Robiłem (robiliśmy z G.) kolejne próby z trójwymiarowym fotografowaniem chmur. Tym razem zdjęcia były robione jednocześnie z dwu różnych aparatów, z obiektywów o tych samych parametrach, z tą samą ekspozycją. Odległość między aparatami była jakieś sześć metrów. Wyszło tak (poniższe zdjęcia to anaglify, choć słabo to widać na pierwszy rzut oka - po prostu oba obrazy (lewy i prawy) są bardzo podobne):
No, coś tam może widać. Jak się mocno wpatrzyć. Ale tak sobie.
Widać, że baza sześć metrów to dużo za mało. Na drugi raz trzeba pojechać na Księżycową (albo jakąś inną długą prostą pustą ulicę) i pstrykać z kilkuset metrów.
Widać, że zdjęcia równoczesne składa się dużo lepiej od nierównoczesnych - wreszcie widać, że to jest ta sama chmura.
Mam wreszcie sposób na spasowywanie zdjęć - najpierw sczytuję w GIMP-ie współrzędne trzech (lub dwu) analogicznych punktów z obu zdjęć, a potem robię convert cośtam -distort Affine (...).