Byliśmy w wakacje (latem 2010) pod Aigues-Mortes we Francji. I wieczorem Sebastien powiedział: Nie wiem, czy warto tam iść, ale jutro w Gallician, takiej wiosce niedaleko, będzie impreza z gonitwą byków. Tylko nie wiem, czy chcecie tam iść, bo tam miejscowi piją alkohol, jeżdżą rozwalonymi samochodami i w ogóle. Nie wiedzieliśmy w ogóle, że we Francji są takie imprezy z bykami, myśleliśmy, że to tylko w Hiszpanii. To pojechaliśmy tam następnego dnia. A oto zdjęcia z tej imprezy.
W całej imprezie – jak się dowiedzieliśmy następnego dnia – chodzi o to, że w okolicy hoduje się byki. Każdy hodowca zbiera grupę kolegów i rodziny, bierze po koniu dla każdego, kilka młodych byczków i przyjeżdża z nimi do Gallicien. Kiedy przyjdzie wyznaczona godzina, grupa pędzi konno przez ulicę, prowadząc między końmi biegnącego byczka. I próbują przebiec tak, żeby im ten byczek nie uciekł. Ale różni młodzi chłopcy podbiegają, łapią byka za rogi i ogon i próbują go wyciągnąć.
Tak wyglądała ta miejscowość przed imprezą. Żeby nie to, że mówili po francusku, to się byśmy czuli jak w Hiszpanii albo nawet w Meksyku. Te domy otoczone murami, kaktusy, ta dzwonnica.
Na drzwiach kościoła była kartka: w związku z niedzielną gonitwą byków, niedzielna msza odbędzie się w sobotę wieczorem.
To miejsce to stadion, na którym też odbywają się jakieś bycze wydarzenia. Ale nie tego dnia.
Tak wyglądała ulica przygotowana na przebieg byków. Ludzie siedzą na murkach i czekają, kiedy coś zacznie się dziać. Zwróćcie uwagę na metalowe barierki i słomiane osłony.
Przy trasie przebiegu byków była knajpa. Potem, kiedy już biegały byki, Ula z Zosią siedziały na tym niebieskim barze, bo wyżej to bezpieczniej.
Jest tam taki zwyczaj, że grupa młodych ludzi z jednej wsi bierze jakiś stary samochód, wybija w nim szyby, maluje go wesoło i jeździ nim na imprezy. Oto takie samochody.
Najpierw każda drużyna przejeżdża przez ulicę powoli, bez byków, żeby przywitać się z widzami. Nie są ubrani w stroje folklorystyczne (jak na hiszpańskiej fieście), raczej po prostu jak ludzie ze wsi – w ładne kolorowe koszule.
Drużyny wyjeżdżają na plac i kłaniają się widzom.
Potem zaczyna się właściwy bieg. Wszyscy stoją, wypatrują. Na końcu ulicy pojawia się drużyna konno z byczkiem. Jadą...
Przebiegają!
Podbiegają chłopcy, łapią byki za rogi i ogony i próbują je wyciągnąć spomiędzy koni.
Przy jednym przebiegu był wypadek. Jeden byczek się spłoszył, pobiegł, zawrócił, wpadł między konie. Zamieszanie, wszyscy na ziemi.
Potem widziałem tego jeźdźca, co spadł na ziemię, kulejącego, z bandażem na nodze.