄCZ WSPARTY
PODKOMORZEŃKU KRZYKNĄŁ WOLNE PAŃSKIE ŻARTY
WRÓBEL MNIEJSZY NIŻ PUSZCZYK A NA SWOICH WIORACH
ŚMIELSZY JEST ANIŻELI PUSZCZYK W CUDZYCH DWORACH
CO KLUCZNIK TO NIE PUSZCZYK KTO W CUDZE PODDASZE
NOCĄ WŁAZI TEN PUSZCZYK I JA GO WYSTRASZĘ
ZA DRZWI Z NIM PODKOMORZY KRZYKNĄŁPANIE HRABIA
ZAWOŁAŁ KLUCZNIK WIDZISZ PAN CO SIĘ WYRABIA
CZY NIE DOSYĆ SIĘ JESZCZE PAŃSKI HONOR PLAMI
ŻE PAN JADASZ I PIJASZ Z TYMI SOPLICAMI
TRZEBAŻ JESZCZE ABY MNIE ZAMKU URZĘDNIKA
GERWAZEGO RĘBAJŁĘ HORESZKÓW KLUCZNIKA
LŻYĆ W DOMU PANÓW MOICH I PANŻE TO ZNIESIE
WTEM PROTAZY ZAWOŁAŁ TRZYKROĆ UCISZCIE SIĘ
NA USTĘP JA PROTAZY BALTAZAR BRZECHALSKI
DWOJGA IMION JENERAŁ NIEGDYŚ TRYBUNALSKI
VULGO WOŹNY WOŹNIEŃSKĄ OBDUKCYJĄ ROBIĘ
I WIZYJĄ FORMALNĄ ZAMAWIAJĄC SOBIE
URODZONYCH TU WSZYSTKICH OBECNYCH ŚWIADECTWO
I PANA ASESORA WZYWAJĄC NA ŚLEDZTWO
Z POWODU WIELMOŻNEGO SĘDZIEGO SOPLICY
O INKURSYJĄ TO JEST O NAJAZD GRANICY
GWAŁT ZAMKU W KTÓRYM SĘDZIA DOTĄD PRAWNIE WŁADA
CZEGO DOWODEM JAWNYM JEST ŻE W ZAMKU JADA
BRZECHACZU WRZASNĄŁ KLUCZNIK JA CIĘ WNET NAUCZĘ
I DOBYWSZY ZZA PASA SWE ŻELAZNE KLUCZE
OKRĘCIŁ WKOŁO GŁOWY PUŚCIŁ Z CAŁEJ MOCY
PĘK ŻELAZA WYLECIAŁ JAKO KAMIEŃ Z PROCY
PEWNIE ŁEB PROTAZEMU ROZBIŁBY NA ĆWIERCI
SZCZĘŚCIEM SCHYLIŁ SIĘ WOŹNY I WYDARŁ SIĘ ŚMIERCI
PORWALI SIĘ Z MIEJSC WSZYSCY CHWILĘ BYŁA GŁUCHA
CICHOŚĆ AŻ SĘDZIA KRZYKNĄŁ W DYBY TEGO ZUCHA
HOLA CHŁOPCY I CZELADŹ RZUCIŁA SIĘ ŻWAWO
CIASNYM PRZEJŚCIEM POMIĘDZY ŚCIANAMI I ŁAWĄ
LECZ HRABIA KRZESŁEM W ŚRODKU ZAGRODZIŁ IM DROGĘ
I NA TYM SZAŃCU SŁABYM UTWIERDZIWSZY NOGĘ
WARA ZAWOŁAŁ SĘDZIO NIE WOLNO NIKOMU
KRZYWDZIĆ SŁUGĘ MOJEGO W MOIM WŁASNYM DOMU
KTO MA NA STARCA SKARGĘ NIECH JĄ MNIE PRZEŁOŻY
ZYZEM W OCZY HRABIEMU SPOJRZAŁ PODKOMORZY
BEZ WACINEJ POMOCY UKARAĆ POTRAFIĘ
ZUCHWAŁEGO SZLACHETKĘ A WAĆ MOŚCI GRAFIE
PRZED DEKRETEM TEN ZAMEK ZA WCZEŚNIE PRZYWŁASZCZASZ
NIE WAĆ TU JESTEŚ PANEM NIE WAĆ NAS UGASZCZASZ
SIEDŹ CICHO JAKEŚ SIEDZIAŁ JEŚLI SIWEJ GŁOWY
NIE CZCISZ TO SZANUJ PIERWSZY URZĄD POWIATOWY
CO MI ODMRUKNĄŁ HRABIA DOŚĆ JUŻ TEJ GAWĘDY
NUDŹCIE DRUGICH WASZYMI WZGLĘDY I URZĘDY
DOŚĆ JUŻ GŁUPSTWA ZROBIŁEM WDAJĄC SIĘ Z WAĆPAŃSTWEM
W PIJATYKI KTÓRE SIĘ KOŃCZĄ GRUBIJAŃSTWEM
ZDACIE MI SPRAWĘ Z MEGO HONORU OBRAZY
DO WIDZENIA PO TRZEŹWU PÓDŹ ZA MNĄ GERWAZY
NIGDY SIĘ ODPOWIEDZI TAKIEJ NIE SPODZIEWAŁ
PODKOMORZY WŁAŚNIE SWÓJ KIELISZEK NALEWAŁ
GDY ZUCHWALSTWEM HRABIEGO RAŻONY JAK GROMEM
OPARŁSZY SIĘ O KIELICH BUTLEM NIERUCHOMYM
GŁOWĘ WYCIĄGNĄŁ NA BOK I UCHA PRZYŁOŻYŁ
OCZY ROZWARŁ SZEROKO USTA WPÓŁ OTWORZYŁ
MILCZAŁ LECZ KIELICH W RĘKU TAK POTĘŻNIE ŚCISNĄŁ
ŻE SZKŁO DŹWIĘKNĄWSZY PĘKŁO PŁYN W OCZY MU PRYSNĄŁ
RZEKŁBYŚ IŻ Z WINEM OGNIA W DUSZĘ SIĘ NALAŁO
TAK OBLICZE SPŁONĘŁO TAK OKO PAŁAŁO
ZERWAŁ SIĘ MÓWIĆ PIERWSZE SŁOWO NIEWYRAŹNIE
MLEŁ W USTACH AŻ PRZEZ ZĘBY WYLECIAŁO BŁAŹNIE
GRAFIĄTKO JA CIĘ TOMASZ KARABELĘ JA TU
NAUCZĘ CIEBIE MORES BŁAŹNIE DAJ GO KATU
WZGLĘDY URZĘDY NUDZĄ USZKO DELIKATNE
JA CIĘ ZARAZ PO TYCH ZAUSZNICZKACH PŁATNĘ
FORA ZA DRZWI DO KORDA TOMASZ KARABELĘ
WTEM DO PODKOMORZEGO SKOCZĄ PRZYJACIELE
SĘDZIA PORWAŁ MU RĘKĘ STÓJ PAN TO RZECZ NASZA
MNIE TU NAPRZÓD WYZWANO PROTAZY PAŁASZA
PUSZCZĘ GO W TANIEC JAKO NIEDŹWIADKA NA KIJU
LECZ TADEUSZ SĘDZIEGO WSTRZYMAŁ PANIE STRYJU
WIELMOŻNY PODKOMORZY CZYŻ SIĘ PAŃSTWU GODZI
WDAWAĆ SIĘ Z TYM FIRCYKIEM CZY TU NIE MA MŁODZI
NA MNIE SIĘ ZDAJCIE JA GO NALEŻYCIE SKARCĘ
A WASZEĆ PANIE ŚMIAŁKU CO WYZYWASZ STARCE
OBACZYM CZYLI JESTEŚ TAK STRASZNYM RYCERZEM
ROZPRAWIMY SIĘ JUTRO PLAC I BROŃ WYBIERZEM
DZIŚ UCHODŹ PÓKIŚ CAŁYDOBRA BYŁA RADA
KLUCZNIK I HRABIA WPADLI W OBROTY NIE LADA
PRZY WYŻSZYM KOŃCU STOŁA WRZAŁ TYLKO KRZYK WIELKI
ALE Z OSTREGO KOŃCA LATAŁY BUTELKI
KOŁO HRABIEGO GŁOWY STRWOŻONE KOBIETY
W PROŚBY W PŁACZ TELIMENA KRZYKNĄWSZY NIESTETY
WZNIOSŁA OCZY POWSTAŁA I PADŁA ZEMDLONA
I PRZECHYLIWSZY SZYJĘ PRZEZ HRABI RAMIONA
NA PIERŚ JEGO ZŁOŻYŁA SWE PIERSI ŁABĘDZIE
HRABIA CHOĆ ZAGNIEWANY WSTRZYMAŁ SIĘ W ZAPĘDZIE
ZACZĄŁ CUCIĆ OCIERAĆTYMCZASEM GERWAZY
WYSTAWIONY NA STOŁKÓW I BUTELEK RAZY
JUŻ ZACHWIAŁ SIĘ JUŻ CZELADŹ ZAKASAWSZY PIĘŚCIE
RZUCAŁA SIĘ NAŃ ZEWSZĄD HURMEM GDY NA SZCZĘŚCIE
ZOSIA WIDZĄC SZTURM SKOCZY I LITOŚCIĄ ZDJĘTA
ZASŁANIA STARCA NA KRZYŻ ROZPIĄWSZY RĄCZĘTA
WSTRZYMALI SIĘ GERWAZY Z WOLNA USTĘPOWAŁ
ZNIKNĄŁ Z OCZU SZUKANO GDZIE SIĘ POD STÓŁ SCHOWAŁ
GDY NAGLE Z DRUGIEJ STRONY WYSZEDŁ JAK SPOD ZIEMI
PODNIÓSŁSZY W GÓRĘ ŁAWĘ RAMIONY SILNEMI
OKRĘCIŁ SIĘ JAK WIATRAK OCZYŚCIŁ PÓŁ SIENI
WZIĄŁ HRABIĘ I TAK OBA ŁAWĄ ZASŁONIENI
COFALI SIĘ KU DRZWICZKOM JUŻ DOCHODZĄ PROGÓW
GERWAZY STANĄŁ JESZCZE RAZ SPOJRZAŁ NA WROGÓW
DUMAŁ CHWILĘ NIEPEWNY CZY COFAĆ SIĘ ZBROJNIE
CZYLI Z NOWYM ORĘŻEM SZUKAĆ SZCZĘŚCIA W WOJNIE
OBRAŁ DRUGIE JUŻ ŁAWĘ JAK TARAN MUROWY
W TYŁ DŹWIGNĄŁ DLA ZAMACHU JUŻ UGIĄWSZY GŁOWY
Z WYPIĘTĄ NAPRZÓD PIERSIĄ Z PODNIESIONĄ NOGĄ
MIAŁ WPAŚĆ UJRZAŁ WOJSKIEGO UCZUŁ W SERCU TRWOGĘ
WOJSKI CICHO SIEDZĄCY Z PRZYMRUŻONYM OKIEM
ZDAWAŁ SIĘ POGRĄŻONY W DUMANIU GŁĘBOKIEM
DOPIERO GDY SIĘ HRABIA Z PODKOMORZYM SKŁÓCIŁ
I SĘDZIEMU POGROZIŁ WOJSKI GŁOWĘ ZWRÓCIŁ
ZAŻYŁ DWAKROĆ TABAKI I PRZETARŁ POWIEKI
CHOCIAŻ WOJSKI SĘDZIEMU BYŁ KREWNY DALEKI
ALE W GOŚCINNYM JEGO DOMU ZAMIESZKAŁY
O ZDROWIE PRZYJACIELA BYŁ NIEZMIERNIE DBAŁY
PRZYPATRYWAŁ SIĘ ZATEM Z CIEKAWOŚCIĄ WALCE
WYCIĄGNĄŁ Z LEKKA NA STÓŁ RĘKĘ DŁOŃ I PALCE
POŁOŻYŁ NÓŻ NA DŁONI TRZONKIEM DO PAZNOKCIA
INDEKSU A ŻELAZEM ZWRÓCONY DO ŁOKCIA
POTEM RĘKĄ W TYŁ NIECO WYCHYLONĄ KIWAŁ
NIBY BAWIĄC SIĘ LECZ SIĘ W HRABIEGO WPATRYWAŁ
SZTUKA RZUCANIA NOŻÓW STRASZNA W RĘCZNEJ BITWIE
JUŻ BYŁA ZANIEDBANA PODÓWCZAS NA LITWIE
ZNAJOMA TYLKO STARYM KLUCZNIK JEJ PROBOWAŁ
NIERAZ W ZWADACH KARCZEMNYCH WOJSKI W NIEJ CELOWAŁ
WIDAĆ Z ZAMACHU RĘKI ŻE SILNIE UDERZY
A Z OCZU ŁACNO ZGADNĄĆ ŻE W HRABIEGO MIERZY
OSTATNIEGO Z HORESZKÓW CHOCIAŻ PO KĄDZIELI
MNIEJ BACZNI MŁODZI RUCHÓW STARCA NIE POJĘLI
GERWAZY ZBLADNĄŁ ŁAWĄ HRABIEGO ZAKŁADA
COFA SIĘ KU DRZWIOM ŁAPAJ KRZYKNĘŁA GROMADA
JAKO WILK OBSKOCZONY ZNIENACKA PRZY ŚCIERWIE
RZUCA SIĘ OŚLEP W ZGRAJĘ CO MU UCZTĘ PRZERWIE
JUŻ GONI MA JĄ SZARPAĆ WTEM ŚRÓD PSIEGO WRZASKU
TRZASŁO CICHE PÓŁKURCZE WILK ZNA JE PO TRZASKU
ŚLEDZI OKIEM POSTRZEGA ŻE Z TYŁU ZA CHARTY
MYŚLIWIEC WPÓŁ SCHYLONY NA KOLANIE WSPARTY
RURĄ KU NIEMU WIJE I JUŻ CYNGLA TYKA
WILK USZY SPUSZCZA OGON PODTULIWSZY ZMYKA
PSIARNIA Z TRYUMFUJĄCYM RZUCA SIĘ HAŁASEM
I SKUBIE GO PO KUDŁACH ZWIERZ ZWRACA SIĘ CZASEM
SPOJRZY KLAPNIE PASZCZĘKĄ I BIAŁYCH KŁÓW ZGRZYTEM
LEDWIE POGROZI PSIARNIA PIERZCHA ZE SKOWYTEM
TAK I GERWAZY Z GROŹNĄ COFAŁ SIĘ POSTAWĄ
WSTRZYMUJĄC NAPASTNIKÓW OCZYMA I ŁAWĄ
AŻ RAZEM Z HRABIĄ WPADLI W GŁĄB CIEMNEJ FRAMUGI
ŁAPAJ KRZYKNIONO ZNOWU TRYUMF BYŁ NIEDŁUGI
BO NAD GŁOWAMI TŁUMU KLUCZNIK NIESPODZIANIE
UKAZAŁ SIĘ NA CHORZE PRZY STARYM ORGANIE
I Z TRZASKIEM JĄŁ WYRYWAĆ OŁOWIANE RURY
WIELKĄ BY KLĘSKĘ ZADAŁ UDERZAJĄC Z GÓRY
ALE JUŻ GOŚCIE TŁUMNIE WYCHODZILI Z SIENI
NIE ŚMIELI KROKU DOSTAĆ SŁUDZY POTRWOŻENI
I CHWYTAJĄC NACZYNIA W ŚLAD PANÓW UCIEKLI
NAWET NAKRYCIA Z CZĘŚCIĄ SPRZĘTÓW SIĘ WYRZEKLI
KTÓŻ OSTATNI NIE DBAJĄC NA GROŹBY I RAZY
USTĄPIŁ Z PLACU BITWY BRZECHALSKI PROTAZY
ON ZA KRZESŁEM SĘDZIEGO STOJĄC NIEWZRUSZENIE
CIĄGNĄŁ WOŹNIEŃSKIM GŁOSEM SWOJE OŚWIADCZENIE
AŻ SKOŃCZYŁ I Z PUSTEGO ZSZEDŁ POBOJOWISKA
KĘDY ZOSTAŁY TRUPY RANNI I ZWALISKA
W LUDZIACH STRATY NIE BYŁO ALE WSZYSTKIE ŁAWY
MIAŁY ZWICHNIONE NOGI STÓŁ TAKŻE KULAWY
OBNAŻONY Z OBRUSA POLEGŁ NA TALERZACH
ZLANYCH WINEM JAK RYCERZ NA KRWAWYCH PUKLERZACH
MIĘDZY LICZNYMI KURCZĄT I JENDYKÓW CAŁY
W KTÓRYCH PIERSI WIDELCE ŚWIEŻO WBITE TKWIAŁY
PO CHWILI W HORESZKOWSKIM SAMOTNYM BUDYNKU
WSZYSTKO DO ZWYCZAJNEGO WRACAŁO SPOCZYNKU
MROK ZGĘSTNIAŁ RESZTY PAŃSKIEJ WSPANIAŁEJ BIESIADY
LEŻĄ PODOBNE UCZCIE NOCNEJ GDZIE NA DZIADY
ZGROMADZIĆ SIĘ ZAKLĘTE MAJĄ NIEBOSZCZYKI
JUŻ NA PODDASZU TRZYKROĆ KRZYKNĘŁY PUSZCZYKI
JAK GUŚLARZE ZDAJĄ SIĘ WITAĆ WSCHÓD MIESIĄCA
KTÓREGO POSTAĆ OKNEM SPADŁA NA STÓŁ DRŻĄCA
NIBY DUSZA CZYSCOWA Z PODZIEMU PRZEZ DZIURY
WYSKAKIWAŁY NA KSZTAŁT POTĘPIEŃCÓW SZCZURY
GRYZĄ PIJĄ CZASAMI W KĄCIE ZAPOMNIANA
PUKNIE NA TOAST DUCHOM BUTELKA SZAMPANA
ALE NA DRUGIM PIĘTRZE W IZBIE KTÓRĄ ZWANO
CHOĆ BYŁA BEZ ZWIERCIADEŁ SALĄ ZWIERCIADLANĄ
STAŁ HRABIA NA KRUŻGANKU ZWRÓCONYM KU BRAMIE
CHŁODZIŁ SIĘ WIATREM SURDUT WDZIAŁ NA JEDNO RAMIĘ
DRUGI RĘKAW I POŁY U SZYI SFAŁDOWAŁ
I PIERŚ SURDUTEM JAKBY PŁASZCZEM UDRAPOWAŁ
GERWAZY CHODZIŁ KROKI WIELKIMI PO SALI
OBADWA ZAMYŚLENI DO SIEBIE GADALI
PISTOLETY RZEKŁ HRABIA LUB GDY CHCĄ PAŁASZE
ZAMEK RZEKŁ KLUCZNIK I WIEŚ OBOJE TO NASZE
STRYJA SYNOWCA WOŁAŁ HRABIA CAŁE PLEMIĘ
WYZYWAJ ZAMEK WOŁAŁ KLUCZNIK WIEŚ I ZIEMIE
ZABIERAJ PAN TO MÓWIĄC ZWRÓCIŁ SIĘ DO HRABI
JEŚLI PAN CHCE MIEĆ POKÓJ NIECH WSZYSTKO ZAGRABI
PO CO PROCES MOPANKU SPRAWA JAK DZIEŃ CZYSTA
ZAMEK W RĘKU HORESZKÓW BYŁ PRZEZ LAT CZTERYSTA
CZĘŚĆ GRUNTÓW ODERWANO W CZASIE TARGOWICY
I JAK PAN WIE ODDANO WŁADANIU SOPLICY
NIE TYLKO TĘ CZĘŚĆ WSZYSTKO ZABRAĆ IM NALEŻY
ZA KOSZTA PROCESOWE ZA KARĘ GRABIEŻY
MÓWIŁEM PANU ZAWSZE PROCESÓW ZANIECHAĆ
MÓWIŁEM PANU ZAWSZE NAJECHAĆ ZAJECHAĆ
TAK BYŁO PO DAWNEMU KTO RAZ GRUNT POSIĄDZIE
TEN DZIEDZIC WYGRAJ W POLU A WYGRASZ I W SĄDZIE
CO SIĘ TYCZY DAWNIEJSZYCH Z SOPLICAMI SPRZECZEK
JEST NA TO OD PROCESU LEPSZY SCYZORYCZEK
A JEŚLI MACIEJ W POMOC DA MI SWĄ RÓZECZKĘ
TO MY WE DWÓCH SOPLICÓW TYCH PORZNIEM NA SIECZKĘ
BRAWO RZEKŁ HRABIA PLAN TWÓJ GOTYCKOSARMACKI
PODOBA SIĘ MI LEPIEJ NIŻ SPÓR ADWOKACKI
WIESZ CO NA CAŁEJ LITWIE NAROBIM HAŁASU
WYPRAWĄ NIESŁYCHANĄ OD DAWNEGO CZASU
I SAMI SIĘ ZABAWIM DWA LATA TU SIEDZĘ
JAKĄŻ BITWĘ WIDZIAŁEM Z CHŁOPAMI O MIEDZĘ
NASZA WYPRAWA PRZECIEŻ KRWI ROZLANIE WRÓŻY
ODBYŁEM TAKĄ JEDNĄ W CZASIE MYCH PODRÓŻY
GDYM W SYCYLU BAWIŁ U PEWNEGO KSIĘCIA
ROZBÓJNICY PORWALI W GÓRACH JEGO ZIĘCIA
I OKUPU OD KREWNYCH ŻĄDALI ZUCHWALE
MY ZEBRAWSZY NAPRĘDCE SŁUGI I WASALE
WPADLIŚMY JA DWÓCH ZBOJCÓW RĘKĄ MĄ ZABIŁEM
PIERWSZY WLECIAŁEM W TABOR WIĘŹNIA UWOLNIŁEM
ACH MÓJ GERWAZY JAKI TO BYŁ TRYUMFALNY
JAKI PIĘKNY NASZ POWRÓT RYCERSKOFEUDALNY
LUD Z KWIATAMI SPOTYKAŁ NAS CÓRKA KSIĄŻĘCIA
WDZIĘCZNA ZBAWCY ZE ŁZAMI PADŁA W ME OBJĘCIA
GDYM PRZYBYŁ DO PALERMO WIEDZIANO Z GAZETY
PALCAMI WSKAZYWAŁY MIĘ WSZYSTKIE KOBIETY
NAWET WYDRUKOWANO O CAŁYM ZDARZENIU
ROMANS GDZIE WYMIENIONY JESTEM PO IMIENIU
ROMANS MA TYTUŁ HRABIA CZYLI TAJEMNICE
ZAMKU BIRBANTEROKKA CZY SĄ TU CIEMNICE
W TYM ZAMKU SĄ RZEKŁ KLUCZNIK OGROMNE PIWNICE
ALE PUSTE BO WINO WYPILI SOPLICE
DŻOKEJÓW DODAŁ HRABIA UZBROIĆ WE DWORZE
Z WŁOŚCI WEZWAĆ WASALÓW LOKAJÓW BROŃ BOŻE
PRZERWAŁ GERWAZY CZY TO ZAJAZD JEST HULTAJSTWEM
KTO WIDZIAŁ ZAJAZD ROBIĆ Z CHŁOPSTWEM I Z LOKAJSTWEM
MÓJ PANIE NA ZAJAZDACH NIE ZNACIE SIĘ WCALE
WĄSALÓW CO INNEGO ZDADZĄ SIĘ WĄSALE
NIE WE WŁOŚCI ICH SZUKAĆ ALE PO ZAŚCIANKACH
W DOBRZYNIE W RZEZIKOWIE W CIĘTYCZACH W RĄBANKACH
SZLACHTA ODWIECZNA W KTÓREJ KREW RYCERSKA PŁYNIE
WSZYSCY PRZYCHYLNI PANÓW HORESZKÓW RODZINIE
WSZYSCY NIEPRZYJACIELE ZABICI SOPLICÓW
STAMTĄD ZBIORĘ ZE TRZYSTU WĄSATYCH SZLACHCICÓW
TO RZECZ MOJA PAN NIECHAJ DO PAŁACU WRACA
I WYŚPI SIĘ BO JUTRO BĘDZIE WIELKA PRACA
PAN SPAĆ LUBI JUŻ PÓŹNO DRUGI KUR JUŻ PIEJE
JA TU BĘDĘ PILNOWAĆ ZAMKU AŻ ROZDNIEJE
A ZE SŁONECZKIEM STANĘ W DOBRZYŃSKIM ZAŚCIANKU
NA TE SŁOWA PAN HRABIA USTĄPIŁ Z KRUŻGANKU
ALE NIM ODSZEDŁ SPOJRZAŁ PRZEZ OTWÓR STRZELNICY
I WIDZĄC ŚWIATEŁ MNÓSTWO W DOMOSTWIE SOPLICY
ILUMINUJCIE KRZYKNĄŁ JUTRO O TEJ PORZE
BĘDZIE JASNO W TYM ZAMKU CIEMNO W WASZYM DWORZE
GERWAZY SIADŁ NA ZIEMI OPARŁ SIĘ O ŚCIANĘ
I POCHYLIŁ KU PIERSIOM CZOŁO ZADUMANE
ŚWIATŁOŚĆ MIESIĘCZNA PADŁA NA WIERZCH GŁOWY ŁYSY
GERWAZY PO NIM KRYŚLIŁ PALCEM RÓŻNE RYSY
WIDAĆ ŻE PRZYSZŁYCH WYPRAW SNUŁ PLANY WOJENNE
CIĘŻĄ MU CORAZ BARDZIEJ POWIEKI BRZEMIENNE
BEZWŁADNĄ KIWNĄŁ SZYJĄ CZUŁ ŻE GO SEN BIERZE
ZACZĄŁ WEDLE ZWYCZAJU WIECZORNE PACIERZE
LECZ MIĘDZY OJCZENASZEM I ZDROWAŚ MARYJĄ
DZIWNE STANĘŁY MARY TŁOCZĄ SIĘ I WIJĄ
KLUCZNIK WIDZI HORESZKI SWOJE DAWNE PANY
CI NIOSĄ KARABELE DRUDZY BUZDYGANY
KAŻDY GROŹNIE SPOZIERA I POKRĘCA WĄSA
SKŁADA SIĘ KARABELĄ BUZDYGANEM WSTRZĄSA
ZA NIMI JEDEN CICHY POSĘPNY CIEŃ MIGNĄŁ
Z KRWAWĄ NA PIERSI PLAMĄ GERWAZY SIĘ WZDRYGNĄŁ
POZNAŁ STOLNIKA ZACZĄŁ WKOŁO SIEBIE ŻEGNAĆ
I AŻEBY TYM PEWNIEJ STRASZNE SNY ROZEGNAĆ
ODMAWIAŁ LITANIJĄ O CZYSCOWYCH DUSZACH
ZNOWU WZROK MU SKLEIŁ SIĘ ZADZWONIŁO W USZACH
WIDZI TŁUM SZLACHTY KONNEJ BŁYSZCZĄ KARABELE
ZAJAZD ZAJAZD KORELICZ I RYMSZA NA CZELE
I OGLĄDA SAM SIEBIE JAK NA KONIU SIWYM
Z PODNIESIONYM NAD GŁOWĘ RAPIEREM STRASZLIWYM
LECI ROZPIĘTA NA WIATR SZUMI TARATATKA
Z LEWEGO UCHA SPADŁA W TYŁ KONFEDERATKA
LECI JEZDNYCH I PIESZYCH PO DRODZE OBALA
I NA KONIEC SOPLICĘ W STODOLE PODPALA
WTEM CIĘŻKA MARZENIAMI NA PIERŚ SPADŁA GŁOWA
I TAK USNĄŁ OSTATNI KLUCZNIK HORESZKOWA
NIEZNACZNIE Z WILGOTNEGO WYKRADAŁ SIĘ MROKU
ŚWIT BEZ RUMIEŃCA WIODĄC DZIEŃ BEZ ŚWIATŁA W OKU
DAWNO WSZEDŁ DZIEŃ A JESZCZE LEDWIE JEST WIDOMY
MGŁA WISIAŁA NAD ZIEMIĄ JAK STRZECHA ZE SŁOMY
NAD UBOGĄ LITWINA CHATKĄ W STRONIE WSCHODU
WIDAĆ Z BIELSZEGO NIECO NA NIEBIE OBWODU
ŻE SŁOŃCE WSTAŁO TĘDY MA ZSTĄPIĆ NA ZIEMIĘ
LECZ IDZIE NIEWESOŁO I PO DRODZE DRZEMIE
ZA PRZYKŁADEM NIEBIESKIM WSZYSTKO SIĘ SPÓŹNIŁO
NA ZIEMI BYDŁO PÓŹNO NA PASZĘ RUSZYŁO
I ZDYBAŁO ZAJĄCE PRZY PÓŹNYM ŚNIADANIU
ONE ZWYKŁY DO GAJÓW WRACAĆ O ŚWITANIU
DZIŚ OKRYTE TUMANEM TE MOKRZYCĘ CHRUPIĄ
TE JAMKI W ROLI KOPIĄC PARAMI SIĘ KUPIĄ
I NA WOLNYM POWIETRZU MYŚLĄ UŻYĆ WCZASU
ALE PRZED BYDŁEM MUSZĄ POWRACAĆ DO LASU
I W LASACH CISZA PTASZEK ZBUDZONY NIE ŚPIEWA
OTRZĄSNĄŁ PIERZE Z ROSY TULI SIĘ DO DRZEWA
GŁOWĘ WCISKA W RAMIONA OCZY ZNOWU MRUŻY
I CZEKA SŁOŃCA KĘDYŚ U BRZEGÓW KAŁUŻY
KLEKCE BOCIAN NA KOPACH SIEDZĄ WRONY ZMOKŁE
ROZDZIAWIWSZY SIĘ CIĄGNĄ GAWĘDY ROZWLOKŁE
OBRZYDŁE GOSPODARZOM JAKO WRÓŻBY SŁOTY
GOSPODARZE JUŻ DAWNO WYSZLI DO ROBOTY
JUŻ ZACZĘŁY ŻNIWIARKI SWĄ PIOSNKĘ ZWYCZAJNĄ
JAK DZIEŃ SŁOTNY PONURĄ TĘSKNĄ JEDNOSTAJNĄ
TYM SMUTNIEJSZĄ ŻE DŹWIĘK JEJ W MGŁĘ BEZ ECHA WSIĄKA
CHRZĄSNĘŁY SIERPY W ZBOŻU OZWAŁA SIĘ ŁĄKA
RZĄD KOSIARZY OTAWĘ SIEKĄCYCH WCIĄŻ BRZĄKA
POGWIZDUJĄC PIOSENKĘ Z KOŃCEM KAŻDEJ ZWROTKI
STAJĄ OSTRZĄ ŻELEZCA I W TAKT KUJĄ W MŁOTKI
LUDZI WE MGLE NIE WIDAĆ TYLKO SIERPY KOSY
I PIEŚNI BRZMIĄ JAK MUZYK NIEWIDZIALNYCH GŁOSY
W ŚRODKU NA SNOPIE ZBOŻA EKONOM USIADŁSZY
NUDZI SIĘ KRĘCI GŁOWĄ ROBOTY NIE PATRZY
POGLĄDA NA GOŚCINIEC NA DROGI ROZSTAJNE
KĘDY DZIAŁY SIĘ JAKIEŚ RZECZY NADZWYCZAJNE
NA GOŚCIŃCU I DROGACH OD SAMEGO RANKA
PANUJE RUCH NIEZWYKŁY STĄD CHŁOPSKA FURMANKA
SKRZYPI LECĄC JAK POCZTA STĄD SZLACHECKA BRYKA
CZWAŁEM TARKOCZE DRUGĄ I TRZECIĄ SPOTYKA
Z LEWEJ DROGI POSŁANIEC JAK KURYJER GONI
Z PRAWEJ PRZEBIEGŁO W ZAWÓD KILKANAŚCIE KONI
WSZYSCY ŚPIESZĄ KU RÓŻNYM KIERUJĄ SIĘ STRONOM
CO TO MA ZNACZYĆ POWSTAŁ ZE SNOPA EKONOM
CHCIAŁ PRZYPATRZYĆ SIĘ SPYTAĆ DŁUGO STAŁ NAD DROGĄ
DAREMNIE WOŁAŁ NIE MÓGŁ ZATRZYMAĆ NIKOGO
NI POZNAĆ WE MGLE JEZDNI MIGAJĄ JAK DUCHY
TYLKO SŁYCHAĆ RAZ PO RAZ TĘTENT KOPYT GŁUCHY
I CO DZIWNIEJSZA JESZCZE SZCZĘKANIE PAŁASZY
BARDZO TO EKONOMA I CIESZY I STRASZY
BO CHOĆ NA LITWIE BYŁO NAONCZAS SPOKOJNIE
DAWNO JUŻ WIEŚCI GŁUCHE BIEGAŁY O WOJNIE
O FRANCUZACH DĄBROWSKIM O NAPOLEONIE
MIAŁYŻBY WOJNĘ WRÓŻYĆ CI JEŹDŹCY TE BRONIE
EKONOM POBIEGŁ WSZYSTKO SĘDZIEMU POWIEDZIEĆ
SPODZIEWAJĄC SIĘ I SAM CZEGOŚ SIĘ DOWIEDZIEĆ
W SOPLICOWIE DOMOWI I GOŚCIE PO KŁÓTNI
WCZORAJSZEJ WSTALI Z SIEBIE NIERADZI I SMUTNI
PRÓŻNO WOJSZCZANKA DAMY NA KABAŁĘ SPRASZA
MĘŻCZYZNOM PRÓŻNO KARTY DAJĄ DO MARIASZA
NIE CHCĄ BAWIĆ SIĘ NI GRAĆ SIEDZĄ CICHO W KĄTKACH
MĘŻCZYŹNI PALĄ LULKI KOBIETY PRZY PRĄTKACH
NAWET ŚPIĄ MUCHYWOJSKI RZUCIWSZY ŁOPATKĘ
ZNUDZONY CISZĄ IDZIE POMIĘDZY CZELADKĘ
WOLI W KUCHENNEJ SŁUCHAĆ OCHMISTRZYNI KRZYKÓW
GROŹB I RAZÓW KUCHARZA HAŁASU KUCHCIKÓW
AŻ GO POWOLI WPRAWIŁ W PRZYJEMNE MARZENIE
RUCH JEDNOSTAJNY ROŻNÓW KRĘCĄCYCH PIECZENIE
SĘDZIA OD RANA PISAŁ ZAMKNĄWSZY SIĘ W IZBIE
WOŹNY OD RANA CZEKAŁ POD OKNEM NA PRZYZBIE
SĘDZIA SKOŃCZYWSZY POZEW PROTAZEGO WZYWA
SKARGĘ PRZECIW HRABIEMU GŁOŚNO ODCZYTYWA
O SKRZYWDZENIE HONORU ZELŻYWE WYRAZY
ZAŚ PRZECIW GERWAZEMU O GWAŁTY I RAZY
OBYDWU O PRZECHWAŁKI O KOSZTA Z POWODU
PROCESU CIĄGNIE W REJESTR TAKTOWY DO GRODU
POZEW DZIŚ TRZEBA WRĘCZYĆ USTNIE OCZEWISTO
NIM ZAJDZIE SŁOŃCE WOŹNY Z MINĄ UROCZYSTĄ
WYCIĄGNĄŁ SŁUCH I RĘKĘ SKORO POZEW ZOCZYŁ
STAŁ POWAŻNIE A RAD BY Z RADOŚCI PODSKOCZYŁ
NA SAMĄ MYŚL PROCESU CZUŁ ŻE SIĘ ODMŁODZIŁ
WSPOMNIAŁ NA DAWNE LATA GDY Z POZWAMI CHODZIŁ
PO GUZY ALE RAZEM PO ZAPŁATY HOJNE
TAK ŻOŁNIERZ KTÓRY STRAWIŁ ŻYCIE TOCZĄC WOJNĘ
A NA STAROŚĆ W SZPITALACH SPOCZYWA KALEKI
SKORO USŁYSZY TRĄBĘ LUB BĘBEN DALEKI
CHWYTA SIĘ Z ŁOŻA KRZYCZY PRZEZ SEN BIJ MOSKALA
I NA DREWNIANEJ NODZE SKACZE ZE SZPITALA
TAK PRĘDKO ŻE GO LEDWIE MOŻE ZŁOWIĆ MŁODZIEŻ
PROTAZY ŚPIESZYŁ WŁOŻYĆ SWĄ WOŹNIEŃSKĄ ODZIEŻ
PRZECIEŻ ŻUPANA ANI KONTUSZA NIE KŁADZIE
ONE SŁUŻĄ KU WIELKIEJ SĄDOWEJ PARADZIE
NA PODRÓŻ MA STRÓJ INNY SZEROKIE RAJTUZY
I KURTĘ KTÓREJ POŁY PODPIĘTE NA GUZY
MOŻNA ZAKASAĆ ALBO SPUŚCIĆ NA KOLANA
CZAPKA Z USZAMI SZNURKIEM U WIERZCHU ZWIĄZANA
WZNOSI SIĘ NA POGODĘ SPUSZCZA SIĘ PRZED SŁOTĄ
TAK UBRANY WZIĄŁ PAŁKĘ I RUSZYŁ PIECHOTĄ
BO WOŹNI PRZED PROCESEM JAK SZPIEGI PRZED BOJEM
MUSZĄ KRYĆ SIĘ POD RÓŻNĄ POSTACIĄ I STROJEM
DOBRZE ZROBIŁ PROTAZY ŻE W DROGĘ POŚPIESZYŁ
BO NIEDŁUGO BY SWOIM POZWEM SIĘ NACIESZYŁ
W SOPLICOWIE ZMIENIANO KAMPANIJI PLANY
DO SĘDZIEGO WPADŁ NAGLE ROBAK ZADUMANY
I RZEKŁ SĘDZIO TO BIEDA NAM Z TĄ PANIĄ CIOTKĄ
Z TĄ PANIĄ TELIMENĄ KOKIETKĄ I TRZPIOTKĄ
KIEDY ZOSIA ZOSTAŁA DZIECKIEM W BIEDNYM STANIE
JACEK JĄ TELIMENIE DAŁ NA WYCHOWANIE
SŁYSZĄC ŻE JEST OSOBA DOBRA ŚWIAT ZNAJĄCA
A POSTRZEGAM ŻE ONA COŚ TU NAM ZAMĄCA
INTRYGUJE I PONO TADEUSZKA WABI
ŚLEDZĘ JĄ ALBO MOŻE BIERZE SIĘ DO HRABI
MOŻE DO OBU RAZEM OBMYŚLMY WIĘC ŚRODKI
JAK SIĘ JEJ POZBYĆ BO STĄD MOGĄ UROŚĆ PLOTKI
ZŁY PRZYKŁAD I POMIĘDZY MŁOKOSAMI ZWADY
KTÓRE MOGĄ POMIESZAĆ TWE PRAWNE UKŁADY
UKŁADY KRZYKNĄŁ SĘDZIA Z NIEZWYKŁYM ZAPAŁEM
Z UKŁADÓW KWITA JUŻ JE SKOŃCZYŁEM ZERWAŁEM
A TO CO PRZERWAŁ ROBAK GDZIE ROZUM GDZIE GŁOWA
CO TU MI WASZE BAJASZ JAKA BURDA NOWA
NIE Z MEJ WINY RZEKŁ SĘDZIA PROCES TO WYJAŚNI
HRABIA PYSZAŁEK GŁUPIEC BYŁ PRZYCZYNĄ WAŚNI
I GERWAZY ŁOTR LECZ TO DO SĄDU NALEŻY
SZKODA ŻEŚ NIE BYŁ KSIĘŻE W ZAMKU NA WIECZERZY
POŚWIADCZYŁBYŚ JAK HRABIA SRODZE MNIE OBRAZIŁ
PO COŚ WAŚĆ KRZYKNĄŁ ROBAK DO TYCH RUIN ŁAZIŁ
WIESZ JAK ZAMKU NIE CIERPIĘ ODTĄD MOJA NOGA
TAM NIE POSTANIE ZNOWU KŁÓTNIA KARA BOGA
JAKŻE TAM BYŁO POWIEDZ TRZEBA TĘ RZECZ ZATRZEĆ
JUŻ MNIE ZNUDZIŁO WRESZCIE NA TYLE GŁUPSTW PATRZEĆ
WAŻNIEJSZE JA MAM SPRAWY NIŻ GODZIĆ PIENIACZY
ALE JESZCZE RAZ ZGODZĘ ZGODZIĆ CÓŻ TO ZNACZY
A IDŹŻE MI WAŚĆ WRESZCIE Z TĄ ZGODĄ DO LICHA
PRZERWAŁ SĘDZIA TUPNĄWSZY NOGĄ PATRZCIE MNICHA
ŻE GO PRZYJMUJĘ GRZECZNIE CHCE MNIE ZA NOS WODZIĆ
WIEDZ WASZE ŻE SOPLICE NIE ZWYKLI SIĘ GODZIĆ
GDY POZWĄ MUSZĄ WYGRAĆ NIERAZ W ICH IMIENIU
TRWAŁ PROCES AŻ WYGRALI W SZÓSTYM POKOLENIU
DOSYĆ ZROBIŁEM GŁUPSTWA Z PORADY WASZECI
ZWOŁUJĄC PODKOMORSKIE SĄDY PO RAZ TRZECI
OD DZISIAJ NIE MA ZGODY NIE MA NIE MA NIE MA
I KRZYCZĄC CHODZIŁ TUPAŁ NOGAMI OBIEMA
PRÓCZ TEGO ZA WCZORAJSZY NIEGRZECZNY UCZYNEK
MUSI MNIE DEPREKOWAĆ ALBO POJEDYNEK
ALE SĘDZIO CÓŻ BĘDZIE JAK SIĘ JACEK DOWIE
WSZAK ON UMRZE Z ROZPACZY CZYLIŻ SOPLICOWIE
NIE NABROILI JESZCZE W TYM ZAMKU DOŚĆ ZŁEGO
BRACIE WSPOMINAĆ NIE CHCĘ WYPADKU STRASZNEGO
WIESZ TAKŻE ŻE CZĘŚĆ GRUNTÓW OD ZAMKU DZIEDZICA
ZABRAŁA I SOPLICOM DAŁA TARGOWICA
JACEK ZA GRZECH ŻAŁUJĄC MUSIAŁ BYŁ ŚLUBOWAĆ
POD ABSOLUCJĄ DOBRA TE RESTYTUOWAĆ
WZIĄŁ WIĘC ZOSIĘ HORESZKÓW DZIEDZICZKĘ UBOGĄ
HODOWAĆ WYCHOWANIE JEJ OPŁACAŁ DROGO
CHCIAŁ JĄ TADEUSZKOWI SWOJEMU WYSWATAĆ
I TAK DWA PORÓŻNIONE DOMY ZNOWU ZBRATAĆ
I DZIEDZICZCE BEZ WSTYDU USTĄPIĆ GRABIEŻY
LECZ CÓŻ TO KRZYKNĄŁ SĘDZIA CO DO MNIE NALEŻY
JA SIĘ NIE ZNAŁEM NAWET NIE WIDZIAŁEM Z JACKIEM
LEDWIEM SŁYSZAŁ O JEGO ŻYCIU HAJDAMACKIEM
SIEDZĄC WTENCZAS RETOREM W JEZUICKIEJ SZKOLE
POTEM U WOJEWODY SŁUŻĄC ZA PACHOLĘ
DANO MI DOBRA WZIĄŁEM KAZAŁ PRZYJĄĆ ZOSIĘ
PRZYJĄŁEM HODOWAŁEM MYŚLĘ O JEJ LOSIE
DOŚĆ MNIE NUDZI TA CAŁA HISTORYJA BABIA
A POTEM CZEGOŻ JESZCZE WLAZŁ MI TU TEN HRABIA
Z JAKIM PRAWEM DO ZAMKU WSZAK WIESZ PRZYJACIELU
ON HORESZKOM DZIESIĄTA WODA NA KISIELU
I MA MNIE LŻYĆ A JA GO ZAPRASZAĆ DO ZGODY
BRACIE RZEKŁ KSIĄDZ WAŻNE SĄ DO TEGO POWODY
PAMIĘTASZ ŻE JACEK CHCIAŁ DO WOJSKA SŁAĆ SYNA
POTEM W LITWIE ZOSTAWIŁ CÓŻ W TYM ZA PRZYCZYNA
OTO W DOMU OJCZYŹNIE POTRZEBNIEJSZY BĘDZIE
SŁYSZAŁEŚ PEWNIE O CZYM JUŻ GADAJĄ WSZĘDZIE
O CZYM JA WIADOMOSTKI PRZYNOSIŁEM NIERAZ
TERAZ CZAS JUŻ POWIEDZIEĆ WSZYSTKO CZAS JUŻ TERAZ
WAŻNE RZECZY MÓJ BRACIE WOJNA TUŻ NAD NAMI
WOJNA O POLSKĘ BRACIE BĘDZIEM POLAKAMI
WOJNA NIECHYBNA KIEDY Z POSELSTWEM TAJEMNEM
TU BIEGŁEM WOJSK FORPOCZTY JUŻ STAŁY NAD NIEMNEM
NAPOLEON JUŻ ZBIERA ARMIJĘ OGROMNĄ
JAKIEJ CZŁOWIEK NIE WIDZIAŁ I DZIEJE NIE POMNĄ
OBOK FRANCUZÓW CIĄGNIE POLSKIE WOJSKO CAŁE
NASZ JÓZEF NASZ DĄBROWSKI NASZE ORŁY BIAŁE
JUŻ SĄ W DRODZE NA PIERWSZY ZNAK NAPOLEONA
PRZEJDĄ NIEMEN I BRACIE OJCZYZNA WSKRZESZONA
SĘDZIA SŁUCHAJĄC Z WOLNA OKULARY SKŁADAŁ
I WPATRUJĄC SIĘ MOCNO W KSIĘDZA NIC NIE GADAŁ
WESTCHNĄŁ GŁĘBOKO W OCZACH ŁZY SIĘ ZAKRĘCIŁY
WRESZCIE PORWAŁ ZA SZYJĘ KSIĘDZA Z CAŁEJ SIŁY
MÓJ ROBAKU WOŁAJĄC CZY TO TYLKO PRAWDA
MÓJ ROBAKU POWTARZAŁ CZY TO TYLKO PRAWDA
ILEŻ RAZY ZWODZONO PAMIĘTASZ GADALI
NAPOLEON JUŻ IDZIE I MY JUŻ CZEKALI
GADANO JUŻ W KORONIE JUŻ PRUSAKA POBIŁ
WKRACZA DO NAS A ON CO POKÓJ W TYLŻY ZROBIŁ
CZY TYLKO PRAWDA CZY TY NIE ZWODZISZ SAM SIEBIE
PRAWDA ZAWOŁAŁ ROBAK JAK PAN BÓG NA NIEBIE
BŁOGOSŁAWIONEŻ NIECHAJ BĘDĄ USTA KTÓRE
TO ZWIASTUJĄ RZEKŁ SĘDZIA WZNOSZĄC RĘCE W GÓRĘ
NIE POŻAŁUJESZ TWEGO POSELSTWA ROBAKU
NIE POŻAŁUJE KLASZTOR DWIEŚCIE OWIEC Z BRAKU
DAJĘ NA KLASZTOR KSIĘŻE TYŚ SIĘ WCZORA PALIŁ
DO MOJEGO KASZTANKA I GNIADOSZA CHWALIŁ
DZIŚ ZARAZ W TWYM KWESTARSKIM WOZIE PÓJDĄ OBA
DZIŚ PROŚ MNIE O CO ZECHCESZ CO CI SIĘ PODOBA
NIE ODMÓWIĘ LECZ O TYM INTERESIE CAŁYM
Z HRABIĄ DAJ POKÓJ SKRZYWDZIŁ MNIE JUŻ ZAPOZWAŁEM
CZYŻ WYPADAZAŁAMAŁ RĘCE KSIĄDZ ZDZIWIONY
WLEPIWSZY OCZY W SĘDZIĘ RUSZYWSZY RAMIONY
RZEKŁ TO GDY NAPOLEON WOLNOŚĆ LITWIE NIESIE
GDY ŚWIAT DRŻY CAŁY TO TY MYŚLISZ O PROCESIE
I JESZCZEŻ PO TYM WSZYSTKIM COM TOBIE POWIEDZIAŁ
BĘDZIESZ SPOKOJNIE RĘCE ZAŁOŻYWSZY SIEDZIAŁ
GDY DZIAŁAĆ TRZEBA DZIAŁAĆ CÓŻ SĘDZIA ZAPYTAŁ
JESZCZEŚ RZEKŁ ROBAK Z OCZU MOICH NIE WYCZYTAŁ
JESZCZE SERCE NIC TOBIE NIE GADA ACH BRACIE
JEŚLI SOPLICOWSKIEJ KRWI KROPLĘ W ŻYŁACH MACIE
UWAŻ TYLKO FRANCUZI UDERZAJĄ Z PRZODU
A GDYBY Z TYŁU ZROBIĆ POWSTANIE NARODU
CO MYŚLISZ NIECH NO POGOŃ ZARŻY NIECH NA ŻMUDZI
NIEDŹWIEDŹ RYKNIE ACH GDYBY JAKIE TYSIĄC LUDZI
GDYBY CHOĆ PIĘĆSET Z TYŁU NA MOSKWĘ NATARŁO
POWSTANIE JAKO POŻAR WKOŁO ROZPOSTARŁO
GDYBYŚMY MY NABRAWSZY MOSKWIE HARMAT ZNAKÓW
ZWYCIĘSCY SZLI POWITAĆ WYBAWCÓW RODAKÓW
CIĄGNIEMY NAPOLEON WIDZĄC NASZE LANCE
PYTA CO TO ZA WOJSKO MY KRZYCZYM POWSTAŃCE
NAJJAŚNIEJSZY CESARZU LITWA OCHOTNICY
PYTA POD CZYJĄ WODZĄ SĘDZIEGO SOPLICY
ACH KTÓŻ BY POTEM PISNĄĆ ŚMIAŁ O TARGOWICY
BRACIE PÓKI PONAROM STAĆ NIEMNOWI PŁYNĄĆ
PÓTY W LITWIE SOPLICÓW IMIENIOWI SŁYNĄĆ
WNUKÓW PRAWNUKÓW BĘDZIE JAGIEŁŁÓW STOLICA
WSKAZYWAĆ PALCEM MÓWIĄC OTO JEST SOPLICA
Z TYCH SOPLICÓW CO PIERWSI ZROBILI POWSTANIE
A NA TO SĘDZIA MNIEJSZA O LUDZKIE GADANIE
NIGDY NIE DBAŁEM BARDZO O POCHWAŁY ŚWIATA
BÓG ŚWIADKIEM ŻEM NIE WINIEN GRZECHÓW MEGO BRATA
W POLITYKĘ JAM NIGDY BARDZO SIĘ NIE WDAWAŁ
URZĘDUJĄC I ORZĄC MOJEJ ZIEMI KAWAŁ
LECZ JESTEM SZLACHCIC RAD BYM PLAMĘ DOMU ZMAZAĆ
JESTEM POLAK DLA KRAJU RAD BYM COŚ DOKAZAĆ
CHOĆ DUSZĘ ODDAĆ W SZABLE NIE BYŁEM ZBYT TĘGI
WSZAKŻE BIERALI LUDZIE I ODE MNIE CIĘGI
WIE ŚWIAT ŻE W CZASIE POLSKICH OSTATNICH SEJMIKÓW
WYZWAŁEM I ZRANIŁEM DWÓCH BRACI BUZWIKÓW
KTÓRZY ALE TO MNIEJSZA JAKŻE WASZE MYŚLI
CZY POTRZEBA ŻEBYŚMY ZARAZ W POLE WYSZLI
STRZELCÓW ZEBRAĆ RZECZ ŁATWA PROCHU MAM DOSTATEK
W PLEBANIJI U KSIĘDZA JEST KILKA ARMATEK
PRZYPOMINAM ŻE JANKIEL MÓWIŁ IŻ U SIEBIE
MA GROTY DO LANC ŻE JE MOGĘ WZIĄĆ W POTRZEBIE
TE GROTY PRZYWIÓZŁ W PAKACH GOTOWYCH Z KRÓLEWCA
POD SEKRETEM WEŹMIEM JE ZARAZ ZROBIM DRZEWCA
SZABEL NAM NIE ZABRAKNIE SZLACHTA NA KOŃ WSIĘDZIE
JA Z SYNOWCEM NA CZELE I JAKOŚ TO BĘDZIE
O POLSKA KRWI ZAWOŁAŁ BERNARDYN WZRUSZONY
Z OTWARTYMI SKOCZYWSZY NA SĘDZIĘ RAMIONY
PRAWE DZIECIĘ SOPLICÓW TOBIE BÓG PRZEZNACZA
OCZYŚCIĆ GRZECHY BRATA TWOJEGO TUŁACZA
ZAWSZEM CIEBIE SZANOWAŁ ALE OD TEJ CHWILI
KOCHAM CIĘ JAK GDYBYŚMY BRACIĄ SOBIE BYLI
PRZYGOTUJEMY WSZYSTKO LECZ WYJŚĆ NIE CZAS JESZCZE
JA SAM WYZNACZĘ MIEJSCE I CZAS WAM OBWIESZCZĘ
WIEM ŻE CAR WYSŁAŁ GOŃCÓW DO NAPOLEONA
PROSIĆ O POKÓJ WOJNA NIE JEST OGŁOSZONA
LECZ KSIĄŻĘ JÓZEF SŁYSZAŁ OD PANA BINIONA
FRANCUZA CO NALEŻY DO CESARSKIEJ RADY
ŻE SIĘ NA NICZYM SKOŃCZĄ WSZYSTKIE TE UKŁADY
ŻE BĘDZIE WOJNA KSIĄŻĘ WYSŁAŁ MNIE NA WZWIADY
Z ROZKAZEM ŻEBY BYLI LITWINI GOTOWI
DOWIEŚĆ PRZYCHODZĄCEMU NAPOLEONOWI
ŻE CHCĄ ZŁĄCZYĆ SIĘ ZNOWU Z SIOSTRĄ SWĄ KORONĄ
I ŻĄDAJĄC AŻEBY POLSKĘ PRZYWRÓCONO
TYMCZASEM BRACIE Z HRABIĄ TRZEBA PRZYJŚĆ DO ZGODY
JEST TO DZIWAK FANTASTYK TROCHĘ ALE MŁODY
POCZCIWY DOBRY POLAK POTRZEBNY NAM TAKI
W REWOLUCYJACH BARDZO POTRZEBNE DZIWAKI
WIEM Z DOŚWIADCZENIA NAWET GŁUPI SIĘ PRZYDADZĄ
BYLE TYLKO POCZCIWI I POD MĄDRYCH WŁADZĄ
HRABIA PAN MA U SZLACHTY WIELKIE ZACHOWANIE
CAŁY POWIAT RUSZY SIĘ JEŚLI ON POWSTANIE
ZNAJĄC JEGO MAJĄTEK KAŻDY SZLACHCIC POWIE
MUSI TO BYĆ RZECZ PEWNA GDY Z NIĄ SĄ PANOWIE
BIEGĘ DO NIEGO ZARAZ NIECH SIĘ PIERWSZY ZGŁOSI
RZEKŁ SĘDZIA NIECH PRZYJEDZIE TU MNIE NIECH PRZEPROSI
WSZAK JESTEM STARSZY WIEKIEM JESTEM NA URZĘDZIE
CO SIĘ TYCZE PROCESU SĄD ARBITRÓW BĘDZIE
BERNARDYN TRZASNĄŁ DRZWIAMI NO SZCZĘŚLIWA DROGA
RZEKŁ SĘDZIAKSIĄDZ WPADŁ W POWÓZ STOJĄCY U PROGA
TNIE BICZEM KONIE ŁECHCE LEJCAMI PO BOKACH
FURKNĘŁA KAŁAMASZKA GINIE W MGŁY OBŁOKACH
TYLKO KIEDY NIEKIEDY KAPTUR MNICHA BURY
WZNOSI SIĘ NAD TUMANY JAKO SĘP NAD CHMURY
WOŹNY JUŻ DAWNIEJ WYSZEDŁ KU DOMOWI HRABI
JAK LIS BYWALEC GDY GO WOŃ SŁONINY WABI
BIEŻY KU NIEJ A STRZELCÓW ZNA FORTELE SKRYTE
BIEŻY STAJE PRZYSIADA CORAZ WZNOSI KITĘ
I WIATR NIĄ JAK WACHLARZEM KU SWYM NOZDRZOM TULI
PYTA WIATRU CZY STRZELCY JADŁA NIE ZATRULI
PROTAZY ZESZEDŁ Z DROGI I WZDŁUŻ SIANOŻĘCI
KRĄŻY OKOŁO DOMU PAŁKĘ W RĘKU KRĘCI
UDAJE ŻE OBACZYŁ KĘDYŚ BYDŁO W SZKODZIE
TAK ZRĘCZNIE LAWIRUJĄC STANĄŁ PRZY OGRODZIE
SCHYLIŁ SIĘ BIEŻY RZEKŁBYŚ IŻ DERKACZA TROPI
AŻ NAGLE SKOCZYŁ PRZEZ PŁOT I WPADŁ DO KONOPI
W TEJ ZIELONEJ PACHNĄCEJ I GĘSTEJ KRZEWINIE
KOŁO DOMU JEST PEWNY PRZYTUŁEK ŹWIERZYNIE
I LUDZIOM NIERAZ ZAJĄC ZDYBANY W KAPUŚCIE
SKACZE SKRYĆ SIĘ W KONOPIACH BEZPIECZNIEJ NIŻ W CHRUŚCIE
BO GO DLA GĘSTWY ZIELA ANI CHART NIE ZGONI
ANI OGAR WYWIETRZY DLA ZBYT TĘGIEJ WONI
W KONOPIACH CZŁOWIEK DWORSKI UCHODZĄC KAŃCZUKA
LUB PIĘŚCI SIEDZI CICHO AŻ SIĘ PAN WYFUKA
I NAWET CZĘSTO ZBIEGLI OD REKRUTA CHŁOPI
GDY ICH RZĄD ŚLEDZI W LASACH SIEDZĄ ŚRÓD KONOPI
I STĄD W CZASIE BITEW ZAJAZDÓW TRADOWAŃ
OBIE STRONY NIE SZCZĘDZĄ WIELKICH USIŁOWAŃ
AŻEBY STANOWISKO ZAJĄĆ KONOPIANE
KTÓRE Z PRZODU CIĄGNIE SIĘ AŻ POD DWORSKĄ ŚCIANĘ
A Z TYŁU POSPOLICIE STYKAJĄC SIĘ Z CHMIELEM
KRYJE ATAK I ODWRÓT PRZED NIEPRZYJACIELEM
PROTAZY CHOĆ CZŁEK ŚMIAŁY UCZUŁ NIECO STRACHU
BO PRZYPOMNIAŁ Z SAMEGO ROŚLINY ZAPACHU
RÓŻNE SWOJE DAWNIEJSZE WOŹNIEŃSKIE PRZYPADKI
JEDNE PO DRUGICH BIORĄC KONOPIE NA ŚWIADKI
JAKO RAZ ZAPOZWANY SZLACHCIC Z TELSZ DZINDOLET
ROZKAZAŁ MU OPARŁSZY O PIERSI PISTOLET
WLEŹĆ POD STÓŁ I ÓW POZEW PSIM GŁOSEM ODSZCZEKAĆ
ŻE WOŹNY MUSIAŁ CO TCHU W KONOPIE UCIEKAĆ
JAK PÓŹNIEJ WOŁODKOWICZ PAN DUMNY ZUCHWAŁY
CO ROZPĘDZAŁ SEJMIKI GWAŁCIŁ TRYBUNAŁY
PRZYJĄWSZY URZĘDOWY POZEW ZDARŁ NA SZTUKI
I POSTAWIWSZY PRZY DRZWIACH Z KIJAMI HAJDUKI
SAM NAD WOŹNEGO GŁOWĄ TRZYMAŁ GOŁY RAPIER
KRZYCZĄC ALBO CIĘ ZETNĘ ALBO ZJEDZ TWÓJ PAPIER
WOŹNY NIBY JEŚĆ ZACZĄŁ JAK CZŁOWIEK ROZTROPNY
AŻ SKRADŁSZY SIĘ DO OKNA WPADŁ W OGRÓD KONOPNY
WPRAWDZIE JUŻ WTENCZAS W LITWIE NIE BYŁO ZWYCZAJEM
OPĘDZAĆ SIĘ OD POZWÓW SZABLĄ LUB NAHAJEM
I LEDWIE WOŹNY CZASEM USŁYSZAŁ ŁAJANIE
ALE PROTAZY O TEJ OBYCZAJÓW ZMIANIE
WIEDZIEĆ NIE MÓGŁ BO DAWNO JUŻ POZWÓW NIE NASZAŁ
CHOĆ ZAWSZE GOTÓW CHOĆ SIĘ SĘDZIEMU SAM WPRASZAŁ
SĘDZIA DOTĄD PRZEZ WINNY WZGLĄD NA LATA STARE
ODMAWIAŁ JEGO PROŚBOM DZIŚ PRZYJĄŁ OFIARĘ
DLA NAGLĄCEJ POTRZEBYWOŹNY PATRZY CZUWA
CICHO WSZĘDZIE W KONOPIE Z WOLNA RĘCE WSUWA
I ROZCHYLAJĄC GĘSTWĘ BADYLÓW W JARZYNIE
JAKO RYBAK POD WODĄ NURKUJĄCY PŁYNIE
WZNIOSŁ GŁOWĘ CICHO WSZĘDZIE DO OKIEN SIĘ SKRADA
CICHO WSZĘDZIE PRZEZ OKNA GŁĄB PAŁACU BADA
PUSTO WSZĘDZIE NA GANEK WCHODZI NIE BEZ STRACHU
ODMYKA KLAMKĘ PUSTO JAK W ZAKLĘTYM GMACHU
DOBYWA POZEW CZYTA GŁOŚNO OŚWIADCZENIE
A WTEM USŁYSZAŁ TARKOT UCZUŁ SERCA DRŻENIE
CHCIAŁ UCIEC GDY ODE DRZWI ZASZŁA MU OSOBA
SZCZĘŚCIEM ZNAJOMA ROBAK ZDZIWILI SIĘ OBA
WIDNO ŻE HRABIA KĘDYŚ RUSZYŁ Z CAŁYM DWOREM
I BARDZO ŚPIESZYŁ BO DRZWI ZOSTAWIŁ OTWOREM
WIDAĆ ŻE SIĘ UZBRAJAŁ LEŻAŁY DWURURKI
I SZTUĆCE NA PODŁODZE DALEJ SZTENFLE KURKI
I NARZĘDZIA ŚLUSARSKIE KTÓRYMI RYNSZTUNKI
POPRAWIANO PROCH PAPIER ROBIONO ŁADUNKI
CZY HRABIA Z CAŁYM DWOREM WYJECHAŁ NA ŁOWY
ALE PO CÓŻ BROŃ RĘCZNA TU SZABLA BEZ GŁOWY
ZARDZEWIAŁA TAM LEŻY SZPADA BEZ TEMLAKU
ZAPEWNE WYBIERANO ORĘŻ Z TEGO BRAKU
I PORUSZONO NAWET STARE BRONI SKŁADY
ROBAK OBEJRZAŁ PILNIE RUSZNICE I SZPADY
A POTEM DO FOLWARKU WYBRAŁ SIĘ NA WZWIADY
SZUKAJĄC SŁUG ŻEBY SIĘ ROZPYTAĆ O HRABIĘ
W PUSTYM FOLWARKU LEDWIE WYNALAZŁ DWIE BABIE
OD KTÓRYCH SŁYSZY ŻE PAN I DWORSKA DRUŻYNA
RUSZYLI TŁUMNIE ZBROJNIE DROGĄ DO DOBRZYNA
SŁYNIE SZEROKO W LITWIE DOBRZYŃSKI ZAŚCIANEK
MĘSTWEM SWOICH SZLACHCICÓW PIĘKNOŚCIĄ SZLACHCIANEK
NIEGDYŚ MOŻNY I LUDNY BO GDY KRÓL JAN TRZECI
OBWOŁAŁ POSPOLITE RUSZENIE PRZEZ WICI
CHORĄŻY WOJEWODZTWA Z SAMEGO DOBRZYNA
PRZYWIÓDŁ MU SZEŚĆSET ZBROJNEJ SZLACHTY DZIŚ RODZINA
ZMNIEJSZONA ZUBOŻAŁA DAWNIEJ W PAŃSKICH DWORACH
LUB WOJSKU NA ZAJAZDACH SEJMIKOWYCH ZBORACH
ZWYKLI BYLI DOBRZYŃSCY ŻYĆ O ŁATWYM CHLEBIE
TERAZ ZMUSZENI SAMI PRACOWAĆ NA SIEBIE
JAKO ZACIĘŻNE CHŁOPSTWO TYLKO ŻE SIERMIĘGI
NIE NOSZĄ LECZ KAPOTY BIAŁE W CZARNE PRĘGI
A W NIEDZIELĘ KONTUSZE STRÓJ TAKŻE SZLACHCIANEK
NAJUBOŻSZYCH RÓŻNI SIĘ OD CHŁOPSKICH KATANEK
ZWYKLE CHODZĄ W DRYLICHACH ALBO PERKALICZKACH
BYDŁO PASĄ NIE W ŁAPCIACH Z KORY LECZ W TRZEWICZKACH
I ŻNĄ ZBOŻE A NAWET PRZĘDĄ W RĘKAWICZKACH
RÓŻNILI SIĘ DOBRZYŃSCY MIĘDZY LITWĄ BRACIĄ
JĘZYKIEM SWOIM TUDZIEŻ WZROSTEM I POSTACIĄ
CZYSTA KREW LACKA WSZYSCY MIELI CZARNE WŁOSY
WYSOKIE CZOŁA CZARNE OCZY ORLE NOSY
Z DOBRZYŃSKIEJ ZIEMI RÓD SWÓJ STAROŻYTNY WIEDLI
A CHOĆ OD LAT CZTERYSTU NA LITWIE OSIEDLI
ZACHOWALI MAZURSKĄ MOWĘ I ZWYCZAJE
JEŚLI KTÓRY Z NICH DZIECKU IMIĘ NA CHRZCIE DAJE
ZAWSZE ZWYKŁ ZA PATRONA BRAĆ KORONIJASZA
ŚWIĘTEGO BARTŁOMIEJA ALBO MATYJASZA
TAK SYN MACIEJA ZAWŻDY ZWAŁ SIĘ BARTŁOMIEJEM
A ZNOWU BARTŁOMIEJA SYN ZWAŁ SIĘ MACIEJEM
KOBIETY WSZYSTKIE CHRZCZONO KACHNY LUB MARYNY
BY ROZEZNAĆ SIĘ WPOŚRÓD TAKIEJ MIESZANINY
BRALI RÓŻNE PRZYDOMKI OD JAKIEJ ZALETY
LUB WADY TAK MĘŻCZYŹNI JAKO I KOBIETY
MĘŻCZYZNOM CZASEM KILKA DAWANO PRZYDOMKÓW
NA ZNAK POGARDY ALBO SZACUNKU SPÓŁZIOMKÓW
CZASEM JEDEN ŻE SZLACHCIC INACZEJ W DOBRZYNIE
A POD INNYM NAZWISKIEM U SĄSIADÓW SŁYNIE
DOBRZYŃSKICH NAŚLADUJĄC INNA SZLACHTA BLISKA
BRAŁA RÓWNIEŻ PRZYDOMKI ZWANE IMIONISKA
TERAZ ICH KAŻDA PRAWIE UŻYWA RODZINA
A RZADKI WIE IŻ MAJĄ POCZĄTEK Z DOBRZYNA
I BYŁY TAM POTRZEBNE KIEDY W RESZCIE KRAJU
GŁUPIM NAŚLADOWNICTWEM WESZŁY DO ZWYCZAJU
WIĘC MATYJASZ DOBRZYŃSKI KTÓRY STAŁ NA CZELE
CAŁEJ RODZINY ZWAN BYŁ KURKIEM NA KOŚCIELE
POTEM Z SIEDEMSET DZIEWIĘĆDZIESIĄT CZWARTYM ROKIEM
ODMIENIWSZY PRZYDOMEK OCHRZCIŁ SIĘ ZABOKIEM
TOŻ KRÓLIKIEM DOBRZYŃSCY MIANUJĄ GO SAMI
A LITWINI NAZWALI MAĆKIEM NAD MAĆKAMI
JAK ON NAD DOBRZYŃSKIMI DOM JEGO NAD SIOŁEM
PANOWAŁ STOJĄC MIĘDZY KARCZMĄ I KOŚCIOŁEM
WIDAĆ RZADKO ZWIEDZANY MIESZKA W NIM HOŁOTA
BO BRAMA STERCZY BEZ WROT OGRODY BEZ PŁOTA
NIE ZASIANE NA GRZĘDACH JUŻ POROSŁY BRZOZKI
PRZECIEŻ TEN FOLWARK ZDAŁ SIĘ BYĆ STOLICĄ WIOSKI
IŻ KSZTAŁTNIEJSZY OD INNYCH CHAT BARDZIEJ ROZLEGŁY
I PRAWĄ STRONĘ GDZIE JEST ŚWIETLICA MIAŁ Z CEGŁY
OBOK LAMUS SPICHRZ GUMNO OBORA I STAJNIE
WSZYSTKO W KUPIE JAK BYWA U SZLACHTY ZWYCZAJNIE
WSZYSTKO NADZWYCZAJ STARE ZGNIŁE DOMU DACHY
ŚWIECIŁY SIĘ JAK GDYBY OD ZIELONEJ BLACHY
OD MCHU I TRAWY KTÓRA BUJA JAK NA ŁĄCE
PO STRZECHACH GUMIEN NIBY OGRODY WISZĄCE
RÓŻNYCH ROŚLIN POKRZYWA I KROKOS CZERWONY
ŻÓŁTA DZIEWANNA SZCZYRU BARWISTE OGONY
GNIAZDA PTASTWA RÓŻNEGO W STRYCHACH GOŁĘBNIKI
W OKNACH GNIAZDA JASKÓŁCZE U PROGU KRÓLIKI
BIAŁE SKACZĄ I RYJĄ W NIE DEPTANEJ DARNI
SŁOWEM DWÓR NA KSZTAŁT KLATKI ALBO KRÓLIKARNI
A DAWNIEJ BYŁ OBRONNY PEŁNO WSZĘDZIE ŚLADÓW
ŻE WIELKICH I ŻE CZĘSTYCH DOZNAWAŁ NAPADÓW
POD BRAMĄ DOTĄD W TRAWIE JAK DZIECIĘCA GŁOWA
WIELKA LEŻAŁA KULA ŻELAZNA DZIAŁOWA
OD CZASÓW SZWEDZKICH NIEGDYŚ SKRZYDŁO WRÓT OTWARTE
BYWAŁO O TĘ KULĘ JAK O GŁAZ OPARTE
NA DZIEDZIŃCU SPOMIĘDZY PIOŁUNU I CHWASTU
WZNOSZĄ SIĘ STARE SZCZĘTY KRZYŻÓW KILKUNASTU
NA ZIEMI NIE ŚWIĘCONEJ ZNAK ŻE TU CHOWANO
POLEGŁYCH ŚMIERCIĄ NAGŁĄ I NIESPODZIEWANĄ
KTO BY UWAŻAŁ Z BLISKA LAMUS SPICHRZ I CHATĘ
UJRZY ŚCIANY OD ZIEMI DO SZCZYTU PSTROKATE
NIBY ROJEM OWADÓW CZARNYCH W KAŻDEJ PLAMIE
SIEDZI WE ŚRODKU KULA JAK TRZMIEL W ZIEMNEJ JAMIE
U DRZWI DOMOSTWA WSZYSTKIE KLAMKI ĆWIEKI HAKI
ALBO UCIĘTE ALBO NOSZĄ SZABEL ZNAKI
PEWNIE TU PROBOWANO HARTU ZYGMUNTÓWEK
KTÓRYMI MOŻNA ŚMIAŁO ĆWIEKI OBCIĄĆ Z GŁÓWEK
LUB HAK PRZERŻNĄĆ W BRZESZCZOCIE NIE ZROBIWSZY SZCZERBY
NADE DRZWIAMI DOBRZYŃSKICH WIDNE BYŁY HERBY
LECZ ARMATURĘ SERÓW ZASŁONIŁY PÓŁKI
I ZASKLEPIŁY GĘSTO GNIAZDAMI JASKÓŁKI
WEWNĄTRZ SAMEGO DOMU W STAJNI I WOZOWNI
PEŁNO ZNAJDZIESZ RYNSZTUNKÓW JAK W STAREJ ZBROJOWNI
POD DACHEM WISZĄ CZTERY OGROMNE SZYSZAKI
OZDOBY CZÓŁ MARSOWYCH DZIŚ WENERY PTAKI
GOŁĘBIE W NICH GRUCHAJĄC KARMIĄ SWE PISKLĘTA
W STAJNI KOLCZUGA WIELKA NAD ŻŁOBEM ROZPIĘTA
I PIERŚCIENIASTY PANCERZ SŁUŻĄ ZA DRABINĘ
W KTÓRĄ CHŁOPIEC ZARZUCA ŹREBCOM DZIĘCIELINĘ
W KUCHNI KILKA RAPIERÓW KUCHARKA BEZBOŻNA
ODHARTOWAŁA KŁADĄC JE W PIEC ZAMIAST ROŻNA
BUŃCZUKIEM ŁUPEM Z WIEDNIA OTRZEPYWA ŻARNA
SŁOWEM WYGNAŁA MARSA CERES GOSPODARNA
I PANUJE Z POMONĄ FLORĄ I WERTUMNEM
NAD DOBRZYŃSKIEGO DOMEM STODOŁĄ I GUMNEM
ALE DZIŚ MUSZĄ ZNOWU USTĄPIĆ BOGINIE
MARS POWRACAO ŚWICIE ZJAWIŁ SIĘ W DOBRZYNIE
KONNY POSŁANIEC BIEGA OD CHATY DO CHATY
BUDZI JAK NA PAŃSZCZYZNĘ WSTAJĄ SZLACHTA BRATY
NAPEŁNIAJĄ SIĘ CIŻBĄ ZAŚCIANKU ULICE
SŁYCHAĆ KRZYK W KARCZMIE WIDAĆ W PLEBANIJI ŚWIECE
BIEGĄ JEDEN DRUGIEGO PYTA CO TO ZNACZY
STARZY SKŁADAJĄ RADĘ MŁÓDŹ KONIE KULBACZY
KOBIETY ZATRZYMUJĄ CHŁOPCY SIĘ SZAMOCĄ
RWĄ SIĘ BIEC BIĆ SIĘ ALE NIE WIEDZĄ Z KIM O CO
MUSZĄ CHCĄC NIE CHCĄC ZOSTAĆ W MIESZKANIU PLEBANA
TRWA RADA DŁUGA TŁUMNA STRASZNIE ZAMIESZANA
AŻ NIE MOGĄC ZDAŃ ZGODZIĆ NA KONIEC STANOWI
PRZEŁOŻYĆ CAŁĄ SPRAWĘ OJCU MACIEJOWI
SIEDMDZIESIĄT DWA LAT LICZYŁ MACIEJ STARZEC DZIARSKI
NISKIEGO WZROSTU DAWNY KONFEDERAT BARSKI
PAMIĘTAJĄ I SWOI I NIEPRZYJACIELE
JEGO DAMASKOWANĄ KRZYWĄ KARABELĘ
KTÓRĄ PIKI I SZTYKI RZEZAŁ NA KSZTAŁT SIECZKI
I KTÓREJ ŻARTEM SKROMNE DAŁ IMIĘ RÓZECZKI
Z KONFEDERATA STAŁ SIĘ STRONNIKIEM KRÓLEWSKIM
I TRZYMAŁ Z TYZENHAUZEM PODSKARBIM LITEWSKIM
LECZ GDY KRÓL W TARGOWICY PRZYJĄŁ UCZESTNICTWO
MACIEJ OPUŚCIŁ ZNOWU KRÓLEWSKIE STRONNICTWO
I STĄD TO ŻE PRZECHODZIŁ PARTYI TAK WIELE
NAZYWANY BYŁ DAWNIEJ KURKIEM NA KOŚCIELE
ŻE JAK KUREK ZA WIATREM CHORĄGIEWKĘ ZWRACAŁ
PRZYCZYNĘ ZMIAN TAK CZĘSTYCH NA PRÓŻNO BYŚ MACAŁ
MOŻE MACIEJ ZBYT WOJNĘ LUBIŁ ZWYCIĘŻONY
W JEDNEJ STRONIE ZNÓW BITWY SZUKAŁ Z DRUGIEJ STRONY
MOŻE BYSTRY POLITYK DUCH CZASU ZBADYWAŁ
I TAM SZEDŁ GDZIE OJCZYZNY DOBRO UPATRYWAŁ
KTO WIE TO PEWNA ŻE GO NIGDY NIE UWIODŁY
ANI CHĘĆ OSOBISTEJ CHWAŁY NI ZYSK PODŁY
I ŻE NIGDY Z MOSKIEWSKĄ PARTYJĄ NIE TRZYMAŁ
NA SAM WIDOK MOSKALA PIENIŁ SIĘ I ZŻYMAŁ
BY NIE SPOTKAĆ MOSKALA PO KRAJU ZABORZE
SIEDZIAŁ W DOMU JAK NIEDŹWIEDŹ GDY SSIE ŁAPĘ W BORZE
OSTATNI RAZ WOJOWAŁ POSZEDŁSZY Z OGIŃSKIM
DO WILNA GDZIE SŁUŻYLI OBA POD JASIŃSKIM
I TAM Z RÓZECZKĄ CUDÓW DOKAZAŁ ODWAGI
WIADOMO ŻE SAM JEDEN SKOCZYŁ Z WAŁÓW PRAGI
BRONIĆ PANA POCIEJA KTÓRY ODBIEŻANY
NA PLACU BOJU DOSTAŁ DWADZIEŚCIE TRZY RANY
MYŚLANO DŁUGO W LITWIE ŻE OBU ZABITO
WRÓCILI OBA KAŻDY POKŁUTY JAK SITO
PAN POCIEJ ZACNY CZŁOWIEK CHCIAŁ ZARAZ PO WOJNIE
OBROŃCĘ DOBRZYŃSKIEGO WYNAGRODZIĆ HOJNIE
DAWAŁ MU FOLWARK PIĘCIU DYMÓW W DOŻYWOCIE
I WYZNACZYŁ MU ROCZNIE TYSIĄC ZŁOTYCH W ZŁOCIE
LECZ DOBRZYŃSKI ODPISAŁ NIECH POCIEJ MACIEJA
A NIE MACIEJ POCIEJA MA ZA DOBRODZIEJA
ODMÓWIŁ WIĘC FOLWARKU I NIE PRZYJĄŁ PŁACY
SAM WRÓCIWSZY DO DOMU ŻYŁ Z WŁASNEJ RĄK PRACY
SPRAWUJĄC ULE DLA PSZCZÓŁ LEKARSTWA DLA BYDŁA
SZLĄC NA TARG KUROPATWY KTÓRE ŁOWIŁ W SIDŁA
I POLUJĄC NA ŹWIERZABYŁO DOŚĆ W DOBRZYNIE
STARYCH LUDZI ROZTROPNYCH KTÓRZY PO ŁACINIE
UMIELI I W PALESTRZE ĆWICZYLI SIĘ Z MŁODU
BYŁO DOŚĆ MAJĘTNIEJSZYCH A Z CAŁEGO RODU
MACIEK PROSTAK UBOGI BYŁ NAJWIĘCEJ CZCZONY
NIE TYLKO JAKO RĘBACZ RÓZECZKĄ WSŁAWIONY
LECZ JAKO CZŁEK MĄDREGO I PEWNEGO ZDANIA
ZNAJĄCY DZIEJE KRAJU RODZINY PODANIA
ZARÓWNO ŚWIADOM PRAWA JAK I GOSPODARSTWA
WIEDZIAŁ TAKŻE SEKRETA STRZELCÓW I LEKARSTWA
PRZYZNAWANO MU NAWET CZEMU PLEBAN PRZECZY
WIADOMOŚĆ NADZWYCZAJNYCH I NADLUDZKICH RZECZY
TO PEWNA ŻE POWIETRZA ZMIANY ZNA DOKŁADNIE
I CZĘŚCIEJ NIŻ KALENDARZ GOSPODARSKI ZGADNIE
NIE DZIW TEDY ŻE CZY TO SIEJBĘ ROZPOCZYNAĆ
CZY WICINY WYPRAWIAĆ CZY ZBOŻE ZAŻYNAĆ
CZY PROCESOWAĆ CZYLI ZAWIERAĆ UKŁADY
NIE DZIAŁO SIĘ W DOBRZYNIE NIC BEZ MAĆKA RADY
WPŁYWU TAKIEGO STARZEC BYNAJMNIEJ NIE SZUKAŁ
OWSZEM CHCIAŁ SIĘ GO POZBYĆ KLIJENTÓW SWYCH FUKAŁ
I NAJCZĘŚCIEJ WYPYCHAŁ MILCZKIEM ZA DRZWI DOMU
RADY RZADKO UDZIELAŁ I NIE LADA KOMU
LEDWIE W NIEŹMIERNIE WAŻNYCH SPORACH LUB UMOWACH
PYTANY WYRZEKŁ ZDANIE I W NIEWIELU SŁOWACH
MYŚLANO ŻE DZISIEJSZEJ PODEJMIE SIĘ SPRAWY
I STANIE SWĄ OSOBĄ NA CZELE WYPRAWY
BO BIJATYKĘ LUBIŁ NIEŹMIERNIE ZA MŁODU
I BYŁ NIEPRZYJACIELEM MOSKIEWSKIEGO RODU
WŁAŚNIE STARUSZEK CHODZIŁ PO SAMOTNYM DWORZE
NUCĄC PIOSENKĘ KIEDY RANNE WSTAJĄ ZORZE
RAD ŻE SIĘ WYPOGADZA MGŁA NIE SZŁA DO GÓRY
JAK SIĘ DZIAĆ ZWYKŁO KIEDY ZBIERAJĄ SIĘ CHMURY
ALE CORAZ SPADAŁA WIATR ROZWINĄŁ DŁONIE
I MGŁĘ MUSKAŁ WYGŁADZAŁ ROZŚCIEŁAŁ NA BŁONIE
TYMCZASEM SŁONKO Z GÓRY TYSIĄCEM PROMIENI
TŁO PRZETYKA POSREBRZA WYZŁACA RUMIENI
JAK PARA MISTRZÓW W SŁUCKU LITY PAS WYRABIA
DZIEWICA SIEDZĄC W DOLE KROŚNY UJEDWABIA
I TŁO RĘKĄ WYGŁADZA TYMCZASEM TKACZ Z GÓRY
ZRUCA JEJ NITKI SREBRA ZŁOTA I PURPURY
TWORZĄC BARWY I KWIATY TAK DZIŚ ZIEMIĘ CAŁĄ
WIATR TUMANAMI OSNUŁ A SŁOŃCE DZIERZGAŁO
MACIEJ OGRZAŁ SIĘ SŁOŃCEM ZAKOŃCZYŁ PACIERZE
I JUŻ SIĘ DO SWOJEGO GOSPODARSTWA BIERZE
WYNIOSŁ TRAW LIŚCIA USIADŁ PRZED DOMEM I ŚWISNĄŁ
NA TEN ŚWIST RÓJ KRÓLIKÓW SPOD ZIEMI WYTRYSNĄŁ
JAKO NARCYZY NAGLE WYKWITŁE NAD TRAWĘ
BIELĄ SIĘ DŁUGIE SŁUCHY POD NIMI JASKRAWE
PRZEŚWIECAJĄ SIĘ OCZKI JAK KRWAWE RUBINY
GĘSTO WSZYTE W AKSAMIT ZIELONEJ DARNINY
JUŻ KRÓLIKI NA ŁAPKACH STOJĄ KAŻDY SŁUCHA
PATRZY NA KONIEC CAŁA TRZÓDKA BIAŁOPUCHA
BIEŻY DO STARCA LIŚĆMI KAPUSTY ZNĘCONA
DO NÓG MU NA KOLANA SKACZE NA RAMIONA
ON SAM BIAŁY JAK KRÓLIK LUBI ICH GROMADZIĆ
WKOŁO SIEBIE I RĘKĄ CIEPŁY ICH PUCH GŁADZIĆ
A DRUGĄ RĘKĄ Z CZAPKI PROSO W TRAWĘ MIOTA
DLA WRÓBLÓW SPADA Z DACHÓW KRZYKLIWA HOŁOTA
GDY SIĘ STARUSZEK BAWIŁ WIDOKIEM BIESIADY
NAGLE KRÓLIKI ZNIKŁY W ZIEMI A GROMADY
WRÓBLÓW NA DACH UCIEKŁY PRZED GOŚĆMI NOWYMI
KTÓRZY SZLI DO FOLWARKU KROKAMI PRĘDKIMI
BYLI TO Z PLEBANIJI PRZEZ SZLACHTY GROMADĘ
POSŁOWIE WYPRAWIENI DO MAĆKA PO RADĘ
Z DALA WITAJĄC STARCA NISKIMI UKŁONY
RZEKLI NIECH BĘDZIE JEZUS CHRYSTUS POCHWALONY
NA WIEKI WIEKÓW AMEN STARZEC ODPOWIEDZIAŁ
A GDY SIĘ O WAŻNOŚCI POSELSTWA DOWIEDZIAŁ
PROSI DO CHATY WESZLI ZASIADAJĄ ŁAWĘ
PIERWSZY Z POSŁÓW STAŁ W ŚRODKU I JĄŁ ZDAWAĆ SPRAWĘ
TYMCZASEM SZLACHTY CORAZ GĘŚCIEJ PRZYBYWAŁO
DOBRZYŃSCY PRAWIE WSZYSCY SĄSIADÓW NIEMAŁO
Z OKOLICZNYCH ZAŚCIANKÓW ZBROJNI I BEZBRONNI
W KAŁAMASZKACH I BRYCZKACH I PIESI I KONNI
STAWIĄ WOZY PODJEZDKI DO BRZEZINEK WIĄŻĄ
CIEKAWI SKUTKU NARAD KOŁO DOMU KRĄŻĄ
JUŻ IZBĘ NAPEŁNILI KUPIĄ SIĘ DO SIENI
INNI SŁUCHAJĄ W OKNA GŁOWAMI WCIŚNIENI
Z KOLEI BARTEK POSEŁ RZECZ SWĄ WYPROWADZAŁ
TEN ŻE CZĘSTO NA STRUGACH DO KRÓLEWCA CHADZAŁ
NAZWANY BYŁ PRUSAKIEM OD SWYCH SPÓŁRODAKÓW
PRZEZ ŻART BO NIENAWIDZIŁ OKROPNIE PRUSAKÓW
CHOĆ LUBIŁ O NICH GADAĆ CZŁEK PODESZŁY W LATA
W PODRÓŻACH SWYCH DALEKICH WIELE ZWIEDZIŁ ŚWIATA
GAZET PILNY CZYTELNIK POLITYKI ŚWIADOM
W NIEBYTNOŚĆ MAĆKA ZWYKLE PRZEWODZIŁ OBRADOM
TEN TAK RZECZ KOŃCZYŁNIE JEST TO PANIE MACIEJU
BRACIE MÓJ A NAS WSZYSTKICH OJCZE DOBRODZIEJU
NIE JEST TO MARNA POMOC JA BYM NA FRANCUZÓW
SPUŚCIŁ SIĘ W CZASIE WOJNY JAK NA CZTERECH TUZÓW
LUD BITNY A OD CZASÓW PANA TADEUSZA
KOŚCIUSZKI ŚWIAT TAKIEGO NIE MIAŁ GENIJUSZA
WOJENNEGO JAK WIELKI CESARZ BONAPARTE
PAMIĘTAM KIEDY PRZESZLI FRANCUZI PRZEZ WARTĘ
BAWIŁEM ZA GRANICĄ WTENCZAS W ROKU PAŃSKIM
TYSIĄCZNYM OSIMSETNYM SZÓSTYM WŁAŚNIE Z GDAŃSKIEM
HANDLOWAŁEM A KREWNYCH MAM WIELU W POZNAŃSKIEM
JEŹDZIŁEM ICH ODWIEDZIĆ WIĘC Z PANEM JÓZEFEM
GRABOWSKIM KTÓRY TERAZ JEST REJMENTU SZEFEM
A PODÓWCZAS ŻYŁ NA WSI BLISKO OBIEZIERZA
POLOWALIŚMY SOBIE NA MAŁEGO ŹWIERZA
BYŁ POKÓJ W WIELKOPOLSZCZE JAK TERAZ NA LITWIE
WTEM NAGLE ROZESZŁA SIĘ WIEŚĆ O STRASZNEJ BITWIE
PRZYBIEGŁ DO NAS POSŁANIEC OD PANA TOWDENA
GRABOWSKI LIST PRZECZYTAŁ KRZYKNĄŁ JENA JENA
ZBITO PRUSAKÓW NA ŁEB NA SZYJĘ WYGRANA
JA Z KONIA ZSIADŁSZY ZARAZ PADŁEM NA KOLANA
DZIĘKUJĄC PANU BOGU DO MIASTA JEDZIEMY
NIBY DLA INTERESU NIBY NIC NIE WIEMY
AŻ TU WIDZIMY WSZYSTKIE LANDRATY HOFRATY
KOMISARZE I WSZYSTKIE PODOBNE PSUBRATY
KŁANIAJĄ SIĘ NAM NISKO KAŻDY DRŻY BLEDNIEJE
JAKO OWAD PRUSACZY GDY WRZĄTKIEM KTO ZLEJE
MY ŚMIEJĄC SIĘ TRĄC RĘCE PROSIM UNIŻENIE
O NOWINKI PYTAMY CO SŁYCHAĆ O JENIE
TU ICH STRACH ZDJĄŁ DZIWIĄ SIĘ ŻE O KLĘSCE OWEJ
JUŻ WIEMY KRZYCZĄ NIEMCY ACHARY GOT O WEJ
SPUŚCIWSZY NOS DO DOMÓW Z DOMÓW DALEJ W NOGI
O TO BYŁ RWETES WSZYSTKIE WIELKOPOLSKIE DROGI
PEŁNE UCIEKAJĄCYCH NIEMCZYSKA JAK MROWIE
PEŁZNĄ CIĄGNĄ POJAZDY KTÓRE LUD TAM ZOWIE
WAGENY I FORNALKI MĘŻCZYŹNI KOBIETY
Z FAJKAMI Z IMBRYCZKAMI WLEKĄ PUDŁA BETY
DRAPIĄ JAK MOGĄ A MY MILCZKIEM WCHODZIM W RADĘ
HAJŻE NA KOŃ POMIESZAĆ NIEMCOM REJTERADĘ
NUŻ LANDRATOM TŁUC W KARKI Z HOFRATÓW DRZEĆ SCHABY
A HERÓW OFICYRÓW ŁOWIĆ ZA HARCABY
A JENERAŁ DĄBROWSKI WPADA DO POZNANIA
I CESARSKI PRZYNOSI ROZKAZ DO POWSTANIA
W TYDZIEŃ JEDEN TAK LUD NASZ PRUSAKÓW WYCHŁOSTAŁ
I WYGNAŁ NA LEKARSTWO NIEMCA BYŚ NIE DOSTAŁ
GDYBY SIĘ TAK OBRÓCIĆ I GRACKO I RAŹNIE
I U NAS W LITWIE SPRAWIĆ MOSKWIE TAKĄ ŁAŹNIĘ
HE CO MYŚLISZ MACIEJU JEŚLI Z BONAPARTEM
MOSKWA DRZE KOTY TO ON WOJUJE NIE ŻARTEM
BOHATER PIERWSZY W ŚWIECIE A WOJSK MA BEZ LIKU
HE CÓŻ MYŚLISZ MACIEJU NASZ OJCZE KRÓLIKU
SKOŃCZYŁ CZEKAJĄ WSZYSCY MACIEJA WYROKU
MACIEJ GŁOWY NIE RUSZYŁ ANI PODNIOSŁ WZROKU
TYLKO RĘKĄ KILKAKROĆ UDERZYŁ PO BOKU
JAK GDYBY SZABLI SZUKAŁ OD ZABORU KRAJU
SZABLI NIE NOSIŁ PRZECIEŻ Z DAWNEGO ZWYCZAJU
NA WSPOMNIENIE MOSKALA ZAWSZE RĘKĘ ZWRACAŁ
NA LEWY BOK ZAPEWNE RÓZECZKI SWEJ MACAŁ
I STĄD BYŁ NAZYWANY POWSZECHNIE ZABOKIEM
JUŻ WZNIÓSŁ GŁOWĘ SŁUCHAJĄ W MILCZENIU GŁĘBOKIEM
MACIEJ OCZEKIWANIE POWSZECHNE OMYLIŁ
NACHMURZYŁ BRWI I ZNOWU GŁOWĘ NA PIERŚ SCHYLIŁ
NA KONIEC ODEZWAŁ SIĘ Z WOLNA KAŻDE SŁOWO
WYMAWIAJĄC Z PRZYCISKIEM A W TAKT KIWAŁ GŁOWĄ
CICHO SKĄDŻE TA CAŁA NOWINA POCHODZI
JAK DALEKO FRANCUZI KTO NIMI DOWODZI
CZY JUŻ WOJNĘ ZACZĘLI Z MOSKWĄ GDZIE I O CO
KTÓRĘDY MAJĄ CIĄGNĄĆ Z JAKĄ IDĄ MOCĄ
WIELE PIECHOTY JAZDY KTO WIE NIECHAJ GADA
MILCZAŁA PATRZĄC NA SIĘ KOLEJNO GROMADA
RADZIŁBYM RZECZE PRUSAK CZEKAĆ BERNARDYNA
ROBAKA BO OD NIEGO POCHODZI NOWINA
TYMCZASEM POSŁAĆ PEWNYCH SZPIEGÓW NAD GRANICĘ
I PO CICHU UZBRAJAĆ CAŁĄ OKOLICĘ
A TYMCZASEM OSTROŻNIE CAŁĄ RZECZ PROWADZIĆ
ABY MOSKALOM NASZYCH ZAMIARÓW NIE ZDRADZIĆ
HE CZEKAĆ SZCZEKAĆ ZWLEKAĆ PRZERWAŁ MACIEJ DRUGI
OCHRZCZONY KROPICIELEM OD WIELKIEJ MACZUGI
KTÓRĄ ZWAŁ KROPIDEŁKIEM MIAŁ JĄ DZIŚ PRZY SOBIE
STANĄŁ ZA NIĄ NA GAŁCE ZWIESIŁ RĘCE OBIE
NA RĘKU OPARŁ BRODĘ KRZYCZĄC CZEKAĆ ZWLEKAĆ
SEJMIKOWAĆ HEM TREM BREM A POTEM UCIEKAĆ
JA W PRUSACH NIE BYWAŁEM ROZUM KRÓLEWIECKI
DOBRY DLA PRUS A U MNIE JEST ROZUM SZLACHECKI
TO WIEM ŻE KTO CHCE BIĆ SIĘ NIECH KROPIDŁO CHWYTA
KTO UMIERAĆ TEN KSIĘDZA NIECH WOŁA I KWITA
JA CHCĘ ŻYĆ BIĆ BERNARDYN PO CO CZY MY ŻAKI
CO MI TAM ROBAK OTÓŻ MY BĘDZIEM ROBAKI
I DALEJ MOSKWĘ TOCZYĆ TREM BREM SZPIEGI WZWIADY
WIECIE WY CO TO ZNACZY OTO ŻE WY DZIADY
NIEDOŁĘGI HE BRACIA TO WYŻLA RZECZ TROPIĆ
BERNARDYŃSKA KWESTOWAĆ A MOJA RZECZ KROPIĆ
KROPIĆ KROPIĆ I KWITA TU MACZUGĘ GŁASNĄŁ
ZA NIM CAŁY TŁUM SZLACHTY KROPIĆ KROPIĆ WRZASNĄŁ
POPARŁ STRONĘ CHRZCICIELA BARTEK ZWAN BRZYTEWKA
OD SZABLI CIENKIEJ TUDZIEŻ MACIEJ ZWAN KONEWKA
OD SZTUĆCA KTÓRY NASZAŁ Z GARDŁEM TAK SZEROKIEM
ŻE ZEŃ JAK Z KONWI TUZIN KULEK LAŁ POTOKIEM
OBA KRZYCZELI WIWAT CHRZCICIEL Z KROPIDEŁKIEM
PRUSAK CHCIAŁ MÓWIĆ ALE ZGŁUSZONO GO ZGIEŁKIEM
I ŚMIECHEM PRECZ WOŁANO PRECZ PRUSAKI TCHÓRZE
KTO TCHÓRZ NIECH W BERNARDYŃSKIM CHOWA SIĘ KAPTURZE
WTEM ZNOWU GŁOWĘ Z WOLNA PODNIÓSŁ MACIEJ STARY
I ZACZĘŁY COKOLWIEK UCISZAĆ SIĘ GWARY
NIE DRWIJCIE RZEKŁ Z ROBAKA ZNAM GO TO ĆWIK KLECHA
TEN ROBACZEK WIĘKSZEGO OD WAS ZGRYZŁ ORZECHA
RAZ GO TYLKO WIDZIAŁEM LEDWIEM OKIEM RZUCIŁ
POZNAŁEM CO ZA PTASZEK KSIĄDZ OCZY ODWRÓCIŁ
LĘKAJĄC SIĘ ŻEBYM GO NIE ZACZĄŁ SPOWIADAĆ
ALE TO RZECZ NIE MOJA WIELE O TYM GADAĆ
ON TU NIE PRZYJDZIE PRÓŻNO WZYWAĆ BERNARDYNA
JEŚLI OD NIEGO WYSZŁA TA CAŁA NOWINA
TO KTO WIE W JAKIM CELU BO TO BIES KSIĘŻYNA
JEŚLI PRÓCZ TEJ NOWINY NIC WIĘCEJ NIE WIECIE
WIĘC PO COŚCIE TU PRZYSZLI I CZEGO WY CHCECIE
WOJNY KRZYKNĘLI JAKIEJ SPYTAŁ ZAWOŁALI
WOJNY Z MOSKALEM BIĆ SIĘ HAJŻE NA MOSKALI
PRUSAK WCIĄŻ WOŁAŁ A GŁOS CORAZ WYŻEJ WZNOSIŁ
AŻ POSŁUCHANIE CZĘŚCIĄ UKŁONEM WYPROSIŁ
CZĘŚCIĄ ZDOBYŁ SWĄ MOWĄ KRZYKLIWĄ I CIENKĄ
I JA CHCĘ BIĆ SIĘ WOŁAŁ TŁUKĄC SIĘ W PIERŚ RĘKĄ
CHOĆ KROPIDŁA NIE NOSZĘ DRĄGIEM OD WICINY
SPRAWIŁEM RAZ PRUSAKOM CZTEREM DOBRE CHRZCINY
KTÓRZY MIĘ PO PJANEMU CHCIELI W PREGLU TOPIĆ
TOŚ ZUCH BARTKU RZEKŁ CHRZCICIEL DOBRZE KROPIĆ KROPIĆ
ALEŻ NAJSŁODSZY JEZU TRZEBA PIERWEJ WIEDZIEĆ
Z KIM WOJNA O CO TRZEBA TO ŚWIATU POWIEDZIEĆ
WOŁAŁ PRUSAK BO JAKŻE LUD RUSZY ZA NAMI
GDZIE PÓJDZIE KIEDY GDZIE IŚĆ MY NIE WIEMY SAMI
BRACIA SZLACHTA PANOWIE POTRZEBA ROZSĄDKU
DOBRODZIEJE POTRZEBA ŁADU I PORZĄDKU
CHCECIE WOJNY WIĘC ZRÓBMY KONFEDERACYJĄ
OBMYŚLMY GDZIE ZAWIĄZAĆ I POD LASKĄ CZYJĄ
TAK BYŁO W WIELKOPOLSZCZE WIDZIM REJTERADĘ
NIEMIECKĄ CÓŻ MY ROBIM WCHODZIM TAJNIE W RADĘ
UZBRAJAMY I SZLACHTĘ I WŁOŚCIAN GROMADĘ
GOTOWI DĄBROWSKIEGO CZEKAMY ROZKAZU
NA KONIEC HAJŻE NA KOŃ POWSTAJEM OD RAZU
PROSZĘ O GŁOS ZAWOŁAŁ PAN KOMISARZ Z KLECKA
CZŁOWIEK MŁODY PRZYSTOJNY UBRANY Z NIEMIECKA
ZWAŁ SIĘ BUCHMAN LECZ POLAK BYŁ W POLSZCZE SIĘ RODZIŁ
NIE WIEDZIEĆ PEWNIE CZYLI ZE SZLACHTY POCHODZIŁ
LECZ O TO NIE PYTANO I WSZYSCY BUCHMANA
SZACOWALI IŻ SŁUŻYŁ U WIELKIEGO PANA
BYŁ DOBRY PATRYJOTA I PEŁEN NAUKI
Z KSIĄG OBCYCH WYUCZYŁ SIĘ GOSPODARSTWA SZTUKI
I DÓBR ADMINISTRACJĄ PROWADZIŁ PORZĄDNIE
O POLITYCE TAKŻE WNIOSKOWAŁ ROZSĄDNIE
PIĘKNIE PISAĆ I GŁADKO UMIAŁ SIĘ WYSŁAWIAĆ
ZATEM UMILKLI WSZYSCY KIEDY JĄŁ ROZPRAWIAĆ
PROSZĘ O GŁOS POWTÓRZYŁ PO DWAKROĆ ODCHRZĄKNĄŁ
UKŁONIŁ SIĘ I USTY DŹWIĘCZNYMI TAK BRZĄKNĄŁ
PREOPINANCI MOI W SWYCH GŁOSACH WYMOWNYCH
DOTKNĘLI WSZYSTKICH PUNKTÓW STANOWCZYCH I GŁOWNYCH
DYSKUSYJĄ NA WYŻSZE WZNIEŚLI STANOWISKO
MNIE TYLKO POZOSTAJE W JEDNO ZJĄĆ OGNISKO
RZUCONE TRAFNE MYŚLI I ROZUMOWANIA
MAM NADZIEJĘ W TEN SPOSÓB SPRZECZNE ZGODZIĆ ZDANIA
DWIE CZĘŚCI DYSKUSYI CAŁEJ UWAŻAŁEM
PODZIAŁ JUŻ JEST ZROBIONY IDĘ TYM PODZIAŁEM
NAPRZÓD DLACZEGO MAMY PRZEDSIĘBRAĆ POWSTANIE
W JAKIM DUCHU TO PIERWSZE ŻYWOTNE PYTANIE
DRUGIE REWOLUCYJNEJ WŁADZY SIĘ DOTYCZE
PODZIAŁ JEST TRAFNY TYLKO PRZEWRÓCIĆ GO ŻYCZĘ
NAPRZÓD ZACZĄĆ OD WŁADZY SKORO POJMIEM WŁADZĘ
Z NIEJ POWSTANIA ISTOTĘ DUCH CEL WYPROWADZĘ
CO DO WŁADZY WIĘC KIEDY OCZYMA PRZEBIEGAM
DZIEJE CAŁEJ LUDZKOŚCI I CÓŻ W NICH SPOSTRZEGAM
OTO RÓD LUDZKI DZIKI W LASACH ROZPIERZCHNIONY
SKUPIA SIĘ ZBIERA ŁĄCZY DLA WSPÓLNEJ OBRONY
OBMYŚLA JĄ I TO JEST NAJPIERWSZA OBRADA
POTEM KAŻDY WOLNOŚCI WŁASNEJ CZĄSTKĘ SKŁADA
DLA DOBRA POWSZECHNEGO TO PIERWSZA USTAWA
Z KTÓREJ JAKO ZE ŹRÓDŁA PŁYNĄ WSZYSTKIE PRAWA
WIDZIMY TEDY ŻE RZĄD UMOWĄ SIĘ TWORZY
NIE POCHODZĄC JAK MYLNIE SĄDZĄ Z WOLI BOŻEJ
OWOŻ RZĄD NA KONTRAKCIE OPARŁSZY SPOŁECZNYM
PODZIAŁ WŁADZY JUŻ TYLKO JEST SKUTKIEM KONIECZNYM
OTÓŻ SĄ I KONTRAKTY KIJOWSKIE CZY MIŃSKIE
RZEKŁ STARY MACIEJ OWOŻ I RZĄDY BABIŃSKIE
PANIE BUCHMAN CZY BÓG NAM CHCIAŁ CARA NARZUCIĆ
CZY DIABEŁ JA Z WASZECIĄ NIE BĘDĘ SIĘ KŁÓCIĆ
PANIE BUCHMAN GADAJ WAŚĆ JAKBY CARA ZRUCIĆ
TU SĘK KRZYKNĄŁ KROPICIEL GDYBYM MÓGŁ PODSKOCZYĆ
DO TRONU I KROPIDŁEM PLUSK RAZ CARA ZMOCZYĆ
TO JUŻ BY ON NIE WRÓCIŁ NI KIJOWSKIM TRAKTEM
NI MIŃSKIM NI ZA ŻADNYM BUCHMANA KONTRAKTEM
ANIBY GO WSKRZESILI Z MOCY BOŻEJ POPI
NI Z MOCY BELZEBUBA TEN MI ZUCH KTO KROPI
PANIE BUCHMAN WAŚCINA RZECZ BARDZO WYMOWNA
ALE WYMOWA SZUM DRUM KROPIĆ TO RZECZ GŁOWNA
TO TO TO PISNĄŁ RĘCE TRĄC BARTEK BRZYTEWKA
OD CHRZCICIELA DO MAĆKA BIEGAJĄC JAK CEWKA
OD JEDNEJ STRONY KROSIEN PRZERZUCANA W DRUGĄ
TYLKO TY MAĆKU Z RÓZGĄ TY MAĆKU Z MACZUGĄ
TYLKO ZGODŹCIE SIĘ DALBÓG POBIJEM NA DRUZGI
MOSKALA BRZYTEW IDZIE POD KOMENDĘ RÓZGI
KOMENDA PRZERWAŁ CHRZCICIEL DOBRA KU PARADZIE
U NAS BYŁA KOMENDA W KOWIEŃSKIEJ BRYGADZIE
KRÓTKA A WĘZŁOWATA STRASZ SAM SIĘ NIE STRACHAJ
BIJ NIE DAJ SIĘ POSTĘPUJ CZĘSTO GĘSTO MACHAJ
SZACH MACH TO PISNĄŁ BRZYTWA TO MI REGULAMENT
PO CO TU PISAĆ AKTA PO CO PSUĆ ATRAMENT
KONFEDERACJI TRZEBA O TO CAŁA SPRZECZKA
JEST MARSZAŁEK NASZ MACIEJ A LASKA RÓZECZKA
NIECH ŻYJE KRZYKNĄŁ CHRZCICIEL KUREK NA KOŚCIELE
SZLACHTA ODPOWIEDZIAŁA WIWANT KROPICIELE
ALE W KĄTACH SZMER POWSTAŁ CHOĆ W ŚRODKU TŁUMIONY
WIDAĆ ŻE SIĘ ROZDZIELA RADA NA DWIE STRONY
BUCHMAN KRZYKNĄŁ JA ZGODY NIGDY NIE POCHWALAM
TO MÓJ SYSTEM KTOŚ DRUGI WRZASNĄŁ NIE POZWALAM
INNI Z KĄTÓW WTÓRUJĄ NARESZCIE GŁOS GRUBY
OZWAŁ SIĘ PRZYBYŁEGO SZLACHCICA SKOŁUBY
CÓŻ TO PAŃSTWO DOBRZYŃSCY A TO CO SIĘ ŚWIĘCI
A MY CZY TO BĘDZIEMY SPOD PRAWA WYJĘCI
KIEDY NAS ZAPRASZANO Z NASZEGO ZAŚCIANKU
A ZAPRASZAŁ NAS KLUCZNIK RĘBAJŁO MOPANKU
MÓWIONO NAM ŻE WIELKIE RZECZY DZIAĆ SIĘ MIAŁY
ŻE TU NIE O DOBRZYŃSKICH LECZ O POWIAT CAŁY
O CAŁĄ SZLACHTĘ IDZIE TOŻ I ROBAK BĄKAŁ
CHOĆ NIGDY NIE DOKOŃCZYŁ I ZAWSZE SIĘ JĄKAŁ
I CIEMNO SIĘ TŁUMACZYŁ WRESZCIE KONIEC KOŃCÓW
MY ZJECHALI SĄSIADÓW WEZWALI PRZEZ GOŃCÓW
NIE SAMI TU PANOWIE DOBRZYŃSCY JESTEŚCIE
Z RÓŻNYCH INNYCH ZAŚCIANKÓW JEST TU NAS ZE DWIEŚCIE
WSZYSCY WIĘC RADŹMY JEŚLI POTRZEBA MARSZAŁKA
GŁOSUJMY WSZYSCY RÓWNA U KAŻDEGO GAŁKA
NIECH ŻYJE RÓWNOŚĆ ZATEM DWAJ TERAJEWICZE
I CZTEREJ STYPUŁKOWSCY I TRZEJ MICKIEWICZE
KRZYKNĘLI WIWAT RÓWNOŚĆ STOJĄC ZA SKOŁUBĄ
TYMCZASEM BUCHMAN WOŁAŁ ZGODA BĘDZIE ZGUBĄ
KROPICIEL KRZYCZAŁ BEZ WAS OBEJDZIEM SIĘ SAMI
NIECH ŻYJE NASZ MARSZAŁEK MACIEK NAD MAĆKAMI
HEJ DO LASKI DOBRZYŃSCY KRZYCZĄ ZAPRASZAMY
A OBCA SZLACHTA WOŁA W GŁOS NIE POZWALAMY
ROZSTRYCHA SIĘ TŁUM NA DWIE KUPY ROZDZIELONY
I KIWAJĄC GŁOWAMI W DWIE PRZECIWNE STRONY
TAMCI NIE POZWALAMY CI KRZYCZĄ PROSIEMY
MACIEK STARY W POŚRODKU JEDEN SIEDZIAŁ NIEMY
I JEDNA GŁOWA JEGO BYŁA NIERUCHOMA
PRZECIW NIEMU STAŁ CHRZCICIEL ZWIESZONY RĘKOMA
NA MACZUDZE A GŁOWĄ NA KOŃCU MACZUGI
WSPARTĄ KRĘCIŁ JAK TYKWĄ WBITĄ NA KIJ DŁUGI
I NA PRZEMIANY TO W TYŁ TO SIĘ NAPRZÓD KIWAŁ
I USTAWICZNIE KROPIĆ KROPIĆ WYKRZYKIWAŁ
WZDŁUŻ IZBY ZAŚ PRZEBIEGAŁ BRZYTEWKA RUCHAWY
CIĄGLE OD KROPICIELA DO MACIEJA ŁAWY
KONEWKA ZAŚ POWOLI WSZERZ IZBĘ PRZECHODZIŁ
OD DOBRZYŃSKICH DO SZLACHTY NIBY TO ICH GODZIŁ
JEDEN WCIĄŻ WOŁAŁ GOLIĆ A DRUGI ZALEWAĆ
MACIEK MILCZAŁ LECZ WIDNO ŻE SIĘ ZACZĄŁ GNIEWAĆ
ĆWIERĆ GODZINY WRZAŁ HAŁAS GDY NAD TŁUM WRZESZCZĄCY
ZE ŚRODKA GŁÓW WYSKOCZYŁ W GÓRĘ SŁUP BŁYSZCZĄCY
BYŁ TO RAPIER SĄŻNISTEJ DŁUGOŚCI SZEROKI
NA CAŁĄ PIĘDŹ A SIECZNY NA OBADWA BOKI
WIDOCZNIE MIECZ TEUTOŃSKI Z NORYMBERSKIEJ STALI
UKUTY WSZYSCY MILCZĄC NA BROŃ POGLĄDALI
BYŁA WIEŚĆ ŻE OD PRZODKA DOBRZYŃSKICH TA KLINGA
WYDARTA POD GRUNWALDEM Z RĄK MISTRZA JUNGINGA
KTO JĄ PODNIÓSŁ NIE WIDAĆ LECZ ZARAZ ZGADNIONO
TO SCYZORYK NIECH ŻYJE SCYZORYK KRZYKNIONO
WIWAT SCYZORYK KLEJNOT RĘBAJŁÓW ZAŚCIANKU
WIWAT RĘBAJŁO SZCZERBIEC PÓŁKOZIC MOPANKU
WNET GERWAZY TO ON BYŁ PRZEZ TŁUM SIĘ PRZECISNĄŁ
NA ŚRODEK IZBY WKOŁO SCYZORYKIEM BŁYSNĄŁ
POTEM W DÓŁ CHYLĄC OSTRZE NA ZNAK POWITANIA
PRZED MAĆKIEM RZEKŁ RÓZECZCE SCYZORYK SIĘ KŁANIA
BRACIA SZLACHTA DOBRZYŃSCY JA NIE BĘDĘ RADZIŁ
NIC A NIC POWIEM TYLKO PO COM WAS ZGROMADZIŁ
A CO ROBIĆ JAK ROBIĆ DECYDUJCIE SAMI
WIECIE SŁUCH DAWNO CHODZI MIĘDZY ZAŚCIANKAMI
ŻE SIĘ NA WIELKIE RZECZY ZANOSI NA ŚWIECIE
KSIĄDZ ROBAK O TYM GADAŁ WSZAKŻE WSZYSCY WIECIE
WIEMY KRZYKNĘLI DOBRZE OWOŻ MĄDREJ GŁOWIE
CIĄGNĄŁ MÓWCA SPOJRZAWSZY BYSTRO DOŚĆ DWIE SŁOWIE
NIEPRAWDAŻ PRAWDA RZEKLI GDY CESARZ FRANCUSKI
RZEKŁ KLUCZNIK STĄD PRZYCIĄGA A STAMTĄD CAR RUSKI
WIĘC WOJNA CAR Z CESARZEM KRÓLOWIE Z KRÓLAMI
PÓJDĄ ZA ŁBY JAK ZWYKLE MIĘDZY MONARCHAMI
A NAM CZY SIEDZIEĆ CICHO GDY WIELKI WIELKIEGO
BĘDZIE DUSIĆ MY DUŚMY MNIEJSZYCH KAŻDY SWEGO
Z GÓRY I Z DOŁU WIELCY WIELKICH MAŁYCH MALI
JAK ZACZNIEM CIĄĆ TAK CAŁE SZELMOSTWO SIĘ ZWALI
I TAK ZAKWITNIE SZCZĘŚCIE I RZECZPOSPOLITA
NIEPRAWDAŻ PRAWDA RZEKLI JAKBY Z KSIĄŻKI CZYTA
PRAWDA POWTÓRZYŁ CHRZCICIEL KROP A KROP I KWITA
JA ZAWSZE GOTÓW GOLIĆ OZWAŁ SIĘ BRZYTEWKA
TYLKO ZGÓDŹCIE SIĘ PROSIŁ UPRZEJMIE KONEWKA
CHRZCICIELU I MACIEJU POD CZYJĄ IŚĆ WODZĄ
ALE MU PRZERWAŁ BUCHMAN NIECH SIĘ GŁUPI GODZĄ
DYSKUSYJE PUBLICZNEJ SPRAWIE NIE ZASZKODZĄ
PROSZĘ MILCZEĆ SŁUCHAMY SPRAWA NA TYM ZYSKA
PAN KLUCZNIK JĄ Z NOWEGO ZWAŻA STANOWISKA
OWSZEM ZAWOŁAŁ KLUCZNIK U MNIE PO STAREMU
O WIELKICH RZECZACH MYŚLEĆ NALEŻY WIELKIEMU
JEST NA TO CESARZ BĘDZIE KRÓL SENAT POSŁOWIE
TAKIE RZECZY MOPANKU ROBIĄ SIĘ W KRAKOWIE
LUB W WARSZAWIE NIE U NAS W ZAŚCIANKU W DOBRZYNIE
AKTÓW KONFEDERACKICH NIE PISZĄ W KOMINIE
KREDĄ NIE NA WICINIE LECZ NA PERGAMINIE
NIE NAM TO PISAĆ AKTA MA POLSKA PISARZY
KORONNYCH I LITEWSKICH TAK ROBILI STARZY
MOJA RZECZ SCYZORYKIEM WYRZYNAĆ KROPIDŁEM
PLUSKAĆ DODAŁ KROPICIEL I WYKALAĆ SZYDŁEM
KRZYKNĄŁ BARTEK SZYDEŁKO DOBYWSZY SWEJ SZPADKI
WSZYSTKICH WAS KOŃCZYŁ KLUCZNIK BIORĘ TU NA ŚWIADKI
CZY ROBAK NIE POWIADAŁ ŻE WPRZÓD NIM PRZYJMIECIE
W DOM WASZ NAPOLEONA TRZEBA WYMIEŚĆ ŚMIECIE
SŁYSZELIŚCIE TO WSZYSCY A CZY ROZUMIECIE
KTÓŻ JEST ŚMIECIEM POWIATU KTO ZDRADZIECKO ZABIŁ
NAJLEPSZEGO Z POLAKÓW KTO GO OKRADŁ ZGRABIŁ
I JESZCZE CHCE OSTATKI WYDRZEĆ Z RĄK DZIEDZICA
KTÓŻ TO MAMŻE WAM GADAĆ A JUŻCI SOPLICA
PRZERWAŁ KONEWKA TO ŁOTR OJ TO CIEMIĘŻYCIEL
PISNĄŁ BRZYTEWKA WIĘC GO KROPIĆ DODAŁ CHRZCICIEL
JEŚLI ZDRAJCA RZEKŁ BUCHMAN WIĘC NA SZUBIENICĘ
HAJŻE KRZYKNĘLI WSZYSCY HAJŻE NA SOPLICĘ
LECZ PRUSAK ŚMIAŁ PODJĄĆ SIĘ SĘDZIEGO OBRONY
I WOŁAŁ Z WZNIESIONYMI KU SZLACHCIE RAMIONY
PANOWIE BRACIA AJ AJ A NA BOSKIE RANY
CO ZNOWU PANIE KLUCZNIK CZY WAŚĆ OPĘTANY
CZY O TYM BYŁA MOWA ŻE KTOŚ MIAŁ WARIATA
BANITĘ BRATEM TO CO KARAĆ GO ZA BRATA
TO MI PO CHRZEŚCIJAŃSKU SĄ TU W TYM KONSZACHTY
HRABIEGO ŻEBY SĘDZIA BYŁ CIĘŻKI DLA SZLACHTY
NIEPRAWDA DALIBÓGŻE TO WY TYLKO SAMI
POZYWACIE GO A ON ZGODY SZUKA Z WAMI
USTĘPUJE ZE SWEGO JESZCZE GRZYWNY PŁACI
MA PROCES Z HRABIĄ CÓŻ STĄD OBADWA BOGACI
NIECHAJ PAN DRZE SIĘ Z PANEM CÓŻ TO DO NAS BRACI
PAN SĘDZIA CIEMIĘŻYCIEL ON PIERWSZY ZABRANIAŁ
AŻEBY SIĘ CHŁOP PRZED NIM DO ZIEMI NIE KŁANIAŁ
MÓWIĄC ŻE TO GRZECH NIERAZ U NIEGO GROMADA
CHŁOPSKA JA SAM WIDZIAŁEM DO STOŁU Z NIM SIADA
PŁACIŁ ZA WŁOŚĆ PODATKI A NIE TAK JEST W KLECKU
CHOĆ TAM WAŚĆ PANIE BUCHMAN RZĄDZISZ PO NIEMIECKU
SĘDZIA ZDRAJCA MY SIĘ Z NIM OD INFIMY ZNAMY
POCZCIWE BYŁO DZIECKO I DZIŚ TAKI SAMY
POLSKĘ KOCHA NAD WSZYSTKO POLSKIE OBYCZAJE
CHOWA MODOM MOSKIEWSKIM PRZYSTĘPU NIE DAJE
ILEKROĆ Z PRUS POWRACAM CHCĄC ZMYĆ SIĘ Z NIEMCZYZNY
WPADAM DO SOPLICOWA JAK W CENTRUM POLSZCZYZNY
TAM SIĘ CZŁOWIEK NAPIJE NADYSZE OJCZYZNY
DALBÓG DOBRZYŃSCY JA WASZ BRAT ALE SĘDZIEGO
NIE POZWOLĘ POKRZYWDZIĆ NIE BĘDZIE NIC Z TEGO
NIE TAK PANOWIE BRACIA W WIELKOPOLSZCZE BYŁO
CO ZA DUCH CO ZA ZGODA AŻ PRZYPOMNIEĆ MIŁO
NIKT TAM PODOBNĄ FRASZKĄ NIE ŚMIAŁ RADY MIESZAĆ
TO NIE FRASZKA ZAWOŁAŁ KLUCZNIK ŁOTRÓW WIESZAĆ
SZMER WZMAGAŁ SIĘ WTEM JANKIEL POSŁUCHANIA PROSIŁ
NA ŁAWĘ WSKOCZYŁ STANĄŁ I NAD GŁOWY WZNOSIŁ
BRODĘ JAK WIECHĘ CO MU AŻ DO PASA WISI
PRAWĄ RĘKĄ ZDJĄŁ Z WOLNA Z GŁOWY KOŁPAK LISI
LEWĄ RĘKĄ JARMUŁKĘ ZRUSZONĄ POPRAWIŁ
POTEM LEWICĘ ZA PAS ZATKNĄŁ I TAK PRAWIŁ
KOŁPAKIEM LISIM W KOLEJ KŁANIAJĄC SIĘ NISKO
NU PANOWIE DOBRZYŃSCY JA SOBIE ŻYDZISKO
MNIE SĘDZIA NI BRAT NI SWAT SZANUJĘ SOPLICÓW
JAK PANÓW BARDZO DOBRYCH I MOICH DZIEDZICÓW
SZANUJĘ TEŻ DOBRZYŃSKICH BARTKÓW I MACIEJÓW
JAKO DOBRYCH SĄSIADÓW PANÓW DOBRODZIEJÓW
A MÓWIĘ TAK JEŻELI PAŃSTWO CHCĄ GWAŁT ZROBIĆ
SĘDZIEMU TO BARDZO ŹLE MOŻECIE SIĘ POBIĆ
ZABIĆ A ASESORY A SPRAWNIK A TURMA
BO W WIOSCE U SOPLICY JEST ŻOŁNIERZY HURMA
WSZYSTKO JEGRY ASESOR W DOMU TYLKO ŚWIŚNIE
TAK WRAZ PRZYMASZERUJĄ STOJĄ JAK UMYŚLNIE
A CO BĘDZIE A JEŚLI CZEKACIE FRANCUZA
TO FRANCUZ JEST DALEKO JESZCZE DROGA DUŻA
JA ŻYD O WOJNACH NIE WIEM A BYŁEM W BIELICY
I WIDZIAŁEM TAM ŻYDKÓW OD SAMEJ GRANICY
SŁYCHAĆ ŻE FRANCUZ STOI NAD RZEKĄ ŁOSOSNĄ
A WOJNA JEŚLI BĘDZIE TO CHYBA AŻ WIOSNĄ
NU MÓWIĘ TAK CZEKAJCIE WSZAK DWÓR SOPLICOWA
NIE BUDKA KRAMNA CO SIĘ ROZBIERZE W WÓZ SCHOWA
I POJEDZIE DWÓR JAK STAŁ DO WIOSNY STAĆ BĘDZIE
A PAN SĘDZIA TO NIE JEST ŻYDEK NA ARENDZIE
NIE UCIECZE TO JEGO MOŻNA ZNALEŹĆ WIOSNĄ
A TERAZ ROZEJDŹCIE SIĘ A NIE GADAĆ GŁOŚNO
O TYM CO BYŁO BO TO GADAĆ TO DAREMNO
A CZYJA ŁASKA PANÓW SZLACHTY PROSZĘ ZE MNĄ
MOJA SIORA POWIŁA MAŁEGO JANKIELKA
JA DZIŚ TRAKTUJĘ WSZYSTKICH A MUZYKA WIELKA
KAŻĘ PRZYNIEŚĆ KOZICE BASETLĘ DWIE SKRZYPIEC
A PAN MACIEK DOBRODZIEJ LUBI STARY LIPIEC
I NOWEGO MAZURKA MAM NOWE MAZURKI
A WYUCZYŁEM ŚPIEWAĆ FEIN MOJE BACHURKI
WYMOWA LUBIANEGO POWSZECHNIE JANKIELA
TRAFIAŁA DO SERC POWSTAŁ KRZYK OKLASK WESELA
SZMER PRZYZWOLENIA NAWET ZA DOMEM SIĘ SZERZYŁ
GDY GERWAZY W JANKIELA SCYZORYKIEM ZMIERZYŁ
ŻYD SKOCZYŁ WPADŁ W TŁUM KLUCZNIK WOŁAŁ PRECZ STĄD ŻYDZIE
NIE TKAJ PALCÓW MIĘDZY DRZWI NIE O CIEBIE IDZIE
PANIE PRUSAK ŻE WASZEĆ SĘDZIOWSKĄ HANDLUJESZ
PARĄ WICIN MIZERNYCH TO JUŻ ZAŃ GARDŁUJESZ
ZAPOMNIAŁEŚ MOPANKU ŻE OJCIEC WASZÉCIN
SPŁAWIAŁ DO PRUS DWADZIEŚCIE HORESZKOWSKICH WICIN
STĄD SIĘ ZBOGACIŁ I ON I JEGO RODZINA
BA NAWET WSZYSCY ILU WAS TU JEST Z DOBRZYNA
BO PAMIĘTACIE STARZY SŁYSZELIŚCIE MŁODZI
ŻE STOLNIK BYŁ WAS WSZYSTKICH OJCIEC I DOBRODZIEJ
KOGOŻ ON KOMISARZEM SŁAŁ DO SWYCH DÓBR PIŃSKICH
DOBRZYŃSKIEGO RACHMISTRZÓW KOGO MIAŁ DOBRZYŃSKICH
MARSZAŁKOSTWA KREDENSU NIE ZWIERZAŁ NIKOMU
TYLKO DOBRZYŃSKIM PEŁNO DOBRZYŃSKICH MIAŁ W DOMU
ON FORYTOWAŁ WASZE W TRYBUNAŁACH SPRAWY
ON WYRABIAŁ U KRÓLA DLA WAS CHLEB ŁASKAWY
DZIECI WASZE KOPAMI POMIESZCZAŁ W KONWIKCIE
PIJARSKIM NA SWYM KOSZCIE ODZIEŻY I WIKCIE
DOROSŁYCH PROMOWOWAŁ TAKŻE SWYM NAKŁADEM
A DLACZEGO TO ROBIŁ ŻE WAM BYŁ SĄSIADEM
DZIŚ SOPLICA KOPCAMI TYKA WASZYCH GRANIC
CÓŻ KIEDY WAM DOBREGO ZROBIŁ ONNIC A NIC
PRZERWAŁ KONEWKA BO TO WYROSŁO Z SZLACHCIURY
A JAK DMIE SIĘ PHU PHU PHU JAK NOS DRZE DO GÓRY
PAMIĘTACIE PROSIŁEM NA CÓRKI WESELE
POJĘ NIE CHCE PIĆ MÓWI NIE PIJĘ TAK WIELE
JAK WY SZLACHTA WY SZLACHTA CIĄGNIECIE JAK BĄKI
OT MAGNAT DELIKACIK Z MARYMONCKIEJ MĄKI
NIE PIŁ LELIŚMY W GARDŁO KRZYCZAŁ GWAŁT SIĘ DZIEJE
CZEKAJ NO NIECH NO JA MU Z KONEWKI NALEJĘ
FILUT ZAWOŁAŁ CHRZCICIEL OJ I JA GO KROPNĘ
ZA SWOJE MÓJ SYN BYŁO TO DZIECKO ROZTROPNE
TERAZ TAK ZGŁUPIAŁ ŻE GO NAZYWAJĄ SAKIEM
A Z PRZYCZYNY SĘDZIEGO ZOSTAŁ GŁUPCEM TAKIM
MÓWIŁEM PO CO TOBIE LEŹĆ DO SOPLICOWA
JEŻELI CIĘ TAM ZŁOWIĘ NIECH CIĘ BÓG UCHOWA
ON ZNOWU SMYK DO ZOSI DYBIE PRZEZ KONOPIE
ZŁOWIŁEM GO A ZATEM ZA USZY I KROPIĘ
A ON BECZY I BECZY JAK MALEŃKIE CHŁOPIĘ
OJCZE CHOĆ ZABIJ MUSZĘ TAM IŚĆ A WCIĄŻ SZLOCHA
CO TOBIE A ON MÓWI ŻE TĘ ZOSIĘ KOCHA
CHCIAŁBY POPATRZEĆ NA NIĄ ŻAL MI NIEBORAKA
MÓWIĘ SĘDZIEMU SĘDZIO DAJ ZOSIĘ DLA SAKA
ON MÓWI JESZCZE MAŁA CZEKAJ ZE TRZY LATA
JAK SAMA ZECHCE ŁOTR ŁŻE JUŻ JĄ KOMUŚ SWATA
SŁYSZAŁEM JUŻ JA SIĘ TAM NA WESELE WKRĘCĘ
JA IM ŁOŻE MAŁŻEŃSKIE KROPIDŁEM POŚWIĘCĘ
I TAKI ŁOTR ZAWOŁAŁ KLUCZNIK MA PANOWAĆ
I DAWNYCH PANÓW LEPSZYCH OD SIEBIE RUJNOWAĆ
A HORESZKÓW I PAMIĘĆ I IMIĘ ZAGINIE
GDZIEŻ JEST WDZIĘCZNOŚĆ NA ŚWIECIE NIE MA JEJ W DOBRZYNIE
BRACIA CHCECIE BÓJ Z RUSKIM WIEŚĆ IMPERATOREM
A BOICIE SIĘ WOJNY Z SOPLICOWSKIM DWOREM
STRACH WAM TURMY CZYŻ TO JA WZYWAM NA ROZBOJE
BROŃ BOŻE SZLACHTA BRACIA JA PRZY PRAWIE STOJĘ
WSZAK HRABIA WYGRAŁ ZYSKAŁ DEKRETÓW NIEMAŁO
TYLKO JE EGZEKWOWAĆ TAK DAWNIEJ BYWAŁO
TRYBUNAŁ PISAŁ DEKRET SZLACHTA WYPEŁNIAŁA
A SZCZEGÓLNIEJ DOBRZYŃSCY I STĄD WASZA CHWAŁA
UROSŁA W LITWIE WSZAKŻE TO DOBRZYŃSCY SAMI
BILI SIĘ NA ZAJEŹDZIE RYSKIM Z MOSKALAMI
KTÓRYCH PRZYWIÓDŁ JENERAŁ RUSKI WOJNIŁOWICZ
I ŁOTR PRZYJACIEL JEGO PAN WOŁK Z ŁUGOMOWICZ
PAMIĘTACIE JAK WOŁKA WZIĘLIŚMY W NIEWOLĘ
JAK CHCIELIŚMY GO WIESZAĆ NA BELCE W STODOLE
IŻ BYŁ TYRAN DLA CHŁOPSTWA A SŁUGA MOSKALI
ALE SIĘ CHŁOPI GŁUPI NAD NIM ZLITOWALI
UPIEC GO MUSZĘ KIEDYŚ NA TYM SCYZORYKU
NIE WSPOMNĘ INNYCH WIELKICH ZAJAZDÓW BEZ LIKU
Z KTÓRYCH WYSZLIŚMY ZAWSZE JAK SZLACHCIE PRZYSTAŁO
I Z ZYSKIEM I APLAUZEM POWSZECHNYM I Z CHWAŁĄ
PO CÓŻ O TYM WSPOMINAĆ DZIŚ DARMO PAN HRABIA
SĄSIAD WASZ SPRAWĘ TOCZY DEKRETY WYRABIA
JUŻ NIKT Z WAS POMÓC NIE CHCE BIEDNEMU SIEROCIE
DZIEDZIC STOLNIKA TEGO KTÓRY ŻYWIŁ KROCIE
DZIŚ NIE MA PRZYJACIELA OPRÓCZ MNIE KLUCZNIKA
I OT TEGO WIERNEGO MEGO SCYZORYKA
I KROPIDŁA RZEKŁ CHRZCICIEL GDZIE TY GERWAZEŃKU
TAM I JA PÓKI RĘKA PÓKI PLUSK PLASK W RĘKU
CO DWAJ TO DWAJ DALIBÓG MÓJ GERWAZY TY MIECZ
JA MAM KROPIDŁO DALBÓG JA KROPIĘ A TY SIECZ
I TAK SZACH MACH PLUSK I PLASK ONI NIECH GAWĘDZĄ
TOĆ I BARTKA RZEKŁ BRZYTWA BRACIA NIE ODPĘDZĄ
JUŻ CO WY NAMYDLICIE TO JA WSZYSTKO ZGOLĘ
I JA PRZYDAŁ KONEWKA Z WAMI RUSZYĆ WOLĘ
GDY ICH NIE MOŻNA ZGODZIĆ NA OBIÓR MARSZAŁKA
CO MI TAM GŁOSY GAŁKI U MNIE INSZA GAŁKA
TU WYDOBYŁ Z KIESZENI GARŚĆ KUL DZWONIŁ NIMI
OT GAŁKI KRZYKNĄŁ W SĘDZIĘ GAŁKAMI WSZYSTKIMI
DO WAS WOŁAŁ SKOŁUBA DO WAS SIĘ ŁĄCZYMY
GDZIE WY KRZYKNĘŁA SZLACHTA GDZIE WY TO TAM I MY
NIECH ŻYJĄ HORESZKOWIE WIWANT PÓŁKOZICE
WIWAT KLUCZNIK RĘBAJŁO HAJŻE NA SOPLICĘ
I TAK WSZYSTKICH POCIĄGNĄŁ WYMOWNY GERWAZY
BO WSZYSCY KU SĘDZIEMU MIELI SWE URAZY
JAK ZWYCZAJNIE W SĄSIEDZTWIE TO O SZKODĘ SKARGI
TO O WYRĘBY TO O GRANICE ZATARGI
JEDNYCH GNIEW DRUGICH TYLKO PODBURZAŁA ZAWIŚĆ
BOGACTW SĘDZIEGO WSZYSTKICH ZGODZIŁA NIENAWIŚĆ
CISNĄ SIĘ DO KLUCZNIKA PODNOSZĄ DO GÓRY
SZABLE PAŁKI AŻ MACIEK DOTYCHCZAS PONURY
NIERUCHOMY WSTAŁ Z ŁAWY I WOLNYMI KROKI
WYSZEDŁ NA ŚRODEK IZBY I PODPARŁ SIĘ W BOKI
I SPOJRZAWSZY PRZED SIEBIE I KIWAJĄC GŁOWĄ
ZABRAŁ GŁOS WYMAWIAJĄC Z WOLNA KAŻDE SŁOWO
Z PRZESTANKIEM I PRZYCISKIEM A GŁUPI A GŁUPI
A GŁUPI WY NA KIM SIĘ MLEŁO NA WAS SKRUPI
TO PÓKI O WSKRZESZENIU POLSKI BYŁA RADA
O DOBRU POSPOLITYM GŁUPI U WAS ZWADA
NIE MOŻNA BYŁO GŁUPI ANI SIĘ ROZMÓWIĆ
GŁUPI ANI PORZĄDKU ANI POSTANOWIĆ
WODZA NAD WAMI GŁUPI A NIECH NO KTO PODDA
OSOBISTE URAZY GŁUPI U WAS ZGODA
PRECZ STĄD BO JAKEM MACIEK WAS DO MILIJONÓW
KROĆSET KROCI TYSIĘCY FUR BECZEK FURGONÓW
DIABŁÓWUCICHLI WSZYSCY JAK RAŻENI GROMEM
ALE RAZEM STRASZLIWY POWSTAŁ KRZYK ZA DOMEM
WIWAT HRABIA ON WJEŻDŻAŁ NA FOLWARK MACIEJÓW
SAM ZBROJNY ZA NIM ZBROJNYCH DZIESIĘCIU DŻOKEJÓW
HRABIA SIEDZIAŁ NA DZIELNYM KONIU W CZARNYM STROJU
NA SUKNI ORZECHOWY PŁASZCZ WŁOSKIEGO KROJU
SZEROKI BEZ RĘKAWÓW JAK WIELKA OPONA
SPIĘTY KLAMRĄ U SZYI SPADAŁ PRZEZ RAMIONA
KAPELUSZ MIAŁ OKRĄGŁY Z PIÓREM W RĘKU SZPADĘ
OKRĘCIŁ SIĘ I SZPADĄ POWITAŁ GROMADĘ
WIWAT HRABIA KRZYKNĘLI Z NIM ŻYĆ I UMIERAĆ
SZLACHTA ZACZĘŁA Z CHATY PRZEZ OKNA WYZIERAĆ
I ZA KLUCZNIKIEM CORAZ KU DRZWIOM SIĘ NAPIERAĆ
KLUCZNIK WYSZEDŁ A ZA NIM TŁUM PRZEZE DRZWI RUNĄŁ
MACIEK RESZTĘ WYPĘDZIŁ DRZWI ZAMKNĄŁ ZASUNĄŁ
I PRZEZ OKNO WYJRZAWSZY RAZ JESZCZE RZEKŁ GŁUPI
A TYMCZASEM SIĘ SZLACHTA DO HRABIEGO KUPI
IDĄ W KARCZMĘ GERWAZY WSPOMNIAŁ DAWNE CZASY
KAZAŁ SOBIE TRZY PODAĆ OD KONTUSZÓW PASY
NA NICH ZE SKLEPU KARCZMY BECZKI WYDOBYWA
TRZY JEDNĄ MIODU DRUGĄ WÓDKI TRZECIĄ PIWA
WYJĄŁ GOŹDZIE WNET Z SZUMEM TRYSNĘŁY TRZY STRUGI
JEDEN BIAŁY JAK SREBRO KRWAWNIKOWY DRUGI
TRZECI ŻÓŁTY TROISTĄ GRAJĄ W GÓRZE TĘCZĄ
A SPADAJĄC W STO KUBKÓW WE STO SZKLANEK BRZĘCZĄ
WRE SZLACHTA TAMCI PIJĄ CI HRABIEMU ŻYCZĄ
LAT SETNYCH WSZYSCY HAJŻE NA SOPLICĘ KRZYCZĄ
JANKIEL WYMKNĄŁ SIĘ MILCZKIEM OKLEP PRUSAK RÓWNIE
NIE SŁUCHANY CHOĆ JESZCZE ROZPRAWIAŁ WYMOWNIE
CHCIAŁ ZMYKAĆ SZLACHTA W POGOŃ WOŁAJĄC ŻE ZDRADZIŁ
MICKIEWICZ STAŁ Z DALEKA NI KRZYCZAŁ NI RADZIŁ
ALE Z MINY POZNANO ŻE COŚ ZŁEGO KNUJE
WIĘC DO KORDÓW I HAJŻE ON SIĘ REJTERUJE
ODCINA SIĘ JUŻ RANNY PRZYPARTY DO PŁOTÓW
GDY MU SKOCZYŁ NA ODSIECZ ZAN I TRZECH CZECZOTÓW
ZA CZYM ROZJĘTO SZLACHTĘ ALE W TYM ROZRUCHU
DWÓCH BYŁO CIĘTYCH W RĘCE KTOŚ DOSTAŁ PO UCHU
RESZTA WSIADAŁA NA KOŃ HRABIA I GERWAZY
PORZĄDKUJĄ ROZDAJĄ ORĘŻE ROZKAZY
W KOŃCU WSZYSCY PRZEZ DŁUGĄ ZAŚCIANKU ULICĘ
PUŚCILI SIĘ W CWAŁ KRZYCZĄC HAJŻE NA SOPLICĘ
PRZED BURZĄ BYWA CHWILA CICHA I PONURA
KIEDY NAD GŁOWY LUDZI PRZYLECIAWSZY CHMURA
STANIE I GROŻĄC TWARZĄ DECH WIATRÓW ZATRZYMA
MILCZY OBIEGA ZIEMIĘ BŁYSKAWIC OCZYMA
ZNACZĄC TE MIEJSCA GDZIE WNET CIŚNIE GROM PO GROMIE
TEJ CISZY CHWILA BYŁA W SOPLICOWSKIM DOMIE
MYŚLIŁBYŚ ŻE PRZECZUCIE NADZWYCZAJNYCH ZDARZEŃ
ŚCIĘŁO USTA I WZNIOSŁO DUCHY W KRAJE MARZEŃ
PO WIECZERZY I SĘDZIA I GOŚCIE ZE DWORU
WYCHODZĄ NA DZIEDZINIEC UŻYWAĆ WIECZORU
ZASIADAJĄ NA PRZYZBACH WYSŁANYCH MURAWĄ
CAŁE GRONO Z POSĘPNĄ I CICHĄ POSTAWĄ
POGLĄDA W NIEBO KTÓRE ZDAWAŁO SIĘ ZNIŻAĆ
ŚCIEŚNIAĆ I CORAZ BARDZIEJ KU ZIEMI PRZYBLIŻAĆ
AŻ OBOJE SKRYWSZY SIĘ POD ZASŁONĘ CIEMNĄ
JAK KOCHANKOWIE WSZCZĘLI ROZMOWĘ TAJEMNĄ
TŁUMACZĄC SWE UCZUCIA W WESTCHNIENIACH TŁUMIONYCH
SZEPTACH SZMERACH I SŁOWACH NA WPÓŁ WYMÓWIONYCH
Z KTÓRYCH SKŁADA SIĘ DZIWNA MUZYKA WIECZORU
ZACZĄŁ JĄ PUSZCZYK JĘCZĄC NA PODDASZU DWORU
SZEPNĘŁY WIOTKIM SKRZYDŁEM NIEDOPERZE LECĄ
POD DOM GDZIE SZYBY OKIEN TWARZE LUDZI ŚWIECĄ
NIŻEJ ZAŚ NIEDOPERZÓW SIOSTRZYCZKI ĆMY ROJEM
WIJĄ SIĘ PRZYWABIONE BIAŁYM KOBIET STROJEM
MIANOWICIE PRZYKRZĄ SIĘ ZOSI BIJĄC W LICE
I W JASNE OCZKI KTÓRE BIORĄ ZA DWIE ŚWIÉCE
NA POWIETRZU OWADÓW WIELKI KRĄG SIĘ ZBIERA
KRĘCI SIĘ GRAJĄC JAKO HARMONIKI SFERA
UCHO ZOSI ROZRÓŻNIA ŚRÓD TYSIĄCA GWARÓW
AKORD MUSZEK I PÓŁTON FAŁSZYWY KOMARÓW
W POLU KONCERT WIECZORNY LEDWIE JEST ZACZĘTY
WŁAŚNIE MUZYCY KOŃCZĄ STROIĆ INSTRUMENTY
JUŻ TRZYKROĆ WRZASNĄŁ DERKACZ PIERWSZY SKRZYPAK ŁĄKI
JUŻ MU Z DALA WTÓRUJĄ Z BAGIEN BASEM BĄKI
JUŻ BEKASY DO GÓRY PORWAWSZY SIĘ WIJĄ
I BEKAJĄC RAZ PO RAZ JAK W BĘBENKI BIJĄ
NA FINAŁ SZMERÓW MUSZYCH I PTASZĘCEJ WRZAWY
ODEZWAŁY SIĘ CHOREM PODWÓJNYM DWA STAWY
JAKO ZAKLĘTE W GÓRACH KAUKASKICH JEZIORA
MILCZĄCE PRZEZ DZIEŃ CAŁY GRAJĄCE Z WIECZORA
JEDEN STAW CO TOŃ JASNĄ I BRZEG MIAŁ PIASZCZYSTY
MODRĄ PIERSIĄ JĘK WYDAŁ CICHY UROCZYSTY
DRUGI STAW Z DNEM BŁOTNISTYM I GARDZIELEM MĘTNYM
ODPOWIEDZIAŁ MU KRZYKIEM ŻAŁOŚNIE NAMIĘTNYM
W OBU STAWACH PIAŁY ŻAB NIEZLICZONE HORDY
OBA CHORY ZGODZONE W DWA WIELKIE AKORDY
TEN FORTISSIMO ZABRZMIAŁ TAMTEN NUCI Z CICHA
TEN ZDAJE SIĘ WYRZEKAĆ TAMTEN TYLKO WZDYCHA
TAK DWA STAWY GADAŁY DO SIEBIE PRZEZ POLA
JAK GRAJĄCE NA PRZEMIAN DWIE ARFY EOLA
MROK GĘSTNIAŁ TYLKO W GAJU I OKOŁO RZECZKI
W ŁOZACH BŁYSKAŁY WILCZE OCZY JAKO ŚWIECZKI
A DALEJ U ŚCIEŚNIONYCH WIDNOKRĘGU BRZEGÓW
TU I ÓWDZIE OGNISKA PASTUSZYCH NOCLEGÓW
NARESZCIE KSIĘŻYC SREBRNĄ POCHODNIĘ ZANIECIŁ
WYSZEDŁ Z BORU I NIEBO I ZIEMIĘ OŚWIECIŁ
ONE TERAZ Z POMROKU ODKRYTE W POŁOWIE
DRZEMAŁY OBOK SIEBIE JAKO MAŁŻONKOWIE
SZCZĘŚLIWI NIEBO W CZYSTE OBJĘŁO RAMIONA
ZIEMI PIERŚ CO KSIĘŻYCEM ŚWIECI POSREBRZONA
JUŻ NAPRZECIW KSIĘŻYCA GWIAZDA JEDNA DRUGA
BŁYSNĘŁA JUŻ ICH TYSIĄC JUŻ MILIJON MRUGA
KASTOR Z BRATEM POLLUKSEM JAŚNIELI NA CZELE
ZWANI NIEGDYŚ U SŁOWIAN LELE I POLELE
TERAZ ICH W ZODYJAKU GMINNYM ZNÓW PRZECHRZCZONO
JEDEN ZOWIE SIĘ LITWĄ A DRUGI KORONĄ
DALEJ NIEBIESKIEJ WAGI DWIE SZALE BŁYSKAJĄ
NA NICH BÓG W DNIU STWORZENIA STARZY POWIADAJĄ
WAŻYŁ Z KOLEI WSZYSTKIE PLANETY I ZIEMIĘ
NIM W PRZEPAŚCIACH POWIETRZA OSADZIŁ ICH BRZEMIĘ
POTEM WAGI ZŁOCISTE ZAWIESIŁ NA NIEBIE
Z NICH TO LUDZIE WAG I SZAL WZÓR WZIĘLI DLA SIEBIE
NA PÓŁNOC ŚWIECI OKRĄG GWIAŹDZISTEGO SITA
PRZEZ KTÓRE BÓG JAK MÓWIĄ PRZESIAŁ ZIARNKA ŻYTA
KIEDY JE Z NIEBA ZRUCAŁ DLA ADAMA OJCA
WYGNANEGO ZA GRZECHY Z ROZKOSZY OGROJCA
NIECO WYŻEJ DAWIDA WÓZ GOTÓW DO JAZDY
DŁUGI DYSZEL KIERUJE DO POLARNEJ GWIAZDY
STARZY LITWINI WIEDZĄ O RYDWANIE OWYM
ŻE NIESŁUSZNIE POSPÓLSTWO ZWIE GO DAWIDOWYM
GDYŻ TO JEST WÓZ ANIELSKI NA NIM TO PRZED CZASY
JECHAŁ LUCYPER BOGA GDY WYZWAŁ W ZAPASY
MLECZNYM GOŚCIŃCEM PĘDZĄC W CWAŁ W NIEBIESKIE PROGI
AŻ GO MICHAŁ ZBIŁ Z WOZU A WÓZ ZRUCIŁ Z DROGI
TERAZ POPSUTY MIĘDZY GWIAZDAMI SIĘ WALA
NAPRAWIAĆ GO ARCHANIOŁ MICHAŁ NIE POZWALA
I TO WIADOMO TAKŻE U STARYCH LITWINÓW
A WIADOMOŚĆ TĘ PONO WZIĘLI OD RABINÓW
ŻE ÓW ZODYJAKOWY SMOK DŁUGI I GRUBY
KTÓRY GWIAŹDZISTE WIJE PO NIEBIE PRZEGUBY
KTÓREGO MYLNIE WĘŻEM CHRZCZĄ ASTRONOMOWIE
JEST NIE WĘŻEM LECZ RYBĄ LEWIATAN SIĘ ZOWIE
PRZED CZASY MIESZKAŁ W MORZACH ALE PO POTOPIE
ZDECHŁ Z NIEDOSTATKU WODY WIĘC NA NIEBIOS STROPIE
TAK DLA OSOBLIWOŚCI JAKO DLA PAMIĄTKI
ANIELI ZAWIESILI JEGO MARTWE SZCZĄTKI
PODOBNIE PLEBAN MIRSKI ZAWIESIŁ W KOŚCIELE
WYKOPANE OLBRZYMÓW ŻEBRA I PISZCZELE
TAKIE GWIAZD HISTORYJE KTÓRE Z KSIĄŻEK ZBADAŁ
ALBO SŁYSZAŁ Z PODANIA WOJSKI OPOWIADAŁ
CHOCIAŻ WIECZOREM SŁABY MIAŁ WZROK WOJSKI STARY
I NIE MÓGŁ W NIEBIE DOJRZEĆ NIC PRZEZ OKULARY
LECZ NA PAMIĘĆ ZNAŁ IMIĘ I KSZTAŁT KAŻDEJ GWIAZDY
WSKAZYWAŁ PALCEM MIEJSCA I DROGĘ ICH JAZDY
DZIŚ MAŁO GO SŁUCHANO NIE ZWAŻANO WCALE
NA SITO NI NA SMOKA ANI TEŻ NA SZALE
DZIŚ OCZY I MYŚL WSZYSTKICH POCIĄGA DO SIEBIE
NOWY GOŚĆ DOSTRZEŻONY NIEDAWNO NA NIEBIE
BYŁ TO KOMETA PIERWSZEJ WIELKOŚCI I MOCY
ZJAWIŁ SIĘ NA ZACHODZIE LECIAŁ KU PÓŁNOCY
KRWAWYM OKIEM Z UKOSA NA RYDWAN SPOZIERA
JAKBY CHCIAŁ ZAJĄĆ PUSTE MIEJSCE LUCYPERA
WARKOCZ DŁUGI W TYŁ RZUCIŁ I CZĘŚĆ NIEBA TRZECIĄ
OBWINĄŁ NIM GWIAZD KROCIE ZAGARNĄŁ JAK SIECIĄ
I CIĄGNIE JE ZA SOBĄ A SAM WYŻEJ GŁOWĄ
MIERZY NA PÓŁNOC PROSTO W GWIAZDĘ BIEGUNOWĄ
Z NIEWYMOWNYM PRZECZUCIEM CAŁY LUD LITEWSKI
POGLĄDAŁ KAŻDEJ NOCY NA TEN CUD NIEBIESKI
BIORĄC ZŁĄ WRÓŻBĘ Z NIEGO TUDZIEŻ Z INNYCH ZNAKÓW
BO ZBYT CZĘSTO SŁYSZANO KRZYK ZŁOWIESZCZYCH PTAKÓW
KTÓRE NA PUSTYCH POLACH GROMADZĄC SIĘ W KUPY
OSTRZYŁY DZIOBY JAKBY CZEKAJĄC NA TRUPY
ZBYT CZĘSTO POSTRZEGANO ŻE PSY ZIEMIĘ RYŁY
I JAK GDYBY ŚMIERĆ WIETRZĄC PRZERAŹLIWIE WYŁY
CO WRÓŻY GŁÓD LUB WOJNĘ A STRAŻNICY BORU
WIDZIELI JAK PRZEZ SMĘTARZ SZŁA DZIEWICA MORU
KTÓRA WZNOSI SIĘ CZOŁEM NAD NAJWYŻSZE DRZEWA
A W LEWYM RĘKU CHUSTKĄ SKRWAWIONĄ POWIEWA
RÓŻNE STĄD WNIOSKI TWORZYŁ STOJĄCY PRZY PŁOCIE
CIWUN CO PRZYSZEDŁ ZDAWAĆ SPRAWĘ O ROBOCIE
I PISARZ PROWENTOWY W SZEPTACH Z EKONOMEM
LECZ PODKOMORZY SIEDZIAŁ NA PRZYZBIE PRZED DOMEM
PRZERWAŁ ROZMOWĘ GOŚCI ZNAĆ ŻE GŁOS ZABIERA
BŁYSNĘŁA PRZY KSIĘŻYCU WIELKA TABAKIERA
CAŁA Z SZCZEREGO ZŁOTA Z BRYLANTÓW OPRAWA
WE ŚRODKU ZA SZKŁEM PORTRET KRÓLA STANISŁAWA
ZADZWONIŁ W NIĄ PALCAMI ZAŻYŁ I RZEKŁ PANIE
TADEUSZU WAŚCINE O GWIAZDACH GADANIE
JEST TYLKO ECHEM TEGO CO SŁYSZAŁEŚ W SZKOLE
JA O CUDZIE PROSTAKÓW PORADZIĆ SIĘ WOLĘ
I JA ASTRONOMIJI SŁUCHAŁEM DWA LATA
W WILNIE GDZIE PUZYNINA MĄDRA I BOGATA
PANI ODDAŁA DOCHÓD Z WIOSKI DWIESTU CHŁOPÓW
NA ZAKUPIENIE RÓŻNYCH SZKIEŁ I TELESKOPÓW
KSIĄDZ POCZOBUT CZŁEK SŁAWNY BYŁ OBSERWATOREM
I CAŁEJ AKADEMIJI NAONCZAS REKTOREM
PRZECIEŻ W KOŃCU KATEDRĘ I TELESKOP RZUCIŁ
DO KLASZTORU DO CICHEJ CELI SWEJ POWRÓCIŁ
I TAM UMARŁ PRZYKŁADNIE ZNAM SIĘ TEŻ Z ŚNIADECKIM
KTÓRY JEST MĄDRYM BARDZO CZŁEKIEM CHOCIAŻ ŚWIECKIM
OWOŻ ASTRONOMOWIE PLANETĘ KOMETĘ
UWAŻAJĄ TAK JAKO MIESZCZANIE KARETĘ
WIEDZĄ CZYLI ZAJEŻDŻA PRZED KRÓLA STOLICĘ
CZYLI Z ROGATEK MIEJSKICH RUSZA ZA GRANICĘ
LECZ KTO W NIEJ JECHAŁ PO CO CO Z KRÓLEM ROZMAWIAŁ
CZY KRÓL POSŁA Z POKOJEM CZY Z WOJNĄ WYPRAWIAŁ
O TO ANI PYTAJĄ POMNĘ ZA MYCH CZASÓW
GDY BRANECKI KARETĄ SWĄ RUSZYŁ DO JASSÓW
I ZA TĄ NIEPOCZCIWĄ POCIĄGNĄŁ KARETĄ
OGON TARGOWICZANÓW JAK ZA TĄ KOMETĄ
LUD PROSTY CHOĆ W PUBLICZNE NIE MIESZAŁ SIĘ RADY
ZGADNĄŁ ZARAZ ŻE OGON ÓW JEST WRÓŻBĄ ZDRADY
SŁYCHAĆ ŻE LUD DAŁ IMIĘ MIOTŁY TEJ KOMECIE
I POWIADA ŻE ONA MILIJON WYMIECIE
A NA TO RZEKŁ Z UKŁONEM WOJSKI PRAWDA JAŚNIE
WIELMOŻNY PODKOMORZY PRZYPOMINAM WŁAŚNIE
CO MNIE MÓWIONO NIEGDYŚ MAŁEMU DZIECIĘCIU
PAMIĘTAM CHOĆ NIE MIAŁEM WÓWCZAS LAT DZIESIĘCIU
KIEDY WIDZIAŁEM W DOMU NASZYM NIEBOSZCZYKA
SAPIEHĘ PANCERNEGO ZNAKU PORUCZNIKA
CO POTEM BYŁ NADWORNYM MARSZAŁKIEM KRÓLEWSKIM
NA KONIEC UMARŁ WIELKIM KANCLERZEM LITEWSKIM
MIAWSZY LAT STO I DZIESIĘĆ TEN ZA KRÓLA JANA
TRZECIEGO BYŁ POD WIEDNIEM W CHORĄGWI HETMANA
JABŁONOWSKIEGO OWOŻ ÓW KANCLERZ POWIADAŁ
ŻE WŁAŚNIE KIEDY NA KOŃ KRÓL JAN TRZECI WSIADAŁ
GDY NUNCYJUSZ PAPIESKI ŻEGNAŁ GO NA DROGĘ
A POSEŁ AUSTRYJACKI CAŁOWAŁ MU NOGĘ
PODAJĄC STRZEMIĘ POSEŁ ZWAŁ SIĘ WILCZEK HRABIA
KRÓL KRZYKNĄŁ PATRZCIE CO SIĘ NA NIEBIE WYRABIA
SPÓJRZĄ ALIĆ NAD GŁOWY SUWAŁ SIĘ KOMETA
DROGĄ JAKĄ CIĄGNĘŁY WOJSKA MAHOMETA
Z WSCHODU NA ZACHÓD POTEM I KSIĄDZ BARTOCHOWSKI
SKŁADAJĄC PANEGIRYK NA TRYUMF KRAKOWSKI
POD GODŁEM ORIENTIS FULMEN PRAWIŁ WIELE
O TYM KOMECIE TAKŻE CZYTAM O NIM W DZIELE
POD TYTUŁEM JANINA GDZIE JEST OPISANA
CAŁA WYPRAWA KRÓLA NIEBOSZCZYKA JANA
I WYRYTA CHORĄGIEW WIELKA MAHOMETA
I ÓW TAKI JAK DZIŚ GO WIDZIMY KOMETA
AMEN RZEKŁ NA TO SĘDZIA JA WRÓŻBĘ WASZECI
PRZYJMUJĘ OBY Z GWIAZDĄ ZJAWIŁ SIĘ JAN TRZECI
JEST NA ZACHODZIE WIELKI DZIŚ BOHATER MOŻE
KOMETA GO PRZYWIEDZIE DO NAS CO DAJ BOŻE
NA TO RZEKŁ WOJSKI GŁOWĘ POCHYLIWSZY SMUTNIE
KOMETA CZASEM WOJNY CZASEM WRÓŻY KŁÓTNIE
NIEDOBRZE IŻ SIĘ ZJAWIŁ TUŻ NAD SOPLICOWEM
MOŻE NAM GROZI JAKIEM NIESZCZĘŚCIEM DOMOWEM
MIELIŚMY WCZORA DOSYĆ ROZTERKU I ZWADY
TAK W CZASIE POLOWANIA JAKO I BIESIADY
REJENT KŁÓCIŁ SIĘ Z RANA Z PANEM ASESOREM
A PAN TADEUSZ WYZWAŁ HRABIEGO WIECZOREM
PONO SPÓR TEN ZE SKÓRY NIEDŹWIEDZIEJ POCHODZIŁ
I GDYBY MNIE DOBRODZIEJ SĘDZIA NIE PRZESZKODZIŁ
JA BYM U STOŁU OBU PRZECIWNIKÓW ZGODZIŁ
BO CHCIAŁEM OPOWIEDZIEĆ WYPADEK CIEKAWY
PODOBNY DO ZDARZENIA WCZORAJSZEJ WYPRAWY
CO TRAFIŁ SIĘ NAJPIERWSZYM STRZELCOM ZA MYCH CZASÓW
POSŁOWI REJTANOWI I KSIĘCIU DENASSÓW
PRZYPADEK BYŁ TAKOWYJENERAŁ PODOLSKICH
ZIEM PRZEJEŻDŻAŁ Z WOŁYNIA DO SWOICH DÓBR POLSKICH
CZY TEŻ GDY DOBRZE POMNĘ NA SEJM DO WARSZAWY
PO DRODZE ZWIEDZAŁ SZLACHTĘ JUŻ TO DLA ZABAWY
JUŻ DLA POPULARNOŚCI WSTĄPIŁ WIĘC DO PANA
TADEUSZA DZIŚ ŚWIĘTEJ PAMIĘCI REJTANA
KTÓRY BYŁ POTEM NASZYM NOWOGRODZKIM POSŁEM
I W KTÓREGO JA DOMU OD DZIECIŃSTWA WZROSŁEM
OWOŻ REJTAN NA PRZYJAZD KSIĘCIA JENERAŁA
ZAPROSIŁ GOŚCI LICZNA SZLACHTA SIĘ ZEBRAŁA
BYŁO TEATRUM KSIĄŻĘ KOCHAŁ SIĘ W TEATRZE
FAJERWERK DAWAŁ KASZYC KTÓRY MIESZKA W JATRZE
PAN TYZENHAUZ TANCERZY PRZYSŁAŁ A KAPELE
OGIŃSKI I PAN SOŁTAN CO MIESZKA W ZDZIĘCIELE
SŁOWEM DAWANO HUCZNE NAD SPODZIW ZABAWY
W DOMU A W LASACH WIELKIE ROBIONO OBŁAWY
WIADOMO ZAŚ WASZMOŚCIOM JEST ŻE PRAWIE WSZYSCY
ILE ICH ZAPAMIĘTAĆ MOŻNA CZARTORYSCY
CHOĆ IDĄ Z JAGIELLONÓW KRWI LECZ DO MYŚLISTWA
NIE SĄ BARDZO POCHOPNI PEWNO NIE Z LENISTWA
LECZ Z GUSTÓW CUDZOZIEMSKICH I KSIĄŻĘ JENERAŁ
CZĘŚCIEJ DO KSIĄŻEK NIŹLI DO PSIARNI ZAZIERAŁ
I DO ALKÓWEK DAMSKICH CZĘŚCIEJ NIŻ DO LASÓW
W ŚWICIE KSIĘCIA BYŁ KSIĄŻĘ NIEMIECKI DENASSÓW
O KTÓRYM POWIADANO ŻE W LIBIJSKIEJ ZIEMI
GOSZCZĄC POLOWAŁ NIEGDYŚ Z KRÓLMI MURZYŃSKIEMI
I TAM TYGRYSA SPISĄ W RĘCZNYM BOJU ZWALIŁ
Z CZEGO SIĘ BARDZO KSIĄŻĘ ÓW DENASSÓW CHWALIŁ
U NAS ZAŚ POLOWANO NA DZIKI W TĘ PORĘ
REJTAN ZABIŁ ZE SZTUĆCA OGROMNĄ MACIORĘ
Z WIELKIM NIEBEZPIECZEŃSTWEM BO Z BLISKA WYPALIŁ
KAŻDY Z NAS TRAFNOŚĆ STRZAŁU WYDZIWIAŁ I CHWALIŁ
TYLKO NIEMIEC DENASSÓW OBOJĘTNIE SŁUCHAŁ
POCHWAŁ TAKICH I CHODZĄC POD NOS SOBIE DMUCHAŁ
ŻE TRAFNY STRZAŁ DOWODZI TYLKO ŚMIAŁE OKO
BIAŁA BROŃ ŚMIAŁĄ RĘKĘ I ZACZĄŁ SZEROKO
ZNOWU GADAĆ O SWOJEJ LIBIJI I ŚPISIE
O SWYCH KRÓLACH MURZYŃSKICH I O SWYM TYGRYSIE
MARKOTNO TO SIĘ STAŁO PANU REJTANOWI
BYŁ CZŁEK ŻYWY UDERZYŁ PO SZABLI I MÓWI
MOŚCI KSIĄŻĘ KTO PATRZY ŚMIELE WALCZY ŚMIELE
WARTE DZIKI TYGRYSÓW A SPIS KARABELE
I ZACZYNALI Z NIEMCEM DYSKURS NAZBYT ŻWAWY
SZCZĘŚCIEM KSIĄŻĘ JENERAŁ PRZERWAŁ TE ROZPRAWY
GODZĄC ICH PO FRANCUSKU CO TAM GADAŁ NIE WIEM
ALE TA ZGODA BYŁ TO POPIOŁ NAD ŻARZEWIEM
BO REJTAN WZIĄŁ DO SERCA OKAZYI CZEKAŁ
I DOBRĄ SZTUKĘ SPŁATAĆ NIEMCOWI PRZYRZEKAŁ
TEJ SZTUKI LEDWIE WŁASNYM NIE PRZYPŁACIŁ ZDROWIEM
A SPŁATAŁ JĄ NAZAJUTRZ JAK TO WNET OPOWIEM
TU WOJSKI UMILKNĄWSZY PRAWĄ RĘKĘ WZNOSIŁ
I U PODKOMORZEGO TABAKIERY PROSIŁ
DŁUGO ZAŻYWA KOŃCZYĆ POWIEŚCI NIE RACZY
JAK GDYBY CHCIAŁ ZAOSTRZYĆ CIEKAWOŚĆ SŁUCHACZY
ZACZYNAŁ WRESZCIE KIEDY ZNOWU MU PRZERWANO
POWIEŚĆ TAKĄ CIEKAWĄ TAK PILNIE SŁUCHANĄ
BO DO SĘDZIEGO NAGLE KTOŚ PRZYSŁAŁ CZŁOWIEKA
DONOSZĄC ŻE Z NIEZWŁOCZNYM INTERESEM CZEKA
SĘDZIA DAJĄC DOBRANOC ŻEGNAŁ CAŁE GRONO
NATYCHMIAST SIĘ PO RÓŻNYCH STRONACH ROZPIERZCHNIONO
CI SPAĆ DO DOMU TAMCI W STODOLE NA SIANIE
SĘDZIA SZEDŁ PODRÓŻNEMU DAWAĆ POSŁUCHANIE
INNI JUŻ ŚPIĄ TADEUSZ PO SIENIACH SIĘ ZWIJA
CHODZĄC JAKO WARTOWNIK OKOŁO DRZWI STRYJA
BO MUSI W WAŻNYCH RZECZACH RADY JEGO SZUKAĆ
DZIŚ JESZCZE NIM SPAĆ PÓJDZIE NIE ŚMIE DO DRZWI STUKAĆ
SĘDZIA DRZWI NA KLUCZ ZAMKNĄŁ Z KIMŚ TAJNIE ROZMAWIA
TADEUSZ KOŃCA CZEKA A UCHA NADSTAWIA
SŁYSZY WEWNĄTRZ SZLOCHANIE NIE TRĄCAJĄC KLAMEK
OSTROŻNIE DZIURKĄ KLUCZA ZAGLĄDA PRZEZ ZAMEK
WIDZI RZECZ DZIWNĄ SĘDZIA I ROBAK NA ZIEMI
KLĘCZELI OBJĄWSZY SIĘ I ŁZAMI RZEWNEMI
PŁAKALI ROBAK RĘCE SĘDZIEGO CAŁOWAŁ
SĘDZIA KSIĘDZA ZA SZYJĘ PŁACZĄC OBEJMOWAŁ
WRESZCIE PO ĆWIERĆGODZINNYM PRZERWANIU ROZMOWY
ROBAK PO CICHU TYMI ODEZWAŁ SIĘ SŁOWY
BRACIE BÓG WIE ŻEM DOTĄD TAJEMNIC DOCHOWAŁ
KTÓREM Z ŻALU ZA GRZECHY W SPOWIEDZI ŚLUBOWAŁ
ŻE BOGU I OJCZYŹNIE POŚWIĘCONY CAŁY
NIE SŁUŻĄC PYSZE ZIEMSKIEJ NIE SZUKAJĄC CHWAŁY
ŻYŁEM DOTĄD I CHCIAŁEM UMRZEĆ BERNARDYNEM
NIE WYDAJĄC NAZWISKA NIE TYLKO PRZED GMINEM
ALE NAWET PRZED TOBĄ I PRZED WŁASNYM SYNEM
WSZAKŻE KSIĄDZ PROWINCYJAŁ DAŁ MI POZWOLENIE
IN ARTICULO MORTIS ZROBIĆ OBJAWIENIE
KTO WIE CZY WRÓCĘ ŻYWY KTO WIE CO SIĘ STANIE
W DOBRZYNIE BRACIE WIELKIE WIELKIE ZAMIESZANIE
FRANCUZ JESZCZE DALEKO NIM PRZEMINIE ZIMA
TRZEBA CZEKAĆ A SZLACHTA PONO NIE DOTRZYMA
MOŻEM ZANADTO CZYNNIE Z POWSTANIEM SIĘ KRZĄTAŁ
PONO ŹLE ZROZUMIELI KLUCZNIK WSZYSTKO SPLĄTAŁ
TEN WARIAT HRABIA SŁYSZĘ POBIEGŁ DO DOBRZYNA
NIE MOGŁEM GO UPRZEDZIĆ WAŻNA W TYM PRZYCZYNA
STARY MACIEK MNIE POZNAŁ A JEŚLI ODKRYJE
POTRZEBA BĘDZIE ODDAĆ POD SCYZORYK SZYJĘ
NIC KLUCZNIKA NIE WSTRZYMA MNIEJSZA O MĄ GŁOWĘ
LECZ TYM ODKRYCIEM SPISKU ZERWAŁBYM OSNOWĘ
PRZECIEŻ DZIŚ TAM BYĆ MUSZĘ WIDZIEĆ CO SIĘ DZIEJE
CHOĆBYM ZGINĄŁ BEZE MNIE SZLACHTA OSZALEJE
BĄDŹ ZDRÓW NAJMILSZY BRACIE BĄDŹ ZDRÓW ŚPIESZYĆ MUSZĘ
JEŚLI ZGINĘ TY JEDEN WESTCHNIESZ ZA MĄ DUSZĘ
W PRZYPADKU WOJNY TOBIE CAŁA TAJEMNICA
WIADOMA KOŃCZ COM ZACZĄŁ POMNIJ ŻEŚ SOPLICA
TU KSIĄDZ ŁZY OTARŁ HABIT ZAPIĄŁ KAPTUR WŁOŻYŁ
I OKIENICĘ TYLNĄ PO CICHU OTWORZYŁ
WIDAĆ BYŁO ŻE OKNEM DO OGRODU SKAKAŁ
SĘDZIA ZOSTAWSZY JEDEN SIADŁ W KRZEŚLE I PŁAKAŁ
CHWILĘ CZEKAŁ TADEUSZ NIM W KLAMKĘ ZADZWONIŁ
OTWORZONO MU CICHO WSZEDŁ NISKO SIĘ SKŁONIŁ
STRYJASZKU DOBRODZIEJU RZEKŁ LEDWIE DNI KILKA
PRZEBAWIŁEM TU DNI TE MINĘŁY JAK CHWILKA
NIE MIAŁEM CZASU Z TWOIM DOMEM SIĘ NACIESZYĆ
I Z TOBĄ A ODJEŻDŻAĆ MUSZĘ MUSZĘ ŚPIESZYĆ
ZARAZ DZISIAJ STRYJASZKU A JUTRO NAJDALEJ
WSZAK PAMIĘTACIE ŻEŚMY HRABIEGO WYZWALI
BIĆ SIĘ Z NIM TO RZECZ MOJA POSŁAŁEM WYZWANIE
W LITWIE JEST ZAKAZANE POJEDYNKOWANIE
JADĘ WIĘC NA GRANICĘ WARSZAWSKIEGO KSIĘSTWA
HRABIA PRAWDA FANFARON LECZ MU NIE BRAK MĘSTWA
NA MIEJSCE NAZNACZONE ZAPEWNE SIĘ STAWI
ROZPRAWIM SIĘ A JEŚLI BÓG POBŁOGOSŁAWI
UKARZĘ GO A POTEM ZA ŁOSOSNY BRZEGI
PRZEPŁYNĘ GDZIE MNIE BRATNIE CZEKAJĄ SZEREGI
SŁYSZAŁEM ŻE MI OJCIEC TESTAMENTEM KAZAŁ
SŁUŻYĆ W WOJSKU A NIE WIEM KTO TESTAMENT ZMAZAŁ
MÓJ TADEUSZKU RZEKŁ STRYJ CZY WASZEĆ KĄPANY
W GORĄCEJ WODZIE CZY TEŻ KRĘCISZ JAK LIS SZCZWANY
CO INDZIEJ KITĄ WIJE A SAM INDZIEJ BIEŻY
WYZWALIŚMY ZAPEWNE I BIĆ SIĘ NALEŻY
ALE JECHAĆ DZIŚ SKĄDŻEŚ WASZEĆ TAK SIĘ ZACIĄŁ
PRZED POJEDYNKIEM ZWYCZAJ JEST POSŁAĆ PRZYJACIOŁ
UKŁADAĆ SIĘ WSZAK HRABIA MOŻE NAS PRZEPROSIĆ
DEPREKOWAĆ CZEKAJ WAŚĆ CZASU JESZCZE DOSYĆ
CHYBA INNY GIEZ JAKI WAŚCI STĄD WYGANIA
TO GADAJ SZCZERZE PO CO TAKIE OMAWIANIA
JESTEM TWÓJ STRYJ CHOĆ STARY ZNAM CO SERCE MŁODE
BYŁEM CI OJCEM MÓWIĄC GŁADZIŁ GO POD BRODĘ
JUŻ W UCHO SZEPNĄŁ O TYM MNIE MÓJ PALEC MAŁY
ŻE WASZEĆ MASZ TU JAKIEŚ Z DAMAMI KABAŁY
ZA KATY PRĘDKO TERAZ MŁODŹ DO DAM SIĘ BIERZE
NO TADEUSZKU PRZYZNAJ MI SIĘ WAŚĆ A SZCZERZE
JUŻCI BĄKAŁ TADEUSZ PRAWDA SĄ PRZYCZYNY
INNE KOCHANY STRYJU MOŻE Z MOJEJ WINY
OMYŁKA CÓŻ NIESZCZĘŚCIE JUŻ TRUDNO NAPRAWIĆ
NIE DROGI STRYJU DŁUŻEJ NIE MOGĘ TU BAWIĆ
BŁĄD MŁODOŚCI STRYJASZKU NIE PYTAJ O WIĘCEJ
JA MUSZĘ Z SOPLICOWA WYJEŻDŻAĆ CO PRĘDZEJ
HO RZEKŁ STRYJ PEWNIE JAKIEŚ MIŁOŚNE ZATARGI
UWAŻAŁEM ŻE WASZEĆ WCZORA GRYZŁEŚ WARGI
POGLĄDAJĄC SPODE ŁBA NA PEWNĄ DZIEWCZYNKĘ
WIDZIAŁEM ŻE I ONA MIAŁA KWAŚNĄ MINKĘ
ZNAM JA TE WSZYSTKIE GŁUPSTWA KIEDY DZIECI PARA
KOCHA SIĘ TO TAM U NICH NIESZCZĘŚĆ CO NIEMIARA
TO CIESZĄ SIĘ TO ZNOWU TRAPIĄ SIĘ I SMUCĄ
TO ZNOWU BÓG WIE O CO DO ZĘBÓW SIĘ SKŁÓCĄ
TO STOJĄC W KĄTKACH JAKBY MRUKI NIE GADAJĄ
DO SIEBIE CZASEM NAWET W POLE UCIEKAJĄ
JEŻELI NA WAS RAPTUS PODOBNY NAPADA
BĄDŹCIE TYLKO CIERPLIWI JUŻ JEST NA TO RADA
BIORĘ NA SIEBIE WKRÓTCE PRZYWIEŚĆ WAS DO ZGODY
ZNAM JA TE WSZYSTKIE GŁUPSTWA WSZAKŻE BYŁEM MŁODY
POWIEDZ MI WASZE WSZYSTKO JA MOŻE NAWZAJEM
COŚ ODKRYJĘ I TAK SIĘ OBA POPRZYZNAJEM
STRYJASZKU RZEKŁ TADEUSZ CAŁUJĄC MU RĘKĘ
I RUMIENIĄC SIĘ POWIEM PRAWDĘ TĘ PANIENKĘ
ZOSIĘ WYCHOWANICĘ STRYJA PODOBAŁEM
BARDZO CHOĆ TYLKO PARĘ RAZY JĄ WIDZIAŁEM
A MÓWIĄ ŻE STRYJ DLA MNIE ZA ŻONĘ PRZEZNACZA
PODKOMORZANKĘ PIĘKNĄ I CÓRKĘ BOGACZA
TERAZ NIE MOGŁBYM Z PANNĄ RÓŻĄ SIĘ OŻENIĆ
KIEDY KOCHAM TĘ ZOSIĘ TRUDNO SERCE ZMIENIĆ
NIEUCZCIWIE ŻENIĄC SIĘ Z JEDNĄ KOCHAĆ DRUGĄ
CZAS MOŻE MNIE ULECZY WYJADĘ NA DŁUGO
TADEUSZKU STRYJ PRZERWAŁ TO MI DZIWNY SPOSÓB
KOCHANIA SIĘ UCIEKAĆ OD KOCHANYCH OSÓB
DOBRZE ŻEŚ SZCZERY WIDZISZ GŁUPSTWO BYŚ WYPŁATAŁ
ODJEŻDŻAJĄC A CO WAŚĆ POWIESZ GDYBYM SWATAŁ
SAM WACI ZOSIĘ HE CÓŻ NIE SKOCZYSZ Z RADOŚCI
TADEUSZ RZEKŁ PO CHWILI DOBROĆ JEGOMOŚCI
DZIWI MNIE LECZ CÓŻ ŁASKA STRYJA DOBRODZIEJA
NIE PRZYDA SIĘ JUŻ NA NIC ACH PRÓŻNA NADZIEJA
BO PANI TELIMENA NIE ODDA MI ZOSI
BĘDZIEM PROSIĆ RZEKŁ SĘDZIANIKT JEJ NIE UPROSI
PRZERWAŁ PRĘDKO TADEUSZ NIE CZEKAĆ NIE MOGĘ
STRYJASZKU MUSZĘ PRĘDKO JUTRO JECHAĆ W DROGĘ
DAJ MI STRYJASZKU TYLKO TWE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO
WSZYSTKO PRZYGOTOWAŁEM JADĘ ZARAZ W KSIĘSTWO
SĘDZIA WĄS KRĘCĄC Z GNIEWEM NA CHŁOPCA SPOZIERAŁ
TO WAŚĆ TAK SZCZERY TAKEŚ MI SERCE OTWIERAŁ
NAPRZÓD ÓW POJEDYNEK POTEM ZNOWU MIŁOŚĆ
I TEN WYJAZD OJ JEST TU W TYM JAKAŚ ZAWIŁOŚĆ
JUŻ MNIE GADANO JUŻEM KROKI WAŚCI BADAŁ
ASAN BAŁAMUT I TRZPIOT ASAN KŁAMSTWA GADAŁ
A GDZIEŻ TO ASAN CHODZIŁ ONEGDAJ WIECZOREM
CZEGO ASAN JAK WYŻEŁ TROPIŁ PODE DWOREM
O TADEUSZKU JEŚLI MOŻE ASAN ZOSIĘ
ZBAŁAMUCIŁ I TERAZ UCIEKASZ MŁOKOSIE
TO SIĘ WACI NIE UDA LUBISZ CZY NIE LUBISZ
ZAPOWIADAM ASANU ŻE ZOSIĘ POŚLUBISZ
A NIE TO BIZUN JUTRO STANIESZ NA KOBIERCU
I GADA MNIE O CZUCIACH O NIEZMIENNYM SERCU
ŁGARZ JESTEŚ PFE JA Z WAŚCI PANIE TADEUSZU
ZROBIĘ ŚLEDZTWO JA WAŚCI JESZCZE NATRĘ USZU
DZIŚ DOŚĆ MIAŁEM KŁOPOTÓW AŻ MI GŁOWA BOLI
TEN MI JESZCZE SPOKOJNIE ZASNĄĆ NIE DOZWOLI
IDŹ MI WAŚĆ SPAĆ TO MÓWIĄC DRZWI NA WŚCIĄŻ OTWIERAŁ
I ZAWOŁAŁ WOŹNEGO ŻEBY GO ROZBIERAŁ
TADEUSZ CICHO WYSZEDŁ OPUŚCIWSZY GŁOWĘ
ROZBIERAŁ W MYŚLI PRZYKRĄ ZE STRYJEM ROZMOWĘ
PIERWSZY RAZ POŁAJANY TAK OSTRO OCENIŁ
SŁUSZNOŚĆ WYRZUTÓW SAM SIĘ PRZED SOBĄ RUMIENIŁ
CO POCZĄĆ JEŚLI ZOSIA O WSZYSTKIM SIĘ DOWIE
PROSIĆ O RĘKĘ A CÓŻ TELIMENA POWIE
NIE CZUŁ ŻE NIE MÓGŁ DŁUŻEJ ZOSTAĆ W SOPLICOWIE
TAK ZADUMANY LEDWIE ZROBIŁ KROKÓW PARĘ
GDY MU COŚ DROGĘ ZASZŁO SPÓJRZAŁ WIDZI MARĘ
CAŁĄ W BIELIŹNIE DŁUGĄ WYSMUKŁĄ I CIENKĄ
SUWAŁA SIĘ KU NIEMU Z WYCIĄGNIĘTĄ RĘKĄ
OD KTÓREJ ODBIJAŁ SIĘ DRŻĄCY BLASK MIESIĘCZNY
I PRZYSTĄPIWSZY CICHO JĘKNĘŁA NIEWDZIĘCZNY
SZUKAŁEŚ WZROKU MEGO TERAZ GO UNIKASZ
SZUKAŁEŚ ROZMÓW ZE MNĄ DZIŚ USZY ZAMYKASZ
JAKBY W SŁOWACH WE WZROKU MYM BYŁA TRUCIZNA
DOBRZE MI TAK WIEDZIAŁAM KTO JESTEŚ MĘŻCZYZNA
NIE ZNAJĄC KOKIETERII NIE CHCIAŁAM CIĘ DRĘCZYĆ
USZCZĘŚLIWIŁAM TAKŻEŚ UMIAŁ MNIE ZAWDZIĘCZYĆ
TRYUMF NAD MIĘKKIM SERCEM SERCE TWE ZATWARDZIŁ
ŻEŚ JE ZDOBYŁ ZBYT ŁACNO ZBYT PRĘDKOŚ NIM WZGARDZIŁ
DOBRZE MI TAK LECZ STRASZNĄ NAUCZONA PROBĄ
WIERZ MI IŻ WIĘCEJ NIŻ TY GARDZĘ SAMA SOBĄ
TELIMENO TADEUSZ RZEKŁ DALBÓG NIETWARDE
MAM SERCE ANI CIEBIE UNIKAM PRZEZ WZGARDĘ
ALE UWAŻ NO SAMA WSZAK NAS WIDZĄ ŚLEDZĄ
CZYŻ MOŻNA TAK OTWARCIE CÓŻ LUDZIE POWIEDZĄ
WSZAK TO NIEPRZYZWOICIE TO DALBÓG JEST GRZECHEM
GRZECHEM ODPOWIEDZIAŁA MU Z GORZKIM UŚMIECHEM
NIEWINIĄTKO BARANEK JA BĘDĄC KOBIETĄ
JEŚLI Z MIŁOŚCI NIE DBAM CHOĆBY MIĘ ODKRYTO
CHOĆBY MIĘ OSŁAWIONO A TY TY MĘŻCZYZNA
CÓŻ SZKODZI Z WAS KTÓREMU CHOCIAŻ SIĘ I PRZYZNA
ŻE MA ROMANS Z DZIESIĘCIU RAZEM KOCHANKAMI
MÓW PRAWDĘ CHCESZ MNIE RZUCIĆ ZALAŁA SIĘ ŁZAMI
TELIMENO CÓŻ BY ŚWIAT MÓWIŁ O CZŁOWIEKU
RZEKŁ TADEUSZ KTÓRY BY TERAZ W MOIM WIEKU
ZDRÓW ŻYŁ NA WSI KOCHAŁ SIĘ KIEDY TYLE MŁODZI
TYLU ŻONATYCH OD ŻON OD DZIECI UCHODZI
ZA GRANICĘ POD ZNAKI NARODOWE BIEŻY
CHOĆBYM CHCIAŁ ZOSTAĆ CZY TO ODE MNIE ZALEŻY
OJCIEC MNIE TESTAMENTEM KAZAŁ ABYM SŁUŻYŁ
W WOJSKU POLSKIM TERAZ STRYJ TEN ROZKAZ POWTÓRZYŁ
JUTRO JADĘ ZROBIŁEM JUŻ POSTANOWIENIE
I DALBÓG TELIMENO JUŻ GO NIE ODMIENIĘ
JA RZEKŁA TELIMENA NIE CHCĘ CI ZAGRADZAĆ
DROGI DO SŁAWY SZCZĘŚCIU TWOJEMU PRZESZKADZAĆ
JESTEŚ MĘŻCZYZNĄ ZNAJDZIESZ KOCHANKĘ GODNIEJSZĄ
SERCA TWOJEGO ZNAJDZIESZ BOGATSZĄ PIĘKNIEJSZĄ
TYLKO DLA MEJ POCIECHY NIECH WIEM PRZED ROZSTANIEM
ŻE TWOJA SKŁONNOŚĆ BYŁA PRAWDZIWYM KOCHANIEM
ŻE TO NIE BYŁ ŻART TYLKO NIE ROZPUSTA PŁOCHA
LECZ MIŁOŚĆ NIECH WIEM ŻE MNIE MÓJ TADEUSZ KOCHA
NIECH SŁOWO KOCHAM JESZCZE RAZ Z UST TWYCH USŁYSZĘ
NIECH JE W SERCU WYRYJĘ I W MYŚLI ZAPISZĘ
PRZEBACZĘ ŁACNIEJ CHOCIAŻ PRZESTANIESZ MNIE KOCHAĆ
POMNĄC JAKEŚ MNIE KOCHAŁ I ZACZĘŁA SZLOCHAĆ
TADEUSZ WIDZĄC ŻE TAK PŁACZE I TAK BŁAGA
CZULE I TYLKO TAKIEJ DROBNOSTKI WYMAGA
WZRUSZYŁ SIĘ PRZEJĘŁY GO SZCZERY ŻAL I LITOŚĆ
I JEŻELIBY BADAŁ SERCA SWEGO SKRYTOŚĆ
MOŻE BY SIĘ W TEJ CHWILI I SAM NIE DOWIEDZIAŁ
CZYLI JĄ KOCHAŁ CZY NIE WIĘC ŻYWO POWIEDZIAŁ
TELIMENO BOGDAJ MNIE JASNY PIORUN UBIŁ
JEŚLI NIEPRAWDA ŻEM CIĘ DALBÓG BARDZO LUBIŁ
CZY KOCHAŁ KRÓTKIE Z SOBĄ SPĘDZILIŚMY CHWILE
ALE ONE MNIE PRZESZŁY TAK SŁODKO TAK MILE
ŻE BĘDĄ DŁUGO ZAWSZE MYŚLI MEJ PRZYTOMNE
I DALIBÓGŻE NIGDY CIEBIE NIE ZAPOMNĘ
TELIMENA SKOCZYWSZY PADŁA MU NA SZYJĘ
TEGOM SIĘ SPODZIEWAŁA KOCHASZ MIĘ WIĘC ŻYJĘ
BO DZISIAJ MIAŁAM DNI ME WŁASNĄ RĘKĄ SKRÓCIĆ
GDY MNIE KOCHASZ MÓJ DROGI CZYŻ MOŻESZ MNIE RZUCIĆ
TOBIE ODDAŁAM SERCE ODDAM CI MAJĄTEK
PÓJDĘ ZA TOBĄ WSZĘDZIE KAŻDY ŚWIATA KĄTEK
BĘDZIE MNIE Z TOBĄ MIŁY Z NAJDZIKSZEJ PUSTYNI
MIŁOŚĆ WIERZAJ MI OGRÓD ROZKOSZY UCZYNI
TADEUSZ WYDARŁSZY SIĘ Z OBJĘCIA PRZEMOCĄ
JAK TO RZEKŁ CZYŚ Z ROZUMU OBRANA GDZIE PO CO
JECHAĆ ZA MNĄ JA BĘDĄC SAM PROSTYM ŻOŁNIERZEM
WŁÓCZYĆ CZY MARKIETANKĘ TO MY SIĘ POBIERZEM
RZEKŁA MU TELIMENA NIE NIGDY ZAWOŁA
TADEUSZ JA ŻENIĆ SIĘ NIE MAM TERAZ ZGOŁA
ZAMIARU NI KOCHAĆ SIĘ FRASZKI DAJMY POKÓJ
PROSZĘ CIĘ MOJA DROGA ROZMYŚL SIĘ USPOKÓJ
JA JESTEM TOBIE WDZIĘCZEN ALE NIEPODOBNA
ŻENIĆ SIĘ KOCHAJMY SIĘ ALE TAK Z OSOBNA
ZOSTAĆ DŁUŻEJ NIE MOGĘ NIE NIE JECHAĆ MUSZĘ
BĄDŹ ZDROWA TELIMENO MOJA JUTRO RUSZĘ
RZEKŁ NASUWAŁ KAPELUSZ ODWRACAŁ SIĘ BOKIEM
CHCĄC IŚĆ LECZ GO WSTRZYMAŁA TELIMENA OKIEM
I TWARZĄ JAK MEDUZY GŁOWĄ MUSIAŁ ZOSTAĆ
MIMOWOLNIE POGLĄDAŁ Z TRWOGĄ NA JEJ POSTAĆ
STAŁA BLADA BEZ RUCHU BEZ TCHU I BEZ ŻYCIA
AŻ WYCIĄGAJĄC RĘKĘ JAK MIECZ DO PRZEBICIA
Z PALCEM ZMIERZONYM PROSTO W TADEUSZA OCZY
TEGO CHCIAŁAM KRZYKNĘŁA HA JĘZYKU SMOCZY
SERCE JASZCZURZE TO NIC ŻEM TOBĄ ZAJĘTA
WZGARDZIŁA ASESORA HRABIĘ I REJENTA
ŻEŚ MNIE UWIÓDŁ I TERAZ PORZUCASZ SIEROTĘ
TO NIC JESTEŚ MĘŻCZYZNĄ ZNAM WASZĄ NIECNOTĘ
WIEM ŻE JAK INNI TAK TY MÓGŁBYŚ WIARĘ ZŁAMAĆ
LECZ NIE WIEDZIAŁAM ŻE TAK PODLE UMIESZ KŁAMAĆ
SŁUCHAŁAM PODE DRZWIAMI STRYJA WIĘC TO DZIECKO
ZOSIA WPADŁA CI W OKO I NA NIĄ ZDRADZIECKO
DYBIESZ ZALEDWIEŚ JEDNĄ NIESZCZĘSNĄ OSZUKAŁ
A JUŻEŚ POD JEJ BOKIEM NOWYCH OFIAR SZUKAŁ
UCIEKAJ LECZ CIĘ MOJE DOŚCIGNĄ PRZEKLĘCTWA
LUB ZOSTAŃ WYDAM ŚWIATU TWOJE BEZECEŃSTWA
TWE SZTUKI JUŻ NIE ZWIODĄ INNYCH JAK MNIE ZWIODŁY
PRECZ GARDZĘ TOBĄ JESTEŚ KŁAMCA CZŁOWIEK PODŁY
NA OBELGĘ ŚMIERTELNĄ DLA USZU SZLACHCICA
I KTÓREJ ŻADEN NIGDY NIE SŁYSZAŁ SOPLICA
ZADRŻAŁ TADEUSZ TWARZ MU POBLADŁA JAK TRUPIA
TUPNĄWSZY NOGĄ USTA PRZYCIĄWSZY RZEKŁ GŁUPIA
ODSZEDŁ LECZ WYRAZ PODŁOŚĆ ECHEM SIĘ POWTÓRZYŁ
W SERCU WZDRYGNĄŁ SIĘ MŁODZIAN CZUŁ ŻE NAŃ ZASŁUŻYŁ
CZUŁ ŻE WYRZĄDZIŁ WIELKĄ KRZYWDĘ TELIMENIE
ŻE GO SŁUSZNIE SKARŻYŁA MÓWIŁO SUMNIENIE
LECZ CZUŁ ŻE PO TYCH SKARGACH TYM MOCNIEJ JĄ ZBRZYDZIŁ
O ZOSI ACH POMYŚLEĆ NIE WAŻYŁ SIĘ WSTYDZIŁ
PRZECIEŻ TA ZOSIA TAKA PIĘKNA TAKA MIŁA
STRYJ SWATAŁ JĄ MOŻE BY JEGO ŻONĄ BYŁA
GDYBY NIE SZATAN CO GO PLĄCZĄC W GRZECH ZA GRZECHEM
W KŁAMSTWO ZA KŁAMSTWEM WRESZCIE ODSTĄPIŁ Z UŚMIECHEM
ZŁAJANY POGARDZONY OD WSZYSTKICH W DNI PARĘ
ZMARNOWAŁ PRZYSZŁOŚĆ UCZUŁ SŁUSZNĄ ZBRODNI KARĘ
W TEJ BURZY UCZUĆ JAKBY KOTWICA SPOCZYNKU
ZABŁYSNĘŁA MU NAGLE MYŚL O POJEDYNKU
ZAMORDOWAĆ HRABIEGO ŁOTRA KRZYKNĄŁ W GNIEWIE
ZGINĄĆ ALBO ZEMŚCIĆ SIĘ A ZA CO SAM NIE WIE
I TEN GNIEW WIELKI JAK SIĘ ZAJĄŁ W MGNIENIU OKA
TAK WYWIETRZAŁ ZNOW ZDJĘŁA GO ŻAŁOŚĆ GŁĘBOKA
MYŚLIŁ JEŚLI PRAWDZIWE BYŁO POSTRZEŻENIE
ŻE HRABIA Z ZOSIĄ JAKIEŚ MA POROZUMIENIE
I CÓŻ STĄD MOŻE HRABIA KOCHA ZOSIĘ SZCZERZE
MOŻE GO ONA KOCHA ZA MĘŻA WYBIERZE
JAKIMŻE PRAWEM CHCIAŁBYM ZERWAĆ TO ZAMĘŚCIE
I SAM NIESZCZĘŚNIK WSZYSTKICH MAM ZABURZAĆ SZCZĘŚCIE
WPADŁ W ROZPACZ I NIE WIDZIAŁ INNEGO SPOSOBU
CHYBA UCIECZKĘ PRĘDKĄ GDZIE CHYBA DO GROBU
WIĘC KUŁAK PRZYCISNĄWSZY NA SCHYLONYM CZOLE
BIEGŁ KU ŁĄKOM GDZIE STAWY BŁYSZCZAŁY SIĘ W DOLE
I STANĄŁ NAD BŁOTNISTYM W ZIELONAWE TONIE
ŁAKOMY WZROK UTOPIŁ I BŁOTNISTE WONIE
Z ROZKOSZĄ CIĄGNĄŁ PIERSIĄ I OTWORZYŁ USTA
KU NIM BO SAMOBÓJSTWO JAK KAŻDA ROZPUSTA
JEST WYMYŚLNĄ ON W GŁOWY SZALONYM ZAWROCIE
CZUŁ NIEWYMOWNY POCIĄG UTOPIĆ SIĘ W BŁOCIE
LECZ TELIMENA Z DZIKIEJ MŁODZIEŃCA POSTAWY
ZGADUJĄC ROZPACZ WIDZĄC ŻE POBIEGŁ NAD STAWY
CHOCIAŻ KU NIEMU TAKIM SŁUSZNYM GNIEWEM PAŁA
PRZELĘKŁA SIĘ W ISTOCIE DOBRE SERCE MIAŁA
ŻAL JEJ BYŁO ŻE INNĄ ŚMIAŁ TADEUSZ LUBIĆ
CHCIAŁA GO SKARAĆ ALE NIE MYŚLIŁA ZGUBIĆ
WIĘC PUŚCIŁA SIĘ ZA NIM WZNOSZĄC RĘCE OBIE
KRZYCZĄC STÓJ GŁUPSTWO KOCHAJ CZY NIE ŻEŃ SIĘ SOBIE
CZY JEDŹ TYLKO STÓJ ALE ON JUŻ SZYBKIM BIEGIEM
WYPRZEDZIŁ JĄ DALEKO JUŻ STANĄŁ NAD BRZEGIEM
DZIWNYM ZRZĄDZENIEM LOSÓW PO TYM SAMYM BRZEGU
JECHAŁ HRABIA NA CZELE DŻOKEJÓW SZEREGU
A ZACHWYCONY WDZIĘKIEM NOCY TAK POGODNEJ
I HARMONIJĄ CUDNĄ ORKIESTRY PODWODNEJ
OWYCH CHORÓW CO BRZMIAŁY JAK ARFY EOLSKIE
ŻADNE ŻABY NIE GRAJĄ TAK PIĘKNIE JAK POLSKIE
WSTRZYMAŁ KONIA I O SWEJ ZAPOMNIAŁ WYPRAWIE
ZWRÓCIŁ UCHO DO STAWU I SŁUCHAŁ CIEKAWIE
OCZY WODZIŁ PO POLACH PO NIEBIOS OBSZARZE
PEWNIE UKŁADAŁ W MYŚLI NOCNE PEIZAŻE
ZAISTE OKOLICA BYŁA MALOWNICZA
DWA STAWY POCHYLIŁY KU SOBIE OBLICZA
JAKO PARA KOCHANKÓW PRAWY STAW MIAŁ WODY
GŁADKIE I CZYSTE JAKO DZIEWICZE JAGODY
LEWY CIEMNIEJSZY NIECO JAKO TWARZ MŁODZIANA
SMAGŁAWA I JUŻ MĘSKIM PUCHEM OSYPANA
PRAWY ZŁOCISTYM PIASKIEM POŁYSKAŁ SIĘ WKOŁO
JAK GDYBY WŁOSEM JASNYM A LEWEGO CZOŁO
NAJEŻONE ŁOZAMI WIERZBAMI CZUBATE
OBA STAWY UBRANE W ZIELONOŚCI SZATĘ
Z NICH DWA STRUGI JAK RĘCE ZWIĄZANE POSPOŁU
ŚCISKAJĄ SIĘ STRUG DALEJ UPADA DO DOŁU
UPADA LECZ NIE GINIE BO W ROWU CIEMNOTĘ
UNOSI NA SWYCH FALACH KSIĘŻYCA POZŁOTĘ
WODA WARSTAMI SPADA A NA KAŻDEJ WARŚCIE
POŁYSKAJĄ SIĘ BLASKU MIESIĘCZNEGO GARŚCIE
ŚWIATŁO W ROWIE NA DROBNE DRZAZGI SIĘ ROZTRĄCA
CHWYTA JE I W GŁĄB NIESIE TOŃ UCIEKAJĄCA
A Z GÓRY ZNÓW GARŚCIAMI SPADA BLASK MIESIĄCA
MYŚLAŁBYŚ ŻE U STAWU SIEDZI ŚWITEZIANKA
JEDNĄ RĘKĄ ZDRÓJ LEJE Z BEZDENNEGO DZBANKA
A DRUGĄ RĘKĄ W WODĘ DLA ZABAWKI MIOTA
BRANE Z FARTUSZKA GARŚCIE ZAKLĘTEGO ZŁOTA
DALEJ Z ROWU WYBIEGŁSZY STRUMIEŃ NA RÓWNINIE
ROZKRĘCA SIĘ UCISZA LECZ WIDAĆ ŻE PŁYNIE
BO NA JEGO RUCHOMEJ DRGAJĄCEJ POWŁOCE
WZDŁUŻ MIESIĘCZNE ŚWIATEŁKO DRGAJĄCE MIGOCE
JAKO PIĘKNY WĄŻ ŻMUDZKI ZWANY GIWOJTOSEM
CHOCIAŻ ZDAJE SIĘ DRZEMAĆ LEŻĄC MIĘDZY WRZOSEM
PEŁŹNIE BO NA PRZEMIANY SREBRZY SIĘ I ZŁOCI
AŻ NAGLE ZNIKNIE Z OCZU WE MCHU LUB PAPROCI
TAK STRUMIEŃ KRĘCĄCY SIĘ CHOWAŁ SIĘ W OLSZYNACH
KTÓRE NA WIDNOKRĘGU CZERNIAŁY KOŃCZYNACH
WZNOSZĄC SWE KSZTAŁTY LEKKIE NIEWYRAŹNE OKU
JAK DUCHY NA WPÓŁ WIDNE NA POŁY W OBŁOKU
MIĘDZY STAWAMI W ROWIE MŁYN UKRYTY SIEDZI
JAKO STARY OPIEKUN CO KOCHANKÓW ŚLEDZI
PODSŁUCHAŁ ICH ROZMOWĘ GNIEWA SIĘ SZAMOCE
TRZĘSIE GŁOWĄ RĘKAMI I GROŹBY BEŁKOCE
TAK ÓW MŁYN NAGLE ZATRZĄSŁ MCHEM OBROSŁE CZOŁO
I PALCZASTĄ SWĄ PIĘŚCIĄ WYKRĘCAJĄC WKOŁO
LEDWO KLEKNĄŁ I SZCZĘKI ZĘBOWATE RUSZYŁ
ZARAZ MIŁOŚNĄ STAWÓW ROZMOWĘ ZAGŁUSZYŁ
I ZBUDZIŁ HRABIĘHRABIA WIDZĄC ŻE TAK BLISKO
TADEUSZ NASZEDŁ JEGO ZBROJNE STANOWISKO
KRZYCZY DO BRONI ŁAPAJ SKOCZYLI DŻOKEJE
NIM TADEUSZ ROZEZNAĆ MÓGŁ CO SIĘ Z NIM DZIEJE
JUŻ GO CHWYCILI BIEGĄ DO DWORU W PODWÓRZE
WPADAJĄ DWÓR BUDZI SIĘ PSY W HAŁAS W KRZYK STRÓŻE
WYSKOCZYŁ WPÓŁ UBRANY SĘDZIA WIDZI ZGRAJĘ
ZBROJNĄ MYŚLI ŻE ZBÓJCY AŻ HRABIĘ POZNAJE
CO TO JEST PYTA HRABIA SZPADĄ NAD NIM MIGNĄŁ
LECZ WIDZĄC BEZBRONNEGO W ZAPALE OSTYGNĄŁ
SOPLICO RZEKŁ ODWIECZNY WROGU MEJ RODZINY
DZIŚ SKARZĘ CIĘ ZA DAWNE I ZA ŚWIEŻE WINY
DZIŚ ZDASZ MI SPRAWĘ Z MOJEJ FORTUNY ZABORU
NIM POMSZCZĘ SIĘ OBELGI MOJEGO HONORU
LECZ SĘDZIA ŻEGNAJĄC SIĘ KRZYKNĄŁ W IMIĘ OJCA
I SYNA TFU MOSPANIE HRABIA CZY WAŚĆ ZBOJCA
PRZEBÓG CZY TO SIĘ ZGADZA Z PANA URODZENIEM
WYCHOWANIEM I Z PANA NA ŚWIECIE ZNACZENIEM
NIE POZWOLĘ SKRZYWDZIĆ SIĘ WTEM SĘDZIEGO SŁUDZY
BIEGLI JEDNI Z KIJAMI ZE STRZELBAMI DRUDZY
WOJSKI STOJĄC Z DALEKA POGLĄDAŁ CIEKAWIE
W OCZY PANU HRABIEMU A NÓŻ MIAŁ W RĘKAWIE
JUŻ MIELI ZACZĄĆ BITWĘ LECZ SĘDZIA PRZESZKODZIŁ
PRÓŻNO BYŁO BRONIĆ SIĘ NOWY WRÓG NADCHODZIŁ
POSTRZEŻONO W OLSZYNIE BLASK WYSTRZAŁ RUSZNICY
MOST NA RZECE ZAHUCZAŁ TĘTENTEM KONNICY
I HAJŻE NA SOPLICĘ TYSIĄC GŁOSÓW WRZASŁO
WZDRYGNĄŁ SIĘ SĘDZIA POZNAŁ GERWAZEGO HASŁO
NIC TO ZAWOŁAŁ HRABIA BĘDZIE TU NAS WIĘCÉJ
PODDAJ SIĘ SĘDZIO TO SĄ MOI SPRZYMIERZEŃCY
WTEM ASESOR NADBIEGAŁ KRZYCZĄC ARESZT KŁADĘ
W IMIĘ IMPERATORSKIEJ MOŚCI ODDAJ SZPADĘ
PANIE HRABIO BO WEZWĘ WOJSKOWEJ POMOCY
A WIESZ PAN ŻE KTO ZBROJNIE ŚMIE NAPADAĆ W NOCY
ZASTRZEŻONO TYSIĄCZNYM DWÓCHSETNYM UKAZEM
ŻE JAK ZŁO WTEM GO HRABIA W TWARZ UDERZYŁ PŁAZEM
PADŁ ZGŁUSZONY ASESOR I SKRYŁ SIĘ W POKRZYWY
WSZYSCY MYŚLELI ŻE BYŁ RANNY LUB NIEŻYWY
WIDZĘ RZEKŁ SĘDZIA ŻE SIĘ NA ROZBÓJ ZANOSI
JĘKNĘLI WSZYSCY WSZYSTKICH ZAGŁUSZYŁ WRZASK ZOSI
KTÓRA KRZYCZAŁA SĘDZIĘ OBJĄWSZY RĘKAMI
JAKO DZIECKO OD ŻYDÓW KŁUTE IGIEŁKAMI
TYMCZASEM TELIMENA WPADŁA MIĘDZY KONIE
WYCIĄGNĘŁA KU HRABI ZAŁAMANE DŁONIE
NA TWÓJ HONOR KRZYKNĘŁA PRZERAŹLIWYM GŁOSEM
Z GŁOWĄ W TYŁ WYCHYLONĄ Z ROZPUSZCZONYM WŁOSEM
PRZEZ WSZYSTKO CO JEST ŚWIĘTYM NA KLĘCZKACH BŁAGAMY
HRABIO ŚMIESZŻE ODMÓWIĆ PROSZĄ CIEBIE DAMY
OKRUTNIKU NAS PIERWEJ MUSISZ ZAMORDOWAĆ
PADŁA ZEMDLONA HRABIA SKOCZYŁ JĄ RATOWAĆ
ZADZIWIONY I NIECO ZMIESZANY TĄ SCENĄ
PANNO ZOFIJO RZECZE PANI TELIMENO
NIGDY SIĘ KRWIĄ BEZBRONNYCH TA SZPADA NIE SPLAMI
SOPLICOWIE JESTEŚCIE MOIMI WIĘŹNIAMI
TAK ZROBIŁEM WE WŁOSZECH KIEDY POD OPOKĄ
KTÓRĄ SYCYLIJANIE ZWĄ BIRBANTEROKKĄ
ZDOBYŁEM TABOR ZBÓJCÓW ZBROJNYCH MORDOWAŁEM
ROZBROJONYCH ZABRAŁEM I ZWIĄZAĆ KAZAŁEM
SZLI ZA KOŃMI I TRYUMF MÓJ ZDOBILI ŚWIETNY
POTEM ICH POWIESZONO U PODNOŻA ETNY
BYŁO TO OSOBLIWE SZCZĘŚCIE DLA SOPLICÓW
ŻE HRABIA MAJĄC LEPSZE KONIE OD SZLACHCICÓW
I CHCĄC SPOTKAĆ SIĘ PIERWSZY ZOSTAWIŁ ICH W TYLE
I BIEGŁ PRZED RESZTĄ JAZDY PRZYNAJMNIEJ O MILĘ
ZE SWYM DŻOKEJSTWEM KTÓRE POSŁUSZNE I KARNE
STANOWIŁO NIEJAKO WOJSKO REGULARNE
GDY INNA SZLACHTA BYŁA ZWYCZAJEM POWSTANIA
BURZLIWA I NIEŹMIERNIE SKORA DO WIESZANIA
HRABIA MIAŁ CZAS OSTYGNĄĆ Z ZAPAŁU I GNIEWU
PRZEMYŚLAŁ JAK BY SKOŃCZYĆ BÓJ BEZ KRWI ROZLEWU
WIĘC RODZINĘ SOPLICÓW W DOMU ZAMKNĄĆ KAŻE
JAKO WIĘŹNIÓW WOJENNYCH U DRZWI STAWI STRAŻE
WTEM HAJŻE NA SOPLICÓW WPADA SZLACHTA HURMEM
OBSTĘPUJE DWÓR WKOŁO I BIERZE GO SZTURMEM
TYM ŁACNIEJ ŻE WÓDZ WZIĘTY I PIERZCHŁA ZAŁOGA
LECZ ZDOBYWCY CHCĄ BIĆ SIĘ WYSZUKUJĄ WROGA
DO DOMU NIE WPUSZCZENI BIEGĄ DO FOLWARKU
DO KUCHNI GDY DO KUCHNI WESZLI WIDOK GARKÓW
OGIEŃ LEDWIE ZAGASŁY POTRAW ZAPACH ŚWIEŻY
CHRUPANIE PSÓW GRYZĄCYCH OSTATKI WIECZERZY
CHWYTA WSZYSTKICH ZA SERCA MYŚL WSZYSTKICH ODMIENIA
STUDZI GNIEWY ZAPALA POTRZEBĘ JEDZENIA
MARSZEM I CAŁODZIENNYM ZNUŻENI SEJMIKIEM
JEŚĆ JEŚĆ PO TRZYKROĆ ZGODNYM WEZWALI OKRZYKIEM
ODPOWIEDZIANO PIĆ PIĆ MIĘDZY SZLACHTY ZGRAJĄ
STAJĄ DWA CHORY CI PIĆ A CI JEŚĆ WOŁAJĄ
ODGŁOS LECI ECHAMI GDZIE TYLKO DOCHODZI
WZBUDZA OSKOMĘ W USTACH GŁÓD W ŻOŁĄDKACH RODZI
I TAK NA DANE Z KUCHNI HASŁO NIESPODZIANIE
ROZESZŁA SIĘ ARMIJA NA FURAŻOWANIE
GERWAZY OD POKOJÓW SĘDZIEGO ODPARTY
USTĄPIĆ MUSIAŁ PRZEZ WZGLĄD DLA HRABIOWSKIEJ WARTY
WIĘC NIE MOGĄC ZEMŚCIĆ SIĘ NA NIEPRZYJACIELU
MYŚLIŁ O DRUGIM WIELKIM TEJ WYPRAWY CELU
JAKO CZŁEK DOŚWIADCZONY I BIEGŁY W PRAWNICTWIE
CHCE HRABIEGO OSADZIĆ NA NOWYM DZIEDZICTWIE
LEGALNIE I FORMALNIE WIĘC ZA WOŹNYM BIEGA
AŻ GO PO DŁUGICH ŚLEDZTWACH ZA PIECEM DOSTRZEGA
WNET PORYWA ZA KOŁNIERZ NA DZIEDZINIEC WLECZE
I ZMIERZYWSZY MU W PIERSI SCYZORYK TAK RZECZE
PANIE WOŹNY PAN HRABIA ŚMIE WAĆPANA PROSIĆ
ABYŚ RACZYŁ PRZED SZLACHTĄ BRACIĄ WNET OGŁOSIĆ
INTROMISYJĄ HRABI DO ZAMKU DO DWORU
SOPLICÓW DO WSI GRUNTÓW ZASIANYCH UGORU
SŁOWEM CUM GAIS BORIS ET GRANICIEBUS
KMETONIBUS SCULTETIS ET OMNIBUS REBUS
ET QUIBUSDAM ALIIS JAK TAM WIESZ TAK SZCZEKAJ
NIC NIE OPUSZCZAJ PANIE KLUCZNIKU ZACZEKAJ
RZEKŁ ŚMIAŁO RĘCE ZA PAS WŁOŻYWSZY PROTAZY
GOTÓW JESTEM WYPEŁNIAĆ WSZELKIE STRON ROZKAZY
ALE OSTRZEGAM ŻE AKT NIE BĘDZIE MIAŁ MOCY
WYMUSZONY PRZEZ GWAŁTY OGŁOSZONY W NOCY
CO ZA GWAŁTY RZEKŁ KLUCZNIK TU NIE MA NAPAŚCI
WSZAK PROSZĘ PANA GRZECZNIE JEŚLI CIEMNO WAŚCI
TO SCYZORYKIEM SKRZESAM OGNIA ŻE WASZECI
ZARAZ W ŚLEPIACH JAK W SIEDMIU KOŚCIOŁACH ZAŚWIECI
GERWAZEŃKU RZEKŁ WOŹNY PO CO SIĘ TAK DĄSAĆ
JESTEM WOŹNY NIE MOJA RZECZ SPRAWĘ ROZTRZĄSAĆ
WSZAK WIADOMO ŻE STRONA WOŹNEGO ZAPRASZA
I DYKTUJE MU CO CHCE A WOŹNY OGŁASZA
WOŹNY JEST POSŁEM PRAWA A POSŁÓW NIE KARZĄ
NIE WIEM TEDY ZA CO MNIE TRZYMACIE POD STRAŻĄ
WNET AKT SPISZĘ NIECH MI KTO LATARKĘ PRZYNIESIE
A TYMCZASEM OGŁASZAM BRACIA UCISZCIE SIĘ
I BY DONOŚNIEJ MÓWIĆ WSTĄPIŁ NA STOS WIELKI
BELEK POD PŁOTEM SADU SUSZYŁY SIĘ BELKI
WLAZŁ NA NIE I ZARAZEM JAKBY GO WIATR ZDMUCHNĄŁ
ZNIKNĄŁ Z OCZU SŁYSZANO JAK W KAPUSTĘ BUCHNĄŁ
WIDZIANO PO KONOPIACH CIEMNYCH JEGO BIAŁA
KONFEDERATKA NIBY GOŁĄB PRZELECIAŁA
KONEWKA STRZELIŁ W CZAPKĘ ALE CHYBIŁ CELU
WTEM ZATRZESZCZAŁY TYKI JUŻ PROTAZY W CHMIELU
PROTESTUJĘ ZAWOŁAŁ PEWNY BYŁ UCIECZKI
BO ZA SOBĄ MIAŁ ŁOZĘ I BAGNISKA RZECZKI
PO TEJ PROTESTACYI KTÓRA SIĘ OZWAŁA
JAK NA ZDOBYTYCH WAŁACH OSTATNI STRZAŁ DZIAŁA
USTAŁ JUŻ WSZELKI OPOR W SOPLICOWSKIM DWORZE
SZLACHTA GŁODNA PLĄDRUJE ZABIERA CO MOŻE
KROPICIEL STANOWISKO ZAJĄWSZY W OBORZE
JEDNEGO WOŁU I DWA CIELCE W ŁBY ZAKROPIŁ
A BRZYTEWKA IM SZABLĘ W GARDZIELACH UTOPIŁ
SZYDEŁKO RÓWNIE CZYNNIE UŻYWAŁ SWEJ SZPADKI
KABANY I PROSIĘTA KOLĄC POD ŁOPATKI
JUŻ RZEŹ ZAGRAŻA PTASTWU CZUJNE GĘSI STADO
CO NIEGDYŚ OCALIŁO RZYM PRZED GALÓW ZDRADĄ
DARMO GĘGA O POMOC ZAMIAST MANLIJUSZA
WPADA W KOTUCH KONEWKA JEDNE PTAKI ZDUSZA
A DRUGIE ŻYWCEM WIĄŻE DO PASA KONTUSZA
PRÓŻNO GĘSI SZYJAMI WYWIJAJĄC CHRYPIĄ
PRÓŻNO GĘSIORY SYCZĄC NAPASTNIKA SZCZYPIĄ
ON BIEŻY OSYPANY ISKRZĄCYM SIĘ PUCHEM
UNOSZONY JAK KÓŁMI GĘSICH SKRZYDEŁ RUCHEM
ZDAJE SIĘ BYĆ CHOCHLIKIEM SKRZYDLATYM ZŁYM DUCHEM
ALE RZEŹ NAJSTRASZNIEJSZA CHOCIAŻ NAJMNIEJ KRZYKU
MIĘDZY KURAMI MŁODY SAK WPADŁ DO KURNIKU
I Z DŁUGIEGO BICZYSKA POROBIWSZY PETLE
DRZEMIĄCE PTASTWO ŚLEDZI PRZY LATARKI ŚWIETLE
I Z DRABINEK STRYCZKAMI ŁOWIĄC CIĄGNIE Z GÓRY
KOGUTKI I SZURPATE I CZUBATE KURY
JEDNE PO DRUGICH DUSI I SKŁADA DO KUPY
PTASTWO PIĘKNE KARMIONE PERŁOWYMI KRUPY
NIEBACZNY SAKU JAKIŻ ZAPAŁ CIĘ UNOSI
NIGDY JUŻ ODTĄD GNIEWNEJ NIE PRZEBŁAGASZ ZOSI
GERWAZY PRZYPOMINA STARODAWNE CZASY
KAŻE SOBIE PODAWAĆ OD KONTUSZÓW PASY
I NIMI Z SOPLICOWSKIEJ PIWNICY DOBYWA
BECZKI STAREJ SIWUCHY DĘBNIAKU I PIWA
JEDNE WNET ODGWOŻDŻONO A DRUGIE OCHOCZO
SZLACHTA GĘSTA JAK MROWIE PORYWAJĄ TOCZĄ
DO ZAMKU TAM NA NOCLEG CAŁY TŁUM SIĘ ZBIERA
TAM ZAŁOŻONA GŁÓWNA HRABIEGO KWATERA
NAKŁADAJĄ STO OGNISK WARZĄ SKWARZĄ PIEKĄ
GNĄ SIĘ STOŁY POD MIĘSEM TRUNEK PŁYNIE RZEKĄ
CHCE SZLACHTA NOC TĘ PRZEPIĆ PRZEJEŚĆ I PRZEŚPIEWAĆ
LECZ POWOLI ZACZĘLI DRZEMAĆ I POZIEWAĆ
OKO GAŚNIE ZA OKIEM I CAŁA GROMADA
KIWA GŁOWAMI KAŻDY GDZIE SIEDZIAŁ TAM PADA
TEN Z MISĄ TEN NAD KUFLEM TEN PRZY WOŁU ĆWIERCI
TAK ZWYCIĘŻCÓW ZWYCIĘŻYŁ W KOŃCU SEN BRAT ŚMIERCI
A CHRAPALI TAK TWARDYM SNEM ŻE ICH NIE BUDZI
BLASK LATAREK I WNIŚCIE KILKUDZIESIĄT LUDZI
KTÓRZY WPADLI NA SZLACHTĘ JAK PAJĄKI ŚCIENNE
NAZWANE KOSARZAMI NA MUCHY WPÓŁSENNE
ZALEDWIE KTÓRA BZYKNIE JUŻ DŁUGIMI NOGI
OBEJMUJE JĄ WKOŁO I DUSI MISTRZ SROGI
SEN SZLACHECKI BYŁ JESZCZE TWARDSZY NIŻ SEN MUSZY
ŻADEN NIE BZYKA LEŻĄ WSZYSCY JAK BEZ DUSZY
CHOCIAŻ BYLI CHWYTANI SILNYMI RĘKOMA
I PRZEWRACANI JAKO NA PRZEWIĄSŁACH SŁOMA
TYLKO JEDEN KONEWKA KTÓREMU W POWIECIE
NIE ZNAJDZIESZ RÓWNIE MOCNEJ GŁOWY PRZY BANKIECIE
KONEWKA CO MÓGŁ WYPIĆ LIPCU DWA ANTAŁY
NIM MU SPLĄTAŁ SIĘ JĘZYK I NOGI ZACHWIAŁY
TEN CHOĆ DŁUGO UCZTOWAŁ I USNĄŁ GŁĘBOKO
DAWAŁ PRZECIE ZNAK ŻYCIA PRZEMKNĄŁ JEDNO OKO
I WIDZI ISTNE ZMORY DWIE OKROPNE TWARZE
TUŻ NAD SOBĄ A KAŻDA MA WĄSÓW PO PARZE
DYSZĄ NAD NIM UST JEGO TYKAJĄ WĄSAMI
I CZWORGIEM RĄK WOKOŁO WIJĄ JAK SKRZYDŁAMI
ZLĄKŁ SIĘ CHCIAŁ PRZEŻEGNAĆ SIĘ DARMO RĘKĘ CHWYTA
RĘKA PRAWA JAK GDYBY DO BOKU PRZYBITA
RUSZYŁ LEWĄ NIESTETY CZUJE ŻE GO DUCHY
SPOWIŁY CIASNO JAKO NIEMOWLĘ W PIELUCHY
ZLĄKŁ SIĘ JESZCZE OKROPNIEJ WNET OKO ZAWIERA
LEŻY NIE DYSZĄC STYGNIE LEDWIE NIE UMIERA
LECZ KROPICIEL ZERWAŁ SIĘ BRONIĆ SIĘ PO CZASIE
BO JUŻ BYŁ SKRĘPOWANY WE SWYM WŁASNYM PASIE
PRZECIEŻ ZWINĄŁ SIĘ I TAK SPRĘŻYŚCIE PODSKOCZYŁ
ŻE PADŁ NA PIERSI SENNYCH PO GŁOWACH SIĘ TOCZYŁ
MIOTAŁ SIĘ JAKO SZCZUPAK GDY SIĘ W PIASKU RZUCA
A RYCZAŁ JAKO NIEDŹWIEDŹ BO MIAŁ SILNE PŁUCA
RYCZAŁ ZDRADA WNET CAŁA ZBUDZONA GROMADA
CHOREM ODPOWIEDZIAŁA ZDRADA GWAŁTU ZDRADA
KRZYK DOCHODZI ECHAMI ZWIERCIADLANEJ SALI
KĘDY HRABIA GERWAZY I DŻOKEJE SPALI
PRZEBUDZA SIĘ GERWAZY DARMO SIĘ WYDZIERA
ZWIĄZANY W KIJ DO SWEGO WŁASNEGO RAPIERA
PATRZY WIDZI PRZY OKNIE LUDZI UZBROJONYCH
W CZARNYCH KRÓTKICH KASZKIETACH W MUNDURACH ZIELONYCH
JEDEN Z NICH OPASANY SZARFĄ TRZYMAŁ SZPADĘ
I OSTRZEM JEJ KIEROWAŁ SWYCH DRABÓW GROMADĘ
SZEPCĄC WIĄŻ WIĄŻ DOKOŁA LEŻĄ JAK BARANY
DŻOKEJE W PĘTACH HRABIA SIEDZI NIE ZWIĄZANY
LECZ BEZBRONNY PRZY NIM DWAJ Z GOŁYMI BAGNETY
STOJĄ DRABI POZNAŁ ICH GERWAZY NIESTETY
MOSKALENIERAZ KLUCZNIK BYŁ W PODOBNYCH TRWOGACH
NIERAZ MIEWAŁ POWROZY NA RĘKU I NOGACH
A PRZECIEŻ SIĘ UWALNIAŁ WIEDZIAŁ O SPOSOBIE
RWANIA WIĘZÓW BYŁ SILNY BARDZO UFAŁ SOBIE
PRZEMYŚLAŁ RATOWAĆ SIĘ MILCZKIEM OCZY ZMRUŻYŁ
NIBY ŚPI Z WOLNA RĘCE I NOGI PRZEDŁUŻYŁ
DECH WCIĄGNĄŁ BRZUCH I PIERSI ŚCISNĄŁ CO NAJWĘŻEJ
AŻ JEDNYM RAZEM KURCZY WYDYMA SIĘ PRĘŻY
JAK WĄŻ GŁOWĘ I OGON GDY CHOWA W PRZEGUBY
TAK GERWAZY Z DŁUGIEGO STAŁ SIĘ KRÓTKI GRUBY
ROZCIĄGNĘŁY SIĘ NAWET SKRZYPNĘŁY POWROZY
ALE NIE PĘKŁY KLUCZNIK ZE WSTYDU I ZGROZY
PRZEWRÓCIŁ SIĘ I W ZIEMIĘ SCHOWAWSZY TWARZ GNIEWNĄ
ZAMKNĄWSZY OCZY LEŻAŁ NIECZUŁY JAK DREWNO
WTEM OZWAŁY SIĘ BĘBNY NAPRZÓD Z RZADKA POTEM
CORAZ GĘSTSZYM I CORAZ GŁOŚNIEJSZYM ŁOSKOTEM
NA TEN APEL ROZKAZAŁ OFICER MOSKALI
DŻOKEJÓW Z HRABIĄ ZAMKNĄĆ POD STRAŻĄ NA SALI
SZLACHTĘ WIEŚĆ NA DWÓR KĘDY STAŁA DRUGA ROTA
NADAREMNIE KROPICIEL DĄSA SIĘ I MIOTA
SZTAB STAŁ WE DWORZE A Z NIM ZBROJNEJ SZLACHTY WIELE
PODHAJSCY BIRBASZOWIE HRECZECHY BIERGELE
WSZYSCY SĘDZIEGO KREWNI ALBO PRZYJACIELE
NA ODSIECZ MU PRZYBIEGLI SŁYSZĄC O NAPADZIE
ZWŁASZCZA ŻE Z DOBRZYŃSKIMI BYLI Z DAWNA W ZWADZIE
KTO Z WIOSEK BATALIJON MOSKALÓW SPROWADZIŁ
KTO TAK PRĘDKO SĄSIEDZTWO Z ZAŚCIANKÓW ZGROMADZIŁ
ASESORLI CZY JANKIEL RÓŻNIE SŁYCHAĆ O TEM
LECZ NIKT PEWNIE NIE WIEDZIAŁ NI WTENCZAS NI POTEM
JUŻ TEŻ I SŁOŃCE WSCHODZI KRWAWO SIĘ CZERWIENI
BRZEGIEM TĘPYM JAK GDYBY ODARTYM Z PROMIENI
NA WPÓŁ WIDNE NA POŁY W CZERNI CHMUR SIĘ CHOWA
JAK ROZŻARZONA W WĘGLACH KOWALSKICH PODKOWA
WIATR WZMAGAŁ SIĘ I PĘDZIŁ OBŁOKI ZE WSCHODU
GĘSTE I POSZARPANE JAKO BRYŁY LODU
KAŻDY OBŁOK W PRZELOCIE DESZCZEM ZIMNYM PRÓSZY
Z TYŁU ZA NIM WIATR LECI I DESZCZ ZNOWU SUSZY
ZA WIATREM ZNOWU OBŁOK NADBIEGA WILGOTNY
I TAK DZIEŃ NA PRZEMIANY BYŁ CHŁODNY I SŁOTNY
TYMCZASEM MAJOR BELKI SCHNĄCE PODE DWOREM
KAŻE WLEC W KAŻDEJ BELCE WYSIEKAĆ TOPOREM
PÓŁOKRĄGŁE OTWORY W TE OTWORY WTYKA
NOGI WIĘŹNIÓW I DRUGĄ BELKĄ JE ZAMYKA
OBA DREWNA GOŹDZIAMI PRZEBITE PO ROGACH
ŚCISNĘŁY SIĘ JAKO PSIE PASZCZĘKI NA NOGACH
ZAŚ POWROZAMI MOCNIEJ SZNUROWANO RĘCE
NA PLECACH SZLACHTY MAJOR KU WIĘKSZEJ ICH MĘCE
KAZAŁ PIERWEJ POŹDZIERAĆ Z GŁÓW KONFEDERATKI
Z PLECÓW PŁASZCZE KONTUSZE NAWET TARATATKI
NAWET ŻUPANY I TAK SZLACHTA SKUTA W KŁODZIE
SIEDZIAŁA RZĘDEM DZWONIĄC ZĘBAMI NA CHŁODZIE
I NA DESZCZU BO CORAZ WZMAGAŁA SIĘ SŁOTA
NADAREMNIE KROPICIEL DĄSA SIĘ I MIOTA
DARMO SĘDZIA ZA SZLACHTĄ INSTANCYJĘ WNOSI
I TELIMENA ŁĄCZY PROŚBY DO ŁEZ ZOSI
AŻEBY MIANO WIĘKSZY WZGLĄD NA NIEWOLNIKÓW
WPRAWDZIE OFICER ROTNY PAN NIKITA RYKÓW
MOSKAL LECZ DOBRY CZŁOWIEK DAŁ SIĘ UDOBRUCHAĆ
CÓŻ KIEDY SAM MAJORA PŁUTA MUSIAŁ SŁUCHAĆ
TEN MAJOR POLAK RODEM Z MIASTECZKA DZIEROWICZ
NAZYWAŁ SIĘ JAK SŁYCHAĆ PO POLSKU PŁUTOWICZ
LECZ PRZECHRZCIŁ SIĘ ŁOTR WIELKI JAK SIĘ ZWYKLE DZIEJE
Z POLAKIEM KTÓRY W CARSKIEJ SŁUŻBIE ZMOSKWICIEJE
PŁUT STAŁ Z FAJKĄ PRZED FRONTEM W BOKI SIĘ PODPIERAŁ
I GDY MU KŁANIANO SIĘ NOS W GÓRĘ ZADZIERAŁ
A ZA ODPOWIEDŹ NA ZNAK GNIEWNEGO HUMORU
WYPUŚCIŁ Z UST KŁĄB DYMU I POSZEDŁ DO DWORU
A TYMCZASEM RYKOWA SĘDZIA UŁAGADZA
I ASESORA TAKŻE NA BOK ODPROWADZA
PRZEMYŚLAJĄ JAK BY RZECZ ZAKOŃCZYĆ BEZ SĄDU
A CO JESZCZE WAŻNIEJSZA BEZ MIESZAŃ SIĘ RZĄDU
WIĘC DO MAJORA PŁUTA RZEKŁ KAPITAN RYKÓW
PANIE MAJOR CO NAM Z TYCH WSZYSTKICH NIEWOLNIKÓW
ODDAMY POD SĄD BĘDZIE SZLACHCIE WIELKA BIEDA
A PANU MAJOROWI NIKT ZA TO NIC NIE DA
WIESZ CO MAJOR OT LEPIEJ TĘ SPRAWĘ ZAGODZIĆ
PAN SĘDZIA MAJOROWI MUSI TRUD NAGRODZIĆ
MY POWIEMY ŻE MY TU PRZYSZLI DLA WIZYTY
A TAK I KOZY CAŁE I WILK BĘDZIE SYTY
PRZYSŁOWIE RUSKIE WSZYSTKO MOŻNA LECZ OSTROŻNIE
I TO PRZYSŁOWIE SOBIE PIECZ NA CARSKIM ROŻNIE
I TO PRZYSŁOWIE LEPSZA ZGODA OD NIEZGODY
ZAPLĄTAJ DOBRZE WĘZEŁ KOŃCE WSADŹ DO WODY
RAPORTU NIE PODAMY TAK SIĘ NIKT NIE DOWIE
BÓG DAŁ RĘCE ŻEBY BRAĆ TO RUSKIE PRZYSŁOWIE
SŁYSZĄC TO MAJOR WSTAJE I OD GNIEWU PARSKA
CZY TY OSZALAŁ RYKÓW TO SŁUŻBA CESARSKA
A SŁUŻBA NIE JEST DRUŻBA STARY GŁUPI RYKÓW
CZY TY OSZALAŁ JA MAM PUSZCZAĆ BUNTOWNIKÓW
W TAKIM WOJENNYM CZASIE HA PANY POLAKI
JA WAS NAUCZĘ BUNTU HA SZLACHTA ŁAJDAKI
DOBRZYŃSCY OJ JA ZNAM WAS NIECH ŁAJDAKI MOKNĄ
I ZAŚMIAŁ SIĘ NA CAŁE GARDŁO PATRZĄC W OKNO
WSZAKŻE TEN SAM DOBRZYŃSKI CO SIEDZI W SURDUCIE
HEJ ZDJĄĆ MU SURDUT W ROKU PRZESZŁYM NA REDUCIE
ZACZĄŁ ZE MNĄ TĘ KŁÓTNIĘ KTO ZACZĄŁ ON NIE JA
ON GDY TAŃCZYŁEM KRZYKNĄŁ PRECZ ZA DRZWI ZŁODZIEJA
ŻE WTENCZAS ZA PUŁKOWEJ OKRADZENIE KASY
BYŁEM POD ŚLEDZTWEM MIAŁEM WIELKIE AMBARASY
A JEMU CO DO TEGO JA TAŃCZĘ MAZURA
ON KRZYCZY Z TYŁU ZŁODZIEJ SZLACHTA ZA NIM URA
SKRZYWDZILI MNIE A CO WPADŁ W ME SZPONY SZLACHCIURA
MÓWIŁEM EJ DOBRZYŃSKI EJ PRZYJDZIE DO WOZA
KOZA A CO DOBRZYŃSKI WIDZISZ BĘDZIE ŁOZA
POTEM SĘDZIEMU SZEPNĄŁ SCHYLIWSZY SIĘ W UCHO
JEŚLI CHCESZ SĘDZIO ŻEBY TO USZŁO NA SUCHO
ZA KAŻDĄ GŁOWĘ TYSIĄC RUBELKÓW GOTÓWKĄ
TYSIĄC RUBELKÓW SĘDZIO TO OSTATNIE SŁÓWKO
SĘDZIA CHCIAŁ TARGOWAĆ SIĘ LECZ MAJOR NIE SŁUCHAŁ
ZNOWU BIEGAŁ PO IZBIE DYMEM GĘSTO BUCHAŁ
PODOBNY DO SZMERMELU ALBO DO RAKIETY
CHODZIŁY ZA NIM PROSZĄC I PŁACZĄC KOBIETY
MAJORZE MÓWIŁ SĘDZIA CHOĆ POZWIESZ DO PRAWA
CÓŻ WYGRASZ TU NIE ZASZŁA ŻADNA BITWA KRWAWA
NIE BYŁO RAN ŻE ZJEDLI KURY I PÓŁGĄSKI
ZA TO WEDLE STATUTU ZAPŁACĄ NAWIĄZKI
JA NA PANA HRABIEGO NIE ZANOSZĘ SKARGI
TO TYLKO BYŁY ZWYKŁE SĄSIEDZKIE ZATARGI
A CZY SĘDZIA RZEKŁ MAJOR ŻÓŁTĄ KSIĘGĘ CZYTAŁ
CO TO ZA ŻÓŁTA KSIĘGA PAN SĘDZIA ZAPYTAŁ
KSIĘGA RZEKŁ MAJOR LEPSZA NIŻ WASZE STATUTY
A W NIEJ PISZE CO SŁOWO STRYCZEK SYBIR KNUTY
KSIĘGA USTAW WOJENNYCH TERAZ W LITWIE CAŁÉJ
OGŁOSZONYCH JUŻ POD STÓŁ WASZE TRYBUNAŁY
PODŁUG USTAW WOJENNYCH ZA TAKOWĄ PSOTĘ
PÓJDZIECIE JUŻ TO NAJMNIEJ W SYBIRNĄ ROBOTĘ
APELUJĘ RZEKŁ SĘDZIA DO GUBERNATORA
APELUJ RZEKŁ PŁUT CHOĆBY DO IMPERATORA
WIESZ ŻE GDY IMPERATOR ZATWIERDZA UKAZY
Z ŁASKI SWEJ CZĘSTO KARĘ POWIĘKSZA DWA RAZY
APELUJCIE JA MOŻE WYNAJDĘ W POTRZEBIE
MOSPANIE SĘDZIO DOBRY KRUCZEK I NA CIEBIE
WSZAK JANKIEL SZPIEG KTÓREGO JUŻ RZĄD DAWNO ŚLEDZI
JEST TWOIM DOMOWNIKIEM W KARCZMIE TWOJEJ SIEDZI
MOGĘ TERAZ WAS WSZYSTKICH WZIĄĆ W ARESZT OD RAZU
MNIE RZEKŁ SĘDZIA BRAĆ W ARESZT JAK ŚMIESZ BEZ ROZKAZU
I PRZYCHODZIŁO CORAZ DO ŻYWSZEGO SPORU
GDY NOWY GOŚĆ ZAJECHAŁ NA DZIEDZINIEC DWORU
WJAZD TŁUMNY DZIWNY PRZODEM NIBY LAUFER BIEŻY
OGROMNY CZARNY BARAN A ŁEB MU SIĘ JEŻY
CZTERMA ROGAMI Z KTÓRYCH DWA JAKO KABŁĄKI
KRĘCĄ SIĘ KOŁO USZU UBRANE WE DZWONKI
A DWA OD CZOŁA NA BOK WYSUWAJĄC KOŃCE
WSTRZĄSAJĄ KULKI KRĄGŁE MOSIĘŻNE BRZĘCZĄCE
ZA BARANEM SZŁY WOŁY TRZODA OWIEC KOZY
ZA BYDŁEM CZTERY CIĘŻKO PAKOWANE WOZY
WSZYSCY ODGADLI ŻE TO WJAZD KSIĘDZA KWESTARZA
WIĘC PAN SĘDZIA POWINNOŚĆ ZNAJĄC GOSPODARZA
STAŁ W PROGU WITAĆ GOŚCIA KSIĄDZ NA PIERWSZEJ BRYCE
JECHAŁ KAPTUREM NA WPÓŁ ZASŁONIWSZY LICE
ALE GO WNET POZNANO BO GDY WIĘŹNIÓW MINĄŁ
ZWRÓCIŁ SIĘ KU NIM TWARZĄ PALCEM NA ZNAK SKINĄŁ
I DRUGIEJ BRYKI FURMAN RÓWNIE BYŁ POZNANY
STARY MACIEKRÓZECZKA ZA CHŁOPA PRZEBRANY
SZLACHTA ZACZĘŁA KRZYCZEĆ SKORO SIĘ POKAZAŁ
ON RZEKŁ GŁUPI I RĘKĄ MILCZENIE NAKAZAŁ
NA TRZECIM WOZIE PRUSAK W KUBRAKU WYTARTYM
A PAN ZAN Z MICKIEWICZEM JECHALI NA CZWARTYM
A TYMCZASEM PODHAJSCY I ISAJEWICZE
BIRBASZE WILBIKOWIE BIERGELE KOTWICZE
WIDZĄC SZLACHTĘ DOBRZYŃSKICH W TAK CIĘŻKIEJ NIEWOLI
ZACZĘLI Z DAWNYCH GNIEWÓW OSTYGAĆ POWOLI
BO SZLACHTA POLSKA CHOCIAŻ NIEZMIERNIE KŁÓTLIWA
I PORYWCZA DO BITEW PRZECIEŻ NIE JEST MŚCIWA
BIEGĄ WIĘC DO MACIEJA STAREGO PO RADĘ
ON KOŁO WOZÓW CAŁĄ USTAWIA GROMADĘ
KAŻE CZEKAĆBERNARDYN WSTĄPIŁ DO POKOJU
ZALEDWIE GO POZNANO CHOĆ NIE ZMIENIŁ STROJU
TAK PRZYBRAŁ INNĄ POSTAĆ ZWYCZAJNIE PONURY
ZAMYŚLONY A TERAZ GŁOWĘ WZNIÓSŁ DO GÓRY
I Z MINĄ ROZJAŚNIONĄ JAK KWESTARZ RUBACHA
NIM ZACZĄŁ GADAĆ DŁUGO ŚMIAŁ SIĘCHA CHA CHA CHA
KŁANIAM KŁANIAM CHA CHA CHA WYŚMIENICIE PRZEDNIE
PANOWIE OFICERY KTO POLUJE WE DNIE
WY W NOCY DOBRY POŁÓW WIDZIAŁEM ŹWIERZYNĘ
OJ SKUBAĆ SKUBAĆ SZLACHTĘ OJ DRZEĆ Z NICH ŁUPINĘ
OJ WEŹCIEŻ ICH NA MUNSZTUK BO TEŻ SZLACHTA BRYKA
WINSZUJĘ CI MAJORZE ŻEŚ ZŁOWIŁ HRABIKA
TO TŁUŚCIOSZEK TO BOGACZ PANICZ Z ANTENATÓW
NIE WYPUSZCZAJ GO Z KLATKI BEZ TRZYSTU DUKATÓW
A JAK WEŹMIESZ NA KLASZTOR DAJ JAKIE TRZY GROSZE
I DLA MNIE BO JA ZAWŻDY ZA TWĄ DUSZĘ PROSZĘ
JAKEM BERNARDYN BARDZO MYŚLĘ O TWEJ DUSZY
ŚMIERĆ I SZTABSOFICERÓW PORYWA ZA USZY
DOBRZE NAPISAŁ BAKA ŻE ŚMIERĆ DŻGA ZA KATY
W SZKARŁATY I PO SUKNIE NIERAZ DOBRZE STUKNIE
I PO PŁÓTNIE TAK UTNIE JAK I PO KAPTURZE
I PO FRYZURZE RÓWNIE JAK I PO MUNDURZE
ŚMIERĆ MATULA POWIADA BAKA JAK CEBULA
ŁZY WYCISKA GDY ŚCISKA A RÓWNIE PRZYTULA
I DZIECKO CO SIĘ LULA I ZUCHA CO HULA
ACH ACH MAJORZE DZISIAJ ŻYJEM JUTRO GNIJEM
TO TYLKO NASZE CO DZIŚ ZJEMY I WYPIJEM
PANIE SĘDZIO WSZAKŻE TO CZAS PODOBNO ŚNIADAĆ
SIADAM ZA STÓŁ I PROSZĘ WSZYSTKICH ZE MNĄ SIADAĆ
MAJORZE GDYBY ZRAZÓW PANIE PORUCZNIKU
CO MYŚLISZ GDYBY WAZĘ DOBREGO PONCZYKU
TO PRAWDA OJCZE RZEKLI DWAJ OFICEROWIE
CZAS BY JUŻ ZJEŚĆ I WYPIĆ PANA SĘDZI ZDROWIE
ZDZIWILI SIĘ DOMOWI PATRZĄC NA ROBAKA
SKĄD MU SIĘ WZIĘŁA MINA I WESOŁOŚĆ TAKA
SĘDZIA WNET KUCHARZOWI POWTÓRZYŁ ROZKAZY
WNIESIONO WAZĘ CUKIER BUTELKI I ZRAZY
PŁUT I RYKÓW TAK CZYNNIE ZACZĘLI SIĘ ZWIJAĆ
TAK ŁAKOMIE POŁYKAĆ I GĘSTO ZAPIJAĆ
ŻE W PÓŁ GODZINY ZJEDLI DWADZIEŚCIE TRZY ZRAZY
I WYCHYLILI PONCZU OGROMNE PÓŁ WAZY
WIĘC MAJOR SYT I WESÓŁ W KRZEŚLE SIĘ ROZWALIŁ
DOBYŁ FAJKĘ BILETEM BANKOWYM ZAPALIŁ
I OTARŁSZY ŚNIADANIE Z UST KOŃCEM SERWETY
OBRÓCIŁ ŚMIEJĄCE SIĘ OCZY NA KOBIETY
I RZEKŁ JA PIĘKNE PANIE LUBIĘ WAS JAK WETY
NA ME SZLIFY MAJORSKIE GDY CZŁEK ZJADŁ ŚNIADANIE
NAJLEPSZĄ JEST PO ZRAZACH ZAKĄSKĄ GADANIE
Z PANIAMI TAK PIĘKNYMI JAK WY PIĘKNE PANIE
WIECIE CO GRAJMY W KARTY W WELBACWELBA W WISTA
ALBO PÓJDŹMY MAZURKA HE DO DIABŁÓW TRZYSTA
WSZAK JA W JEGIERSKIM PUŁKU PIERWSZY MAZURZYSTA
ZA CZYM KU DAMOM BLIŻEJ SCHYLIŁ SIĘ WYGIĘTY
I PUSZCZAŁ NA PRZEMIANY DYM I KOMPLEMENTY
TAŃCZYĆ ZAWOŁAŁ ROBAK GDY WYCHYLĘ FLASZĘ
TO I JA CHOĆ KSIĄDZ HABIT CZASAMI PODKASZĘ
I POTAŃCZĘ MAZURKA ALE WIESZ MAJORZE
MY TU PIJEM A JEGRY TAM MARZNĄ NA DWORZE
HULAĆ TO HULAĆ SĘDZIO DAJ BECZKĘ SIWUCHY
MAJOR POZWOLI NIECHAJ PIJĄ JEGRY ZUCHY
PROSIŁBYM RZECZE MAJOR LECZ W TYM NIE MA MUSU
DAJ SĘDZIO SZEPNĄŁ ROBAK BECZKĘ SPIRYTUSU
I TAK KIEDY WE DWORZE SZTAB WESOŁO ŁYKA
ZA DOMEM ZACZĘŁA SIĘ W WOJSKU PIJATYKA
RYKÓW KAPITAN MILCZKIEM KIELICHY WYCHYLAŁ
LECZ MAJOR PIŁ I RAZEM DAMOM SIĘ PRZYMILAŁ
A WZMAGAŁ SIĘ W NIM CORAZ TAŃCOWANIA ZAPAŁ
RZUCIŁ FAJKĘ I RĘKĘ TELIMENY ZŁAPAŁ
CHCIAŁ TAŃCZYĆ LECZ UCIEKŁA WIĘC PODSZEDŁ DO ZOSI
KŁANIAJĄC SIĘ SŁANIAJĄC DO MAZURKA PROSI
HEJ TY RYKÓW PRZESTAŃŻE TAM TRĄBIĆ NA FAJCE
PRECZ FAJKA WSZAK TY DOBRZE GRASZ NA BAŁABAJCE
WIDZISZ NO TAM GITARĘ PÓDŹ NO WEŹ GITARĘ
I MAZURKA JA MAJOR IDĘ W PIERWSZĄ PARĘ
KAPITAN WZIĄŁ GITARĘ I STRUNY PRZYKRĘCAŁ
PŁUT ZNOWU TELIMENĘ DO TAŃCA ZACHĘCAŁ
SŁOWO MAJORSKIE PANNO NIE ROSYJANINEM
JESTEM JEŻELI KŁAMIĘ CHCĘ BYĆ SUKINSYNEM
JEŻELI KŁAMIĘ SPYTAJ A OFICEROWIE
WSZYSCY POŚWIADCZĄ CAŁA ARMIJA TO POWIE
ŻE W TEJ DRUGIEJ ARMIJI W KORPUSIE DZIEWIĄTYM
W DRUGIEJ PIESZEJ DYWIZJI W PUŁKU PIĘĆDZIESIĄTYM
JEGIERSKIM MAJOR PŁUT JEST PIERWSZY MAZURZYSTA
PÓDŹŻE PANIENKO NIE BĄDŹ TAKA NAROWISTA
BO JA PO OFICERSKU UKARZĘ PANIENKĘ
TO MÓWIĄC SKOCZYŁ CHWYCIŁ TELIMENY RĘKĘ
I SZEROKIM CAŁUSEM W BIAŁE RAMIĘ KLASNĄŁ
GDY TADEUSZ PRZYPADŁSZY Z BOKU W TWARZ MU TRZASNĄŁ
I CAŁUS I POLICZEK OZWAŁY SIĘ RAZEM
JEDEN ZA DRUGIM JAKO WYRAZ ZA WYRAZEM
MAJOR OSŁUPIAŁ OCZY PRZETARŁ Z GNIEWU BLADY
ZAWOŁAŁ BUNT BUNTOWNIK I DOBYWSZY SZPADY
BIEGŁ PRZEBIĆ WTEM KSIĄDZ DOSTAŁ Z RĘKAWA KRÓCICĘ
PAL TADEUSZKU KRZYKNĄŁ PAL JAK W JASNĄ ŚWIÉCĘ
TADEUSZ WNET POCHWYCIŁ WYMIERZYŁ WYPALIŁ
CHYBIŁ ALE MAJORA ZGŁUSZYŁ I OSMALIŁ
PORYWA SIĘ Z GITARĄ RYKÓW BUNT BUNT WOŁA
WPADA NA TADEUSZA LECZ WOJSKI ZZA STOŁA
MACHNĄŁ RĘKĄ NA ODLEW NÓŻ W POWIETRZU ŚWISNĄŁ
MIĘDZY GŁOWY I PIERWEJ UDERZYŁ NIŻ BŁYSNĄŁ
UDERZA W DNO GITARY NA WYLOT JĄ WIERCI
SCHYLIŁ SIĘ NA BOK RYKÓW I TAK USZEDŁ ŚMIERCI
LECZ STRWOŻYŁ SIĘ KRZYKNĄWSZY JEGRY BUNT JEJ BOGU
DOBYŁ SZPADY BRONIĄC SIĘ ZBLIŻAŁ SIĘ DO PROGU
WTEM Z DRUGIEJ STRONY IZBY WPADA SZLACHTY WIELE
PRZEZ OKNA Z RAPIERAMI RÓZECZKA NA CZELE
PŁUT W SIENI RYKÓW ZA NIM WOŁAJĄ ŻOŁNIERZY
JUŻ TRZECH NAJBLIŻSZYCH DOMU NA POMOC IM BIEŻY
JUŻ PRZEZE DRZWI WŁAŻĄ TRZY BŁYSZCZĄCE BAGNETY
A ZA NIMI TRZY CZARNE SCHYLONE KASZKIETY
MACIEK STAŁ U DRZWI Z RÓZGĄ WZNIESIONĄ DO GÓRY
LGNĄC DO ŚCIANY CZATOWAŁ JAKO KOT NA SZCZURY
AŻ CIĄŁ OKROPNIE MOŻE GŁOWY BY TRZY ZWALIŁ
LECZ STARY CZY NIE DOJRZAŁ CZY ZBYT SIĘ ZAPALIŁ
BO NIM SZYJE WYTKNĘLI RĄBNĄŁ PO KASZKIETACH
ZDARŁ JE RÓZGA SPADAJĄC BRZĄKŁA PO BAGNETACH
MOSKALE COFAJĄ SIĘ MACIEK ICH WYGANIA
NA DZIEDZINIEC TAM JESZCZE WIĘCEJ ZAMIESZANIA
TAM STRONNICY SOPLICÓW PRACUJĄ W ZAWODY
NAD ROZKUCIEM DOBRZYŃSKICH ROZRYWAJĄ KŁODY
WIDZĄC TO JEGRY ZA BROŃ PORYWAJĄ BIEGĄ
SIERŻANT WPADŁSZY BAGNETEM PRZEBIŁ PODHAJSKIEGO
DWÓCH DRUGICH SZLACHTY ZRANIŁ DO TRZECIEGO STRZELA
UCIEKAJĄ BYŁO TO PRZY KŁODZIE CHRZCICIELA
TEN JUŻ MIAŁ RĘCE WOLNE GOTOWE KU WALCE
WSTAŁ PODNIÓSŁ DŁOŃ I ZWINĄŁ W KŁĘBEK DŁUGIE PALCE
I Z GÓRY TAK UDERZYŁ W GRZBIET ROSYJANINA
ŻE TWARZ JEGO I SKROŃ WBIŁ W ZAMEK KARABINA
TRZASŁ ZAMEK LECZ ZALANY KRWIĄ PROCH JUŻ NIE SPALIŁ
SIERŻANT U NÓG CHRZCICIELA NA SWĄ BROŃ SIĘ ZWALIŁ
CHRZCICIEL SCHYLA SIĘ CHWYTA KARABIN ZA RURĘ
I WIJĄC JAK KROPIDŁEM PODNOSI GO W GÓRĘ
ROBI MŁYNKA DWÓCH ZARAZ SZEREGOWYCH ZWALA
PO RAMIONACH I W GŁOWĘ UGADZA KAPRALA
RESZTA ZLĘKŁA OD KŁODY COFA SIĘ Z PRZESTRACHEM
TAK KROPICIEL RUCHOMYM NAKRYŁ SZLACHTĘ DACHEM
ZA CZYM ROZBITO KŁODĘ ROZCIĘTO POWROZY
SZLACHTA JUŻ WOLNA WPADA NA KWESTARSKIE WOZY
Z NICH DOBYWA RAPIERY PAŁASZE TASAKI
KOSY STRZELBY KONEWKA ZNALAZŁ DWA SZTURMAKI
I WOREK KUL WSYPAŁ JE DO SWEGO SZTURMAKA
DRUGI RÓWNIE NABIWSZY USTĄPIŁ DLA SAKA
JEGRÓW WIĘCEJ PRZYBYWA MIESZAJĄ SIĘ TŁUKĄ
SZLACHTA W ZGIEŁKU NIE MOŻE CIĄĆ KRZYŻOWĄ SZTUKĄ
JEGRY NIE MOGĄ STRZELAĆ JUŻ WALCZĄ WRĘCZ Z BLISKA
JUŻ STAL ZĄB ZA ZĄB O STAL PORWAWSZY SIĘ PRYSKA
BAGNET O SZABLĘ KOSA O GIFES SIĘ ŁAMIE
PIĘŚĆ SPOTYKA SIĘ Z PIĘŚCIĄ I Z RAMIENIEM RAMIĘ
LECZ RYKÓW Z CZĘŚCIĄ JEGRÓW POBIEGŁ GDZIE STODOŁA
TYKA PŁOTÓW TAM STAJE NA ŻOŁNIERZY WOŁA
AŻEBY ZAPRZESTALI BITWĘ TAK BEZŁADNĄ
GDZIE NIE UŻYWSZY BRONI POD PIĘŚCIAMI PADNĄ
GNIEWNY ŻE SAM NIE MOŻE DAĆ OGNIA BO W TŁUMIE
MOSKALÓW OD POLAKÓW ROZRÓŻNIĆ NIE UMIE
WOŁA STROJ SIĘ CO ZNACZY FORMUJ SIĘ DO SZYKU
ALE KOMENDY JEGO NIE SŁYCHAĆ ŚRÓD KRZYKU
STARY MACIEK DO RĘCZNYCH ZAPASÓW NIEZDOLNY
REJTEROWAŁ SIĘ CZYNIĄC PRZED SOBĄ PLAC WOLNY
NA PRAWO I NA LEWO TU KOŃCEM SZABLICY
UCIERA BAGNET Z RURY JAKO KNOT ZE ŚWIECY
TAM MACHNĄWSZY NA ODLEW ŚCINA ALBO KOLE
I TAK OSTROŻNY MACIEK USTĘPUJE W POLE
LECZ Z NAJWIĘKSZYM NA NIEGO NACIERA UPOREM
STARY GIFREJTER CO BYŁ PUŁKU INSTRUKTOREM
WIELKI MISTRZ NA BAGNETY ZEBRAŁ SIĘ SAM W SOBIE
SKURCZYŁ SIĘ A KARABIN PORWAŁ W RĘCE OBIE
PRAWĄ U ZAMKA LEWĄ W PÓŁ RURY PORYWA
KRĘCI SIĘ PODSKAKUJE CZASEM PRZYSIADYWA
LEWĄ RĘKĘ OPUSZCZA A BROŃ Z PRAWEJ RĘKI
SUWA NAPRZÓD JAK ŻĄDŁO Z WĘŻOWEJ PASZCZĘKI
I ZNOWU JĄ W TYŁ COFA NA KOLANIE WSPIERA
I TAK KRĘCĄC SIĘ SKACZĄC NA MAĆKA NACIERA
OCENIŁ PRZECIWNIKA ZRĘCZNOŚĆ MACIEK STARY
I LEWĄ RĘKĄ WŁOŻYŁ NA NOS OKULARY
PRAWĄ RĘKOJEŚĆ RÓZGI TUŻ PRZY PIERSIACH TRZYMA
COFA SIĘ GIFREJTERA RUCH ŚLEDZĄC OCZYMA
SAM SŁANIA SIĘ NA NOGACH JAKBY BYŁ PIJANY
GIFREJTER BIEŻY PRĘDZEJ I PEWNY WYGRANEJ
ŻEBY UCHODZĄCEGO TYM ŁACNIEJ DOSIĘGNĄŁ
POWSTAŁ I CAŁĄ PRAWĄ RĘKĘ WZDŁUŻ WYCIĄGNĄŁ
POPYCHAJĄC KARABIN A TAK SIĘ WYSILIŁ
PCHNIĘCIEM I WAGĄ BRONI ŻE SIĘ AŻ POCHYLIŁ
MACIEK TAM KĘDY BAGNET WKŁADA SIĘ NA RURĘ
PODSTAWIA SWĄ RĘKOJEŚĆ PODBIJA BROŃ W GÓRĘ
I WNET SPUSZCZAJĄC RÓZGĘ TNIE MOSKALA W RĘKĘ
RAZ I ZNOWU NA ODLEW PRZECINA MU SZCZĘKĘ
TAK PADŁ GIFREJTER FECHMISTRZ NAJPIERWSZY Z MOSKALÓW
KAWALER TRZECH KRZYŻYKÓW I CZTERECH MEDALÓW
TYMCZASEM KOŁO KŁODEK LEWE SZLACHTY SKRZYDŁO
JUŻ JEST BLISKIE ZWYCIĘSTWA TAM WALCZYŁ KROPIDŁO
WIDNY Z DALA TAM BRZYTWA WIŁ SIĘ ŚRÓD MOSKALI
TEN ICH W PÓŁ CIAŁA RZEZA TAMTEN W GŁOWY WALI
JAKO MACHINA KTÓRĄ NIEMIECCY MAJSTROWIE
WYMYŚLILI I KTÓRA MŁOCKARNIĄ SIĘ ZOWIE
A JEST RAZEM SIECZKARNIĄ MA CEPY I NOŻE
RAZEM I SŁOMĘ KRAJE I WYBIJA ZBOŻE
TAK PRACUJĄ KROPICIEL I BRZYTWA POSPOŁU
MORDUJĄC NIEPRZYJACIÓŁ TEN Z GÓRY TEN Z DOŁU
LECZ KROPICIEL JUŻ PEWNE PORZUCA ZWYCIĘSTWO
BIEŻY NA PRAWE SKRZYDŁO GDZIE NIEBEZPIECZEŃSTWO
NOWE GROZI MAĆKOWI ŚMIERCI GIFREJTERA
MSZCZĄC SIĘ PROPORSZCZYK Z DŁUGIM SZPONTONEM NACIERA
SZPONTON JEST TO ZARAZEM DZIDA I SIEKIERA
TERAZ JUŻ ZANIEDBANY I TYLKO NA FLOCIE
UŻYWAJĄ GO WÓWCZAS SŁUŻYŁ I PIECHOCIE
PROPORSZCZYK CZŁOWIEK MŁODY ZRĘCZNIE SIĘ UWIJAŁ
ILEKROĆ MU PRZECIWNIK BROŃ NA BOK ODBIJAŁ
ON COFAŁ SIĘ MŁODEGO NIE MÓGŁ MACIEK ZGONIĆ
I TAK NIE RANIĄC MUSIAŁ TYLKO SIEBIE BRONIĆ
JUŻ MU PROPORSZCZYK DZIDĄ LEKKĄ RANĘ ZADAŁ
JUŻ WZNOSZĄC W GÓRĘ BERDYSZ DO CIĘCIA SIĘ SKŁADAŁ
CHRZCICIEL NIE ZDOŁA DOBIEC LECZ STAJE W PÓŁ DROGI
OKRĘCA BROŃ I CISKA WROGOWI POD NOGI
SKRUSZYŁ KOŚĆ JUŻ PROPORSZCZYK SZPONTON Z RĄK UPUSZCZA
SŁANIA SIĘ WPADA CHRZCICIEL ZA NIM SZLACHTY TŁUSZCZA
A ZA SZLACHTĄ MOSKALE OD LEWEGO SKRZYDŁA
BIEGĄ ZMIESZANI WSZCZĄŁ SIĘ BÓJ KOŁO KROPIDŁA
CHRZCICIEL KTÓRY W OBRONIE MAĆKA ORĘŻ STRACIŁ
LEDWIE ŻE TEJ PRZYSŁUGI ŻYCIEM NIE PRZYPŁACIŁ
BO PRZYPADŁO NAŃ Z TYŁU DWÓCH SILNYCH MOSKALI
I CZWORO RĄK ZARAZEM WE WŁOS MU WPLĄTALI
UPIĄWSZY SIĘ NOGAMI CIĄGNĄ JAKO LINY
SPRĘŻYSTE UWIĄZANE DO MASZTU WICINY
DAREMNIE W TYŁ KROPICIEL CISKA ŚLEPE RAZY
CHWIEJE SIĘ A WTEM POSTRZEGŁ ŻE BLISKO GERWAZY
WALCZY ZAWOŁAŁ JEZUS MARIA SCYZORYKU
KLUCZNIK TRWOGĘ CHRZCICIELA POZNAWSZY PO KRZYKU
ODWRÓCIŁ SIĘ I SPUŚCIŁ OSTRZE PŁYTKIEJ STALI
MIĘDZY GŁOWĘ CHRZCICIELA I RĘCE MOSKALI
COFNĘLI SIĘ WYDAWSZY PRZERAŹLIWE GŁOSY
LECZ JEDNA RĘKA MOCNIEJ WPLĄTANA WE WŁOSY
ZOSTAŁA SIĘ WISZĄCA I KRWIĄ BUCHAJĄCA
TAK ORLIK JEDNĄ SZPONĘ GDY WBIJE W ZAJĄCA
DRUGĄ BY WSTRZYMAĆ ZWIERZA O DRZEWO UCZEPI
A ZAJĄC TARGNĄWSZY SIĘ ORŁA WPÓŁ ROZSZCZEPI
PRAWA SZPONA U DRZEWA ZOSTAJE SIĘ W LESIE
A LEWĄ ZAKRWAWIONĄ ŹWIERZ NA POLA NIESIE
KROPICIEL WOLNY OCZY OBRACA DOKOŁA
RĘCE WYCIĄGA BRONI SZUKA BRONI WOŁA
TYMCZASEM GRZMI PIĘŚCIAMI STOJĄC MOCNO W KROKU
I PILNUJĄC SIĘ Z BLISKA GERWAZEGO BOKU
AŻ SAKA SYNA SWEGO POSTRZEGA W NATŁOKU
SAK PRAWĄ RĘKĄ SZTURMAK WYMIERZA A LEWĄ
CIĄGNIE ZA SOBĄ DŁUGIE SĄŻNIOWATE DRZEWO
UZBROJONE W KRZEMIENIE I W GUZY I SĘKI
NIKT BY GO NIE PODŹWIGNĄŁ PRÓCZ CHRZCICIELA RĘKI
CHRZCICIEL GDY MIŁĄ BROŃ SWĄ SWE KROPIDŁO ZOCZYŁ
CHWYCIŁ JE UCAŁOWAŁ Z RADOŚCI PODSKOCZYŁ
ZAKRĘCIŁ JE NAD GŁOWĄ I ZARAZ UBROCZYŁ
CO POTEM DOKAZYWAŁ JAKIE KLĘSKI SZERZYŁ
DAREMNIE ŚPIEWAĆ NIKT BY MUZIE NIE UWIERZYŁ
JAK NIE WIERZONO W WILNIE UBOGIEJ KOBIECIE
KTÓRA STOJĄC NA ŚWIĘTEJ OSTREJ BRAMY SZCZYCIE
WIDZIAŁA JAKO DEJÓW MOSKIEWSKI JENERAŁ
WCHODZĄC Z PUŁKIEM KOZAKÓW JUŻ BRAMĘ OTWIERAŁ
I JAK JEDEN MIESZCZANIN ZWANY CZARNOBACKI
ZABIŁ DEJOWA I ZNIÓSŁ CAŁY PUŁK KOZACKI
DOSYĆ ŻE SIĘ TAK STAŁO JAK PRZEWIDZIAŁ RYKÓW
JEGRY W TŁUMIE ULEGLI MOCY PRZECIWNIKÓW
DWUDZIESTU TRZECH NA ZIEMI WALA SIĘ ZABITYCH
TRZYDZIESTU KILKU JĘCZY RANAMI OKRYTYCH
WIELU PIERZCHŁO SKRYŁO SIĘ W SAD W CHMIELE NAD RZEKĘ
KILKU WPADŁO DO DOMU POD KOBIET OPIEKĘ
ZWYCIĘSKA SZLACHTA BIEGA Z OKRZYKIEM WESELA
CI DO BECZEK CI ŁUPY RWĄ Z NIEPRZYJACIELA
JEDEN ROBAK TRYUMFÓW SZLACHTY NIE PODZIELA
ON DOTĄD SAM NIE WALCZYŁ BO BRONIĄ KANONY
KSIĘDZU BIĆ SIĘ LECZ JAKO CZŁOWIEK DOŚWIADCZONY
DAWAŁ RADY PLAC BOJU Z RÓŻNYCH STRON OBCHODZIŁ
WZROKIEM RĘKĄ WALCZĄCYCH ZACHĘCAŁ PRZYWODZIŁ
I TERAZ WOŁA ABY DO NIEGO SIĘ ŁĄCZYĆ
UDERZYĆ NA RYKOWA ZWYCIĘSTWO DOKOŃCZYĆ
TYMCZASEM PRZEZ POSŁAŃCA WSKAZAŁ DO RYKOWA
ŻE JEŻELI BROŃ ZŁOŻY ŻYCIE SWE ZACHOWA
JEŻELI ZAŚ ODDANIE BRONI BĘDZIE ZWLEKAĆ
ROBAK KAŻE OTOCZYĆ RESZTĘ I WYSIEKAĆ
KAPITAN RYKÓW WCALE NIE PROSIŁ PARDONU
ZEBRAWSZY KOŁO SIEBIE Z PÓŁ BATALIJONU
KRZYKNĄŁ ZA BROŃ WNET SZEREG KARABINY CHWYTA
CHRZĄSNĘŁA BROŃ A BYŁA JUŻ DAWNO NABITA
KRZYKNĄŁ CEL RURY RZĘDEM ZABŁYSNĘŁY DŁUGIM
KRZYKNĄŁ OGNIA KOLEJĄ GRZMIĄ JEDEN PO DRUGIM
TEN STRZELA TEN NABIJA TEN CHWYTA DO RĘKI
SŁYCHAĆ ŚWISTY KUL ZAMKÓW CHRZĘSTY SZTENFLÓW DŹWIĘKI
CAŁY SZEREG ZDAJE SIĘ BYĆ RUCHAWYM PŁAZEM
KTÓRY TYSIĄC BŁYSZCZĄCYCH NÓG WYWIJA RAZEM
PRAWDA ŻE JEGRY BYLI MOCNYM TRUNKIEM PIJANI
ŹLE MIERZĄ I CHYBIAJĄ RZADKO KTÓRY RANI
LEDWIE KTÓRY ZABIJE PRZECIEŻ DWÓCH MACIEJÓW
JUŻ ZRANIONO I POLEGŁ JEDEN Z BARTŁOMIEJÓW
SZLACHTA Z NIEWIELA RUSZNIC Z RZADKA SIĘ ODSTRZELA
CHCE SZABLAMI UDERZYĆ NA NIEPRZYJACIELA
ALE STARSI WSTRZYMUJĄ KULE GĘSTO ŚWISZCZĄ
RAŻĄ SPĘDZAJĄ WKRÓTCE DZIEDZINIEC OCZYSZCZĄ
JUŻ AŻ PO SZYBACH DWORU ZACZYNAJĄ DZWONIĆ
TADEUSZ KTÓRY ZOSTAŁ W DOMU KOBIET BRONIĆ
Z ROZKAZU STRYJA SŁYSZĄC ŻE CORAZ TO GORZEJ
WRE BITWA WYBIEGŁ ZA NIM WYBIEGŁ PODKOMORZY
KTÓREMU TOMASZ WRESZCIE PRZYNIÓSŁ KARABELĘ
ŚPIESZY ŁĄCZY SIĘ Z SZLACHTĄ I STAJE NA CZELE
BIEŻY BROŃ WZNIOSŁSZY SZLACHTA RUSZA JEGO ŚLADEM
JEGRY PRZYPUŚCIWSZY ICH SYPNĘLI KUL GRADEM
LEGŁ ISAJEWICZ WILBIK BRZYTEWKA RANIONY
ZA CZYM WSTRZYMUJĄ SZLACHTĘ ROBAK Z JEDNEJ STRONY
A Z DRUGIEJ MACIEJ SZLACHTA OSTYGA W ZAPALE
OGLĄDA SIĘ COFA SIĘ WIDZĄ TO MOSKALE
KAPITAN RYKÓW MYŚLI OSTATNI CIOS ZADAĆ
SPĘDZIĆ SZLACHTĘ Z DZIEDZIŃCA I DWOREM OWŁADAĆ
FORMUJ SIĘ DO ATAKU ZAWOŁAŁ NA SZTYKI
NAPRZÓD WNET SZEREG RURY WYTKNĄWSZY JAK TYKI
SCHYLA GŁOWY ZRUSZA SIĘ I PRZYŚPIESZA KROKU
DARMO SZLACHTA WSTRZYMUJE Z PRZODU STRZELA Z BOKU
SZEREG JUŻ PÓŁ DZIEDZIŃCA PRZESZEDŁ BEZ OPORU
KAPITAN POKAZUJĄC SZPADĄ NA DRZWI DWORU
KRZYCZY SĘDZIO PODDAJ SIĘ BO DWÓR SPALIĆ KAŻĘ
PAL WOŁA SĘDZIA JA CIĘ W TYM OGNIU USMAŻĘ
O DWORZE SOPLICOWSKI JEŚLI DOTĄD CAŁE
ŚWIECĄ SIĘ POD LIPAMI TWOJE ŚCIANY BIAŁE
JEŚLI TAM DOTĄD SZLACHTY SĄSIEDZKIEJ GROMADA
ZA GOŚCINNYMI STOŁY SĘDZIEGO ZASIADA
PEWNIE TAM PIJĄ CZĘSTO ZA KONEWKI ZDROWIE
BEZ NIEGO JUŻ BY BYŁO DZIŚ PO SOPLICOWIE
KONEWKA DOTĄD MAŁE DAŁ MĘSTWA DOWODY
CHOĆ NAJPIERWSZY ZE SZLACHTY UWOLNIONY Z KŁODY
CHOĆ ZARAZ ZNALAZŁ W WOZIE SWĄ MIŁĄ KONEWKĘ
SWÓJ SZTURMAK FAWORYTNY I Z NIM KUL SAKIEWKĘ
NIE CHCIAŁ BIĆ SIĘ POWIADAŁ ŻE SOBIE NIE UFA
NA CZCZO SZEDŁ WIĘC GDZIE STAŁA SPIRYTUSU KUFA
RĘKĄ JAK ŁYŻKĄ STRUMIEŃ DO UST SOBIE CHYLIŁ
DOPIERO GDY SIĘ DOBRZE ROZGRZAŁ I POSILIŁ
POPRAWIŁ CZAPKĘ Z KOLAN WZIĄŁ DO RĄK KONEWKĘ
ZMACAŁ SZTENFLEM NABOJU PODSYPAŁ PANEWKĘ
I SPOJRZAŁ NA PLAC BOJU WIDZI ŻE BŁYSZCZĄCA
FALA BAGNETÓW SZLACHTĘ BIJE I ROZTRĄCA
PRZECIW TEJ FALI PŁYNIE SCHYLA SIĘ DO ZIEMI
I NURKUJE POMIĘDZY TRAWAMI GĘSTEMI
ŚRODKIEM DZIEDZIŃCA AŻ TAM GDZIE ROSŁA POKRZYWA
ZASADZA SIĘ A SAKA GESTAMI PRZYZYWA
SAK BRONIĄC DWORU STANĄŁ Z SZTURMAKIEM U PROGA
BO W TYM DWORZE MIESZKAŁA JEGO ZOSIA DROGA
OD KTÓREJ CHOĆ W ZALOTACH ZOSTAŁ POGARDZONY
KOCHAŁ JĄ ZAWSZE ZGINĄĆ RAD DLA JEJ OBRONY
JUŻ SZEREG JEGRÓW W MARSZU NA POKRZYWĘ WKRACZA
GDY KONEW RUSZYŁ CYNGLA I Z PASZCZY GARŁACZA
TUZIN KUL ROZSIEKANYCH PUSZCZA ŚRÓD MOSKALI
SAK PUSZCZA DRUGI TUZIN JEGRY SIĘ ZMIĘSZALI
PRZERAŻONY ZASADZKĄ SZEREG W KŁĄB SIĘ ZWIJA
COFA SIĘ RZUCA RANNYCH CHRZCICIEL ICH DOBIJA
STODOŁA JUŻ DALEKO BOJĄC SIĘ ODWODU
DŁUGIEGO RYKÓW SKOCZYŁ POD PARKAN OGRODU
TAM PIERZCHAJĄCĄ ROTĘ ZATRZYMUJE W BIEGU
SZYKUJE LECZ SZYK ZMIENIA Z JEDNEGO SZEREGU
ROBI TRÓJKĄT KLIN OSTRY WYSTAWUJĄC Z PRZODU
A DWA BOKI OPIERA O PARKAN OGRODU
DOBRZE ZROBIŁ BO JAZDA NAŃ OD ZAMKU WALI
HRABIA KTÓRY BYŁ W ZAMKU POD STRAŻĄ MOSKALI
GDY PIERZCHŁA STRAŻ ZLĘKNIONA DWORZAN NA KOŃ WSADZIŁ
I SŁYSZĄC STRZAŁY W OGIEŃ JAZDĘ SWĄ PROWADZIŁ
SAM NA CZELE Z ŻELAZEM NAD GŁOWĘ WZNIESIONEM
WTEM RYKÓW KRZYKNĄŁ OGNIA PÓŁBATALIJONEM
PRZELECIAŁA PO ZAMKACH WZDŁUŻ NITKA OGNISTA
I Z CZARNYCH RUR WYTKNIĘTYCH ŚWISNĘŁO KUL TRZYSTA
TRZECH JEZDNYCH PADŁO RANNYCH JEDEN TRUPEM LEŻY
PADŁ KOŃ HRABI SPADŁ HRABIA KLUCZNIK KRZYCZĄC BIEŻY
NA RATUNEK BO WIDZI JEGRY NA CEL WZIĘLI
OSTATNIEGO Z HORESZKÓW CHOCIAŻ PO KĄDZIELI
ROBAK BYŁ BLIŻSZY HRABIĘ CIAŁEM SWYM ZAKRYWA
DOSTAŁ ZA NIEGO POSTRZAŁ SPOD KONIA DOBYWA
UPROWADZA A SZLACHCIE KAŻE SIĘ ROZSTĄPIĆ
LEPIEJ MIERZYĆ POSTRZAŁÓW NADAREMNYCH SKĄPIĆ
KRYĆ SIĘ ZA PŁOTY STUDNIĘ ZA ŚCIANY OBORY
HRABIA Z JAZDĄ MA CZEKAĆ SPOSOBNIEJSZEJ PORY
PLANY ROBAKA POJĄŁ I WYKONAŁ CUDNIE
TADEUSZ STAŁ UKRYTY ZA DREWNIANĄ STUDNIĘ
A ŻE TRZEŹWY I DOBRZE STRZELAŁ Z DUBELTÓWKI
MÓGŁ TRAFIĆ DO RZUCONEJ W POWIETRZE ZŁOTÓWKI
OKROPNIE RAZI MOSKWĘ STARSZYZNĘ WYBIERA
ZA PIERWSZYM ZARAZ STRZAŁEM UBIŁ FELDFEBERA
POTEM Z DWÓCH RUR RAZ PO RAZ DWÓCH SIERŻANTÓW SPRZĄTA
MIERZY TO PO GALONACH TO W ŚRODEK TRÓJKĄTA
GDZIE STAŁ SZTAB ZA CZYM RYKÓW GNIEWA SIĘ I DĄSA
TUPA NOGAMI SZPADY SWEJ RĘKOJEŚĆ KĄSA
MAJORZE PŁUCIE WOŁA CO TO Z TEGO BĘDZIE
WKRÓTCE TU NIE ZOSTANIE NIKT Z NAS PRZY KOMENDZIE
WIĘC PŁUT NA TADEUSZA KRZYKNĄŁ Z WIELKIM GNIEWEM
PANIE POLAK WSTYDŹ SIĘ PAN CHOWAĆ SIĘ ZA DRZEWEM
NIE BĄDŹ TCHÓRZ WYJDŹ NA ŚRODEK BIJ SIĘ HONOROWIE
PO ŻOŁNIERSKU A NA TO TADEUSZ ODPOWIE
MAJORZE JEŚLI JESTEŚ TAK ŚMIAŁYM RYCERZEM
A CZEGOŻ TY SIĘ CHOWASZ ZA JEGRÓW KOŁNIERZEM
NIE TCHÓRZĘ JA PRZED TOBĄ WYNIDŹ NO ZZA PŁOTÓW
DOSTAŁEŚ W TWARZ JAM PRZECIE BIĆ SIĘ Z TOBĄ GOTÓW
PO CO KRWI ROZLEW MIĘDZY NAMI BYŁA ZWADA
NIECHAJŻE JĄ ROZSTRZYGNIE PISTOLET LUB SZPADA
DAJĘ CI BROŃ NA WYBÓR OD DZIAŁA DO SZPILKI
A NIE TO WAS WYSTRZELAM JAKO W JAMIE WILKI
I TO MÓWIĄC WYSTRZELIŁ A TAK DOBRZE MIERZYŁ
ŻE PORUCZNIKA OBOK RYKOWA UDERZYŁ
MAJORZE SZEPNĄŁ RYKÓW WYJDŹ NA POJEDYNEK
I POMŚCIJ SIĘ ZA JEGO RANIEJSZY UCZYNEK
JEŚLI TEGO SZLACHCICA KTO INNY ZABIJE
TO MAJOR WIDZI MAJOR HAŃBY SWEJ NIE ZMYJE
TRZEBA TEGO SZLACHCICA NA POLE WYWABIĆ
NIE MOŻNA Z KARABINA TO CHOĆ SZPADĄ ZABIĆ
CO PUKA TO NIE SZTUKA TO WOLĘ CO KOLE
MÓWIŁ STARY SUWORÓW WYJDŹ MAJORZE W POLE
BO ON NAS POWYSTRZELA PATRZ BIERZE DO CELU
NA TO RZEKŁ MAJOR RYKÓW MIŁY PRZYJACIELU
TY JESTEŚ ZUCH NA SZPADY WYJDŹ TY BRACIE RYKÓW
LUB WIESZ CO WYSZLEM KOGO Z NASZYCH PORUCZNIKÓW
JA MAJOR JA NIE MOGĘ ODSTĄPIĆ ŻOŁNIERZY
DO MNIE BATALIJONU KOMENDA NALEŻY
SŁYSZĄC TO RYKÓW SZPADĘ PODNIÓSŁ WYSZEDŁ ŚMIAŁO
KAZAŁ OGNIA ZAPRZESTAĆ MACHNĄŁ CHUSTKĄ BIAŁĄ
PYTA SIĘ TADEUSZA JAKĄ BROŃ PODOBA
PO UKŁADACH NA SZPADY ZGODZILI SIĘ OBA
TADEUSZ BRONI NIE MIAŁ GDY SZUKANO SZPADY
WYSKOCZYŁ HRABIA ZBROJNY I ZERWAŁ UKŁADY
PANIE SOPLICO WOŁAŁ Z PRZEPROSZENIEM PANA
PAN WYZWAŁEŚ MAJORA JA DO KAPITANA
MAM DAWNIEJSZĄ URAZĘ ON DO ZAMKU MEGO
MÓW PAN PRZERWAŁ PROTAZY DO ZAMKU NASZEGO
ON WPADŁ RZEKŁ KOŃCZĄC HRABIA NA CZELE ZŁODZIEJÓW
ON POZNAŁEM RYKOWA WIĄZAL MYCH DŻOKEJÓW
SKARZĘ GO JAKOM ZBÓJCÓW SKARAŁ POD OPOKĄ
KTÓRĄ SYCYLIJANIE ZWĄ BIRBANTEROKKO
UCISZYLI SIĘ WSZYSCY USTAŁO STRZELANIE
WOJSKA CIEKAWE PATRZĄ NA WODZÓW SPOTKANIE
HRABIA I RYKÓW IDĄ OBRÓCENI BOKIEM
PRAWĄ RĘKĄ I PRAWYM GROŻĄC SOBIE OKIEM
WTEM LEWYMI RĘKAMI ODKRYWAJĄ GŁOWY
I KŁANIAJĄ SIĘ GRZECZNIE ZWYCZAJ HONOROWY
NIM PRZYJDZIE DO ZABÓJSTWA NAPRZÓD SIĘ PRZYWITAĆ
JUŻ SPOTKAŁY SIĘ SZPADY I ZACZĘŁY ZGRZYTAĆ
RYCERZE WZNOSZĄC NOGI PRAWYMI KOLANY
PRZYKLĘKAJĄ W PRZÓD I W TYŁ SKACZĄC NA PRZEMIANY
ALE PŁUT TADEUSZA WIDZĄC PRZED SWYM FRONTEM
NARADZAŁ SIĘ PO CICHU Z GIFREJTEREM GONTEM
KTÓRY W ROCIE UCHODZIŁ ZA PIERWSZEGO STRZELCA
GONTO RZEKŁ MAJOR WIDZISZ TY TEGO WISIELCA
JEŚLI MU WSADZISZ KULĘ TAM POD PIĄTYM ŻEBREM
TO DOSTANIESZ ODE MNIE CZTERY RUBLE SREBREM
GONT ODWODZI KARABIN DO ZAMKA SIĘ CHYLI
WIERNI GO TOWARZYSZE PŁASZCZAMI OKRYLI
MIERZY NIE W ŻEBRO ALE W GŁOWĘ TADEUSZA
STRZELIŁ I TRAFIŁ BLISKO W ŚRODEK KAPELUSZA
OKRĘCIŁ SIĘ TADEUSZ AŻ KROPICIEL WPADA
NA RYKOWA A ZA NIM SZLACHTA KRZYCZĄC ZDRADA
TADEUSZ GO ZASŁANIA LEDWIE ZDOŁAŁ RYKÓW
ZREJTEROWAĆ SIĘ I WPAŚĆ WE ŚRODEK SWYCH SZYKÓW
ZNOWU DOBRZYŃSCY Z LITWĄ NATARLI W ZAWODY
I POMIMO DAWNIEJSZE DWÓCH STRONNICTW NIEZGODY
WALCZĄ JAK BRACIA JEDEN DRUGIEGO ZACHĘCA
DOBRZYŃSCY WIDZĄC JAK SIĘ PODHAJSKI WYKRĘCA
TUŻ PRZED SZEREGIEM JEGRÓW I KOSĄ ICH KRAJE
ZAWOŁALI Z RADOŚCIĄ NIECH ŻYJĄ PODHAJE
NAPRZÓD BRACIA LITWINI GÓRĄ GÓRĄ LITWA
SKOŁUBOWIE ZAŚ WIDZĄC JAK WALECZNY BRZYTWA
CHOĆ RANNY LECI Z SZABLĄ WZNIESIONĄ DO GÓRY
KRZYKNĘLI GÓRĄ MAĆKI NIECH ŻYJĄ MAZURY
DODAWSZY WZAJEM SERCA BIEGĄ NA MOSKALI
NADAREMNIE ICH ROBAK Z MAĆKIEM WSTRZYMYWALI
GDY TAK NA ROTĘ JEGRÓW UDERZANO Z PRZODU
WOJSKI RZUCA PLAC BOJU IDZIE DO OGRODU
PRZY BOKU JEGO STĄPAŁ OSTROŻNY PROTAZY
A WOJSKI MU PO CICHU WYDAWAŁ ROZKAZY
STAŁA W OGRODZIE PRAWIE POD SAMYM PARKANEM
O KTÓRY SIĘ OPIERAŁ RYKÓW SWYM TRÓJGRANEM
WIELKA STARA SERNICA BUDOWANA W KRATKI
Z BELEK NA KRZYŻ WIĄZANYCH PODOBNA DO KLATKI
W NIEJ ŚWIECIŁY SIĘ BIAŁYCH SERÓW MNOGIE KOPY
WKOŁO ZAŚ WAHAŁY SIĘ SUSZĄCE SIĘ SNOPY
SZAŁWIJI BENEDYKTY KARDY MACIERZANKI
CAŁA ZIELNA DOMOWA APTEKA WOJSZCZANKI
SERNICA W GÓRZE MIAŁA WSZERZ SĄŻNI PÓŁCZWARTA
A U DOŁU NA JEDNYM WIELKIM SŁUPIE WSPARTA
NIBY GNIAZDO BOCIANIE STARY SŁUP DĘBOWY
POCHYLIŁ SIĘ BO JUŻ BYŁ WYGNIŁ DO POŁOWY
GROZIŁ UPADKIEM NIERAZ SĘDZIEMU RADZONO
ABY ZRUCIŁ BUDOWĘ WIEKIEM NADWĄTLONĄ
ALE SĘDZIA POWIADAŁ ŻE WOLI POPRAWIAĆ
ANIŻELI ROZRUCAĆ ALBO TEŻ PRZESTAWIAĆ
ODKŁADAŁ BUDOWANIE DO SPOSOBNEJ PORY
TYMCZASEM POD SŁUP KAZAŁ WETKNĄĆ DWIE PODPORY
TAK POKRZEPIONA ALE NIETRWAŁA BUDOWA
WYGLĄDAŁA ZA PARKAN NAD TRÓJKĄT RYKOWA
KU TEJ SRNICY WOJSKI Z WOŹNYM MILCZKIEM IDĄ
KAŻDY ZBROJNY OGROMNYM DRĄGIEM JAKBY DZIDĄ
ZA NIMI OCHMISTRZYNI DĄŻY PRZEZ KONOPIE
I KUCHCIK MAŁE ALE BARDZO SILNE CHŁOPIĘ
PRZYSZEDŁSZY DRĄGI WPARLI W WIERZCH SŁUPA NADGNIŁY
SAMI U KOŃCÓW WISZĄC PCHAJĄ Z CAŁEJ SIŁY
JAKO FLISY UWIĘZŁĄ NA RAPACH WICINĘ
DŁUGIMI DRĄGI Z BRZEGU PĘDZĄ NA GŁĘBINĘ
TRZASNĄŁ SŁUP JUŻ SERNICA CHWIEJE SIĘ I WALI
Z BRZEMIENIEM DRZEW I SERÓW NA TRÓJKĄT MOSKALI
GNIECIE RANI ZABIJA GDZIE STAŁY SZEREGI
LEŻĄ DRWA TRUPY SERY BIAŁE JAKO ŚNIEGI
KRWIĄ I MÓZGIEM SPLAMIONE TRÓJKĄT W SZTUKI PRYSKA
A JUŻ W ŚRODKU KROPIDŁO GRZMI JUŻ BRZYTWA BŁYSKA
SIECZE RÓZGA OD DWORU WPADA SZLACHTY TŁUSZCZA
A HRABIA OD BRAM JAZDĘ NA ROZPIERZCHŁYCH PUSZCZA
JUŻ TYLKO OŚMIU JEGRÓW Z SIERŻANTEM NA CZELE
BRONIĄ SIĘ BIEŻY KLUCZNIK ONI STOJĄ ŚMIELE
DZIEWIĘĆ RUR WYMIERZYLI PROSTO W ŁEB KLUCZNIKA
ON LECI NA STRZAŁ KRĘCĄC OSTRZE SCYZORYKA
WIDZI TO KSIĄDZ ZABIEGA KLUCZNIKOWI DROGĘ
SAM PADA I PODBIJA GERWAZEMU NOGĘ
UPADLI WŁAŚNIE KIEDY PLUTON OGNIA DAWAŁ
LEDWIE OŁÓW PRZEŚWISNĄŁ JUŻ GERWAZY WSTAWAŁ
JUŻ WSKOCZYŁ W DYM DWOM JEGROM ZARAZ GŁOWY ZMIATA
UCIEKAJĄ STRWOŻENI KLUCZNIK GONI PŁATA
ONI BIEGĄ DZIEDZIŃCEM GERWAZY ICH TOREM
WPADAJĄ WE DRZWI GUMNA STOJĄCE OTWOREM
I GERWAZY DO GUMNA NA ICH KARKACH WJECHAŁ
ZNIKNĄŁ W CIEMNOŚCI ALE BITWY NIE ZANIECHAŁ
BO PRZEZE DRZWI JĘK SŁYCHAĆ WRZASK I GĘSTE RAZY
WKRÓTCE UCICHŁO WSZYSTKO WYSZEDŁ SAM GERWAZY
Z MIECZEM KRWAWYMJUŻ SZLACHTA ODZIERŻYŁA POLE
POROZPĘDZANYCH JEGRÓW ŚCIGA RĄBIE KOLE
RYKÓW SAM ZOSTAŁ KRZYCZY ŻE BRONI NIE ZŁOŻY
BIJE SIĘ GDY KU NIEMU PODSZEDŁ PODKOMORZY
I WZNOSZĄC KARABELĘ RZEKŁ POWAŻNYM TONEM
KAPITANIE NIE SPLAMISZ CZCI TWOJEJ PARDONEM
DAŁEŚ PROBY RYCERZU NIESZCZĘSNY LECZ MĘŻNY
TWOJEJ ODWAGI PORZUĆ ODPÓR NIEDOŁĘŻNY
ZŁÓŻ BROŃ NIM CIĘ NASZYMI SZABLAMI ROZBROIM
ZACHOWASZ ŻYCIE I CZEŚĆ JESTEŚ WIĘŹNIEM MOIM
RYKÓW PODKOMORZEGO ZWALCZONY POWAGĄ
SKŁONIŁ SIĘ I ODDAŁ MU SWOJĘ SZPADĘ NAGĄ
SKRWAWIONĄ PO RĘKOJEŚĆ I RZEKŁ LACHY BRATY
OJ BIADA MNIE ŻEM NIE MIAŁ CHOĆ JEDNEJ ARMATY
DOBRZE MÓWIŁ SUWORÓW POMNIJ RYKÓW KAMRAT
ŻEBYŚ NIGDY NA LACHÓW NIE CHODZIŁ BEZ ARMAT
CÓŻ JEGRY BYLI PJANI MAJOR PIĆ POZWOLIŁ
OCH MAJOR PŁUT ON DZISIAJ BARDZO POSWAWOLIŁ
ON ODPOWIE PRZED CAREM BO ON MIAŁ KOMENDĘ
JA PANIE PODKOMORZY WASZ PRZYJACIEL BĘDĘ
RUSKIE PRZYSŁOWIE MÓWI KTO SIĘ MOCNO LUBI
TEN PANIE PODKOMORZY I MOCNO SIĘ CZUBI
WY DOBRZY DO WYPITKI DOBRZY DO WYBITKI
ALE PRZESTAŃCIE ROBIĆ NAD JEGRAMI ZBYTKI
PODKOMORZY SŁYSZĄC TO KARABELĘ WZNASZA
I PRZEZ WOŹNEGO PARDON POWSZECHNY OGŁASZA
KAŻE RANNYCH OPATRZYĆ Z TRUPÓW CZYŚCIĆ POLE
A JEGRÓW ROZBROJONYCH PROWADZIĆ W NIEWOLĘ
DŁUGO SZUKANO PŁUTA ON W KRZAKU POKRZYWY
ZARYWSZY SIĘ GŁĘBOKO LEŻAŁ JAK NIEŻYWY
WYSZEDŁ WRESZCIE UJRZAWSZY ŻE BYŁO PO BITWIE
TAKI MIAŁ KONIEC ZAJAZD OSTATNI NA LITWIE
OWE OBŁOKI RANNE ZRAZU ROZPIERZCHNIONE
JAK CZARNE PTAKI LECĄC W WYŻSZĄ NIEBA STRONĘ
CORAZ SIĘ ZGROMADZAŁY LEDWIE SŁOŃCE ZBIEGŁO
Z POŁUDNIA JUŻ ICH STADO PÓŁ NIEBIOS OBLEGŁO
OGROMNĄ CHMURĄ WIATR JĄ PĘDZIŁ CORAZ CHYŻEJ
CHMURA CORAZ GĘSTNIAŁA ZWIESZAŁA SIĘ NIŻEJ
AŻ JEDNĄ STRONĄ NA WPÓŁ OD NIEBIOS ODDARTA
KU ZIEMI WYCHYLONA I WSZERZ ROZPOSTARTA
JAK WIELKI ŻAGIEL BIORĄC WSZYSTKIE WIATRY W SIEBIE
OD POŁUDNIA NA ZACHÓD LECIAŁA PO NIEBIE
I BYŁA CHWILA CISZY I POWIETRZE STAŁO
GŁUCHE MILCZĄCE JAKBY Z TRWOGI ONIEMIAŁO
I ŁANY ZBÓŻ CO WPRZÓDY KŁADĄC SIĘ NA ZIEMI
I ZNOWU W GÓRĘ TRZĘSĄC KŁOSAMI ZŁOTEMI
WRZAŁY JAK FALE TERAZ STOJĄ NIERUCHOME
I POGLĄDAJĄ W NIEBO NAJEŻYWSZY SŁOMĘ
I ZIELONE PRZY DROGACH WIERZBY I TOPOLE
CO PIERWEJ JAKO PŁACZKI PRZY GROBOWYM DOLE
BIŁY CZOŁEM DŁUGIMI KRĘCIŁY RAMIONY
ROZPUSZCZAJĄC NA WIATRY WARKOCZ POSREBRZONY
TERAZ JAK MARTWE Z NIEMEJ WYRAZEM ŻAŁOBY
STOJĄ NA KSZTAŁT POSĄGÓW SYPILSKIEJ NIOBY
JEDNA OSINA DRŻĄCA WSTRZĄSA LIŚCIE SIWE
BYDŁO ZWYKLE DO DOMU POWRACAĆ LENIWE
TERAZ ZBIEGA SIĘ TŁUMNIE PASTERZY NIE CZEKA
I OPUSZCZAJĄC STRAWĘ DO DOMU UCIEKA
BUHAJ RACICĄ ZIEMIĘ KOPIE ORZE ROGIEM
I CAŁĄ TRZODĘ STRASZY RYCZENIEM ZŁOWROGIEM
KROWA CORAZ KU NIEBU WZNOSI WIELKIE OKO
USTA Z DZIWU OTWIERA I WZDYCHA GŁĘBOKO
A WIEPRZ MARUDZI W TYLE DĄSA SIĘ I ZGRZYTA
I SNOPY ZBOŻA KRADNIE I NA ZAPAS CHWYTA
PTASTWO SKRYŁO SIĘ W LASY POD STRZECHY W GŁĄB TRAWY
TYLKO WRONY STADAMI OBSTĄPIWSZY STAWY
PRZECHADZAJĄ SIĘ SOBIE POWAŻNYMI KROKI
CZARNE OCZY KIERUJĄ NA CZARNE OBŁOKI
WYTKNĄWSZY JĘZYK Z SUCHEJ SZEROKIEJ GARDZIELI
I SKRZYDŁA ROZTACZAJĄC CZEKAJĄ KĄPIELI
LECZ I TE PRZEWIDUJĄC NAZBYT MOCNĄ BURZĘ
JUŻ W LAS CIĄGNĄ PODOBNE WZNOSZĄCEJ SIĘ CHMURZE
OSTATNIA Z PTAKÓW LOTEM NIEŚCIGŁYM ZUCHWAŁA
JASKÓŁKA CZARNY OBŁOK PRZESZYWA JAK STRZAŁA
WRESZCIE SPADA JAK KULAWŁAŚNIE W OWEJ CHWILI
SZLACHTA Z MOSKWĄ OKROPNĄ WALKĘ ZAKOŃCZYLI
I CHRONIĄ SIĘ GROMADNIE W DOMY I STODOŁY
OPUSZCZAJĄC PLAC BOJU GDZIE WKRÓTCE ŻYWIOŁY
STOCZĄ WALKĘ
NA ZACHÓD JESZCZE ZIEMIA SŁOŃCEM OZŁOCONA
ŚWIECIŁA SIĘ PONURO ŻÓŁTAWOCZERWONA
JUŻ CHMURA ROZTACZAJĄC CIENIE NA KSZTAŁT SIECI
WYŁAWIA RESZTKI ŚWIATŁA A ZA SŁOŃCEM LECI
JAK GDYBY JE POCHWYCIĆ CHCIAŁA PRZED ZACHODEM
KILKA WICHRÓW RAZ PO RAZ PRZEŚWISNĘŁO SPODEM
JEDEN ZA DRUGIM LECĄ MIECĄC KROPLE DŻDŻYSTE
WIELKIE JASNE OKRĄGŁE JAK GRADY ZIARNISTE
NAGLE WICHRY ZWARŁY SIĘ PORWAŁY SIĘ W POŁY
BORYKAJĄ SIĘ KRĘCĄ ŚWISZCZĄCYMI KOŁY
KRĄŻĄ PO STAWACH MĄCĄ DO DNA WODY W STAWACH
WPADLI NA ŁĄKI ŚWISZCZĄ PO ŁOZACH I TRAWACH
PRYSKAJĄ ŁÓZ GAŁĘZIE LECĄ TRAW PRZEKOSY
NA WIATR JAKO GARŚCIAMI WYRYWANE WŁOSY
ZMIESZANE Z KĘDZIORAMI SNOPÓW WIATRY WYJĄ
UPADAJĄ NA ROLĘ TARZAJĄ SIĘ RYJĄ
RWĄ SKIBY ROBIĄ OTWÓR WICHROWI TRZECIEMU
KTÓRY WYDARŁ SIĘ Z ROLI JAK SŁUP CZARNOZIEMU
WZNOSI SIĘ JAK RUCHOMA PIRAMIDA TOCZY
ŁBEM GRUNT WIERCI Z NÓG PIASEK SYPIE GWIAZDOM W OCZY
CO KROK WSZERZ WYDYMA SIĘ ROZTWIERA KU GÓRZE
I OGROMNĄ SWĄ TRĄBĄ OTRĘBUJE BURZĘ
AŻ Z CAŁYM TYM CHAOSEM WODY I KURZAWY
SŁOMY LIŚCIA GAŁĘZI WYDARTEJ MURAWY
WICHRY W LAS UDERZYŁY I PO GŁĘBIACH PUSZCZY
RYKNĘŁY JAK NIEDŹWIEDZIEA JUŻ DESZCZ WCIĄŻ PLUSZCZY
JAK Z SITA W GĘSTYCH KROPLACH WTEM RYKŁY PIORUNY
KROPLE ZLAŁY SIĘ RAZEM TO JAK PROSTE STRUNY
DŁUGIM WARKOCZEM WIĄŻĄ NIEBIOSA DO ZIEMI
TO JAK Z WIADER BUCHAJĄ WARSTAMI CAŁEMI
JUŻ ZAKRYŁY SIĘ CAŁKIEM NIEBIOSA I ZIEMIA
NOC JE Z BURZĄ OD NOCY CZARNIEJSZĄ ZACIEMNIA
CZASEM WIDNOKRĄG PĘKA OD KOŃCA DO KOŃCA
I ANIOŁ BURZY NA KSZTAŁT NIEZMIERNEGO SŁOŃCA
ROZŚWIECI TWARZ I ZNOWU OKRYTY CAŁUNEM
UCIEKŁ W NIEBO I DRZWI CHMUR ZATRZASNĄŁ PIORUNEM
ZNOWU WZMAGA SIĘ BURZA ULEWA NAWALNA
I CIEMNOŚĆ GRUBA GĘSTA PRAWIE DOTYKALNA
ZNOWU DESZCZ CISZEJ SZUMI GROM NA CHWILĘ UŚNIE
ZNOWU WZBUDZI SIĘ RYKNIE I ZNÓW WODĄ CHLUŚNIE
AŻ SIĘ USPOKOIŁO WSZYSTKO TYLKO DRZEWA
SZUMIĄ OKOŁO DOMU I SZEMRZE ULEWA
W TAKIM DNIU POŻĄDANY BYŁ CZAS NAJBURZLIWSZY
BO NAWAŁNICA BOJU PLAC MROKIEM OKRYWSZY
ZALAŁA DROGI MOSTY ZERWAŁA NA RZECE
Z FOLWARKU NIEDOSTĘPNĄ ZROBIŁA FORTECĘ
O TYM WIĘC CO SIĘ DZIAŁO W OBOZIE SOPLICY
DZIŚ NIE MOGŁA ROZEJŚĆ SIĘ WIEŚĆ PO OKOLICY
A WŁAŚNIE ZAWISŁ SZLACHTY LOS OD TAJEMNICY
W IZBIE SĘDZIEGO WAŻNE TOCZĄ SIĘ NARADY
BERNARDYN LEŻAŁ W ŁÓŻKU ZMORDOWANY BLADY
I SKRWAWIONY LECZ CAŁKIEM ZDROWY NA UMYŚLE
DAJE ROZKAZY SĘDZIA WYPEŁNIA JE ŚCIŚLE
PROSI PODKOMORZEGO PRZYZYWA KLUCZNIKA
KAŻE PRZYWIEŚĆ RYKOWA POTEM DRZWI ZAMYKA
GODZINĘ CAŁĄ TRWAŁY TAJEMNE ROZMOWY
AŻ JE PRZERWAŁ KAPITAN RYKÓW TYMI SŁOWY
RZUCAJĄC NA STÓŁ KIESĘ CIĘŻKĄ DUKATAMI
PAŃSTWO LACHY JUŻ JEST TA GADKA MIĘDZY WAMI
ŻE KAŻDY MOSKAL ZŁODZIEJ POWIEDŹCIEŻ KTO SPYTA
ŻE ZNALIŚCIE MOSKALA KTÓRY ZWAN NIKITA
NIKITYCZ RYKÓW ROTNY KAPITAN MIAŁ OSIM
MEDALÓW I TRZY KRZYŻE TO PAMIĘTAĆ PROSIM
TEN MEDAL ZA OCZAKÓW TEN ZA IZMAIŁÓW
TEN ZA BITWĘ POD NOWI TEN ZA PREJSIŻIŁÓW
TAMTEN ZA KORSAKOWA SŁAWNĄ REJTERADĘ
SPOD ZURICH A MIAŁ TAKŻE I ZA MĘSTWO SZPADĘ
TAKŻE OD FELDMARSZAŁKA TRZY ZADOWOLNIENIA
DWIE POCHWAŁY CESARSKIE I CZTERY WSPOMNIENIA
WSZYSTKO NA PIŚMIEALE ALE KAPITANIE
PRZERWAŁ ROBAK I CÓŻ SIĘ TEDY Z NAMI STANIE
JEŚLI NIE CHCESZ ZGODZIĆ SIĘ WSZAKŻE DAŁEŚ SŁOWO
ZAŁATWIĆ TĘ RZECZPRAWDA SŁOWO DAM NA NOWO
RZECZE RYKÓW OT SŁOWO CO PO WASZEJ ZGUBIE
JA CZŁEK POCZCIWY JA WAS PAŃSTWO LACHY LUBIĘ
ŻE WY LUDZIE WESELI DOBRZY DO WYPITKI
I TAKŻE LUDZIE ŚMIALI DOBRZY DO WYBITKI
U NAS RUSKIE PRZYSŁOWIE KTO NA WOZIE JEDZIE
BYWA CZĘSTO POD WOZEM KTO DZISIAJ NA PRZEDZIE
JUTRO W TYLE DZIŚ BIJESZ JUTRO CIEBIE BIJĄ
CZY O TO GNIEW TAK U NAS PO ŻOŁNIERSKU ŻYJĄ
SKĄD BY SIĘ CZŁOWIEKOWI TYLE ZŁOŚCI WZIĘŁO
GNIEWAĆ SIĘ O PRZEGRANĘ OCZAKOWSKIE DZIEŁO
BYŁO KRWAWE POD ZURICH ZBILI NAM PIECHOTĘ
POD AUSTERLICEM CAŁĄ UTRACIŁEM ROTĘ
A PIERWEJ WASZ KOŚCIUSZKO POD RACŁAWICAMI
BYŁEM SIERŻANTEM WYSIEKŁ MÓJ PLUTON KOSAMI
I CÓŻ STĄD TO JA ZNOWU U MACIEJOWICÓW
ZABIŁEM WŁASNYM SZTYKIEM DWÓCH DZIELNYCH SZLACHCICÓW
JEDEN BYŁ MOKRONOWSKI SZEDŁ Z KOSĄ PRZED FRONTEM
I KANONIJEROWI UCIĄŁ RĘKĘ Z LONTEM
OJ WY LACHY OJCZYZNA JA TO WSZYSTKO CZUJĘ
JA RYKÓW CAR TAK KAŻE A JA WAS ŻAŁUJĘ
CO NAM DO LACHÓW NIECHAJ MOSKWA DLA MOSKALA
POLSKA DLA LACHA ALE CÓŻ CAR NIE POZWALA
SĘDZIA MU NA TO RZECZE PANIE KAPITANIE
ŻEŚ CZŁEK POCZCIWY WIEDZĄ TO WSZYSCY ZIEMIANIE
U KTÓRYCH NA KWATERACH STAŁEŚ OD LAT WIELU
ZA TEN DAR NIE GNIEWAJ SIĘ DOBRY PRZYJACIELU
NIE CHCIELIŚMY CIĘ SKRZYWDZIĆ TE OTO DUKATY
ŚMIELIŚMY ZŁOŻYĆ WIEDZĄC ŻEŚ CZŁEK NIEBOGATY
ACH JEGRY WOŁAŁ RYKÓW CAŁA ROTA SKŁUTA
MOJA ROTA A WSZYSTKO Z WINY TEGO PŁUTA
ON KOMENDANT ON ZA TO PRZED CAREM ODPOWIE
A WY TE GROSZE SOBIE ZABIERZCIE PANOWIE
U MNIE JEST KAPITAŃSKI MÓJ ŻOŁD LADA JAKI
A DOSYĆ MNIE NA PONCZYK I LULKĘ TABAKI
A WAS LUBIĘ ŻE Z WAMI SOBIE ZJEM POPIJĘ
POHULAM POGAWĘDZĘ I TAK SOBIE ŻYJĘ
OTÓŻ JA WAS OBRONIĘ I JAK BĘDZIE ŚLEDZTWO
SŁOWO UCZCIWE ŻE DAM ZA WAMI ŚWIADECTWO
POWIEMY ŻE MY PRZYSZLI TU Z WIZYTĄ PILI
SOBIE TAŃCZYLI TROCHĘ SOBIE PODCHMIELILI
A PŁUT PRZYPADKIEM OGNIA ZAKOMENDEROWAŁ
BITWA I BATALIJON TAK JAKOŚ ZMARNOWAŁ
WY PANY TYLKO ŚLEDZTWO POMAZUJCIE ZŁOTEM
BĘDZIE KRĘCIĆ SIĘ ALE TERAZ POWIEM O TEM
CO JUŻ MÓWIŁEM TEMU SZLACHCICU CO DŁUGI
MA RAPIER ŻE PŁUT PIERWSZY KOMENDANT JA DRUGI
PŁUT ZOSTAŁ ŻYWY MOŻE ON WAM ZAGIĄĆ KRUCZKA
TAKIEGO ŻE ZGINIECIE BO TO CHYTRA SZTUCZKA
TRZEBA MU GĘBĘ ZATKAĆ BANKOWYM PAPIEREM
NO I CÓŻ PANIE SZLACHCIC TY Z DŁUGIM RAPIEREM
CZY JUŻ BYŁEŚ U PŁUTA CZYŚ SIĘ Z NIM NARADZIŁ
GERWAZY OBEJRZAŁ SIĘ ŁYSINĘ POGŁADZIŁ
KIWNĄŁ NIEDBALE RĘKĄ JAK GDYBY ZNAĆ DAWAŁ
ŻE JUŻ WSZYSTKO ZAŁATWIŁ LECZ RYKÓW NASTAWAŁ
CÓŻ CZY PŁUT BĘDZIE MILCZEĆ CZY SŁOWEM ZARĘCZYŁ
KLUCZNIK ZŁY ŻE GO RYKÓW PYTANIAMI DRĘCZYŁ
POWAŻNIE PALEC WIELKI KU ZIEMI NAGINAŁ
A POTEM MACHNĄŁ RĘKĄ JAK GDYBY PRZECINAŁ
DALSZĄ ROZMOWĘ I RZEKŁ KLNĘ SIĘ SCYZORYKIEM
ŻE PŁUT NIE WYDA GADAĆ JUŻ NIE BĘDZIE Z NIKIM
POTEM DŁONIE OPUŚCIŁ I PALCAMI CHRZĄSNĄŁ
JAK GDYBY TAJEMNICĘ CAŁĄ Z RĄK WYTRZĄSNĄŁ
TEN CIEMNY GEST POJĘLI SŁUCHACZE I STALI
PATRZĄC Z DZIWEM NA SIEBIE WZAJEM SIĘ BADALI
I POSĘPNE MILCZENIE TRWAŁO MINUT KILKA
AŻ RYKÓW RZEKŁ NOSIŁ WILK PONIEŚLI I WILKA
REQUIESCAT IN PACE DODAŁ PODKOMORZY
JUŻCI ZAKOŃCZYŁ SĘDZIA BYŁ W TYM PALEC BOŻY
LECZ JA TEJ KRWI NIE WINIEN JAM O TYM NIE WIEDZIAŁ
KSIĄDZ PORWAŁ SIĘ Z PODUSZEK I POSĘPNY SIEDZIAŁ
NA KONIEC RZEKŁ SPOJRZAWSZY BYSTRO NA KLUCZNIKA
WIELKI GRZECH BEZBRONNEGO ZABIĆ NIEWOLNIKA
CHRYSTUS ZABRANIA MŚCIĆ SIĘ NAWET I NAD WROGIEM
OJ KLUCZNIKU ODPOWIESZ TY CIĘŻKO PRZED BOGIEM
JEDNA JEST RESTRYKCYJA JEŚLI POPEŁNIONO
NIE Z ZEMSTY GŁUPIEJ ALE PRO PUBLICO BONO
KLUCZNIK GŁOWĄ I RĘKĄ KIWAŁ WYCIĄGNIONĄ
I MRUGAJĄC POWTARZAŁ PRO PUBLICO BONO
WIĘCEJ NIE BYŁO MOWY O PŁUCIE MAJORZE
NAZAJUTRZ DAREMNIE GO SZUKANO WE DWORZE
DAREMNIE WYZNACZONO ZA TRUPA NAGRODĘ
MAJOR ZGINĄŁ BEZ ŚLADU JAK GDYBY WPADŁ W WODĘ
CO SIĘ Z NIM STAŁO RÓŻNIE POWIADANO O TEM
LECZ NIKT PEWNIE NIE WIEDZIAŁ NI WTENCZAS NI POTEM
DAREMNIE PYTANIAMI KLUCZNIKA DRĘCZONO
NIC NIE WYRZEKŁ PRÓCZ TYCH SŁÓW PRO PUBLICO BONO
WOJSKI BYŁ W TAJEMNICY LECZ SŁOWEM UJĘTY
HONOROWYM STARUSZEK MILCZAŁ JAK ZAKLĘTY
PO ZAWARCIU UKŁADÓW WYSZEDŁ Z IZBY RYKÓW
A ROBAK KAZAŁ WEZWAĆ SZLACHTĘ WOJOWNIKÓW
DO KTÓRYCH PODKOMORZY Z POWAGĄ TAK MÓWI
BRACIA BÓG DZIŚ NASZEMU SZCZĘŚCIŁ ORĘŻOWI
ALE MUSZĘ WAĆ PAŃSTWU WYZNAĆ BEZ OGRÓDKI
ŻE Z TYCH NIEWCZESNYCH BOJÓW ZŁE WYNIKNĄ SKUTKI
ZBŁĄDZILIŚMY I NIKT TU Z NAS NIE JEST BEZ WINY
KSIĄDZ ROBAK ŻE ZBYT CZYNNIE ROZSZERZAŁ NOWINY
KLUCZNIK I SZLACHTA ŻE JE POJĘŁA OPACZNIE
WOJNA Z ROSYJĄ JESZCZE NIEPRĘDKO SIĘ ZACZNIE
TYMCZASEM KTO MIAŁ UDZIAŁ NAJCZYNNIEJSZY W BITWIE
TEN NIE MOŻE BEZPIECZNY ZOSTAĆ SIĘ NA LITWIE
MUSICIE WIĘC DO KSIĘSTWA UCIEKAĆ PANOWIE
A MIANOWICIE MACIEJ CO SIĘ CHRZCICIEL ZOWIE
TADEUSZ KONEW BRZYTEW NIECH UNOSZĄ GŁOWY
ZA NIEMEN GDZIE ICH CZEKA ZASTĘP NARODOWY
MY NA WAS NIEOBECNYCH CAŁĄ WINĘ ZWALIM
I NA PŁUTA TAK RESZTĘ RODZEŃSTWA OCALIM
ŻEGNAM WAS NIE NA DŁUGO SĄ PEWNE NADZIEJE
ŻE NAM Z WIOSNĄ SWOBODY ZORZA ZAJAŚNIEJE
I LITWA CO WAS TERAZ ŻEGNA JAK TUŁACZY
WKRÓTCE JAKO ZWYCIĘSKICH SWYCH ZBAWCÓW ZOBACZY
SĘDZIA WSZYSTKO CO TRZEBA ZGOTUJE NA DROGĘ
I JA PIENIĘDZMI ILE ZDOŁAM DOPOMOGĘ
CZUŁA SZLACHTA ŻE MĄDRZE PODKOMORZY RADZIŁ
WIADOMO ŻE KTO Z RUSKIM CAREM RAZ SIĘ ZWADZIŁ
TEN JUŻ Z NIM NA TEJ ZIEMI NIE ZGODZI SIĘ SZCZÉRZE
I MUSI ALBO BIĆ SIĘ ALBO GNIĆ W SYBIRZE
WIĘC NIC NIE MÓWIĄC SMUTNIE PO SOBIE SPOJRZELI
WESTCHNĘLI NA ZNAK ZGODY GŁOWAMI SKINĘLI
POLAK CHOCIAŻ STĄD MIĘDZY NARODAMI SŁYNNY
ŻE BARDZIEJ NIŹLI ŻYCIE KOCHA KRAJ RODZINNY
GOTÓW ZAWŻDY RZUCIĆ GO PUŚCIĆ SIĘ W KRAJ ŚWIATA
W NĘDZY I PONIEWIERCE PRZEŻYĆ DŁUGIE LATA
WALCZĄC Z LUDŹMI I Z LOSEM PÓKI MU ŚRÓD BURZY
PRZYŚWIECA TA NADZIEJA ŻE OJCZYŹNIE SŁUŻY
OŚWIADCZYLI ŻE ZARAZ WYJEŻDŻAĆ GOTOWI
TYLKO TO SIĘ NIE ZDAŁO PANU BUCHMANOWI
BUCHMAN CZŁOWIEK ROZSĄDNY W BITWĘ SIĘ NIE WMIESZAŁ
ALE SŁYSZĄC ŻE RADZĄ GŁOSOWAĆ POŚPIESZAŁ
ZNAJDOWAŁ PROJEKT DOBRYM LECZ CHCIAŁ PRZEINACZYĆ
DOKŁADNIEJ GO ROZWINĄĆ JAŚNIEJ WYTŁUMACZYĆ
A NAPRZÓD KOMISYJĄ LEGALNIE WYZNACZYĆ
KTÓRA BY ROZWAŻYŁA EMIGRACJI CELE
ŚRODKI SPOSOBY TUDZIEŻ INNYCH WZGLĘDÓW WIELE
NIESZCZĘŚCIEM KRÓTKOŚĆ CZASU BYŁA NA ZAWADZIE
ŻE SIĘ NIE STAŁO ZADOŚĆ BUCHMANOWEJ RADZIE
SZLACHTA ŻEGNA SIĘ ŚPIESZNIE I JUŻ W DROGĘ RUSZA
ALE SĘDZIA ZATRZYMAŁ W IZBIE TADEUSZA
I RZEKŁ DO KSIĘDZA CZAS JUŻ ŻEBYM CI POWIEDZIAŁ
TO O CZYMEM Z PEWNOŚCIĄ WCZORA SIĘ DOWIEDZIAŁ
ŻE NASZ TADEUSZ SZCZERZE ZAKOCHANY W ZOSI
NIECHAJŻE PRZED ODJAZDEM O RĘKĘ JEJ PROSI
MÓWIŁEM Z TELIMENĄ JUŻ NAM NIE PRZESZKADZA
ZOSIA TAKŻE SIĘ Z WOLĄ OPIEKUNÓW ZGADZA
JEŚLI DZIŚ ŚLUBEM PARY NIE MOŻEM UWIEŃCZYĆ
TOĆ BY ICH PANIE BRACIE PRZYNAJMNIEJ ZARĘCZYĆ
PRZED ODJAZDEM BO SERCE MŁODE I PODRÓŻNE
WIESZ DOBRZE JAKO MIEWA TENTACYJE RÓŻNE
A WSZAKŻE KIEDY OKIEM RZUCI NA PIERŚCIONEK
I PRZYPOMNI MŁODZIENIEC ŻE JUŻ JEST MAŁŻONEK
ZARAZ W NIM OBCYCH POKUS OSTYGA GORĄCZKA
WIERZAJ MI WIELKĄ SIŁĘ MA ŚLUBNA OBRĄCZKA
JA SAM PRZED LAT TRZYDZIESTU WIELKI AFEKT MIAŁEM
KU PANNIE MARCIE KTÓREJ SERCE POZYSKAŁEM
BYLIŚMY ZARĘCZENI BÓG NIE BŁOGOSŁAWIŁ
ZWIĄZKOWI TEMU I MNIE SIEROTĄ ZOSTAWIŁ
WZIĄWSZY DO CHWAŁY SWOJEJ NADOBNĄ WOJSZCZANKĘ
PRZYJACIELA MOJEGO CÓRĘ HRECZESZANKĘ
POZOSTAŁA MI TYLKO PAMIĄTKA JEJ CNOTY
JEJ WDZIĘKÓW I TEN OTO ŚLUBNY PIERŚCIEŃ ZŁOTY
ILEKROĆ NAŃ SPOJRZAŁEM ZAWSZE MA NIEBOGA
STAWAŁA PRZED OCZYMA I TAK Z ŁASKI BOGA
DOTĄD MEJ NARZECZONEJ DOCHOWAŁEM WIARY
I NIE BYWSZY MAŁŻONKIEM JESTEM WDOWIEC STARY
CHOCIAŻ WOJSKI MA DRUGĄ CÓRĘ DOŚĆ NADOBNĄ
I DO MOJEJ KOCHANEJ MARTY DOŚĆ PODOBNĄ
TO MÓWIĄC NA PIERŚCIONEK Z CZUŁOŚCIĄ SPOZIERAŁ
I ODWRÓCONĄ RĘKĄ ŁZY Z OCZU OCIERAŁ
BRACIE KOŃCZYŁ CO MYŚLISZ ZROBIM ZARĘCZYNY
ON KOCHA A MAM SŁOWO CIOTKI I DZIEWCZYNY
LECZ TADEUSZ PODBIEGA I Z ŻYWOŚCIĄ MÓWI
CZYMŻE ZDOŁAM ODWDZIĘCZYĆ DOBREMU STRYJOWI
KTÓRY TAK O ME SZCZĘŚCIE USTAWNIE SIĘ TRUDZI
ACH DOBRY STRYJU BYŁBYM NAJSZCZĘŚLIWSZY Z LUDZI
GDYBY MI ZOSIA BYŁA DZISIAJ ZARĘCZONA
GDYBYM WIEDZIAŁ ŻE TO JEST MOJA PRZYSZŁA ŻONA
PRZECIEŻ POWIEM OTWARCIE DZIŚ TE ZARĘCZYNY
DO SKUTKU PRZYJŚĆ NIE MOGĄ SĄ RÓŻNE PRZYCZYNY
NIE PYTAJ WIĘCEJ JEŚLI ZOSIA CZEKAĆ RACZY
MOŻE MNIE WKRÓTCE LEPSZYM GODNIEJSZYM OBACZY
MOŻE STAŁOŚCIĄ NA JEJ WZAJEMNOŚĆ ZAROBIĘ
MOŻE TROSZECZKĄ SŁAWY ME IMIĘ OZDOBIĘ
MOŻE WKRÓTCE W OJCZYSTE WRÓCIM OKOLICE
WTENCZAS STRYJU WSPOMNĘ CI TWOJE OBIETNICE
WTENCZAS NA KLĘCZKACH DROGĄ POWITAM ZOSIEŃKĘ
I JEŚLI BĘDZIE WOLNA POPROSZĘ O RĘKĘ
TERAZ PORZUCAM LITWĘ MOŻE NA CZAS DŁUGI
MOŻE ZOSI TYMCZASEM PODOBAĆ SIĘ DRUGI
WIĘZIĆ JEJ WOLI NIE CHCĘ PROSIĆ O WZAJEMNOŚĆ
NA KTÓRĄM NIE ZASŁUŻYŁ BYŁABY NIKCZEMNOŚĆ
GDY TE SŁOWA Z UCZUCIEM MÓWIŁ CHŁOPIEC MŁODY
ZAŚWIECIŁY MU JAKO DWIE WIELKIE JAGODY
PEREŁ DWIE ŁZY NA WIELKICH BŁĘKITNYCH ŹRENICACH
I STOCZYŁY SIĘ SZYBKO PO RUMIANYCH LICACH
ALE ZOSIA CIEKAWA Z GŁĘBINY ALKOWY
ŚLEDZIŁA PRZEZ SZCZELINĘ TAJEMNE ROZMOWY
SŁYSZAŁA JAK TADEUSZ PO PROSTU I ŚMIAŁO
OPOWIEDZIAŁ SWĄ MIŁOŚĆ SERCE W NIEJ ZADRŻAŁO
I WIDZIAŁA TYCH WIELKICH DWOJE ŁEZ W ŹRENICACH
CHOĆ DOJŚĆ NIE MOGŁA WĄTKU W JEGO TAJEMNICACH
DLACZEGO JĄ POKOCHAŁ DLACZEGO PORZUCA
GDZIE ODJEŻDŻA PRZECIEŻ JĄ TEN ODJAZD ZASMUCA
PIERWSZY RAZ POSŁYSZAŁA W ŻYCIU Z UST MŁODZIANA
DZIWNĄ I WIELKĄ NOWOŚĆ ŻE BYŁA KOCHANA
BIEGŁA WIĘC GDZIE STAŁ MAŁY DOMOWY OŁTARZYK
WYJĘŁA ZEŃ OBRAZEK I RELIKWIJARZYK
NA OBRAZKU TYM BYŁA ŚWIĘTA GENOWEFA
A W RELIKWIJI SUKNIA ŚWIĘTEGO JÓZEFA
OBLUBIEŃCA PATRONA ZARĘCZONEJ MŁODZI
I Z TYMI ŚWIĘTOŚCIAMI DO POKOJU WCHODZI
PAN ODJEŻDŻASZ TAK PRĘDKO JA PANU NA DROGĘ
DAM PODARUNEK MAŁY I TAKŻE PRZESTROGĘ
NIECHAJ PAN ZAWSZE Z SOBĄ RELIKWIJE NOSI
I TEN OBRAZEK A NIECH PAMIĘTA O ZOSI
NIECH PANA PAN BÓG W ZDROWIU I SZCZĘŚCIU PROWADZI
I NIECH PRĘDKO SZCZĘŚLIWIE DO NAS ODPROWADZI
UMILKŁA I SPUŚCIŁA GŁOWĘ OCZKI MODRE
LEDWIE STULIŁA Z RZĘSÓW POBIEGŁY ŁZY SZCZODRE
A ZOSIA Z ZAMKNIĘTYMI STOJĄC POWIEKAMI
MILCZAŁA SYPIĄC ŁZAMI JAKO BRYLANTAMI
TADEUSZ BIORĄC DARY I CAŁUJĄC RĘKĘ
RZEKŁ PANI JUŻ JA MUSZĘ POŻEGNAĆ PANIENKĘ
BĄDŹ ZDROWA WSPOMNIJ O MNIE I RACZ CZASEM ZMÓWIĆ
PACIERZ ZA MNIE ZOFIJO WIĘCEJ NIE MÓGŁ MÓWIĆ
LECZ HRABIA Z TELIMENĄ WSZEDŁSZY NIESPODZIANIE
UWAŻAŁ MŁODEJ PARY CZUŁE POŻEGNANIE
WZRUSZYŁ SIĘ I RZUCIWSZY WZROK KU TELIMENIE
ILEŻ RZEKŁ JEST PIĘKNOŚCI CHOĆ W TAK PROSTEJ SCENIE
KIEDY DUSZA PASTERKI Z WOJOWNIKA DUSZĄ
JAK ŁÓDŹ Z OKRĘTEM W BURZY ROZŁĄCZYĆ SIĘ MUSZĄ
ZAISTE NIC TAK UCZUĆ W SERCACH NIE ROZPALA
JAKO KIEDY SIĘ SERCE OD SERCA ODDALA
CZAS JEST TO WIATR ON TYLKO MAŁĄ ŚWIECĘ ZDMUCHNIE
WIELKI POŻAR OD WIATRU TYM MOCNIEJ WYBUCHNIE
I MOJE SERCE ZDOLNE MOCNIEJ KOCHAĆ Z DALA
PANIE SOPLICO MIAŁEM CIEBIE ZA RYWALA
TEN BŁĄD BYŁ JEDNĄ Z PRZYCZYN NASZEJ SMUTNEJ ZWADY
KTÓRA MIĘ PRZYMUSIŁA DOSTAĆ NA WAS SZPADY
POSTRZEGAM BŁĄD MÓJ BOŚ TY WZDYCHAŁ KU PASTERCE
JA ZAŚ TEJ PIĘKNEJ NIMFIE ODDAŁEM ME SERCE
NIECH WE KRWI WROGÓW NASZE UTONĄ URAZY
NIE BĘDZIEM SIĘ ZBÓJCZYMI ROZPIERAĆ ŻELAZY
NIECH SIĘ INACZEJ SPÓR NASZ ZALOTNY ROZSTRZYGNIE
WALCZMY KTO KOGO CZUCIEM MIŁOŚCI WYŚCIGNIE
ZOSTAWIM OBA DROGIE SERC NASZYCH PRZEDMIOTY
POŚPIESZYMY OBADWA NA MIECZE NA GROTY
WALCZMY Z SOBĄ STAŁOŚCIĄ ŻALEM I CIERPIENIEM
A WROGÓW NASZYCH MĘŻNYM ŚCIGAJMY RAMIENIEM
RZEKŁ I NA TELIMENĘ SPOJRZAŁ ALE ONA
NIC NIE ODPOWIADAŁA STRASZNIE ZADZIWIONA
MÓJ HRABIO PRZERWAŁ SĘDZIA PO CO CHCESZ KONIECZNIE
WYJEŻDŻAĆ WIERZ MI W TWOICH DOBRACH SIEDŹ BEZPIECZNIE
SZLACHTĘ BIEDNĄ RZĄD MÓGŁBY ODRZEĆ I PRZECHŁOSTAĆ
ALE TY HRABIO PEWIEN JESTEŚ CAŁY ZOSTAĆ
WIESZ W JAKIM RZĄDZIE ŻYJESZ JESTEŚ DOŚĆ BOGATY
WYKUPISZ SIĘ OD WIĘZIEŃ POŁOWĄ INTRATY
TO NIEZGODNA RZEKŁ HRABIA Z MOIM CHARAKTEREM
NIE MOGĘ BYĆ KOCHANKIEM BĘDĘ BOHATEREM
W MIŁOŚCI TROSKACH SŁAWY ZWĘ POCIESZYCIELKI
GDY JESTEM NĘDZARZ SERCEM BĘDĘ RĘKĄ WIELKI
TELIMENA PYTAŁA KTÓŻ PANU PRZESZKADZA
KOCHAĆ I BYĆ SZCZĘŚLIWYM MYCH PRZEZNACZEŃ WŁADZA
RZEKŁ HRABIA CIEMNOŚĆ PRZECZUĆ KTÓRE RUCHEM TAJNYM
RWĄ SIĘ KU STRONOM OBCYM DZIEŁOM NADZWYCZAJNYM
WYZNAJĘ ŻE DZIŚ CHCIAŁEM NA CZEŚĆ TELIMENIE
U OŁTARZÓW HYMENA ZAPALIĆ PŁOMIENIE
ALE MI DAŁ ZBYT PIĘKNY PRZYKŁAD TEN MŁODZIENIEC
SAM DOBROWOLNIE ŚLUBNY SWÓJ ZRYWAJĄC WIENIEC
I BIEGĄC SERCA SWEGO DOŚWIADCZAĆ W PRZESZKODACH
ZMIENNYCH LOSÓW I W KRWAWYCH WOJENNYCH PRZYGODACH
DZIŚ OTWIERA SIĘ NOWA I DLA MNIE EPOKA
BRZMIAŁA ODGŁOSEM BRONI MEJ BIRBANTEROKKA
OBY TEN ODGŁOS RÓWNIE W POLSZCZE SIĘ ROZSZERZYŁ
SKOŃCZYŁ I DUMNIE SZPADY RĘKOJEŚĆ UDERZYŁ
JUŻCI RZEKŁ ROBAK TRUDNO GANIĆ TĘ OCHOTĘ
JEDŹ WEŹ PIENIĄDZE MOŻESZ USZTYFTOWAĆ ROTĘ
JAK WŁODZIMIERZ POTOCKI CO FRANCUZÓW ZDZIWIŁ
DAJĄC NA SKARB MILIJON JAK KSIĄŻĘ RADZIWIŁŁ
DOMINIK CO ZASTAWIŁ DOBRA SWE I SPRZĘTY
I DWA UZBROIŁ NOWE KONNE REGIMENTY
JEDŹ JEDŹ A WEŹ PIENIĄDZE RĄK TAM DOSYĆ MAMY
ALE GROSZA BRAK W KSIĘSTWIE JEDŹ WASZE ŻEGNAMY
TELIMENA SMUTNYMI RZUCIWSZY OCZYMA
NIESTETY RZEKŁA WIDZĘ ŻE CIĘ NIC NIE WSTRZYMA
RYCERZU MÓJ W WOJENNE KIEDY WSTĄPISZ SZRANKI
OBRÓĆ CZUŁE SPOJRZENIE NA KOLOR KOCHANKI
TU WSTĄŻKĘ ODERWAWSZY OD SUKNI ZROBIŁA
KOKARDĘ I NA PIERSIACH HRABI PRZYSZPILIŁA
NIECH CIĘ TEN KOLOR WIEDZIE NA DZIAŁA OGNISTE
NA KOPIJE BŁYSZCZĄCE I DESZCZE SIARCZYSTE
A KIEDY SIĘ ROZSŁAWISZ WALECZNYMI CZYNY
I GDY NIEŚMIERTELNYMI PRZESŁONISZ WAWRZYNY
SKRWAWIONY SZYSZAK I HEŁM TWÓJ ZWYCIĘSTWEM HARDY
I WTENCZAS JESZCZE OKO ZWRÓĆ DO TEJ KOKARDY
WSPOMNIJ CZYJA TEN KOLOR PRZYSZPILIŁA RĘKA
TU MU PODAŁA RĘKĘ PAN HRABIA PRZYKLĘKA
CAŁUJE TELIMENA ZBLIŻYŁA DO OKA
CHUSTKĘ A DRUGIM OKIEM POGLĄDA Z WYSOKA
NA HRABIĘ KTÓRY ŻEGNAŁ JĄ MOCNO WZRUSZONY
ONA WZDYCHAŁA ALE RUSZYŁA RAMIONY
LECZ SĘDZIA RZEKŁ MÓJ HRABIO SPIESZ SIĘ BO JUŻ PÓŹNO
A KSIĄDZ ROBAK DOŚĆ TEGO WOŁAŁ Z MINĄ GROŹNĄ
ŚPIESZ SIĘ WASZE TAK ROZKAZ SĘDZIEGO I KSIĘDZA
ROZDZIELA CZUŁĄ PARĘ I Z IZBY WYPĘDZA
TYMCZASEM PAN TADEUSZ STRYJA OBEJMOWAŁ
ZE ŁZAMI I ROBAKA W RĘKĘ POCAŁOWAŁ
ROBAK KU PIERSIOM CHŁOPCA PRZYCISNĄWSZY SKRONIE
I NA GŁOWIE MU NA KRZYŻ POŁOŻYWSZY DŁONIE
SPÓJRZAŁ KU NIEBU I RZEKŁ SYNU Z PANEM BOGIEM
I ZAPŁAKAŁ A JUŻ BYŁ TADEUSZ ZA PROGIEM
JAK TO ZAPYTAŁ SĘDZIA NIC MU BRAT NIE POWIE
I TERAZ BIEDNY CHŁOPIEC JESZCZE SIĘ NIE DOWIE
O NICZYM PRZED ODJAZDEM NIE RZEKŁ KSIĄDZ O NICZEM
PŁACZĄC DŁUGO Z ZAKRYTYM RĘKAMI OBLICZEM
I PO CÓŻ BY MIAŁ WIEDZIEĆ BIEDNY ŻE MA OJCA
KTÓRY SIĘ SKRYŁ PRZED ŚWIATEM JAK ŁOTR JAK ZABÓJCA
BÓG WIDZI JAK PRAGNĄŁBYM ALE Z TEJ POCIECHY
ZROBIĘ BOGU OFIARĘ ZA ME DAWNE GRZECHY
WIĘC RZECZE SĘDZIA TERAZ CZAS MYŚLEĆ O SOBIE
UWAŻ ŻE CZŁOWIEK W TWOIM WIEKU I CHOROBIE
NIE ZDOŁAŁBY Z INNYMI RAZEM EMIGROWAĆ
MÓWIŁEŚ ŻE WIESZ DOMEK GDZIE SIĘ MASZ PRZECHOWAĆ
POWIEDZ GDZIE ŚPIESZMY CZEKA ZAPRZĘŻONA BRYKA
CZY NIE NAJLEPIEJ W PUSZCZĘ DO CHATY LEŚNIKA
ROBAK KIWAJĄC GŁOWĄ RZEKŁ DO JUTRA RANA
MAM CZAS TERAZ MÓJ BRACIE POŚLIJ DO PLEBANA
ABY TU JAK NAJRYCHLEJ PRZYBYŁ Z WIJATYKIEM
ODDAL STĄD WSZYSTKICH ZOSTAŃ TYKO SAM Z KLUCZNIKIEM
ZAMKNIJ DRZWISĘDZIA SPEŁNIŁ ROBAKA ROZKAZY
I USIADA NA ŁÓŻKU PRZY NIM A GERWAZY
STOI ŁOKIEĆ PRZYTWIERDZA NA GŁOWNI RAPIERA
A CZOŁO POCHYLONE NA DŁONIACH OPIERA
ROBAK NIM ZACZĄŁ MÓWIĆ W KLUCZNIKA OBLICZE
WZROK UTKWIŁ I MILCZENIE CHOWAŁ TAJEMNICZE
A JAKO CHIRURG NAPRZÓD MIĘKKĄ RĘKĘ SKŁADA
NA CIELE CHORUJĄCYM NIM OSTRZEM RAZ ZADA
TAK ROBAK WYRAZ BYSTRYCH OCZU SWYCH ZŁAGODZIŁ
DŁUGO NIMI PO OCZACH GERWAZEGO WODZIŁ
NA KONIEC JAKBY ŚLEPYM CHCIAŁ UDERZYĆ CIOSEM
ZASŁONIŁ OCZY RĘKĄ I RZEKŁ MOCNYM GŁOSEM
JAM JEST JACEK SOPLICAKLUCZNIK NA TO SŁOWO
POBLADNĄŁ POCHYLIŁ SIĘ I CIAŁA POŁOWĄ
WYGIĘTY NAPRZÓD STANĄŁ ZWISŁ NA JEDNEJ NODZE
JAK GŁAZ LECĄCY Z GÓRY ZATRZYMANY W DRODZE
OCZY ROZTWIERAŁ USTA SZEROKO ROZSZERZAŁ
GROŻĄC BIAŁYMI ZĘBY A WĄSY NAJEŻAŁ
RAPIER Z RĄK UPUSZCZONY PRZY ZIEMI ZATRZYMAŁ
KOLANAMI I GŁOWNIĘ PRAWĄ RĘKĄ IMAŁ
CISNĄC JĄ RAPIER Z TYŁU ZA NIM WYCIĄGNIONY
DŁUGIM CZARNYM SWYM KOŃCEM CHWIAŁ SIĘ W RÓŻNE STRONY
I KLUCZNIK BYŁ PODOBNY RYSIOWI RANNEMU
KTÓRY Z DRZEWA MA SKOCZYĆ W OCZY MYŚLIWEMU
WYDYMA SIĘ KŁĘBUSZKIEM MRUCZY KRWAWE ŚLEPIE
WYISKRZA WĄSY RUSZA I OGONEM TRZEPIE
PANIE RĘBAJŁO RZEKŁ KSIĄDZ JUŻ MIĘ NIE ZATRWOŻĄ
GNIEWY LUDZKIE BO JESTEM JUŻ POD RĘKĄ BOŻĄ
ZAKLINAM CIĘ NA IMIĘ TEGO CO ŚWIAT ZBAWIŁ
I NA KRZYŻU ZABÓJCOM SWOIM BŁOGOSŁAWIŁ
I PRZYJĄŁ PROŚBĘ ŁOTRA BYŚ SIĘ UDOBRUCHAŁ
I TO CO MAM POWIEDZIEĆ CIERPLIWIE WYSŁUCHAŁ
SAM PRZYZNAŁEM SIĘ MUSZĘ DLA ULGI SUMNIENIA
POZYSKAĆ A PRZYNAJMNIEJ PROSIĆ PRZEBACZENIA
POSŁUCHAJ MEJ SPOWIEDZI POTEM ZROBISZ SOBIE
ZE MNĄ CO ZECHCESZ I TU ZŁOŻYŁ RĘCE OBIE
JAK DO PACIERZA KLUCZNIK COFNĄŁ SIĘ ZDUMIONY
UDERZAŁ RĘKĄ W CZOŁO I RUSZAŁ RAMIONY
A KSIĄDZ ZACZĄŁ SWĄ DAWNĄ Z HORESZKĄ ZAŻYŁOŚĆ
OPOWIADAĆ I SWOJĄ Z JEGO CÓRKĄ MIŁOŚĆ
I SWE Z TEGO POWODU Z STOLNIKIEM ZATARGI
LECZ MÓWIŁ NIEPORZĄDNIE CZĘSTO MIĘSZAŁ SKARGI
I ŻALE WE SWĄ SPOWIEDŹ CZĘSTO RZECZ PRZECINAŁ
JAK GDYBY JUŻ JĄ KOŃCZYŁ I ZNOWU ZACZYNAŁ
KLUCZNIK DZIEJE HORESZKÓW ZNAJĄCY DOKŁADNIE
CAŁĄ TĘ POWIEŚĆ CHOCIAŻ SPLĄTANĄ BEZŁADNIE
PORZĄDKOWAŁ W PAMIĘCI I DOPEŁNIAĆ UMIAŁ
LECZ SĘDZIA WIELU RZECZY ZGOŁA NIE ROZUMIAŁ
OBA PILNIE SŁUCHALI POCHYLIWSZY GŁOWY
A JACEK MÓWIŁ CORAZ WOLNIEJSZYMI SŁOWY
I CZĘSTO ZARYWAŁ SIĘ
WSZAK SAM WIESZ GERWAZEŃKU JAK STOLNIK ZAPRASZAŁ
CZĘSTO MNIE NA BIESIADY ZDROWIE MOJE WNASZAŁ
KRZYCZAŁ NIERAZ DO GÓRY PODNIÓSŁSZY SZKLENICĘ
ŻE NIE MIAŁ PRZYJACIELA NAD JACKA SOPLICĘ
JAK ON MNIE ŚCISKAŁ WSZYSCY KTÓRZY TO WIDZIELI
MYŚLILI ŻE ON ZE MNĄ DUSZĄ SIĘ PODZIELI
ON PRZYJACIEL ON WIEDZIAŁ CO SIĘ WTENCZAS DZIAŁO
W DUSZY MOJEJ
TYMCZASEM JUŻ SZEPTAŁA O TYM OKOLICA
JAKI TAKI GADAŁ MI EJ PANIE SOPLICA
DAREMNIE KONKURUJESZ DYGNITARSKIE PROGI
ZA WYSOKIE NA JACKA PODCZASZYCA NOGI
JA ŚMIAŁEM SIĘ UDAJĄC ŻE DRWIŁEM Z MAGNATÓW
I Z CÓREK ICH I NIE DBAM O ARYSTOKRATÓW
ŻE JEŚLI BYWAM U NICH Z PRZYJAŹNI TO ROBIĘ
A ZA ŻONĘ NIE POJMĘ TYLKO RÓWNĄ SOBIE
PRZECIE BODŁY MI DUSZĘ DO ŻYWCA TE ŻARTY
BYŁEM MŁODY ODWAŻNY ŚWIAT BYŁ MNIE OTWARTY
W KRAJU GDZIE JAKO WIECIE SZLACHCIC URODZONY
JEST ZARÓWNO Z PANAMI KANDYDAT KORONY
WSZAKŻE TĘCZYŃSKI NIEGDYŚ Z KRÓLEWSKIEGO DOMU
ŻĄDAŁ CÓRY A KRÓL MU ODDAŁ JĄ BEZ SROMU
SOPLICÓW CZYŻ NIE RÓWNE TĘCZYŃSKIM ZASZCZYTY
KRWIĄ HERBEM WIERNĄ SŁUŻBĄ RZECZYPOSPOLITEJ
JAK ŁATWO MOŻE CZŁOWIEK POPSUĆ SZCZĘŚCIE DRUGIM
W JEDNEJ CHWILI A ŻYCIEM NIE NAPRAWI DŁUGIM
JEDNO SŁOWO STOLNIKA JAKŻE BYŚMY BYLI
SZCZĘŚLIWI KTO WIE MOŻE DOTĄD BYŚMY ŻYLI
MOŻE I ON PRZY SWOIM KOCHANYM DZIECIĘCIU
PRZY SWOJEJ PIĘKNEJ EWIE PRZY SWYM WDZIĘCZNYM ZIĘCIU
ZESTARZAŁBY SPOKOJNY MOŻE WNUKI SWOJE
KOŁYSAŁBY TERAZ CO NAS ZGUBIŁ OBOJE
I SAM I TO ZABÓJSTWO I WSZYSTKIE NASTĘPSTWA
TEJ ZBRODNI WSZYSTKIE MOJE BIEDY I PRZESTĘPSTWA
JA SKARŻYĆ NIE MAM PRAWA JA JEGO MORDERCA
JA SKARŻYĆ NIE MAM PRAWA PRZEBACZAM MU Z SERCA
ALE I ON
ŻEBY JUŻ RAZ OTWARCIE BYŁ MNIE ZREKUZOWAŁ
BO ZNAŁ NASZE UCZUCIA GDYBY NIE PRZYJMOWAŁ
MYCH ODWIEDZIN TO KTO WIE MOŻE BYM ODJECHAŁ
POGNIEWAŁ SIĘ POŁAJAŁ W KOŃCU GO ZANIECHAŁ
ALE ON CHYTRZE DUMNY WPADŁ NA KONCEPT NOWY
UDAWAŁ ŻE MU NAWET NIE PRZYSZŁO DO GŁOWY
ŻEBY JA MÓGŁ SIĘ STARAĆ O ZWIĄZEK TAKOWY
A BYŁEM MU POTRZEBNYM MIAŁEM ZACHOWANIE
U SZLACHTY I LUBILI MNIE WSZYSCY ZIEMIANIE
WIĘC ON NIBY MIŁOŚCI MOJEJ NIE DOSTRZEGAŁ
PRZYJMOWAŁ MNIE JAK DAWNIEJ A NAWET NALEGAŁ
ABYM CZĘŚCIEJ PRZYJEŻDŻAŁ A ILEKROĆ SAMI
BYLIŚMY WIDZĄC OCZY ME PRZYĆMIONE ŁZAMI
I PIERŚ ZBYT PEŁNĄ I JUŻ WYBUCHNĄĆ GOTOWĄ
CHYTRY STARZEC WNET WRZUCIŁ OBOJĘTNE SŁOWO
O PROCESACH SEJMIKACH ŁOWACH
ACH NIERAZ PRZY KIELISZKACH GDY SIĘ TAK ROZRZEWNIAŁ
GDY MIĘ TAK ŚCISKAŁ I O PRZYJAŹNI ZAPEWNIAŁ
POTRZEBUJĄC MEJ SZABLI LUB KRESKI NA SEJMIE
GDY MUSIAŁEM NAWZAJEM ŚCISKAĆ GO UPRZEJMIE
TO TAK WE MNIE ZŁOŚĆ WRZAŁA ŻE JA OBRACAŁEM
ŚLINĘ W GĘBIE A DŁONIĄ RĘKOJEŚĆ ŚCISKAŁEM
CHCĄC PLUNĄĆ NA TĘ PRZYJAŹŃ I WNET SZABLI DOSTAĆ
ALE EWA ZWAŻAJĄC MÓJ WZROK I MĄ POSTAĆ
ZGADYWAŁA NIE WIEM JAK CO SIĘ WE MNIE DZIAŁO
PATRZYŁA BŁAGAJĄCA LICE JEJ BLEDNIAŁO
A BYŁ TO TAKI PIĘKNY GOŁĄBEK ŁAGODNY
I WZROK MIAŁA UPRZEJMY TAKI TAK POGODNY
TAKI ANIELSKI ŻE JUŻ NIE WIEM JUŻ NIE MIAŁEM
ODWAGI ZAGNIEWAĆ JĄ ZATRWOŻYĆ MILCZAŁEM
I JA ZAWADYJAKA SŁAWNY W LITWIE CAŁEJ
CO PRZEDE MNĄ NAJWIĘKSZE PANY NIERAZ DRŻAŁY
COM NIE ŻYŁ DNIA BEZ BITKI CO NIE STOLNIKOWI
ALE BYM SIĘ POKRZYWDZIĆ NIE DAŁ I KRÓLOWI
CO WE WŚCIEKŁOŚĆ NAJMNIEJSZA WPRAWIAŁA MIĘ SPRZECZKA
JA WTENCZAS ZŁY I PJANY MILCZAŁ JAK OWIECZKA
JAK GDYBYM SANKTISSIMUM UJRZAŁ
ILEŻ TO RAZY CHCIAŁEM SERCE ME OTWORZYĆ
I JUŻ SIĘ NAWET PRZED NIM DO PROŚB UPOKORZYĆ
LECZ SPOJRZAWSZY MU W OCZY SPOTKAWSZY WEJRZENIA
ZIMNE JAK LÓD WSTYD MI BYŁO MOJEGO WZRUSZENIA
ŚPIESZYŁEM ZNOWU JAK NAJZIMNIEJ DYSKUROWAĆ
O SPRAWACH O SEJMIKACH A NAWET ŻARTOWAĆ
WSZYSTKO TO PRAWDA Z PYCHY ŻEBY NIE UBLIŻYĆ
IMIENIOWI SOPLICÓW ŻEBY SIĘ NIE ZNIŻYĆ
PRZED PANEM PROŚBĄ PRÓŻNĄ NIE DOSTAĆ ODMOWY
BO JAKIEŻ BY TO BYŁY MIĘDZY SZLACHTĄ MOWY
GDYBY WIEDZIANO ŻE JA JACEK
SOPLICY HORESZKOWIE ODMÓWILI DZIEWKĘ
ŻE MNIE JACKOWI CZARNĄ PODANO POLEWKĘ
W KOŃCU SAM JUŻ NIE WIEDZĄC JAK SOBIE PORADZIĆ
UMYŚLIŁEM ZE SZLACHTY MAŁY PUŁK ZGROMADZIĆ
I OPUŚCIĆ NA ZAWSZE POWIAT I OJCZYZNĘ
WYNIEŚĆ SIĘ GDZIE NA MOSKWĘ LUB NA TATARSZCZYZNĘ
I ZACZĄĆ WOJNĘ JADĘ POŻEGNAĆ STOLNIKA
W NADZIEI ŻE GDY UJRZY WIERNEGO STRONNIKA
DAWNEGO PRZYJACIELA PRAWIE DOMOWNIKA
Z KTÓRYM PIŁ I WOJOWAŁ PRZEZ TAK DŁUGIE LATA
TERAZ ŻEGNAJĄCEGO I KĘDYŚ W KRAJ ŚWIATA
JADĄCEGO ŻE MOŻE STARZEC SIĘ PORUSZY
I POKAŻE MI PRZECIEŻ TROCHĘ LUDZKIEJ DUSZY
JAK ŚLIMAK ROGÓW
ACH KTO CHOĆ NA DNIE SERCA MA DLA PRZYJACIELA
CHOĆBY ISKIERKĘ CZUCIA GDY SIĘ Z NIM ROZDZIELA
DOBĘDZIE SIĘ ISKIERKA TA PRZY POŻEGNANIU
JAKO OSTATNI PŁOMYK ŻYCIA PRZY SKONANIU
RAZ OSTATNI DOTKNĄWSZY PRZYJACIELA SKRONI
CZĘSTOKROĆ NAJZIMNIEJSZE OKO ŁZĘ URONI
BIEDNA SŁYSZĄC O MOIM ODJEŹDZIE POBLADŁA
BEZ PRZYTOMNOŚCI LEDWIE ŻE TRUPEM NIE PADŁA
NIE MOGŁA NIC PRZEMÓWIĆ AŻ SIĘ JEJ RZUCIŁY
STRUMIENIEM ŁZY POZNAŁEM JAK BYŁEM JEJ MIŁY
POMNĘ PIERWSZY RAZ W ŻYCIU JAM SIĘ ŁZAMI ZALAŁ
Z RADOŚCI I Z ROZPACZY ZAPOMNIAŁ SIĘ SZALAŁ
JUŻ CHCIAŁEM ZNOWU UPAŚĆ OJCU JEJ POD NOGI
WIĆ SIĘ JAK WĄŻ U KOLAN WOŁAĆ OJCZE DROGI
WEŹ ZA SYNA LUB ZABIJ WTEM STOLNIK POSĘPNY
ZIMNY JAKO SŁUP SOLI GRZECZNY OBOJĘTNY
WSZCZĄŁ DYSKURS O CZYM O CZYM O CÓRKI WESELU
W TEJ CHWILI O GERWAZY UWAŻ PRZYJACIELU
MASZ LUDZKIE SERCESTOLNIK RZEKŁ PANIE SOPLICA
WŁAŚNIE PRZYJECHAŁ DO MNIE SWAT KASZTELANICA
TY JESTEŚ MÓJ PRZYJACIEL CÓŻ TY MÓWISZ NA TO
WIESZ WASZE ŻE MAM CÓRKĘ PIĘKNĄ I BOGATĄ
A KASZTELAN WITEBSKI WSZAKŻE TO W SENACIE
NISKIE DRĄŻKOWE KRZESŁO CÓŻ MI RADZISZ BRACIE
NIE PAMIĘTAM JUŻ ZGOŁA CO MU NA TO RZEKŁEM
PODOBNO NIC NA KONIA WSIADŁEM I UCIEKŁEM
JACKU ZAWOŁAŁ KLUCZNIK MĄDRE TY PRZYCZYNY
WYNAJDUJESZ CÓŻ ONE NIE ZMNIEJSZĄ TWEJ WINY
BO WSZAKŻE ZDARZAŁO SIĘ JUŻ NIERAZ NA ŚWIECIE
ŻE KTO POKOCHAŁ PAŃSKIE LUB KRÓLEWSKIE DZIECIĘ
STARAŁ SIĘ GWAŁTEM ZDOBYĆ PRZEMYŚLAŁ WYKRADAĆ
MŚCIŁ SIĘ OTWARCIE ALE TAK CHYTRZE ŚMIERĆ ZADAĆ
PANU POLSKIEMU W POLSZCZE I W ZMOWIE Z MOSKALEM
NIE BYŁEM W ZMOWIE JACEK ODPOWIEDZIAŁ Z ŻALEM
GWAŁTEM PORWAĆ WSZAK MÓGŁBYM ZZA KRAT I ZZA KLAMEK
WYDARŁBYM JĄ ROZBIŁBYM W PUCH TEN JEGO ZAMEK
MIAŁEM ZA SOBĄ DOBRZYN I CZTERY ZAŚCIANKI
ACH GDYBY ONA BYŁA JAK NASZE SZLACHCIANKI
SILNA I ZDROWA GDYBY UCIECZKI POGONI
NIE ZLĘKŁA SIĘ I MOGŁA SŁUCHAĆ SZCZĘKU BRONI
LECZ ONA BIEDNA TAK JĄ RODZICE PIEŚCILI
SŁABA LĘKLIWA BYŁ TO ROBACZEK MOTYLI
WIOSENNA GĄSIENICZKA I TAK JĄ ZAGRABIĆ
DOTKNĄĆ JĄ ZBROJNĄ RĘKĄ BYŁOBY JĄ ZABIĆ
NIE MOGŁEM NIE
MŚCIĆ SIĘ OTWARCIE SZTURMEM ZAMEK ZWALIĆ W GRUZY
WSTYD BOBY POWIEDZIANO ŻEM MŚCIŁ SIĘ REKUZY
KLUCZNIKU TWOJE SERCE POCZCIWE NIE UMIE
UCZUĆ ILE JEST PIEKŁA W OBRAŻONEJ DUMIE
SZATAN DUMY ZACZĄŁ MI LEPSZE PLANY RAIĆ
ZEMŚCIĆ SIĘ KRWAWO ALE POWÓD ZEMSTY TAIĆ
NIE BYWAĆ W ZAMKU MIŁOŚĆ Z SERCA WYKORZENIĆ
PUŚCIĆ W NIEPAMIĘĆ EWĘ Z INNĄ SIĘ OŻENIĆ
A POTEM POTEM JAKĄ WYNALEŹĆ ZACZEPKĘ
POMŚCIĆ SIĘ
I ZDAŁO MI SIĘ ZRAZU ŻEM JUŻ SERCE ZMIENIŁ
I RAD BYŁEM Z WYMYSŁU I JAM SIĘ OŻENIŁ
Z PIERWSZĄ KTÓRĄM NAPOTKAŁ DZIEWCZYNĄ UBOGĄ
ŹLEM ZROBIŁ JAKŻE BYŁEM UKARANY SROGO
NIE KOCHAŁEM JEJ BIEDNA MATKA TADEUSZA
NAJPRZYWIĄZAŃSZA DO MNIE NAJPOCZCIWSZA DUSZA
ALE JA DAWNĄ MIŁOŚĆ I ZŁOŚĆ W SERCU DUSIŁ
BYŁEM JAKBY SZALONY DARMOM SIEBIE MUSIŁ
ZAJĄĆ SIĘ GOSPODARSTWEM ALBO INTERESEM
WSZYSTKO NA PRÓŻNO ZEMSTY OPĘTANY BIESEM
ZŁY OPRYSKLIWY ZNALEŹĆ NIE MOGŁEM POCIECHY
W NICZYM NA ŚWIECIE I TAK Z GRZECHÓW W NOWE GRZECHY
ZACZĄŁEM PIĆ
I TAK NIEDŁUGO ŻONA MA Z ŻALU UMARŁA
ZOSTAWIWSZY TO DZIECIĘ A MNIE ROZPACZ ŻARŁA
JAKŻE MOCNO MUSIAŁEM KOCHAĆ TĘ NIEBOGĘ
TYLE LAT GDZIEM JA NIE BYŁ A DOTĄD NIE MOGĘ
JEJ ZAPOMNIEĆ I ZAWŻDY JEJ POSTAĆ KOCHANA
STOI MI PRZED OCZYMA JAKBY MALOWANA
PIŁEM NIE MOGŁEM ZAPIĆ PAMIĘCI NA CHWILĘ
ANI POZBYĆ SIĘ CHOCIAŻ PRZEBIEGŁEM ZIEM TYLE
TERAZ OTO W HABICIE JESTEM BOŻYM SŁUGĄ
NA ŁOŻU WE KRWI O NIEJ MÓWIŁEM TAK DŁUGO
W TEJ CHWILI O TYCH RZECZACH MÓWIĆ BÓG WYBACZY
MUSICIE WIEDZIEĆ W JAKIM ŻALU I ROZPACZY
POPEŁNIŁEM
BYŁO TO WŁAŚNIE WKRÓTCE PO JEJ ZARĘCZYNACH
WSZĘDZIE GADANO TYLKO O JEJ ZARĘCZYNACH
POWIADANO ŻE EWA GDY BRAŁA OBRĄCZKĘ
Z RĄK WOJEWODY MDLAŁA ŻE WPADŁA W GORĄCZKĘ
ŻE MA POCZĄTKI SUCHOT ŻE USTAWNIE SZLOCHA
ZGADYWANO ŻE KOGOŚ POTAJEMNIE KOCHA
ALE STOLNIK JAK ZAWSZE SPOKOJNY WESOŁY
DAWAŁ NA ZAMKU BALE ZBIERAŁ PRZYJACIOŁY
MNIE JUŻ NIE PROSIŁ NA CÓŻ BYŁEM MU POTRZEBNY
MÓJ BEZŁAD W DOMU BIEDA MÓJ NAŁÓG HANIEBNY
PODAŁY MNIE NA WZGARDĘ I NA ŚMIECH PRZED ŚWIATEM
MNIE COM NIEGDYŚ RZEC MOGĘ TRZĄSŁ CAŁYM POWIATEM
MNIE KTÓREGO RADZIWIŁŁ NAZYWAŁ KOCHANKU
MNIE COM KIEDY WYJEŻDŻAŁ Z MOJEGO ZAŚCIANKU
TO LICZNIEJSZY DWÓR MIAŁEM NIŻELI KSIĄŻĘCY
KIEDYM SZABLĘ DOSTAWAŁ TO KILKA TYSIĘCY
SZABEL BŁYSZCZAŁO WKOŁO STRASZĄC ZAMKI PAŃSKIE
A POTEM ZE MNIE DZIECI ŚMIAŁY SIĘ WŁOŚCIAŃSKIE
TAK ZROBIŁEM SIĘ NAGLE W OCZACH LUDZKICH LICHY
JACEK SOPLICA KTO ZNA CO JEST CZUCIE PYCHY
TU BERNARDYN OSŁABIAŁ I UPADŁ NA ŁOŻE
A KLUCZNIK RZEKŁ WZRUSZONY WIELKIE SĄDY BOŻE
PRAWDA PRAWDA WIĘC TO TY I TYŻEŚ TO JACKU
SOPLICO POD KAPTUREM ŻYŁEŚ PO ŻEBRACKU
TY KTÓREGO PAMIĘTAM GDY ZDROWY RUMIANY
PIĘKNY SZLACHCIC GDY TOBIE POCHLEBIAŁY PANY
GDY ZA TOBĄ KOBIETY SZALAŁY WĄSALU
NIE TAK TO DAWNO TAKEŚ ZESTARZAŁ SIĘ Z ŻALU
JAKŻEM CIEBIE NIE POZNAŁ PO OWYM WYSTRZALE
KIEDYŚ TAK DO NIEDŹWIEDZIA TRAFIŁ DOSKONALE
BO NAD CIEBIE NIE MIAŁA STRZELCA LITWA NASZA
BYŁEŚ TAKŻE PO MAĆKU PIERWSZY DO PAŁASZA
PRAWDA O TOBIE NIEGDYŚ ŚPIEWAŁY SZLACHCIANKI
OTO JACEK WĄS KRĘCI TRZĘSĄ SIĘ ZAŚCIANKI
A KOMU NA SWYM WĄSIE WĘZEŁEK ZAWIĄŻE
TEN ZADRŻY CHOĆBY TO BYŁ SAM RADZIWIŁŁ KSIĄŻĘ
ZAWIĄZAŁEŚ TY WĘZEŁ I MOJEMU PANU
NIESZCZĘŚNIKU I TYŻEŚ DO TAKIEGO STANU
JACEK WĄSAL KWESTARZEM WIELKIE SĄDY BOŻE
I TERAZ HA BEZKARNIE UJŚĆ TOBIE NIE MOŻE
PRZYSIĄGŁEM KTO HORESZKÓW KRWI KROPLĘ WYSĄCZYŁ
TYMCZASEM KSIĄDZ NA ŁOŻU USIADŁ I TAK KOŃCZYŁ
JEŹDZIŁEM KOŁO ZAMKU ILE BIESÓW W GŁOWIE
I W SERCU MIAŁEM KTO ICH IMIONA WYPOWIE
STOLNIK ZABIJA DZIECIĘ WŁASNE MNIE JUŻ ZABIŁ
ZNISZCZYŁ JADĘ POD BRAMĘ SZATAN MIĘ TAM WABIŁ
PATRZ JAK ON HULA CO DZIEŃ W ZAMKU PIJATYKA
ILE ŚWIEC W OKNACH JAKA BRZMI W SALACH MUZYKA
I TEN ZAMEK NA ŁYSĄ GŁOWĘ MU NIE RUNIE
POMYŚL O ZEMŚCIE TO WNET SZATAN BROŃ PODSUNIE
LEDWIEM POMYŚLIŁ SZATAN NASYŁA MOSKALI
STAŁEM PATRZĄC WIESZ JAK WASZ ZAMEK SZTURMOWALI
BO FAŁSZ ŻEBYM BYŁ W JAKIEJ Z MOSKALAMI ZMOWIE
PATRZYŁEM RÓŻNE MYŚLI SNUŁY SIĘ PO GŁOWIE
ZRAZU Z UŚMIECHEM GŁUPIM JAK NA POŻAR DZIECKO
PATRZYŁEM POTEM RADOŚĆ UCZUŁEM ZBÓJECKĄ
CZEKAJĄC RYCHŁO ZACZNIE PALIĆ SIĘ I WALIĆ
CZASEM MYŚL PRZYCHODZIŁA SKOCZYĆ JĄ OCALIĆ
NAWET STOLNIKA
BRONILIŚCIE SIĘ TY WIESZ DZIELNIE I PRZYTOMNIE
ZDZIWIŁEM SIĘ MOSKALE PADALI WKOŁO MNIE
BYDLĘTA ŹLE STRZELAJĄ NA WIDOK ICH KLĘSKI
ZŁOŚĆ MIĘ ZNOWU PORWAŁA TEN STOLNIK ZWYCIĘSKI
I TAKŻE MU NA ŚWIECIE WSZYSTKO SIĘ POWODZI
I Z TEJ STRASZNEJ NAPAŚCI Z TRYUMFEM WYCHODZI
ODJEŻDŻAŁEM ZE WSTYDEM WŁAŚNIE BYŁ PORANEK
WTEM UJRZAŁEM POZNAŁEM WYSTĄPIŁ NA GANEK
I BRYLANTOWĄ SZPINKĄ KU SŁOŃCU MIGOTAŁ
I WĄS POKRĘCAŁ DUMNIE I WZROK DUMNY MIOTAŁ
I ZDAŁO MI SIĘ ŻE MNIE SZCZEGÓLNIEJ URĄGAŁ
ŻE MNIE POZNAŁ I KU MNIE RĘKĘ TAK WYCIĄGAŁ
SZYDZĄC I GROŻĄC CHWYTAM KARABIN MOSKALA
LEDWIEM PRZYŁOŻYŁ PRAWIE NIE MIERZYŁ WYPALA
WIESZ
PRZEKLĘTA BROŃ OGNISTA KTO MIECZEM ZABIJA
MUSI SKŁADAĆ SIĘ NATRZEĆ ODBIJA WYWIJA
MOŻE ROZBROIĆ WROGA MIECZ W PÓŁ DROGI WSTRZYMAĆ
ALE TA BROŃ OGNISTA DOSYĆ ZAMEK IMAĆ
CHWILA JEDNA ISKIERKA
CZYŻ UCIEKAŁEM KIEDYŚ MIERZYŁ DO MNIE Z GÓRY
UTKWIŁEM OCZY WE DWIE TWOJEJ BRONI RURY
ROZPACZ JAKIŚ ŻAL DZIWNY DO ZIEMI MNIE PRZYBIŁ
CZEMUŻ ACH MÓJ GERWAZY CZEMUŚ WTENCZAS CHYBIŁ
ŁASKĘ BYŚ ZROBIŁ WIDAĆ ZA POKUTĘ GRZECHU
TRZEBA BYŁOTU ZNOWU BRAKŁO MU ODDECHU
BÓG WIDZI RZECZE KLUCZNIK SZCZERZE TRAFIĆ CHCIAŁEM
ILEŻ TY KRWI WYLAŁEŚ TWOIM JEDNYM STRZAŁEM
ILEŻ KLĘSK SPADŁO NA NAS I NA TWĄ RODZINĘ
A WSZYSTKO TO PRZEZ WASZĄ PANIE JACKU WINĘ
A WSZAKŻE GDY DZIŚ JEGRY HRABIĘ NA CEL WZIĘLI
OSTATNIEGO Z HORESZKÓW CHOCIAŻ PO KĄDZIELI
TYŚ GO ZASŁONIŁ I GDY MOSKAL DO MNIE PALIŁ
TYŚ MIĘ RZUCIŁ O ZIEMIĘ TAK NAS DWÓCH OCALIŁ
JEŚLI PRAWDA ŻE JESTEŚ KSIĘDZEM ZAKONNIKIEM
JUŻCI SUKIENKA BRONI CIĘ PRZED SCYZORYKIEM
BĄDŹ ZDRÓW WIĘCEJ NA WASZYM NIE POSTANĘ PROGU
Z NAMI KWITA ZOSTAWMY RESZTĘ PANU BOGU
JACEK RĘKĘ WYCIĄGNĄŁ COFNĄŁ SIĘ GERWAZY
NIE MOGĘ RZEKŁ BEZ MEGO SZLACHECTWA OBRAZY
DOTYKAĆ RĘKĘ TAKIM MORDERSTWEM SKRWAWIONĄ
Z PRYWATNEJ ZEMSTY NIE ZAŚ PRO PUBLICO BONO
ALE JACEK Z PODUSZEK NA ŁOŻE UPADŁSZY
ZWRÓCIŁ SIĘ KU SĘDZIEMU A BYŁ CORAZ BLADSZY
I NIESPOKOJNIE PYTAŁ O KSIĘDZA PLEBANA
I WOŁAŁ NA KLUCZNIKA ZAKLINAM WAĆPANA
ABYŚ ZOSTAŁ WNET SKOŃCZĘ LEDWIE MAM DOŚĆ MOCY
ZAKOŃCZYĆ PANIE KLUCZNIK JA UMRĘ TEJ NOCY
CO BRACIE KRZYKNĄŁ SĘDZIA WIDZIAŁEM WSZAK RANA
NIEWIELKA CO TY MÓWISZ PO KSIĘDZA PLEBANA
MOŻE ŹLE OPATRZONO ZARAZ PO DOKTORA
W APTECZCE JEST KSIĄDZ PRZERWAŁ BRACIE JUŻ NIE PORA
MIAŁEM TAM STRZAŁ DAWNIEJSZY DOSTAŁEM POD JENA
ŹLE ZGOJONY A TERAZ DRAŚNIONO GANGRENA
JUŻ TU ZNAM SIĘ NA RANACH PATRZ JAKA KREW CZARNA
JAK SADZA CO TU DOKTOR ALE TO RZECZ MARNA
RAZ UMIERAMY JUTRO CZY DZIŚ ODDAĆ DUSZĘ
PANIE KLUCZNIK PRZEBACZYSZ MNIE JA SKOŃCZYĆ MUSZĘ
JEST W TYM ZASŁUGA NIE CHCIEĆ ZOSTAĆ WINOWAJCĄ
NARODOWYM CHOĆ NARÓD OKRZYCZY CIĘ ZDRAJCĄ
ZWŁASZCZA W KIM TAKA JAKA BYŁA WE MNIE DUMA
IMIĘ ZDRAJCY PRZYLGNĘŁO DO MNIE JAKO DŻUMA
ODWRACALI ODE MNIE TWARZ OBYWATELE
UCIEKALI ODE MNIE DAWNI PRZYJACIELE
KTO BYŁ LĘKLIWY Z DALA WITAŁ SIĘ I STRONIŁ
NAWET LADA CHŁOP LADA ŻYD CHOĆ SIĘ POKŁONIŁ
TO MIĘ Z BOKU SZYDERSKIM PRZEBIJAŁ UŚMIECHEM
WYRAZ ZDRAJCA BRZMIAŁ W USZACH ODBIJAŁ SIĘ ECHEM
W DOMIE W POLU TEN WYRAZ OD RANA DO MROKU
WIŁ SIĘ PRZEDE MNĄ JAKO PLAMA W CHORYM OKU
PRZECIEŻ NIE BYŁEM ZDRAJCĄ KRAJU
MOSKWA MNIE UWAŻAŁA GWAŁTEM ZA STRONNIKA
DANO SOPLICOM ZNACZNĄ CZĘŚĆ DÓBR NIEBOSZCZYKA
TARGOWICZANIE POTEM CHCIELI MNIE ZASZCZYCIĆ
URZĘDEM GDYBYM WTENCZAS CHCIAŁ SIĘ PRZEMOSKWICIĆ
SZATAN RADZIŁ JUŻ BYŁEM MOŻNY I BOGATY
GDYBYM ZOSTAŁ MOSKALEM NAJPIERWSZE MAGNATY
SZUKAŁYBY MYCH WZGLĘDÓW NAWET SZLACHTA BRATY
NAWET GMIN KTÓRY SWOIM TAK ŁACNIE UWŁACZA
TYM KTÓRZY MOSKWIE SŁUŻĄ SZCZĘŚLIWSZYM PRZEBACZA
WIEDZIAŁEM TO A PRZECIEŻ NIE MOGŁEM
UCIEKŁEM Z KRAJU
GDZIEM NIE BYŁ COM NIE CIERPIAŁ
ALE BÓG RACZYŁ LEKARSTWO JEDYNE OBJAWIĆ
POPRAWIĆ SIĘ POTRZEBA BYŁO I NAPRAWIĆ
ILE MOŻNOŚCI TO
CÓRKA STOLNIKA ZE SWYM MĘŻEM WOJEWODĄ
GDZIEŚ W SYBIR WYWIEZIONA TAM UMARŁA MŁODO
ZOSTAWIŁA TĘ W KRAJU CÓRKĘ MAŁĄ ZOSIĘ
KAZAŁEM JĄ HODOWAĆ
BARDZIEJ NIŹLI Z MIŁOŚCI MOŻE Z GŁUPIEJ PYCHY
ZABIŁEM WIĘC POKORA WSZEDŁEM MIĘDZY MNICHY
JA NIEGDYŚ DUMNY Z RODU JA COM BYŁ JUNAKIEM
SPUŚCIŁEM GŁOWĘ KWESTARZ ZWAŁEM SIĘ ROBAKIEM
ŻE JAKO ROBAK W PROCHU
ZŁY PRZYKŁAD DLA OJCZYZNY ZACHĘTĘ DO ZDRADY
TRZEBA BYŁO OKUPIĆ DOBRYMI PRZYKŁADY
KRWIĄ POŚWIĘCENIEM SIĘ
BIŁEM SIĘ ZA KRAJ GDZIE JAK ZMILCZĘ NIE DLA CHWAŁY
ZIEMSKIEJ BIEGŁEM TYLEKROĆ NA MIECZE NA STRZAŁY
MILEJ SOBIE WSPOMINAM NIE DZIEŁA WALECZNE
I GŁOŚNE ALE CZYNY CICHE UŻYTECZNE
I CIERPIENIA KTÓRYCH NIKT
UDAŁO MI SIĘ NIERAZ DO KRAJU PRZEDZIERAĆ
ROZKAZY WODZÓW NOSIĆ WIADOMOŚCI ZBIERAĆ
UKŁADAĆ ZMOWY ZNAJĄ I GALICYJANIE
TEN KAPTUR MNISI ZNAJĄ I WIELKOPOLANIE
PRACOWAŁEM PRZY TACZKACH ROK W PRUSKIEJ FORTECY
TRZY RAZY MOSKWA KIJMI ZRANIŁA ME PLECY
RAZ JUŻ WIEDLI NA SYBIR POTEM AUSTRYJACY
W SZPILBERGU ZAKOPALI MNIE W LOCHACH DO PRACY
W CARCER DURUM A PAN BÓG WYBAWIŁ MIĘ CUDEM
I POZWOLIŁ UMIERAĆ MIĘDZY SWOIM LUDEM
Z SAKRAMENTAMI
MOŻE I TERAZ KTO WIE MOŻEM ZNOWU ZGRZESZYŁ
MOŻEM NAD ROZKAZ WODZÓW POWSTANIE PRZYŚPIESZYŁ
TA MYŚL ŻE DOM SOPLICÓW PIERWSZY SIĘ UZBROI
ŻE PIERWSZĄ POGOŃ W LITWIE ZATKNĄ KREWNI MOI
TA MYŚL ZDAJE SIĘ CZYSTA
CHCIAŁEŚ ZEMSTY MASZ BOŚ TY BYŁ NARZĘDZIEM KARY
BOŻEJ TWOIM BÓG MIECZEM ROZCIĄŁ ME ZAMIARY
TYŚ WĄTEK SPISKU TYLE LAT SNOWANY SPLĄTAŁ
CEL WIELKI KTÓRY CAŁE ŻYCIE ME ZAPRZĄTAŁ
OSTATNIE MOJE ZIEMSKIE UCZUCIE NA ŚWIECIE
KTÓREM TULIŁ HODOWAŁ JAK NAJMILSZE DZIECIĘ
TYŚ ZABIŁ W OCZACH OJCA A JAM CI PRZEBACZYŁ
TYOBY TYLKO RÓWNIE BÓG PRZEBACZYĆ RACZYŁ
PRZERWAŁ KLUCZNIK JEŻELI MASZ PRZYJĄĆ WIJATYK
KSIĘŻE JACKU TOĆ JA NIE LUTER NIE SYZMATYK
KTO UMIERAJĄCEGO SMUCI WIEM ŻE GRZESZY
POWIEM TOBIE COŚ PEWNIE TO CIEBIE POCIESZY
KIEDY NIEBOSZCZYK PAN MÓJ UPADAŁ ZRANIONY
A JA KLĘCZĄC NAD JEGO PIERSIĄ POCHYLONY
I MIECZ MACZAJĄC W RANĘ ZEMSTĘ ZAPRZYSIĄGNĄŁ
PAN GŁOWĘ WSTRZĄSNĄŁ RĘKĘ KU BRAMIE WYCIĄGNĄŁ
W STRONĘ GDZIE STAŁEŚ I KRZYŻ W POWIETRZU NAZNACZYŁ
MÓWIĆ NIE MÓGŁ LECZ DAŁ ZNAK ŻE ZBÓJCY PRZEBACZYŁ
JA TEŻ POJĄŁEM ALE TAK SIĘ Z GNIEWU WŚCIEKŁEM
ŻE O TYM KRZYŻU NIGDY I SŁOWA NIE RZEKŁEM
TU ROZMOWĘ PRZERWAŁY CHOREGO CIERPIENIA
I NASTĄPIŁA DŁUGA GODZINA MILCZENIA
OCZEKUJĄ PLEBANA PODKOWY ZAGRZMIAŁY
ZASTUKAŁ DO KOMNATY ARENDARZ ZDYSZAŁY
LIST MA WAŻNY SAMEMU JACKOWI POKAŻE
JACEK BRATU ODDAJE GŁOŚNO CZYTAĆ KAŻE
LIST OD FISZERA KTÓRY BYŁ NATENCZAS SZEFEM
SZTABU ARMIJI POLSKIEJ POD KSIĘCIEM JÓZEFEM
DONOSI ŻE W CESARSKIM TAJNYM GABINECIE
STANĘŁA WOJNA CESARZ JUŻ PO CAŁYM ŚWIECIE
OGŁASZA JĄ SEJM WALNY W WARSZAWIE ZWOŁANY
I SKONFEDEROWANE MAZOWIECKIE STANY
WYRZEKĄ UROCZYŚCIE PRZYŁĄCZENIE LITWY
JACEK SŁUCHAJĄC CICHO ODMÓWIŁ MODLITWY
PRZYCISNĄWSZY DO PIERSI ŚWIĘCONĄ GROMNICĘ
PODNIÓSŁ W NIEBO ZATLONE NADZIEJĄ ŹRENICE
I ZALAŁ SIĘ OSTATNICH ŁEZ ROZKOSZNYCH ZDROJEM
TERAZ RZEKŁ PANIE SŁUGĘ TWEGO PUŚĆ Z POKOJEM
WSZYSCY UKLĘKLI A WTEM OZWAŁ SIĘ POD PROGIEM
DZWONEK ZNAK ŻE PRZYJECHAŁ PLEBAN Z PANEM BOGIEM
WŁAŚNIE JUŻ NOC SCHODZIŁA I PRZEZ NIEBO MLECZNE
RÓŻOWE BIEGĄ PIERWSZE PROMYKI SŁONECZNE
WPADŁY PRZEZ SZYBY JAKO STRZAŁY BRYLANTOWE
ODBIŁY SIĘ NA ŁOŻU O CHOREGO GŁOWĘ
I UBRAŁY MU ZŁOTEM OBLICZE I SKRONIE
ŻE BŁYSZCZAŁ JAKO ŚWIĘTY W OGNISTEJ KORONIE
O ROKU ÓW KTO CIEBIE WIDZIAŁ W NASZYM KRAJU
CIEBIE LUD ZOWIE DOTĄD ROKIEM URODZAJU
A ŻOŁNIERZ ROKIEM WOJNY DOTĄD LUBIĄ STARZY
O TOBIE BAJAĆ DOTĄD PIEŚŃ O TOBIE MARZY
Z DAWNA BYŁEŚ NIEBIESKIM OZNAJMIONY CUDEM
I POPRZEDZONY GŁUCHĄ WIEŚCIĄ MIĘDZY LUDEM
OGARNĘŁO LITWINÓW SERCA Z WIOSNY SŁOŃCEM
JAKIEŚ DZIWNE PRZECZUCIE JAK PRZED ŚWIATA KOŃCEM
JAKIEŚ OCZEKIWANIE TĘSKNE I RADOSNE
KIEDY PIERWSZY RAZ BYDŁO WYGNANO NA WIOSNĘ
UWAŻANO ŻE CHOCIAŻ ZGŁODNIAŁE I CHUDE
NIE BIEGŁO NA RUŃ CO JUŻ UMAIŁA GRUDĘ
LECZ KŁADŁO SIĘ NA ROLĘ I SCHYLIWSZY GŁOWY
RYCZAŁO ALBO ŻUŁO SWÓJ POKARM ZIMOWY
I WIEŚNIACY CIĄGNĄCY NA JARZYNĘ PŁUGI
NIE CIESZĄ SIĘ JAK ZWYKLE Z KOŃCA ZIMY DŁUGIEJ
NIE ŚPIEWAJĄ PIOSENEK PRACUJĄ LENIWO
JAKBY NIE PAMIĘTALI NA ZASIEW I ŻNIWO
CO KROK WSTRZYMUJĄ WOŁY I PODJEZDKI W BRONIE
I POGLĄDAJĄ Z TRWOGĄ KU ZACHODNIEJ STRONIE
JAKBY Z TEJ STRONY MIAŁ SIĘ OBJAWIĆ CUD JAKI
I UWAŻAJĄ Z TRWOGĄ WRACAJĄCE PTAKI
BO JUŻ BOCIAN PRZYLECIAŁ DO RODZINNEJ SOSNY
I ROZPIĄŁ SKRZYDŁA BIAŁE WCZESNY SZTANDAR WIOSNY
A ZA NIM KRZYKLIWYMI NADCIĄGNĄWSZY PUŁKI
GROMADZIŁY SIĘ PONAD WODAMI JASKÓŁKI
I Z ZIEMI ZMARZŁEJ BRAŁY BŁOTO NA SWE DOMKI
W WIECZÓR SŁYCHAĆ W ZAROŚLACH SZEPT CIĄGNĄCEJ SŁOMKI
I STADA DZIKICH GĘSI SZUMIĄ PONAD LASEM
I ZNUŻONE NA POPAS SPADAJĄ Z HAŁASEM
A W GŁĘBI CIEMNEJ NIEBA WCIĄŻ JĘCZĄ ŻURAWIE
SŁYSZĄC TO NOCNI STRÓŻE PYTAJĄ W OBAWIE
SKĄD W KRÓLESTWIE SKRZYDLATYM TYLE ZAMIESZANIA
JAKA BURZA TE PTAKI TAK WCZEŚNIE WYGANIA
AŻ OTO NOWE STADA JAKBY GILÓW SIEWEK
I SZPAKÓW STADA JASNYCH KIT I CHORĄGIEWEK
ZAJAŚNIAŁY NA WZGÓRKACH SPADAJĄ NA BŁONIE
KONNICA DZIWNE STROJE NIE WIDZIANE BRONIE
PUŁK ZA PUŁKIEM A ŚRODKIEM JAK STOPIONE ŚNIEGI
PŁYNĄ DROGAMI KUTE ŻELAZEM SZEREGI
Z LASÓW CZERNIĄ SIĘ CZAPKI RZĘD BAGNETÓW BŁYSKA
ROJĄ SIĘ NIEZLICZONE PIECHOTY MROWISKA
WSZYSCY NA PÓŁNOC RZEKŁBYŚ IŻ WONCZAS Z WYRAJU
ZA PTASTWEM I LUD RUSZYŁ DO NASZEGO KRAJU
PĘDZONY NIEPOJĘTĄ INSTYNKTOWĄ MOCĄ
KONIE LUDZIE ARMATY ORŁY DNIEM I NOCĄ
PŁYNĄ NA NIEBIE GÓRĄ TU I ÓWDZIE ŁUNY
ZIEMIA DRŻY SŁYCHAĆ BIJĄ STRONAMI PIORUNY
WOJNA WOJNA NIE BYŁO W LITWIE KĄTA ZIEMI
GDZIE BY JEJ HUK NIE DOSZEDŁ POMIĘDZY CIEMNEMI
PUSZCZAMI CHŁOP KTÓREGO DZIADY I RODZICE
POMARLI NIE WYJRZAWSZY ZA LASU GRANICE
KTÓRY INNYCH NA NIEBIE NIE ROZUMIAŁ KRZYKÓW
PRÓCZ WICHRÓW A NA ZIEMI PRÓCZ BESTYI RYKÓW
GOŚCI INNYCH NIE WIDZIAŁ OPRÓCZ SPÓŁLEŚNIKÓW
TERAZ WIDZI NA NIEBIE DZIWNA ŁUNA PAŁA
W PUSZCZY ŁOSKOT TO KULA OD JAKIEGOŚ DZIAŁA
ZBŁĄDZIWSZY Z POLA BITWY DRÓG W LESIE SZUKAŁA
RWĄC PNIE SIEKĄC GAŁĘZIE ŻUBR BRODACZ SĘDZIWY
ZADRŻAŁ WE MCHU NAJEŻYŁ DŁUGIE WŁOSIE GRZYWY
WSTAJE NA WPÓŁ NA PRZEDNICH NOGACH SIĘ OPIERA
I POTRZĄSAJĄC BRODĄ ZDZIWIONY SPOZIERA
NA BŁYSKAJĄCE NAGLE MIĘDZY ŁOMEM ZGLISZCZE
BYŁ TO ZBŁĄKANY GRANAT KRĘCI SIĘ WRE ŚWISZCZE
PĘKŁ Z HUKIEM JAKBY PIORUN ŻUBR PIERWSZY RAZ W ŻYCIU
ZLĄKŁ SIĘ I UCIEKŁ W GŁĘBSZYM SCHOWAĆ SIĘ UKRYCIU
BITWA GDZIE W KTÓREJ STRONIE PYTAJĄ MŁODZIEŃCE
CHWYTAJĄ BROŃ KOBIETY WZNOSZĄ W NIEBO RĘCE
WSZYSCY PEWNI ZWYCIĘSTWA WOŁAJĄ ZE ŁZAMI
BÓG JEST Z NAPOLEONEM NAPOLEON Z NAMI
O WIOSNO KTO CIĘ WIDZIAŁ WTENCZAS W NASZYM KRAJU
PAMIĘTNA WIOSNO WOJNY WIOSNO URODZAJU
O WIOSNO KTO CIĘ WIDZIAŁ JAK BYŁAŚ KWITNĄCA
ZBOŻAMI I TRAWAMI A LUDŹMI BŁYSZCZĄCA
OBFITA WE ZDARZENIA NADZIEJĄ BRZEMIENNA
JA CIEBIE DOTĄD WIDZĘ PIĘKNA MARO SENNA
URODZONY W NIEWOLI OKUTY W POWICIU
JA TYLKO JEDNĄ TAKĄ WIOSNĘ MIAŁEM W ŻYCIU
SOPLICOWO LEŻAŁO TUŻ PRZY WIELKIEJ DRODZE
KTÓRĄ OD STRONY NIEMNA CIĄGNĘLI DWAJ WODZE
NASZ KSIĄŻĘ JÓZEF I KRÓL WESTFALSKI HIERONIM
JUŻ ZAJĘLI CZĘŚĆ LITWY OD GRODNA PO SŁONIM
GDY KRÓL ROZKAZAŁ WOJSKU DAĆ TRZY DNI WYTCHNIENIA
ALE POLSCY ŻOŁNIERZE MIMO UTRUDZENIA
SKARŻYLI SIĘ ŻE KRÓL IM MARSZU NIE DOZWALA
TAK RADZI BY CO PRĘDZEJ DOŚCIGNĄĆ MOSKALA
W MIEŚCIE POBLISKIM STANĄŁ GŁÓWNY SZTAB KSIĄŻĘCY
A W SOPLICOWIE OBÓZ CZTERDZIESTU TYSIĘCY
I ZE SZTABAMI SWYMI JENERAŁ DĄBROWSKI
KNIAZIEWICZ MAŁACHOWSKI GIEDROJĆ I GRABOWSKI
PÓŹNO BYŁO GDY WESZLI WIĘC KAŻDY GDZIE MOŻE
ZABIERAJĄ KWATERY W ZAMCZYSKU WE DWORZE
SKORO DANO ROZKAZY ROZSTAWIONO CZATY
KAŻDY STRUDZONY POSZEDŁ SPAĆ DO SWEJ KOMNATY
Z NOCĄ WSZYSTKO UCICHŁO OBÓZ DWÓR I POLE
WIDAĆ TYLKO JAK CIENIE BŁĄDZĄCE PATROLE
I GDZIENIEGDZIE BŁYSKANIA OGNISK OBOZOWYCH
SŁYCHAĆ KOLEJNE HASŁA STANOWISK WOJSKOWYCH
SPALI GOSPODARZ DOMU WODZE I ŻOŁNIERZE
OCZU TYLKO WOJSKIEGO SEN SŁODKI NIE BIERZE
BO WOJSKI MA NA JUTRO BIESIADĘ WYPRAWIĆ
KTÓRĄ CHCE DOM SOPLICÓW NA WIEK WIEKÓW WSŁAWIĆ
BIESIADĘ GODNĄ MIŁYCH SERCOM POLSKIM GOŚCI
I ODPOWIEDNĄ WIELKIEJ DNIA UROCZYSTOŚCI
CO JEST ŚWIĘTEM KOŚCIELNYM I ŚWIĘTEM RODZINY
JUTRO ODBYĆ SIĘ MAJĄ TRZECH PAR ZARĘCZYNY
ZAŚ JENERAŁ DĄBROWSKI OŚWIADCZYŁ Z WIECZORA
ŻE CHCE MIEĆ OBIAD POLSKICHOĆ SPÓŹNIONA PORA
WOJSKI ZEBRAŁ CO PRĘDZEJ Z SĄSIEDZTWA KUCHARZY
PIĘCIU ICH BYŁO SŁUŻĄ ON SAM GOSPODARZY
JAKO KUCHMISTRZ BIAŁYM SIĘ FARTUCHEM OPASAŁ
WDZIAŁ SZLAFMYCĘ A RĘCE DO ŁOKCIÓW ZAKASAŁ
W RĘKU MA PLACKĘ MUSZĄ OWAD LADA JAKI
ODPĘDZA WPADAJĄCY CHCIWIE NA PRZYSMAKI
DRUGĄ RĘKĄ PRZETARTE OKULARY WŁOŻYŁ
DOBYŁ Z ZANADRZA KSIĘGĘ ODWINĄŁ OTWORZYŁ
KSIĘGA TA MIAŁA TYTUŁ KUCHARZ DOSKONAŁY
W NIEJ SPISANE DOKŁADNIE WSZYSTKIE SPECYJAŁY
STOŁÓW POLSKICH PODŁUG NIEJ HRABIA NA TĘCZYNIE
DAWAŁ OWE BIESIADY WE WŁOSKIEJ KRAINIE
KTÓRYM SIĘ OJCIEC ŚWIĘTY URBAN ÓSMY DZIWIŁ
PODŁUG NIEJ PÓŹNIEJ KAROLKOCHANKURADZIWIŁŁ
GDY PRZYJMOWAŁ W NIEŚWIŻU KRÓLA STANISŁAWA
SPRAWIŁ PAMIĘTNĄ OWĄ UCZTĘ KTÓREJ SŁAWA
DOTĄD ŻYJE NA LITWIE WE GMINNEJ POWIEŚCI
CO WOJSKI WYCZYTAWSZY POJMIE I OBWIEŚCI
TO NATYCHMIAST KUCHARZE ROBIĄ UMIEJĘTNI
WRE ROBOTA PIĘĆDZIESIĄT NOŻÓW W STOŁY TĘTNI
ZWIJAJĄ SIĘ KUCHCIKI CZARNE JAK SZATANY
CI NIOSĄ DRWA CI Z MLEKIEM I Z WINEM SAGANY
LEJĄ W KOTŁY SKOWRODY W RONDLE DYM WYBUCHA
DWÓCH KUCHCIKÓW PRZY PIECU SIEDZI W MIESZKI DMUCHA
WOJSKI AŻEBY OGIEŃ TYM ŁACNIEJ ROZPALAĆ
ROZKAZAŁ STOPIONEGO MASŁA NA DRWA NALAĆ
ZBYTEK TEN DOZWOLONY JEST W DOSTATNIM DOMU
KUCHCIKI SYPIĄ W OGIEŃ SUCHE PĘKI ŁOMU
INNI NA ROŻNY SADZĄ OGROMNE PIECZENIE
WOŁOWE SARNIE COMBRY DZICZE I JELENIE
CI SKUBIĄ STOSY PTASTWA LECĄ PUCHÓW CHMURY
OBNAŻAJĄ SIĘ GŁUSZCE CIETRZEWIE I KURY
LECZ KUR NIEWIELE BYŁO OD OWEJ WYPRAWY
KTÓRĄ W CZASIE ZAJAZDU DOBRZYŃSKI SAK KRWAWY
ZROBIŁ NA KURNIK KĘDY ZOSI GOSPODARSTWO
ZNISZCZYŁ NIE ZOSTAWIWSZY SZTUKI NA LEKARSTWO
JESZCZE NIE MOGŁO PTASTWEM ZAKWITNĄĆ NA NOWO
SŁAWNE NIEGDYŚ ZE DROBIU SWEGO SOPLICOWO
ZRESZTĄ ZAŚ MIĘS WSZELKICH BYŁ WIELKI DOSTATEK
CO SIĘ ZGROMADZIĆ DAŁO I Z DOMU I Z JATEK
I Z LASÓW I Z SĄSIEDZTWA Z BLISKA I Z DALEKA
RZEKŁBYŚ PTASIEGO TYLKO NIEDOSTAJE MLEKA
DWIE RZECZY KTÓRYCH HOJNY PAN UCZTY SZUKA
ŁĄCZĄ SIĘ W SOPLICOWIE DOSTATEK I SZTUKA
JUŻ WSCHODZIŁ UROCZYSTY DZIEŃ NAJŚWIĘTSZEJ PANNY
KWIETNEJ POGODA BYŁA PRZEŚLICZNA CZAS RANNY
NIEBO CZYSTE WOKOŁO ZIEMI OBCIĄGNIĘTE
JAKO MORZE WISZĄCE CICHE WKLĘSŁOWGIĘTE
KILKA GWIAZD ŚWIECI Z GŁĘBI JAKO PERŁY ZE DNA
PRZEZ FALE Z BOKU CHMURKA BIAŁA SAMA JEDNA
PODLATUJE I SKRZYDŁA W BŁĘKICIE ZANURZA
PODOBNE DO NIKNĄCYCH PIÓR ANIOŁA STRÓŻA
KTÓRY NOCNĄ MODLITWĄ LUDZI PRZYTRZYMANY
SPÓŹNIŁ SIĘ ŚPIESZY WRACAĆ MIĘDZY SPÓŁNIEBIANY
JUŻ OSTATNIE PERŁY GWIAZD ZAMIERZCHŁY I NA DNIE
NIEBIOS ZGASŁY I NIEBO ŚRODKIEM CZOŁA BLEDNIE
PRAWĄ SKRONIĄ ZŁOŻONE NA WEZGŁOWIU CIENI
JESZCZE SMAGŁAWE LEWĄ CORAZ SIĘ RUMIENI
A DALEJ OKRĄG JAKBY POWIEKA SZEROKA
ROZSUWA SIĘ I W ŚRODKU WIDAĆ BIAŁEK OKA
WIDAĆ TĘCZĘ ŹRENICĘ JUŻ PROMIEŃ WYTRYSNĄŁ
PO OKRĄGŁYCH NIEBIOSACH WYGIĘTY PRZEBŁYSNĄŁ
I W BIAŁEJ CHMURCE JAKO ZŁOTY GROT ZAWISNĄŁ
NA TEN STRZAŁ NA DNIA HASŁO PĘK OGNIÓW WYLATA
TYSIĄC RAC KRZYŻUJE SIĘ PO OKRĘGU ŚWIATA
A OKO SŁOŃCA WESZŁO JESZCZE NIECO SENNE
PRZYMRUŻA SIĘ DRŻĄC WSTRZĄSA SWE RZĘSY PROMIENNE
SIEDMIĄ BARW BŁYSZCZY RAZEM SZAFIROWE RAZEM
RAZEM KRWAWI SIĘ W RUBIN I ŻÓŁKNIE TOPAZEM
AŻ ROZLŚNIŁO SIĘ JAKO KRYSZTAŁ PRZEZROCZYSTE
POTEM JAK BRYLANT ŚWIATŁE NA KONIEC OGNISTE
JAK KSIĘŻYC WIELKIE JAKO GWIAZDA MIGAJĄCE
TAK PO NIEŹMIERNYM NIEBIE SZŁO SAMOTNE SŁOŃCE
DZIŚ POSPÓLSTWO LITEWSKIE Z CAŁEJ OKOLICY
ZEBRAŁO SIĘ PRZED WSCHODEM WOKOŁO KAPLICY
JAK GDYBY NA NOWEGO OGŁOSZENIE CUDU
ZBIÓR TEN POCHODZIŁ W CZĘŚCI Z POBOŻNOŚCI LUDU
A W CZĘŚCI Z CIEKAWOŚCI BO DZIŚ W SOPLICOWIE
NA NABOŻEŃSTWIE MAJĄ BYĆ JENERAŁOWIE
SŁAWNI DOWÓDCY OWI NASZYCH LEGIJONÓW
KTÓRYCH LUD ZNAŁ IMIONA I CZCIŁ JAK PATRONÓW
KTÓRYCH WSZYSTKIE TUŁACTWA WYPRAWY I BITWY
BYŁY EWANGELIJĄ NARODOWĄ LITWY
JUŻ PRZYSZŁO OFICERÓW KILKU TŁUM ŻOŁNIERZY
LUD ICH OTACZA PATRZY LEDWIE OCZOM WIERZY
OGLĄDAJĄC RODAKÓW MUNDURY NOSZĄCYCH
ZBROJNYCH WOLNYCH I POLSKIM JĘZYKIEM MÓWIĄCYCH
WYSZŁA MSZA NIE OBEJMIE ŚWIĄTYNIA MALEŃKA
CAŁEGO ZGROMADZENIA LUD NA TRAWIE KLĘKA
PATRZĄC WE DRZWI KAPLICY ODKRYWAJĄ GŁOWY
WŁOS LITEWSKIEGO LUDU BIAŁY ALBO PŁOWY
POZŁACAŁ SIĘ JAKO ŁAN DOJRZAŁEGO ŻYTA
GDZIENIEGDZIE KRAŚNA GŁÓWKA DZIEWICZA WYKWITA
UBRANA W ŚWIEŻE KWIATY ALBO W PAWIE OCZY
I WSTĘGI ROZPLECIONE OZDOBY WARKOCZY
ŚRÓD GŁÓW MĘSKICH JAK W ZBOŻU BŁAWAT I KĄKOLE
KLĘCZĄCY RÓŻNOBARWNY TŁUM OKRYWA POLE
A NA GŁOS DZWONKA NIBY NA WIATRU POWIANIE
CHYLĄ SIĘ WSZYSTKIE GŁOWY JAK KŁOSY NA ŁANIE
WIEŚNIACZKI DZIŚ NA OŁTARZ MATKI ZBAWICIELA
NIOSĄ PIERWSZY DAR WIOSNY ŚWIEŻE SNOPKI ZIELA
WSZYSTKO WKOŁO UBRANE W BUKIETY I W WIANKI
OŁTARZ OBRAZ A NAWET DZWONNICA I GANKI
CZASEM PORANNY WIETRZYK GDY ZE WSCHODU WIONIE
ZRYWA WIANKI I RZUCA NA KLĘCZĄCYCH SKRONIE
I ROZLEWA JAK Z MSZALNEJ KADZIELNICY WONIE
A GDY W KOŚCIELE BYŁO PO MSZY I KAZANIU
WYSZEDŁ PRZEWODNICZĄCY CAŁEMU ZEBRANIU
PODKOMORZY NIEDAWNO PRZEZ POWIATU STANY
ZGODNIE KONFEDERACKIM MARSZAŁKIEM OBRANY
MIAŁ MUNDUR WOJEWÓDZTWA ŻUPAN ZŁOTEM SZYTY
KONTUSZ GREDYTUROWY Z FRĘDZLĄ I PAS LITY
PRZY KTÓRYM KARABELA Z GŁOWNIĄ JASZCZUROWĄ
NA SZYI ŚWIECIŁ WIELKĄ SZPINKĄ BRYLANTOWĄ
KONFEDERATKA BIAŁA A NA NIEJ PĘK GRUBY
DROGICH PIÓREK BYŁY TO BIAŁYCH CZAPEL CZUBY
NA FEST KŁADNIE SIĘ TYLKO KITKA TAK BOGATA
KTÓREJ KAŻDE PIÓRECZKO KOSZTUJE DUKATA
TAK UBRANY NA WZGÓREK WSTĄPIŁ PRZED KOŚCIOŁEM
WIEŚNIACY I ŻOŁNIERSTWO ŚCISNĘŁO SIĘ KOŁEM
ON RZEKŁBRACIA OGŁOSIŁ WAM KSIĄDZ NA AMBONIE
WOLNOŚĆ KTÓRĄ CESARZKRÓL PRZYWRÓCIŁ KORONIE
A TERAZ LITEWSKIEMU KSIĘSTWU POLSZCZE CAŁEJ
PRZYWRACA SŁYSZELIŚCIE RZĄDOWE UCHWAŁY
I ZWOŁUJĄCE WALNY SEJM UNIWERSAŁY
JA TYLKO MAM SŁÓW PARĘ PRZEMÓWIĆ DO GMINY
W RZECZY KTÓRA SIĘ TYCZE SOPLICÓW RODZINY
TUTEJSZYCH PANÓWCAŁA POMNI OKOLICA
CO TU ZBROIŁ NIEBOSZCZYK PAN JACEK SOPLICA
ALE KIEDY O GRZECHACH JEGO WSZYSCY WIECIE
CZAS I ZASŁUGI JEGO OGŁOSIĆ NA ŚWIECIE
OBECNI TU SĄ NASZYCH WOJSK JENERAŁOWIE
OD KTÓRYCH USŁYSZAŁEM WSZYSTKO CO WAM MÓWIĘ
TEN JACEK NIE BYŁ UMARŁ JAK GŁOSZONO W RZYMIE
TYLKO ODMIENIŁ ŻYCIE DAWNE STAN I IMIĘ
A WSZYSTKIE PRZECIW BOGU I OJCZYŹNIE WINY
ZGŁADZIŁ PRZEZ ŻYWOT ŚWIĘTY I PRZEZ WIELKIE CZYNY
ON TO POD HOHENLINDEN GDY RYSZPANS JENERAŁ
NA PÓŁ POBITY JUŻ SIĘ DO ODWROTU ZBIERAŁ
NIE WIEDZĄC ŻE KNIAZIEWICZ CIĄGNIE KU ODSIECZY
ON TO JACEK ZWAN ROBAK ŚRÓD GROTÓW I MIECZY
PRZENIÓSŁ OD KNIAZIEWICZA LISTY RYSZPANSOWI
DONOSZĄCE ŻE NASI BIORĄ TYŁ WROGOWI
ON POTEM W HISZPANIJI GDY NASZE UŁANY
ZDOBYŁY SAMOSIERY GRZBIET OSZAŃCOWANY
OBOK KOZIETULSKIEGO BYŁ RANNY DWA RAZY
NASTĘPNIE JAK WYSŁANIEC Z TAJNYMI ROZKAZY
BIEGAŁ PO RÓŻNYCH STRONACH DUCHA LUDZI BADAĆ
TOWARZYSTWA TAJEMNE WIĄZAĆ I ZAKŁADAĆ
NA KONIEC W SOPLICOWIE W SWYM OJCZYSTYM GNIEŹDZIE
GDY GOTOWAŁ POWSTANIE ZGINĄŁ NA ZAJEŹDZIE
WŁAŚNIE O JEGO ŚMIERCI NADESZŁA WIADOMOŚĆ
DO WARSZAWY W TĘ CHWILĘ GDY CESARZ JEGOMOŚĆ
RACZYŁ MU DAĆ ZA DAWNE CZYNY BOHATERSKIE
LEGIJI HONOROWEJ ZNAKI KAWALERSKIE
OWOŻ TE WSZYSTKIE RZECZY MAJĄC NA UWADZE
JA REPREZENTUJĄCY WOJEWÓDZTWA WŁADZĘ
MOJĄ KONFEDERACKĄ OGŁASZAM WAM LASKĄ
ŻE JACEK WIERNĄ SŁUŻBĄ I CESARSKĄ ŁASKĄ
ZNIÓSŁ INFAMIJI PLAMĘ POWRACA DO CZEŚCI
I ZNOWU SIĘ W RZĘD PRAWYCH PATRYJOTÓW MIEŚCI
WIĘC KTO BĘDZIE ŚMIAŁ JACKA ZMARŁEGO RODZINIE
WSPOMNIEĆ KIEDY O DAWNEJ ZAGŁADZONEJ WINIE
TEN PODPADNIE ZA KARĘ TAKIEGO WYRZUTU
GRAVIS NOTAE MACULAE WEDLE SŁÓW STATUTU
KARZĄCYCH TAK MILITEM JAK I SKARTABELLA
CO BY SIAŁ INFAMIJĄ NA OBYWATELA
A ŻE TERAZ JEST RÓWNOŚĆ WIĘC ARTYKUŁ TRZECI
OBOWIĄZUJE RÓWNIE I MIESZCZAN I KMIECI
TEN WYROK MARSZAŁKOWSKI PAN PISARZ UMIEŚCI
W AKTACH JENERALNOŚCI A WOŹNY OBWIEŚCI
CO SIĘ TYCZE LEGIJI HONOROWEJ KRZYŻA
ŻE PÓŹNO PRZYSZEDŁ NIC TO SŁAWIE NIE UBLIŻA
JEŚLI JACKOWI NIE MÓGŁ SŁUŻYĆ KU OZDOBIE
NIECH SŁUŻY KU PAMIĄTCE WIESZAM GO NA GROBIE
TRZY DNI TU BĘDZIE WISIAŁ POTEM DO KAPLICY
ZŁOŻY SIĘ JAKO WOTUM DLA BOGA RODZICY
TO POWIEDZIAWSZY ORDER WYDOBYŁ Z POKROWCA
I ZAWIESIŁ NA SKROMNYM KRZYŻYKU GROBOWCA
UWIĄZANĄ W KOKARDĘ WSTĄŻECZKĘ CZERWONĄ
I KRZYŻ BIAŁY GWIAŹDZISTY ZE ZŁOTĄ KORONĄ
PRZECIW SŁOŃCU PROMIENIE GWIAZDY ZAJAŚNIAŁY
JAKO OSTATNI ODBŁYSK ZIEMSKIEJ JACKA CHWAŁY
TYMCZASEM LUD NA KLĘCZKACH ANIOŁ PAŃSKI MOWI
UPRASZAJĄC O WIECZNY POKÓJ GRZESZNIKOWI
SĘDZIA OBCHODZI GOŚCI I WIEJSKĄ GROMADĘ
WSZYSTKICH DO SOPLICOWA WZYWA NA BIESIADĘ
ALE NA PRZYZBIE DOMU USIEDLI DWAJ STARCE
MAJĄC U KOLAN PEŁNE MIODU DWA PÓŁGARCE
PATRZĄ W SAD GDZIE ŚRÓD PĄCZKÓW BARWISTEGO MAKU
STAŁ UŁAN JAK SŁONECZNIK W BŁYSZCZĄCYM KOŁPAKU
STROJNYM BLACHĄ ZŁOCISTĄ I PIÓREM KOGUTA
PRZY NIM DZIEWCZĘ W ZIELONEJ SUKIENCE JAK RUTA
POZIOMA WZNOSI OCZKI BŁĘKITNE JAK BRATKI
KU OCZOM CHŁOPCA DALEJ PANNY RWAŁY KWIATKI
PO OGRODZIE UMYŚLNIE ODWRACAJĄC GŁOWY
OD KOCHANKÓW ŻEBY IM NIE MIESZAĆ ROZMOWY
ALE STARCE MIÓD PIJĄ TABAKIERKĄ Z KORY
CZĘSTUJĄC SIĘ NAWZAJEM TOCZĄ ROZHOWORY
TAK TAK MÓJ PROTAZEŃKU RZEKŁ KLUCZNIK GERWAZY
TAK TAK MÓJ GERWAZEŃKU RZEKŁ WOŹNY PROTAZY
TAK TO TAK POWTÓRZYLI ZGODNIE KILKA RAZY
KIWAJĄC W TAKT GŁOWAMI WRESZCIE WOŹNY RZECZE
IŻ PROCES NASZ KOŃCZY SIĘ DZIWNIE JA NIE PRZECZĘ
WSZAKŻE BYŁY PRZYKŁADY PAMIĘTAM PROCESY
W KTÓRYCH SIĘ DZIAŁY GORSZE NIŻ U NAS EKSCESY
A INTERCYZA CAŁY ZAKOŃCZYŁA KŁOPOT
TAK Z BORZDOBOHATYMI POGODZIŁ SIĘ ŁOPOT
KREPSZTULOWIE Z KUPŚCIAMI PUTRAMENT Z PIKTURNĄ
Z ODYŃCAMI MACKIEWICZ Z KWILECKIMI TURNO
CO MÓWIĘ WSZAK POLACY MIEWALI ZAMIESZKI
Z LITWĄ GORSZE NIŻELI Z SOPLICĄ HORESZKI
A GDY NA ROZUM WZIĘŁA KRÓLOWA JADWIGA
TO SIĘ BEZ SĄDÓW OWA SKOŃCZYŁA INTRYGA
DOBRZE GDY STRONY MAJĄ PANNY ALBO WDOWY
NA WYDANIU TO ZAWSZE KOMPROMIS GOTOWY
NAJDŁUŻSZY PROCES ZWYKLE BYWA Z DUCHOWIEŃSTWEM
KATOLICKIM ALBO TEŻ Z BLISKIM POKREWIEŃSTWEM
BO WTENCZAS SPRAWY SKOŃCZYĆ NIE MOŻNA MAŁŻEŃSTWEM
STĄD TO LACHY Z RUSAMI W SPORACH NIESKOŃCZONYCH
IDĄC Z LECHA I RUSA DWU BRACI RODZONYCH
STĄD SIĘ TYLE PROCESÓW LITEWSKICH CIĄGNĘŁO
DŁUGO Z KSIĘŻMI KRZYŻAKI AŻ WYGRAŁ JAGIEŁŁO
STĄD NA KONIEC PENDEBAT DŁUGO PRZED AKTAMI
SŁAWNY ÓW PROCES RYMSZÓW Z DOMINIKANAMI
AŻ WYGRAŁ WRESZCIE SYNDYK KLASZTORNY KSIĄDZ DYMSZA
SKĄD JEST PRZYSŁOWIE WIĘKSZY PAN BÓG NIŻ PAN RYMSZA
JA ZAŚ DOŁOŻĘ LEPSZY MIÓD OD SCYZORYKA
TO MÓWIĄC PÓŁGARCÓWKĄ PRZEPIŁ DO KLUCZNIKA
PRAWDA PRAWDA RZEKŁ NA TO GERWAZY WZRUSZONY
DZIWNEĆ TO BYŁY LOSY TEJ NASZEJ KORONY
I NASZEJ LITWY WSZAK TO JAK MAŁŻONKÓW DWOJE
BÓG ZŁĄCZYŁ A CZART DZIELI BÓG SWOJE CZART SWOJE
ACH BRACIE PROTAZEŃKU ŻE TO OCZY NASZE
WIDZĄ ŻE ZNOWU DO NAS CI KORONIJASZE
ZAWITALI SŁUŻYŁEM JA Z NIMI PRZED LATY
PAMIĘTAM DZIELNE BYŁY Z NICH KONFEDERATY
GDYBY NIEBOSZCZYK PAN MÓJ STOLNIK DOŻYŁ CHWILI
O JACKU JACKU LECZ CÓŻ BĘDZIEMY KWILILI
SKORO DZIŚ ZNOWU LITWA ŁĄCZY SIĘ Z KORONĄ
TOĆ TYM SAMYM JUŻ WSZYSTKO ZGODZONO ZGŁADZONO
I TO DZIW RZEKŁ PROTAZY ŻE O TEJ TO ZOSI
O KTÓREJ RĘKĘ TERAZ NASZ TADEUSZ PROSI
BYŁO PRZED ROKIEM OMEN JAKOBY ZNAK Z NIEBA
PANNĄ ZOFIJĄ PRZERWAŁ KLUCZNIK ZWAĆ JĄ TRZEBA
BO JUŻ DOROSŁA NIE JEST DZIEWCZYNĄ MALUCZKĄ
PRZY TYM Z KRWI DYGNITARSKIEJ JEST STOLNIKA WNUCZKĄ
OWOŻ KOŃCZYŁ PROTAZY BYŁ TO ZNAK PROROCZY
O JEJ LOSIE WIDZIAŁEM ZNAK NA WŁASNE OCZY
PRZED ROKIEM TU SIEDZIAŁA W ŚWIĘTO CZELADŹ NASZA
PIJĄC MIÓD ALIĆ PATRZYM PĘC PADA Z PODDASZA
DWÓCH WRÓBLÓW BIJĄCYCH SIĘ OBA SAMCY STARE
JEDEN MŁODSZY COKOLWIEK MIAŁ PODGARLE SZARE
DRUGI CZARNE DALEJŻE TŁUC SIĘ PO PODWÓRZU
PRZEWRACAĆ KULKI ŻE AŻ ZARYLI SIĘ W KURZU
MY PATRZYM A TYMCZASEM SZEPCĄ SOBIE SŁUGI
ŻE TEN CZARNY NIECH BĘDZIE HORESZKO A DRUGI
SOPLICA WIĘC ILEKROĆ SZARY BYŁ NA GÓRZE
KRZYCZĄ WIWAT SOPLICA PFE HORESZKI TCHÓRZE
A GDY SPADAŁ WOŁALI POPRAW SIĘ SOPLICA
NIE DAJ SIĘ MAGNATOWI TO WSTYD NA SZLACHCICA
TAK ŚMIEJĄC SIĘ CZEKAMY KTO KOGO POKONA
WTEM ZOSIEŃKA NAD PTASTWEM LITOŚCIĄ WZRUSZONA
PODBIEGŁA I NAKRYŁA RĄCZKĄ TE RYCERZE
JESZCZE SIĘ W RĘKU BILI AŻ LECIAŁO PIERZE
TAKA BYŁA ZAWZIĘTOŚĆ W TYM MALEŃKIM LICHU
BABY PATRZĄC NA ZOSIĘ GADAŁY PO CICHU
ŻE PEWNIE PRZEZNACZENIEM BĘDZIE TEJ DZIEWCZYNY
POGODZIĆ DWIE OD DAWNA ZWAŚNIONE RODZINY
A WIDZĘ ŻE SIĘ DZISIAJ ZIŚCIŁ OMEN BABI
PRAWDAĆ TO ŻE NAONCZAS MYŚLANO O HRABI
NIE ZAŚ O TADEUSZU NA TO KLUCZNIK RZECZE
DZIWNE SĄ SPRAWY W ŚWIECIE KTO WSZYSTKO DOCIECZE
JA TEŻ POWIEM WASZECI RZECZ CHOĆ NIE TAK CUDNĄ
JAK ÓW OMEN A PRZECIEŻ DO POJĘCIA TRUDNĄ
WIESZ IŻ DAWNIEJ RAD BYM BYŁ SOPLICÓW RODZINĘ
W ŁYŻCE WODY UTOPIĆ A TEGO CHŁOPCZYNĘ
TADEUSZA OD DZIECKA NIEŹMIERNIEM POLUBIŁ
UWAŻAŁEM ŻE GDY SIĘ Z CHŁOPIĘTAMI CZUBIŁ
ZAWSZE ICH ZBIŁ WIĘC ILEKROĆ DO ZAMKU BIEGAŁ
JAM GO ZAWSZE DO TRUDNYCH IMPREZÓW PODŻEGAŁ
WSZYSTKO MU SIĘ UDAŁO CZY WYDRZEĆ GOŁĘBIE
NA WIEŻY CZY JEMIOŁĘ OBERWAĆ NA DĘBIE
CZYLI Z NAJWYŻSZEJ SOSNY ZŁUPIĆ WRONIE GNIAZDO
WSZYSTKO UMIAŁ MYŚLIŁEM POD SZCZĘŚLIWĄ GWIAZDĄ
URODZIŁ SIĘ TEN CHŁOPIEC SZKODA ŻE SOPLICA
KTÓŻ BY ZGADŁ ŻE W NIM ZAMKU POWITAM DZIEDZICA
MĘŻA PANNY ZOFIJI MEJ WIELMOŻNEJ PANI
TU SKOŃCZYLI ROZMOWĘ PIJĄ ZADUMANI
SŁYCHAĆ TYLKO NIEKIEDY TE KRÓTKIE WYRAZY
TAK TAK PANIE GERWAZY TAK PANIE PROTAZY
PRZYZBA TYKAŁA KUCHNI KTÓREJ OKNA STAŁY
OTWOREM I DYM JAKO Z POŻARU BUCHAŁY
AŻ Z KŁĘBÓW DYMU NIBY BIAŁA GOŁĘBICA
MIGNĘŁA ŚWIECĄCA SIĘ KUCHMISTRZA SZLAFMYCA
WOJSKI PRZEZ OKNO KUCHNI PONAD STARCÓW GŁOWY
WYTKNĄWSZY GŁOWĘ MILCZKIEM SŁUCHAŁ ICH ROZMOWY
I PODAŁ IM NARESZCIE FILIŻANKI SPODEK
PEŁEN BISZKOKTÓW MÓWIĄC ZAKĄŚCIE WASZ MIODEK
A JA WAM TEŻ OPOWIEM HISTORIĄ CIEKAWĄ
SPORU KTÓRY MIAŁ BITWĄ ZAKOŃCZYĆ SIĘ KRWAWĄ
GDY POLUJĄCY W GŁĘBI NALIBOCKICH LASÓW
REJTAN WYPŁATAŁ SZTUKĘ KSIĄŻĘCIU DENASSÓW
TEJ SZTUKI OMAL WŁASNYM NIE PRZYPŁACIŁ ZDROWIEM
JAM KŁÓTNIĘ PANÓW ZGODZIŁ JAK TO WAM OPOWIEM
ALE WOJSKIEGO POWIEŚĆ PRZERWALI KUCHARZE
PYTAJĄC KOMU SERWIS USTAWIAĆ ROZKAŻE
WOJSKI ODSZEDŁ A STARCY ZACZERPNĄWSZY MIODU
ZADUMANI ZWRÓCILI OCZY W GŁĄB OGRODU
GDZIE ÓW DORODNY UŁAN ROZMAWIAŁ Z PANIENKĄ
WŁAŚNIE UŁAN UJĄWSZY JEJ DŁOŃ LEWĄ RĘKĄ
PRAWĄ MIAŁ NA TEMLAKU WIDAĆ ŻE BYŁ RANNY
Z TAKIMI ODEZWAŁ SIĘ SŁOWAMI DO PANNY
ZOFIJO MUSISZ TO MNIE KONIECZNIE POWIEDZIEĆ
NIM ZAMIENIM PIERŚCIONKI MUSZĘ O TYM WIEDZIEĆ
I CÓŻ ŻE PRZESZŁEJ ZIMY BYŁAŚ JUŻ GOTOWA
DAĆ SŁOWO MNIE JA WTENCZAS NIE PRZYJĄŁEM SŁOWA
BO I CÓŻ MI PO TAKIM WYMUSZONYM SŁOWIE
WTENCZAS BAWIŁEM BARDZO KRÓTKO W SOPLICOWIE
NIE BYŁEM TAKI PRÓŻNY AŻEBYM SIĘ ŁUDZIŁ
ŻEM JEDNYM MEM SPOJRZENIEM MIŁOŚĆ W TOBIE WZBUDZIŁ
JA NIE FANFARON CHCIAŁEM MĄ WŁASNĄ ZASŁUGĄ
ZYSKAĆ TWE WZGLĘDY CHOĆBY PRZYSZŁO CZEKAĆ DŁUGO
TERAZ JESTEŚ ŁASKAWA TWE SŁOWO POWTÓRZYĆ
CZYMŻE NA TYLE ŁASKI UMIAŁEM ZASŁUŻYĆ
MOŻE MNIE BIERZESZ ZOSIU NIE TAK Z PRZYWIĄZANIA
TYLKO ŻE STRYJ I CIOTKA DO TEGO CIĘ SKŁANIA
ALE MAŁŻEŃSTWO ZOSIU JEST RZECZ WIELKIEJ WAGI
RADŹ SIĘ SERCA WŁASNEGO NICZYJEJ POWAGI
TU NIE SŁUCHAJ NI STRYJA PRÓŚB NI NAMÓW CIOCI
JEŚLI NIE CZUJESZ DLA MNIE NIC OPRÓCZ DOBROCI
MOŻEM TE ZARĘCZYNY CZAS JAKIŚ ODWLEKAĆ
WIĘZIĆ TWEJ WOLI NIE CHCĘ BĘDZIEM ZOSIU CZEKAĆ
NIC NAS NIE NAGLI ZWŁASZCZA ŻE WCZORA WIECZOREM
DANO MI ROZKAZ ZOSTAĆ W LITWIE INSTRUKTOREM
W PUŁKU TUTEJSZYM NIM SIĘ Z MYCH RAN NIE WYLECZĘ
I CÓŻ KOCHANA ZOSIUNA TO ZOSIA RZECZE
WZNOSZĄC GŁOWĘ I PATRZĄC W OCZY MU NIEŚMIAŁO
NIE PAMIĘTAM JUŻ DOBRZE CO SIĘ DAWNIEJ DZIAŁO
WIEM ŻE WSZYSCY MÓWILI IŻ ZA MĄŻ IŚĆ TRZEBA
ZA PANA JA SIĘ ZAWSZE ZGADZAM Z WOLĄ NIEBA
I Z WOLĄ STARSZYCH POTEM SPUŚCIWSZY OCZĘTA
DODAŁA PRZED ODJAZDEM JEŚLI PAN PAMIĘTA
KIEDY UMARŁ KSIĄDZ ROBAK W OWĄ BURZĘ NOCNĄ
WIDZIAŁAM ŻE PAN JADĄC ŻAŁOWAŁ NAS MOCNO
PAN ŁZY MIAŁ W OCZACH TE ŁZY POWIEM PANU SZCZERZE
WPADŁY MNIE AŻ DO SERCA ODTĄD PANU WIERZĘ
ŻE MNIE LUBISZ ILEKROĆ MÓWIŁAM PACIERZE
ZA PANA POWODZENIE ZAWSZE PRZED OCZAMI
STAŁ PAN Z TYMI DUŻYMI BŁYSZCZĄCYMI ŁZAMI
POTEM PODKOMORZYNA DO WILNA JEŹDZIŁA
WZIĘŁA MIĘ TAM NA ZIMĘ ALEM JA TĘSKNIŁA
DO SOPLICOWA I DO TEGO POKOIKU
GDZIE MNIE PAN NAPRZÓD W WIECZOR SPOTKAŁ PRZY STOLIKU
POTEM POŻEGNAŁ NIE WIEM SKĄD PAMIĄTKA PANA
COŚ NIBY JAK ROZSADA W JESIENI ZASIANA
PRZEZ CAŁĄ ZIMĘ W MOIM SERCU SIĘ KRZEWIŁA
ŻE JAKO MÓWIĘ PANU USTAWNIEM TĘSKNIŁA
DO TEGO POKOIKU I COŚ MI SZEPTAŁO
ŻE TAM ZNÓW PANA ZNAJDĘ I TAK SIĘ TEŻ STAŁO
MAJĄC TO W GŁOWIE CZĘSTO TEŻ MIAŁAM NA USTACH
IMIĘ PANA BYŁO TO W WILNIE NA ZAPUSTACH
PANNY MÓWIŁY ŻE JA JESTEM ZAKOCHANA
JUŻCI JEŻELI KOCHAM TO JUŻ CHYBA PANA
TADEUSZ RAD Z TAKIEGO MIŁOŚCI DOWODU
WZIĄŁ JĄ POD RĘKĘ ŚCISNĄŁ I WYSZLI Z OGRODU
DO POKOJU DAMSKIEGO DO OWEJ KOMNATY
KĘDY TADEUSZ MIESZKAŁ PRZED DZIESIĘCIĄ LATY
TERAZ BAWIŁ TAM REJENT CUDNIE WYSTROJONY
I USŁUGIWAŁ DAMIE SWOJEJ NARZECZONEJ
BIEGAJĄC I PODAJĄC SYGNETY ŁAŃCUSZKI
SŁOIKI I FLASZECZKI I PROSZKI I MUSZKI
WESOŁ NA PANNĘ MŁODĄ PATRZYŁ TRYUMFALNIE
PANNA MŁODA KOŃCZYŁA ROBIĆ GOTOWALNIĘ
SIEDZIAŁA PRZED ŹWIERCIADŁEM RADZĄC SIĘ BÓSTW WDZIĘKU
POKOJOWE ZAŚ JEDNE Z ŻELAZKAMI W RĘKU
ODŚWIEŻAJĄ NADSTYGŁE WARKOCZÓW PIERŚCIONKI
DRUGIE KLĘCZĄC PRACUJĄ OKOŁO FALBONKI
GDY SIĘ TAK REJENT BAWI ZE SWĄ NARZECZONĄ
KUCHCIK STUKNĄŁ DOŃ W OKNO KOTA POSTRZEŻONO
KOT WYKRADŁSZY SIĘ Z ŁOZY PRZEŚMIGNĄŁ PO ŁĄCE
I WSKOCZYŁ W SAD POMIĘDZY JARZYNY WSCHODZĄCE
TAM SIEDZI WYSTRASZYĆ GO ŁACNO Z ROZSADNIKU
I USZCZUĆ POSTAWIWSZY CHARTY NA PRZESMYKU
BIEŻY ASESOR CIĄGNĄC ZA OBRÓŻ SOKOŁA
POŚPIESZA ZA NIM REJENT I KUSEGO WOŁA
WOJSKI OBU Z CHARTAMI PRZY PŁOCIE USTAWIŁ
A SAM SIĘ Z PLACKĄ MUSZĄ DO SADU WYPRAWIŁ
DEPCĄC ŚWISZCZĄC I KLASZCZĄC BARDZO ŹWIERZA TRWOŻY
SZCZWACZE TRZYMAJĄC KAŻDY CHARTA NA OBROŻY
UKAZUJĄ PALCAMI SKĄD ZAJĄC WYRUSZY
CMOKAJĄ Z CICHA CHARTY NADSTAWIŁY USZY
WYTKNĘŁY PYSKI NA WIATR I DRŻĄ NIECIERPLIWIE
JAK DWIE STRZAŁY ZŁOŻONE NA JEDNEJ CIĘCIWIE
WTEM WOJSKI KRZYKNĄŁ WYCZHA ZAJĄC SMYK ZZA PŁOTU
NA ŁĄKĘ CHARTY ZA NIM I WNET BEZ OBROTU
SOKÓŁ I KUSY RAZEM SPADLI NA SZARAKA
ZE DWÓCH STRON W JEDNEJ CHWILI JAK DWA SKRZYDŁA PTAKA
I ZĘBY MU JAK SZPONY ZATOPILI W GRZBIECIE
KOT JĘKNĄŁ RAZ JAK NOWO NARODZONE DZIECIĘ
ŻAŁOŚNIE BIEGĄ SZCZWACZE JUŻ LEŻY BEZ DUCHA
A CHARTY MU SIERĆ BIAŁĄ TARGAJĄ SPOD BRZUCHA
SZCZWACZE POGŁASKALI PSY A WOJSKI TYMCZASEM
DOBYŁ NOŻYK STRZELECKI WISZĄCY ZA PASEM
ODERZNĄŁ SKOKI I RZEKŁ DZIŚ RÓWNĄ ODPRAWĘ
WEZMĄ PIESKI BO RÓWNĄ POZYSKALI SŁAWĘ
RÓWNA ICH BYŁA RĄCZOŚĆ RÓWNA BYŁA PRACA
GODZIEN JEST PAŁAC PACA GODZIEN PAC PAŁACA
GODNI SĄ SZCZWACZE CHARTÓW GODNE SZCZWACZÓW CHARTY
OTOŻ SKOŃCZONY SPÓR WASZ DŁUGI I ZAŻARTY
JA KTÓREGOŚCIE SĘDZIĄ ZAKŁADU OBRALI
WYDAJĘ WRESZCIE WYROK OBAŚCIE WYGRALI
WRACAM FANTY NIECH KAŻDY PRZY SWOIM ZOSTANIE
A WY PODPISZCIE ZGODĘ NA STARCA WEZWANIE
SZCZWACZE ZWRÓCILI NA SIĘ ROZJAŚNIONE LICE
I DŁUGO ROZDZIELONE ZŁĄCZYLI PRAWICE
WTEM RZEKŁ REJENT STAWIŁEM NIEGDYŚ KONIA Z RZĘDEM
OPISAŁEM SIĘ TAKŻE PRZED ZIEMSKIM URZĘDEM
IŻ PIERŚCIEŃ MÓJ SĘDZIEMU W SALARIJUM ZŁOŻĘ
FANT POSTAWIONY W ZAKŁAD WRACAĆ SIĘ NIE MOŻE
PIERŚCIEŃ NIECHAJ PAN WOJSKI NA PAMIĄTKĘ PRZYMIE
I KAŻE NA NIM WYRYĆ ALBO SWOJE IMIĘ
LUB GDY ZECHCE HERBOWNE HRECZECHÓW OZDOBY
KRWAWNIK JEST GŁADKI ZŁOTO JEDENASTEJ PROBY
KONIA TERAZ UŁANI POD JAZDĘ ZABRALI
RZĘD ZOSTAŁ PRZY MNIE KAŻDY ZNAWCA TEN RZĘD CHWALI
IŻ JEST WYGODNY TRWAŁY A PIĘKNY JAK CACKO
KULBACZKA WĄSKA MODĄ Z TURECKA KOZACKĄ
KULA NA PRZODZIE W KULI SĄ DROGIE KAMIENIE
PODUSZECZKA Z RUBRONTU WYŚCIEŁA SIEDZENIE
A KIEDY NA ŁĘK WSKOCZYSZ NA TYM MIĘKKIM PUSZKU
MIĘDZY KULAMI SIEDZISZ WYGODNIE JAK W ŁÓŻKU
A GDY W GALOP PUŚCISZ SIĘ TU REJENT BOLESTA
KTÓRY JAKO WIADOMO BARDZO LUBIŁ GESTA
ROZSTAWIŁ NOGI JAKBY NA KONIA WSKAKIWAŁ
POTEM GALOP UDAJĄC POWOLI SIĘ KIWAŁ
A GDY W GALOP PUŚCISZ SIĘ NATENCZAS Z CZAPRAKA
BLASK BIJE JAKBY ZŁOTO KAPAŁO Z RUMAKA
BO TABENKI SĄ GĘSTO ZŁOTEM NAKRAPIANE
I SZEROKIE STRZEMIONA SREBRNE POZŁACANE
NA RZEMIENIACH MUSZTUKA I NA UŹDZIENICY
POŁYSKAJĄ GUZIKI PERŁOWEJ MACICY
U NAPIERŚNIKA WISI KSIĘŻYC W KSZTAŁT LELIWY
TO JEST W KSZTAŁT NOWIU CAŁY TEN SPRZĘT OSOBLIWY
ZDOBYTY JAK WIEŚĆ NIESIE W BOJU PODHAJECKIM
NA JAKIMŚ BARDZO ZNACZNYM SZLACHCICU TURECKIM
PRZYJM ASESORZE W DOWÓD MOJEGO SZACUNKU
A NA TO RZEKŁ ASESOR WESOŁ Z PODARUNKU
JA NIEGDYŚ DAROWANE OD KSIĘCIA SANGUSZKI
STAWIŁEM W ZAKŁAD MOJE PRZEŚLICZNE OBRÓŻKI
JASZCZUREM WYKŁADANE Z KOLCAMI ZE ZŁOTA
I UTKANĄ Z JEDWABIU SMYCZ KTÓREJ ROBOTA
RÓWNIE DROGA JAK KAMIEŃ CO SIĘ NA NIEJ ŚWIECI
CHCIAŁEM SPRZĘT TEN ZOSTAWIĆ W DZIEDZICTWIE DLA DZIECI
DZIECI PEWNIE MIEĆ BĘDĘ WIESZ ŻE SIĘ DZIŚ ŻENIĘ
ALE TEN SPRZĘT REJENCIE PROSZĘ UNIŻENIE
BĄDŹ ŁASKAW PRZYJĄĆ W ZAMIAN ZA TWÓJ RZĘD BOGATY
I NA PAMIĄTKĘ SPORU CO DŁUGIMI LATY
TOCZYŁ SIĘ I NARESZCIE ZAKOŃCZYŁ ZASZCZYTNIE
DLA NAS OBU NIECH ZGODA MIĘDZY NAMI KWITNIE
WIĘC WRACALI DO DOMU OZNAJMIĆ ZA STOŁEM
ŻE SIĘ SKOŃCZYŁ SPÓR MIĘDZY KUSYM I SOKOŁEM
BYŁA WIEŚĆ ŻE ZAJĄCA TEGO WOJSKI W DOMU
WYHODOWAŁ I W OGRÓD PUŚCIŁ PO KRYJOMU
AŻEBY SZCZWACZÓW ZGODZIĆ ZBYT ŁATWĄ ZDOBYCZĄ
STARUSZEK TAK SWĄ SZTUKĘ ZROBIŁ TAJEMNICZO
ŻE OSZUKAŁ ZUPEŁNIE CAŁE SOPLICOWO
KUCHCIK W LAT KILKA PÓŹNIEJ SZEPNĄŁ O TYM SŁOWO
CHCĄC ASESORA SKŁÓCIĆ Z REJENTEM NA NOWO
ALE PRÓŻNO KRZYWDZĄCE CHARTÓW WIEŚCI SZERZYŁ
WOJSKI ZAPRZECZYŁ I NIKT KUCHCIE NIE UWIERZYŁ
JUŻ GOŚCIE ZGROMADZENI W WIELKIEJ ZAMKU SALI
CZEKAJĄC UCZTY WKOŁO STOŁU ROZMAWIALI
GDY PAN SĘDZIA W MUNDURZE WOJEWÓDZKIM WCHODZI
I PANA TADEUSZA Z ZOFIJĄ PRZYWODZI
TADEUSZ LEWĄ DŁONIĄ DOTYKAJĄC GŁOWY
POZDROWIŁ SWYCH DOWÓDCÓW PRZEZ UKŁON WOJSKOWY
ZOFIJA Z OPUSZCZONYM KU ZIEMI WEJRZENIEM
ZAPŁONIWSZY SIĘ GOŚCI WITAŁA DYGNIENIEM
OD TELIMENY PIĘKNIE DYGAĆ WYUCZONA
MIAŁA WIANEK NA GŁOWIE JAKO NARZECZONA
ZRESZTĄ UBIOR TEN SAMY W JAKIM DZIŚ W KAPLICY
SKŁADAŁA SNOP WIOSENNY DLA BOGA RODZICY
UŻĘŁA ZNÓW DLA GOŚCI NOWY SNOPEK ZIELA
JEDNĄ RĘKĄ ZEŃ KWIATY I TRAWY ROŹDZIELA
DRUGĄ SWÓJ SIERP BŁYSZCZĄCY POPRAWIA NA GŁOWIE
BRALI ZIÓŁKA CAŁUJĄC JEJ RĘCE WODZOWIE
ZOSIA ZNOWU DYGAŁA W KOLEJ ZAPŁONIONA
WTEM JENERAŁ KNIAZIEWICZ WZIĄŁ JĄ ZA RAMIONA
I ZŁOŻYWSZY OJCOWSKI CAŁUS NA JEJ CZOLE
PODNIOSŁ W GÓRĘ DZIEWCZYNĘ POSTAWIŁ NA STOLE
A WSZYSCY KLASZCZĄC W DŁONIE ZAWOŁALI BRAWO
ZACHWYCENI DZIEWCZYNY URODĄ POSTAWĄ
A SZCZEGÓLNIE JEJ STROJEM LITEWSKIM PROSTACZYM
BO DLA TYCH WODZÓW KTÓRZY W SWYM ŻYCIU TUŁACZYM
TAK DŁUGO BŁĄKALI SIĘ W OBCYCH STRONACH ŚWIATA
DZIWNE MIAŁA POWABY NARODOWA SZATA
KTÓRA IM WSPOMINAŁA I MŁODE ICH LATA
I DAWNE ICH MIŁOSTKI WIĘC ZE ŁZAMI PRAWIE
SKUPILI SIĘ DO STOŁU PATRZYLI CIEKAWIE
CI PROSZĄ ABY ZOSIA WZNIOSŁA NIECO CZOŁO
I OCZY POKAZAŁA CI AŻEBY W KOŁO
RACZYŁA SIĘ OBRÓCIĆ DZIEWCZYNA WSTYDLIWA
OBRACA SIĘ LECZ OCZY RĘKAMI ZAKRYWA
TADEUSZ PATRZYŁ WESOŁ I ZACIERAŁ RĘCE
CZY KTOŚ ZOSI PORADZIŁ WYJŚĆ W TAKIEJ SUKIENCE
CZY INSTYNKTEM WIEDZIAŁA BO DZIEWCZYNA ZGADNIE
ZAWSZE INSTYNKTEM CO JEJ DO TWARZY PRZYPADNIE
DOSYĆ ŻE ZOSIA PIERWSZY RAZ W ŻYCIU DZIŚ Z RANA
BYŁA OD TELIMENY ZA UPOR ŁAJANA
NIE CHCĄC MODNEGO STROJU AŻ WYMOGŁA PŁACZEM
ŻE JĄ TAK ZOSTAWIONO W UBRANIU PROSTACZEM
SPODNICZKĘ MIAŁA DŁUGĄ BIAŁĄ SUKNIĘ KRÓTKĄ
Z ZIELONEGO KAMLOTU Z RÓŻOWĄ OBWÓDKĄ
GORSET TAKŻE ZIELONY RÓŻOWYMI WSTĘGI
OD ŁONA AŻ DO SZYI SZNUROWANY W PRĘGI
POD NIM PIERŚ JAKO PĄCZEK POD LISTKIEM SIĘ TULI
OD RAMION ŚWIECĄ BIAŁE RĘKAWY KOSZULI
JAKO SKRZYDŁA MOTYLE DO LOTU WYDĘTE
U DŁONI SKARBOWANE I WSTĄŻKĄ OPIĘTE
SZYJA TAKŻE KOSZULKĄ OBCIŚNIONA WĄSKĄ
KOŁNIERZYK ZADZIERZGNIONY RÓŻOWĄ ZAWIĄZKĄ
ZAUSZNICZKI WYRZNIĘTE SZTUCZNIE Z PESTEK WISZNI
KTÓRYCH SIĘ WYROBIENIEM SAK DOBRZYŃSKI PYSZNI
BYŁY TAM DWA SERDUSZKA Z GROTEM I PŁOMYKIEM
DANE DLA ZOSI GDY SAK BYŁ JEJ ZALOTNIKIEM
NA KOŁNIERZYKU WISZĄ DWA SZNURKI BURSZTYNU
NA SKRONIACH ZIELONEGO WIANEK ROZMARYNU
WSTĄŻKI WARKOCZÓW ZOSIA RZUCIŁA NA BARKI
A NA CZOŁO WŁOŻYŁA ZWYCZAJEM ŻNIWIARKI
SIERP KRZYWY ŚWIEŻYM ŻĘCIEM TRAW OSZLIFOWANY
JASNY JAK NÓW MIESIĘCZNY NAD CZOŁEM DYJANY
WSZYSCY CHWALĄ KLASKAJĄ JEDEN Z OFICERÓW
DOBYŁ Z KIESZENI PORTEFEUILLE Z PLIKAMI PAPIERÓW
ROZŁOŻYŁ JE OŁÓWEK PRZYCIĄŁ W USTACH ZMOCZYŁ
PATRZY W ZOSIĘ RYSUJE LEDWIE SĘDZIA ZOCZYŁ
PAPIERY I OŁÓWKI POZNAŁ RYSOWNIKA
CHOĆ GO BARDZO ODMIENIŁ MUNDUR PUŁKOWNIKA
BOGATE SZLIFY MINA PRAWDZIWIE UŁAŃSKA
I WĄSIK POCZERNIONY I BRÓDKA HISZPAŃSKA
SĘDZIA POZNAŁ JAK SIĘ MASZ MÓJ JAŚNIE WIELMOŻNY
HRABIO I W ŁADOWNICY MASZ TWÓJ SPRZĘT PODRÓŻNY
DO MALARSTWA W ISTOCIE BYŁ TO HRABIA MŁODY
NIEDAWNY ŻOŁNIERZ LECZ ŻE WIELKIE MIAŁ DOCHODY
I SWOIM KOSZTEM CAŁY PUŁK JAZDY WYSTAWIŁ
I W PIERWSZEJ ZARAZ BITWIE WYBORNIE SIĘ SPRAWIŁ
CESARZ GO PUŁKOWNIKIEM DZIŚ WŁAŚNIE MIANOWAŁ
WIĘC SĘDZIA WITAŁ HRABIĘ I RANGI WINSZOWAŁ
ALE HRABIA NIE SŁUCHAŁ A PILNIE RYSOWAŁ
TYMCZASEM WESZŁA DRUGA PARA NARZECZONA
ASESOR NIEGDYŚ CARA DZIŚ NAPOLEONA
WIERNY SŁUGA ŻANDARMÓW ODDZIAŁ MIAŁ W KOMENDZIE
A CHOĆ LEDWIE DWADZIEŚCIE GODZIN BYŁ W URZĘDZIE
JUŻ WŁOŻYŁ MUNDUR SINY Z POLSKIMI WYŁOGI
I CIĄGNĄŁ KRZYWĄ SZABLĘ I DZWONIŁ W OSTROGI
OBOK POWAŻNYM KROKIEM SZŁA JEGO KOCHANKA
UBRANA BARDZO STROJNIE TEKLA HRECZESZANKA
BO ASESOR JUŻ DAWNO TELIMENĘ RZUCIŁ
I ABY TĘ KOKIETKĘ TYM MOCNIEJ ZASMUCIŁ
KU WOJSZCZANCE AFEKTY SERDECZNE OBRÓCIŁ
PANNA NIE NADTO MŁODA JUŻ PONO PÓŁWIECZNA
LECZ GOSPODYNI DOBRA OSOBA STATECZNA
I POSAŻNA BO OPROCZ SWEJ DZIEDZICZNEJ WIOSKI
SUMKĄ Z DARU SĘDZIEGO POWIĘKSZAŁA WNIOSKI
TRZECIEJ PARY DAREMNIE CZEKAJĄ CZAS DŁUGI
SĘDZIA NIECIERPLIWI SIĘ I WYSYŁA SŁUGI
WRACAJĄ POWIADAJĄ ŻE TRZECI MAŁŻONEK
PAN REJENT SZCZUJĄC KOTA ZGUBIŁ SWÓJ PIERŚCIONEK
ŚLUBNY SZUKA NA ŁĄCE A REJENTA DAMA
JESZCZE U GOTOWALNI CHOĆ ŚPIESZY SIĘ SAMA
I CHOĆ JEJ POMAGAJĄ SŁUŻEBNE KOBIETY
NIE MOGŁA W ŻADEN SPOSÓB SKOŃCZYĆ TOALETY
LEDWIE BĘDZIE GOTOWA NA GODZINĘ CZWARTĄ
NA KONIEC Z TRZASKIEM SALI DRZWI NA WŚCIĄŻ OTWARTO
WCHODZI PAN WOJSKI W CZAPCE I Z GŁOWĄ ZADARTĄ
NIE WITA SIĘ I MIEJSCA ZA STOŁEM NIE BIERZE
BO WOJSKI WYSTĘPUJE W NOWYM CHARAKTERZE
MARSZAŁKA DWORU LASKĘ MA NA ZNAK URZĘDU
I TĄ LASKĄ Z KOLEI JAKO MISTRZ OBRZĘDU
WSKAZUJE WSZYSTKIM MIEJSCA I GOŚCI USADZA
NAPRZÓD JAKO NAJPIERWSZA WOJEWÓDZTWA WŁADZA
PODKOMORZYMARSZAŁEK WZIĄŁ MIEJSCE ZASZCZYTNE
ZE SŁONIOWYM PORĘCZEM KRZESŁO AKSAMITNE
OBOK NA PRAWEJ STRONIE JENERAŁ DĄBROWSKI
NA LEWEJ SIADŁ KNIAZIEWICZ PAC I MAŁACHOWSKI
ŚRÓD NICH PODKOMORZYNA DALEJ INNE PANIE
OFICEROWIE PANY SZLACHTA I ZIEMIANIE
MĘŻCZYŹNI I KOBIETY NA PRZEMIAN PO PARZE
USIADAJĄ PORZĄDKIEM GDZIE WOJSKI UKAŻE
PAN SĘDZIA SKŁONIWSZY SIĘ OPUŚCIŁ BIESIADĘ
ON NA DZIEDZIŃCU WŁOŚCIAN TRAKTOWAŁ GROMADĘ
ZEBRAWSZY ICH ZA STOŁEM NA DWA STAJE DŁUGIM
SAM SIADŁ NA JEDNYM KOŃCU A PLEBAN NA DRUGIM
TADEUSZ I ZOFIJA DO STOŁU NIE SIEDLI
ZAJĘCI CZĘSTOWANIEM WŁOŚCIAN CHODZĄC JEDLI
STAROŻYTNY BYŁ ZWYCZAJ IŻ DZIEDZICE NOWI
NA PIERWSZEJ UCZCIE SAMI SŁUŻYLI LUDOWI
TYMCZASEM GOŚCIE POTRAW CZEKAJĄCY W SALI
Z ZADZIWIENIEM NA WIELKI SERWIS POGLĄDALI
KTÓREGO RÓWNIE DROGI KRUSZEC JAK ROBOTA
JEST PODANIE ŻE KSIĄŻĘ RADZIWIŁŁSIEROTA
KAZAŁ TEN SPRZĘT NA URZĄD W WENECYI ZROBIĆ
I WEDLE WŁASNYCH PLANÓW PO POLSKU OZDOBIĆ
SERWIS POTEM ZABRANY CZASU WOJNY SZWEDZKIÉJ
PRZESZEDŁ NIE WIEDZIEĆ JAKĄ DROGĄ W DOM SZLACHECKI
DZIŚ ZE SKARBCA DOBYTY ZAJĄŁ ŚRODEK STOŁA
OGROMNYM KRĘGIEM NA KSZTAŁT KARETNEGO KOŁA
SERWIS TEN BYŁ NALANY ODE DNA PO BRZEGI
PIANKAMI I CUKRAMI BIAŁYMI JAK ŚNIEGI
UDAWAŁ PRZEWYBORNIE KRAJOBRAZ ZIMOWY
W ŚRODKU CZERNIAŁ OGROMNY BÓR KONFITUROWY
STRONAMI DOMY NIBY WIOSKI I ZAŚCIANKI
OKRYTE ZAMIAST ŚRONU CUKROWYMI PIANKI
NA KRAWĘDZIACH NACZYNIA STOJĄ DLA OZDOBY
NIEWIELKIE Z PORCELANY WYDĘTE OSOBY
W POLSKICH STROJACH JAKOBY AKTORY NA SCENIE
ZDAWAŁY SIĘ PRZEDSTAWIAĆ JAKOWEŚ ZDARZENIE
GEST ICH SZTUCZNIE WYDANY FARBY OSOBLIWE
TYLKO GŁOSU IM BRAKNIE ZRESZTĄ GDYBY ŻYWE
CÓŻ PRZEDSTAWIAJĄ GOŚCIE PYTALI CIEKAWI
ZA CZYM WOJSKI PODNOSI LASKĘ I TAK PRAWI
TYMCZASEM PODAWANO WÓDKĘ PRZED JEDZENIEM
ZA MYCH WIELCE MOŚCIWYCH PANÓW POZWOLENIEM
TE PERSONY KTÓRYCH TU WIDZICIE BEZ LIKU
PRZEDSTAWIAJĄ POLSKIEGO HISTORIĄ SEJMIKU
NARADY WOTOWANIE TRYUMFY I WAŚNIE
SAM TĘ SCENĘ ODGADŁEM I PAŃSTWU OBJAŚNIĘ
OTO NA PRAWO WIDAĆ LICZNE SZLACHTY GRONO
PEWNIE ICH PRZED SEJMIKIEM NA UCZTĘ SPROSZONO
CZEKA NAKRYTY STOLIK NIKT GOŚCI NIE SADZA
STOJĄ KUPKAMI KAŻDA KUPKA SIĘ NARADZA
PATRZCIE IŻ W KAŻDEJ KUPCE STOI W ŚRODKU CZŁOWIEK
Z KTÓREGO UST OTWARTYCH Z PODNIESIONYCH POWIEK
RĄK NIESPOKOJNYCH WIDAĆ MÓWCA COŚ TŁUMACZY
I PALCEM EKSPLIKUJE I NA DŁONI ZNACZY
CI MÓWCY ZALECAJĄ SWOICH KANDYDATÓW
Z RÓŻNYM SKUTKIEM JAK WIDAĆ Z MINY SZLACHTY BRATÓW
WPRAWDZIE TAM W DRUGIEJ KUPIE SZLACHTA PILNIE SŁUCHA
TEN RĘCE ZA PAS ZATKNĄŁ I PRZYŁOŻYŁ UCHA
ÓW DŁOŃ PRZY UCHU TRZYMA I MILCZKIEM WĄS KRĘCI
ZAPEWNE SŁOWA ZBIERA I NIŻE W PAMIĘCI
CIESZY SIĘ MÓWCA WIDZĄC ŻE SĄ NAWRÓCENI
GŁADZI KIESZEŃ BO KRESKI ICH JUŻ MA W KIESZENI
LECZ ZA TO W TRZECIM GRONIE DZIEJE SIĘ INACZÉJ
TU MÓWCA MUSI ŁOWIĆ ZA PASY SŁUCHACZY
PATRZCIE WYRYWAJĄ SIĘ I COFAJĄ USZY
PATRZCIE JAKO TEN SŁUCHACZ OD GNIEWU SIĘ PUSZY
WZNIOSŁ RĘCE GROZI MÓWCY USTA MU ZATYKA
PEWNIE SŁYSZAŁ POCHWAŁY SWEGO PRZECIWNIKA
TEN DRUGI POCHYLIWSZY CZOŁO NA KSZTAŁT BYKA
POWIEDZIAŁBYŚ ŻE MÓWCĘ POCHWYCI NA ROGI
CI BIORĄ SIĘ DO SZABEL TAMCI POSZLI W NOGI
JEDEN MIĘDZY KUPKAMI SZLACHCIC CICHY STOI
WIDAĆ ŻE CZŁEK BEZSTRONNY WAHA SIĘ I BOI
ZA KIM DAĆ KRESKĘ NIE WIE I SAM Z SOBĄ W WALCE
PYTA LOSU WZNIOSŁ RĘCE WYTKNĄŁ WIELKIE PALCE
ZMRUŻYŁ OCZY PAZNOKCIEM DO PAZNOKCIA MIERZY
WIDAĆ ŻE KRESKĘ SWOJĘ KABALE POWIERZY
JEŚLI PALCE TRAFIĄ SIĘ DA AFIRMATYWĘ
A JEŻELI SIĘ CHYBIĄ RZUCI NEGATYWĘ
NA LEWEJ DRUGA SCENA REFEKTARZ KLASZTORU
OBRÓCONY NA SALĘ SZLACHECKIEGO ZBORU
STARSI RZĘDEM NA ŁAWACH SIEDZĄ MŁODSI STAJĄ
I CIEKAWI PRZEZ GŁOWY W ŚRODEK ZAGLĄDAJĄ
W ŚRODKU MARSZAŁEK STOI WAZON W RĘKU TRZYMA
LICZY GAŁKI SZLACHTA JE POŻERA OCZYMA
WŁAŚNIE WYTRZĄSŁ OSTATNIĄ WOŹNI RĘCE WZNOSZĄ
I IMIĘ OBRANEGO URZĘDNIKA GŁOSZĄ
JEDEN SZLACHCIC NA ZGODĘ POWSZECHNĄ NIE ZWAŻA
PATRZ WYTKNĄŁ GŁOWĘ OKNEM Z KUCHNI REFEKTARZA
PATRZ JAK OCZY WYTRZESZCZYŁ JAK POGLĄDA ŚMIAŁO
USTA OTWORZYŁ JAKBY CHCIAŁ ZJEŚĆ IZBĘ CAŁĄ
ŁATWO ZGADNĄĆ ŻE SZLACHCIC TEN ZAWOŁAŁ VETO
PATRZCIE JAK ZA TĄ NAGŁĄ DO KŁÓTNI PODNIETĄ
TŁOCZY SIĘ DO DRZWI CIŻBA PEWNIE IDĄ W KUCHNIĘ
DOSTALI SZABLE PEWNIE KRWAWY BÓJ WYBUCHNIE
LECZ TAM NA KORYTARZU PAŃSTWO UWAŻACIE
TEGO STAREGO KSIĘDZA CO IDZIE W ORNACIE
TO PRZEOR SANKTISSIMUM Z OŁTARZA WYNOSI
A CHŁOPIEC W KOMŻY DZWONI I NA USTĘP PROSI
SZLACHTA WNET SZABLE CHOWA ŻEGNA SIĘ I KLĘKA
A KSIĄDZ TAM SIĘ OBRACA GDZIE JESZCZE BROŃ SZCZĘKA
SKORO PRZYJDZIE WNET WSZYSTKICH UCISZY I ZGODZI
ACH WY NIE PAMIĘTACIE TEGO PAŃSTWO MŁODZI
JAK ŚRÓD NASZEJ BURZLIWEJ SZLACHTY SAMOWŁADNEJ
ZBROJNEJ NIE TRZEBA BYŁO POLICYI ŻADNEJ
DOPÓKI WIARA KWITŁA SZANOWANO PRAWA
BYŁA WOLNOŚĆ Z PORZĄDKIEM I Z DOSTATKIEM SŁAWA
W INNYCH KRAJACH JAK SŁYSZĘ TRZYMA URZĄD DRABÓW
POLICYJANTÓW RÓŻNYCH ŻANDARMÓW KONSTABÓW
ALE JEŚLI MIECZ TYLKO BEZPIECZEŃSTWA STRZEŻE
ŻEBY W TYCH KRAJACH BYŁA WOLNOŚĆ NIE UWIERZĘ
WTEM DZWONIĄC W TABAKIERĘ RZEKŁ PAN PODKOMORZY
PANIE WOJSKI NIECH WASZE NA POTEM ODŁOŻY
TE HISTORYJE PRAWDA ŻE SEJMIK CIEKAWY
ALE MY GŁODNI KAŻ WAĆ PRZYNOSIĆ POTRAWY
NA TO WOJSKI SKŁANIAJĄC AŻ DO ZIEMI LASKĘ
JAŚNIE WIELMOŻNY PANIE ZRÓBŻE MI TĘ ŁASKĘ
ZARAZ DOKOŃCZĘ SCENĘ OSTATNIĄ SEJMIKÓW
OTO NOWY MARSZAŁEK NA RĘKU STRONNIKÓW
WYNIESION Z REFEKTARZA PATRZ JAK SZLACHTA BRATY
RZUCAJĄ CZAPKI USTA OTWARLI WIWATY
A TAM PO DRUGIEJ STRONIE PAN PRZEKRESKOWANY
SAM JEDEN CZAPKĘ WCISNĄŁ NA ŁEB ZADUMANY
ŻONA PRZED DOMEM CZEKA ZGADŁA CO SIĘ DZIEJE
BIEDNA OTO NA RĘKU POKOJOWEJ MDLEJE
BIEDNA JAŚNIE WIELMOŻNEJ TYTUŁ PRZYBRAĆ MIAŁA
A ZNÓW TYLKO WIELMOŻNĄ NA LAT TRZY ZOSTAŁA
TU WOJSKI SKOŃCZYŁ OPIS I LASKĄ ZNAK DAJE
I WNET ZACZĘLI WCHODZIĆ PARAMI LOKAJE
ROZNOSZĄCY POTRAWY BARSZCZ KRÓLEWSKIM ZWANY
I ROSOŁ STAROPOLSKI SZTUCZNIE GOTOWANY
DO KTÓREGO PAN WOJSKI Z DZIWNYMI SEKRETY
WRZUCIŁ KILKA PEREŁEK I SZTUKĘ MONETY
TAKI ROSOŁ KREW CZYŚCI I POKRZEPIA ZDROWIE
DALEJ INNE POTRAWY A KTÓŻ JE WYPOWIE
KTO ZROZUMIE NIE ZNANE JUŻ ZA NASZYCH CZASÓW
TE PÓŁMISKI KONTUZÓW ARKASÓW BLEMASÓW
Z INGREDYJENCYJAMI POMUCHL FIGATELÓW
CYBETÓW PIŻM DRAGANTÓW PINELÓW BRUNELÓW
OWE RYBY ŁOSOSIE SUCHE DUNAJECKIE
WYŻYNY KAWIJARY WENECKIE TURECKIE
SZCZUKI GŁÓWNE I SZCZUKI PODGŁÓWNE ŁOKIETNE
FLĄDRY I KARPIE ĆWIKI I KARPIE SZLACHETNE
W KOŃCU SEKRET KUCHARSKI RYBA NIE KROJONA
U GŁOWY PRZYSMAŻONA WE ŚRODKU PIECZONA
A MAJĄCA POTRAWKĘ Z SOSEM U OGONA
GOŚCIE ANI PYTALI NAZWISKA POTRAWY
ANI ICH ZASTANOWIŁ ÓW SEKRET CIEKAWY
WSZYSTKO PRĘDKO Z ŻOŁNIERSKIM JEDLI APETYTEM
KIELISZKI NAPEŁNIAJĄC WĘGRZYNEM OBFITYM
ALE TYMCZASEM WIELKI SERWIS BARWĘ ZMIENIŁ
I ODARTY ZE ŚNIEGU JUŻ SIĘ ZAZIELENIŁ
BO LEKKA CIEPŁEM LETNIM POWOLI ROZGRZANA
ROZTOPIŁA SIĘ LODU CUKROWEGO PIANA
I DNO ODKRYŁA DOTĄD ZATAJONE OKU
WIĘC KRAJOBRAZ PRZEDSTAWIŁ NOWĄ PORĘ ROKU
ZABŁYSNĄWSZY ZIELONĄ RÓŻNOFARBNĄ WIOSNĄ
WYCHODZĄ RÓŻNE ZBOŻA JAK NA DROŻDŻACH ROSNĄ
PSZENICY SZAFRANOWEJ BUJA KŁOS ZŁOCISTY
ŻYTO UBRANE W SREBRA MALARSKIEGO LISTY
I GRYKA WYRABIANA SZTUCZNIE Z CZOKOLADY
I KWITNĄCE GRUSZKAMI I JABŁKAMI SADY
LEDWIE MAJĄ CZAS GOŚCIE DARÓW LATA UŻYĆ
DARMO PROSZĄ WOJSKIEGO ŻEBY JE PRZEDŁUŻYĆ
JUŻ SERWIS JAK PLANETA KONIECZNYM OBROTEM
ZMIENIA PORĘ JUŻ ZBOŻA MALOWANE ZŁOTEM
NABRAWSZY CIEPŁA W IZBIE POWOLI TOPNIEJĄ
JUŻ TRAWY POŻÓŁKNIAŁY LIŚCIA CZERWIENIEJĄ
SYPIĄ SIĘ RZEKŁBYŚ IŻ WIATR JESIENNY POWIEWA
NA KONIEC OWE CHWILĘ PRZEDTEM STROJNE DRZEWA
TERAZ JAKBY ODARTE OD WICHRÓW I ŚRONU
STOJĄ NAGIE BYŁY TO LASKI CYNAMONU
LUB UDAJĄCE SOSNĘ GAŁĄZKI WAWRZYNU
ODZIANE ZAMIAST KOLCÓW ZIARENKAMI KMINU
GOŚCIE PIJĄCY WINO ZACZĘLI GAŁĄZKI
PNIE I KORZENIE ZRYWAĆ I GRYŹĆ DLA ZAKĄSKI
WOJSKI OBCHODZIŁ SERWIS I PEŁEN RADOŚCI
TRYUMFUJĄCE OCZY OBRACAŁ NA GOŚCI
HENRYK DĄBROWSKI UDAŁ WIELKIE ZADZIWIENIE
I RZEKŁ MÓJ PANIE WOJSKI CZY TO CHIŃSKIE CIENIE
CZY TO PINETY PANU DAŁ W SŁUŻBĘ SWE BISY
CZY DOTĄD U WAS W LITWIE SĄ TAKIE SERWISY
I WSZYSCY TAKIM STARYM UCZTUJĄ ZWYCZAJEM
POWIEDZ MI BO JA ŻYCIE STRAWIŁEM ZA KRAJEM
WOJSKI RZEKŁ KŁANIAJĄC SIĘ NIE JAŚNIE WIELMOŻNY
JENERALE NIE JEST TO ŻADEN KUNSZT BEZBOŻNY
JEST TO PAMIĄTKA TYLKO OWYCH BIESIAD SŁAWNYCH
KTÓRE DAWANO W DOMACH PANÓW STARODAWNYCH
GDY POLSKA UŻYWAŁA SZCZĘŚCIA I POTĘGI
COM ZROBIŁ TOM WYCZYTAŁ Z TEJ TU OTO KSIĘGI
PYTASZ CZY WSZĘDZIE W LITWIE TEN SIĘ ZWYCZAJ CHOWA
NIESTETY JUŻ I DO NAS WŁAZI MODA NOWA
NIEJEDEN PANICZ KRZYCZY ŻE NIE CIERPI ZBYTKÓW
JE JAK ŻYD SKĄPI GOŚCIOM POTRAW I NAPITKÓW
WĘGRZYNA POŻAŁUJE A PIJE SZATAŃSKIE
FAŁSZYWE WINO MODNE MOSKIEWSKIE SZAMPAŃSKIE
POTEM W WIECZOR NA KARTY TYLE ZŁOTA STRACI
ŻE ZA NIE DAŁBYŚ UCZTĘ NA STU SZLACHTY BRACI
NAWET BO CO NA SERCU MAM DZIŚ POWIEM SZCZERZE
NIECH TEGO PODKOMORZY ZA ZŁE MI NIE BIERZE
KIEDYM TEN SERWIS CUDNY ZE SKARBCA DOBYWAŁ
TO NAWET PODKOMORZY I ON MNIE PRZEDRWIWAŁ
MÓWIĄC ŻE TO MACHINA ZMUDNA STAROŚWIECKA
ŻE TO MA POZOR NIBY ZABAWKI DLA DZIECKA
NIEPRZYZWOITEJ DLA TAK ZNAKOMITYCH LUDZI
SĘDZIO I SĘDZIA MÓWIŁ ŻE TO GOŚCI ZNUDZI
A PRZECIEŻ ILE WNOSZĘ Z PANÓW ZADZIWIENIA
WIDZĘ IŻ TEN KUNSZT PIĘKNY GODZIEN BYŁ WIDZENIA
NIE WIEM CZY SIĘ PODOBNA OKAZYJA ZDARZY
CZĘSTOWAĆ W SOPLICOWIE TAKICH DYGNITARZY
WIDZĘ ŻE PAN JENERAŁ NA BIESIADACH ZNA SIĘ
NIECHAJ PRZYJMIE TĘ KSIĄŻKĘ ONA PANU ZDA SIĘ
GDY BĘDZIESZ DLA MONARCHÓW ZAGRANICZNYCH GRONA
DAWAŁ UCZTĘ BA NAWET DLA NAPOLEONA
ALE POZWÓL NIM KSIĘGĘ TĘ PANU POŚWIĘCĘ
NIECH POWIEM JAKIM TRAFEM WPADŁA W MOJE RĘCE
WTEM SZMER POWSTAŁ ZA DRZWIAMI RAZEM GŁOSÓW WIELE
ZAWOŁAŁO NIECH ŻYJE KUREK NA KOŚCIELE
CIŻBA TŁOCZY SIĘ W SALĘ A MACIEJ NA CZELE
SĘDZIA GOŚCIA ZA RĘKĘ DO STOŁU PROWADZIŁ
I WYSOKO POMIĘDZY WODZAMI POSADZIŁ
MÓWIĄC PANIE MACIEJU NIEDOBRY SĄSIEDZIE
PRZYJEŻDŻASZ BARDZO POŹNO PRAWIE PO OBIEDZIE
JEM WCZEŚNIE RZEKŁ DOBRZYŃSKI JA TU NIE DLA JADŁA
PRZYBYŁEM TYLKO ŻE MNIE CIEKAWOŚĆ NAPADŁA
OBEJRZEĆ Z BLISKA NASZĄ ARMIĘ NARODOWĄ
WIELE BY GADAĆ JEST TO ANI TO NI OWO
SZLACHTA MNIE OBACZYŁA I GWAŁTEM TU WIEDZIE
A WASZEĆ ZA STÓŁ SADZASZ DZIĘKUJĘ SĄSIEDZIE
TO WYRZEKŁSZY PRZEWRÓCIŁ TALERZ DNEM DO GÓRY
NA ZNAK ŻE JEŚĆ NIE BĘDZIE I MILCZAŁ PONURY
PANIE DOBRZYŃSKI RZEKŁ MU JENERAŁ DĄBROWSKI
TYŻ TO JESTEŚ ÓW SŁAWNY RĘBACZ KOŚCIUSZKOWSKI
ÓW MACIEJ ZWANY RÓZGA ZNAM CIEBIE ZE SŁAWY
I PROSZĘ TAKIŚ DOTĄD CZERSTWY TAKI ŻWAWY
ILEŻ TO LAT MINĘŁO PATRZ JAM SIĘ PODSTARZAŁ
PATRZ I KNIAZIEWICZOWI JUŻ SIĘ WŁOS POSZARZAŁ
A TY JESZCZE Z MŁODSZYMI MÓGŁBYŚ PÓJŚĆ W ZAPASY
I RÓZGA TWOJA KWITNIE PONO JAK PRZED CZASY
SŁYSZAŁEM ŻEŚ NIEDAWNO MOSKALÓW OĆWICZYŁ
LECZ GDZIE SĄ BRACIA TWOI NIEŹMIERNIE BYM ŻYCZYŁ
WIDZIEĆ TE SCYZORYKI I TE WASZE BRZYTWY
OSTATNIE EGZEMPLARZE STARODAWNEJ LITWY
JENERALE RZEKŁ SĘDZIA PO OWYM ZWYCIĘSTWIE
PRAWIE WSZYSCY DOBRZYŃSCY SCHRONILI SIĘ W KSIĘSTWIE
ZAPEWNE DO KTÓREGO WESZLI LEGIJONU
W ISTOCIE ODPOWIEDZIAŁ MŁODY SZEF SZWADRONU
MAM W DRUGIEJ KOMPANIJI WĄSATE STRASZYDŁO
WACHMISTRZA DOBRZYŃSKIEGO CO SIĘ ZWIE KROPIDŁO
A MAZURY ZOWIĄ GO LITEWSKIM NIEDŹWIEDZIEM
JEŚLI JENERAŁ KAŻE TO GO TU PRZYWIEDZIEM
JEST RZEKŁ PORUCZNIK KILKU INNYCH RODEM Z LITWY
JEDEN ŻOŁNIERZ ZNAJOMY POD IMIENIEM BRZYTWY
I DRUGI CO Z TROMBLONEM JEŹDZI NA FLANKIERY
SĄ TAKŻE W PUŁKU STRZELCÓW DWA GRENADYJERY
DOBRZYŃSCYALE ALE O ICH NACZELNIKU
RZEKŁ JENERAŁ CHCĘ WIEDZIEĆ O TYM SCYZORYKU
O KTÓRYM MNIE PAN WOJSKI TYLE PRAWIŁ CUDÓW
JAKBY O JEDNYM Z OWYCH DAWNYCH WIELKOLUDÓW
SCYZORYK RZECZE WOJSKI CHOĆ NIE EGZULOWAŁ
ALE BOJĄC SIĘ ŚLEDZTWA PRZED MOSKWĄ SIĘ SCHOWAŁ
CAŁĄ ZIMĘ NIEBORAK TUŁAŁ SIĘ PO LASACH
TERAZ DOPIERO WYSZEDŁ W TYCH WOJENNYCH CZASACH
MÓGŁBY SIĘ NA CO PRZYDAĆ JEST RYCERSKIM CZŁEKIEM
SZKODA TYLKO ŻE TROCHĘ PRZYCIŚNIONY WIEKIEM
LECZ OWOŻ ON TU WOJSKI PALCEM WSKAZAŁ W SIENI
GDZIE CZELADŹ I WIEŚNIACY STALI NATŁOCZENI
A NAD WSZYSTKICH GŁOWAMI ŁYSINA BŁYSZCZĄCA
UKAZAŁA SIĘ NAGLE JAK PEŁNIA MIESIĄCA
TRZYKROĆ WESZŁA I TRZYKROĆ ZNIKŁA W GŁÓW OBŁOKU
KLUCZNIK IDĄC KŁANIAŁ SIĘ AŻ DOBYŁ SIĘ Z TŁOKU
I RZEKŁJAŚNIE WIELMOŻNY KORONNY HETMANIE
CZY JENERALE MNIEJSZA O TYTUŁOWANIE
JAM JEST RĘBAJŁO STAJĘ NA TWE ZAWOŁANIE
Z TYM MOIM SCYZORYKIEM KTÓRY NIE Z OPRAWY
ANI Z NAPISÓW ALE Z HARTU NABYŁ SŁAWY
ŻE NAWET O NIM JAŚNIE WIELMOŻNY PAN WIEDZIAŁ
GDYBY ON GADAĆ UMIAŁ MOŻE BY POWIEDZIAŁ
COKOLWIEK NA POCHWAŁĘ I TEJ STAREJ RĘKI
KTÓRA SŁUŻYŁA DŁUGO WIERNIE BOGU DZIĘKI
OJCZYŹNIE TUDZIEŻ PANÓW HORESZKÓW RODZINIE
CZEGO PAMIĘĆ DOTYCHCZAS MIĘDZY LUDŹMI SŁYNIE
MOPANKU RZADKO KTÓRY PISARZ PROWENTOWY
TAK ZRĘCZNIE TEMPERUJE PIÓRA JAK ON GŁOWY
DŁUGO LICZYĆ A NOSÓW I USZU BEZ LIKU
A NIE MA ŻADNEJ SZCZERBY NA TYM SCYZORYKU
I ŻADEN GO NIE SPLAMIŁ ZBOJECKI UCZYNEK
TYLKO OTWARTA WOJNA ALBO POJEDYNEK
RAZ TYLKO PANIE DAJ MU WIECZNY ODPOCZYNEK
BEZBRONNEGO CZŁOWIEKA NIESTETY SPRZĄTNIONO
A I TO BÓG MI ŚWIADKIEM PRO PUBLICO BONO
POKAŻ NO RZEKŁ ŚMIEJĄC SIĘ JENERAŁ DĄBROWSKI
A TO PIĘKNY SCYZORYK ISTNY MIECZ KATOWSKI
I Z ZADZIWIENIEM WIELKI RAPIER OPATRYWAŁ
I INNYM OFICEROM W KOLEJ POKAZYWAŁ
PROBOWALI GO WSZYSCY ALE LEDWIE KTÓRY
Z OFICERÓW MÓGŁ PODNIEŚĆ TEN RAPIER DO GÓRY
MÓWIONO ŻE DEMBIŃSKI SŁAWNY RĘKI SIŁĄ
PODŹWIGNĄŁBY SZABLICĘ LECZ GO TAM NIE BYŁO
Z OBECNYCH ZAŚ TYLKO SZEF SZWADRONU DWERNICKI
I DOWÓDCA PLUTONU PORUCZNIK RÓŻYCKI
POTRAFILI OBRACAĆ TYM ŻELAZNYM DRĄGIEM
I TAK RAPIER NA PROBĘ SZEDŁ Z RĄK DO RĄK CIĄGIEM
LECZ JENERAŁ KNIAZIEWICZ WZROSTEM NAJSŁUSZNIEJSZY
POKAZAŁO SIĘ IŻ BYŁ W RĘKU NAJSILNIEJSZY
UJĄWSZY RAPIER LEKKO JAKBY SZPADĘ DŹWIGNĄŁ
I NAD GŁOWAMI GOŚCI BŁYSKAWICĄ MIGNĄŁ
PRZYPOMINAJĄC POLSKIE FECHTARSKIE WYKRĘTY
KRZYŻOWĄ SZTUKĘ MŁYŃCA CIOS KRZYWY RAZ CIĘTY
CIOS KRADZIONY I TEMPY KONTRPUNKTÓW TERCETÓW
KTÓRE TEŻ UMIAŁ BO BYŁ ZE SZKOŁY KADETÓW
GDY ŚMIEJĄC SIĘ FECHTOWAŁ RĘBAJŁO JUŻ KLĘCZAŁ
OBJĄŁ GO ZA KOLANA I ZE ŁZAMI JĘCZAŁ
ZA KAŻDYM ZWROTEM MIECZA PIĘKNIE JENERALE
CZYŚ BYŁ KONFEDERATEM PIĘKNIE DOSKONALE
TO SZTYCH PUŁASKICH TAK SIĘ DZIERŻANOWSKI SKŁADAŁ
TO SZTYCH SAWY KTÓŻ PANU TAK RĘKĘ UKŁADAŁ
CHYBA MACIEJ DOBRZYŃSKI A TO JENERALE
MÓJ WYNALAZEK DALBÓG MÓJ JA SIĘ NIE CHWALĘ
TO CIĘCIE ZNANE TYLKO W RĘBAJŁÓW ZAŚCIANKU
OD MOJEGO IMIENIA ZWANE CIOS MOPANKU
KTÓŻ TO PANA NAUCZYŁ TO JEST MOJE CIĘCIE
MOJE WSTAŁ JENERAŁA PORWAWSZY W OBJĘCIE
TERAZ UMRĘ SPOKOJNY JEST PRZECIE NA ŚWIECIE
CZŁOWIEK KTÓRY PRZYTULI MOJE DROGIE DZIECIĘ
BO WSZAK NAD TYM OD DAWNA DZIEŃ I NOC BOLEJĘ
CZY PO ŚMIERCI TEN RAPIER MÓJ NIE ZERDZEWIEJE
OTOŻ NIE ZERDZEWIEJE MÓJ JAŚNIE WIELMOŻNY
JENERALE WYBACZ MI PORZUĆCIE TE ROŻNY
NIEMIECKIE SZPADKI TO WSTYD SZLACHECKIEMU DZIECKU
NOSIĆ TEN KIJEK WEŹMIJ SZABLĘ PO SZLACHECKU
OTO TEN MÓJ SCYZORYK U NÓG TWOICH SKŁADAM
TO JEST CO NAJDROŻSZEGO NA ŚWIECIE POSIADAM
NIE MIAŁEM NIGDY ŻONY NIE MIAŁEM DZIECIĘCIA
ON BYŁ ŻONĄ I DZIECKIEM Z MOJEGO OBJĘCIA
NIGDY ON NIE WYCHODZIŁ OD RANA DO MROKU
PIEŚCIŁEM GO ON W NOCY SYPIAŁ PRZY MYM BOKU
A KIEDYM SIĘ ZESTARZAŁ NAD ŁÓŻKIEM NA ŚCIANIE
WISIAŁ JAKO NAD ŻYDEM BOŻE PRZYKAZANIE
MYŚLIŁEM ZAKOPAĆ GO RAZEM Z RĘKĄ W GROBIE
LECZ ZNALAZŁEM DZIEDZICA NIECHAJ SŁUŻY TOBIE
JENERAŁ WPÓŁ ŚMIEJĄC SIĘ A NA WPÓŁ WZRUSZONY
KOLEGO RZEKŁ JEŻELI USTĄPISZ MNIE ŻONY
I DZIECKA TO ZOSTANIESZ PRZEZ RESZTĘ ŻYWOTA
BARDZO SAMOTNY STARY WDOWIEC I SIEROTA
POWIEDZ CZYM CI TEN DROGI DAR MAM WYNAGRODZIĆ
I CZYM TWOJE SIEROCTWO I WDOWSTWO OSŁODZIĆ
CZY JA CYBULSKI RZECZE NA TO KLUCZNIK Z ŻALEM
CO ŻONĘ PRZEGRAŁ GRAJĄC W MARIASZA Z MOSKALEM
JAK O TYM PIEŚŃ POWIADA JA MAM DOSYĆ NA TEM
ŻE MÓJ SCYZORYK JESZCZE ZABŁYŚNIE PRZED ŚWIATEM
W TAKIM RĘKU NIECH TYLKO JENERAŁ PAMIĘTA
ABY TASIEMKA BYŁA DŁUGA ROZCIĄGNIĘTA
BO TO DŁUGIE A ZAWSZE OD LEWEGO UCHA
CIĄĆ OBURĄCZ TO PRZETNIESZ OD GŁOWY DO BRZUCHA
JENERAŁ WZIĄŁ SCYZORYK LECZ ŻE BARDZO DŁUGI
NIE MÓGŁ NOSIĆ W FURGONIE SCHOWAŁY GO SŁUGI
CO SIĘ Z NIM STAŁO RÓŻNIE POWIADAJĄ O TEM
LECZ NIKT PEWNIE NIE WIEDZIAŁ NI WTENCZAS NI POTEM
DĄBROWSKI RZEKŁ DO MAĆKA A TY CO KOLEGO
ZDAJE SIĘ ŻEŚ TY NIERAD Z PRZYBYCIA NASZEGO
MILCZYSZ KWAŚNY I JAKŻE SERCE CI NIE SKACZE
GDY WIDZISZ ORŁY ZŁOTE SREBRNE GDY TRĘBACZE
POBUDKĘ KOŚCIUSZKOWSKĄ TRĄBIĄ CI NAD UCHEM
MAĆKU MYŚLIŁEM ŻE TY WIĘKSZYM JESTEŚ ZUCHEM
JEŚLI SZABLI NIE WEŹMIESZ I NA KOŃ NIE SIĘDZIESZ
PRZYNAJMNIEJ Z KOLEGAMI WESOŁO PIĆ BĘDZIESZ
ZDROWIE NAPOLEONA I POLSKI NADZIEJE
HA RZEKŁ MACIEJ SŁYSZAŁEM WIDZĘ CO SIĘ DZIEJE
ALE PANIE DWÓCH ORŁÓW RAZEM SIĘ NIE GNIEŹDZI
ŁASKA PAŃSKA HETMANIE NA PSTRYM KONIU JEŹDZI
CESARZ WIELKI BOHATER GADAĆ O TYM WIELE
PAMIĘTAM ŻE PUŁASCY MOI PRZYJACIELE
MAWIALI POGLĄDAJĄC NA DYMURYJERA
ŻE DLA POLSKI POLSKIEGO TRZEBA BOHATERA
NIE FRANCUZA ANI TEŻ WŁOCHA ALE PIASTA
JANA ALBO JÓZEFA LUB MAĆKA I BASTA
WOJSKO MÓWIĄ ŻE POLSKIE LECZ TE FIZYLIERY
SAPERY GRENADIERY I KANONIJERY
WIĘCEJ SŁYCHAĆ NIEMIECKICH TYTUŁÓW W TYM TŁUMIE
NIŻELI NARODOWYCH KTO TO JUŻ ZROZUMIE
A MUSZĄ TEŻ BYĆ Z WAMI TURKI CZY TARTARY
CZY SYZMATYKI CO NI BOGA ANI WIARY
SAM WIDZIAŁEM KOBIETY W WIOSKACH NAPASTUJĄ
PRZECHODNIÓW ODZIERAJĄ KOŚCIOŁY RABUJĄ
CESARZ IDZIE DO MOSKWY DALEKA TO DROGA
JEŚLI CESARZ JEGOMOŚĆ WYBRAŁ SIĘ BEZ BOGA
SŁYSZAŁEM ŻE JUŻ PODPADŁ POD KLĄTWY BISKUPIE
WSZYSTKO TO JEST TU MACIEJ CHLEB UMOCZYŁ W SUPIE
I JEDZĄC NIE DOKOŃCZYŁ OSTATNIEGO SŁOWA
NIE W SMAK PODKOMORZEMU POSZŁA MAĆKA MOWA
MŁODZIEŻ ZACZĘŁA SZEMRAĆ SĘDZIA PRZERWAŁ SWARY
GŁOSZĄC PRZYBYCIE TRZECIEJ NARZECZONEJ PARY
BYŁ TO REJENT SAM SIEBIE REJENTEM OGŁOSIŁ
NIKT GO NIE POZNAŁ DOTĄD POLSKIE SUKNIE NOSIŁ
LECZ TERAZ TELIMENA PRZYSZŁA ŻONA ZMUSZA
WARUNKIEM INTERCYZY WYRZEC SIĘ KONTUSZA
WIĘC SIĘ REJENT RAD NIERAD PO FRANCUSKU PRZEBRAŁ
WIDNO ŻE MU FRAK DUSZY POŁOWĘ ODEBRAŁ
STĄPA JAKBY KIJ POŁKNĄŁ PROSTO NIERUCHAWO
JAK ŻURAW NIE ŚMIE SPÓJRZEĆ NI W LEWO NI W PRAWO
MINA GĘSTA LECZ Z MINY WIDAĆ ŻE JEST W MĘCE
NIE WIE JAK SIĘ POKŁONIĆ GDZIE MA PODZIAĆ RĘCE
ON CO TAK GESTY LUBIŁ RĘCE ZA PAS SADZIŁ
NIE MASZ PASA TYLKO SIĘ PO ŻOŁĄDKU GŁADZIŁ
POSTRZEGŁ OMYŁKĘ BARDZO ZMIĘSZAŁ SIĘ SPIEKŁ RAKA
I RĘCE OBIE SCHOWAŁ W JEDNĄ KIESZEŃ FRAKA
IDZIE JAKBY PRZEZ RÓZGI ŚRÓD SZEPTÓW I DRWINEK
WSTYDZĄC SIĘ ZA FRAK JAKBY ZA NIECNY UCZYNEK
AŻ SPOTKAŁ OCZY MAĆKA I ZADRŻAŁ Z BOJAŹNI
MACIEJ DOTĄD Z REJENTEM ŻYŁ W WIELKIEJ PRZYJAŹNI
TERAZ WZROK NAŃ OBRÓCIŁ TAK OSTRY I DZIKI
ŻE REJENT ZBLADNĄŁ ZACZĄŁ ZAPINAĆ GUZIKI
MYŚLĄC ŻE MACIEJ WZROKIEM SUKNIE Z NIEGO ZŁUPI
DOBRZYŃSKI TYLKO DWAKROĆ WYRZEKŁ GŁOŚNO GŁUPI
I TAK STRASZNIE ZGORSZYŁ SIĘ Z REJENTA PRZEBRANIA
ŻE ZARAZ WSTAŁ OD STOŁU I BEZ POŻEGNANIA
WYMKNĄWSZY SIĘ WSIADŁ NA KOŃ WRÓCIŁ DO ZAŚCIANKA
A TYMCZASEM REJENTA NADOBNA KOCHANKA
TELIMENA ROZTACZA BLASKI SWEJ URODY
I UBIOR OD STÓP DO GŁÓW CO NAJŚWIEŻSZEJ MODY
JAKĄ MIAŁA SUKIENKĘ JAKI STRÓJ NA GŁOWIE
DAREMNIE PISAĆ PIÓRO TEGO NIE WYPOWIE
CHYBA PĘDZEL BY SKREŚLIŁ TE TIULE PTYFENIE
BLONDYNY KASZEMIRY PERŁY I KAMIENIE
I OBLICZE RÓŻANE I ŻYWE WEJRZENIE
POZNAŁ JĄ ZARAZ HRABIA Z ZADZIWIENIA BLADY
WSTAŁ OD STOŁU I SZUKAŁ KOŁO SIEBIE SZPADY
I TYŻEŚ TO ZAWOŁAŁ CZY MNIE OCZY ŁUDZĄ
TY W OBECNOŚCI MOJEJ ŚCISKASZ RĘKĘ CUDZĄ
O NIEWIERNA ISTOTO O DUSZO ZMIENNICZA
I NIE SKRYJESZ ZE WSTYDU POD ZIEMIĘ OBLICZA
TAKEŚ TWOJEJ TAK ŚWIEŻEJ NIEPOMNA PRZYSIĘGI
O ŁATWOWIERNY PO CÓŻ NOSIŁEM TE WSTĘGI
LECZ BIADA RYWALOWI CO MIĘ TAK ZNIEWAŻA
PO MOIM CHYBA TRUPIE PÓJDZIE DO OŁTARZA
GOŚCIE POWSTALI REJENT OKROPNIE SIĘ ZMIESZAŁ
PODKOMORZY RYWALÓW ZAGODZIĆ POŚPIESZAŁ
LECZ TELIMENA WZIĄWSZY HRABIEGO NA STRONĘ
JESZCZE SZEPNĘŁA REJENT NIE WZIĄŁ MIĘ ZA ŻONĘ
JEŻELI PAN PRZESZKADZASZ ODPOWIEDZŻE NA TO
A ODPOWIEDZ MI ZARAZ KRÓTKO WĘZŁOWATO
CZY MNIE KOCHASZ CZYŚ DOTĄD SERCA NIE ODMIENIŁ
CZYŚ GOTÓW ŻEBYŚ ZE MNĄ ZARAZ SIĘ OŻENIŁ
ZARAZ DZIŚ JEŚLI ZECHCESZ ODSTĄPIĘ REJENTA
HRABIA RZEKŁ O KOBIETO DLA MNIE NIEPOJĘTA
DAWNIEJ W UCZUCIACH TWOICH BYŁAŚ POETYCZNĄ
A TERAZ MI SIĘ ZDAJESZ CAŁKIEM PROZAICZNĄ
CÓŻ SĄ WASZE MAŁŻEŃSTWA JEŚLI NIE ŁAŃCUCHY
KTÓRE ZWIĄZUJĄ TYLKO RĘCE A NIE DUCHY
WIERZAJ SĄ OŚWIADCZENIA NAWET BEZ WYZNANIA
SĄ OBOWIĄZKI NAWET BEZ OBOWIĄZANIA
DWA SERCA PAŁAJĄCE NA DWÓCH KOŃCACH ZIEMI
ROZMAWIAJĄ JAK GWIAZDY PROMIEŃMI DRŻĄCEMI
KTO WIE MOŻE DLATEGO ZIEMIA TAK DO SŁOŃCA
DĄŻY I TAK JEST ZAWSZE MIŁĄ DLA MIESIĄCA
ŻE WIECZNIE PATRZĄ NA SIĘ I NAJKRÓTSZĄ DROGĄ
BIEGĄ DO SIEBIE ALE ZBLIŻYĆ SIĘ NIE MOGĄ
DOŚĆ JUŻ TEGO PRZERWAŁA NIE JESTEM PLANETĄ
Z ŁASKI BOŻEJ DOŚĆ HRABIO JA JESTEM KOBIETĄ
JUŻ WIEM RESZTĘ PRZESTAŃ MI PLEŚĆ NI TO NI OWO
TERAZ OSTRZEGAM JEŚLI PIŚNIESZ JEDNO SŁOWO
AŻEBY ŚLUB MÓJ ZERWAĆ TO JAK BÓG NA NIEBIE
ŻE Z TYMI PAZNOKCIAMI PRZYSKOCZĘ DO CIEBIE
I NIE BĘDĘ RZEKŁ HRABIA SZCZĘŚCIA PANI KŁÓCIŁ
I OCZY PEŁNE SMUTKU I WZGARDY ODWRÓCIŁ
I AŻEBY UKARAĆ NIEWIERNĄ KOCHANKĘ
ZA PRZEDMIOT STAŁYCH OGNIÓW WZIĄŁ PODKOMORZANKĘ
WOJSKI PRAGNĄŁ MŁODZIEŃCÓW PORÓŻNIONYCH ZGODZIĆ
PRZYKŁADAMI MĄDRYMI WIĘC ZACZĄŁ WYWODZIĆ
HISTORYJĘ O DZIKU NALIBOCKICH LASÓW
I O KŁÓTNI REJTANA Z KSIĄŻĘCIEM DENASSÓW
ALE GOŚCIE TYMCZASEM SKOŃCZYLI JEŚĆ LODY
I Z ZAMKU NA DZIEDZINIEC WYSZLI DLA OCHŁODY
TAM WŁOŚĆ JUŻ KOŃCZY UCZTĘ KRĄŻĄ MIODU DZBANY
MUZYKA JUŻ SIĘ STROI I WZYWA NA TANY
SZUKAJĄ TADEUSZA KTÓRY STAŁ NA STRONIE
I COŚ PILNEGO SZEPTAŁ SWOJEJ PRZYSZŁEJ ŻONIE
ZOFIJO MUSZĘ CIEBIE W BARDZO WAŻNEJ RZECZY
RADZIĆ SIĘ JUŻ PYTAŁEM STRYJA ON NIE PRZECZY
WIESZ IŻ ZNACZNA CZĘŚĆ WIOSEK KTÓRE MAM POSIADAĆ
WEDLE PRAWA NA CIEBIE POWINNA BY SPADAĆ
A CHŁOPI NIE SĄ MOI LECZ TWOI PODDANI
NIE ŚMIAŁBYM ICH URZĄDZIĆ BEZ WOLI ICH PANI
TERAZ KIEDY JUŻ MAMY OJCZYZNĘ KOCHANĄ
CZYLIŻ WIEŚNIACY ZYSZCZĄ Z TĄ SZCZĘŚLIWĄ ZMIANĄ
TYLE TYLKO ŻE PANA INNEGO DOSTANĄ
PRAWDA ŻE BYLI DOTĄD RZĄDZENI ŁASKAWIE
LECZ PO MEJ ŚMIERCI BÓG WIE KOMU ICH ZOSTAWIĘ
JESTEM ŻOŁNIERZ JESTEŚMY ŚMIERTELNI OBOJE
JESTEM CZŁOWIEK SAM WŁASNYCH KAPRYSÓW SIĘ BOJĘ
BEZPIECZNIEJ ZROBIĘ KIEDY WŁADZY SIĘ WYRZEKĘ
I ODDAM LOS WŁOŚCIANÓW POD PRAWA OPIEKĘ
SAMI WOLNI UCZYŃMY I WŁOŚCIAN WOLNEMI
ODDAJMY IM W DZIEDZICTWO POSIADANIE ZIEMI
NA KTÓREJ SIĘ ZRODZILI KTÓRĄ KRWAWĄ PRACĄ
ZDOBYLI Z KTÓREJ WSZYSTKICH ŻYWIĄ I BOGACĄ
LECZ MUSZĘ CIEBIE OSTRZEC ŻE TYCH ZIEM NADANIE
ZMNIEJSZY NASZ DOCHOD W MIERNYM MUSIMY ŻYĆ STANIE
JA PRZYWYKŁEM DO ŻYCIA OSZCZĘDNEGO Z MŁODU
LECZ TY ZOFIJO JESTEŚ Z WYSOKIEGO RODU
W STOLICY PRZEPĘDZIŁAŚ TWOJE MŁODE LATA
CZYŻ ZGODZISZ SIĘ ŻYĆ NA WSI Z DALEKA OD ŚWIATA
JAK ZIEMIANKA A NA TO ZOSIA RZEKŁA SKROMNIE
JESTEM KOBIETĄ RZĄDY NIE NALEŻĄ DO MNIE
WSZAKŻE PAN BĘDZIESZ MĘŻEM JA DO RADY MŁODA
CO PAN URZĄDZISZ NA TO CAŁYM SERCEM ZGODA
JEŚLI WŁOŚĆ UWALNIAJĄC ZOSTANIESZ UBOŻSZY
TO TADEUSZU BĘDZIESZ SERCU MEMU DROŻSZY
O MOIM RODZIE MAŁO WIEM I NIE DBAM O TO
TYLE POMNĘ ŻE BYŁAM UBOGĄ SIEROTĄ
ŻE OD SOPLICÓW BYŁAM ZA CÓRKĘ PRZYBRANA
W ICH DOMU HODOWANA I ZA MĄŻ WYDANA
WSI NIE LĘKAM SIĘ JEŚLI W WIELKIM MIEŚCIE ŻYŁAM
TO DAWNO ZAPOMNIAŁAM WIEŚ ZAWSZE LUBIŁAM
I WIERZ MI ŻE MNIE MOJE KOGUTKI I KURKI
WIĘCEJ BAWIŁY NIŻLI OWE PETERBURKI
JEŚLI CZASEM TĘSKNIŁAM DO ZABAW DO LUDZI
TO Z DZIECIŃSTWA WIEM TERAZ ŻE MNIE MIASTO NUDZI
PRZEKONAŁAM SIĘ ZIMĄ PO KRÓTKIM POBYCIE
W WILNIE ŻE JA NA WIEJSKIE URODZONA ŻYCIE
POŚRÓD ZABAW TĘSKNIŁAM ZNÓW DO SOPLICOWA
PRACY TEŻ NIE LĘKAM SIĘ BOM MŁODA I ZDROWA
UMIEM CHODZIĆ OKOŁO DOMU NOSIĆ KLUCZE
GOSPODARSTWA OBACZYSZ JAK JA SIĘ WYUCZĘ
GDY ZOSIA DOMAWIAŁA OSTATNIE WYRAZY
PODSZEDŁ KU NIEJ ZDZIWIONY I KWAŚNY GERWAZY
JUŻ WIEM RZEKŁ SĘDZIA MÓWIŁ JUŻ O TEJ WOLNOŚCI
LECZ NIE POJMUJĘ CO TO ŚCIĄGA SIĘ DO WŁOŚCI
BOJĘ SIĘ ŻEBY TO COŚ NIE BYŁO Z NIEMIECKA
WSZAK WOLNOŚĆ NIE JEST CHŁOPSKA RZECZ ALE SZLACHECKA
PRAWDA ŻE SIĘ WYWODZIM WSZYSCY OD ADAMA
ALEM SŁYSZAŁ ŻE CHŁOPI POCHODZĄ OD CHAMA
ŻYDOWIE OD JAFETA MY SZLACHTA OD SEMA
A WIĘC PANUJEM JAKO STARSI NAD OBIEMA
JUŻCI PLEBAN INACZEJ UCZY NA AMBONIE
POWIADA ŻE TO BYŁO TAK W STARYM ZAKONIE
ALE SKORO CHRYSTUS PAN CHOĆ Z KRÓLÓW POCHODZIŁ
MIĘDZY ŻYDAMI W CHŁOPSKIEJ STAJNI SIĘ URODZIŁ
ODTĄD WIĘC WSZYSTKIE STANY PORÓWNAŁ I ZGODZIŁ
NIECH I TAK BĘDZIE KIEDY INACZEJ NIE MOŻNA
ZWŁASZCZA ŻE JAKO SŁYSZĘ I JAŚNIE WIELMOŻNA
PANI MOJA ZOFIJA NA WSZYSTKO SIĘ ZGADZA
JEJ ROZKAZAĆ MNIE SŁUCHAĆ JUŻCI PRZY NIEJ WŁADZA
TYLKO OSTRZEGAM BYŚMY WOLNOŚCI NIE DALI
PUSTEJ I SŁOWNEJ TYLKO JAKO ZA MOSKALI
KIEDY PAN KARP NIEBOSZCZYK WŁOŚCIAN WYSWOBODZIŁ
A MOSKAL ICH PODATKIEM POTRÓJNYM OGŁODZIŁ
RADZĘ WIĘC ABY CHŁOPÓW STARYM OBYCZAJEM
USZLACHCIĆ I OGŁOSIĆ ŻE IM HERB NASZ DAJEM
PANI UDZIELI JEDNYM WIOSKOM PÓŁKOZICA
DRUGIM NIECH SWĄ LELIWĘ NADA PAN SOPLICA
NATENCZAS I RĘBAJŁO UZNA CHŁOPA ROWNYM
GDY GO UJRZY SZLACHCICEM WIELMOŻNYM HERBOWNYM
SEJM POTWIERDZI A NIECH SIĘ MĄŻ PANI NIE TRWOŻY
IŻ ODDANIE ZIEM PAŃSTWO TAK BARDZO ZUBOŻY
NIE DA BÓG ABYM RĄCZKI CÓRY DYGNITARSKIEJ
WIDZIAŁ UMOZOLONE W PRACY GOSPODARSKIEJ
JEST NA TO SPOSÓB W ZAMKU WIEM JA PEWNĄ SKRZYNIĘ
W KTÓREJ JEST HORESZKOWSKIE STOŁOWE NACZYNIE
PRZY TYM RÓŻNE SYGNETY KANAKI MANELE
KITY BOGATE RZĘDY CUDNE KARABELE
SKARBCZYK STOLNIKA W ZIEMI SKRYTY OD GRABIEŻY
PANI ZOFIJI JAKO DZIEDZICZCE NALEŻY
PILNOWAŁEM GO W ZAMKU JAKO OKA W GŁOWIE
OD MOSKALÓW I OD WAS PAŃSTWO SOPLICOWIE
MAM TAKŻE SPORY WOREK MYCH WŁASNYCH TALARÓW
UZBIERANYCH Z WYSŁUGI TUDZIEŻ Z PAŃSKICH DARÓW
MYŚLIŁEM GDY NAM ZAMEK WRÓCONYM ZOSTANIE
OBRÓCIĆ GROSZ NA MURÓW WYREPEROWANIE
NOWEMU GOSPODARSTWU DZIŚ ZDA SIĘ W POTRZEBIE
A WIĘC PANIE SOPLICO WNOSZĘ SIĘ DO CIEBIE
BĘDĘ ŻYŁ U MEJ PANI NA ŁASKAWYM CHLEBIE
I KOŁYSZĄC HORESZKÓW POKOLENIE TRZECIE
WPRAWIAĆ DO SCYZORYKA PANI MOJEJ DZIECIĘ
JEŚLI SYN A SYN BĘDZIE BO WOJNY NADCHODZĄ
A W CZASIE WOJNY ZAWŻDY SYNOWIE SIĘ RODZĄ
LEDWIE OSTATNIE SŁOWA DOMÓWIŁ GERWAZY
GDY POWAŻNYMI KROKI PRZYSTĄPIŁ PROTAZY
SKŁONIŁ SIĘ I WYDOBYŁ Z ZANADRZA KONTUSZA
PANEGIRYK OGROMNY W PÓŁTRZECIA ARKUSZA
SKOMPONOWAŁ GO RYMEM PODOFICER MŁODY
KTÓRY NIEGDYŚ W STOLICY SŁAWNE PISAŁ ODY
POTEM WDZIAŁ MUNDUR LECZ I W WOJSKU BELETRYSTA
WIERSZE RABIAŁ JUŻ WOŹNY PRZECZYTAŁ ICH TRZYSTA
AŻ GDY PRZYSZEDŁ DO MIEJSCA O TY KTÓREJ WDZIĘKI
BUDZĄ BOLESNĄ RADOŚĆ I ROZKOSZNE MĘKI
KTÓRA NA SZYK BELLONY GDY ZWRÓCISZ TWARZ PIĘKNĄ
ZŁAMIĄ SIĘ WNET OSZCZEPY I TARCZE ROZPĘKNĄ
ZWALCZ DZIŚ MARSA HYMENEM SROGIEJ NIEZGÓD HYDRZE
NIECH DŁOŃ TWOJA SYCZĄCE Z CZOŁA ZMIJE WYDRZE
TADEUSZ I ZOFIJA USTAWNIE KLASKALI
NIBY CHWALĄC W ISTOCIE NIE CHCĄC SŁUCHAĆ DALÉJ
JUŻ Z ROZKAZU SĘDZIEGO PLEBAN STAŁ NA STOLE
I OGŁASZAŁ WŁOŚCIANOM TADEUSZA WOLĘ
ZALEDWIE USŁYSZELI NOWINĘ PODDANI
SKOCZYLI DO PANICZA PADLI DO NÓG PANI
ZDROWIE PAŃSTWU NASZEMU ZE ŁZAMI KRZYKNĘLI
TADEUSZ KRZYKNĄŁ ZDROWIE SPÓŁOBYWATELI
WOLNYCH RÓWNYCH POLAKÓW WNOSZĘ LUDU ZDROWIE
RZEKŁ DĄBROWSKI LUD KRZYKNĄŁ NIECH ŻYJĄ WODZOWIE
WIWAT WOJSKO WIWAT LUD WIWAT WSZYSTKIE STANY
TYSIĄCEM GŁOSÓW ZDROWIA GRZMIAŁY NA PRZEMIANY
TYLKO BUCHMAN RADOŚCI PODZIELAĆ NIE RACZYŁ
POCHWALAŁ PROJEKT LECZ GO RAD BY PRZEINACZYŁ
A NAPRZÓD KOMISYJĄ LEGALNĄ WYZNACZYŁ
KTÓRA BY KRÓTKOŚĆ CZASU BYŁA NA ZAWADZIE
ŻE NIE STAŁO SIĘ ZADOŚĆ BUCHMANOWEJ RADZIE
BO NA DZIEDZIŃCU ZAMKU JUŻ STALI PARAMI
OFICERY Z DAMAMI WIARA Z WIEŚNIACZKAMI
POLONEZA KRZYKNĘLI WSZYSCY W JEDNO SŁOWO
OFICEROWIE WIODĄ MUZYKĘ WOJSKOWĄ
ALE PAN SĘDZIA W UCHO RZEKŁ DO JENERAŁA
KAŻ PAN ŻEBY SIĘ JESZCZE KAPELA WSTRZYMAŁA
WIESZ ŻE DZISIAJ SYNOWCA MEGO ZARĘCZYNY
A DAWNYM OBYCZAJEM JEST NASZEJ RODZINY
ZARĘCZAĆ SIĘ I ŻENIĆ PRZY WIEJSKIEJ MUZYCE
PATRZ STOI CYMBALISTA SKRZYPAK I KOZICE
POCZCIWI MUZYKANCI JUŻ SIĘ SKRZYPAK ZŻYMA
A KOBEŹNIK KŁANIA SIĘ I ŻEBRZE OCZYMA
JEŻELI ICH ODPRAWIĘ BIEDNI BĘDĄ PŁAKAĆ
LUD PRZY INNEJ MUZYCE NIE POTRAFI SKAKAĆ
NIECHAJ CI ZACZNĄ NIECH SIĘ I LUD PODWESELI
POTEM BĘDZIEM WYBORNEJ TWEJ SŁUCHAĆ KAPELI
DAŁ ZNAK SKRZYPAK U SUKNI ZAKASAŁ RĘKAWEK
ŚCISNĄŁ GRYF KRZEPKO OPARŁ BRODĘ O PODSTAWEK
I SMYK JAK KONIA W ZAWÓD PUŚCIŁ PO SKRZYPICY
NA TO HASŁO STOJĄCY OBOK KOBEŹNICY
JAK GDYBY W SKRZYDŁA BIJĄC CZĘSTYM RAMION RUCHEM
DMĄ W MIECHY I OBLICZA WYPEŁNIAJĄ DUCHEM
MYŚLIŁBYŚ ŻE TA PARA W POWIETRZE ULECI
PODOBNA DO PYZATYCH BOREASZA DZIECI
BRAKŁO CYMBAŁÓW BYŁO CYMBALISTÓW WIELU
ALE ŻADEN Z NICH NIE ŚMIAŁ ZAGRAĆ PRZY JANKIELU
JANKIEL PRZEZ CAŁĄ ZIMĘ NIE WIEDZIEĆ GDZIE BAWIŁ
TERAZ SIĘ NAGLE Z GŁÓWNYM SZTABEM WOJSKA ZJAWIŁ
WIEDZĄ WSZYSCY ŻE MU NIKT NA TYM INSTRUMENCIE
NIE WYRÓWNA W BIEGŁOŚCI W GUŚCIE I W TALENCIE
PROSZĄ AŻEBY ZAGRAŁ PODAJĄ CYMBAŁY
ŻYD WZBRANIA SIĘ POWIADA ŻE RĘCE ZGRUBIAŁY
ODWYKŁ OD GRANIA NIE ŚMIE I PANÓW SIĘ WSTYDZI
KŁANIAJĄC SIĘ UMYKA GDY TO ZOSIA WIDZI
PODBIEGA I NA BIAŁEJ PODAJE MU DŁONI
DRĄŻKI KTÓRYMI ZWYKLE MISTRZ WE STRUNY DZWONI
DRUGĄ RĄCZKĄ PO SIWEJ BRODZIE STARCA GŁASKA
I DYGAJĄC JANKIELU MÓWI JEŚLI ŁASKA
WSZAK TO ME ZARĘCZYNY ZAGRAJŻE JANKIELU
WSZAK NIERAZ PRZYRZEKAŁEŚ GRAĆ NA MYM WESELU
JANKIEL NIEŹMIERNIE ZOSIĘ LUBIŁ KIWNĄŁ BRODĄ
NA ZNAK ŻE NIE ODMAWIA WIĘC GO W ŚRODEK WIODĄ
PODAJĄ KRZESŁO USIADŁ CYMBAŁY PRZYNOSZĄ
KŁADĄ MU NA KOLANACH ON PATRZY Z ROZKOSZĄ
I Z DUMĄ JAK WETERAN W SŁUŻBĘ POWOŁANY
GDY WNUKI CIĘŻKI JEGO MIECZ CIĄGNĄ ZE ŚCIANY
DZIAD ŚMIEJE SIĘ CHOĆ MIECZA DAWNO NIE MIAŁ W DŁONI
LECZ UCZUŁ ŻE DŁOŃ JESZCZE NIE ZAWIEDZIE BRONI
TYMCZASEM DWAJ UCZNIOWIE PRZY CYMBAŁACH KLĘCZĄ
STROJĄ NA NOWO STRUNY I PROBUJĄC BRZĘCZĄ
JANKIEL Z PRZYMRUŻONYMI NA POŁY OCZYMA
MILCZY I NIERUCHOME DRĄŻKI W PALCACH TRZYMA
SPUŚCIŁ JE ZRAZU BIJĄC TAKTEM TRYUMFALNYM
POTEM GĘŚCIEJ SIEKŁ STRUNY JAK DESZCZEM NAWALNYM
DZIWIĄ SIĘ WSZYSCY LECZ TO BYŁA TYLKO PROBA
BO WNET PRZERWAŁ I W GÓRĘ PODNIOSŁ DRĄŻKI OBA
ZNOWU GRA JUŻ DRŻĄ DRĄŻKI TAK LEKKIMI RUCHY
JAK GDYBY ZADZWONIŁO W STRUNĘ SKRZYDŁO MUCHY
WYDAJĄC CICHE LEDWIE SŁYSZALNE BRZĘCZENIA
MISTRZ ZAWSZE PATRZYŁ W NIEBO CZEKAJĄC NATCHNIENIA
SPÓJRZAŁ Z GÓRY INSTRUMENT DUMNYM OKIEM ZMIERZYŁ
WZNIOSŁ RĘCE SPUŚCIŁ RAZEM W DWA DRĄŻKI UDERZYŁ
ZDUMIELI SIĘ SŁUCHACZERAZEM ZE STRUN WIELA
BUCHNĄŁ DŹWIĘK JAKBY CAŁA JANCZARSKA KAPELA
OZWAŁA SIĘ Z DZWONKAMI Z ZELAMI Z BĘBENKI
BRZMI POLONEZ TRZECIEGO MAJA SKOCZNE DŹWIĘKI
RADOŚCIĄ ODDYCHAJĄ RADOŚCIĄ SŁUCH POJĄ
DZIEWKI CHCĄ TAŃCZYĆ CHŁOPCY W MIEJSCU NIE DOSTOJĄ
LECZ STARCÓW MYŚLI Z DŹWIĘKIEM W PRZESZŁOŚĆ SIĘ UNIOSŁY
W OWE LATA SZCZĘŚLIWE GDY SENAT I POSŁY
PO DNIU TRZECIEGO MAJA W RATUSZOWEJ SALI
ZGODZONEGO Z NARODEM KRÓLA FETOWALI
GDY PRZY TAŃCU ŚPIEWANO WIWAT KRÓL KOCHANY
WIWAT SEJM WIWAT NARÓD WIWAT WSZYSTKIE STANY
MISTRZ CORAZ TAKTY NAGLI I TONY NATĘŻA
A WTEM PUŚCIŁ FAŁSZYWY AKORD JAK SYK WĘŻA
JAK ZGRZYT ŻELAZA PO SZKLE PRZEJĄŁ WSZYSTKICH DRESZCZEM
I WESOŁOŚĆ POMIĘSZAŁ PRZECZUCIEM ZŁOWIESZCZEM
ZASMUCENI STRWOŻENI SŁUCHACZE ZWĄTPILI
CZY INSTRUMENT NIESTROJNY CZY SIĘ MUZYK MYLI
NIE ZMYLIŁ SIĘ MISTRZ TAKI ON UMYŚLNIE TRĄCA
WCIĄŻ TĘ ZDRADZIECKĄ STRUNĘ MELODYJĘ ZMĄCA
CORAZ GŁOŚNIEJ TARGAJĄC AKORD ROZDĄSANY
PRZECIWKO ZGODZIE TONÓW SKONFEDEROWANY
AŻ KLUCZNIK POJĄŁ MISTRZA ZAKRYŁ RĘKĄ LICA
I KRZYKNĄŁ ZNAM ZNAM GŁOS TEN TO JEST TARGOWICA
I WNET PĘKŁA ZE ŚWISTEM STRUNA ZŁOWRÓŻĄCA
MUZYK BIEŻY DO PRYMÓW URYWA TAKT ZMĄCA
PORZUCA PRYMY BIEŻY Z DRĄŻKAMI DO BASÓW
SŁYCHAĆ TYSIĄCE CORAZ GŁOŚNIEJSZYCH HAŁASÓW
TAKT MARSZU WOJNA ATAK SZTURM SŁYCHAĆ WYSTRZAŁY
JĘK DZIECI PŁACZE MATEK TAK MISTRZ DOSKONAŁY
WYDAŁ OKROPNOŚĆ SZTURMU ŻE WIEŚNIACZKI DRŻAŁY
PRZYPOMINAJĄC SOBIE ZE ŁZAMI BOLEŚCI
RZEŹ PRAGI KTÓRĄ ZNAŁY Z PIEŚNI I Z POWIEŚCI
RADE ŻE MISTRZ NA KONIEC STRUNAMI WSZYSTKIEMI
ZAGRZMIAŁ I GŁOSY ZDUSIŁ JAKBY WBIŁ DO ZIEMI
LEDWIE SŁUCHACZE MIELI CZAS WYJŚĆ Z ZADZIWIENIA
ZNOWU MUZYKA INNA ZNÓW ZRAZU BRZĘCZENIA
LEKKIE I CICHE KILKA CIENKICH STRUNEK JĘCZY
JAK KILKA MUCH GDY Z SIATKI WYRWĄ SIĘ PAJĘCZÉJ
LECZ STRUN CORAZ PRZYBYWA JUŻ ROZPIERZCHŁE TONY
ŁĄCZĄ SIĘ I AKORDÓW WIĄŻĄ LEGIJONY
I JUŻ W TAKT POSTĘPUJĄ ZGODZONYMI DŹWIĘKI
TWORZĄC NUTĘ ŻAŁOSNĄ TEJ SŁAWNEJ PIOSENKI
O ŻOŁNIERZU TUŁACZU KTÓRY BOREM LASEM
IDZIE Z BIEDY I Z GŁODU PRZYMIERAJĄC CZASEM
NA KONIEC PADA U NÓG KONIKA WIERNEGO
A KONIK NOGĄ GRZEBIE MOGIŁĘ DLA NIEGO
PIOSENKA STARA WOJSKU POLSKIEMU TAK MIŁA
POZNALI JĄ ŻOŁNIERZE WIARA SIĘ SKUPIŁA
WKOŁO MISTRZA SŁUCHAJĄ WSPOMINAJĄ SOBIE
ÓW CZAS OKROPNY KIEDY NA OJCZYZNY GROBIE
ZANUCILI TĘ PIOSNKĘ I POSZLI W KRAJ ŚWIATA
PRZYWODZĄ NA MYŚL DŁUGIE SWEJ WĘDRÓWKI LATA
PO LĄDACH MORZACH PIASKACH GORĄCYCH I MROZIE
POŚRODKU OBCYCH LUDÓW GDZIE CZĘSTO W OBOZIE
CIESZYŁ ICH I ROZRZEWNIAŁ TEN ŚPIEW NARODOWY
TAK ROZMYŚLAJĄC SMUTNIE POCHYLILI GŁOWY
ALE JE WNET PODNIEŚLI BO MISTRZ TONY WZNOSI
NATĘŻA TAKTY ZMIENIA COŚ INNEGO GŁOSI
I ZNOWU SPÓJRZAŁ Z GÓRY OKIEM STRUNY ZMIERZYŁ
ZŁĄCZYŁ RĘCE OBURĄCZ W DWA DRĄŻKI UDERZYŁ
UDERZENIE TAK SZTUCZNE TAK BYŁO POTĘŻNE
ŻE STRUNY ZADZWONIŁY JAK TRĄBY MOSIĘŻNE
I Z TRĄB ZNANA PIOSENKA KU NIEBU WIONĘŁA
MARSZ TRYUMFALNY JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁA
MARSZ DĄBROWSKI DO POLSKI I WSZYSCY KLASNĘLI
I WSZYSCY MARSZ DĄBROWSKI CHOREM OKRZYKNĘLI
MUZYK JAKBY SAM SWOJEJ DZIWIŁ SIĘ PIOSENCE
UPUŚCIŁ DRĄŻKI Z PALCÓW PODNIOSŁ W GÓRĘ RĘCE
CZAPKA LISIA SPADŁA MU Z GŁOWY NA RAMIONA
POWIEWAŁA POWAŻNIE BRODA PODNIESIONA
NA JAGODACH MIAŁ KRĘGI DZIWNEGO RUMIEŃCA
WE WZROKU DUCHA PEŁNYM BŁYSZCZAŁ ŻAR MŁODZIEŃCA
AŻ GDY NA DĄBROWSKIEGO STARZEC OCZY ZWRÓCIŁ
ZAKRYŁ RĘKAMI SPOD RĄK ŁEZ POTOK SIĘ RZUCIŁ
JENERALE RZEKŁ CIEBIE DŁUGO LITWA NASZA
CZEKAŁA DŁUGO JAK MY ŻYDZI MESYJASZA
CIEBIE PROROKOWALI DAWNO MIĘDZY LUDEM
ŚPIEWAKI CIEBIE NIEBO OBWIEŚCIŁO CUDEM
ŻYJ I WOJUJ O TY NASZ MÓWIĄC CIĄGLE SZLOCHAŁ
ŻYD POCZCIWY OJCZYZNĘ JAKO POLAK KOCHAŁ
DĄBROWSKI MU PODAWAŁ RĘKĘ I DZIĘKOWAŁ
ON CZAPKĘ ZDJĄWSZY WODZA RĘKĘ UCAŁOWAŁ
POLONEZA CZAS ZACZĄĆ PODKOMORZY RUSZA
I Z LEKKA ZARZUCIWSZY WYLOTY KONTUSZA
I WĄSA PODKRĘCAJĄC PODAŁ RĘKĘ ZOSI
I SKŁONIWSZY SIĘ GRZECZNIE W PIERWSZĄ PARĘ PROSI
ZA PODKOMORZYM SZEREG W PARY SIĘ GROMADZI
DANO HASŁO ZACZĘTO TANIEC ON PROWADZI
NAD MURAWĄ CZERWONE POŁYSKAJĄ BUTY
BIJE BLASK Z KARABELI ŚWIECI SIĘ PAS SUTY
A ON STĄPA POWOLI NIBY OD NIECHCENIA
ALE Z KAŻDEGO KROKU Z KAŻDEGO RUSZENIA
MOŻNA TANCERZA CZUCIA I MYŚLI WYCZYTAĆ
OTO STANĄŁ JAK GDYBY CHCIAŁ SWĄ DAMĘ PYTAĆ
POCHYLA KU NIEJ GŁOWĘ CHCE SZEPNĄĆ DO UCHA
DAMA GŁOWĘ ODWRACA WSTYDZI SIĘ NIE SŁUCHA
ON ZDJĄŁ KONFEDERATKĘ KŁANIA SIĘ POKORNIE
DAMA RACZYŁA SPÓJRZEĆ LECZ MILCZY UPORNIE
ON KROK ZWALNIA OCZYMA JEJ SPÓJRZENIE ŚLEDZI
I ZAŚMIAŁ SIĘ NA KONIEC RAD Z JEJ ODPOWIEDZI
STĄPA PRĘDZEJ POGLĄDA NA RYWALÓW Z GÓRY
I SWĄ KONFEDERATKĘ Z CZAPLINYMI PIÓRY
TO NA CZOLE ZAWIESZA TO NAD CZOŁEM WSTRZĄSA
AŻ WŁOŻYŁ JĄ NA BAKIER I PODKRĘCIŁ WĄSA
IDZIE WSZYSCY ZAZDROSZCZĄ BIEGĄ W JEGO ŚLADY
ON BY RAD ZE SWĄ DAMĄ WYMKNĄĆ SIĘ Z GROMADY
CZASEM STAJE NA MIEJSCU RĘKĘ GRZECZNIE WZNOSI
I ŻEBY MIMO PRZESZLI POKORNIE ICH PROSI
CZASEM ZAMYŚLA ZRĘCZNIE NA BOK SIĘ UCHYLIĆ
ODMIENIA DROGĘ RAD BY TOWARZYSZÓW ZMYLIĆ
LECZ GO SZYBKIMI KROKI ŚCIGAJĄ NATRĘTY
I ZEWSZĄD OBWIJAJĄ TANECZNYMI SKRĘTY
WIĘC GNIEWA SIĘ PRAWICĘ NA RĘKOJEŚĆ SKŁADA
JAKBY RZEKŁ NIE DBAM O WAS ZAZDROŚNIKOM BIADA
ZWRACA SIĘ Z DUMĄ W CZOLE I Z WYZWANIEM W OKU
PROSTO W TŁUM TŁUM TANCERZY NIE ŚMIE DOSTAĆ W KROKU
USTĘPUJĄ MU Z DROGI I ZMIENIWSZY SZYKI
PUSZCZAJĄ SIĘ ZNÓW ZA NIM BRZMIĄ ZEWSZĄD OKRZYKI
ACH TO MOŻE OSTATNI PATRZCIE PATRZCIE MŁODZI
MOŻE OSTATNI CO TAK POLONEZA WODZI
I SZŁY PARY PO PARACH HUCZNIE I WESOŁO
ROZKRĘCAŁO SIĘ ZNOWU SKRĘCAŁO SIĘ KOŁO
JAK WĄŻ OLBRZYMI W TYSIĄC ŁAMIĄCY SIĘ ZWOJÓW
MIENI SIĘ CĘTKOWATA RÓŻNA BARWA STROJÓW
DAMSKICH PAŃSKICH ŻOŁNIERSKICH JAK ŁUSKA BŁYSZCZĄCA
WYZŁOCONA PROMIEŃMI ZACHODNIEGO SŁOŃCA
I ODBITA O CIEMNE MURAWY WĘZGŁOWIA
WRE TANIEC BRZMI MUZYKA OKLASKI I ZDROWIA
TYLKO KAPRAL DOBRZYŃSKI SAK ANI KAPELI
NIE SŁUCHA ANI TAŃCZY ANI SIĘ WESELI
RĘCE W TYŁ ZAŁOŻYWSZY STOI ZŁY PONURY
WSPOMINA SWE DAWNIEJSZE DO ZOSI KONKURY
JAK LUBIŁ DLA NIEJ NOSIĆ KWIATY PLEŚĆ KOSZYCZKI
WYBIERAĆ GNIAZDA PTASIE ROBIĆ ZAUSZNICZKI
NIEWDZIĘCZNA CHOCIAŻ TYLE PIĘKNYCH DARÓW STRWONIŁ
CHOĆ PRZED NIM UCIEKAŁA CHOĆ MU OJCIEC BRONIŁ
ON JESZCZE ILEŻ RAZY NA PARKANIE SIADAŁ
BY JĄ DÓJRZEĆ PRZEZ OKNA W KONOPIE SIĘ WKRADAŁ
ŻEBY PATRZEĆ JAK ONA PLEŁA SWE OGRÓDKI
RWAŁA OGÓRKI ALBO KARMIŁA KOGUTKI
NIEWDZIĘCZNA SPUŚCIŁ GŁOWĘ I NA KONIEC ŚWISNĄŁ
MAZURKA POTEM KASZKIET NA USZY NACISNĄŁ
I SZEDŁ W OBÓZ GDZIE STAŁA PRZY ARMATACH WARTA
TAM DLA ROZERWANIA SIĘ ZACZĄŁ GRAĆ W DRUŻBARTA
Z WIARUSAMI KIELICHEM OSŁADZAJĄC ŻAŁOŚĆ
TAKA BYŁA DLA ZOSI DOBRZYŃSKIEGO STAŁOŚĆ
ZOSIA TAŃCZY WESOŁO LECZ CHOĆ W PIERWSZEJ PARZE
LEDWIE WIDNA Z DALEKA NA WIELKIM OBSZARZE
ZAROSŁEGO DZIEDZIŃCA W ZIELONEJ SUKIENCE
USTROJONA W RÓWNIANKI I W KWIECISTE WIEŃCE
ŚRÓD TRAW I KWIATÓW KRĄŻY NIEWIDZIALNYM LOTEM
RZĄDZĄC TAŃCEM JAK ANIOŁ NOCNYCH GWIAZD OBROTEM
ZGADNIESZ GDZIE JEST BO KU NIEJ OBRÓCONE OCZY
WYCIĄGNIĘTE RAMIONA KU NIEJ ZGIEŁK SIĘ TŁOCZY
DARMO SIĘ PODKOMORZY ZOSTAĆ PRZY NIEJ SILI
ZAZDROŚNICY JUŻ Z PIERWSZEJ PARY GO ODBILI
I SZCZĘŚLIWY DĄBROWSKI NIEDŁUGO SIĘ CIESZYŁ
USTĄPIŁ JĄ DRUGIEMU A JUŻ TRZECI ŚPIESZYŁ
I TEN ZARAZ ODBITY ODSZEDŁ BEZ NADZIEI
AŻ ZOSIA JUŻ STRUDZONA SPOTKAŁA Z KOLEI
TADEUSZA I DALSZEJ LĘKAJĄC SIĘ ZMIANY
I CHCĄC PRZY NIM POZOSTAĆ ZAKOŃCZYŁA TANY
IDZIE DO STOŁU GOŚCIOM NALEWAĆ KIELICHY
SŁOŃCE JUŻ GASŁO WIECZOR BYŁ CIEPŁY I CICHY
OKRĄG NIEBIOS GDZIENIEGDZIE CHMURKAMI ZASŁANY
U GÓRY BŁĘKITNAWY NA ZACHÓD RÓŻANY
CHMURKI WRÓŻĄ POGODĘ LEKKIE I ŚWIECĄCE
TAM JAKO TRZODY OWIEC NA MURAWIE ŚPIĄCE
ÓWDZIE NIECO DROBNIEJSZE JAK STADA CYRANEK
NA ZACHÓD OBŁOK NA KSZTAŁT RĄBKOWYCH FIRANEK
PRZEJRZYSTY SFAŁDOWANY PO WIERZCHU PERŁOWY
PO BRZEGACH POZŁACANY W GŁĘBI PURPUROWY
JESZCZE BLASKIEM ZACHODU TLIŁ SIĘ I ROZŻARZAŁ
AŻ POWOLI POŻÓŁKNIAŁ ZBLADNĄŁ I POSZARZAŁ
SŁOŃCE SPUŚCIŁO GŁOWĘ OBŁOK ZASUNĘŁO
I RAZ CIEPŁYM POWIEWEM WESTCHNĄWSZY USNĘŁO
A SZLACHTA CIĄGLE PIJE I WIWATY WZNOSI
NAPOLEONA WODZÓW TADEUSZA ZOSI
WRESZCIE Z KOLEI WSZYSTKICH TRZECH PAR ZARĘCZONYCH
WSZYSTKICH GOŚCI OBECNYCH WSZYSTKICH ZAPROSZONYCH
WSZYSTKICH PRZYJACIÓŁ KTÓRYCH KTO ŻYWYCH SPAMIĘTA
I KTÓRYCH ZMARŁYCH PAMIĘĆ POZOSTAŁA ŚWIĘTA
I JA TAM Z GOŚĆMI BYŁEM MIÓD I WINO PIŁEM
A COM WIDZIAŁ I SŁYSZAŁ W KSIĘGI UMIEŚCIŁEM