2017.10.06 07:28
czy warto czytać inne tłumaczenia Dziadów?

Polski czytelnik zna Dziady z jednego tłumaczenia - klasycznego, dziewiętnastowiecznego tłumaczenia Józefa Paszkowskiego. Innych tłumaczeń Polacy nie znają albo nie chcą znać. Może dlatego, że po Paszkowskim nikt Dziadów nie przetłumaczył dobrze?

Tłumaczenie Paszkowskiego jest umiarkowane: stara się być wierne oryginałowi tam, gdzie się da, ale jednocześnie zwięzłe i lekkie w lekturze. Jego konkurentami są filologiczne, dosłowne, suche tłumaczenie Chwalewika, lekki ale zbyt kreacyjny przekład Barańczaka i robione na kolanie, pełne błędów tłumaczenie Słomczyńskiego. W porównaniu z nimi tłumaczenie Paszkowskiego wypada naprawdę dobrze.

Może więc nie potrzebujemy innych tłumaczeń Dziadów? Zwłaszcza że Dziady w wersji Paszkowskiego zdążyły się już dobrze wryć w zbiorową polską pamięć. Dziś trudno nam wyobrazić sobie chór mówiący podczas obrzędu Dziadów słowa inne niż "ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie" - mimo krytyków, którzy od stu lat narzekają, że dodany w tym miejscu na siłę rym (którego w oryginalnym "sötét mindenütt, mi lesz, mi lesz?" nie ma) mocno zmienia nastrój sceny - tak, że z późniejszych tłumaczy tylko Słomczyński próbował przetłumaczyć ten zaśpiew własnymi słowami - a i Chwalewik, i Barańczak pozostawili te słowa w znanej czytelnikom wersji. Dziś każdy uczeń wie, że osoba prowadząca obrzęd to Guślarz, a trzecim duchem, który się zjawił, jest Pan, choć w oryginale nazwy obu tych postaci nie określają, jakiej są płci - równie dobrze możemy wyobrazić je sobie (tym tropem poszedł Konwicki w Lawie) jako kobiety.

Niestety, z tłumaczeniem Paszkowskiego jest jeden problem. Język węgierski przez ostatnie dwa wieki zmienił się tak mało, że Węgier czytający Dziady w oryginale czuje się jak Polak czytający Lema - ma do czynienia ze zdaniami, które są skonstruowane staranniej niż te, które spotyka w potocznej, codziennej rozmowie, ale nie czuje, żeby pochodziły z innej epoki. Język polski uległ w tym czasie dużym zmianom, zarówno jak chodzi o słownictwo jak i gramatykę, przez co dojrzały czytelnik odbiera to dzieło jako archaiczne, a uczeń stykający się z nim w szkole po raz pierwszy w niektórych miejscach wręcz nie rozumie, o co autorowi chodziło. Kiedyś jadąc pociągiem z Székesfehérvár do Budapesztu usłyszałem, jak młody chłopak częstował nieznajomego kleryka domową śliwowicą, a na jego słowa, że nie pije w poście, odpowiedział - nawiązując do cudu w Kanie Galilejskiej - słowami "ismered az Evangéliumot?", pewnie nawet nie wiedząc, że właśnie dosłownie cytuje Księdza z Dziadów. Czy wyobrażamy sobie młodego Polaka mówiącego w naturalnej rozmowie "znasz ty ewangeliją"?

Warto więc dać szansę współcześniejszym tłumaczeniom. Jeśli nie chcemy czytać ich w całości, to przynajmniej przyjrzyjmy się, jak są w nich przetłumaczone miejsca trudne, nieoczywiste. Czy pamiętacie scenę, w której jeden z młodzieńców pyta na stołecznym salonie, jak długo trzeba czekać, zanim współczesnym problemem zajmie się sztuka? U Paszkowskiego pada w tym miejscu porównanie: "[i ile trzeba czekać] nim treść jak wino młode wyszumi się, dojrzeje". Jest to dalekie od oryginału, który nie mówi o dojrzewaniu wina, tylko o suszeniu fig i fermentowaniu tytoniu, i to używając fachowego słownictwa: odnośnie fig pada słowo "érett", odnośnie tytoniu - "öregedni". Dla czytelnika pochodzącego z Węgier - kraju, w którym powszechnie uprawia się i figi, i tytoń - i same słowa, i proces, który opisują, były dobrze znane. Paszkowski nie znajdując odpowiednich słów w języku polskim przeniósł tę wypowiedź na grunt lepiej znany polskiemu czytelnikowi. Odwrotnie postąpił Barańczak, który próbuje poprowadzić język polski na obszary dotąd mu obce, tworząc neologizmy "ucukrować" i "uleżeć się":

Ile lat czekać trzeba, nim się przedmiot świeży
Jak figa ucukruje, jak tytoń uleży?

Prawda, że neologizmy te brzmią sztucznie, ale kiedy przeczyta się ten fragment kilka razy, zaczyna się on układać w uchu i smakować lepiej niż wersja klasyczna. Wierzę, że gdyby młody czytelnik to z tym tłumaczeniem zetknął się jako z pierwszym, właśnie je traktowałby jako oczywiste i trafione.

Albo miejsce, gdzie autor porównuje lud do żaru wczorajszego ogniska przysypanego ziemią. Węgierski czytelnik wie, że kiedy jesienią na puszcie noce są chłodne, pasterze wieczorem wykopują w ziemi zagłębienie, rozpalają w nim duże ognisko, które później przysypują ziemią, żeby w tym miejscu rozłożyć legowisko i całą noc korzystać ze zgromadzonego ciepła. Wie też, że podczas deszczu, kiedy inaczej ognia rozpalić się nie da, doświadczony wędrowiec przyglądając się poruszonej ziemi umie dostrzec miejsce, gdzie ognisko zostało zakopane niedawno, żeby odkopać je, na żar rzucić mokre drewno, które wysycha, zajmuje się ogniem i daje ciepło i ochronę przed wilgocią. Kiedy więc węgierski czytelnik czyta słowa "mint a földben rejlő hő" (jak żar przysypany ziemią) widzi wiele: dowiaduje się, że w trudnym czasie jest nadzieja, ale nie jest ona dostępna dla każdego, a tylko dla tego, kto umie dostrzec, gdzie trzeba kopać; i wie, że tę nadzieję zawdzięczamy tym, który byli tu przed nami. Jak to wzystko przekazać czytelnikowi polskiemu? Paszkowski chcąc wiernie oddać sens oryginału rozbdował tę krótką siedmiosylabową frazę w ośmiowersową miniopowieść, tak żeby polski czytelnik dowiedział się, skąd wziął się żar pod ziemią. Inaczej Słomczyński, który zrezygnował z wierności na rzecz zwięzłości: zmienił żar ogniska w stygnącą lawę, która z zewnątrz wystygła i skamieniała, ale w środku nadal jest gorąca. Posłuchajmy jego słów:

Nasz naród jak lawa,
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;

Prawda, że obraz stygnącej lawy nie niesie wszystkich znaczeń oryginału, ale jest krótki i zrozumiały.

Może w



komentarze:
2021.01.29 17:43 P.

Oto dokończenie tego tekstu:
Być może rację miał Adam Mickiewicz, który mawiał, że dla dzieła tak wielowymiarowego, jakim są "Dziady", nie sposób stworzyć jednego doskonałego tłumaczenia. Musimy pogodzić się z tym, że każde z tłumaczeń ukazuje nam ten klejnot literatury z jednej strony, i żeby zobaczyć go w całości, trzeba poznawać go przez wiele tłumaczeń.



ksywa:

tu wpisz cyfrę cztery: (tu wpisz cyfrę cztery: (to takie zabezpieczenie antyspamowe))

komentarze wulgarne albo co mi się nie spodobają będę kasował


powrót na stronę główną

RSS